Wtorek, 12 lipca 2011
Technika w Buczynie
Po maratonie w Ustroniu siedząc sobie ze znajomymi, powiedziałam: nie wiem czy chce jechać do Głuszycy, jeździ mi się tak cięzko, że nie wiem czy jest dalej sens jeździć na wyścigi .
Versus z Rowerowania powiedział:
Jutro będziesz mówić już inaczej
( szczerze mówiąc inaczej to mówiłam już wieczorem:)w niedzielę).
Od wczoraj zaś walczę z róznymi myślami i szukam rozwiązań, co zrobić żeby moc poprawić i psycha nie siadała na podjazdach ( bo ze zjazdami już sobie poradziłam – dzisiaj znowu super mi się zjeżdzało, bez oporów, bez blokady, czułam radość ze zjeżdżania). Ogromną radość.
Początkowo rano myślałam: jak chce się przygotować dobrze do tej morderczej Głuszycy, do tego najtrudniejszego maratonu jaki kiedykolwiek jechałam ( trasa w Głuszycy nosi miano najtrudniejszej, maraton łatwy nie jest, ale w ub roku przez błoto i upał cieżej było chyba w Krynicy, aczkolwiek trasa w Głuszycy z większym przewyższeniem), to muszę moc robić.. podjazdy..
Taki był plan, ale potem źle się poczułam, zmeczenie jakieś, ból głowy i stwierdziłam, ze to byłoby bez sensu, że musze odpocząć.
Potwierdził to Kuba pisząc ze zdecydowanie za wczesnie na podjazdy ( w sensie ze tak zaraz po maratonie) i zebym dzisiaj zrobiła sobie przerwę albo luźną jazdę. Wybrałam druga opcję bo na rower mnie ciągnęło.
Te nowe kółka i oponki to był jednak dobry zakup i chciałam znowu sobie przetestować.
Jadąc Ustron myslałam: i po co było tyle pieniedzy wydawać na koła i inne szpeje, skoro tak cienko jeżdżę?
Ale sens był. Opony są po prostu świetne ( bezdętkowe Schwalbe NN Double Defense). Rewelacja. Świetna przyczepność, na asfalcie też nieźle się toczą, szybko oczyszczają się z błota ( na buldogach bardzo długo błoto się trzymało).
Plan był: technika w Buczynie.
Pojechałysmy sobie z Andżeliką i pokręciłysmy po lesie spokojnie. Podjazdy, zjazdy. Próba sił na podjazdach ( trzeba się było nasiłować). Niestety zdjęcia w ogóle nie oddają nastromienia ani zjazdu ani podjazdów, ale było co jechać. Piękny teren naprawdę.
Andżelika stwierdziła, ze nadajemy się na Puchar Tarnowa ( organizator namawia nas na start), smiałam się jednak, bo na Marcince jednak trudniej i szybciej trzeba jechać.
Czułam dzisiaj wielką radość z jazdy. Lubie takie techniczne kawałki. Wtedy wiem po co mi rower górski i jest usmiech od ucha do ucha i w ogóle wszystko wydaje się prostsze:)
P.S na sam koniec już w mieście przydarzyło mi się COŚ ( jak zwykle, przecież jestem mistrzynia od przydarzania mi się CZEGOŚ.
jechałysmy co prawda nieprzepisowo chodnikiem a nie ścieżką po drugiej stronie ulicy, na chodniku auto, do auta rodzice wpychali pijanego dorosłego syna, było miejsca na tyle zeby przejechać. Nie przewidziałam tylko tyle, ze mama pakująca syna do auta znienacka nie wiedzieć czemu machnie drzwiami. Machnęła tak ze uderzyła we mnie , no i spadłam z roweru... uderzyłam kierownicą o klatkę, wiec troche mnie przytkało... pani sie zmartwiła a ja jej powiedziałam: ma pani obity samochód... machneła ręką.
No:). Na szczęscie nie jestem ani obita, ani obdarta. Troche tylko boję sie czy przerzutka nie ucierpiała, albo co gorsza mój unikatowy hak.
Po chwili przejechało obok nas auto z rowerem na dachu i ktoś zawzięcie zaczął nam machać.
Monia z Mateuszem:)).
Versus z Rowerowania powiedział:
Jutro będziesz mówić już inaczej
( szczerze mówiąc inaczej to mówiłam już wieczorem:)w niedzielę).
Od wczoraj zaś walczę z róznymi myślami i szukam rozwiązań, co zrobić żeby moc poprawić i psycha nie siadała na podjazdach ( bo ze zjazdami już sobie poradziłam – dzisiaj znowu super mi się zjeżdzało, bez oporów, bez blokady, czułam radość ze zjeżdżania). Ogromną radość.
Początkowo rano myślałam: jak chce się przygotować dobrze do tej morderczej Głuszycy, do tego najtrudniejszego maratonu jaki kiedykolwiek jechałam ( trasa w Głuszycy nosi miano najtrudniejszej, maraton łatwy nie jest, ale w ub roku przez błoto i upał cieżej było chyba w Krynicy, aczkolwiek trasa w Głuszycy z większym przewyższeniem), to muszę moc robić.. podjazdy..
Taki był plan, ale potem źle się poczułam, zmeczenie jakieś, ból głowy i stwierdziłam, ze to byłoby bez sensu, że musze odpocząć.
Potwierdził to Kuba pisząc ze zdecydowanie za wczesnie na podjazdy ( w sensie ze tak zaraz po maratonie) i zebym dzisiaj zrobiła sobie przerwę albo luźną jazdę. Wybrałam druga opcję bo na rower mnie ciągnęło.
Te nowe kółka i oponki to był jednak dobry zakup i chciałam znowu sobie przetestować.
Jadąc Ustron myslałam: i po co było tyle pieniedzy wydawać na koła i inne szpeje, skoro tak cienko jeżdżę?
Ale sens był. Opony są po prostu świetne ( bezdętkowe Schwalbe NN Double Defense). Rewelacja. Świetna przyczepność, na asfalcie też nieźle się toczą, szybko oczyszczają się z błota ( na buldogach bardzo długo błoto się trzymało).
Plan był: technika w Buczynie.
Pojechałysmy sobie z Andżeliką i pokręciłysmy po lesie spokojnie. Podjazdy, zjazdy. Próba sił na podjazdach ( trzeba się było nasiłować). Niestety zdjęcia w ogóle nie oddają nastromienia ani zjazdu ani podjazdów, ale było co jechać. Piękny teren naprawdę.
Andżelika stwierdziła, ze nadajemy się na Puchar Tarnowa ( organizator namawia nas na start), smiałam się jednak, bo na Marcince jednak trudniej i szybciej trzeba jechać.
Czułam dzisiaj wielką radość z jazdy. Lubie takie techniczne kawałki. Wtedy wiem po co mi rower górski i jest usmiech od ucha do ucha i w ogóle wszystko wydaje się prostsze:)
P.S na sam koniec już w mieście przydarzyło mi się COŚ ( jak zwykle, przecież jestem mistrzynia od przydarzania mi się CZEGOŚ.
jechałysmy co prawda nieprzepisowo chodnikiem a nie ścieżką po drugiej stronie ulicy, na chodniku auto, do auta rodzice wpychali pijanego dorosłego syna, było miejsca na tyle zeby przejechać. Nie przewidziałam tylko tyle, ze mama pakująca syna do auta znienacka nie wiedzieć czemu machnie drzwiami. Machnęła tak ze uderzyła we mnie , no i spadłam z roweru... uderzyłam kierownicą o klatkę, wiec troche mnie przytkało... pani sie zmartwiła a ja jej powiedziałam: ma pani obity samochód... machneła ręką.
No:). Na szczęscie nie jestem ani obita, ani obdarta. Troche tylko boję sie czy przerzutka nie ucierpiała, albo co gorsza mój unikatowy hak.
Po chwili przejechało obok nas auto z rowerem na dachu i ktoś zawzięcie zaczął nam machać.
Monia z Mateuszem:)).
Andżelika podjeżdża© lemuriza1972
Zjeżdżam z uśmiechem na ustach:)© lemuriza1972
Walczę na podjeździe© lemuriza1972
W Buczynie© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:02
- VAVG 14.75km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 168 ( 89%)
- HRavg 130 ( 69%)
- Kalorie 581kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tak - na podjazdy !
Racja, w zeszłorocznej i pokaźnej przewyższeniowo Głuszycy ciężko było i pamiętam jak na trasie Ciebie mijałem :)
Ja ze względu na rekonwalescencję na tegoroczną edycję zamierzam się wybrać, ale w roli kibica i fotografa - pewnie zaczaję się najpierw na którymś podjeździe, a następnie gdzieś na technicznym zjeździe :)
JPbike - 21:03 wtorek, 12 lipca 2011 | linkuj
Racja, w zeszłorocznej i pokaźnej przewyższeniowo Głuszycy ciężko było i pamiętam jak na trasie Ciebie mijałem :)
Ja ze względu na rekonwalescencję na tegoroczną edycję zamierzam się wybrać, ale w roli kibica i fotografa - pewnie zaczaję się najpierw na którymś podjeździe, a następnie gdzieś na technicznym zjeździe :)
JPbike - 21:03 wtorek, 12 lipca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!