Wtorek, 26 czerwca 2012
Ćwiczenie techniki
"Przepraszam, ja tak mam. Od pewnego czasu.
Mówię bez asekuracji, bez stosownego rozbiegu. To kwestia treningu.
Długie miesiące ciężkich rozmów w trudnym czasie zrobiły swoje.
Przerabianie ciemności na świetliste smugi. Żeby wreszcie było dobrze.
Żeby życie znowu pojaśniało"
To cytat. Cytat z książki, którą kupiłam dzisiaj.
Wczoraj gdzieś zobaczyłam recenzję i dzisiaj natychmiast pobiegłam po pracy do księgarni, w której miałam nadzieję książkę znaleźć.
Znalazłam i czytam. Od dzisiaj. W oczekiwaniu na autobus, w autobusie i wreszcie tam gdzie najbardziej lubię.. w wannie:)
Zamieściłam go , ponieważ jakoś tak.. mi się wbił w umysł.
Bo mówi wiele.
Bo jest stosowny.
I tyle w temacie. Teraz o rowerze będzie.
Cięzki to był dzień, cięzki będzie jutrzejszy, wiec potrzebne mi było kompletne wylogowanie się z „pracowej” rzeczywistości.
( no tak zupełnie się nie udało, był jeden taki moment, ale generalnie po kilkunastu latach pracy, nareszcie doszłam do stanu gdzie potrafię odciąć się od tego co w pracy zarówno podczas weekendu jak i podczas czasu mojego po pracy).
Pomysłu na miejsce , gdzie mogłabym pojechać nie miałam.
I specjalnego entuzjazmu tez nie było, ale dałam sobie czas, liczyłam na to, że wraz z pierwszymi kilometrami , entuzjazm przyjdzie.
Dzisiaj jechałam sama więc znowu mogłam sobie pozwolić na improwizację czyli jakby to określić? Jazdę dowolną?
No coś w tym stylu:)
Obejrzałam wczoraj film o Cristiano Ronaldo.
Wiem, wiem… nie jest lubiany, jest wygiwizdywany itp.
A ja jego celebrycki wizerunek oddzielam od jego fantastycznych piłkarskich umiejetności i tylko te drugie mnie interesują.
Film genialny. Kto oglądał to wie.Ronaldo został poddany wielu testom, które miały sprawdzić co sprawia, że jest tak genialny.
Zaimponował mi. Zaimponował mi zwłaszcza mentalnością.
Psychiką , która potrafi wyrzucić wszystkie złe myśli. Która mówi „Nie” każdej mysli, w której pojawiłoby się chociaż ziarno niepewności co do sytuacji na boisku.
Psychika zwycięzcy.
No więc tak jadąc dzisiaj myslałam sobie o tym CR7.. i był dla mnie inspiracją.
Myślałam o tym, że też kiedys potrafiłam się bardzo fajnie motywować, oddalać złe myśli… robić rzeczy z pozoru niemożliwe , że nie dopuszczałam do siebie myśli.. że mogę nie podołać jakiejs trasie, podjazdowi, że z trasy maratonu mogł mnie ściągnąć tylko cięzki wypadek albo awaria.
Więc był to dzień parcia na robienie rzeczy niemozliwych.
Nie wszystko się udało, ale dużo tak.
Zaczęłam od Buczyny i pieszego czerwonego. Fajnie, trochę blotnisto, zielono….
Jest tam taki jeden bardzo krótki , siłowy podjazd.. dzisiaj dodatkowo śliski.
Pierwszy raz… byłam blisko, ale spadłam z roweru.
No dobra, myślę sobie: Iza próbujemy raz jeszcze…
Nic z tego.
Zjechałam jeszcze raz. Pomyślałam: musi się udać, teraz.
Prawie połozyłam się na kierownicy, włozyłam wszystkie swoje siły. Udało się.
Potem asfaltem aż do Szczepanowic.
Wielkich podjazdów po drodze nie ma, ale są dwa gdzie jadąc na maksa można się zmęczyć.
Był dzisiaj „maks” jakiego jeszcze nie było w tym roku.
Potem obok kościoła w Szczepanowicach do góry asfaltem.
Tam musze przyznać młynkowałam i nie spinałam się bardzo, bo wiedziałam co mnie czeka potem w lesie.
Bo w lesie pojechałam na Lubince zielonym, a dzisiaj był mokrawy. Najpierw zjazd.
Po raz pierwszy w tym roku zjechałam go w całości.
To nie było wcale takie takie trudne, wystarczyło na koncówce odpowiednio wczesnie przypomnieć sobie, ze trzeba wybrać droge bardziej na lewo. Był moment ze się zawahałam, wydawało mi się, że nie przejadę, ale pomyślałam: zaryzkuj Iza, nie takie zjazdy zjeżdzałaś na maratonach.
No i udało się. Uśmiechnęlam się do samej siebie. Tak.. jak dawno się nie uśmiechałam. Do siebie.
Potem było pod górę i tu kilka razy spadałam z roweru ( slisko) i probowałam raz jeszcze. Raz się udawało, raz nie.
A potem kiedy dojechałam do konca szlaku pomyślałam sobie: a co tam.. przejadę go raz jeszcze w odwrotną stronę, taki fajny leśny, bardzo trudny teren.
No.. zjazd był niczego sobie, ale naprawdę swietnie mi się zjeżdzało, pomimo tych sliskości.
Kiedy dojechałam w okolice mostku postanowiłam skręcić w drogę nieznaną.
Było tam sporo błota i momentami przedzierania się przez krzaczory. Niestety droga była ślepa , prowadziła do strumyka i trzeba było wrócić.
Dojechałam do konca zielonego i wjechałam na szutrówke na Lubince, więc znowu pod górę ze 3 km, ale teren łatwy. Szuter.
Potem zjazd z Lubinki i powrót. Podkusiło mnie żeby wracając znowu zahaczyc o Buczynę i znowu wjechałam w trudne buczyńskie ścieżki.
Pokręciłam się trochę i na koniec podkusiło mnie, żeby trochę pozjeżdzać obok stawu, tam gdzie 3 czy 4 lata temu ćwiczylismy zjazdy z Mirkiem.
Popatrzyłam.. slisko, trochę grząsko… hm.. Iza, aby wiesz co robisz? A jak się na koniec gdzieś rozbijesz?
( to głos rozsądku, a raczej tego mojego diabła antytreningowego)
ale zaraz: no co ty! Spróbuj, przecież tu kiedyś zjeżdzalaś!
No i zjechałam. Dwa zjazdy, z tymże te łatwiejsze ( co nie znaczy łatwe). Ten najgorszy sobie odpuściłam.
Poczekam na Mirka, z nim u boku to mi jakoś raźniej zjeżdzać.
Było fajnie.
Średnia mizerna, ale to był pozyteczny trening techniki.
Teren na Lubince i w Buczynie taki bardziej maratonowy. Prawdziwie mtbowski.
Był jeden moment, że zapomniałam na chwilę o rowerze i mówiąc górnolotnie , obmyślałam strategię na jutrzejsze „spotkanie” z audytorami.
A to było na zjeździe. Kompletnie nie myślałam , ze zjeżdzam i poszło mi super, co jest jeszcze jednym dowodem na to, ze na zjazdach zbyt wiele rozmyślać nie można, ma działać instynkt, to co mamy już gdzieś tam w pamięci.
Staw w Buczynie© lemuriza1972
Potoczek na Lubince© lemuriza1972
W lesie na Lubince© lemuriza1972
- DST 40.00km
- Teren 16.00km
- Czas 02:21
- VAVG 17.02km/h
- VMAX 48.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Urokliwe to miejsce nad stawem :)
Życzę Ci zwycięstw - wszelkich :) alistar - 21:53 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj
Życzę Ci zwycięstw - wszelkich :) alistar - 21:53 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!