Sobota, 16 kwietnia 2011
Kobieca wyprawa na Jamną
Miałam „zadane” na ten weekend tłuc kilometry. Pomyślałam więc , że warto byłoby wybrać się troszeczkę dalej. Od kilku dni chodziła mi po głowie Jamna ( 530 m npm). Jamna w nieco łatwiejszej wersji czyli w znacznej mierze po asfalcie.
Na jazdę terenem sama nie odważyłabym się ( las itd.)
Myslałam, ze pojadę sama, ale w ostatniej chwili zgłosiła się chętna.. czyli Andżelika.
Tak więc o 11 rozpoczęłysmy naszą kobiecą wyprawę.
Swoją drogą pomyślałam… dobrze nam się jechało.. a jakby tak kiedyś wybrać się na jakąś etapówkę w duecie? Jesteśmy jeszcze w tej samej kategorii wiekowej.. Muszę zapytać Andżeliki co ona na to.
Byłam przewodnikiem wycieczki , po raz pierwszy chyba takiej długiej.
Na Jamną zawsze jeździłam w męskim towarzystwie, względnie mieszanym. Raz byłysmy z Krysią w duecie.
To już jest dość daleko od domu, no i lepiej jednak mieć towarzystwo.
Zapatrzona w dwie dętki, łyżki, pompkę, narzędzia byłam dobrej myśli, ze jakoś sobie poradzimy.
Zaraz na początku drogi coś tam tłukło się Andżeli w rowerze… Szybko zlokalizowałysmy, że to koszyk na bidon. Narzędzia, przykręcanie i jedziemy dalej.
Niebieskim szlakiem rowerowym.
Najpierw przez Buczynę, potem wzdłuż Dunajaca. Dużo błota, więc szybko i my i rowery zaczynamy wyglądać jak przystało na uczestników wyścigów w kolarstwie górskim.
Jest dość zimno.
Słonce momentami pokazuje nam twarzyczkę, ale często się chowa.
Dojeżdzamy do Zakliczyna, a stamąt dalej niebieskim, za kościołem.
Fajne dróżki, zero aut… przyjemnie, cicho, Dunajec.
Niestety już z ub roku wiem, ze fajny szlak o naprawde górskim charakterze zostal zniszczony przez osuwisko. Szkoda bo to podjazd podobny jak na Jawrzorzynę. Próbuję wiec znaleźć asfaltowy podjazd, którym jechalismy w ub roku, ale nie widzę go. Pytam pana przy sklepie, wskazuję mi drogę na Paleśnicę.
Niestety to nie była ta droga z ubiegłego roku z cudownymi widokami.
Ale tez było pięknie.. widoczki, strumyki, lasy jak w Beskidzie Sądeckim.. no tak, to już prawie rzut beretem.
Czuję przypływ szczęścia.. Na twarzy Andżeliki usmiech, chociaż akurat podjeżdzamy i podjazd nie jest jakis lajtowy.
Wyrzucam ręce w górę i krzyczę: to jest szczęście własnie!!!!!
Andżelika się smieje.
Potem już zjazd do Paleśnicy. Licznik pokazuje mi 65 , 5 km/h.
Super tak pędzić w doł!!!!
Skręcamy w lewo na Jamną. Wybieram wariant podjazdu terenem.
Nie jestem jednak pewna czy dobrze skręcam z głownej drogi na Jamną. Pytam jakiegoś miejscowego
- Czy tam dalej będzie w lesie droga na Jamną?
- Tak, ale lepiej jechać asfaltem..
- Czemu? Coś nie tak z tą drogą? Taka szutrowa droga powinna być..
- No zła droga tam dalej jest..
_ Dlaczego zła? Coś tam się stało?
- No nie.. ale lepiej asfaltem
- Ale jest taka droga leśna, taki szuter…?
- No jest…
Usmiecham się i jadę. Nie będę panu przecież tłumaczyć, ze ta „zła” droga to nasz żywioł, a nasze rowery do takich dróg są stworzone i my chyba też.
No i że nie takie drogi przemierzamy na maratonach.
Jedziemy.
Droga jest mniej szutrowa niż w lecie.. mokra i kamyki wypłukane, ale spokojnie da się podjechać.
Jakieś 4 km podjazdu.
No i jestesmy na Jamnej.
Uśmiecham się i mówię: udało się ( na początku wycieczki powiedziałam: Andżelika żeby nie wiem co.. musimy tam dojechać).
W bacówce krótki odpoczynek.
Jakis turysta mówi do nas: jak panie tu wjechały???
Ja tez jeżdzę na rowerze, ale w zyciu nie dałbym rady.
Usmiecham się, mówię:
Jakby pan musiał, dałby pan radę.
I myślę sobie: proszę pana… my nie takie podjazdy już w swoim życiu zrobiłyśmy.
Zjazd.. długi i szybki i zimnooooooo….
A potem już bez historii, głowną drogą do Zakliczyna i z powrotem niebieskim do Tarnowa.
A potem pizza:)
Andżelika była bardzo dzielna. To była jej pierwsza długa jazda tej wiosny , wiec spisała się na medal. Zrobiła 100 km i to z podjazdami, bez specjalnego przygotowania. Szacunek:)
Tempa nie forsowałysmy mocnego, ale obiecałysmy sobie, ze gdzies tam za jakiś czas.. przyciśniemy i znacznie poprawimy ten wynik:). Na Jamnej byłysmy po 2, 5 h ( 50 km) , myslę, ze jak na jazdę spokojną to i tak nieźle.
Wiosna tak cudna , pachnąca, soczysta zielenią… że aż chce się krzyczeć z radości.
Spojrzałam na wyniki maratonu w Dolsku, gdybym jechała… pewnie byłoby miejsce między 2 a 4. No ale mnie nie było…
Złoty Stok czeka i tam już będzie prawdziwe mtb
P.S tak sobie pomyslałam.. że pewnie wiele jest osób z okolic Tarnowa , które jeszcze nigdy nie były na Jamnej.
To jest tak magiczne miejsce.. tak naładowuje energią, ze nie wyobrażam sobie go nie znać.
Kto nie był.. koniecznie...
Samochodem to chyba tylko 40 km od Tarnowa.
Na jazdę terenem sama nie odważyłabym się ( las itd.)
Myslałam, ze pojadę sama, ale w ostatniej chwili zgłosiła się chętna.. czyli Andżelika.
Tak więc o 11 rozpoczęłysmy naszą kobiecą wyprawę.
Swoją drogą pomyślałam… dobrze nam się jechało.. a jakby tak kiedyś wybrać się na jakąś etapówkę w duecie? Jesteśmy jeszcze w tej samej kategorii wiekowej.. Muszę zapytać Andżeliki co ona na to.
Byłam przewodnikiem wycieczki , po raz pierwszy chyba takiej długiej.
Na Jamną zawsze jeździłam w męskim towarzystwie, względnie mieszanym. Raz byłysmy z Krysią w duecie.
To już jest dość daleko od domu, no i lepiej jednak mieć towarzystwo.
Zapatrzona w dwie dętki, łyżki, pompkę, narzędzia byłam dobrej myśli, ze jakoś sobie poradzimy.
Zaraz na początku drogi coś tam tłukło się Andżeli w rowerze… Szybko zlokalizowałysmy, że to koszyk na bidon. Narzędzia, przykręcanie i jedziemy dalej.
Niebieskim szlakiem rowerowym.
Najpierw przez Buczynę, potem wzdłuż Dunajaca. Dużo błota, więc szybko i my i rowery zaczynamy wyglądać jak przystało na uczestników wyścigów w kolarstwie górskim.
Jest dość zimno.
Słonce momentami pokazuje nam twarzyczkę, ale często się chowa.
Dojeżdzamy do Zakliczyna, a stamąt dalej niebieskim, za kościołem.
Fajne dróżki, zero aut… przyjemnie, cicho, Dunajec.
Niestety już z ub roku wiem, ze fajny szlak o naprawde górskim charakterze zostal zniszczony przez osuwisko. Szkoda bo to podjazd podobny jak na Jawrzorzynę. Próbuję wiec znaleźć asfaltowy podjazd, którym jechalismy w ub roku, ale nie widzę go. Pytam pana przy sklepie, wskazuję mi drogę na Paleśnicę.
Niestety to nie była ta droga z ubiegłego roku z cudownymi widokami.
Ale tez było pięknie.. widoczki, strumyki, lasy jak w Beskidzie Sądeckim.. no tak, to już prawie rzut beretem.
Czuję przypływ szczęścia.. Na twarzy Andżeliki usmiech, chociaż akurat podjeżdzamy i podjazd nie jest jakis lajtowy.
Wyrzucam ręce w górę i krzyczę: to jest szczęście własnie!!!!!
Andżelika się smieje.
Potem już zjazd do Paleśnicy. Licznik pokazuje mi 65 , 5 km/h.
Super tak pędzić w doł!!!!
Skręcamy w lewo na Jamną. Wybieram wariant podjazdu terenem.
Nie jestem jednak pewna czy dobrze skręcam z głownej drogi na Jamną. Pytam jakiegoś miejscowego
- Czy tam dalej będzie w lesie droga na Jamną?
- Tak, ale lepiej jechać asfaltem..
- Czemu? Coś nie tak z tą drogą? Taka szutrowa droga powinna być..
- No zła droga tam dalej jest..
_ Dlaczego zła? Coś tam się stało?
- No nie.. ale lepiej asfaltem
- Ale jest taka droga leśna, taki szuter…?
- No jest…
Usmiecham się i jadę. Nie będę panu przecież tłumaczyć, ze ta „zła” droga to nasz żywioł, a nasze rowery do takich dróg są stworzone i my chyba też.
No i że nie takie drogi przemierzamy na maratonach.
Jedziemy.
Droga jest mniej szutrowa niż w lecie.. mokra i kamyki wypłukane, ale spokojnie da się podjechać.
Jakieś 4 km podjazdu.
No i jestesmy na Jamnej.
Uśmiecham się i mówię: udało się ( na początku wycieczki powiedziałam: Andżelika żeby nie wiem co.. musimy tam dojechać).
W bacówce krótki odpoczynek.
Jakis turysta mówi do nas: jak panie tu wjechały???
Ja tez jeżdzę na rowerze, ale w zyciu nie dałbym rady.
Usmiecham się, mówię:
Jakby pan musiał, dałby pan radę.
I myślę sobie: proszę pana… my nie takie podjazdy już w swoim życiu zrobiłyśmy.
Zjazd.. długi i szybki i zimnooooooo….
A potem już bez historii, głowną drogą do Zakliczyna i z powrotem niebieskim do Tarnowa.
A potem pizza:)
Andżelika była bardzo dzielna. To była jej pierwsza długa jazda tej wiosny , wiec spisała się na medal. Zrobiła 100 km i to z podjazdami, bez specjalnego przygotowania. Szacunek:)
Tempa nie forsowałysmy mocnego, ale obiecałysmy sobie, ze gdzies tam za jakiś czas.. przyciśniemy i znacznie poprawimy ten wynik:). Na Jamnej byłysmy po 2, 5 h ( 50 km) , myslę, ze jak na jazdę spokojną to i tak nieźle.
Wiosna tak cudna , pachnąca, soczysta zielenią… że aż chce się krzyczeć z radości.
Spojrzałam na wyniki maratonu w Dolsku, gdybym jechała… pewnie byłoby miejsce między 2 a 4. No ale mnie nie było…
Złoty Stok czeka i tam już będzie prawdziwe mtb
P.S tak sobie pomyslałam.. że pewnie wiele jest osób z okolic Tarnowa , które jeszcze nigdy nie były na Jamnej.
To jest tak magiczne miejsce.. tak naładowuje energią, ze nie wyobrażam sobie go nie znać.
Kto nie był.. koniecznie...
Samochodem to chyba tylko 40 km od Tarnowa.
w lesie Buczyna© lemuriza1972
Niebieskim rowerowym wzdłuż Dunajca jedzie Andżelika:)© lemuriza1972
Gdzieś tam w drodze na Jamną© lemuriza1972
to się nazywa szczęscie czyli "dziewczyny" pod bacówką na Jamnej© lemuriza1972
Podjazd na Jamną© lemuriza1972
Gdzieś na podjeździe© lemuriza1972
Szczęście:))))© lemuriza1972
W drodze:)© lemuriza1972
Dzielna bikerka Andżelika podjeżdża na Jamną© lemuriza1972
Jamna© lemuriza1972
- DST 101.00km
- Teren 25.00km
- Czas 05:01
- VAVG 20.13km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 2050kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Setka z górkami - to mój ulubiony styl jazdy, jedno co mogę napisać - zazdroszczę !
Niech tylko wykombinuję trochę wolnego i jedziemy na Jamną :) JPbike - 21:50 niedziela, 17 kwietnia 2011 | linkuj
Niech tylko wykombinuję trochę wolnego i jedziemy na Jamną :) JPbike - 21:50 niedziela, 17 kwietnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!