Wtorek, 13 września 2011
Tatry
POzyteczna jazda.. aczkolwiek...
Andżelika chciała jechać na podjazd pieszym od Pleśnej ( tak jej się spodobało).
No to pojechalismy. Po asfalcie jechało mi sie dobrze, nawet pod górę nie było źle. Pomyślałam: noga podaje.
Kłopoty zaczęły się jak sie zaczął teren. Ten podjazd jest naprawdę trudny. Siły mnie stopniowo opuszczały, Mirek i Andżelika zaczęli mi odjeżdzać, nawet nie starałam sie ich gonić ( mam wyraźne kłopoty z motywacją w tym sezonie).
Udało sie pokonać korzeń. Korzeń do tej pory dla mnie niepokonywalny.
Ucieszyło mnie to.
Co z tego jak kosztowało tyle sił, ze potem spadłam z roweru.... w miejscu gdzie tydzien temu przejechałam.
ten podjazd sprawia, że przez 5 min tracę wiarę we wszystko i w sens życia w szczególności:), ze szczególnym uwzględnieniem sensu jazdy na rowerze:)
Meczę się na nim bardzo, tętno szaleje ( skądinąd coś z nim jest chyba nie tak, za wysokie).
Ale jak już wjechałam to oczywiscie bylam bardzo szczęsliwa.
Potem pojechalismy na Lubinkę, a tam Tatry dzisiaj jak na dłoni... Piękneeeeee... radosne doznanie.
Spotkałam Irka, mojego kolegę co ma tam dom, zapraszał nas , ale późno juz było.
A potem nastąpił zjazd Golgotą i to jest dopiero doznanie!!! Jak sie zjeżdza, to dopiero wtedy mozna poczuć dlaczego tak cięzko sie podjeżdza, ogromnie stromo, kręta , wąska droga. masa adrenaliny... predkość ( na hamulcach) 60 km /h, ale tam za bardzo hamulców puścić nie można, zbyt kręta ta droga i wąska, w każdej chwili moze coś zza zakrętu wyskoczyć.
Potem już tradycyjnie, powrót niebieskim nad Dunajcem przez Buczynę.
Pozytecznie, chociaż myśli podczas podjeżdzania niedobre.
Andżelika chciała jechać na podjazd pieszym od Pleśnej ( tak jej się spodobało).
No to pojechalismy. Po asfalcie jechało mi sie dobrze, nawet pod górę nie było źle. Pomyślałam: noga podaje.
Kłopoty zaczęły się jak sie zaczął teren. Ten podjazd jest naprawdę trudny. Siły mnie stopniowo opuszczały, Mirek i Andżelika zaczęli mi odjeżdzać, nawet nie starałam sie ich gonić ( mam wyraźne kłopoty z motywacją w tym sezonie).
Udało sie pokonać korzeń. Korzeń do tej pory dla mnie niepokonywalny.
Ucieszyło mnie to.
Co z tego jak kosztowało tyle sił, ze potem spadłam z roweru.... w miejscu gdzie tydzien temu przejechałam.
ten podjazd sprawia, że przez 5 min tracę wiarę we wszystko i w sens życia w szczególności:), ze szczególnym uwzględnieniem sensu jazdy na rowerze:)
Meczę się na nim bardzo, tętno szaleje ( skądinąd coś z nim jest chyba nie tak, za wysokie).
Ale jak już wjechałam to oczywiscie bylam bardzo szczęsliwa.
Potem pojechalismy na Lubinkę, a tam Tatry dzisiaj jak na dłoni... Piękneeeeee... radosne doznanie.
Spotkałam Irka, mojego kolegę co ma tam dom, zapraszał nas , ale późno juz było.
A potem nastąpił zjazd Golgotą i to jest dopiero doznanie!!! Jak sie zjeżdza, to dopiero wtedy mozna poczuć dlaczego tak cięzko sie podjeżdza, ogromnie stromo, kręta , wąska droga. masa adrenaliny... predkość ( na hamulcach) 60 km /h, ale tam za bardzo hamulców puścić nie można, zbyt kręta ta droga i wąska, w każdej chwili moze coś zza zakrętu wyskoczyć.
Potem już tradycyjnie, powrót niebieskim nad Dunajcem przez Buczynę.
Pozytecznie, chociaż myśli podczas podjeżdzania niedobre.
- DST 42.00km
- Teren 18.00km
- Czas 02:03
- VAVG 20.49km/h
- VMAX 60.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 147 ( 78%)
- Kalorie 950kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!