Środa, 23 maja 2012
"Przeszkadzajki":)
Męczący dzień.
Zabrałam się do pisania tak późno, bo czas goni nas…dzisiaj.
Ale napisać muszę, bo nie lubię mieć zaległości na blogu.
Za dużo umyka, jak się nie pisze na bieżąco.
Najpierw gonitwa po mieście, bo trzeba wysłać kartkę do Mamy na Dzień Matki ( tak, tak ja jeszcze wysyłam kartki pocztą), a potem gonitwa po sklepach obuwniczych. Ciepło się zrobiło i po zrobieniu porządków w szafie, stwierdziłam, ze obuwia letniego w zasadzie brak… to co było zniszczone, więc trzeba było wyrzucić, a ponieważ ostatnio zakupiłam kilka letnich sukienek no to w końcu do nich przecież jakieś buty trzeba mieć:)
Tak, tak… ja chociaż typ sportowy, to nie myślę tylko o kupowaniu smarów do łańcucha, łańcuchów, przerzutek itp., czasem lubię sobie kupić buty na wysokich obcasach na przykład.
W koncu przede wszystkim to jestem kobietą. Jakby nie było.
Nie najmłodszą, ale jednak:).
Dzisiaj poszłam po bandzie, bo kupiłam za jednym zamachem trzy pary, w róznych kolorach, takich jak potrzebowałam. Mam wiec spokój, nie muszę więc już latać po sklepach, czego szczerze nienawidzę.
Przyszłam do domu zmęczona, tą gonitwą i upałem, szybko zupka, woda do bidonu, przebranie się i w drogę.
Zbierało się na burzę i w okolicach Lubinki chyba lało, ale ja wybrałam dzisiaj tereny płaskie.
No bo górki były wczoraj, a poza tym to… we wtorek zgubiłam w lesie lampkę tylną.
Na Magnusie mam lampki cały rok, bo często nim jeżdzę wczesną wiosną i zimą, wiec ich nawet nie zdejmuję.
No to pojechałam w poszukiwaniu utraconej lampki.
Pomimo zmęczenia miałam szczere chęci żeby pojechać mocno, ale dzisiaj było wiele „przeszkadzajek”:)
Najpierw na ścieżce w kierunku Ostrowa dużo rowerzystów, więc trzeba było zwalniać , całkiem jak na maratonie prosić o drogę:).
Potem jak już znalazłam się na prostej drodze zaczął dzwonić telefon. Zanim wygrzebałam z kieszeni, Renatka się rozłączyła.
A jak się okazało chciała jechać na rower.
Potem nagle przed sobą zobaczyłam dwójkę bikerów, których raczej nie chciałam na chwilę obecną spotkać.
Ja jechałam bardzo szybko, oni niespecjalnie, więc zwolniłam i zatrzymałam się.
Potem , kiedy byłam w lesie znowu ktoś zadzwonił, potem ja oddzwoniłam do Reni.. i tak z szybkiego treningu, który sobie zaplanowałam wyszło byle co.
Ale lampkę znalazłam:)
Szukałam, szukałam w miejscu gdzie się przewróciłam.. nic… i nagle dojrzałam ją na środku ścieżki, w miejscu gdzie nigdy bym się jej nie spodziewała.
Troche to było jak szukanie igły w stogu siana.
I znowu sms z radosną wiadomością od mojej Eli, że jednak uda się jej wyrwać w weekend i przyjechac do mnie. Na urodziny.
Tak się ucieszyłam , że pomknełam jak oszalała przez las… zamysliłam się, zapominając, ze na tej scieżce są akurat konkretne zasadzki, czyli wyrwy, dziury takie z konarami, których nie da się przejechać.
No.. przypomniałam sobie o tym na jakiś metr przed dziurą.
Cud, że wyszłam z tego cało… po hamulcach, od razu wypiełam się z pedałów , zeskoczyłam, rower poleciał..
Gdybym nie zdązyła byłoby OTB jak nic, i chyba cało bym z tego nie wyszła.
Na moście w Ostrowie przycisnęłam, ale po wjechaniu trochę zwolniłam, bo zobaczyłam parę , której ktoś robi zdjęcia nad Dunajcem ( suknia ślubna, garnitur). Zaczęłam myślec o tym jaki to jest sens robienia zdjęć kilka dni po ślubie ( nie rozumiem tego????).
Jestem trochę jak nie z dzisiejszego świata, chyba, ale te wszystkie ślubne rytuały dzisiejsze... jakoś za bardzo odbiegając chyba od rzeczy najważniejszej w całej ceremonii.
Zdecydowanie za bardzo się dzisiaj rozpraszałam.
Nagle auto przejeżdzające obok mnie zwolniło.. Myślę sobie: ktoś znajomy…
I słyszę: co tak cienko????
widać , ze 40- stka na karku…
Mirek zwany przez niektórych Szczurasem.
Wracał z biegania w Lesie R.
Zatrzymał się, chwilę pogadalismy i do domu.
A w zasadzie na pocztę.
Dostałam dzisiaj pierwsze urodzinowe prezenty.
1. Płytę Miki Urbaniak ( nową). Zażyczyłam sobie, bo jest taka energetyczna. Będzie się fajnie przy niej sprzątąc:)
2. Płytę Soyki z piosenkami Niemena ( to już niespodzianka)
3. Przewodnik po Tatrach słowackich i polskich z mapą ( niespodzianka)
4. Piękną białą lampkę rowerową ( niespodzianka)
5. Campari ( niespodzianka).
Się obłowiłam , co nie?:)
Cieszą prezenty, ale najbardziej cieszy pamięc przyjaciół.
Ot co.
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:22
- VAVG 21.95km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 155 ( 82%)
- Kalorie 700kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!