Niedziela, 19 czerwca 2011
Mielec- Tarnów, o dyskotece:) i górach ( znowu):)
Spodobały mi się słowa tej piosenki. Taka fajna obserwacja rzeczywistości.
Znam takie osoby . Naprawdę znam!
Nie ubiorą nic niemarkowego , nic taniego…
Trochę tego nie rozumiem, chociaż w przypadku roweru ( częsci, ubrań) jestem przywiązana do pewnych marek i wydaje dużo pieniedzy, ale to zupełnie inna historia..
Żeby było smieszniej piszę te słowa ubrana w koszulkę i spodnie marki Adidas haha:)
Wróciłam do domu, słońce zagląda do okien, a ja sobie myslę, że jestem szczęściarą , bo mam takie przytulne mieszkanie i miło się w nim spędza czas, chociaż ja tak naprawdę to tu rzadko bywam, bo wciąż gdzieś tam jestem, głownie na rowerze, na maratonach, w górach, w Mielcu, u Andżeliki i w pracy rzecz jasna.
Dzisiejsza jazda już nie była taka przyjemna jak wczorajsza.
Powód ? No jeden taki był, ale pisać o nim nie będę, ale to już potwierdzone, na podstawie moich obserwacji, że w takich dniach jeździ mi się fatalnie.
Do tego wiał wiaterek w mordkę prosto, wiec trzeba było się siłować. Powtarzałam sobie całą drogę: wiatr przyjacielem kolarza.
Powtarzałam sobie: Iza, odbudowujesz formę. Trzeba się starać. Coś z siebie dać.
Dzisiaj dużo bardziej bolały mnie plecy. Kiedy przyjechałam do domu , zważyłam plecak – 6 kg.
No mało to nie jest….
Więc tak sobie pomyślałam… jak uda mi się do Ustronia zrzucić ze 3 kg ( moim zdaniem konieczne jest to), to będzie naprawdę znacznie fajniej pod górę.
Wczoraj moja siostra powiedziała: O Jezu, ale ty masz łapę. Jakie mieśnie!!! Jak jakaś lekkoatletka.
Fakt.. trochę w zimie machałam hantlami, trochę wiosłowałam, ale nie myślałam, ze to aż tak widać!
Inna sprawa, że ona ma łapki jak patyczki,zero mięśnia, wiec w porównaniu z moimi to jest różnica…
Jechałam i jechałam dzisiaj , cały czas w towarzystwie ciemnych chmur i myślałam sobie: kiedy dopadnie mnie deszcz?
Dopadł już w samym Tarnowie, ale ostatnie 8 km jechałam w wielkiej ulewie z odgłosami burzy w oddali.
Na początku pomyslałam: no nie… teraz?
Potem pomyślałam: dobrze, ze dopiero teraz.
A potem.. potem byłam już tak mokra, ze aż się śmiałam z siebie i wjeżdzałam we wszystkie kałuże.
I wszystko byłoby ok., gdyby nie to, że nie zmyłam makijażu przed wyjazdem i jak woda zaczeła płynąć po mojej twarzy to wraz z nią tusz najwidoczniej nie wododporny.
Jak to piecze, wiedzą tylko kobiety:)
Wczoraj jadąc do Mielca, gdzieś w połowie drogi spotkałam sakwiarza. Podniosłam rękę, powiedziałam : Dzien dobry.
Dzisiaj znowu się spotkalismy na przejściu dla pieszych w Tarnowie.
Widocznie miał podobny weekendowy wypad rowerowy jak ja, bo kierował się na drogę na Mielec. Ciekawe skąd jechał?
A na koniec jeszcze taki fragment z książki Olgi Morawskiej
„ – Panie Stefanie, jak pan myśli, dlaczego góry, tak przyciagają ludzi do siebie?
- Na to pytanie genialnie odpowiedział Mallory, chodzi się w góry bo są.
- Tak, ale dla niektórych stają się najważniejsze w życiu.
- To chyba zależy od cech psychofizycznych człowieka. Na przykład ja kiedy jestem w górach, czuję się zupełnie inaczej niż tu, szczególnie w pracy w Warszawie. Tam człowiek zyje pełnią życia… tu jest jakiś przyklapnięty. Nie wiem czy pani to widziała.. jest taki krzyż w drodze na Ornak. Stoi obok scieżki i jest na nim napisane: „ I nic ponad Boga” Człowiek czuje się zupełnie innym w górach niż na dole i Bóg jest bliżej”
Właśnie… ja kiedys sobie pomyslałam…. W górach, na rowerze, na maratonach ja staje się inna. Naprawdę inna.
Radośniejsza, bardziej otwarta, mam jeszcze więcej energii.. mam wrażenie, że lubie wszystkich i wszystko i ważne są tylko te chwile, kiedy tak właśnie czuję.
Tęsknię za Tatrami, za łażeniem po górach, ale chyba jeszcze chwilę musze poczekać.
Moja noga doszła do siebie w bardzo szybkim tempie ( lekarz powiedział, ze to będzie miesiąc albo i dłużej, a ja po 2 tygodniach już siedziałam na rowerze, to prawda, ze my sportowcy jesteśmy narażeni na kontuzje, ale jak już się przydarza, to szybciej dochodzimy od siebie w porównaniu do niesportowców), ale na chodzenie kilkugodzinne w górach chyba jeszcze za wcześnie,.
Cierpliwości Iza.. nadejdzie dzień, ze znowu staniesz na jakimś tatrzańskim szczycie i będzie miała ochotę krzyczeć: jestem królową życia!!!!
- DST 56.00km
- Czas 02:18
- VAVG 24.35km/h
- VMAX 39.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 980kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!