Czwartek, 19 maja 2011
Krótki rękaw
Będzie długo, bo od pewnego czasu mam niewiarygodnie dużo czasu…
Tak więc mogę pisać… dużo, długo… z sensem i bez ( bo od tego siedzenia w domu, to różne rzeczy w głowie roić się mogą).
Może ktoś dotrwa do końca.
Na początku zacytuję fragment relacji z Zabierzowa ( autorstwa o ile się nie mylę Furmana).
Relacja została zamieszczona na stronie Rowerowania.
„Jakieś tajemnicze i potężne siły sprzysięgły się przeciwko nam i czarowały pogodę. Tę bitwę wygrały ale całą wojnę wygraliśmy my - wszyscy uczestnicy Powerade Suzuki Marathon w Zabierzowie k/Krakowa. Ten maraton od dawna zapowiadał się na wojnę. Było wiadomo, że będzie zimno, było wiadomo, że będzie ślisko, było wiadomo, że będzie ciężko i niebezpiecznie. Takie warunki na łatwej zdawało by się trasie powodują, że jazda zamienia się w wojnę. To nie jest jedna wielka wojna, ale setki małych bitew jakie każdy z nas toczył na trasie zawodów. Jak to na wojnie, byli wygrani, byli też przegrani. Takie wojny toczone na rowerze charakteryzują się tym, że opcja rozejmu nie wchodzi w rachubę. Kto nie wygrał ten przegrał. I odwrotnie, jeśli nie przegrałeś to znaczy, że łupy wojenne należą do Ciebie.
Pewna matka mówiła do swego syna, pilota idącego na wojnę. Tylko pamiętaj synku - lataj tym samolotem nisko i bardzo powoli. Nie wiem dlaczego przed każdym startem przypomina mi się ten dowcip. W każdym razie wiedziałem, że coś w tym jest. Przekładając na kolarski język - zjeżdżaj synku wolno i bardzo ostrożnie. Każdy wie jak interpretować takie dowcipy. W Zabierzowie trzeba było zrobić to dosłownie. Zjeżdżaj wolno i ostrożnie w dowcipie znaczy naprawdę - jedź ostrożnie ale zdecydowanie. I to była metoda na wygranie tej wojny.
Zdecydowanie! Na tym maratonie nie było czasu na korygowanie błędnie podjętych decyzji. Jeśli źle wybrałeś tor jazdy - leżałeś. Jeśli za szybko wszedłeś w zakręt - leżałeś. Jeśli wystraszyłeś się jakiejś przeszkody i w ostatniej chwili chciałeś ją ominąć - leżałeś! Jeśli za bardzo uwierzyłeś we własne siły - leżałeś. Jeśli strach sparaliżował Cię na stromym zjeździe - leżałeś! Tylko żelazna konsekwencja i nerwy ze stali oraz rozwaga i opanowanie pozwalały wyjść zwycięsko z tej bitwy i przejechać pod łukiem triumfalnym”
Jak sobie tak czytam…. to jedno wiem.. racja.. nie było czasu na korygowanie błędnie podjętych decyzji.
I myśle tylko na czym polegał mój błąd? Co zrobiłam nie tak? Za szybko weszłam w zakręt? Nie sądzę… bardzo uważałam, nie jechałam szybko. Więc? Za bardzo pochyliłam rower? Raczej nie.
Myślę, ze po prostu czegoś nie zauwazyłam. Jakiegoś dołka albo skałki. Zbyt wiele osób przewracało się w tym miejscu.
Czemu to tak rozważam? Żeby uniknąc błędów na przyszłość…
Tyle, ze czasem nawet najlepsi zjazdowcy mają pecha prawda? I nawet najlepsza technika i najlepsze opony nie pomogą… Po prostu gdzieś na drodze , naszej drodze jest to COŚ co powie nam STOP.
COŚ zatrzymało mnie w Zabierzowie… ale to nie znaczy, ze zatrzyma dalej…
Bo można byłoby pomyśleć… duże straty… utrata zdrowia na jakiś czas… więc czy warto?
Czy warto?
Będzie wielu takich , co powie: nie, nie warto, zmień sport na jakiś bardziej bezpieczny!
Ale ja już wiele razy o tym pisałam….
Sport jest ryzykiem. Jego się nigdy nie wyeliminuje.
Ryzykiem jest też jazda samochodem…prawda?
I wiem, ze nie jestem odosobniona w swoim myśleniu…
Poczytajcie co pisał Lesław na Rowerowaniu po złamaniu obojczyka w Złotym Stoku.
A że nie wszyscy mnie zrozumieją? Trudno. Świat już jest tak skonstruowany, że zrozumienia nie osiąga się tak często jakby się chciało.
Odpoczywam. Od wszystkiego. Świata. Pracy. Sportu, ludzi. Jakie wnioski? Nie nadaję się do takiego życia. Do życia bez świata, pracy, sportu, ludzi. Jednak cierpliwie czekam. Z pokorą. Na lepsze dni. Na takie kiedy wszystko wróci na własciwie tory.
A tymczasem szukam dobrych stron tego „złego”. Czytam wreszcie tyle ile bym chciała.
Wychodzę przed blok na ławkę i łapię trochę słońca.
Cwiczę ramiona i palce. Postanowiłam po raz kolejny spróbować sił w takim jednym literackim konkursie. Nade wszystko znowu uczę się cierpliwości. Przyda się. Nie tylko w sporcie.
Wspominam Tatry ( oglądam zdjęcia z zimy, czytam swoje wpisy, powróciłam do opowiadań Wawrzyńca Żuławskiego, dzisiaj czytałam o Zamarłej Turni.. przed, którą przecież stałam… teraz wiem o jakich miejscach autor pisze). Wspominam Tatry i robię plany na zimę.
Sezon rowerowy nie będzie tak udany jak zamierzałam. Trudno. To tylko zabawa. W końcu. Z niecierpliwością więc będę czekać na zimę, na biegówki, na Tatry.
Z niecierpliwością? No nie… przecież uczę się cierpliwości. I dlaczego mam tak oczekiwać na zimę skoro jeszcze lato przede mną?:)
Więc cierpliwie czekam na powrót na rower, głęboko wierzę, ze nie będę czekać długo. Głęboko wierzę, ze dojdę do siebie szybko. Noga jest nadal spuchnięta, ale nie boli bardzo, wiec mam nadzieję, ze długo to już nie potrwa.
Przeczytałam felieton Tomasza Jastruna. Cytat:
„ Czyż miliony współczesnych blogerów tak nie czynią? Oni też odkryli, że najlepszą metodą na dramaty życia, to robić z nich opowiesć. Czyż ja tego nie czynie pisząc ten felieton? Swiat można opisywać nie tylko słowami, malować go , rzeźbić, fotografować. Utrwalając chwilę, prowokujemy czas, który chce wszystko wymazać. Ważna jest ta przekora i wyzwanie jakie rzucamy losowi – nie dam się!
Czasami jednak każdy z nas jęknie : „ oj chyba nie dam rady”
Kolejny dzien… Franek ryczy jak trąba jerychońska, aż trzesą się mury. Antoś nie chce isć do przedszkola, czmycha przede mną i nie mogę go złapać. On peka ze smiechu, a ja ze złości…
Żona krzyczy, ze nie radzę sobie z dzieckiem.
W końcu wiozę Antosia do przedszkola, ale utknąłem w korku. Mama dzwoni.. potrzebny lekarz. Potkneła się i upadła. Ma za wiele energii i dobrego o sobie mniemania a za mało sił. Oj, chyba nie dam rady?
Nie wolno tkwić w takim uczuciu jak w korku. Lepiej wyskoczyć z tego „samochodu”, zakasać rękawy i do roboty!
Pewnie dlatego od kilku lat mi się tak porobiło, że noszę tylko koszulki z krótkim rękawem, nawet w zimie…”
Mentalnie od dawna nie ubrałam długiego rękawa… Schowałam głęboko w szafie.
I dobrze mi z tym.
P.S Dzisiaj wyczytałam na forum rowerowania, że nawet Łatka ( czyli Ania Sadowska) miała 3 upadki.
Maratonu też nie ukończyła.
P.S 2 znalazłam jeszcze jedną dobrą stronę całej tej sytuacji... zatęsknię bardzo za rowerem:)
Tak więc mogę pisać… dużo, długo… z sensem i bez ( bo od tego siedzenia w domu, to różne rzeczy w głowie roić się mogą).
Może ktoś dotrwa do końca.
Na początku zacytuję fragment relacji z Zabierzowa ( autorstwa o ile się nie mylę Furmana).
Relacja została zamieszczona na stronie Rowerowania.
„Jakieś tajemnicze i potężne siły sprzysięgły się przeciwko nam i czarowały pogodę. Tę bitwę wygrały ale całą wojnę wygraliśmy my - wszyscy uczestnicy Powerade Suzuki Marathon w Zabierzowie k/Krakowa. Ten maraton od dawna zapowiadał się na wojnę. Było wiadomo, że będzie zimno, było wiadomo, że będzie ślisko, było wiadomo, że będzie ciężko i niebezpiecznie. Takie warunki na łatwej zdawało by się trasie powodują, że jazda zamienia się w wojnę. To nie jest jedna wielka wojna, ale setki małych bitew jakie każdy z nas toczył na trasie zawodów. Jak to na wojnie, byli wygrani, byli też przegrani. Takie wojny toczone na rowerze charakteryzują się tym, że opcja rozejmu nie wchodzi w rachubę. Kto nie wygrał ten przegrał. I odwrotnie, jeśli nie przegrałeś to znaczy, że łupy wojenne należą do Ciebie.
Pewna matka mówiła do swego syna, pilota idącego na wojnę. Tylko pamiętaj synku - lataj tym samolotem nisko i bardzo powoli. Nie wiem dlaczego przed każdym startem przypomina mi się ten dowcip. W każdym razie wiedziałem, że coś w tym jest. Przekładając na kolarski język - zjeżdżaj synku wolno i bardzo ostrożnie. Każdy wie jak interpretować takie dowcipy. W Zabierzowie trzeba było zrobić to dosłownie. Zjeżdżaj wolno i ostrożnie w dowcipie znaczy naprawdę - jedź ostrożnie ale zdecydowanie. I to była metoda na wygranie tej wojny.
Zdecydowanie! Na tym maratonie nie było czasu na korygowanie błędnie podjętych decyzji. Jeśli źle wybrałeś tor jazdy - leżałeś. Jeśli za szybko wszedłeś w zakręt - leżałeś. Jeśli wystraszyłeś się jakiejś przeszkody i w ostatniej chwili chciałeś ją ominąć - leżałeś! Jeśli za bardzo uwierzyłeś we własne siły - leżałeś. Jeśli strach sparaliżował Cię na stromym zjeździe - leżałeś! Tylko żelazna konsekwencja i nerwy ze stali oraz rozwaga i opanowanie pozwalały wyjść zwycięsko z tej bitwy i przejechać pod łukiem triumfalnym”
Jak sobie tak czytam…. to jedno wiem.. racja.. nie było czasu na korygowanie błędnie podjętych decyzji.
I myśle tylko na czym polegał mój błąd? Co zrobiłam nie tak? Za szybko weszłam w zakręt? Nie sądzę… bardzo uważałam, nie jechałam szybko. Więc? Za bardzo pochyliłam rower? Raczej nie.
Myślę, ze po prostu czegoś nie zauwazyłam. Jakiegoś dołka albo skałki. Zbyt wiele osób przewracało się w tym miejscu.
Czemu to tak rozważam? Żeby uniknąc błędów na przyszłość…
Tyle, ze czasem nawet najlepsi zjazdowcy mają pecha prawda? I nawet najlepsza technika i najlepsze opony nie pomogą… Po prostu gdzieś na drodze , naszej drodze jest to COŚ co powie nam STOP.
COŚ zatrzymało mnie w Zabierzowie… ale to nie znaczy, ze zatrzyma dalej…
Bo można byłoby pomyśleć… duże straty… utrata zdrowia na jakiś czas… więc czy warto?
Czy warto?
Będzie wielu takich , co powie: nie, nie warto, zmień sport na jakiś bardziej bezpieczny!
Ale ja już wiele razy o tym pisałam….
Sport jest ryzykiem. Jego się nigdy nie wyeliminuje.
Ryzykiem jest też jazda samochodem…prawda?
I wiem, ze nie jestem odosobniona w swoim myśleniu…
Poczytajcie co pisał Lesław na Rowerowaniu po złamaniu obojczyka w Złotym Stoku.
A że nie wszyscy mnie zrozumieją? Trudno. Świat już jest tak skonstruowany, że zrozumienia nie osiąga się tak często jakby się chciało.
Odpoczywam. Od wszystkiego. Świata. Pracy. Sportu, ludzi. Jakie wnioski? Nie nadaję się do takiego życia. Do życia bez świata, pracy, sportu, ludzi. Jednak cierpliwie czekam. Z pokorą. Na lepsze dni. Na takie kiedy wszystko wróci na własciwie tory.
A tymczasem szukam dobrych stron tego „złego”. Czytam wreszcie tyle ile bym chciała.
Wychodzę przed blok na ławkę i łapię trochę słońca.
Cwiczę ramiona i palce. Postanowiłam po raz kolejny spróbować sił w takim jednym literackim konkursie. Nade wszystko znowu uczę się cierpliwości. Przyda się. Nie tylko w sporcie.
Wspominam Tatry ( oglądam zdjęcia z zimy, czytam swoje wpisy, powróciłam do opowiadań Wawrzyńca Żuławskiego, dzisiaj czytałam o Zamarłej Turni.. przed, którą przecież stałam… teraz wiem o jakich miejscach autor pisze). Wspominam Tatry i robię plany na zimę.
Sezon rowerowy nie będzie tak udany jak zamierzałam. Trudno. To tylko zabawa. W końcu. Z niecierpliwością więc będę czekać na zimę, na biegówki, na Tatry.
Z niecierpliwością? No nie… przecież uczę się cierpliwości. I dlaczego mam tak oczekiwać na zimę skoro jeszcze lato przede mną?:)
Więc cierpliwie czekam na powrót na rower, głęboko wierzę, ze nie będę czekać długo. Głęboko wierzę, ze dojdę do siebie szybko. Noga jest nadal spuchnięta, ale nie boli bardzo, wiec mam nadzieję, ze długo to już nie potrwa.
Przeczytałam felieton Tomasza Jastruna. Cytat:
„ Czyż miliony współczesnych blogerów tak nie czynią? Oni też odkryli, że najlepszą metodą na dramaty życia, to robić z nich opowiesć. Czyż ja tego nie czynie pisząc ten felieton? Swiat można opisywać nie tylko słowami, malować go , rzeźbić, fotografować. Utrwalając chwilę, prowokujemy czas, który chce wszystko wymazać. Ważna jest ta przekora i wyzwanie jakie rzucamy losowi – nie dam się!
Czasami jednak każdy z nas jęknie : „ oj chyba nie dam rady”
Kolejny dzien… Franek ryczy jak trąba jerychońska, aż trzesą się mury. Antoś nie chce isć do przedszkola, czmycha przede mną i nie mogę go złapać. On peka ze smiechu, a ja ze złości…
Żona krzyczy, ze nie radzę sobie z dzieckiem.
W końcu wiozę Antosia do przedszkola, ale utknąłem w korku. Mama dzwoni.. potrzebny lekarz. Potkneła się i upadła. Ma za wiele energii i dobrego o sobie mniemania a za mało sił. Oj, chyba nie dam rady?
Nie wolno tkwić w takim uczuciu jak w korku. Lepiej wyskoczyć z tego „samochodu”, zakasać rękawy i do roboty!
Pewnie dlatego od kilku lat mi się tak porobiło, że noszę tylko koszulki z krótkim rękawem, nawet w zimie…”
Mentalnie od dawna nie ubrałam długiego rękawa… Schowałam głęboko w szafie.
I dobrze mi z tym.
P.S Dzisiaj wyczytałam na forum rowerowania, że nawet Łatka ( czyli Ania Sadowska) miała 3 upadki.
Maratonu też nie ukończyła.
P.S 2 znalazłam jeszcze jedną dobrą stronę całej tej sytuacji... zatęsknię bardzo za rowerem:)
Jeszcze jechałam...© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
cytuje
Postanowiłam po raz kolejny spróbować sił w takim jednym literackim konkursie. Nade wszystko znowu uczę się cierpliwości. Przyda się. Nie tylko w sporcie.
i to Izka pokazuje ile w Tobie pasji!:)i tak trzymać dalej!!!
karla76 - 19:14 czwartek, 19 maja 2011 | linkuj
Postanowiłam po raz kolejny spróbować sił w takim jednym literackim konkursie. Nade wszystko znowu uczę się cierpliwości. Przyda się. Nie tylko w sporcie.
i to Izka pokazuje ile w Tobie pasji!:)i tak trzymać dalej!!!
karla76 - 19:14 czwartek, 19 maja 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!