Wtorek, 26 lipca 2011
Górki z blatu i ... jeszcze w zielone gramy:)))
Musiałam zamieścić dzisiaj tę piosenkę.
Jestem niby szaleńczo przywiązana do wykonania Magdy Umer, ale…
Kupiłam płytę „ W stronę krainy łagodności” ( rzeczywiście piękne, łagodne piosenki, moja koleżanka powiedziała dzisiaj: nudne te twoje piosenki, odpowiedziałam: dla jednego nudne , dla drugiego interesujące).
Na tej płycie jest wykonanie Raz, Dwa, Trzy.
Uległam jego urokowi.
Nie dlatego jednak je zamieszczam.
Zamieszczam.. bo czuję się dzisiaj .. czuję się dzisiaj wyjątkowo.
Jeszcze w zielone gram…
Znowu gram.
I to nie ma nic wspólnego z rowerem.
Odzyskałam jakąś taką jasność… bo było trochę szaro ostatnimi czasy i wiem, że teraz będzie już lepiej.
„ I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął, jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął,
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera….
Naturszczycy bez suflera…
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej co się skończy źle, jeszcze nie…
Długoooooo NIE!!!”
A teraz przejdźmy do rzeczy, w końcu jakby nie było to jest blog rowerowy.
Dni odliczam do maratonu w Głuszycy i staram się do niego przede wszystkim przygotować mentalnie, bo fizycznie to już niewiele zdołam zrobić.
To będzie bardzo trudny start dla mnie. Głuszyca zawsze trudna była, teraz muszę mentalnie przekonać samą siebie , że dam radę, że to nic ze była przerwa, że kontuzja, że może forma nie ta.
Dam radę.
Pogoda nas nie rozpieszcza. Pada i pada… smutno i szaro, górki toną we mgle.
Kiedy jechałam z pracy do domu, padało.
Pomimo tego podjęłam decyzję: jadę dzisiaj na trening. W górki. Na Asfalt. Zrobię długie podjazdy.
Szybko też ustaliłam trasę , a ponieważ miałam zamiar zrobić długie podjazdy wybór padł na Lubinkę, z jednej i drugiej strony.
Kiedy wychodziłam z domu nie padało, ale jak wsiadłam na rower, już padało.
Szybko więc wyjełam z kieszonki kurtkę przeciwdeszczową , ubrałam i pojechałam.
Pierwszy podjazd w Zbylitowskiej Górze… bez szału.
Kilka mniejszych po drodze na Lubinkę.. również.
Kiedy dojeżdzałam na Lubinkę , pomyslałam sobie:
Iza…a może spróbuj znowu wjechać z blatu? Przecież kiedyś to robiłaś. Przekonaj samą siebie, że jeszcze możesz.
I już wiedziałam, ze skoro taka myśl pojawiła się, to ja już jej nie odpuszczę.
Lubinka od Szczepanowic łatwa nie jest.
Jakieś 3, 5 km podjazdu, czesciowo po dość ostrych serpentynach, momentami naprawdę ciężko.
Pomyslałam: zacisnę zęby i wjadę.
Było cięzko. Naprawde ciężko. Kusiło mnie zrzucić na średnią tarczę, ale powtarzałam sobie: Iza… nie możesz.
Kadencja potworna, sapałam jak lokomotywa. Wjechałam. Czas niezbyt dobry, ale nie o to chodziło dzisiaj generalnie. Chodziło o walkę ze swoją słabością… z psychiką.
Zjeżdzałam do Janowic powoli, bo było bardzo slisko, chociaż deszcz już nie padał.
Byłam cała mokra i na zjeździe zmarzłam tak, ze marzyłam żeby już podjeżdżać.
Rzecz jasna od Janowic ( 6 km podjazdu) też z blatu.
Kosztowało mnie to znowu sporo.
Na pewno kiedyś wjeżdzałam szybciej. Na pewno jadąc koncówkę bylam bardzo zmęczona ( bywało, ze aż tak zmęczona nie byłam), ale pomimo tego pomyslałam: Iza zmuś się do tego żeby koncówkę pojechać mocniej.
Zmusiłam się. Prędkość rosła, rósł i ból.
Ale ból musi być. Nie da się bez niego pokonywać górek.
Zjazd znowu bardzo, bardzo ostrozny. Zwykle jadę tu co najmniej 50 km/h.
Pomyslałam dzisiaj: Iza skoro zjeżdza się z taką prędkością, to ten podjazd nie jest łatwy, a ty wjechałaś go z blatu. Nie jest tak źle z tą mocą.
Tak. Wiem. Gorzej z wytrzymałością. Za mało było jazd w tym roku długich. Zdecydowanie za mało.
Ale tego już raczej nie da się nadrobić.
Zresztą zostały już tylko 4 starty.
Zmusiłam się jeszcze do ostatniego wysiłku i wąwozik zamiast jak zwykle na młynku,wjechałam ze średniej.
Jechałam mocno naciskając na pedały i myslałam:
No proszę da się… to prawda, ze granice leżą w naszych głowach.
A potem jeszcze był jeden jedyny terenowy zjazd na trasie, normalnie stosunkowo prosty.. dzisiaj…
Dzisiaj niespodziewanie znalazłam się w opałach. Zjazd wypłukany przez wode, jakieś koszmarne koleiny.. a ja na oponkach nieterenowych i własciwie bez amora. Oj, było gorąco…
W pewnym momencie przypomniałam sobie jednak to co pisał Klosiu, a pisał coś w tym stylu, ze jak się rowerowi nie przeszkadza, to przejedzie prawie wszystko.
No własnie , wystarczy ODWAGA. Wystarczy puścić hamulce i wychodzi się czasem z wielkich opresji.
Dzisiaj się udało.
Oby to wszystko zostało mi w głowie do niedzieli.
Ja wiem, że z punktu widzenia treningu, to te podjazdy z blatu może trochę bez sensu, ale mnie potrzebne było przekonanie samej siebie, ze jeszcze mogę.
I jestem .. zadowolona, chociaż wiem, ze nie wjeżdzałam tak dobrze jak to kiedyś bywało.
Ale… ja myslę, ze to jeszcze przede mną.
Po powrocie do domu rozgrzałam się piwem grzanym z przyprawami, ale małym, bo… staram się do sprawy podchodzić profesjonalnie, bo przecież w niedzielę czeka na mnie królowa mtb.. GŁUSZYCA.
P.S Dostałam smsa od Andzeliki ( jest w Bieszczadach, na urlopie:
"Brakuje mi takiego rowerowego harpagana jak ty. Takie trasy!!!"
Może kiedyś:)
- DST 41.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:53
- VAVG 21.77km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 790kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Hej. Ja w ogóle mam ostatnio "świetny" okres jeśli chodzi o szosę. Dwa tygodnie temu spadł mi łańcuch z blatu. Pech polegał na tym że byłem w trakcie przyśpieszania i stałem na pedałach. Zanim się zorientowałem co się dzieje już leżałem. Wtedy prawy bok, wczoraj lewy - widać musi być równowaga w przyrodzie. Zdecydowanie bezpieczniej czuję się w terenie, nawet jeśli kamienie, korzenie, błoto itd. Tylko że przy takim błocie jak przy obecnej pogodzie to się już jeździć nie da.
Do Głuszycy niestety nie jadę, ale nie z powodu upadku - wczoraj po nim zrobiłem jeszcze 40 km - na szczęście wszystko działa i za kilka dni obędę się bez opatrunku. Niestety miałem już dawno inne plany na ten dzień i Głuszycy nie dam rady zaliczyć. Ale będę trzymał mocno kciuki :) Na pewno będzie dobrze. I będę czekał na wyczerpującą relację. slawek76 - 19:41 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Do Głuszycy niestety nie jadę, ale nie z powodu upadku - wczoraj po nim zrobiłem jeszcze 40 km - na szczęście wszystko działa i za kilka dni obędę się bez opatrunku. Niestety miałem już dawno inne plany na ten dzień i Głuszycy nie dam rady zaliczyć. Ale będę trzymał mocno kciuki :) Na pewno będzie dobrze. I będę czekał na wyczerpującą relację. slawek76 - 19:41 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Hej. Masz rację że uważałaś na zjazdach - ja się właśnie wczoraj przekonałem że mokry asfalt bywa nieprzyjemny, zwłaszcza na slickach i na zakręcie. Bolesne to przekonywanie się było i myślę że na długo zapamiętam i jeszcze bardziej znielubię szosę. Tylko co zrobić jak ciągle pada?
Powodzenia w Głuszycy, będzie dobrze :)
Pozdrawiam slawek76 - 10:40 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Powodzenia w Głuszycy, będzie dobrze :)
Pozdrawiam slawek76 - 10:40 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Spoczko klosiu, myślę że po Trophy wzbogaciłeś wiedzę zjazdową i dasz radę :)
JPbike - 10:09 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Tylko nie przesadzaj z tymi miejscami, nie chcę mieć samych zdjęć jak prowadzę ;)))
klosiu - 09:26 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
OK :)
Mapę trasy muszę przestudiować i w sobotę przejść cześć trasy by znaleźć kilka super miejsc. JPbike - 20:51 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Mapę trasy muszę przestudiować i w sobotę przejść cześć trasy by znaleźć kilka super miejsc. JPbike - 20:51 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Bardzo dobrze Iza - treningi podjazdowe na twardym przełożeniu mają sens.
Klosiu ma racje - to samo przeżycie miałem jak się uczyłem trudnych zjazdów.
Do zobaczenia w niedzielę. Zapewnie ustawię się gdzieś z aparatem na technicznym zjeździe :) JPbike - 20:30 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Klosiu ma racje - to samo przeżycie miałem jak się uczyłem trudnych zjazdów.
Do zobaczenia w niedzielę. Zapewnie ustawię się gdzieś z aparatem na technicznym zjeździe :) JPbike - 20:30 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!