Czwartek, 16 czerwca 2011
Słona Góra, Marcinka i Simone Moro:)
Ha… cóż napisać o dzisiejsze jeździe?
Że fajna, że trasa ładna, ale.. nie mogę do końca być zadowolona z siebie.
Może po prostu to brak formy, a może po prostu ja jestem słaba i tyle?
To, że wielkiego talentu do kolarstwa nie mam, to ja wiem. Podobnie było z siatkówką – mizerny wzrost mnie dyskwalifikował. Nadrabiałam amibicją.
I w siatkówce i w mtb. Po prostu nadrabiałam amibicją i pracą treningową. Tyle, że ambicja i praca nie zawsze wystarcza.
Jeszcze musi być ten procent talentu.
Niepokoi mnie jedna rzecz – lubię jeździć na rowerze bardzo, lubię się zmęczyć, ale.. nie ma chyba już we mnie po tych 4 latach jeżdzenia na góralu i w maratonach.. nie ma chyba już tej potrzeby udawadniania sobie, że mogę szybciej, mocniej, ze mogę wjechać kolejny trudny podjazd. Wiele rzeczy sobie udowodniłam już i chyba trochę już mam syndrom wypalenia w udowadnianiu sobie.
Stąd ten słabszy ubiegły sezon.
Bo najlepszy miałam 2 lata temu. Owszem nie przejechałam wymaganych maratonów do generalki ( z powodów osobistych i pecha), ale te które jeździłam , jeździłam z ogromna ambicją i zaangażowaniem. Walczyłam. A przecież jeździłam na Magnusie, z nie działającym amorem.
Takiej walki zabrakło w ubiegłym roku. W tym roku walczyłam w Murowanej. W Złotym odpuściłam do połowy trasy, w głowie miałam strach… po upadkach na treningu.
No cóż.. zobaczymy czy będę potrafiła się zmobilizować w Ustroniu.
Liczę jeszcze na to. Liczę, że wykrzeszę z siebie resztki ambicji i woli walki, żeby zakonczyć ten sezon pechowy mimo wszystko z podniesioną głową.
Skąd takie wnioski dzisiejsze nie do konca wesołe?
Ano stąd , ze dzisiaj Andżelika z Mirkiem odjeżdzali mi konkretnie na podjazdach i zjazdach, a mnie nawet nie chciało się ich gonić.
Po prostu nie chciało, chociaż było mi przykro, ze aż tak zostaje w tyle.
Przytyłam siedząc w domu i nic nie robiąc ( chociaż jadałam niewiele, ale ruchu nie było). Walczę z tym niepotrzebnym balastem i liczę na to że moja walka przyniesie efekt i w Ustroniu będę miała co najmniej 2 kg mniej do dźwigania pod górę.
Andżelika waży jakieś 7 kg mnie , jej rower też z 1,5 kg mniej od mojego ( carbon). Jak na nim jeżdzę mam wrazenie , ze jedzie sam.
Ale rower sam nie jedzie, wiec to wszystkiego nie tłumaczy.
Po prostu moja forma z wiosny uleciała… muszę pracować jakby prawie od nowa.
Będę. Nie poddam się tak bez walki.
A co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Dzisiaj świetna traska. Najpierw długim asfaltowym podjazdem od Kłokowej ( obok kościoła) na Słoną Górę. Pewnie jakieś 3 km. Nie patrzyłam na licznik.
Potem już teren . Na Słonej chyba nie było tak sucho od dawna. Terenowy podjazd długi.. jakieś 4 km pewnie, ale technicznie nie taki znowu wymagający.
Potem za domem weselnym w Słonej zjazdem , który kiedyś wydawał mi się taki trudny….
Teraz cóż… albo ja lepiej zjeżdzam, albo on jakoś zrobił się inny, bo wydawało mi się ze było na nim wiecej kolein, kamieni kiedyś.
Mirek z Andżeliką odjechali mi bardzo i to mnie martwi. Chyba za dużo hamowałam a nie było aż takiej potrzeby. Cóż.. trzeba nad głową pracować.
W Radlnej się rozdzielismy. Mirek pojechał w strone Swiebodzina bo się spieszył, my skręciłysmy za kościołem w Radlnej ( chyba) w stronę Marcinki.
I długi znowu podjazd terenowy , wertepiasty, potem już asfaltowy na Marcinkę. Fajnieeee……
Na Marcince zatrzymałyśmy się chwilę na ruinach zamku ( przepiękne widoki), a potem w dół szutrówką i dalej przez Tarnowiec , wzdłuż obwodnicy do domu.
Mimo wszystko jestem zadowolona, bo trasa fajna.
Musze pracować nad głową, bo wydaje mi się, ze to ona mówi mi „ nie” i na podjazdach i zjazdach. Ze jest i więcej mocy i więcej umiejetnosci.
Na ruinach popróbowałam się wspinać. Znaczy chciałam jakoś wiecej, ale Andżelika krzyczała, że buty mam nie takie i coś się stanie, a mnie tak strasznie ciągnęło. Chciałam zobaczyć jak zareaguje noga, bo.. Mirek coś wspominał o wyjżdzie w skałki.
Jak ja o tym marzę!!!!!!!!!!
Dzisiaj ( dopiero!) skonczyłam książkę Simone Moro.
Cytat na koniec:
„ Często myślami wracam do tamtej lawiny, która porwała Anatolija i Dimitra, grzebiąc pod zwałami sniegu ich pasje, obawy i rywalizację. Jednak to własnie tamta lawina przywróciła mnie do życia, za jej sprawą postanowiłem nie poddać się rozpaczy i zwątpieniu.
Gdybym przestał się wspinać, oznaczałoby to, że lawina zabrała również mnie.
Głupie i niepotrzebne okazałyby się wszystkie poświęcenia, uniesienia i radości, których jako człowiek doświadczyłem w ciągu całego spędzonego przeze mnie w górach czasu. Alpinizm od zawsze stanowi dla mnie sposób odkrywania i celebrowania życia. Zostałem ukształtowany najpierw jako człowiek, a potem jako alpinista za sprawą nauk jakich mi udzielono i spotkań z ludźmi, którzy staneli na mojej drodze własnie dlatego, ze zdecydowałem się na góry.
Także uśmiech, który prawie nigdy nie schodzi z mojej twarzy zawdzięczam temu życiowemu wyborowi”
Tym, którzy nie interesują się wspinaniem , wyjaśniam , ze Simone cudem uszedł z zyciem na Annapurnie, kiedy zeszła lawina ( o tym wypadku jest w dużej mierze ta książka).
Przeczytałam , pomyślałam.
Tyle wysiłku włożyłam w przygotowanie do tego sezonu. Tyle lat już jeżdzę na rowerze… gdbym teraz zniechęcona wypadkiem w Zabierzowie i słabszą formą powiedziała sobie: dość… byłoby szkoda tych lat wyrzeczeń, treningowej pracy.
Więc zawalczę jeszcze w tym sezonie. W przyszłym nieco odpocznę, ale to nie oznacza, ze pożegnam się z maratonami. Na pewno nie.
Pomyslałam, że dzięki mojemu wyborowi jakim jest mtb ja też w jakis tam sposób zostałam ukształtowana jako człowiek.
Dlaczego? Proste.
Też spotkałam wiele wspaniałych osób, a cięzki trening jaki trzeba wykonać , żeby przygotować się do maratonów mtb jest prawdziwą szkołą charakteru.
Napisałam kiedyś opowiadanie. Ma tytuł "Lawina" ( nie tylko dlatego, ze główną bohaterkę zabiera lawina na K2, ale też dlatego, że przez jej życie przechodzi lawina)
Nie wiem czy którakolwiek z osób, które je czytała ( chociaż mam nadzieję, ze była jedna taka), zrozumiała, że to nie jest opowiadanie bez happy endu.
Bo ta lawina, która przeszła przez życie bohaterki przywróciła ją do życia i jej pasji..
Zupełnie jak w słowach Simone.
Żeby było "ciekawiej" .. napisałam to opowiadanie w czasach kiedy o łażeniu zimą po Tatrach mogłam tylko pomarzyć. w opowiadaniu pojawił się cytat Simone. ten tak często przeze mnie powtarzany:
" Życie nie jest mierzone liczbą oddechów, ale liczbą momentów zapierających dech w piersiach".
Pamietajcie o tym.
Nie marnujcie życia na .. byle co... na oglądanie bezsensownych seriali czy programów w tv, na wysiadywanie bez większego celu w knajpach... itp.
Szkoda czasu
Świat naprawdę jest taaaakiiii ciekawy.
jest tyle rzeczy do zobaczenia, przeczytania, posłuchania...
Że fajna, że trasa ładna, ale.. nie mogę do końca być zadowolona z siebie.
Może po prostu to brak formy, a może po prostu ja jestem słaba i tyle?
To, że wielkiego talentu do kolarstwa nie mam, to ja wiem. Podobnie było z siatkówką – mizerny wzrost mnie dyskwalifikował. Nadrabiałam amibicją.
I w siatkówce i w mtb. Po prostu nadrabiałam amibicją i pracą treningową. Tyle, że ambicja i praca nie zawsze wystarcza.
Jeszcze musi być ten procent talentu.
Niepokoi mnie jedna rzecz – lubię jeździć na rowerze bardzo, lubię się zmęczyć, ale.. nie ma chyba już we mnie po tych 4 latach jeżdzenia na góralu i w maratonach.. nie ma chyba już tej potrzeby udawadniania sobie, że mogę szybciej, mocniej, ze mogę wjechać kolejny trudny podjazd. Wiele rzeczy sobie udowodniłam już i chyba trochę już mam syndrom wypalenia w udowadnianiu sobie.
Stąd ten słabszy ubiegły sezon.
Bo najlepszy miałam 2 lata temu. Owszem nie przejechałam wymaganych maratonów do generalki ( z powodów osobistych i pecha), ale te które jeździłam , jeździłam z ogromna ambicją i zaangażowaniem. Walczyłam. A przecież jeździłam na Magnusie, z nie działającym amorem.
Takiej walki zabrakło w ubiegłym roku. W tym roku walczyłam w Murowanej. W Złotym odpuściłam do połowy trasy, w głowie miałam strach… po upadkach na treningu.
No cóż.. zobaczymy czy będę potrafiła się zmobilizować w Ustroniu.
Liczę jeszcze na to. Liczę, że wykrzeszę z siebie resztki ambicji i woli walki, żeby zakonczyć ten sezon pechowy mimo wszystko z podniesioną głową.
Skąd takie wnioski dzisiejsze nie do konca wesołe?
Ano stąd , ze dzisiaj Andżelika z Mirkiem odjeżdzali mi konkretnie na podjazdach i zjazdach, a mnie nawet nie chciało się ich gonić.
Po prostu nie chciało, chociaż było mi przykro, ze aż tak zostaje w tyle.
Przytyłam siedząc w domu i nic nie robiąc ( chociaż jadałam niewiele, ale ruchu nie było). Walczę z tym niepotrzebnym balastem i liczę na to że moja walka przyniesie efekt i w Ustroniu będę miała co najmniej 2 kg mniej do dźwigania pod górę.
Andżelika waży jakieś 7 kg mnie , jej rower też z 1,5 kg mniej od mojego ( carbon). Jak na nim jeżdzę mam wrazenie , ze jedzie sam.
Ale rower sam nie jedzie, wiec to wszystkiego nie tłumaczy.
Po prostu moja forma z wiosny uleciała… muszę pracować jakby prawie od nowa.
Będę. Nie poddam się tak bez walki.
A co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Dzisiaj świetna traska. Najpierw długim asfaltowym podjazdem od Kłokowej ( obok kościoła) na Słoną Górę. Pewnie jakieś 3 km. Nie patrzyłam na licznik.
Potem już teren . Na Słonej chyba nie było tak sucho od dawna. Terenowy podjazd długi.. jakieś 4 km pewnie, ale technicznie nie taki znowu wymagający.
Potem za domem weselnym w Słonej zjazdem , który kiedyś wydawał mi się taki trudny….
Teraz cóż… albo ja lepiej zjeżdzam, albo on jakoś zrobił się inny, bo wydawało mi się ze było na nim wiecej kolein, kamieni kiedyś.
Mirek z Andżeliką odjechali mi bardzo i to mnie martwi. Chyba za dużo hamowałam a nie było aż takiej potrzeby. Cóż.. trzeba nad głową pracować.
W Radlnej się rozdzielismy. Mirek pojechał w strone Swiebodzina bo się spieszył, my skręciłysmy za kościołem w Radlnej ( chyba) w stronę Marcinki.
I długi znowu podjazd terenowy , wertepiasty, potem już asfaltowy na Marcinkę. Fajnieeee……
Na Marcince zatrzymałyśmy się chwilę na ruinach zamku ( przepiękne widoki), a potem w dół szutrówką i dalej przez Tarnowiec , wzdłuż obwodnicy do domu.
Mimo wszystko jestem zadowolona, bo trasa fajna.
Musze pracować nad głową, bo wydaje mi się, ze to ona mówi mi „ nie” i na podjazdach i zjazdach. Ze jest i więcej mocy i więcej umiejetnosci.
Na ruinach popróbowałam się wspinać. Znaczy chciałam jakoś wiecej, ale Andżelika krzyczała, że buty mam nie takie i coś się stanie, a mnie tak strasznie ciągnęło. Chciałam zobaczyć jak zareaguje noga, bo.. Mirek coś wspominał o wyjżdzie w skałki.
Jak ja o tym marzę!!!!!!!!!!
Dzisiaj ( dopiero!) skonczyłam książkę Simone Moro.
Cytat na koniec:
„ Często myślami wracam do tamtej lawiny, która porwała Anatolija i Dimitra, grzebiąc pod zwałami sniegu ich pasje, obawy i rywalizację. Jednak to własnie tamta lawina przywróciła mnie do życia, za jej sprawą postanowiłem nie poddać się rozpaczy i zwątpieniu.
Gdybym przestał się wspinać, oznaczałoby to, że lawina zabrała również mnie.
Głupie i niepotrzebne okazałyby się wszystkie poświęcenia, uniesienia i radości, których jako człowiek doświadczyłem w ciągu całego spędzonego przeze mnie w górach czasu. Alpinizm od zawsze stanowi dla mnie sposób odkrywania i celebrowania życia. Zostałem ukształtowany najpierw jako człowiek, a potem jako alpinista za sprawą nauk jakich mi udzielono i spotkań z ludźmi, którzy staneli na mojej drodze własnie dlatego, ze zdecydowałem się na góry.
Także uśmiech, który prawie nigdy nie schodzi z mojej twarzy zawdzięczam temu życiowemu wyborowi”
Tym, którzy nie interesują się wspinaniem , wyjaśniam , ze Simone cudem uszedł z zyciem na Annapurnie, kiedy zeszła lawina ( o tym wypadku jest w dużej mierze ta książka).
Przeczytałam , pomyślałam.
Tyle wysiłku włożyłam w przygotowanie do tego sezonu. Tyle lat już jeżdzę na rowerze… gdbym teraz zniechęcona wypadkiem w Zabierzowie i słabszą formą powiedziała sobie: dość… byłoby szkoda tych lat wyrzeczeń, treningowej pracy.
Więc zawalczę jeszcze w tym sezonie. W przyszłym nieco odpocznę, ale to nie oznacza, ze pożegnam się z maratonami. Na pewno nie.
Pomyslałam, że dzięki mojemu wyborowi jakim jest mtb ja też w jakis tam sposób zostałam ukształtowana jako człowiek.
Dlaczego? Proste.
Też spotkałam wiele wspaniałych osób, a cięzki trening jaki trzeba wykonać , żeby przygotować się do maratonów mtb jest prawdziwą szkołą charakteru.
Napisałam kiedyś opowiadanie. Ma tytuł "Lawina" ( nie tylko dlatego, ze główną bohaterkę zabiera lawina na K2, ale też dlatego, że przez jej życie przechodzi lawina)
Nie wiem czy którakolwiek z osób, które je czytała ( chociaż mam nadzieję, ze była jedna taka), zrozumiała, że to nie jest opowiadanie bez happy endu.
Bo ta lawina, która przeszła przez życie bohaterki przywróciła ją do życia i jej pasji..
Zupełnie jak w słowach Simone.
Żeby było "ciekawiej" .. napisałam to opowiadanie w czasach kiedy o łażeniu zimą po Tatrach mogłam tylko pomarzyć. w opowiadaniu pojawił się cytat Simone. ten tak często przeze mnie powtarzany:
" Życie nie jest mierzone liczbą oddechów, ale liczbą momentów zapierających dech w piersiach".
Pamietajcie o tym.
Nie marnujcie życia na .. byle co... na oglądanie bezsensownych seriali czy programów w tv, na wysiadywanie bez większego celu w knajpach... itp.
Szkoda czasu
Świat naprawdę jest taaaakiiii ciekawy.
jest tyle rzeczy do zobaczenia, przeczytania, posłuchania...
Z Tarnowem w tle© lemuriza1972
Andżelika na ruinach zamku plus nasze rumaki:)© lemuriza1972
Widok na górki z Marcinki© lemuriza1972
Widok na Tarnów z ruin zamku na Górze św. Marcina© lemuriza1972
- DST 42.00km
- Teren 13.00km
- Czas 02:21
- VAVG 17.87km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Za bardzo się poddajesz nastrojom, nastroje są chwilowe, a trenować trzeba ciągle :). Każdy ma czasem chwile zwątpienia, szczególnie po przerwie, ale trzeba jechać dalej.
Już skreśliłaś ten sezon? Przecież dopiero się zaczyna... Formę do Głuszycy jeszcze byś od zera zdążyła zbudować. klosiu - 08:07 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj
Już skreśliłaś ten sezon? Przecież dopiero się zaczyna... Formę do Głuszycy jeszcze byś od zera zdążyła zbudować. klosiu - 08:07 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj
A ja przeczytałem wszystko :) Uff... Wchodząc na ten blog -już wiem ,że zanim zacznę czytać -muszę zrobić sobie herbatę i coś do przegryzienia :P
Oczywiście żartowałem :]
Simone ma rację. Porażki i błędy powinny mobilizować -a nie odstraszać. Ale żeby nie odstraszały -powinniśmy najpierw wyciagać z nich prawidłowe wnioski ,zrozumieć na czym polegał błąd.
Zdjęcie na ruinach zamku -piękne. marusia - 21:58 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj
Oczywiście żartowałem :]
Simone ma rację. Porażki i błędy powinny mobilizować -a nie odstraszać. Ale żeby nie odstraszały -powinniśmy najpierw wyciagać z nich prawidłowe wnioski ,zrozumieć na czym polegał błąd.
Zdjęcie na ruinach zamku -piękne. marusia - 21:58 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj
Będę szczery - wszystkiego czytać wpisu mi się nie chciało, ale ładne zdjęcia z Tarnowem w tle z chęcią oglądnąłem :)
Petroslavrz - 20:59 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!