Wtorek, 8 marca 2011
Dzień Kobiet na Lubince
Usłyszałam dzisiaj rano tę piosenkę w radiu i poczułam niezwykły przypływ energii. A potem wysłałam ja wszystkim znajomym kobietom.
Teraz dedykuję wszystkim wspaniałym dziewczynom piszącym tutaj, z taką dygresją, ze zamiast tego pół kilograma biżuterii to życzę tak z 9 kg fajnego carbonu:)
To był dobry dzień. To był bardzo dobry dzień, nawet wziąwszy pod uwagę to co mi się przytrafiło na treningu. No ale może po kolei.
Plan , że dzisiaj będzie trening był od wczoraj. Wiedziałam, że od niego nie odstąpię, no chyba, że byłaby jakaś snieżyca, slizgawica.
Gdzieś pod koniec dnia pracy nieśmiało zaczął kiełkować mi w głowie pomysł pojechania w górki.
Widziałam je w niedzielę z daleka i zatęskniłam. No i pomyslałam: może to już jest ten czas.. w koncu jest marzec , czas posiłować się z górkami.
Powiedziałam nawet do Reni: jestem taka podekscytowana.. jadę dzisiaj na rower.
No i wyruszyłam. Wczoraj wymieniałam dętkę i tak się cieszyłam, że poszło mi tak sprawnie, po prostu rewelacyjnie sprawnie , poczułam się bardzo sprytną kobietą.
Do dzisiaj.
Ale najpierw muszę opowiedzieć o emocjach.
Pierwszy delikatny podjazd.. spokojnie. Wiadomo nogi to czują, ale nie ma wielkiego bólu.
Postanowiłam jechać spokojnie, wszak to był pierwszy raz tego roku.
Potem podjazd do Koszyc. Wjeżdzam go zawsze z blatu, ale teraz ze średniej. Taki miałam plan – delikatnie robić te podjazdy, żeby się nie zrazić , że słaba jestem, że nie ma mocy.
Potem wąwóz i podjazd.. też spokojnie. A potem była już Lubinka.
Wjechałam ją tak swobodnie, że byłam w szoku.
Jest moc w nogach, będzie dobrze!!!
Ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to co czułam. Jak wjechałam na górki, jak się rozejrzałam się ( górki jeszcze w sniegu) po prostu na przemian śmiałam się do siebie na głos i łzy stawały mi w oczach ze szczęscia.
Moja Lubinka, moja psychoterapeutka najlepsza. Pomogła mi kiedyś bardzo, bardzo.
Dwa lata temu, kiedy wszystko było rozmyte, rozbite i było jedną wielką niewiadomą, wjechałam na wiosnę na Lubinkę, odetchnęłam, rozejrzałam się i uśmiechnęłam się do siebie.
Pomyślałam: jeśli świat jest taki piękny to warto zyc i ja będę dalej zyć!
Po prostu czułam dzisiaj takie szczęscie jakbym była na haju, jakbym była na prozacu, ja nie wiem jak to określić.
A zjazdy…. Jak doszłam do 50 km/h , pomyslałam: o mój Boże.. ja znowu to czuję… zjeżdzam, jest wolność, jest przestrzeń. Cud!
I pomyslałam nawet: będzie dzisiaj nagroda jest takie powietrze, ze może jak wyjadę na Lubinkę zobaczę moje ukochane Tatry, chociaż z daleka.
No i nagle poczułam, ze jakoś miękko mi się jedzie, popatrzyłam na tył, a tam… nie ma powietrza. Zatrzymałam się. Miałam rzecz jasna zapas, pompkę, łyżki.
Co z tego jak okazało się, ze pompka nie pompuje.
Pomyślałam, ze to moja wina, ze wczoraj nie sprawdziłam opony, może coś w niej zostało.
No i zaczęłam się zastanawiać co teraz.
Jakie to szczęscie, ze cos mnie tknęło przed wyjściem i naładowałam telefon.
Zadzwoniłam do Andżeliki, na nią i na Tomka zawsze mogę liczyć.
Czekałam dośc długo, Lubinka od miasta jest jakieś pewnie co najmniej 15 km.
Zmarzłam, ale i tak uśmiechałam się do siebie z tej czystej radości jaką dała mi jazda po górkach.
Teraz mogę powiedzieć ze sezon rozpoczęty. Dopiero teraz, bo jazda na rowerze zaczyna się na podjeździe.
Ja wracaliśmy z Tomkiem to po raz pierwszy zobaczyłam jak wygląda w nocy Tarnów z Lubinki. Dosłownie Las Vegas:), muszę tam kiedyś wrócić w nocy i zrobić zdjęcia.
W domu godzinę spedziłam w wannie rozgrzewając się , ale i tak uśmiechałam się do siebie.
Jutro zaraz po pracy jadę znowu. Dwie godzinki i zaliczę Lubinke i okolicę i wrócę z tą niesamowitą radością w sercu.
I nawet dzięki temu do Tatr tęsknię trochę mniej.
Zapytałam wczoraj Mirka:
„ Jak tam zycie na nizinach…? Błeeee prawda?”
A Mirek na to: „nuda jak na polskim filmie”.
Ale dzisiaj wiem, ze nie jest tak źle.
Mamy przecież takie cudne pagórki i widoki.
SZCZĘSCIE to się nazywa SZCZESCIE.
Magnus upokorzony w oczekiwaniu na ratunek© lemuriza1972
Niedzielne łabędzie na Białej© lemuriza1972
Zima na Lubince© lemuriza1972
- DST 14.00km
- Czas 00:49
- VAVG 17.14km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 178 ( 94%)
- HRavg 166 ( 88%)
- Kalorie 440kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!