Poniedziałek, 28 maja 2012
Mościce- Zakliczyn -Mościce
To nie jest piosenka Indios Bravos.
To piosenka Pidżamy Porno, ale uważam, ze Gutek śpiewa ja lepiej. Grabaż zresztą też tak uważa.
Uwielbiam ją.
Mogłabym słuchać jej bez przerwy.
Po weekendzie pełnym wrażeń, rozmów z moimi koleżankami, nadeszła rzeczywistość…
Nadszedł poniedziałek, z którym trzeba było się zmierzyć.
Po takich weekendach, jakoś trudno wejść mi w te moją rzeczywistość.
Plan na popołudnie oczywiście był rowerowy – no bo przecież pod tym względem weekend był stracony, bo wczorajsza godzinka to było nic.
Dzisiaj była szybka trasa.
Bez specjalnego podjeżdżania, ot kilka króciutkich podjazdów ( ale robionych dosyć mocno).
Stwierdziłam, że muszę przynajmniej raz w tygodniu dłużej pojeździć po asfalcie. I to po w miarę płaskim „ terenie”.
Nie tylko podjazdy i nie tylko teren.
Ktoś zapytałby „po co?”, skoro na zawody na razie się nie wybieram.
Niby nie wybieram, ale nie wykluczam jakiegoś startu pod koniec sezonu.
Może jakiś maraton na orientację? Kto wie.
Na razie niczego nie planuję.
Jestem zawieszona między przeszłością a przyszłością. Tak jakoś.
Na razie myślę tylko tym, żeby lepiej jeździć.
I powoli udaje mi się realizować moje cele.
Chciałam zrzucić jakieś dwa kg i udało się ( prawie, bo zostało mi jeszcze trochę).
Po tygodniu radykalnego podejścia do sprawy czyli porannych ćwiczeń, zmiany nawyków żywieniowych, jest efekt pożądany.
Najbardziej w tym wszystkim ucieszyły mnie nie tyle tez zgubione kilogramy, co to , ze udało się osiągnąć cel.
Bo z tym miałam ostatnio kłopoty – ciężko mi było zmusić się do tego żeby jakiś cel sobie wymyślić.
Ktoś powiedziałby: cóż to za cel?
No tak, w porównaniu do tego , co było kiedyś w moim życiu , zwłaszcza sportowym, cel to żaden.
Ale teraz – teraz to dla mnie bardzo duże osiągniecie.
Zawody? Nie, na razie , nie.
Ja wiem, ze warto, ja wiem, ze uczucie spełnienia na mecie, ja to wszystko wiem.
W końcu mam za sobą 5 lat startów w maratonach mtb.
Ale na chwile obecną reprezentuję poziom mierny.
Nigdy nie byłam świetna „zawodniczką”, ale jakiś tam poziom osiągnęłam i przykro było poniżej tego poziomu na zawodach schodzić.
Wiem, że byłoby mi przykro.
Więc na razie.. nie.
Owszem żal mi, owszem czytam fora, obserwuje wyniki zawodów, oglądam zdjęcia.
Jestem na bieżąco.
I żal mi.
Ale cóż.. tak wyszło, tak się zdarzyło i muszę się z tym zmierzyć.
Dzisiaj więc szybka trasa.
No chyba tak szybko to nie pojechałam jeszcze w tym roku, więc może rzeczywiście idzie ku lepszemu.
Najpierw Buczyna i „wypad” w Szczepanowicach na niebieski.
I do Zakliczyna. I z powrotem.
Starałam się cały czas utrzymać przyzwoitą szybkość.
Było ciężko na początku, ale potem nogi się „rozkręciły” i jakoś poszło.
Daleko mi jednak do tego co jeździłam kiedyś.
Wciąż daleko.
Chciałam jeszcze tą drogą podziękować wszystkim osobom, które w różnej formie składały mi urodzinowe życzenia.
To nie jest dla mnie dobry czas na wysłuchiwanie życzeń, ale...
Dziękuję. Za pamięć.
- DST 53.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:03
- VAVG 25.85km/h
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 147 ( 78%)
- Kalorie 991kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!