Niedziela, 17 lipca 2011
O wyprawie na Jamną i smaku piwa:)
Koneserem nie jestem, ale lubię.
Lubię i zimą i latem.
Latem.. kiedy jestem bardzo zmęczona i jest upalnie. Zimne. Z sokiem. Szczególnie mocno marzę o nim, kiedy męczę się gdzieś na maratonowej trasie. Myślę wtedy:
Dojedziesz do mety i napijesz się zimnego, pysznego piwa….
Ta myśl pozwala mi przetrwać kryzysy.Z tego co wiem, nie tylko ja tak marzę:)
Lubię zimą. Kiedy wracam zmarznięta z górskiej wędrówki, albo z biegania na nartach.. albo jazdy na rowerze. Grzane. Z miodem. Przyprawami.
Wiem , wiem są tacy… którzy uważają , ze smaku piwa nie można „zabijać” żadnymi dodatkami.
Ale ja tak lubię.
Latem z sokiem.. zimneeee… po jakiejs solidnej rowerowej wytrypie.
I zimą… z tymi wszystkim aromatami cynamonu, miodu, imbiru… Nie zapomnę nigdy smaku piwa w pizzerni gdzieś.. gdzie to było ? Bukowina, Białka? Wracalismy z Tatr. Najlepsze grzane piwo jakie piłam.
Siedzę sobie teraz popijając zimne z sokiem i wspominam weekend.
Wczoraj jak siedziałam wieczorem na Rynku i patrzyłam na ludzi pijących piwo, pomyślałam:
No owszem, jest ciepło, przyjemnie, ładnie na tym Rynku, piwo smakuje, ale nawet nie wiecie jak smakuje po wielu kilometrach przemierzonych na rowerze, w upale.
To jest dopiero smak!!!!
7.30 rano, dzwoni budzik. Zrywam się szybko, bo czasu mam niewiele ( godzina). Szybko nastawiam wodę na makaron ( błeeeeee… znowu wmuszanie w siebie na siłę "ukochanych” węglowodanów). I jeszcze kawa i dwa wafle ryżowe z miodem ( ostatnio się tak nauczyłam, jakoś najłatwiej mi rano przełknąć).
O 8.30 przyjeżdża Sławek N i Jacek Ł ( „szwagier” mojego wiernego czytelnika czyli Siergieja – pozdrówka), zaraz potem Andżelika i Tomek.
Jedziemy.
Na przejściu dla pieszych postój. Pytam Sławka:
Jak jedziemy?
No na Lubinkę najpierw.
Jakis pijaczek mówi: tak daleko jedziecie?
Ja: jeszcze dalej:)
On: o rany boskie… to ja bym gdzieś legł w rowie…
Z pewnością:)
Zarządzam , ze na Lubinkę jedziemy szutrowym podjazdem od Dąbrówki. A co?:) jak ma być ciężko, niech będzie ciężko.
Niektórzy wzdychają , ale jadą dzielnie.
Tak więc najpierw tradycyjnie niebieskim przez Buczynę i wzdłuż Dunajca. jest ciepłooooooo… i będzie coraz cieplej.
Pierwszy podjazd… ten szutrowy wjeżdza mi się cieżko. Nie jest jednak wymagający aż tak bardzo dzisiaj, jakby mniej kolein a może to moje cudowne NN tak ładnie się trzymają?
Potem zdobywamy Lubinkę asfaltem, zaczynają się piękne widoki.
Potem Wał i jak to mówi Jacek: ściana płaczu.
Ale tę ścianę płaczu nawet nie najgorzej mi się wjeżdża. A koncówkę Wału to już w ogóle.. łapię fajny rytm i naprawdę jest ok.
Sławek mówi: oszczedzaj siły.
Ale w tym momencie siły i mam i jadę bez specjalnej napinki i dobrze mi się jedzie, wiec wjeżdzam w miarę fajnie. To zawsze podbudowuje psychicznie.
Skręcamy do lasu w kierunku Siemiechowa i działki Agnieszki, czarnym rowerowym. Tam gdzie ostatnio zgubiłam telefon. Świetny to jest kawałek leśny.
Za dużo to ich dzisiaj nie będzie, pewnie tak z 1/3 trasy to teren, ale sporo pod górę. No i jest coraz bardziej gorąco.
My cały czas czarnym szlakiem. Niektóre leśne fragmenty bardzo fajne, jest nawet momentami sporo błota ( rower znowu do mycia:)).
Szkoda tylko, ze tak stosunkowo niewiele techniczych fragmentów, mało zjazdów, podjazdów terenowych, ale w sumie było się gdzie wspinać, a przy tym upale to naprawdę dawało w kość.
Na Jamnej krótki odpoczynek i zasłuzone piwo ( ja tylko małe z Andzeliką na pół).
Ponieważ chłopaki się spieszą, decydujemy , ze wracamy najprostszym wariantem, zjazd do Paleśnicy , potem wzdłuż Dunajca. Czyli asfalt i bez wielkiego podjeżdzania.
Początkowo było mi żal, miałam ochotę na solidną wyrypę, ale to była chyba dobra decyzja. Mielismy w nogach wczorajsze 90 km, a ten upał solidnie nas wymęczył. Już jadać z Zakliczyna dopadł mnie jakis kryzys, na szczęscie tylko chwilowy.
W Zakliczynie zatrzymujemy się na jedzonko. Sławek mówi:
Nie wiedziałem , ze tu jest rynek.
Rynek w Zakliczynie jest całkiem urokliwy.
Sławek i Jacek spieszą się, wiec kilka km za Zakliczynem pojadą szybciej do domu. Ja żegnam się z Andżelika i Tomkiem w Zb. Górze. Chce jechać jeszcze na chwilę nad Dunajec.
Nie mogę jednak trafić na „moje” miejsce sprzed lat ( często tu przyjeżdzałam, bo nigdy nie było tu ludzi, cisza, spokój, szum Dunajca, odpoczywałam w tym miejscu bardzo) i funduje sobie dobre kilka kilometrów dodatkowo po wertepach nieziemskich.
W koncu dojeżdzam do Ostrowa, ale z drugiej strony Dunajca, nie tam gdzie zwykle odpoczywamy. Chwilę siedzę, ale słonce … mam go już dośc, poza tym jestem głodna. Jadę do domu.
Mam skręcać w kierunku Kępy Bogumiłowickiej, ale w ostatniej chwili myślę: a pojadę ścieżką…
Tak to już pewnie w zyciu jest. Ktoś gdzieś tam kieruje tym co robimy...
Nagle przed sobą widzę rowerzystę. Idzie prowadząc rower, na rowerze fotelik z dzieckiem, a z tyłu kapeć…
Pytam: może dętka Panu potrzebna? Mam dętkę.
Okazuje się ze pan mieszka gdzieś jakieś 10 km stąd…
Długo by szedł.
Daje Panu swoją dętkę, pompkę.
Chce mi dać 40 zł. Szybko odjeżdzam mówiąc: niech pan nie żartuje, po prostu pan kiedyś pomoże komuś kto będzie tego potrzebował.
40 zł… widzieliście? za dętkę i pożyczenie łyżek i pompki ( skądinąd łyzek miałam nie brac, pomyslałam rano: tylu chłopaków jedzie, ktoś będzie miał, ale potem pomyślałam: a jak nie? i wzięłam).
Pomyslałam sobie: jakby ktos tak stanął na maratonie na koncu jakiegoś kamienistego zjazdu i sprzedawał dętki, nieźle by zarobił.
Polacy niby taki pomysłowy naród… a jeszcze nikogo takiego nie widziałam.
Zmęczyłam się dzisiaj.
Słonce mnie ogromnie zmęczyło.
Dobrze, ze nie uległam Andzelice i nie pojechałam z nią nad Dunajec jeszcze. Pewnie bym miała jutro kłopoty ze wstaniem.
P.S Jestem coraz bardziej urzeczona NN Double Defense. Chyba najlepsze opony jakie miałam.
idą pieknie pod górę, z góry, oczyszczają się momentalnie z błota, przez błoto też ładnie "przechodzą"
Polecam.
Lubię i zimą i latem.
Latem.. kiedy jestem bardzo zmęczona i jest upalnie. Zimne. Z sokiem. Szczególnie mocno marzę o nim, kiedy męczę się gdzieś na maratonowej trasie. Myślę wtedy:
Dojedziesz do mety i napijesz się zimnego, pysznego piwa….
Ta myśl pozwala mi przetrwać kryzysy.Z tego co wiem, nie tylko ja tak marzę:)
Lubię zimą. Kiedy wracam zmarznięta z górskiej wędrówki, albo z biegania na nartach.. albo jazdy na rowerze. Grzane. Z miodem. Przyprawami.
Wiem , wiem są tacy… którzy uważają , ze smaku piwa nie można „zabijać” żadnymi dodatkami.
Ale ja tak lubię.
Latem z sokiem.. zimneeee… po jakiejs solidnej rowerowej wytrypie.
I zimą… z tymi wszystkim aromatami cynamonu, miodu, imbiru… Nie zapomnę nigdy smaku piwa w pizzerni gdzieś.. gdzie to było ? Bukowina, Białka? Wracalismy z Tatr. Najlepsze grzane piwo jakie piłam.
Siedzę sobie teraz popijając zimne z sokiem i wspominam weekend.
Wczoraj jak siedziałam wieczorem na Rynku i patrzyłam na ludzi pijących piwo, pomyślałam:
No owszem, jest ciepło, przyjemnie, ładnie na tym Rynku, piwo smakuje, ale nawet nie wiecie jak smakuje po wielu kilometrach przemierzonych na rowerze, w upale.
To jest dopiero smak!!!!
7.30 rano, dzwoni budzik. Zrywam się szybko, bo czasu mam niewiele ( godzina). Szybko nastawiam wodę na makaron ( błeeeeee… znowu wmuszanie w siebie na siłę "ukochanych” węglowodanów). I jeszcze kawa i dwa wafle ryżowe z miodem ( ostatnio się tak nauczyłam, jakoś najłatwiej mi rano przełknąć).
O 8.30 przyjeżdża Sławek N i Jacek Ł ( „szwagier” mojego wiernego czytelnika czyli Siergieja – pozdrówka), zaraz potem Andżelika i Tomek.
Jedziemy.
Na przejściu dla pieszych postój. Pytam Sławka:
Jak jedziemy?
No na Lubinkę najpierw.
Jakis pijaczek mówi: tak daleko jedziecie?
Ja: jeszcze dalej:)
On: o rany boskie… to ja bym gdzieś legł w rowie…
Z pewnością:)
Zarządzam , ze na Lubinkę jedziemy szutrowym podjazdem od Dąbrówki. A co?:) jak ma być ciężko, niech będzie ciężko.
Niektórzy wzdychają , ale jadą dzielnie.
Tak więc najpierw tradycyjnie niebieskim przez Buczynę i wzdłuż Dunajca. jest ciepłooooooo… i będzie coraz cieplej.
Pierwszy podjazd… ten szutrowy wjeżdza mi się cieżko. Nie jest jednak wymagający aż tak bardzo dzisiaj, jakby mniej kolein a może to moje cudowne NN tak ładnie się trzymają?
Potem zdobywamy Lubinkę asfaltem, zaczynają się piękne widoki.
Potem Wał i jak to mówi Jacek: ściana płaczu.
Ale tę ścianę płaczu nawet nie najgorzej mi się wjeżdża. A koncówkę Wału to już w ogóle.. łapię fajny rytm i naprawdę jest ok.
Sławek mówi: oszczedzaj siły.
Ale w tym momencie siły i mam i jadę bez specjalnej napinki i dobrze mi się jedzie, wiec wjeżdzam w miarę fajnie. To zawsze podbudowuje psychicznie.
Skręcamy do lasu w kierunku Siemiechowa i działki Agnieszki, czarnym rowerowym. Tam gdzie ostatnio zgubiłam telefon. Świetny to jest kawałek leśny.
Za dużo to ich dzisiaj nie będzie, pewnie tak z 1/3 trasy to teren, ale sporo pod górę. No i jest coraz bardziej gorąco.
My cały czas czarnym szlakiem. Niektóre leśne fragmenty bardzo fajne, jest nawet momentami sporo błota ( rower znowu do mycia:)).
Szkoda tylko, ze tak stosunkowo niewiele techniczych fragmentów, mało zjazdów, podjazdów terenowych, ale w sumie było się gdzie wspinać, a przy tym upale to naprawdę dawało w kość.
Na Jamnej krótki odpoczynek i zasłuzone piwo ( ja tylko małe z Andzeliką na pół).
Ponieważ chłopaki się spieszą, decydujemy , ze wracamy najprostszym wariantem, zjazd do Paleśnicy , potem wzdłuż Dunajca. Czyli asfalt i bez wielkiego podjeżdzania.
Początkowo było mi żal, miałam ochotę na solidną wyrypę, ale to była chyba dobra decyzja. Mielismy w nogach wczorajsze 90 km, a ten upał solidnie nas wymęczył. Już jadać z Zakliczyna dopadł mnie jakis kryzys, na szczęscie tylko chwilowy.
W Zakliczynie zatrzymujemy się na jedzonko. Sławek mówi:
Nie wiedziałem , ze tu jest rynek.
Rynek w Zakliczynie jest całkiem urokliwy.
Sławek i Jacek spieszą się, wiec kilka km za Zakliczynem pojadą szybciej do domu. Ja żegnam się z Andżelika i Tomkiem w Zb. Górze. Chce jechać jeszcze na chwilę nad Dunajec.
Nie mogę jednak trafić na „moje” miejsce sprzed lat ( często tu przyjeżdzałam, bo nigdy nie było tu ludzi, cisza, spokój, szum Dunajca, odpoczywałam w tym miejscu bardzo) i funduje sobie dobre kilka kilometrów dodatkowo po wertepach nieziemskich.
W koncu dojeżdzam do Ostrowa, ale z drugiej strony Dunajca, nie tam gdzie zwykle odpoczywamy. Chwilę siedzę, ale słonce … mam go już dośc, poza tym jestem głodna. Jadę do domu.
Mam skręcać w kierunku Kępy Bogumiłowickiej, ale w ostatniej chwili myślę: a pojadę ścieżką…
Tak to już pewnie w zyciu jest. Ktoś gdzieś tam kieruje tym co robimy...
Nagle przed sobą widzę rowerzystę. Idzie prowadząc rower, na rowerze fotelik z dzieckiem, a z tyłu kapeć…
Pytam: może dętka Panu potrzebna? Mam dętkę.
Okazuje się ze pan mieszka gdzieś jakieś 10 km stąd…
Długo by szedł.
Daje Panu swoją dętkę, pompkę.
Chce mi dać 40 zł. Szybko odjeżdzam mówiąc: niech pan nie żartuje, po prostu pan kiedyś pomoże komuś kto będzie tego potrzebował.
40 zł… widzieliście? za dętkę i pożyczenie łyżek i pompki ( skądinąd łyzek miałam nie brac, pomyslałam rano: tylu chłopaków jedzie, ktoś będzie miał, ale potem pomyślałam: a jak nie? i wzięłam).
Pomyslałam sobie: jakby ktos tak stanął na maratonie na koncu jakiegoś kamienistego zjazdu i sprzedawał dętki, nieźle by zarobił.
Polacy niby taki pomysłowy naród… a jeszcze nikogo takiego nie widziałam.
Zmęczyłam się dzisiaj.
Słonce mnie ogromnie zmęczyło.
Dobrze, ze nie uległam Andzelice i nie pojechałam z nią nad Dunajec jeszcze. Pewnie bym miała jutro kłopoty ze wstaniem.
P.S Jestem coraz bardziej urzeczona NN Double Defense. Chyba najlepsze opony jakie miałam.
idą pieknie pod górę, z góry, oczyszczają się momentalnie z błota, przez błoto też ładnie "przechodzą"
Polecam.
W drodze na Jamną© lemuriza1972
Nasz cel© lemuriza1972
Mocna grupa© lemuriza1972
W lesie na Jamnej Andżelika i Sławek© lemuriza1972
I Jacek© lemuriza1972
Nagroda czekała w Bacówce© lemuriza1972
- DST 90.00km
- Teren 30.00km
- Czas 04:44
- VAVG 19.01km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 35.0°C
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 1900kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Z tym piwem to masz 100 % racji :)
Też czasem myślę o zimnym piwku jak wlokę się pod górkę :) mtbshadow - 21:44 poniedziałek, 18 lipca 2011 | linkuj
Też czasem myślę o zimnym piwku jak wlokę się pod górkę :) mtbshadow - 21:44 poniedziałek, 18 lipca 2011 | linkuj
Dobry uczynek Iza ! Brawo nie każdy jest tak miłym bikerem ;)
Traska fajna wreszcie Jamna zaliczona choć brakowało mi więcej terenu.
Sorki że zostawiliśmy Was ale z Jackiem darliśmy i na 14:00 zameldowaliśmy się w chacie, ja miałem 3 minuty spóźnienia co jak na 101,8 km nie jest najgorzej ;) slavobiker - 06:35 poniedziałek, 18 lipca 2011 | linkuj
Traska fajna wreszcie Jamna zaliczona choć brakowało mi więcej terenu.
Sorki że zostawiliśmy Was ale z Jackiem darliśmy i na 14:00 zameldowaliśmy się w chacie, ja miałem 3 minuty spóźnienia co jak na 101,8 km nie jest najgorzej ;) slavobiker - 06:35 poniedziałek, 18 lipca 2011 | linkuj
Tak, piwo na końcu trasy musi być:)
W połowie też dobrze smakuje:) Kajman - 19:46 niedziela, 17 lipca 2011 | linkuj
W połowie też dobrze smakuje:) Kajman - 19:46 niedziela, 17 lipca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!