Poniedziałek, 19 marca 2012
Przedawkowanie rzeczywistości
"…bliskim mów, gdyby pytali, że chwilowo zmieniałam adres, że w niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości”
Mistrzostwo świata, te słowa, prawda?
Wymieniłam dzisiaj maile z moją koleżanką. Dziewczyna jest w trudnej życiowej sytuacji. Naprawdę.
Jest lepiej, jest gdzieś w połowie , może 2/3 drogi do SPOKOJU, ale jeszcze trochę przed nią. Napisała, że jej mąż myślał, że sobie z tym szybciej poradzi.
Pomyslałam: na miłość boską.. dlaczego ludziom wydaje się, że wychodzenie z różnych życiowych tarapatów, traum to taka prosta sprawa?
Dlaczego wydaje im się, ze od razu powinno się ZAPOMNIEĆ i usmiechać od ucha do ucha, że jeżeli tak nie potrafimy, to coś z nami nie tak?
Przecież to dochodzenie do SPOKOJU, to nie jest bieg na 100 metrów, to jest cholerny maraton!
I pomyślałam sobie.. ona już połowę przebiegła i dobrze! Ja dopiero zaczynam. Jestem na początku dystansu.
I to będzie maraton bardziej na orientację. Nie będzie strzałek, które mnie poprowadzą do mety, muszę sama znależć drogę.
Nie znam ani profilu trasy, ani sumy przewyższeń.
Jedna wielka niewiadoma .
Dam radę?
Nie wiem. Dzisiaj stoję na starcie z jedną nogą za linią… bardzo niepewna, bez sił i motywacji, ale chyba zrobiłam dzisiaj ten pierwszy krok.
To nie pierwszy mój taki maraton, mam trochę doświadczenia. Może to pomoże, ale pewności nie mam i boję się.
Nie bardzo mi się chciało dzisiaj wyjeżdzać na rower. Nie było już tak cieplutko jak wczoraj i było bardzo, bardzo wietrzenie.
Ale zmusiłam się.
Wybrałam trasę płaską, chociaż wahałam się.. chciałam popróbować się z górkami. W sumie dobrze jednak, ze nie pojechałam w górki, bo przy tym wietrze byłoby mi bardzo, bardzo ciężko.
Wyjeżdzając pomyślałam: ok Iza, nie przygotowujesz się do maratonów, ale zmuś się do wysiłku.
Po co? Dlatego, że lubię. Po prostu lubię sportowo się zmęczyć.
I jeszcze po to, żeby sobie udowodnić, że potrafię się jeszcze do czegoś zmusić, zmobilizować. Ze jeszcze nie jest tak źle.
Że leczę się z silnego przedawkowania rzeczywistości.
Ja wiem.. wiem.. że rower to tylko pół środek… że nie wyleczy mnie w 100%, wiem.
Ale na pewno nie zaszkodzi. Na pewno nie.
No to zmusiłam się do jazdy tak mocnej na jaką na obecny czas mnie stać.
Naprawdę zrobiłam wszystko, żeby jechać jak najszybciej.
Nie było mi łatwo, bo wiatr znacznie utrudniał zadanie, ale się starałam. Daleko mi do moich rekordowych osiągnięc z tą dzisiejszą średnią, ale przecież będzie chyba kiedyś lepiej, prawda?
A jutro może posiłujemy się z górkami.
Bolą mnie nogi, a to znaczy, że chyba rzeczywiście było mocno ( jak na moja obecną formę rzecz jasna).
No i dzisiaj udało mi się jeszcze ugotować pyszną zupę ogórkową:)
A i w pracy załatwiłam dwie ważne sprawy.
Taki niezły bilans jak na jeden dzień.
Zachód słońca nad Dunajcem© lemuriza1972
Dunajec wczorajszy© lemuriza1972
Dunajec wczorajszy II© lemuriza1972
- DST 28.00km
- Czas 01:14
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!