Sobota, 15 września 2012
MTB Powerade Garmin marathon - trochę jazdy po trasie
To był maraton w Piwnicznej. Niby.
Z Piwniczną miał tyle wspólnego, że na terenie gminy Piwniczna się odbywał, no i Pan burmistrz Piwnicznej był obecny na dekoracji.
Tereny znane, przydomowe. Jakaś Pani już po, kiedy zajadalismy karkówkę zapytała się: jak się nam trasa podobała?
A ja mówię: że my tu niedaleko mieszkamy w Tarnowie, więc te tereny znamy.
No bo taka prawda.
Nieraz na rowerze, nieraz na nóżkach, a i w koncu maraton w Szczawnicy częściowo przebiegał dzisiejszą trasą.
Myślałam na wiosnę, ze w tym maratonie wystartuję, że uda mi się przygotować, ale im dalej było „w sezon”, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że nic z tego.
W sumie gdybym się spięła to bym dzisiaj ten maraton „przeczołgała” i nawet na podium szerokim byłabym bo w mojej kategorii ukonczyły tylko 3 panie!!!!
Jeszcze czegoś takiego u GG nie widziałam, żeby tak mało kobiet jechało.
Może znużenie sezonem, może jutrzejsze mistrzostwa Polski w maratonie mtb, może strach przed powtórką Zawoi. W każdym bądź razie ludzi dzisiaj było mało, bardzo mało. Jeszcze takiej nikłej ilości u GG to ja nie widziałam.
Kiedy już wiedziałam, że na start nie ma szans, to pomyślałam, że przejadę się do Piwnicznej. Ot tak. Zobaczyć starych znajomych. Poczuć znowu TO. Usłyszeć „golonkową” muzykę.
Potem jakoś przestałam z róznych względów o tym myśleć, a w środę zadzwoniła Krysia, że ma miejsce w aucie.
Kilka minut zastanawiania się ( bo byłam wstepnie umówiona z koleżankami w Krakowie na sobotę) i decyzja jedyna słuszna – jadę, biorę rower, przejadę się bez numeru. Kawałek.
Myślałam o mini. Żeby bez napinki, bez katowania się.
Dzisiaj poczułam się jak za dawnych czasów… kiedy pod domem Krysi i Adama szykowalismy się do wyjazdu.
Troche tęsknię za tym wszystkim. Czasami.
Pojechał z nami również Tomek , zapytałam go to jak jedziemy, a Tomek na to, że chce objechać całe mega.
„ O matko, pomyślałam – 2000 m przewyższenia chyba mi się nie chce”
No ale tez pomyślałam, żę jak coś to sobie zjadę na mini i tyle.
Na mecie spotykam dawno nie widzianą Monię ( miło, miło… a jak nam nasza tarnowska bikerka schudła…Monia zawsze była ładną dziewczyną ale teraz to już w ogóle .. hoho).
A jak jeździ w tym sezonie!!!
Jest i Mateusz ( on na giga).
Spotykam też Dorotę czyli Mambę. Chwilę rozmawiamy. Trochę jest zaniepokojona, z eduzo dziewczyn startuje, ze ona nie w formie już…
W sektorze na giga.. mało ludzi, własciwie oprócz Adama z Katowic nie dostrzegam nikogo znajomego.
Ruszamy zaraz po gigasach.
Spokojnie.
Podjazd na Obidzę na rozgrzewkę.
No wyjątkowy maraton bo start od razu ostro pod górę.
Jadę tak sobie, jedzie się tak sobie. Teren mi znany. Do momentu rozjazdu na Wlk. Rogaczu, bo tam zjeżdzamy w jakiś las i jest pierwszy zjazd taki golnkowy na którym pękam. Stromy, korzenie i jeszcze glina…
Potem jeszcze drugi taki.
Trochę mnie to załamuje. Zjeżdzałam kiedyś takie zjazdy!!! Teraz się boję. Brak praktyki, brak objeżdżęnia po takich zjazdach. Smutno…
W któryms momencie pojawia się rozjazd na mini. Chwila wahania i szybka decyzja:
Ja? Na Mini? No nie.. szkoda byłoby.. bardzo szkoda…
Skręcam na mega.
Po drugim zjeździe zaczynam czuć , ze cos ze mną nie tak… plamy przed oczami… cholera jasna.. cholerna migrena się zaczyna.
Dojeżdzam do Tomka i mówię co jest. Akurat w dole mamy Rytro, więc Tomek mi mówi, żebym zjechała, ze jest tam apteka.
Układam już w głowie plan, że pojadę a potem asfaltem dojadę do Kosarzysk.
Ale jest mi przykro bo zdązylismy dojechać do 15 km. Mówie do Tomka, że zaraz powinna jechać czołówka mega, to jeszcze poczekam popatrzę.
Ustawiamy się w ciekawym miejscu, bo jest szybki szutrowy zjazd, i ostry zakręt. Niektórzy mają spore problemy, bo za szybko w ten zakręt wchodzą, albo hamują za ostro. Jest kilka wywrotek.
Jakis chłopak zatrzymuje się pytając o imbusy. No pewnie , ze mamy. Ja przynajmniej się bez imbusów już nie ruszam na rower, a i Tomek ma.
Za chwile widzę , ze Tomek gdzieś biegnie, patrzę na drodze rower.. jakis wypadek. Biegnę za Tomkiem.
Przy gościu Monia. Mówię jej , żeby jechała dalej, że my sobie poradzimy.
Mam gazę, plastry. Myjemy, opatrujemy. Gość mocno poobijany, rozbite kolano, ale jedzie dalej.
Nagle dojeżdza do nas gośc ,pyta czy mamy telefon i żebysmy dzwonili na numer ratunkowy bo dziewczyna kawałek wyżej złamała rękę. Po jego opisie wydaje mi się, że to …Mamba.
Niestety numer nie odpowiada. Za chwilę dojeżdza Pocio i mówi, ze dwie dziewczyny tam już leżą i że nie mogą się dodzwonić.
Tomek dzwoni do GOPR, dodzwania się.
To rzeczywiście niestety była Dorota. Spotkałam ją już po, z reką na temblaku i mocno poobijaną twarzą. Zaliczyła solidne OTB.
Druga dziewczyna to Gosia Adamczyk ( tez mocno poobijana twarz), obydwie z tego samego teamu ( Gomola)
A ja tymczasem zaaferowana tym wszystkim zapominam o mojej dolegliwości ( plamach i rozmytym obrazie) i nagle mówię do Tomka: wiesz, że mi przeszło.. dziwne.. tak szybko.. zwykle z pół godziny trwa.
Decyduję się więc jechać dalej.Tomek pyta, czy głowa mnie już nie zaczeła boleć, ale ponieważ nie zaczęła, to jadę.
Najpierw fajny zjazd – przedziwny.. przez jakieś podwórka, ścieżynkami….
A potem zaczyna się podjazd w kierunku Przehyby. Długiiiiiiiiii……………..
Pewnie z 7, 8 km.
Jadę mozolnie… w pewnym momencie na horyznocie widze Pocia, ale jakoś nie mam sił go gonić.
I zaczyna boleć głowa, niestety….
W koncu Pocio ma jakiś kryzys, schodzi z roweru, dojeżdzam i sobie rozmawiamy trochę.
Jak tak jadę i jadę, to znowu mam mysli takie.. że w tym roku do niczego się nie nadaję.. że męczarnią byłaby jazda u GG.
Kiedy dojeżdzamy do szczytu decyduje się zjechać do Suchej Doliny, bo głowa boli coraz bardziej, boję się ze może być mi cięzko objechać całe mega i mogę być kulą u nogi Tomka. Mówię mu więc żeby jechał, pytam jak mam dojechać do Suchej i jadę w lewo.
Trochę zjazdu po luźnych kamieniach ( radzę sobie tym razem dobrze), a potem stroma ścianka pod górę. Zbieram się w sobie i mocno pedałuję.
Jakis turysta mówi do swojej kobiety:
Popatrz jak Maja Włoszczowska wjechała…
Usmiechałam się.. Maja byłaby na szczycie 3 razy szybciej.
Masę sił kosztuje mnie ten podjazd. Potem jest zjazd, znowu dużo luźnych kamieni, których nie znoszę.. ale radzę sobie dobrze, dopingiem są turyści, wstyd mi przy nich schodzić z roweru.
Myślę sobie: pierwszy raz tak samotnie jestem w górach…
Nie ma strzałek.. nie ma towarzystwa.
Przez chwile mam wątpliwości czy dobrze jadę.
Ale widzę przed sobą dwóch gości: jeden niesie stacjonarną pompkę do rowera, wiec myśle sobie: jest ok.
Dla pewnosci pytam:
Słuchajcie, powiedzcie mi gdzie jadę?
Oni: w kierunku Obidzy, Suchej Doliny.
No.. jest ok.
Potem jakis skręt do lasu.
Widze znane niebieskie strzałki. Mijają mnie goście. Czołówka mega pewnie.
Jeden z nich mówi mi: Cześć Paula..
Patrzę zdumiona.
On na mnie.
„ o to nie Paula, ale i tak dzien dobry:)”
Myślę sobie .. no nie, jak mógł pomyśleć , ze ja to Gorycka. Z takim plecakiem na maratonie.. na takim rowerze…
Jadę dalej i myślę.. pewnie trochę frustruje tych gości, bo myslę ze jakaś super dobra laska jedzie… tak wysoko w open.
I pewnym momencie myślę sobie: zaraz , zaraz ale ja źle jadę.. przecież powinnam jechać za strzałkami nie w tym kierunku skoro chce trafić szybciej na metę.
Wracam. Jak się okazało to była zła decyzja, bo byłam już blisko mety, tyle, ze nieco trudniejsza drogą.
A ta którą wracam to już tylko 2 km zjazd płytami do Suchej.
Jestem rozczarowana, bo jeszcze trochę sił jest i czuje się taka.. niedojeżdzona.
Żal, że nie przejechałam całej trasy. No ale cóż. Pech.
A potem już rozmowy na mecie, jedzonko, marznięcie ( zrobiło się w momencie bardzo zimno).
Trasa sucha, bezpieczna i jak to powiedział spiker na starcie: najmniej inwazyjna trasa górska.
Co miał na myśli?
Chyba to że dla czołówki chyba wszystko pdojeżdzalne, a i zjazdów b. trudnych jak na GG chyba nie było wiele.
Z Piwniczną miał tyle wspólnego, że na terenie gminy Piwniczna się odbywał, no i Pan burmistrz Piwnicznej był obecny na dekoracji.
Tereny znane, przydomowe. Jakaś Pani już po, kiedy zajadalismy karkówkę zapytała się: jak się nam trasa podobała?
A ja mówię: że my tu niedaleko mieszkamy w Tarnowie, więc te tereny znamy.
No bo taka prawda.
Nieraz na rowerze, nieraz na nóżkach, a i w koncu maraton w Szczawnicy częściowo przebiegał dzisiejszą trasą.
Myślałam na wiosnę, ze w tym maratonie wystartuję, że uda mi się przygotować, ale im dalej było „w sezon”, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że nic z tego.
W sumie gdybym się spięła to bym dzisiaj ten maraton „przeczołgała” i nawet na podium szerokim byłabym bo w mojej kategorii ukonczyły tylko 3 panie!!!!
Jeszcze czegoś takiego u GG nie widziałam, żeby tak mało kobiet jechało.
Może znużenie sezonem, może jutrzejsze mistrzostwa Polski w maratonie mtb, może strach przed powtórką Zawoi. W każdym bądź razie ludzi dzisiaj było mało, bardzo mało. Jeszcze takiej nikłej ilości u GG to ja nie widziałam.
Kiedy już wiedziałam, że na start nie ma szans, to pomyślałam, że przejadę się do Piwnicznej. Ot tak. Zobaczyć starych znajomych. Poczuć znowu TO. Usłyszeć „golonkową” muzykę.
Potem jakoś przestałam z róznych względów o tym myśleć, a w środę zadzwoniła Krysia, że ma miejsce w aucie.
Kilka minut zastanawiania się ( bo byłam wstepnie umówiona z koleżankami w Krakowie na sobotę) i decyzja jedyna słuszna – jadę, biorę rower, przejadę się bez numeru. Kawałek.
Myślałam o mini. Żeby bez napinki, bez katowania się.
Dzisiaj poczułam się jak za dawnych czasów… kiedy pod domem Krysi i Adama szykowalismy się do wyjazdu.
Troche tęsknię za tym wszystkim. Czasami.
Pojechał z nami również Tomek , zapytałam go to jak jedziemy, a Tomek na to, że chce objechać całe mega.
„ O matko, pomyślałam – 2000 m przewyższenia chyba mi się nie chce”
No ale tez pomyślałam, żę jak coś to sobie zjadę na mini i tyle.
Na mecie spotykam dawno nie widzianą Monię ( miło, miło… a jak nam nasza tarnowska bikerka schudła…Monia zawsze była ładną dziewczyną ale teraz to już w ogóle .. hoho).
A jak jeździ w tym sezonie!!!
Jest i Mateusz ( on na giga).
Spotykam też Dorotę czyli Mambę. Chwilę rozmawiamy. Trochę jest zaniepokojona, z eduzo dziewczyn startuje, ze ona nie w formie już…
W sektorze na giga.. mało ludzi, własciwie oprócz Adama z Katowic nie dostrzegam nikogo znajomego.
Ruszamy zaraz po gigasach.
Spokojnie.
Podjazd na Obidzę na rozgrzewkę.
No wyjątkowy maraton bo start od razu ostro pod górę.
Jadę tak sobie, jedzie się tak sobie. Teren mi znany. Do momentu rozjazdu na Wlk. Rogaczu, bo tam zjeżdzamy w jakiś las i jest pierwszy zjazd taki golnkowy na którym pękam. Stromy, korzenie i jeszcze glina…
Potem jeszcze drugi taki.
Trochę mnie to załamuje. Zjeżdzałam kiedyś takie zjazdy!!! Teraz się boję. Brak praktyki, brak objeżdżęnia po takich zjazdach. Smutno…
W któryms momencie pojawia się rozjazd na mini. Chwila wahania i szybka decyzja:
Ja? Na Mini? No nie.. szkoda byłoby.. bardzo szkoda…
Skręcam na mega.
Po drugim zjeździe zaczynam czuć , ze cos ze mną nie tak… plamy przed oczami… cholera jasna.. cholerna migrena się zaczyna.
Dojeżdzam do Tomka i mówię co jest. Akurat w dole mamy Rytro, więc Tomek mi mówi, żebym zjechała, ze jest tam apteka.
Układam już w głowie plan, że pojadę a potem asfaltem dojadę do Kosarzysk.
Ale jest mi przykro bo zdązylismy dojechać do 15 km. Mówie do Tomka, że zaraz powinna jechać czołówka mega, to jeszcze poczekam popatrzę.
Ustawiamy się w ciekawym miejscu, bo jest szybki szutrowy zjazd, i ostry zakręt. Niektórzy mają spore problemy, bo za szybko w ten zakręt wchodzą, albo hamują za ostro. Jest kilka wywrotek.
Jakis chłopak zatrzymuje się pytając o imbusy. No pewnie , ze mamy. Ja przynajmniej się bez imbusów już nie ruszam na rower, a i Tomek ma.
Za chwile widzę , ze Tomek gdzieś biegnie, patrzę na drodze rower.. jakis wypadek. Biegnę za Tomkiem.
Przy gościu Monia. Mówię jej , żeby jechała dalej, że my sobie poradzimy.
Mam gazę, plastry. Myjemy, opatrujemy. Gość mocno poobijany, rozbite kolano, ale jedzie dalej.
Nagle dojeżdza do nas gośc ,pyta czy mamy telefon i żebysmy dzwonili na numer ratunkowy bo dziewczyna kawałek wyżej złamała rękę. Po jego opisie wydaje mi się, że to …Mamba.
Niestety numer nie odpowiada. Za chwilę dojeżdza Pocio i mówi, ze dwie dziewczyny tam już leżą i że nie mogą się dodzwonić.
Tomek dzwoni do GOPR, dodzwania się.
To rzeczywiście niestety była Dorota. Spotkałam ją już po, z reką na temblaku i mocno poobijaną twarzą. Zaliczyła solidne OTB.
Druga dziewczyna to Gosia Adamczyk ( tez mocno poobijana twarz), obydwie z tego samego teamu ( Gomola)
A ja tymczasem zaaferowana tym wszystkim zapominam o mojej dolegliwości ( plamach i rozmytym obrazie) i nagle mówię do Tomka: wiesz, że mi przeszło.. dziwne.. tak szybko.. zwykle z pół godziny trwa.
Decyduję się więc jechać dalej.Tomek pyta, czy głowa mnie już nie zaczeła boleć, ale ponieważ nie zaczęła, to jadę.
Najpierw fajny zjazd – przedziwny.. przez jakieś podwórka, ścieżynkami….
A potem zaczyna się podjazd w kierunku Przehyby. Długiiiiiiiiii……………..
Pewnie z 7, 8 km.
Jadę mozolnie… w pewnym momencie na horyznocie widze Pocia, ale jakoś nie mam sił go gonić.
I zaczyna boleć głowa, niestety….
W koncu Pocio ma jakiś kryzys, schodzi z roweru, dojeżdzam i sobie rozmawiamy trochę.
Jak tak jadę i jadę, to znowu mam mysli takie.. że w tym roku do niczego się nie nadaję.. że męczarnią byłaby jazda u GG.
Kiedy dojeżdzamy do szczytu decyduje się zjechać do Suchej Doliny, bo głowa boli coraz bardziej, boję się ze może być mi cięzko objechać całe mega i mogę być kulą u nogi Tomka. Mówię mu więc żeby jechał, pytam jak mam dojechać do Suchej i jadę w lewo.
Trochę zjazdu po luźnych kamieniach ( radzę sobie tym razem dobrze), a potem stroma ścianka pod górę. Zbieram się w sobie i mocno pedałuję.
Jakis turysta mówi do swojej kobiety:
Popatrz jak Maja Włoszczowska wjechała…
Usmiechałam się.. Maja byłaby na szczycie 3 razy szybciej.
Masę sił kosztuje mnie ten podjazd. Potem jest zjazd, znowu dużo luźnych kamieni, których nie znoszę.. ale radzę sobie dobrze, dopingiem są turyści, wstyd mi przy nich schodzić z roweru.
Myślę sobie: pierwszy raz tak samotnie jestem w górach…
Nie ma strzałek.. nie ma towarzystwa.
Przez chwile mam wątpliwości czy dobrze jadę.
Ale widzę przed sobą dwóch gości: jeden niesie stacjonarną pompkę do rowera, wiec myśle sobie: jest ok.
Dla pewnosci pytam:
Słuchajcie, powiedzcie mi gdzie jadę?
Oni: w kierunku Obidzy, Suchej Doliny.
No.. jest ok.
Potem jakis skręt do lasu.
Widze znane niebieskie strzałki. Mijają mnie goście. Czołówka mega pewnie.
Jeden z nich mówi mi: Cześć Paula..
Patrzę zdumiona.
On na mnie.
„ o to nie Paula, ale i tak dzien dobry:)”
Myślę sobie .. no nie, jak mógł pomyśleć , ze ja to Gorycka. Z takim plecakiem na maratonie.. na takim rowerze…
Jadę dalej i myślę.. pewnie trochę frustruje tych gości, bo myslę ze jakaś super dobra laska jedzie… tak wysoko w open.
I pewnym momencie myślę sobie: zaraz , zaraz ale ja źle jadę.. przecież powinnam jechać za strzałkami nie w tym kierunku skoro chce trafić szybciej na metę.
Wracam. Jak się okazało to była zła decyzja, bo byłam już blisko mety, tyle, ze nieco trudniejsza drogą.
A ta którą wracam to już tylko 2 km zjazd płytami do Suchej.
Jestem rozczarowana, bo jeszcze trochę sił jest i czuje się taka.. niedojeżdzona.
Żal, że nie przejechałam całej trasy. No ale cóż. Pech.
A potem już rozmowy na mecie, jedzonko, marznięcie ( zrobiło się w momencie bardzo zimno).
Trasa sucha, bezpieczna i jak to powiedział spiker na starcie: najmniej inwazyjna trasa górska.
Co miał na myśli?
Chyba to że dla czołówki chyba wszystko pdojeżdzalne, a i zjazdów b. trudnych jak na GG chyba nie było wiele.
Krysia na starcie giga© lemuriza1972
Mateusz na starcie© lemuriza1972
Widok z Obidzy© lemuriza1972
Widok z okolic Wielkiego Rogacza© lemuriza1972
Kawałek podjazdu© lemuriza1972
I jeszcze jeden widoczek z okolic Rogacza© lemuriza1972
Tomek jedzie© lemuriza1972
Gdzieś po drodze© lemuriza1972
Jedzie Pocio z Rowerowania© lemuriza1972
Poczatek długiegoooooo podjazdu© lemuriza1972
I jeszcze jeden ładny widoczek© lemuriza1972
Widok na okolice Obidzy z góry© lemuriza1972
Monia na mecie© lemuriza1972
Monia na podium© lemuriza1972
Sławek B i Piotrek K na podium© lemuriza1972
- DST 36.00km
- Teren 28.00km
- Czas 02:34
- VAVG 14.03km/h
- VMAX 50.00km/h
- HRmax 176 ( 93%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie 1525kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
no daleko, daleko, ale my kiedys pod Poznań też jechalismy:)
I generalnie w Sudety to też nam daleko, chociaż nieco bliżej.
to jest jeden z głownych problemów maratonów u GG.. rozrzut dośc duży i duże odległosci, stąd duże koszty no i czas ( często musiałam brać urlop)
ale czego się nie robi dla tych tras, prawda?
Generalnie to z tego co widziałam wczoraj, wydaje mi się, że mało było ludzi z Krakowa, z Tarnowa również dosłownie kilka osób.
A zawsze jak odbywało sie takie bliskie maratony u GG Krynica, Szczawnica czy Kraków to była masa ludzi z Tarnowa.
Być może wielu sie wydawało ze po czwartkowych i piatkowych opadach deszczu bedzie bardzo mokro.
A było sucho, nawet za bardzo.
ja nie cierpię takiego sypkiego jakby piachu na zjazdach, niepewnie sie wtedy czuję. wole błoto na zjeździe ( oczywiscie w granicach rozsądku).
Pocio jechał , ale z forma u niego dośc kiepsko chyba z tego co mówił, chyba specjalnie sie nie przygotowowył do startów.
W ogóle całe Rowerowanie raczej w impasie.
widziałam chyba tylko dwóch młodych chłopaków i Lesława.
Dorota niestety pokiereszowała się BARDZO. lemuriza1972 - 07:08 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
I generalnie w Sudety to też nam daleko, chociaż nieco bliżej.
to jest jeden z głownych problemów maratonów u GG.. rozrzut dośc duży i duże odległosci, stąd duże koszty no i czas ( często musiałam brać urlop)
ale czego się nie robi dla tych tras, prawda?
Generalnie to z tego co widziałam wczoraj, wydaje mi się, że mało było ludzi z Krakowa, z Tarnowa również dosłownie kilka osób.
A zawsze jak odbywało sie takie bliskie maratony u GG Krynica, Szczawnica czy Kraków to była masa ludzi z Tarnowa.
Być może wielu sie wydawało ze po czwartkowych i piatkowych opadach deszczu bedzie bardzo mokro.
A było sucho, nawet za bardzo.
ja nie cierpię takiego sypkiego jakby piachu na zjazdach, niepewnie sie wtedy czuję. wole błoto na zjeździe ( oczywiscie w granicach rozsądku).
Pocio jechał , ale z forma u niego dośc kiepsko chyba z tego co mówił, chyba specjalnie sie nie przygotowowył do startów.
W ogóle całe Rowerowanie raczej w impasie.
widziałam chyba tylko dwóch młodych chłopaków i Lesława.
Dorota niestety pokiereszowała się BARDZO. lemuriza1972 - 07:08 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Jednak za daleko. Frekwencję na golonce robią ludzie z Wielkopolski i Śląska, a z Poznania trzeba mieć naprawdę sporo determinacji, żeby jechać 9 godzin na maraton. Tyle czasu to ja co najwyżej na etapówkę jestem w stanie przejechać ;).
Pocio powrócił na trasy? Miło słyszeć :). W początkach mojej "kariery" ostro się z nim tasowałem ;).
Kurczę, szkoda, że Mamba tak pechowo przyglebila :/ klosiu - 21:18 sobota, 15 września 2012 | linkuj
Pocio powrócił na trasy? Miło słyszeć :). W początkach mojej "kariery" ostro się z nim tasowałem ;).
Kurczę, szkoda, że Mamba tak pechowo przyglebila :/ klosiu - 21:18 sobota, 15 września 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!