Środa, 18 lipca 2012
Spokojnie i płasko
&feature=related
Dwa filmy.
Pierwszy , bo znalazłam przypadkiem i bardzo mi się spodobał.
Jak ten facet ściąga łapę przy ataku!!!
Niesamowite, prawda?
Cytat z wywiadu dla Onetu:
„Ja od dziecka powtarzałem że będę grał w reprezentacji i na pewno mi się uda. A mój ojciec spokojnie mi mówił: w mini siatkówce grupa jest złożona z 40 chłopaków, w młodzikach ich zostaje 18, z młodzików do kadeta ich przechodzi 10, do juniora 5, a do seniora, żeby iść, gdzieś grać, na ławkę do klubu może jeden z całej grupy, więc daj sobie na wstrzymanie (śmiech). Jak wolniej rosłem albo nie zaliczałem jakiegoś testu na 100% to miewałem chwile zwątpienia, ale nie pozwoliły mi się zatrzymać. To mnie jeszcze bardziej mobilizowało. Jeżeli nie jestem dostatecznie dobry, to muszę się albo więcej starać albo przestać. A z drugiej strony jak przestanę to nigdy się nie dowiem, czy byłem dostatecznie dobry”
Imponujące , prawda?
Drugi film, nie bez przyczyny, ale to za chwilę.
Po dwóch dniach mentalnej i fizycznej niedyspozycji, dzisiaj powiedziałam sobie: dość… coś ze sobą zrobić trzeba.
Pomógł mi w tym Mirek, który przed wyjazdem na urlop postanowił, trochę popedałować i zabrał mnie ze sobą.
Pedałowanie, jak w całym sezonie było raczej mizerne, ale za to pogadalismy sobie fajnie.
O górach ( że trzeba w słowackie Tatry zacząć chodzić w lecie, bo w zimie, wiadomo szlaki tam zamknięte).
Zakończyliśmy tradycyjnie już na boisku, popijac złocisty płyn i tam nagle Mirek powiedział:
„ Wiem… Matterhorn….”
„Co?
„Matterhorn! Nie wiesz co to jest? Tam pójdziemy. W przyszłym roku. Tylko trzeba się przygotować. Tak siedzimy na tym boisku, nic nie robimy. Zycie nam ucieka. Coś trzeba zrobić!
No widzisz… jeszcze przed godziną 15 nie miałaś celu, a teraz już masz”
Ha.. przyszłam do domu. Otworzyłam komputer, popatrzyłam na Matterhorn.
Przepiękny, najpiękniejszy szczyt Alp, ale….trudny. Niebezpieczny. Częste załamania pogody. Kamienie, burze…
Obejrzałam filmy.. uśmiechnęłam się i pomyślałam: Mirek… Ty to może byś tam wszedł, ale ja z tym moim chorym kulasem????
No i ile nauki, jeszcze przed nami ( byłoby) Przecież tam trzeba umieć się wspinać, a ja zaledwie dwa razy byłam na ściance, raz na skałkach z miernym efektem.
Ale obraz szczytu Matterhorn w głowie pozostał…
Cudowny!
A jazda spokojna i relaksacyjna.
Jak zdrowie pozwoli, to może jutro w jakies górki się pojedzie.
W końcu.
Dwa filmy.
Pierwszy , bo znalazłam przypadkiem i bardzo mi się spodobał.
Jak ten facet ściąga łapę przy ataku!!!
Niesamowite, prawda?
Cytat z wywiadu dla Onetu:
„Ja od dziecka powtarzałem że będę grał w reprezentacji i na pewno mi się uda. A mój ojciec spokojnie mi mówił: w mini siatkówce grupa jest złożona z 40 chłopaków, w młodzikach ich zostaje 18, z młodzików do kadeta ich przechodzi 10, do juniora 5, a do seniora, żeby iść, gdzieś grać, na ławkę do klubu może jeden z całej grupy, więc daj sobie na wstrzymanie (śmiech). Jak wolniej rosłem albo nie zaliczałem jakiegoś testu na 100% to miewałem chwile zwątpienia, ale nie pozwoliły mi się zatrzymać. To mnie jeszcze bardziej mobilizowało. Jeżeli nie jestem dostatecznie dobry, to muszę się albo więcej starać albo przestać. A z drugiej strony jak przestanę to nigdy się nie dowiem, czy byłem dostatecznie dobry”
Imponujące , prawda?
Drugi film, nie bez przyczyny, ale to za chwilę.
Po dwóch dniach mentalnej i fizycznej niedyspozycji, dzisiaj powiedziałam sobie: dość… coś ze sobą zrobić trzeba.
Pomógł mi w tym Mirek, który przed wyjazdem na urlop postanowił, trochę popedałować i zabrał mnie ze sobą.
Pedałowanie, jak w całym sezonie było raczej mizerne, ale za to pogadalismy sobie fajnie.
O górach ( że trzeba w słowackie Tatry zacząć chodzić w lecie, bo w zimie, wiadomo szlaki tam zamknięte).
Zakończyliśmy tradycyjnie już na boisku, popijac złocisty płyn i tam nagle Mirek powiedział:
„ Wiem… Matterhorn….”
„Co?
„Matterhorn! Nie wiesz co to jest? Tam pójdziemy. W przyszłym roku. Tylko trzeba się przygotować. Tak siedzimy na tym boisku, nic nie robimy. Zycie nam ucieka. Coś trzeba zrobić!
No widzisz… jeszcze przed godziną 15 nie miałaś celu, a teraz już masz”
Ha.. przyszłam do domu. Otworzyłam komputer, popatrzyłam na Matterhorn.
Przepiękny, najpiękniejszy szczyt Alp, ale….trudny. Niebezpieczny. Częste załamania pogody. Kamienie, burze…
Obejrzałam filmy.. uśmiechnęłam się i pomyślałam: Mirek… Ty to może byś tam wszedł, ale ja z tym moim chorym kulasem????
No i ile nauki, jeszcze przed nami ( byłoby) Przecież tam trzeba umieć się wspinać, a ja zaledwie dwa razy byłam na ściance, raz na skałkach z miernym efektem.
Ale obraz szczytu Matterhorn w głowie pozostał…
Cudowny!
A jazda spokojna i relaksacyjna.
Jak zdrowie pozwoli, to może jutro w jakies górki się pojedzie.
W końcu.
- DST 30.00km
- Teren 13.00km
- Czas 01:29
- VAVG 20.22km/h
- VMAX 34.00km/h
- HRmax 168 ( 89%)
- HRavg 143 ( 76%)
- Kalorie 623kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
jestem już w Tarnowie z powrotem , z marszu do pracy, po ciezkich dwóch tygodniach.
cóz bywa...
myslałam o rowerze dzisiaj, ale mam tyle zaległosci w domu, że nie da rady:(
ktoś przecież musi sprzatać, prać, gotować:), prawda? proza zycia
spotkałeś kiedyś na drodze szczęsliwą dziewczynę..
to była droga gdzieś w Bieszczadach.
cóż.. tamta dziewczyna sprzed lat miała juz spory bagaż nie zawsze fajnych zyciowych doświadczeń, ale też nie wiedziała co jeszcze przed nią ( chwała Bogu, że nie wiedziała!) , dlatego miała więcej nadziei i wiary , że duzo dobrego przed nią.
co będzie dalej... zobaczymy. lemuriza1972 - 15:04 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
cóz bywa...
myslałam o rowerze dzisiaj, ale mam tyle zaległosci w domu, że nie da rady:(
ktoś przecież musi sprzatać, prać, gotować:), prawda? proza zycia
spotkałeś kiedyś na drodze szczęsliwą dziewczynę..
to była droga gdzieś w Bieszczadach.
cóż.. tamta dziewczyna sprzed lat miała juz spory bagaż nie zawsze fajnych zyciowych doświadczeń, ale też nie wiedziała co jeszcze przed nią ( chwała Bogu, że nie wiedziała!) , dlatego miała więcej nadziei i wiary , że duzo dobrego przed nią.
co będzie dalej... zobaczymy. lemuriza1972 - 15:04 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Spotkałem kiedyś na drodze szczęśliwą dziewczynę.
Co by nie mówić i jak by nie pocieszać z pewnymi problemami musimy radzić sobie sami.Trzeba zawsze mieć nadzieję że to co złe odejdzie,a przed sobą zobaczymy nową drogę i kolejną ściankę którą musimy pokonać.Rowery poczekają.
Trzymaj się. kondor - 14:42 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Co by nie mówić i jak by nie pocieszać z pewnymi problemami musimy radzić sobie sami.Trzeba zawsze mieć nadzieję że to co złe odejdzie,a przed sobą zobaczymy nową drogę i kolejną ściankę którą musimy pokonać.Rowery poczekają.
Trzymaj się. kondor - 14:42 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Tak Kondorze... czekalam na urlop bardzo długo, bo był mi potrzebny wyjątkowo.
To było ciężkie pół roku pod wieloma względami.
w planie była m.in wycieczka do Pragi. Odpoczynek. Nie odpoczęłam ani jednego dnia.
Nie pojechałam... bo tuż przed moim wyjazdem z Mielca, moja i tak już b. chora mama, złamała rękę w łokciu.
Operacja i bardzo trudne dni. Bardzo.
Jakoś ni służy mi ten 2012 rok...
stęskniłam się za moimi rowerami:)
Co do wysoku to... nie pamietam. Naprawdę nie pamietam.
Coś tam skakałam, ale bez szału.
Ja zresztą jestem niska... i specjalnie do tej siatkówki utalentowana nie byłam.
Ja ją tylko bardzo kochalam, byłam bardzo ambitna i zawzięta.
Choroba nie choroba, biegłam na trening i dawałam z siebie wszystko.
Ale nie grałam jakoś specjalnie świetnie ( na tle całej druzyny)
lemuriza1972 - 20:34 sobota, 4 sierpnia 2012 | linkuj
To było ciężkie pół roku pod wieloma względami.
w planie była m.in wycieczka do Pragi. Odpoczynek. Nie odpoczęłam ani jednego dnia.
Nie pojechałam... bo tuż przed moim wyjazdem z Mielca, moja i tak już b. chora mama, złamała rękę w łokciu.
Operacja i bardzo trudne dni. Bardzo.
Jakoś ni służy mi ten 2012 rok...
stęskniłam się za moimi rowerami:)
Co do wysoku to... nie pamietam. Naprawdę nie pamietam.
Coś tam skakałam, ale bez szału.
Ja zresztą jestem niska... i specjalnie do tej siatkówki utalentowana nie byłam.
Ja ją tylko bardzo kochalam, byłam bardzo ambitna i zawzięta.
Choroba nie choroba, biegłam na trening i dawałam z siebie wszystko.
Ale nie grałam jakoś specjalnie świetnie ( na tle całej druzyny)
lemuriza1972 - 20:34 sobota, 4 sierpnia 2012 | linkuj
Myślałem że gdzieś urlopujesz i zalejesz bloga po powrocie fotkami i przeżyciami.
Jak widać los płata figle.
Trzymaj się.
Jeżeli już o siatkówce mowa to jaki wyskok miałaś (cm) w latach świetności? kondor - 17:38 niedziela, 29 lipca 2012 | linkuj
Jak widać los płata figle.
Trzymaj się.
Jeżeli już o siatkówce mowa to jaki wyskok miałaś (cm) w latach świetności? kondor - 17:38 niedziela, 29 lipca 2012 | linkuj
No właśnie coś mi nie pasowało czemu nic nie piszesz, cokolwiek się nie stało to życzę szybkiego powrotu do "normalności" życiowej i sportowej :) Co do mojej brody to ja mam też nawyk unoszenia jej do góry podczas padu, tylko sytuacja była taka że atakowałem sytuacyjną piłkę z drugiej linii i źle wylądowałem, potknąłem się i próbowałem wyratować sytuację padem, no ale trochę mi nie wyszło nie zdążyłem się na tyle wygiąć ;)
krasu - 09:15 niedziela, 29 lipca 2012 | linkuj
kiedy uczylam sie padów na początku grania mojego też rozcięlam brodę.
potem to już był nawyk... po prostu broda w górze.
W tej chwili pozostał mi od dłuższego czasu .. sport w tv.
ale i tak sie cieszę bo jeszcze przedwczoraj oglądanie sportu w tv to było marzenie ściętej glowy.
Tak oto los krzyżuje nasze plany.
własnie dzisiaj miałam wracać z wycieczki z Pragi, ale nie moglam na nią pojechać.
Jestem poza sportem i poza życiem od niedzieli ubieglej. Dlatego nie jeżdżę, dlatego nie piszę
Ale... cóż tak być musi. lemuriza1972 - 09:01 niedziela, 29 lipca 2012 | linkuj
potem to już był nawyk... po prostu broda w górze.
W tej chwili pozostał mi od dłuższego czasu .. sport w tv.
ale i tak sie cieszę bo jeszcze przedwczoraj oglądanie sportu w tv to było marzenie ściętej glowy.
Tak oto los krzyżuje nasze plany.
własnie dzisiaj miałam wracać z wycieczki z Pragi, ale nie moglam na nią pojechać.
Jestem poza sportem i poza życiem od niedzieli ubieglej. Dlatego nie jeżdżę, dlatego nie piszę
Ale... cóż tak być musi. lemuriza1972 - 09:01 niedziela, 29 lipca 2012 | linkuj
Oj tak w siatkówce wbrew pozorom można sobie rożne "krzywdy" wyrządzić. Ja gram w siatkówke pewnie już z 10 lat, dawniej bardziej intensywnie w czasach szkoły, potem z 2 lata w klubie a teraz tylko ze znajomymi ale za to regularnie. Do czasów klubu było wszystko wporządku, potem jednak przeciążenia był duże i poszedł mi bark, teraz gra sprawia mi trochę bólu ale i tak z radością gram i czasem nawet gwoździa się zasadzi kosztem bólu w barku ;) Ale można też się nabawić mniej typowych kontuzji, z 3 tygodnie temu niefortunnie zrobiłem pad i wylądowałem brodą na parkiecie, niby nic takiego ale mam brodę koścista i rozciąłem ją aż do kości, nie obyło się bez szycia i robi mi się właśnie ładna pamiątka w postaci blizny ;) Tak czy siak poszedłem oczywiście na drugi tydzień grać ze szwami w brodzie ;) Ale w każdym sporcie jest jakieś ryzyko, jest ryzyko jest zabawa. Jeśli chodzi o rower to narazie na szczęście tylko kilka obtarć i naciągnięć ścięgien, nic poważnego i oby tak dalej. A co do górek, chciałoby się powiedzieć chcieć to móc, w pewnym sensie coś w tym jest tylko to chcieć musi się przełożyć na dużo samozaparcia i pracy, można zdobywać nawet bieguny jak Jaś Mela. Pozdrawiam.
krasu - 19:36 piątek, 27 lipca 2012 | linkuj
Siatkówka .. o niej mogłabym pisać godzinami, wszak to moja najważniejsza , największa miłość sportowa mojego życia, sport , który przyniósł najwiecej wrażeń, emocji, znajomych i którym jak dotąd najdłużej się zajmowałam.
Rower jest wspaniały... ma tę przewagę nad siatkówką, że mozna z góry świat oglądać ( a nie tylko parkiet), a wtedy jak wiadomo ten świat jest dużo, duzo piękniejszy z perspektywy gór, ale rower zawsze będzie dla mnie niejako .. zamiast.
W tej chwili ma też tę przewagę, że w miarę bezpiecznie na rowerze jeździć mogę bez uszczerbku na zdrowiu ( nie licząc upadków i róznych potłuczeń), w siatkówkę grać już nie mogę.
Siatkówka jest sportem bardzo kontuzjogenny.. Rzeczywiście czyha wiele niespodzianek od tych najdrobniejszych typu powybijane palce, ponaciagane mięśnie, po skręcone, połamane kostki, kontuzje barku i te chyba najgroźniejsze .. kolana.
To jest sport, który bardzo fajnie w miare równowmiernie rozwija wszystkie partie mięśni.. dzieki któremu jest i siła i gibkość i elastyczność mięśni, ale też ogromne obciążenia dla stawów i kregosłupa.
Oczywiscie mam na myśli siatkówkę uprawianą wyczynowo. Taką że z piłką "spędza" sie kazdy dzien tygodnia.
Ja miałam dużo szczęścia, przez kilkanaście lat tych kontuzji nie było aż tak wiele, ale za to niestety jak już sie przytrafiły to poważne - kregosłup czego skutki odczuwam do dziś i kolano na sam koniec mojej "kariery", czego jeszcze większe skutki odczuwam wciąż.
ale zawsze podkreślałam - nie żałuję.
Co do marzeń pt Matterhorn.
Na razie... to sfera marzeń.
Na razie.. ja w ogóle trochę przystopowałam z marzeniami i przyszłością...muszę złapać równowagę, poukładać sobie wiele spraw w głowie żeby znowu .. marzyć zacząć, żyć jak dawniej.
Ale te marzenia coraz bardziej sie przedzierają przez mgłę.
wróciłam właśnie ze spotkania ze znajomymi.Rozmawialismy bardzo duzo o górach... i zauważyłam, ze zaczynam o tym mówić z dawną pasją w głosie. To dobry znak.
"mój kulas"... no własnie..
czytam teraz kolejną książkę o himalaistach i dzięki niej przypomniałam sobie, że Wanda Rutkiewicz chodziła po Himalajach o kulach...
więc...
Nie wiem, co będzie, czy będę chciała iść kiedys na taką wysoką górę, ale wiem.. że spróbuję sie przygotować.
To moze potrwać. Nawet kilka lat... to może sie skonczyć tak, ze wcale tam nie wejdę, ale...
to chyba nie będzie ważne.
Wazna będzie ta próba i ta .. droga...
Bo jak to powiedziała cytowana przeze mnie wiele razy Wojciechowska ( i chociaż to brzmi patetycznie, to lubię ten cytat):
" dopóki jestem w drodze, czuję, że zyję"
a dla mnie droga to ... emocje przezywane dzięki górom, rowerowi, nartom biegowym .
Tu nie chodzi o sukces ( chociaż on też cieszy), tu chodzi o te EMOCJE podczas przebywanej drogi.
Lemuriza1972 - 18:34 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Rower jest wspaniały... ma tę przewagę nad siatkówką, że mozna z góry świat oglądać ( a nie tylko parkiet), a wtedy jak wiadomo ten świat jest dużo, duzo piękniejszy z perspektywy gór, ale rower zawsze będzie dla mnie niejako .. zamiast.
W tej chwili ma też tę przewagę, że w miarę bezpiecznie na rowerze jeździć mogę bez uszczerbku na zdrowiu ( nie licząc upadków i róznych potłuczeń), w siatkówkę grać już nie mogę.
Siatkówka jest sportem bardzo kontuzjogenny.. Rzeczywiście czyha wiele niespodzianek od tych najdrobniejszych typu powybijane palce, ponaciagane mięśnie, po skręcone, połamane kostki, kontuzje barku i te chyba najgroźniejsze .. kolana.
To jest sport, który bardzo fajnie w miare równowmiernie rozwija wszystkie partie mięśni.. dzieki któremu jest i siła i gibkość i elastyczność mięśni, ale też ogromne obciążenia dla stawów i kregosłupa.
Oczywiscie mam na myśli siatkówkę uprawianą wyczynowo. Taką że z piłką "spędza" sie kazdy dzien tygodnia.
Ja miałam dużo szczęścia, przez kilkanaście lat tych kontuzji nie było aż tak wiele, ale za to niestety jak już sie przytrafiły to poważne - kregosłup czego skutki odczuwam do dziś i kolano na sam koniec mojej "kariery", czego jeszcze większe skutki odczuwam wciąż.
ale zawsze podkreślałam - nie żałuję.
Co do marzeń pt Matterhorn.
Na razie... to sfera marzeń.
Na razie.. ja w ogóle trochę przystopowałam z marzeniami i przyszłością...muszę złapać równowagę, poukładać sobie wiele spraw w głowie żeby znowu .. marzyć zacząć, żyć jak dawniej.
Ale te marzenia coraz bardziej sie przedzierają przez mgłę.
wróciłam właśnie ze spotkania ze znajomymi.Rozmawialismy bardzo duzo o górach... i zauważyłam, ze zaczynam o tym mówić z dawną pasją w głosie. To dobry znak.
"mój kulas"... no własnie..
czytam teraz kolejną książkę o himalaistach i dzięki niej przypomniałam sobie, że Wanda Rutkiewicz chodziła po Himalajach o kulach...
więc...
Nie wiem, co będzie, czy będę chciała iść kiedys na taką wysoką górę, ale wiem.. że spróbuję sie przygotować.
To moze potrwać. Nawet kilka lat... to może sie skonczyć tak, ze wcale tam nie wejdę, ale...
to chyba nie będzie ważne.
Wazna będzie ta próba i ta .. droga...
Bo jak to powiedziała cytowana przeze mnie wiele razy Wojciechowska ( i chociaż to brzmi patetycznie, to lubię ten cytat):
" dopóki jestem w drodze, czuję, że zyję"
a dla mnie droga to ... emocje przezywane dzięki górom, rowerowi, nartom biegowym .
Tu nie chodzi o sukces ( chociaż on też cieszy), tu chodzi o te EMOCJE podczas przebywanej drogi.
Lemuriza1972 - 18:34 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Nie wiem jakiego to komentarza oczekuje ode mnie gość.Wątków wiele no i odpowiedzi tyle samo musiało by być.
Siatkówka piękny sport i wydawać by się gra nie kontaktowa więc o urazy trudno.W błędzie jest więc ten kto tak myśli.Ktoś kto grał nawet nie wyczynowo wie jakie "niespodzianki"czyhają pod siatką.
Rower czy siatkówka,zdecydowanie rower.On nie potrzebuje towarzystwa siada się i pędzi w siną dal.
Do siatkówki trzeba wielu i gdy ekipy niema sami to najwyżej o ścianę możemy piłkę poobijać.
W każdym sporcie selekcja jest.Wybijające się jednostki dostają na głowę wianek oliwny.
Matterhorn powiadasz.No to wyzwanie dla spragnionych wielkiej przygody i obcowanie z niesamowitymi widokami.Już widzę w wyobraźni widok ze szczytu na dno doliny uwieczniony na fotkach.
Widziałem człowieka który na Kilimanjaro wchodził (bardziej by pasowało wczołgiwał) bez rąk i nóg.
więc ten Twój chory kulas jak piszesz też sobie poradzi.
gościu - nic nie stoi ma przeszkodzie aby i tam u podnóża wytyczyli jakiś ekstremalny podjazd rowerowy no powiedzmy do 2tyś m npm (a może już jest?) kondor - 17:06 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Siatkówka piękny sport i wydawać by się gra nie kontaktowa więc o urazy trudno.W błędzie jest więc ten kto tak myśli.Ktoś kto grał nawet nie wyczynowo wie jakie "niespodzianki"czyhają pod siatką.
Rower czy siatkówka,zdecydowanie rower.On nie potrzebuje towarzystwa siada się i pędzi w siną dal.
Do siatkówki trzeba wielu i gdy ekipy niema sami to najwyżej o ścianę możemy piłkę poobijać.
W każdym sporcie selekcja jest.Wybijające się jednostki dostają na głowę wianek oliwny.
Matterhorn powiadasz.No to wyzwanie dla spragnionych wielkiej przygody i obcowanie z niesamowitymi widokami.Już widzę w wyobraźni widok ze szczytu na dno doliny uwieczniony na fotkach.
Widziałem człowieka który na Kilimanjaro wchodził (bardziej by pasowało wczołgiwał) bez rąk i nóg.
więc ten Twój chory kulas jak piszesz też sobie poradzi.
gościu - nic nie stoi ma przeszkodzie aby i tam u podnóża wytyczyli jakiś ekstremalny podjazd rowerowy no powiedzmy do 2tyś m npm (a może już jest?) kondor - 17:06 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!