Wtorek, 22 maja 2012
Mocnoooooo.....
Taki duży ładunek emocjonalny jest w tej piosence, prawda?
I taka energia.. jakaś.
Podoba mi się.
Dzisiaj spory peleton: Mirek, Tomek i ja.
No i też spora temperatura. No i spory wysiłek.
Ostatni raz tak mocno , jechałam z Mirkiem w ub poniedziałek bodajże. Z tymże dzisiaj zrobilismy zdecydowanie więcej podjazdów.
Wybór trasy pozostawiłam chłopakom. Mirek chciał jechać tak żeby zjechać żółtym pieszym do Pleśnej. Usmiechnęłam się:
eee.. my tam prawie co chwile tamtędy zjeżdżamy, może dzisiaj sobie podjedziemy?
( jak to powiedziałam, to już żałowałam, bo jadąć żółtym odwrotnie zawsze miewam mysli samobójcze i w ogóle odechciewa mi się jazdy na rowerze).
Zaczęło sie mocno, ale starałam sie pierwsze krótkie podjazdy robić "na twardo".
W końcu trzeba przestać "mielić".
No i nie było źle.
Potem było po płaskim i było szybko.. oj szybko.
Starałam się za Mirkiem nadążyć, ale łatwe to nie było, a przecież on i tak zapewne jechał na pół gwizdka.
Pojechaliśmy jakims nieznanym mi asfaltowym podjazdem ( niezła kosa była i dośc długo pod górę). wyjechaliśmy w Pleśnej.
No i do góry żółtym. Przed żółtym nawet nie najgorzej mi się podjeżdżało, chociaż bez szału.
Na żółtym zdezerterowałam... poczatek i walka o utrzymanie się na rowerze, zwłaszcza w momencie kiedy pojawiały się korzenie, kosztowało mnie mase sił.
Mirek i Tomek odjechali mi sporo, ale jak troche odpoczęłam, to starałam sie jechać mocniej. Niestety dwa razy zatrzymał mnie patyki w przerzutce.
Dojechalismy do Lubinki i tam przez las zjazdem szutrowym. Tu też fajnie, bo prawie nie dotykałam hamulców i jakos tak pewnie mi się jechało, chociaż nie cierpie takich szutrowych zjazdów.
Końcówke trasy starałam sie jechać mocno i dociskałam na podjazdach.
Czuję to teraz. Nogi bolą.
Ale .. fajnie było. Naprawdę bardzo, bardzo fajnie.
Albo mam jakieś lepsze dni, albo idzie ku lepszemu jeśli chodzi o jazdę.
Zakończyliśmy wspólnym spożyciem piwa, tak na poczet moich 40 urodzin, bo w czwartek chłopaki chyba nie będą mogli jechać na rower.
Tak siedzieliśmy sobie i wspominaliśmy z Mirkiem nasz triumf w Odysei jesiennej.
To było piękne naprawdę.
To były moje bardzo dobre dni, byłam wtedy bardzo, bardzo szczęśliwą osobą.
No cóż...
Jeszcze wczoraj myslałam o przyszłości ... źle.
Że gdzieś znikneły moje marzenia, że nie mam żadnego celu, że jakoś tak "zawiesiłam się"
A dzisiaj rozmawiając z Mirkiem pomyślałam po raz pierwszy o tak dalekiej przyszłosci...
Powiedziałam: chyba pojadę z Wami ( czyli z chłopakami i dziewczynami " z Sokołowa") na Bieg Piastów.
Najpierw pomyślałam , że tylko towarzysko, ale Mirek powiedział: jak już pojedziesz, to przecież mozesz na 10 km wystartowac.
No.. mogę. Dlaczego nie.
I tak jakoś delikatnie coś się rozjaśniło... przynajmniej na chwilę.
- DST 36.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:52
- VAVG 19.29km/h
- VMAX 58.00km/h
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 150
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!