Niedziela, 14 kwietnia 2013
Bursztynowy szlak
Dzisiaj nastąpiła inauguracja sezonu 2013r.
Inauguracja sezonu zwykle wygląda tak, że po pierwszej dłuższej wycieczce , jest nagroda.
Nagroda wygląda tak
I to będzie jedna z niewielu takich nagród w tym sezonie, bo postanowiłam wiele takich nagród w tym sezonie sobie nie fundować.
Takie postanowienie.
Początkowy plan był taki, żeby ruszyć do Zakliczyna niebieskim wzdłuż Dunajca, ale kiedy obudziłam się rano i zobaczyłam jak wiatr "targa" wrzosami na parapecie, pomyślałam, że te 60 km na otwartej przestrzeni, w dodatku z kilkoma ( małymi, ale jednak) podjazdami, to może być zbyt wiele.
Obrałam więc kierunek inny – tereny nizinne. Pomyślałam, że pewnie im dalej w sezon, to za bardzo mi się w te niziny nie będzie chciało jechać, więc teraz w ramach szlifowania formy , warto tam pojechać.
No i nie żałuję, bo wyszła fajna wycieczka.
Wiatr rzeczywiście dawał w kość, a do tego jak wjechaliśmy do Lasu Radłowskiego zaczęło padać. Na szczęście był to tylko deszcz przelotny.
Początek Ostrów-Gosławice-Dwudniaki- Las- Radłów.
W Radłowie „wbijamy się” na zielony rowerowy i dalej prawie aż do końca już tym szlakiem.
Oj, wieje mocno. Nie trzeba górek, naprawdę czuje się , że się kręci.
O dziwo, nie jest źle. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo rano jak wstałam wydawało mi się, że nogi mam jakieś ciężkie i czarno widziałam to dzisiejsze kręcenie.
W Biskupicach Radłowskich zatrzymujemy się pod ciekawym „zjawiskiem” ( niestety niechcący wykasowałam sobie z telefonu filmik z tamtego miejsca).
Na szczęście zachowało się zdjęcie.
Słup graniczny, jedyny tak „stary” zachowany w Polsce tego typu obiekt ( 1450 rok), wyznaczający granicę pomiędzy dobrami biskupów krakowskich, a rycerzy herbu Zabawa. Naprawdę imponujący.
Zbudowany w stylu gotyckiej kamiennej kapliczki z płaskorzeźbami Chrystusa ukrzyżowanego.
Ruszamy dalej w kierunku Zabawy i Wał Rudy.
W Wał Rudzie najpierw zatrzymujemy się przy starej studni. Podobno jest to cudowna studzienka.
Obok znajduje się również religijny obelisk ( kapliczka), których w tych okolicach jest co nie miara. Można powiedzieć ze przy co trzecim domu jest ufundowana przez mieszkańców taka figura.
Ta pochodzi z 1875 roku.
Potem zajeżdżamy pod dom rodzinny bł. Karoliny Kózki.
&feature=youtu.be
Kolejny etap wycieczki to miejsce upamiętniające Akcję III Most.
&feature=youtu.be
Dalej wjeżdżamy w las. Jest trochę błotka, ale też pierwsze oznaki wiosny – jakieś żółte kwiecie i zieleniejąca trawka. Po drodze bardzo dużo bocianich gniazd, a na nich mieszkańcy, których zima jednak nie wypłoszyła
Po wyjeździe z Lasu, trochę kilometrów asfaltem i jedziemy pod Dwór w Dołędze. Dwór w Dołędze to pięknie zachowana budowla z XIX w. Mieści się tutaj wiele pamiątek związanych z powstaniami narodowymi.
Zielony szlak to szlak bursztynowy. Ciekawa sprawa.
( Za Wikipedią Szlak bursztynowy – szlak handlowy między europejskimi krajami basenu Morza Śródziemnego a ziemiami leżącymi na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego. W znaczeniu węższym jest to przebieg tras zorganizowanych wypraw po bursztyn, nasilonych od I wieku n.e.
Dokładny przebieg szlaku nie został jednoznacznie określony. Uznaje się, że zaczynał się on w Akwilei nad Adriatykiem, jednym z rzymskich centrów rzemieślniczych (obecnie na liście UNESCO). Wiadomo, że szlak wiódł początkowo przez Bramę Morawską, następnie skręcał na północ i przez Śląsk, wschodnią Wielkopolskę oraz Kujawy (brodem przez Wisłę w Otłoczyniekoło Torunia) prowadził nad Bałtyk.
Można przypuszczać, że główna nitka szlaku, poczynając od przełomu I i II wieku, biegła z Wiednia (Vindobony) przez Brno, Kłodzko, Wrocław, Kalisz (Calisię/Kalisię), Konin (Setidavę),Bydgoszcz (Askaukalis) i Świecie do Pruszcza Gdańskiego, będącego protoplastą dzisiejszego Gdańska[2].
Warianty przebiegu szlaku rekonstruowane są na podstawie wzmianek starożytnych pisarzy, ale głównie dzięki wynikom badań archeologicznych. Szlak znaczą znaleziska rzymskich monet, wyroby z brązu, ceramika rzymska (terra sigillata) i skarby bursztynu. Na szlaku leżał z pewnością dzisiejszy Wrocław. Na terenie jego osiedla Partynice znaleziono w XIX w. duży skarb bursztynu pochodzący z I w. naszej ery, ważący ok. 5 kg.
Europejska Federacja Cyklistów wyznaczyła szlak rowerowy EuroVelo 9 o przebiegu pokrywającym się z Bursztynowym Szlakiem.)
I tym szlakiem podążamy sobie do Borzęcina , a potem w kierunku Bielczy. Za Borzęcinem ( na skutek niezbyt dobrego oznakowania szlaku – szlaki w naszym regionie są dość dobrze oznaczone, ale ten niestety wg mnie nie, zbyt mało tabliczek i jedzie się intuicyjnie, na szczęście ja znam te tereny, bo byłam tu kilka razy) skręcamy zamiast w lewo to w prawo i dość długo jedziemy wałem wzdłuż Uszwicy.
W oddali majaczy jednak wieża kościoła w Bielczy ( taką mamy nadzieję, ze to ten kościół), wiec nie ma wielkich obaw, że gdzieś pobłądzimy.
Rzeczywiście trafiamy do Bielczy, a tam już droga znana.
W Lesie Radłowskim nasze dość czyste jak dotąd rowery, przestają być czyste. Dużo błota, bo to już tereny w pobliżu autostrady i widać, że drogi rozjeżdżone przez ciężki sprzęt.
Podczas przeprawy przez potok Ulga moja prawa noga do połowy łydki tonie w wodzie, co o tej porze roku nie jest zbyt przyjemne. Mam tylko nadzieję, że nie przypłacę tego chorobą.
No i w kierunku domu. Na rondzie w Wierzchosławicach spotykamy jakiegoś bikera. Ucieka przed nami okrutnie, a i nam też pomimo odczuwalnego zmęczenia włącza się 5 bieg. Tak to już chyba jest.
Nie doganiamy go, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że mając tak mało kilometrów przejechane w tym roku, po 60 km przejechanych tego dnia, jestem w stanie utrzymać takie dość dobre tempo na Magnusie , który uzbrojony jest w Bulldogi, które jak wiadomo do opon na asfalt nie należą.
I tak zupełnie niespodziewanie przejeżdżamy prawie 70 km ( w tym ok 20 w terenie), co jest dla mnie sporym zaskoczeniem, bo jeszcze wczoraj nie spodziewałabym się, ze mając tak mało kilometrów w nogach w sezonie , dam radę zrobić tę dość długą trasę.
Wydawało mi się, że kompletnie nie mam siły, ale teraz sobie myślę, że może to ten zajechany napęd tak dał mi się we znaki, a nie brak siły.
Wycieczkę kończymy .. tak jak kończymy, bo tradycja jest taka , że tak odbywa się inauguracja sezonu.
Brakowało nam tylko Mirka, ale on jeszcze ma rower niegotowy. Tomek też dzisiaj nie mógł.
Ale co się odwlecze to nie uciecze, wszak jeszcze trochę wiosny, lata i jesieni przed nami, a jak złapię trochę formy i KTM będzie gotowy to ruszamy na podbój górek.
I wtedy to dopiero pokażemy piękno Ziemi Tarnowskiej.
Inauguracja sezonu zwykle wygląda tak, że po pierwszej dłuższej wycieczce , jest nagroda.
Nagroda wygląda tak
Inauguracja sezonu© lemuriza1972
I to będzie jedna z niewielu takich nagród w tym sezonie, bo postanowiłam wiele takich nagród w tym sezonie sobie nie fundować.
Takie postanowienie.
Początkowy plan był taki, żeby ruszyć do Zakliczyna niebieskim wzdłuż Dunajca, ale kiedy obudziłam się rano i zobaczyłam jak wiatr "targa" wrzosami na parapecie, pomyślałam, że te 60 km na otwartej przestrzeni, w dodatku z kilkoma ( małymi, ale jednak) podjazdami, to może być zbyt wiele.
Obrałam więc kierunek inny – tereny nizinne. Pomyślałam, że pewnie im dalej w sezon, to za bardzo mi się w te niziny nie będzie chciało jechać, więc teraz w ramach szlifowania formy , warto tam pojechać.
No i nie żałuję, bo wyszła fajna wycieczka.
Wiatr rzeczywiście dawał w kość, a do tego jak wjechaliśmy do Lasu Radłowskiego zaczęło padać. Na szczęście był to tylko deszcz przelotny.
Początek Ostrów-Gosławice-Dwudniaki- Las- Radłów.
W Radłowie „wbijamy się” na zielony rowerowy i dalej prawie aż do końca już tym szlakiem.
Oj, wieje mocno. Nie trzeba górek, naprawdę czuje się , że się kręci.
O dziwo, nie jest źle. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo rano jak wstałam wydawało mi się, że nogi mam jakieś ciężkie i czarno widziałam to dzisiejsze kręcenie.
W Biskupicach Radłowskich zatrzymujemy się pod ciekawym „zjawiskiem” ( niestety niechcący wykasowałam sobie z telefonu filmik z tamtego miejsca).
Na szczęście zachowało się zdjęcie.
Słup graniczny z 1450r.© lemuriza1972
Słup graniczny, jedyny tak „stary” zachowany w Polsce tego typu obiekt ( 1450 rok), wyznaczający granicę pomiędzy dobrami biskupów krakowskich, a rycerzy herbu Zabawa. Naprawdę imponujący.
Zbudowany w stylu gotyckiej kamiennej kapliczki z płaskorzeźbami Chrystusa ukrzyżowanego.
Ruszamy dalej w kierunku Zabawy i Wał Rudy.
W Wał Rudzie najpierw zatrzymujemy się przy starej studni. Podobno jest to cudowna studzienka.
Cudowna studnia© lemuriza1972
Obok znajduje się również religijny obelisk ( kapliczka), których w tych okolicach jest co nie miara. Można powiedzieć ze przy co trzecim domu jest ufundowana przez mieszkańców taka figura.
artysta z 1875r.© lemuriza1972
Ta pochodzi z 1875 roku.
Kapliczka typowa dla tych okolic© lemuriza1972
Potem zajeżdżamy pod dom rodzinny bł. Karoliny Kózki.
&feature=youtu.be
Kolejny etap wycieczki to miejsce upamiętniające Akcję III Most.
&feature=youtu.be
Dalej wjeżdżamy w las. Jest trochę błotka, ale też pierwsze oznaki wiosny – jakieś żółte kwiecie i zieleniejąca trawka. Po drodze bardzo dużo bocianich gniazd, a na nich mieszkańcy, których zima jednak nie wypłoszyła
Przyleciały i jednak zostały:)© lemuriza1972
Mokradła© lemuriza1972
Po wyjeździe z Lasu, trochę kilometrów asfaltem i jedziemy pod Dwór w Dołędze. Dwór w Dołędze to pięknie zachowana budowla z XIX w. Mieści się tutaj wiele pamiątek związanych z powstaniami narodowymi.
Dwór w Dołędze© lemuriza1972
Zielony szlak to szlak bursztynowy. Ciekawa sprawa.
( Za Wikipedią Szlak bursztynowy – szlak handlowy między europejskimi krajami basenu Morza Śródziemnego a ziemiami leżącymi na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego. W znaczeniu węższym jest to przebieg tras zorganizowanych wypraw po bursztyn, nasilonych od I wieku n.e.
Dokładny przebieg szlaku nie został jednoznacznie określony. Uznaje się, że zaczynał się on w Akwilei nad Adriatykiem, jednym z rzymskich centrów rzemieślniczych (obecnie na liście UNESCO). Wiadomo, że szlak wiódł początkowo przez Bramę Morawską, następnie skręcał na północ i przez Śląsk, wschodnią Wielkopolskę oraz Kujawy (brodem przez Wisłę w Otłoczyniekoło Torunia) prowadził nad Bałtyk.
Można przypuszczać, że główna nitka szlaku, poczynając od przełomu I i II wieku, biegła z Wiednia (Vindobony) przez Brno, Kłodzko, Wrocław, Kalisz (Calisię/Kalisię), Konin (Setidavę),Bydgoszcz (Askaukalis) i Świecie do Pruszcza Gdańskiego, będącego protoplastą dzisiejszego Gdańska[2].
Warianty przebiegu szlaku rekonstruowane są na podstawie wzmianek starożytnych pisarzy, ale głównie dzięki wynikom badań archeologicznych. Szlak znaczą znaleziska rzymskich monet, wyroby z brązu, ceramika rzymska (terra sigillata) i skarby bursztynu. Na szlaku leżał z pewnością dzisiejszy Wrocław. Na terenie jego osiedla Partynice znaleziono w XIX w. duży skarb bursztynu pochodzący z I w. naszej ery, ważący ok. 5 kg.
Europejska Federacja Cyklistów wyznaczyła szlak rowerowy EuroVelo 9 o przebiegu pokrywającym się z Bursztynowym Szlakiem.)
I tym szlakiem podążamy sobie do Borzęcina , a potem w kierunku Bielczy. Za Borzęcinem ( na skutek niezbyt dobrego oznakowania szlaku – szlaki w naszym regionie są dość dobrze oznaczone, ale ten niestety wg mnie nie, zbyt mało tabliczek i jedzie się intuicyjnie, na szczęście ja znam te tereny, bo byłam tu kilka razy) skręcamy zamiast w lewo to w prawo i dość długo jedziemy wałem wzdłuż Uszwicy.
W oddali majaczy jednak wieża kościoła w Bielczy ( taką mamy nadzieję, ze to ten kościół), wiec nie ma wielkich obaw, że gdzieś pobłądzimy.
Rzeczywiście trafiamy do Bielczy, a tam już droga znana.
W Lesie Radłowskim nasze dość czyste jak dotąd rowery, przestają być czyste. Dużo błota, bo to już tereny w pobliżu autostrady i widać, że drogi rozjeżdżone przez ciężki sprzęt.
Podczas przeprawy przez potok Ulga moja prawa noga do połowy łydki tonie w wodzie, co o tej porze roku nie jest zbyt przyjemne. Mam tylko nadzieję, że nie przypłacę tego chorobą.
No i w kierunku domu. Na rondzie w Wierzchosławicach spotykamy jakiegoś bikera. Ucieka przed nami okrutnie, a i nam też pomimo odczuwalnego zmęczenia włącza się 5 bieg. Tak to już chyba jest.
Nie doganiamy go, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że mając tak mało kilometrów przejechane w tym roku, po 60 km przejechanych tego dnia, jestem w stanie utrzymać takie dość dobre tempo na Magnusie , który uzbrojony jest w Bulldogi, które jak wiadomo do opon na asfalt nie należą.
I tak zupełnie niespodziewanie przejeżdżamy prawie 70 km ( w tym ok 20 w terenie), co jest dla mnie sporym zaskoczeniem, bo jeszcze wczoraj nie spodziewałabym się, ze mając tak mało kilometrów w nogach w sezonie , dam radę zrobić tę dość długą trasę.
Wydawało mi się, że kompletnie nie mam siły, ale teraz sobie myślę, że może to ten zajechany napęd tak dał mi się we znaki, a nie brak siły.
Wycieczkę kończymy .. tak jak kończymy, bo tradycja jest taka , że tak odbywa się inauguracja sezonu.
Brakowało nam tylko Mirka, ale on jeszcze ma rower niegotowy. Tomek też dzisiaj nie mógł.
Ale co się odwlecze to nie uciecze, wszak jeszcze trochę wiosny, lata i jesieni przed nami, a jak złapię trochę formy i KTM będzie gotowy to ruszamy na podbój górek.
I wtedy to dopiero pokażemy piękno Ziemi Tarnowskiej.
- DST 69.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:39
- VAVG 18.90km/h
- VMAX 34.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 1450kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Super wycieczka, słupa granicznego tak okazałego nigdzie nie widziałam. Też sobie funduję takie nagrody po jeździe:))) Pozdrawiam
Nefre - 10:19 poniedziałek, 15 kwietnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!