Sobota, 5 lutego 2011
Intercity winter expedition czyli Tatry 2011
Życie lubi sprawiać nam niespodzianki.
Jakoś tak chyba około jesieni powiedziałam do Mirka: Mirek ja w zasadzie nie byłam jeszcze w Tatrach.. wiesz tak pochodzić po górach.
- Nie ma sprawy – powiedział Mirek – możemy na wiosnę się umówić i jechać
( O Tatrach zimną to ja jeszcze nie śmiałam marzyć).
Jakieś 2 tygodnie temu mój kolega Sławek, podesłał mi zdjęcie kolezanki Iwony, z jakiegoś tatrzańskiego szczytu.
Westchnęłam tylko… bo to było przecież moje marzenie.
Czy mogłam się spodziewać, że marzenie spełni się tak szybko?
Budzik zadzwonił bezlitośnie o 4.10, ale ani przez chwile nie pomyślałam: nie chce mi się…
Czekała przecież przygoda, czekało… marzenie…
Nie mogłam zasnąć, wiec było pewnie ze 3 godziny snu i obawa czy wobec tego podołam trasie.
A potem jazda w kierunku Taterek w zupełnej ciemności i kiedy zaczęło się przejaśniać, a naszym oczom powoli ukazywały się majestatyczne Tatry…. to wiecie jak jest.. uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
Versus na forum rowerowania pl nazwał naszą wspólna wyprawę „ustawką”. Podjęlismy rękawice i nasza skromna Tarnowska Ekipa w składzie: Krysia, Adam,ja postanowiła „zmierzyć się” z chłopakami z Krakowa czyli Versusem, Andym, MiśQ – iem i Mikim.
Przyjechali na plac boju, czyli tuż przed wejście na drogę do Morskiego Oka.
Na początku był spacerek.. asfalcik.. leciutko pod górkę… aż tu nagle niespodzianka, idziemy do góry szlakiem , stromo pod górę w kierunku 5 stawów.
Śnieg jak wiadomo nie ułatwia zadania, ale jest ciepło.
Stromo.. tętno szaleje, męczę się i pojawiają się charakterystyczne myśli : i po co mi to?
To jest jednak tylko chwila… bo przecież wiem, ze jak tylko zobaczę góry, będę szczęsliwa.
No to idziemy, idziemy, idziemy… mijają 2 godziny i znowu skręcamy stromo pod górę.
I tak 40 min, naprawdę uwierzcie ostro pod górę.. męcząco …
W pewnym momencie trawers robi się taki wąziutki, że zaczynam się bać. Jeden błąd i lecę jak nic w dół. Jedno obsunięcie nogi i nikt mi nie pomoże, po prostu się stoczę w doł... bardzo, bardzo w doł. Adrenalina buzuje.
Za to góry… to jest po prostu bajka… Naprawdę nie ma nic piękniejszego.
Majestat gór zwala mnie z nóg naprawdę, i chociaż się odrobinę boję, chociaż jestem zmęczona po prostu idę.
Kiedy dochodzimy do schroniska zaczyna wiać wiatr. Wieje naprawdę solidnie. Chłopaki z rowerowania odkrywają przed schroniskiem prawdziwe igloo, więc wczołgujemy się przez niewielkie wejście i w środku cała nasza ekipa spozywa napoje izotoniczne. Trochę inne napoje izotoniczne:), ale przemilczymy sprawę.
Potem chwila w Dolinie 5 stawów i idziemy dalej. Robi się trudno. Adam i Krysia dzielnie torują szlak ale i tak jest trudno, nogi się zapadają w głębokim sniegu, wiatr wieje tak, ze kilka razy powala mnie niemalże.
A ja? A ja cieszę się tego potwornego wiatru bo jest po prostu odrobinę a może więcej niz odrobinę ekstremalnie.
Idziemy. Wokoło przepiękne góry, gdzieniegdzie ślady lawin, czasem zza chmur wygląda słonce.
Niby idziemy do jakiejś Doliny, ale trochę tego nie rozumiem bo jest pod górę i to momentami bardzo ostro. I snieg głeboki…
Idziemy więc powoli, oddechy przyspieszone.
Idziemy i idziemy i robi się coraz bardziej ponuro, ciemno… chyba wchodzimy w chmury, góry robią się takie jakieś złowrogie… milczące.. trochę można nawet rzecz odpychające…ale cos pcha nas wciąż do góry, chcemy zajść jak najwyżej.
Na tyle na ile to będzie możliwe tego dnia. Wyżej byłoby już niemożliwe bez raków, czekanów i przede wszystkim doświadczenia.
Wieje, szaro, buro, pusto.
I dochodzimy do wysokości 2000 m npm. Mój absolutny rekord, wiec cieszę się ogromnie.
Mój Boże.. mam 39 lat i po raz pierwszy w życiu jestem tak wysoko na własnych nogach. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie chciałam wcześniej?
Chłopaki z rowerowania zaczynają wariować trochę … ale przemilczę sprawę, żeby ich nie demaskować, bo góry to góry i lepiej z nimi nie zadzierać.
Z jednej strony z przyjemnością patrzę na ich zabawę ( lubię ludzie spontanicznych), z drugiej strony … mam obawy. Naczytałam się książek o górach i wiem co znaczy lawina, wiem co znaczy wypadek w górach i wiem, ze wobec takich gór jak Tatry trzeba mieć dużo pokory. To nie jest Jaworzyna czy Turbacz, na które wjeżdzamy na rowerach ... tu juz jest zupełnie inaczej. Tu jest inna pogoda, tu jest dużo skał, tu schodzą lawiny, tu wieje potęzny zwalający z nóg wiatr.
Nie schodzi się łatwo, snieg nadal głęboki, a wiatr wieje dalej z taką samą siłą.
Co z tego, kiedy przecież odkąd czytam książki o górach to marzę własnie o tym?
O górach wysokich, zimie, wietrze.. itd…
Krótka przerwa w schronisku i schodzimy bo jest już późno a chcemy zdążyć przez zmrokiem.
Bardzo mi ciezko. Moje niestabilne kolano nakazuje ostrożność, a tu ostro w dół i slisko. Ide powoli i ostrożnie.
Kiedy przyjeżdzam do domu okazuje się , ze okrutnie boli ale to teoretycznie zdrowe kolano, tak ze cięzko stanąc mi na nogę.
No więc idziemy w doł i w doł i tylko żal, ze to koniec… zostałabym w tych górach na dlużej.
Tam jest inny świat… zupelnie inny.
8 godzin zimowego wędrowania – mój absolutny rekord.
Emocje, wrażenie – bezcenne.
Wyprawę konczymy wspolną pizzą, a ja mam dodatkowo pyszne grzane piwo z przyprawami:)
Cieszę się, ze mielismy okazję poszwędać się w takim fajnym gronie.
Przy zielonym stoliku w pizerri padają ustalenia, że wynik ustawki jest remisowy.
Czy ja wiem Panowie? Czy ja wiem…:)
To schodzenie to mieliście ułatwione.
Cudowny, wspaniały dzień.
No i kilka zdjęć, potem będzie więcej
a teraz idę spać, bo jestem zmęczona jak po maratonie, a jutro znowu muszę wstać dość wcześnie..
Obowiązki, ale takie bardziej przyjemne. Bedzie fajny dzien z fajnymi dzieciakami:)
Jakoś tak chyba około jesieni powiedziałam do Mirka: Mirek ja w zasadzie nie byłam jeszcze w Tatrach.. wiesz tak pochodzić po górach.
- Nie ma sprawy – powiedział Mirek – możemy na wiosnę się umówić i jechać
( O Tatrach zimną to ja jeszcze nie śmiałam marzyć).
Jakieś 2 tygodnie temu mój kolega Sławek, podesłał mi zdjęcie kolezanki Iwony, z jakiegoś tatrzańskiego szczytu.
Westchnęłam tylko… bo to było przecież moje marzenie.
Czy mogłam się spodziewać, że marzenie spełni się tak szybko?
Budzik zadzwonił bezlitośnie o 4.10, ale ani przez chwile nie pomyślałam: nie chce mi się…
Czekała przecież przygoda, czekało… marzenie…
Nie mogłam zasnąć, wiec było pewnie ze 3 godziny snu i obawa czy wobec tego podołam trasie.
A potem jazda w kierunku Taterek w zupełnej ciemności i kiedy zaczęło się przejaśniać, a naszym oczom powoli ukazywały się majestatyczne Tatry…. to wiecie jak jest.. uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
Versus na forum rowerowania pl nazwał naszą wspólna wyprawę „ustawką”. Podjęlismy rękawice i nasza skromna Tarnowska Ekipa w składzie: Krysia, Adam,ja postanowiła „zmierzyć się” z chłopakami z Krakowa czyli Versusem, Andym, MiśQ – iem i Mikim.
Przyjechali na plac boju, czyli tuż przed wejście na drogę do Morskiego Oka.
Na początku był spacerek.. asfalcik.. leciutko pod górkę… aż tu nagle niespodzianka, idziemy do góry szlakiem , stromo pod górę w kierunku 5 stawów.
Śnieg jak wiadomo nie ułatwia zadania, ale jest ciepło.
Stromo.. tętno szaleje, męczę się i pojawiają się charakterystyczne myśli : i po co mi to?
To jest jednak tylko chwila… bo przecież wiem, ze jak tylko zobaczę góry, będę szczęsliwa.
No to idziemy, idziemy, idziemy… mijają 2 godziny i znowu skręcamy stromo pod górę.
I tak 40 min, naprawdę uwierzcie ostro pod górę.. męcząco …
W pewnym momencie trawers robi się taki wąziutki, że zaczynam się bać. Jeden błąd i lecę jak nic w dół. Jedno obsunięcie nogi i nikt mi nie pomoże, po prostu się stoczę w doł... bardzo, bardzo w doł. Adrenalina buzuje.
Za to góry… to jest po prostu bajka… Naprawdę nie ma nic piękniejszego.
Majestat gór zwala mnie z nóg naprawdę, i chociaż się odrobinę boję, chociaż jestem zmęczona po prostu idę.
Kiedy dochodzimy do schroniska zaczyna wiać wiatr. Wieje naprawdę solidnie. Chłopaki z rowerowania odkrywają przed schroniskiem prawdziwe igloo, więc wczołgujemy się przez niewielkie wejście i w środku cała nasza ekipa spozywa napoje izotoniczne. Trochę inne napoje izotoniczne:), ale przemilczymy sprawę.
Potem chwila w Dolinie 5 stawów i idziemy dalej. Robi się trudno. Adam i Krysia dzielnie torują szlak ale i tak jest trudno, nogi się zapadają w głębokim sniegu, wiatr wieje tak, ze kilka razy powala mnie niemalże.
A ja? A ja cieszę się tego potwornego wiatru bo jest po prostu odrobinę a może więcej niz odrobinę ekstremalnie.
Idziemy. Wokoło przepiękne góry, gdzieniegdzie ślady lawin, czasem zza chmur wygląda słonce.
Niby idziemy do jakiejś Doliny, ale trochę tego nie rozumiem bo jest pod górę i to momentami bardzo ostro. I snieg głeboki…
Idziemy więc powoli, oddechy przyspieszone.
Idziemy i idziemy i robi się coraz bardziej ponuro, ciemno… chyba wchodzimy w chmury, góry robią się takie jakieś złowrogie… milczące.. trochę można nawet rzecz odpychające…ale cos pcha nas wciąż do góry, chcemy zajść jak najwyżej.
Na tyle na ile to będzie możliwe tego dnia. Wyżej byłoby już niemożliwe bez raków, czekanów i przede wszystkim doświadczenia.
Wieje, szaro, buro, pusto.
I dochodzimy do wysokości 2000 m npm. Mój absolutny rekord, wiec cieszę się ogromnie.
Mój Boże.. mam 39 lat i po raz pierwszy w życiu jestem tak wysoko na własnych nogach. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie chciałam wcześniej?
Chłopaki z rowerowania zaczynają wariować trochę … ale przemilczę sprawę, żeby ich nie demaskować, bo góry to góry i lepiej z nimi nie zadzierać.
Z jednej strony z przyjemnością patrzę na ich zabawę ( lubię ludzie spontanicznych), z drugiej strony … mam obawy. Naczytałam się książek o górach i wiem co znaczy lawina, wiem co znaczy wypadek w górach i wiem, ze wobec takich gór jak Tatry trzeba mieć dużo pokory. To nie jest Jaworzyna czy Turbacz, na które wjeżdzamy na rowerach ... tu juz jest zupełnie inaczej. Tu jest inna pogoda, tu jest dużo skał, tu schodzą lawiny, tu wieje potęzny zwalający z nóg wiatr.
Nie schodzi się łatwo, snieg nadal głęboki, a wiatr wieje dalej z taką samą siłą.
Co z tego, kiedy przecież odkąd czytam książki o górach to marzę własnie o tym?
O górach wysokich, zimie, wietrze.. itd…
Krótka przerwa w schronisku i schodzimy bo jest już późno a chcemy zdążyć przez zmrokiem.
Bardzo mi ciezko. Moje niestabilne kolano nakazuje ostrożność, a tu ostro w dół i slisko. Ide powoli i ostrożnie.
Kiedy przyjeżdzam do domu okazuje się , ze okrutnie boli ale to teoretycznie zdrowe kolano, tak ze cięzko stanąc mi na nogę.
No więc idziemy w doł i w doł i tylko żal, ze to koniec… zostałabym w tych górach na dlużej.
Tam jest inny świat… zupelnie inny.
8 godzin zimowego wędrowania – mój absolutny rekord.
Emocje, wrażenie – bezcenne.
Wyprawę konczymy wspolną pizzą, a ja mam dodatkowo pyszne grzane piwo z przyprawami:)
Cieszę się, ze mielismy okazję poszwędać się w takim fajnym gronie.
Przy zielonym stoliku w pizerri padają ustalenia, że wynik ustawki jest remisowy.
Czy ja wiem Panowie? Czy ja wiem…:)
To schodzenie to mieliście ułatwione.
Cudowny, wspaniały dzień.
No i kilka zdjęć, potem będzie więcej
a teraz idę spać, bo jestem zmęczona jak po maratonie, a jutro znowu muszę wstać dość wcześnie..
Obowiązki, ale takie bardziej przyjemne. Bedzie fajny dzien z fajnymi dzieciakami:)
Krysia w drodze , za nią rowerowanie.pl:)© lemuriza1972
Gdzieś w Tatrach...© lemuriza1972
Andy z rowerowania a w oddali jego koledzy...© lemuriza1972
I znowu Andy robi zdjęcie© lemuriza1972
Niełatwy trawes do Doliny 5 stawów© lemuriza1972
Z Krysią po dość meczącej i dostarczającej adreanliny wspinaczce pod górę© lemuriza1972
Z Mikim z rowerowania rzecz jasna© lemuriza1972
Widoczek© lemuriza1972
Krysia w drodze , za nią rowerowanie.pl:)© lemuriza1972
- Czas 08:00
- HRmax 168 ( 89%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 3000kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Brawo. Zgodnie z teorią, że o ważnych dla nas rzeczach się nie marzy tylko je planuje :) To już wiesz co się dzieje na wycieczkach z rowerowania. Od wiosny zapraszam na te rowerowe.
kubakmtb - 08:16 poniedziałek, 7 lutego 2011 | linkuj
Jezeli nie zimą to latem.
Moze nie ma tych ekstremalnych przeżyć,
za to jest możliwość kontemplacji widoków,
bo dłuzszy dzień!
Warto poznać majestat gór!
Obojętne w jakim wieku.
Tylko latem, jest chyba ten problem,
ze idzie się w kolejce...
skarp - 19:54 niedziela, 6 lutego 2011 | linkuj
Moze nie ma tych ekstremalnych przeżyć,
za to jest możliwość kontemplacji widoków,
bo dłuzszy dzień!
Warto poznać majestat gór!
Obojętne w jakim wieku.
Tylko latem, jest chyba ten problem,
ze idzie się w kolejce...
skarp - 19:54 niedziela, 6 lutego 2011 | linkuj
W Tatry zimą - pięknie :)
Wspaniale realizować marzenia.
Na 2000 m.n.p.m też nie byłem dotąd, a mam prawie 36 wiosen ... JPbike - 10:48 niedziela, 6 lutego 2011 | linkuj
Wspaniale realizować marzenia.
Na 2000 m.n.p.m też nie byłem dotąd, a mam prawie 36 wiosen ... JPbike - 10:48 niedziela, 6 lutego 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!