Piątek, 25 maja 2012
Piątkowa "katastrofa"
Wczoraj zrobiłam sobie odpoczynek.
To był dzien pełen emocji, a ja jakaś taka zmęczona w tym wszystkim, więc stwierdziłam, że nie ma sensu jechać.
Za to dzisiaj miałam ogromną ochotę sobie pojeździć.
Do momentu podjazdu na Lubinkę, było jeszcze w miarę ok. Nie czułam się jakoś bardzo źle.
Podjazd poszedł tak średnio...
Najpierw naddunajcowym niebieskim, potem szutrówką na Lubinkę i potem asfaltem do góry. Po drodze skręt na zielony pieszy do lasu.
fatalnie mi sie dzisiaj zjeżdżało...
Być moze dlatego, że w głowie miałam myśl: nic sobie nie zrób , jutro masz gości, więc musisz być sprawna.
Naprawdę fatalnie...
byłam wystraszona przed każdą koleiną. Jak ja bym teraz przejeżdzała zjazdy u Golonki?
Kiedy skonczył się zjazd ( konczy sie przejazdem przez potok).. nagle zrobiło mi się ciemno w oczach. Jakby sie zbliżała przemigrenowa aura.
.. O nie... powiedziałam do Tomka - tylko nie to, mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia w domu.
Posiedziałam chwilę w lesie, zamknełam oczy, zjadłam banana.
No tak.... dzisiaj liche śniadanie, urlop co prawda, ale sprzątałam cały dzień, obiad dobry ale bardzo lekki...
Być moze to dlatego.
Mam nadzieję, bo juz mi się lepiej jeździło i ta moja niemoc dzisiejsza bardzo mnie zmartwiła.
Pojechalismy dalej zielonym, ale niestety połowę podjazdu szłam pod górę.. po prostu nie miałam siły:( i bałam się migreny, a ona zwykle u mnie przychodzi kiedy jestem głodna i bardzo zmęczona.
Kiedy skonczył sie zielony, pojechalismy w górę szutrem do lasu na Lubinkę.
Tam stwierdziłam, że wracam do domu, bo za bardzo się męczę i to nie ma sensu.
Na Lubince dośc dużo osób.
W drodze do domu spotkalismy Panią Krystynę ( bez Pana Adama:)). Jechała do Zakliczyna.
W niedzielę startuje w Strzyzowie, a potem.. Trophy.
Skąd ta kobieta ma tyle siły, to ja nie wiem, ale bardzo ją podziwiam.
Mnie ta dzisiejsza jazda podłamała...
Mam nadzieję, że to tylko efekt tego niejedzenia, a nie cos innego.
Nie jeżdżę może jakos specjalnie duzo i mocno, ale jeżdżę w miarę regularnie, powinno być juz lepiej, a jest ciągle .. byle jak.
Tęsknię za zawodami, ale prawda jest taka ze o zawodach na chwile obecną mogę tylko marzyć.
W tej chwili "boję sie" z Krysią i Adamem jechać na Jamną ( bo z nimi na Jamnej nigdy nie jest łatwo), a co tu dopiero mówić o zawodach.
To był dzien pełen emocji, a ja jakaś taka zmęczona w tym wszystkim, więc stwierdziłam, że nie ma sensu jechać.
Za to dzisiaj miałam ogromną ochotę sobie pojeździć.
Do momentu podjazdu na Lubinkę, było jeszcze w miarę ok. Nie czułam się jakoś bardzo źle.
Podjazd poszedł tak średnio...
Najpierw naddunajcowym niebieskim, potem szutrówką na Lubinkę i potem asfaltem do góry. Po drodze skręt na zielony pieszy do lasu.
fatalnie mi sie dzisiaj zjeżdżało...
Być moze dlatego, że w głowie miałam myśl: nic sobie nie zrób , jutro masz gości, więc musisz być sprawna.
Naprawdę fatalnie...
byłam wystraszona przed każdą koleiną. Jak ja bym teraz przejeżdzała zjazdy u Golonki?
Kiedy skonczył się zjazd ( konczy sie przejazdem przez potok).. nagle zrobiło mi się ciemno w oczach. Jakby sie zbliżała przemigrenowa aura.
.. O nie... powiedziałam do Tomka - tylko nie to, mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia w domu.
Posiedziałam chwilę w lesie, zamknełam oczy, zjadłam banana.
No tak.... dzisiaj liche śniadanie, urlop co prawda, ale sprzątałam cały dzień, obiad dobry ale bardzo lekki...
Być moze to dlatego.
Mam nadzieję, bo juz mi się lepiej jeździło i ta moja niemoc dzisiejsza bardzo mnie zmartwiła.
Pojechalismy dalej zielonym, ale niestety połowę podjazdu szłam pod górę.. po prostu nie miałam siły:( i bałam się migreny, a ona zwykle u mnie przychodzi kiedy jestem głodna i bardzo zmęczona.
Kiedy skonczył sie zielony, pojechalismy w górę szutrem do lasu na Lubinkę.
Tam stwierdziłam, że wracam do domu, bo za bardzo się męczę i to nie ma sensu.
Na Lubince dośc dużo osób.
W drodze do domu spotkalismy Panią Krystynę ( bez Pana Adama:)). Jechała do Zakliczyna.
W niedzielę startuje w Strzyzowie, a potem.. Trophy.
Skąd ta kobieta ma tyle siły, to ja nie wiem, ale bardzo ją podziwiam.
Mnie ta dzisiejsza jazda podłamała...
Mam nadzieję, że to tylko efekt tego niejedzenia, a nie cos innego.
Nie jeżdżę może jakos specjalnie duzo i mocno, ale jeżdżę w miarę regularnie, powinno być juz lepiej, a jest ciągle .. byle jak.
Tęsknię za zawodami, ale prawda jest taka ze o zawodach na chwile obecną mogę tylko marzyć.
W tej chwili "boję sie" z Krysią i Adamem jechać na Jamną ( bo z nimi na Jamnej nigdy nie jest łatwo), a co tu dopiero mówić o zawodach.
- DST 36.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:49
- VAVG 19.82km/h
- VMAX 48.00km/h
- HRmax 172 ( 91%)
- HRavg 142 ( 75%)
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Pozdrowienia z trasy..;] Czytajac wpisy na zawodach dalabys rade jesli nie jedziesz sie scigac jedz dla frajdy naprawde warto ;>
Gość - 10:54 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!