Wtorek, 7 sierpnia 2012
Powrót na rower
Chyba powinnam zacząć zwracać uwagę na przesądy itp. sprawy:)
Dotąd raczej nie zwracałam.
Jakis czas temu w pracy, gwizdałam…
Moja starsza koleżanka powiedziała: Izieńko, nie gwizdaj!!!
Dlaczego? – spytałam trochę rozbawiona, widząc jej przerażoną twarz.
- Bo kobieta nie powinna gwizdać, to przynosi nieszczęście.
- E tam.. ja do nieszcześć w życiu jestem przyzywczajona.
Popatrzyła na mnie z jeszcze większym przerażeniem.
No i przydarzyło się.
Wypadek Mamy.
I w związku z tym mój dwutygodniowy pobyt w Mielcu, kompletna rezygnacja z planów urlopowych ( czyli wyjazdu do Pragi), rozbrat z rowerem.
Masa stresu,okropnie cięzkie dni, potworne zmęczenie itd.
I z marszu do pracy.
Wczoraj nawet nie miałam siły jechać na rower, zresztą w domu było tyle rzeczy do zrobienia.
A na rowerze nie byłam dawno…
Na swoim rowerze.
Bo pod koniec mojego pobytu w Mielcu udało mi się „wyrwać” na chwilę na rower z moim siostrzeńcem.
Ale cóż to był za rower!!!
Myślałam sobie, że na tym rowerze na którym jadę i w tych ciuchach w których jadę, nie poznałby mnie żaden z mieleckich , rowerowych kolegów:)
Początkowo jechałam na swoim starym, pierwszym rowerze City Best, który jest teraz własnością mojej siostry.
Rowerze dawno nie serwisowanym, bez amortyzatora, z ledwie działającymi hamulcami ( dość ciekawe przeżycie jazda po lesie piaszczystym na takim rowerze).
Był ogromny upał, a mój ambitny siostrzeniec powiedział: jadę bo się muszę zmęczyć..
Słusznie.
Trzeba mu przyznać... ma zacięcie i siłę i wytrzymałość.
No ale w koncu jest sportowcem, trenuje codziennie.
Przejechalismy tak niespodziewanie ok. 40 km.
To było dla mnie zupełne zaskoczenie. Nie wiedziałam gdzie jadę, on prowadził. Nagle wyjeżdzamy z jakiejś drogi, ja patrzę a tu auta z rejestracją RKL czyli powiat kolbuszowski.
Okazało się ze jestesmy od Mielca jakieś 18 km.
A my bez picia ( bo myślałam, że jedziemy tylko do lasu). Słonce grzało niemiłosiernie. Bez zapasu dętek, bez narzędzi.
Do tego jeszcze Patryk „zmusił” mnie do zamiany rowerów i tak jechałam b. długo na jego rowerze.. "makrokeszu" , który dostał w okolicy komunii, wiec dawno dośc temu to było.
Rower ów ( rama zdecydowanie za mała) na mojego oko to nadaje się do wielu rzeczy, ale na pewno nie do jazdy ( i to jest stwierdzenie faktu, bez cienia złośliwości), a wręcz jazda nim to zagrożenie dla życia.
Hamulce nie działają, przerzutki nie działają ( zakładałam łancuch na zębatki ręcznie), wszystko stuka, puka i ma się wrażenie, ze zaraz się rower rozpadnie.
To jest dopiero wyczyn jazda na takim rowerze!
Wobec tego wszystkiego dzisiejsza „przesiadka” na KTM-a to był lekki szok.
Jakoś nie mogłam się na nim początkowo odnaleźć.
Bałam się jak po takiej długiej przerwie zareaguje mój organizm, tym bardziej, że czuję się naprawdę bardzo zmęczona, no i na rozruch zaaplikowałam sobie górki.
Pojechalismy z Tomkiem na Słoną.
Pierwsze podjazdy asfaltowe nie najgorzej. Potem w lesie było nieco gorzej, ale nie jakoś katastrofalnie.
Odkryliśmy troche nowych całkiem fajnych ścieżek.
Jest tam jeszcze sporo do odkrycia i trzeba to robić, bo jeżdząć po mieleckim lesie i okolicach czułam wielką radość… Myślałam sobie: jak to fajnie jeździć po takich nieznanych miejscach.
Jednak jazda w kółko po tych samych szlakach… robi się w pewnym momencie nie do zniesienia i zabiera dużo radości z jazdy.
Na zjeździe ze Słonej zamienilismy się rowerami.
No cóż.. na fullu zdecydowanie nie odczuwa się aż tak nierówności, ale jakos niepewnie jechałam. Pozycja inna, kierownica szeroka. Musiałabym trochę pojeździć, zeby wykorzystać mozliwości fulla.
Jazda była krótka, bo tak sobie dzisiaj załozyłam, chciałam umyć jeszcze rower i pooglądać trochę Olimpiadę:)
Dotąd raczej nie zwracałam.
Jakis czas temu w pracy, gwizdałam…
Moja starsza koleżanka powiedziała: Izieńko, nie gwizdaj!!!
Dlaczego? – spytałam trochę rozbawiona, widząc jej przerażoną twarz.
- Bo kobieta nie powinna gwizdać, to przynosi nieszczęście.
- E tam.. ja do nieszcześć w życiu jestem przyzywczajona.
Popatrzyła na mnie z jeszcze większym przerażeniem.
No i przydarzyło się.
Wypadek Mamy.
I w związku z tym mój dwutygodniowy pobyt w Mielcu, kompletna rezygnacja z planów urlopowych ( czyli wyjazdu do Pragi), rozbrat z rowerem.
Masa stresu,okropnie cięzkie dni, potworne zmęczenie itd.
I z marszu do pracy.
Wczoraj nawet nie miałam siły jechać na rower, zresztą w domu było tyle rzeczy do zrobienia.
A na rowerze nie byłam dawno…
Na swoim rowerze.
Bo pod koniec mojego pobytu w Mielcu udało mi się „wyrwać” na chwilę na rower z moim siostrzeńcem.
Ale cóż to był za rower!!!
Myślałam sobie, że na tym rowerze na którym jadę i w tych ciuchach w których jadę, nie poznałby mnie żaden z mieleckich , rowerowych kolegów:)
Początkowo jechałam na swoim starym, pierwszym rowerze City Best, który jest teraz własnością mojej siostry.
Rowerze dawno nie serwisowanym, bez amortyzatora, z ledwie działającymi hamulcami ( dość ciekawe przeżycie jazda po lesie piaszczystym na takim rowerze).
Był ogromny upał, a mój ambitny siostrzeniec powiedział: jadę bo się muszę zmęczyć..
Słusznie.
Trzeba mu przyznać... ma zacięcie i siłę i wytrzymałość.
No ale w koncu jest sportowcem, trenuje codziennie.
Przejechalismy tak niespodziewanie ok. 40 km.
To było dla mnie zupełne zaskoczenie. Nie wiedziałam gdzie jadę, on prowadził. Nagle wyjeżdzamy z jakiejś drogi, ja patrzę a tu auta z rejestracją RKL czyli powiat kolbuszowski.
Okazało się ze jestesmy od Mielca jakieś 18 km.
A my bez picia ( bo myślałam, że jedziemy tylko do lasu). Słonce grzało niemiłosiernie. Bez zapasu dętek, bez narzędzi.
Do tego jeszcze Patryk „zmusił” mnie do zamiany rowerów i tak jechałam b. długo na jego rowerze.. "makrokeszu" , który dostał w okolicy komunii, wiec dawno dośc temu to było.
Rower ów ( rama zdecydowanie za mała) na mojego oko to nadaje się do wielu rzeczy, ale na pewno nie do jazdy ( i to jest stwierdzenie faktu, bez cienia złośliwości), a wręcz jazda nim to zagrożenie dla życia.
Hamulce nie działają, przerzutki nie działają ( zakładałam łancuch na zębatki ręcznie), wszystko stuka, puka i ma się wrażenie, ze zaraz się rower rozpadnie.
To jest dopiero wyczyn jazda na takim rowerze!
Wobec tego wszystkiego dzisiejsza „przesiadka” na KTM-a to był lekki szok.
Jakoś nie mogłam się na nim początkowo odnaleźć.
Bałam się jak po takiej długiej przerwie zareaguje mój organizm, tym bardziej, że czuję się naprawdę bardzo zmęczona, no i na rozruch zaaplikowałam sobie górki.
Pojechalismy z Tomkiem na Słoną.
Pierwsze podjazdy asfaltowe nie najgorzej. Potem w lesie było nieco gorzej, ale nie jakoś katastrofalnie.
Odkryliśmy troche nowych całkiem fajnych ścieżek.
Jest tam jeszcze sporo do odkrycia i trzeba to robić, bo jeżdząć po mieleckim lesie i okolicach czułam wielką radość… Myślałam sobie: jak to fajnie jeździć po takich nieznanych miejscach.
Jednak jazda w kółko po tych samych szlakach… robi się w pewnym momencie nie do zniesienia i zabiera dużo radości z jazdy.
Na zjeździe ze Słonej zamienilismy się rowerami.
No cóż.. na fullu zdecydowanie nie odczuwa się aż tak nierówności, ale jakos niepewnie jechałam. Pozycja inna, kierownica szeroka. Musiałabym trochę pojeździć, zeby wykorzystać mozliwości fulla.
Jazda była krótka, bo tak sobie dzisiaj załozyłam, chciałam umyć jeszcze rower i pooglądać trochę Olimpiadę:)
- DST 35.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:45
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 53.00km/h
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 774kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Dawid, prawie każdy z nas zaczynał przygodę z rowerem, na czymś ( co piszę bez złośliwości) rower tylko z wyglądu przypomina.
Dawniej zżymałam się na tych, ktorzy odsądzali od czci i wiary tzw makrokesze i posądzałam każdego o snobizm itp.
Zrozumiałam jednak ( jak pojeździłam na trochę lepszych rowerach), że tu nie o cenę chodzi, nie o wygląd, nie o snobizm..a o bezpieczenstwo.
Bo jazda na rowerze z marketu, zwłaszcza nie serwisowanym, nie zadbanym to zagrożenie duże dla zdrowia.
ale jazda na rowerze tańszym ( ale kupionym w sklepie rowerowym), bezpiecznym, serwisowanym też może być przyjemna i dawać sporo satysfakcji.
Zresztą cóż.. nie każdego stać na superwypasny sprzęt, a i jestem przeciwnikiem kupowania sprzętu .. jakby to powiedzieć ? "niezgodnego" z przeznaczeniem.
Bo jak ktoś nie jeździ na zawody , nie jeździ po terenie , a rower jest wyjmowany z garażu dwa razy do roku, to po co mu sprzęt z amortyzatorem za 1500 zł, albo i więcej?
Dawid ciesz się swoją pasją i nowym rowerkiem.
Za jakiś czas, pewnie będzie następny, bo to tak działa.
Apetyt rośnie w miarę jeżdzenia i stopnia rowerowego wtajemniczenia oraz trudności przebywanych tras.
Co do mojego bloga, to wraz z rezygnacją z zawodów i dość trudnym dla mnie życiowo okresem i blog stracił na wartości, ale może jeszcze kiedyś wszystko wróci do normy.
Pozdrawiam
lemuriza1972 - 16:41 wtorek, 14 sierpnia 2012 | linkuj
Dawniej zżymałam się na tych, ktorzy odsądzali od czci i wiary tzw makrokesze i posądzałam każdego o snobizm itp.
Zrozumiałam jednak ( jak pojeździłam na trochę lepszych rowerach), że tu nie o cenę chodzi, nie o wygląd, nie o snobizm..a o bezpieczenstwo.
Bo jazda na rowerze z marketu, zwłaszcza nie serwisowanym, nie zadbanym to zagrożenie duże dla zdrowia.
ale jazda na rowerze tańszym ( ale kupionym w sklepie rowerowym), bezpiecznym, serwisowanym też może być przyjemna i dawać sporo satysfakcji.
Zresztą cóż.. nie każdego stać na superwypasny sprzęt, a i jestem przeciwnikiem kupowania sprzętu .. jakby to powiedzieć ? "niezgodnego" z przeznaczeniem.
Bo jak ktoś nie jeździ na zawody , nie jeździ po terenie , a rower jest wyjmowany z garażu dwa razy do roku, to po co mu sprzęt z amortyzatorem za 1500 zł, albo i więcej?
Dawid ciesz się swoją pasją i nowym rowerkiem.
Za jakiś czas, pewnie będzie następny, bo to tak działa.
Apetyt rośnie w miarę jeżdzenia i stopnia rowerowego wtajemniczenia oraz trudności przebywanych tras.
Co do mojego bloga, to wraz z rezygnacją z zawodów i dość trudnym dla mnie życiowo okresem i blog stracił na wartości, ale może jeszcze kiedyś wszystko wróci do normy.
Pozdrawiam
lemuriza1972 - 16:41 wtorek, 14 sierpnia 2012 | linkuj
Na takim rowerze z supermarketu dane mi było jeździć 2 lata i to tak troszkę dalej niż zwykłe przejażdżki. Co chwilę coś odpadało, to, że na nowo trzeba było wszystko regulować po każdej jeździe było całkiem normalne. Amortyzator był, ale jego funkcją było jedynie to, że wyglądał jak amortyzator. Na koniec przygody z tym rowerem złamała mi się rama.
Czemu na tym jeździłem? Kocham jeździć, ale niestety chodzę jeszcze do szkoły i potrzebowałem sporo czasu żeby uzbierać na lepszy rower. Na szczęście uzbierałem ,kupiłem i mogę się cieszyć dość komfortową jazdą.
Bardzo ciekawy blog, będę odwiedzał go częściej! Dawid - 16:02 wtorek, 14 sierpnia 2012 | linkuj
Czemu na tym jeździłem? Kocham jeździć, ale niestety chodzę jeszcze do szkoły i potrzebowałem sporo czasu żeby uzbierać na lepszy rower. Na szczęście uzbierałem ,kupiłem i mogę się cieszyć dość komfortową jazdą.
Bardzo ciekawy blog, będę odwiedzał go częściej! Dawid - 16:02 wtorek, 14 sierpnia 2012 | linkuj
Iza jak miło widzieć pierwszy wpis w tym miesiącu i to rowerowy ;)
Maks - 20:22 wtorek, 7 sierpnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!