Niedziela, 9 września 2012
Spontaniczna , samotna improwizacja czyli szlakiem pieszym do Melsztyna przez Las Milowski
Piosenka taka, bo bardzo pasuje do tego co dzisiaj czułam i widziałam.
Bo widziałam cudny las, ptaki, żaby, bażanty, wiewiórki, sarny, piękną rzekę, góry.. no żbika i niedźwiedzia nie było.. na szczęście:)
Namawiała mnie Krysia na Jamną, namawiał Marcin B. Miała być słuszna grupa , chłopaki z UKS Wojnicz, ale…
Ja od dawna czuję, że muszę szukać nowych dróg, nowych ścieżek, żeby jazda na rowerze przynosiła mi radość.
Miałam taki plan żeby spróbować odtworzyć sobie szlak, którym jechałam przed wielu laty do Lasu Milowskiego, przez Górę Panieńską a potem przez niesamowity węgierkowośliwkowy sad, który teraz musi wyglądać oszałamiająco.
Ale całego szlaku dokładnie nie pamiętałam, a przewodnika po tarnowskich szlakach ( tego rowerowego) nie mam.
Wzięłam przewodnik po szlakach pieszych i tak przeglądając go, pomyślałam, że to jest jakiś pomysł na przyszły sezon.
Bo szlaki piesze w górach mogą być częściowo nieprzejezdne, ale na Pogórzu sprawa ma się zgoła inaczej i z niewielkimi wyjątkami wszędzie da się jechać.
Zrezygnowałam z Jamnej, bo chociaż ją uwielbiam i jest to piękne miejsce, wiedziałam, że spodziewanej rowerowej radości szlak jechany po raz.. enty nie przyniesie mi.
Pojechałam więc sama.. przed siebie, bez mapy, bez przewodnika.
Ja??? Z tą moją słabą orientacją w terenie. No cóż.. może do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć.
Do Wojnicza nieco okrężną drogą dotarłam po 20 km. Potem Wąwóz Szwedzki, kiedyś fajna droga, dzisiaj wyasfaltowana.
No i tutaj popełniłam pierwszy błąd. Wybrałam opcję żółtego szlaku rowerowego, a trzeba było skręcić na zielony ( tak myślę).
Po kilku kilometrach i żółty zniknął, a ja znalazłam się na jakiejś polnej drodze. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem.
Jakoś specjalnie mnie to nie przeraziło. Po prostu doszłam do wniosku, że gdzieś tam wyjadę i jakoś trafię z powrotem do domu.
Ale.. trasa była nijaka.. jakieś asfalty… trochę podjazdów, jakieś górki w tle, ale bez szału.
W końcu dojechałam do Łysej Góry i pomyślałam, że pewnie dojadę do Dębna ( już wiedziałam, ze Las Milowski na którym mi najbardziej zależało gdzieś ominęłam), a stamtąd to już powrót przez Las Radłowski, więc bez większych emocji.
Minęłam Łysą Górę i dojechałam do miejscowości Jaworsko. Nazwa mi nic nie mówiła. Pewnie powiat brzeski.
I nagle w Jaworsku zobaczyłam drogowskazy z nazwami.
Szlak pieszy do Melsztyna, szlak pieszy do Dębna.
Stałam przez chwilę zastanawiając się co robić, w którą stronę się udać.
Wybór padł na Melsztyn i myślę, że to była najlepsza decyzja jaką można było podjąć.
Dlaczego taka? Bo ta droga na Melsztyn opatrzona była znakiem „ślepa droga” a to zapowiadało przygodę i jakąś terenową drogę.
To pojechałam.
Asfalt po chwili się skończył, zaczęła się fantastyczna szutrówka z przepięknym widokiem na góry.
Zaczęłam się uśmiechać.. ale kiedy wjechałam do lasu to uśmiech miałam już od ucha do ucha i wiedziałam , że mam to o co mi chodziło.
Świetne, nowe prawdziwie mtbowskie ścieżki..
Po prostu CUDOWNE.
Singielki, koleiny, błoto, kamienie, szuter, pod górę, z góry. Po porostu WSZYSTKO!
Jechałam taka szczęśliwa, że dawno chyba nie cieszyłam się tak bardzo jadąc na rowerze.
Nawet na trasie krynickiej, bo ona chociaż piękniejsza, to jednak w 70% znana mi.
I tak sobie podążając cały czas niebieskim pieszym szlakiem dojechałam do miejsca , w którym kiedyś już byłam i zrozumiałam , że jestem w LESIE MILOWSKIM.
Czyli w końcu trafiłam tam gdzie chciałam.
Drogowskazy pokazywały drogę na szczyt Panieńskiej Góry, do Milówki i Melsztyna. Postanowiłam , że pojadę do Melsztyna.
I znowu dobra decyzja.
Cudowny zjazd przez LAS, błotne koleiny, szuter, korzenie.
Po wyjeździe z lasu widoki, widoki, widoki…
Szlak świetnie oznaczony, raz tylko nie zauważyłam skrętu do lasu i zjechałam długooooo i ostro w dół, więc kiedy zrozumiałam, ze musiałam zgubić szlak, wróciłam pod górę , długa to była wspinaczka.
A potem znowu las, cudne ścieżki… trudno mi to opisać słowami. Góra dół…
A ja cały czas uśmiechnięta… i pomyślałam, ze skoro jeszcze potrafię cieszyć się z takich rzeczy.. leśnych ścieżek, widoków, to może nie jest ze mną tak źle?
Był i cudowny wąwóz , gdzie musiałam pchać rower pod górę. Może i gdyby się bardzo postarać to dałby się wjechać.. chociaż ciężko byłoby, bo duże głazy wbite w ziemię. Ale idąc myślałam: trzeba ten szlak kiedyś pojechać odwrotnie to wąwóz będzie zjazdem, trudnym prawdziwie górskim zjazdem z adrenaliną…
Kiedy wydrapałam się z wąwozu ( to była Zawada Lańckorońska), spotkałam na drodze jakąś panią, powiedziałam jej: dzień dobry.
Ona popatrzyła na mnie: oj.. trudno.. na rowerze…
Oj to pani jest kobietą? I tak sama?
Sama- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się i pojechałam pod górę sama.
I dalej znowu jakis fajny las…a potem nagle szlak skręca i jest napis: do ruin zamku w Melsztynie.
Pomyślałam: co???? Przecież to jest na takiej górce sporej…. Będzie ciężko podjechać.
Ale podjazd był króciutki, a ja po raz pierwszy zobaczyłam z bliska ruiny, które zwykle widywałam z dołu.
Magiczne miejsce, polecam.
A jakie przecudne widoki na Dunajec z góry.
A jaki świetny zjazd w dół. Bajka!
Wyjeżdza się obok słynnej restauracji w Melsztynie, więc można wstąpić na dobry obiad.
Cudowny, nowy, cieszący oczy szlak. Polecam!
Niestety reszta drogi do Tarnowa, to kawałek główna drogą do Zakliczyna, a potem niebieskim wzdłuż Dunajca ( pięknym przecież ale tak już zjeżdzonym.. że nie zauważam, że taki jest piękny).
Pewnie można by pokombinować inny powrót, np. przez Dębno, ale ja już nie bardzo miałam siły, a i późno się robiło.
I tak sobie myślę… że nie neguję i nigdy nie negowałam jazdy po asfalcie, ale jednak mój żywioł to teren.
On sprawia mi najwięcej radości.
Po asfalcie jeżdzę zdecydowanie lepiej… podjazdy asfaltowe idą mi dość dobrze. Nie mam dobrej techniki w terenie.
Na szosie, gdybym sobie startowała w jakiś wyścigach, pewnie byłoby mi łatwiej o sukcesy, ale…
Nie potrzebne mi sukcesy, nagrody, dyplomy.
Potrzebne mi szczęście.
Kiedyś tu napisałam, że kiedy zapytała mnie koleżanka jaką dostałam nagrodę za maraton w Krakowie, odpowiedziałam: nie nagroda jest szczęściem, szczęście jest nagrodą.
Bo to prawda.
Szczęście po fajnej trasie to jest największa nagroda.
Bezcenna ilość endorfin, której nie kupi się za żadne pieniądze.
Bolą mnie nogi… ale cóż to wobec tego co mam pod powiekami, tych widoków.
A teraz idę oglądać mecz żużlowców z Toruniem.
To już decydujące starcie..
Ponieważ na tarnowskim Forum Rowerum "rozgorzała" dyskusja na temat szlaków pieszych i dzielenia się nowymi trasami, postaram się podać szczegółowy opis trasy , jako że urządzeń typu GPS nie posiadam.
Dla zainteresowanych tym szlakiem ( a zaręczam , że warto).
Generalnie powinniśmy dostać sie do miejscowości Jaworsko, tam przy głownej drodze będzie drogowskaz z opisanymi szlakami ( na Melsztyn i na Dębno).
Mozna byłoby ominąć Jaworsko, jadąc z Wojnicza wprost do Milowskiego Lasu, ale nie warto bo jadąc od Jaworska szutrówką w kierunku Lasu, mamy po prawej przepiekną panoramę Beskidów, a przy dobrej pogodzie rzecz jasna i Tatr.
Do Jaworska możemy dojechać od Biadolin Szlacheckich niebieskim pieszym szlakiem przez Dębno ( wtedy możemy pooglądać Zamek) albo od Wojnicza.
Ja opisuję jak dostać się z Wojnicza do Jaworska ( ja jechałam ciut inaczej bo zbłądziłam), ale podaje trasę wg przewodnika.
Jedziemy w Wojniczu drogą na N. Sącz, za kościołem , jakieś 300 m skrecamy w prawo w żółty rowerowy szlak ( ul. Zamoście), z niej w lewo ul. Loretańską i do skrzyżowania gdzie szlak żółty łączy się z zielonym rowerowym. Jedziemy za szlakami.
w pewnym momencie opuszczamy szlak żółty ( ja pojechałam żółtym), ale powinnismy skręcić w lewo do góry ( zielony rowerowy i zielony pieszy) i dalej trzeba podążąc za zielonym pieszym tak aby dojechać do Jaworska na spotkanie z niebieskim szlakiem pieszym z Biadolin do Melsztyna.
A szlak do Melsztyna świetnie oznaczony, właściwie niewielkie mozliwości zgubienia się.
Trzeba uważać w zasadzie tylko dwa razy.. w lesie Milowskim, kiedy dojedziemy do wiaty, bo tam przed wiatą szlak skręca w prawo ( ale są drogowskazy) i po wyjeździe z lasu jakies kilka km, kiedy będziemy jechać mocno w dół drogą asfaltową , w pewnym momencie szlak skręca w prawo na łąki w kierunku lasu.
A potem generalnie nie ma problemu.
jest jeszcze jakieś odbicie na asfalcie w czarny szlak pieszy do lasu, tam sie zapędziłam, ale potem wróciłam na asfalt i na niebieski.
No i w jednym ciemnym lesie, gdzie jeździ się po swietnych singielkach, trzeba też dośc uważnie patrzeć, tam też trochę wyjechałam poza szlak, ale sie opłąciło bo widoki na Dunajec były nieziemskie.
Z Melsztyna to już według uznania. Można kombinowac. Do Zakliczyna i niebieskim rowerowym do Tarnowa, albo przez Jurasówkę , albo i przez Gromnik.
Jest długa, fajna wycieczka na cały dzień.
Polecam.
W Przewodniku "Ziemia Tarnowska. Przewodnik Pieszy", szlak jest opisany w ten sposób:
Piekny , widokowy szlak po wzniesieniach zachodniej strony Dunajca. Prowadzi przez grodzisko w Zawadzie Lanckorońskiej i ruiny zamku w Melsztynie"
Najpiękniejszy dzisiejszy widok czyli mój ukochany Dunajec w dole© lemuriza1972
Początkowe kilometry trasy. Isep© lemuriza1972
Dunajec i wzgórza naddunajcowe© lemuriza1972
Tu jeszcze był rowerowy szlak© lemuriza1972
Żaba jakaś... czy ropucha... nie wiem, nie znam się....© lemuriza1972
Wąwóz Szwedzki w Wojniczu, niestety wyasfaltowany:(© lemuriza1972
Jadąc przez Łysą Górę zobaczyłam w oddali Tarnów i naszą Świętą Górę czyli Marcinkę.
Ją widać.. wszędzie:)
Tam w oddali ujrzałam Tarnów... a byłam w Łysej Górze© lemuriza1972
Marcinka w oddali, ale słabo widoczna:(© lemuriza1972
Góry widoczne z niebieskiego pieszego szlaku do Melszytna. Pewnie Beskid Sądecki.. ale słabo sie orientuję© lemuriza1972
Droga.. zapowiedź przygody...© lemuriza1972
W Lesie Milowskim na niebieskim szlaku© lemuriza1972
W lesie...© lemuriza1972
Fajny szutrowy zjazd...© lemuriza1972
Było też troche błotka© lemuriza1972
I górki...© lemuriza1972
Gdzieś tam po drodze...© lemuriza1972
W lesie© lemuriza1972
Ścieżka© lemuriza1972
Coraz bliżej Melsztyna© lemuriza1972
Zjazd© lemuriza1972
Wąwóz...ale by sie nim zjeżdżało...© lemuriza1972
Dalsza część wąwozu... niestety zdjęcia nie oddają jego piękna© lemuriza1972
Ruiny Zamku w Melszytnie© lemuriza1972
Mury© lemuriza1972
Dunajec w dole© lemuriza1972
Żeby zrobić to zdjęcie musiałam się wdrapać na ruiny, co w butach z blokami nie jest łatwe.
Ale zwyciężyła chęć podziwiania widoku , no i te moje wspinaczkowe zapędy:)
I jeszcze raz najpiękniejsza z rzek© lemuriza1972
- DST 82.00km
- Teren 30.00km
- Czas 04:17
- VAVG 19.14km/h
- VMAX 50.00km/h
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie 1880kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
W Porąbce też kiedyś byłam, rowerem rzecz jasna.
lemuriza1972 - 20:17 czwartek, 13 września 2012 | linkuj
widzę, że koleżanka w moje rejony przyjechała :) Moja ''codzienna'' pętla przez Jaworsko i Łysą leci :) Pozdrawiam :]
piotrkol - 18:49 czwartek, 13 września 2012 | linkuj
mini to jest tak, że teraz część ludzi się specjalizuje w tego typu krótkich wyścigach i jest bardzo mocna czołówka.
Ale mini w Piwnicznej z tego co patrzyłam jest bardzo krótkie ( bo np w Korbielowie było mocne mini - jak mega w innych cyklach). tutaj trasa wydaje mi sie zbyt krótka, żeby po przejechaniu mini poczuć , że się przejechało trasę w górach.
Biorąc pod uwagę, ze trzeba zainwestować we wpisowe, chipa i podróż, chyba szkoda po prostu na tak krótką trasę jechać.
skoro chcesz miec jakąś skalę porównawczą no to mini w tym momencie jest bezsensu, bo z czym to porównać?
z wyścigiem xc? to jednak nie do konca to samo bo nie jedzie sie po pętlach.
Z tego co patrzyłam trasa w Piwnicznej ( na mega) będzie bardzo wymagająca kondycyjnie 2000 m przewyzszenia na 50 km to dużo.
Ale to jest pewna norma u GG, raczej zawsze tak to wygląda.
technicznie raczej nie powinno być aż tak bardzo trudno, no chyba ze GG przygotuje jakieś super ekstra niespodzianki ( a lubi czasem tak trase poprowadzić), ale w tamtych okolicach nie ma raczej jakichś mega trudnych zjazdów, a z tego co GG pisał na forum to jak nie popada to raczej wszędzie da się podjechać ( chyba, ze miał na myśli czołówkę:)).
Ale będzie na pewno b. ciekawa trasa z pięknymi widokami.
Więc warto jechać. Lemuriza1972 - 15:03 środa, 12 września 2012 | linkuj
Ale mini w Piwnicznej z tego co patrzyłam jest bardzo krótkie ( bo np w Korbielowie było mocne mini - jak mega w innych cyklach). tutaj trasa wydaje mi sie zbyt krótka, żeby po przejechaniu mini poczuć , że się przejechało trasę w górach.
Biorąc pod uwagę, ze trzeba zainwestować we wpisowe, chipa i podróż, chyba szkoda po prostu na tak krótką trasę jechać.
skoro chcesz miec jakąś skalę porównawczą no to mini w tym momencie jest bezsensu, bo z czym to porównać?
z wyścigiem xc? to jednak nie do konca to samo bo nie jedzie sie po pętlach.
Z tego co patrzyłam trasa w Piwnicznej ( na mega) będzie bardzo wymagająca kondycyjnie 2000 m przewyzszenia na 50 km to dużo.
Ale to jest pewna norma u GG, raczej zawsze tak to wygląda.
technicznie raczej nie powinno być aż tak bardzo trudno, no chyba ze GG przygotuje jakieś super ekstra niespodzianki ( a lubi czasem tak trase poprowadzić), ale w tamtych okolicach nie ma raczej jakichś mega trudnych zjazdów, a z tego co GG pisał na forum to jak nie popada to raczej wszędzie da się podjechać ( chyba, ze miał na myśli czołówkę:)).
Ale będzie na pewno b. ciekawa trasa z pięknymi widokami.
Więc warto jechać. Lemuriza1972 - 15:03 środa, 12 września 2012 | linkuj
-> Lechita: Mini jest dla dzieci ;) Patrząc na mapy tras, to warto przejechać się na Mega, chociażby dla samych widoków i satysfakcji.
Tomek - 11:59 środa, 12 września 2012 | linkuj
Dużo racji.
Zawody pokazują co trzeba jeszcze poprawić, gdzie są braki. No i ważna dobra zabawa i zadowolenie.
Na pewno impreza u GG podnosi umiejętności, ale na co dzień nie ma aż tyle takiego terenu jak na zawodach. No i jednak spore rozrzucenie zawodów a co za tym idzie, koszta.
Myślę,że warto zakosztować Piwnicznej zwłaszcza jak ktoś nie jeździł w tej edycji zawodów. Zobaczymy, ale na pewno tylko krótki dystans żeby mieć skalę porównawczą i oszczędzać się na Marcinkę w niedziele.
W sumie okolice podobne do Wierchomli jednak ukształtowanie, podłoże będzie podobne do Koninek.
Lechita - 20:31 poniedziałek, 10 września 2012 | linkuj
Zawody pokazują co trzeba jeszcze poprawić, gdzie są braki. No i ważna dobra zabawa i zadowolenie.
Na pewno impreza u GG podnosi umiejętności, ale na co dzień nie ma aż tyle takiego terenu jak na zawodach. No i jednak spore rozrzucenie zawodów a co za tym idzie, koszta.
Myślę,że warto zakosztować Piwnicznej zwłaszcza jak ktoś nie jeździł w tej edycji zawodów. Zobaczymy, ale na pewno tylko krótki dystans żeby mieć skalę porównawczą i oszczędzać się na Marcinkę w niedziele.
W sumie okolice podobne do Wierchomli jednak ukształtowanie, podłoże będzie podobne do Koninek.
Lechita - 20:31 poniedziałek, 10 września 2012 | linkuj
Jeśli maratony to jak dla mnie zdecydowanie GG.
Teren, teren prawie w 100%, góry. Trudne i owszem, ale dające maksimum satysfakcji z przejechania.
Nie chcę wkładać kija w mrowisko, każdy wybiera to co dla niego najfajniejsze i fajnie , ze jest tyle organizatorów maratonów i każdy może coś dla siebie wybrać.
Dla mnie ( a jechałam i u GG i u Grabka i w Świętokrzyskiej i w Cyklo), po prostu najwięcej przyjemności, satysfakcji i nauki jazdy na rowerze, przyniosły górskie edycje u GG.
Cyklo , przynajmniej te maratony, które jechałam, zdecydowanie za dużo asfaltu, za mało technicznych odcinków.
Rzeczywiście trasy przypominające nasze okolice, tak więc jeśli już jechać na maraton, to na trochę inną trasę, górską, techniczną.
Bo skoro na co dzień mam pododbne trasy, to od święta fajnie pojechać coś innego.
Wczoraj wlasnie Krysia opowiadała mi chyba o Komańczy, że zdecydowanie za dużo asfaltu.
Że traci na takich maratonach, gdzie mało technicznych kawałków.
Ale to dobre maratony żeby zacząć swoją przygodę z maratonami. Potem warto spróbować gdzie indziej.
Nie mówię, że nie wymagające siły, kondycji, umiejętności.
wymagające.
Ale polecam spróbowanie np Karpacza, Istebnej, Piwnicznej.
To jest dopiero jazda!
Piwniczna za tydzień. Planowałam nieśmiało na początku roku, ale.. po ostatniej wycieczce w góry, wiem , ze jestem za słaba, żeby jechać na mega do GG.
ale moze jeszcze kiedyś. Zobaczymy
W każdym bądź razie ja bardzo polecam górskie edycji Grzegorza Golonki i polecać będę zawsze, nawet jak już całkowicie dam sobie spokój z maratonami.
lemuriza1972 - 20:38 niedziela, 9 września 2012 | linkuj
Teren, teren prawie w 100%, góry. Trudne i owszem, ale dające maksimum satysfakcji z przejechania.
Nie chcę wkładać kija w mrowisko, każdy wybiera to co dla niego najfajniejsze i fajnie , ze jest tyle organizatorów maratonów i każdy może coś dla siebie wybrać.
Dla mnie ( a jechałam i u GG i u Grabka i w Świętokrzyskiej i w Cyklo), po prostu najwięcej przyjemności, satysfakcji i nauki jazdy na rowerze, przyniosły górskie edycje u GG.
Cyklo , przynajmniej te maratony, które jechałam, zdecydowanie za dużo asfaltu, za mało technicznych odcinków.
Rzeczywiście trasy przypominające nasze okolice, tak więc jeśli już jechać na maraton, to na trochę inną trasę, górską, techniczną.
Bo skoro na co dzień mam pododbne trasy, to od święta fajnie pojechać coś innego.
Wczoraj wlasnie Krysia opowiadała mi chyba o Komańczy, że zdecydowanie za dużo asfaltu.
Że traci na takich maratonach, gdzie mało technicznych kawałków.
Ale to dobre maratony żeby zacząć swoją przygodę z maratonami. Potem warto spróbować gdzie indziej.
Nie mówię, że nie wymagające siły, kondycji, umiejętności.
wymagające.
Ale polecam spróbowanie np Karpacza, Istebnej, Piwnicznej.
To jest dopiero jazda!
Piwniczna za tydzień. Planowałam nieśmiało na początku roku, ale.. po ostatniej wycieczce w góry, wiem , ze jestem za słaba, żeby jechać na mega do GG.
ale moze jeszcze kiedyś. Zobaczymy
W każdym bądź razie ja bardzo polecam górskie edycji Grzegorza Golonki i polecać będę zawsze, nawet jak już całkowicie dam sobie spokój z maratonami.
lemuriza1972 - 20:38 niedziela, 9 września 2012 | linkuj
TAK ! Zdecydowanie radość z jazdy i odkrywania nowego a jak widać jest tego w okolicy sporo.
Fajna trasa, urozmaicona coś jak edycja Cyklokarpat.
Lechita - 20:17 niedziela, 9 września 2012 | linkuj
Fajna trasa, urozmaicona coś jak edycja Cyklokarpat.
Lechita - 20:17 niedziela, 9 września 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!