Sobota, 19 maja 2012
Trasa spontaniczna
Miałam w nocy sen.
Stałam z Agnieszką na jakiejs platformie widokowej w okolicy Tarnowa.
Agnieszka powiedziała: popatrz widać stąd Babią Górę.
Ja powiedziałam: tak, wiem byłam tu wczoraj z siostrą, też było widać.
I nagle.. jakby rozsunęły się chmury i ukazały się Tatry…
Tak blisko jak na wyciągnięcie ręki.
Patrzyłam jak urzeczona…
Prawie krzyczałam z radości. Ekstaza.
Obudziłam się rano, pomyślałam: to jakiś znak? Trzeba ruszyć w góry.
Babia.. dzięki niej zaczęłam chodzić po Tatrach.
Dostałam właśnie smsa od Krysi.
Wracają z maratonu w Wałbrzychu.
Podobno było b. ciężko.
Krysia wywalczyła 6 miejsce ( K3 giga), Sławek Bartnik 1 ( mega M4), Piotrek Klonowicz 3 ( mega M4).
Świetnie.
Zazdroszczę im . Tego uczucia spełnienia na mecie, tej energii „po”, ktorej wystarczy na kilka dni.
Zazdroszczę, ale… no nie nadaję się jeszcze. Tak pomyślałam jadąc dzisiaj, ze na maratonie u GG to na dzień dzisiejszy musiałabym chyba doczołgać się do mety.
Do tego podobno mam padniętego amora, więc cięzko byłoby mi zjeżdżać na tych mega cięzkich golonkowych zjazdach.
Nie wiem czy będę go reanimować… od początku było z nim coś nie tak.
Nie wiem, czy po prostu w przyszłym roku nie kupię nowego. To zależy od tego co postanowię w kwestii ewentualnych startów w przyszłym roku.
A dzisiaj wreszcie się rozpogodziło.
Piękne słońce, wysoka temperatura.
Dawno nie byłam na rowerze.
W zasadzie to ostatni raz w poniedziałek, bo w środę przejechałam się tylko ( w deszczu) do Pana Bogdana Banasia, czyli do siedziby Sokoła.
Tak bardzo dramatycznie, to mi się dzisiaj nie jechało, ale bywały momenty, że .. jak wjeżdzałam pod górę to prawie płakać mi się chciało z tej swojej niemocy.
Trasa narodziła się spontanicznie, a raczej rodziła się spontanicznie w trakcie jazdy.
Tylko jej początek miałam ściśle zaplanowany.
Błonie, Koszyce, Świebodzin, apotem ostro pod górę tym podjazdem, którym jechalam z Mirkiem.
Tam było nawet nieźle, chociaż w kulimnacyjnym momencie kiedy tętno poszło mi do 175 zadałam sobie w myślach pytanie: po co ci to kobieto?
Oczywiście myśli te wyparowały wraz z osiągnieciem szczytu.
Potem do lasu, a tam tez trochę terenowego niezbyt łatwego podjeżdżania.
Po wyjeździe z lasu, chwila zastanowienia i jedziemy w doł ze Słonej.
Asfaltem do Pleśnej.
No.. fajnie się tam zjeżdża i widoki przednie.
Potem wpadłam na pomysł, żeby pojechać do Łowczowa tym dość ostrym asfaltowym podjazdem do cmentarza Legionistów.
Tam też nie było jeszcze źle.
Potem za cmentarzem wjechaliśmy do lasu, celem odkrywania nowych ścieżek.
Wybralismy pieszy czarny szlak.
Piękny naprawdę.
Ta leśna cisza.. rozbraja mnie , tak pozytywnie…
Do tego dotarliśmy do jakiegoś strumyka.
Powiedziałam do Tomka, że w takim lesie mogłabym zostać, mieszkać….
Po wyjeździe z lasu, cudne widoki, górki, łąki, kwiaty, błękitne niebo.
To są takie chwile kiedy wiem, że trzeba żyć.
Że warto.
Potem w kierunku Lichiwna i Wału.
No i zjazd ulubionym żółtym pieszym zjazdem, było dzisiaj dosyć slisko.
W ogóle w lesie mokro, chociaż bez wielkiego błota.
W Plesnej obok kościoła ta „kosą” asfaltową na Lubinkę.
Tam miałam kryzys… odpadłam od Tomka szybko dość i płakać mi się chciało, bo za nic nie mogłam się zmusić do większego wysiłku.
Po drodze spotkalismy jakiegos straszego pana.
Usmiechnął się: co? Ciężko pod górę?
No…..
On: trzeba ćwiczyć…
Ano trzeba, trzeba. Nie ma wyjścia.
Liczę, że w końcu przyjdzie dzień, że będzie lepiej.
Robię co mogę, ale na razie jest kiepsko.
Pojechaliśmy na szczyt Lubinki, tam pod górę na skrzyżowaniu w kierunku lasu. Zjazd do Szczepanowic i zjazd szutrówką nad Dunajec.
Na Dunajcem chwila przerwy i do domu przez Buczynę.
Fajna trasa, duzo podjeżdżania.
Jutro Puchar Tarnowa, pojadę popatrzeć, a potem w jakąś trasę, bo ma być piękna pogoda, wiec trzeba to wykorzystać.
Marzy mi się wyjazd w góry.
Za tydzień nie mogę, ale może za dwa?
A to najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia:
http://www.hej.mielec.pl/sport2/pilka-reczna/art671,tauron-stal-mielec-zdobywa-brazowe-medale-mistrzostw-polski.html
Stałam z Agnieszką na jakiejs platformie widokowej w okolicy Tarnowa.
Agnieszka powiedziała: popatrz widać stąd Babią Górę.
Ja powiedziałam: tak, wiem byłam tu wczoraj z siostrą, też było widać.
I nagle.. jakby rozsunęły się chmury i ukazały się Tatry…
Tak blisko jak na wyciągnięcie ręki.
Patrzyłam jak urzeczona…
Prawie krzyczałam z radości. Ekstaza.
Obudziłam się rano, pomyślałam: to jakiś znak? Trzeba ruszyć w góry.
Babia.. dzięki niej zaczęłam chodzić po Tatrach.
Dostałam właśnie smsa od Krysi.
Wracają z maratonu w Wałbrzychu.
Podobno było b. ciężko.
Krysia wywalczyła 6 miejsce ( K3 giga), Sławek Bartnik 1 ( mega M4), Piotrek Klonowicz 3 ( mega M4).
Świetnie.
Zazdroszczę im . Tego uczucia spełnienia na mecie, tej energii „po”, ktorej wystarczy na kilka dni.
Zazdroszczę, ale… no nie nadaję się jeszcze. Tak pomyślałam jadąc dzisiaj, ze na maratonie u GG to na dzień dzisiejszy musiałabym chyba doczołgać się do mety.
Do tego podobno mam padniętego amora, więc cięzko byłoby mi zjeżdżać na tych mega cięzkich golonkowych zjazdach.
Nie wiem czy będę go reanimować… od początku było z nim coś nie tak.
Nie wiem, czy po prostu w przyszłym roku nie kupię nowego. To zależy od tego co postanowię w kwestii ewentualnych startów w przyszłym roku.
A dzisiaj wreszcie się rozpogodziło.
Piękne słońce, wysoka temperatura.
Dawno nie byłam na rowerze.
W zasadzie to ostatni raz w poniedziałek, bo w środę przejechałam się tylko ( w deszczu) do Pana Bogdana Banasia, czyli do siedziby Sokoła.
Tak bardzo dramatycznie, to mi się dzisiaj nie jechało, ale bywały momenty, że .. jak wjeżdzałam pod górę to prawie płakać mi się chciało z tej swojej niemocy.
Trasa narodziła się spontanicznie, a raczej rodziła się spontanicznie w trakcie jazdy.
Tylko jej początek miałam ściśle zaplanowany.
Błonie, Koszyce, Świebodzin, apotem ostro pod górę tym podjazdem, którym jechalam z Mirkiem.
Tam było nawet nieźle, chociaż w kulimnacyjnym momencie kiedy tętno poszło mi do 175 zadałam sobie w myślach pytanie: po co ci to kobieto?
Oczywiście myśli te wyparowały wraz z osiągnieciem szczytu.
Potem do lasu, a tam tez trochę terenowego niezbyt łatwego podjeżdżania.
Po wyjeździe z lasu, chwila zastanowienia i jedziemy w doł ze Słonej.
Asfaltem do Pleśnej.
No.. fajnie się tam zjeżdża i widoki przednie.
Potem wpadłam na pomysł, żeby pojechać do Łowczowa tym dość ostrym asfaltowym podjazdem do cmentarza Legionistów.
Tam też nie było jeszcze źle.
Potem za cmentarzem wjechaliśmy do lasu, celem odkrywania nowych ścieżek.
Wybralismy pieszy czarny szlak.
Piękny naprawdę.
Ta leśna cisza.. rozbraja mnie , tak pozytywnie…
Do tego dotarliśmy do jakiegoś strumyka.
Powiedziałam do Tomka, że w takim lesie mogłabym zostać, mieszkać….
Po wyjeździe z lasu, cudne widoki, górki, łąki, kwiaty, błękitne niebo.
To są takie chwile kiedy wiem, że trzeba żyć.
Że warto.
Potem w kierunku Lichiwna i Wału.
No i zjazd ulubionym żółtym pieszym zjazdem, było dzisiaj dosyć slisko.
W ogóle w lesie mokro, chociaż bez wielkiego błota.
W Plesnej obok kościoła ta „kosą” asfaltową na Lubinkę.
Tam miałam kryzys… odpadłam od Tomka szybko dość i płakać mi się chciało, bo za nic nie mogłam się zmusić do większego wysiłku.
Po drodze spotkalismy jakiegos straszego pana.
Usmiechnął się: co? Ciężko pod górę?
No…..
On: trzeba ćwiczyć…
Ano trzeba, trzeba. Nie ma wyjścia.
Liczę, że w końcu przyjdzie dzień, że będzie lepiej.
Robię co mogę, ale na razie jest kiepsko.
Pojechaliśmy na szczyt Lubinki, tam pod górę na skrzyżowaniu w kierunku lasu. Zjazd do Szczepanowic i zjazd szutrówką nad Dunajec.
Na Dunajcem chwila przerwy i do domu przez Buczynę.
Fajna trasa, duzo podjeżdżania.
Jutro Puchar Tarnowa, pojadę popatrzeć, a potem w jakąś trasę, bo ma być piękna pogoda, wiec trzeba to wykorzystać.
Marzy mi się wyjazd w góry.
Za tydzień nie mogę, ale może za dwa?
A to najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia:
http://www.hej.mielec.pl/sport2/pilka-reczna/art671,tauron-stal-mielec-zdobywa-brazowe-medale-mistrzostw-polski.html
Widok ze Słonej Góry© lemuriza1972
Łąka po drodze© lemuriza1972
Cmentarz Legionistów© lemuriza1972
Czarny szlak pieszy© lemuriza1972
W lesie© lemuriza1972
Strumyk w lesie© lemuriza1972
Zjazd© lemuriza1972
Leśne miejsca© lemuriza1972
Mini wodospad© lemuriza1972
Łąka łowczowska© lemuriza1972
Górki pod drodze© lemuriza1972
Widok z pieszego żółtego© lemuriza1972
- DST 62.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:47
- VAVG 16.39km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 144 ( 76%)
- Kalorie 1660kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Całkiem spoko, trasa wyróżniała się zbyt dużą ilością stromych podejść, jak i masą stromych podjazdów. A odcinków wymagających techniki niewiele.
Na mecie zjawiłem się w połowie stawki giga, chociaż na końcówce kapcia złapałem.
W skrócie z maratonu na maraton stopniowo się nakręcam.
Również pozdrawiam :)
JPbike - 20:05 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj
Na mecie zjawiłem się w połowie stawki giga, chociaż na końcówce kapcia złapałem.
W skrócie z maratonu na maraton stopniowo się nakręcam.
Również pozdrawiam :)
JPbike - 20:05 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj
Oczywiście że w Wałbrzychu było bardzo ciężko na giga.
A patrząc na te Twoje fotki dochodzę do wniosku że tereny do treningów masz znakomite.
Tylko dużo jeździć :) JPbike - 18:29 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj
A patrząc na te Twoje fotki dochodzę do wniosku że tereny do treningów masz znakomite.
Tylko dużo jeździć :) JPbike - 18:29 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!