Środa, 1 maja 2013
Tereny wroga
„Tereny wroga”.. tak na naszym tarnowskim forum rowerum mawia się o terenach, na których dzisiaj rowerowałam.
Dlaczego? Ktoś kiedyś to tłumaczył. Nie pamiętam.
Ja myślę, że to trochę tak, że chociaż te tereny są blisko Tarnowa, to tarnowskim kolarzom mtb są bardzo mało znane. Jakoś tak chyba przyjęło jeździć się w stronę Marcinki, Brzanki, Wału, Lubinki, względnie Jamnej, a „terenów wroga” nikt nie docenia… bo nie zna.
Czas więc je poznać. Już o nich pisałam we wpisach o Panieńskiej Górze, Lesie Milowskim. Kto czyta czasem co piszę, być możę pamięta.
Mam nadzieję, że po wojnickim maratonie 12 maja, kolarze z okolic będą tutaj chętnie zaglądać, bo naprawdę warto. Ja na razie znam niewiele ścieżek, bo poruszam się po szlakach oznakowanych i nie zapuszczam się w nieznane, żeby się nie zgubić. Jestem jednak pewna, że w tych terenach tkwi wielki potencjał.
Sam las na Panieńskiej Górze urzeka klimatem i niełatwym podjazdem od strony Wielkiej Wsi ( niebieski szlak pieszy). Trzeba się natrudzić.
Mój dzisiejszy towarzysz, kiedy go zapytałam: i jak ci się podoba?
Powiedział: takie krynickie klimaty…
No niewątpliwie.
Zapraszam więc do przeczytania krótkiej relacji z terenu wroga, przyda się jak znalazł przed wojnickim maratonem.
Plan był taki, żeby Sławkowi Nosalowi pokazać teren wroga, bo nigdy tu nie był, a wybiera się na wojnicki maraton. Jako, że 3 maja kiedy Marcin B planuje objazd trasy , Sławka nie będzie w Tarnowie, obiecałam mu pokazać trochę wojnickiej okolicy dzisiaj.
Kiedy wstałam rano, bardzo źle się czułam ( teraz kiedy siedzę przed komputerem, myślę, że musiała dopaść mnie w nocy migrena, bo bardzo mnie boli głowa i jestem słaba, jak po ataku migreny). Rozważałam nawet opcję niejechania dzisiaj, ale w końcu zdecydowałam, że pojadę z ewentualną opcją skrócenia trasy, jeśli będę się źle czuć.
Pogoda dzisiaj nas nie rozpieściła, pochmurno i 12 stopni ( wyjeżdżaliśmy o 9 rano), ale w sumie zgodnie stwierdziliśmy, że temperatura jest ok, bo jak podjeżdżaliśmy pod Panieńską Górę , to było nam już gorąco.
Początek przez Buczynę ( wszystkie drogi prowadzą do Buczyny haha), most w Zgłobicach ( Sławek stwierdził, że po raz pierwszy jedzie tędy na rowerze), a potem boczne drogi ( Łukanowice i ISep) i wyjeżdżamy w Wielkiej Wsi.
Mamy już więc gminę Wojnicz, niedocenioną przez tarnowskich kolarzy jak już pisałam wcześniej, a z dużym potencjałem .
Wojnicz … „ Od wieków trwa wojnicki gród na skrzyżowaniu czterech dróg” – tak zaczyna się hymn Wojnicza.
Tutaj krzyżował się trakt wschodni na Ruś z południowym na Węgry. Wojnicz zasłynął jako jeden z ważniejszych grodów kasztelańskich w Małopolsce, a sam kasztelan wojnicki był kasztelanem większym tzw krzesłowym, zasiadającym bezpośrednio za swym wojewodą.
Osada podobno sięga IX wieku. Już jako znacząca osada, Wojnicz został przyłączony wraz z resztą państwa Wiślan do państwa Bolesława Chrobrego.
Źródła historyczne podają , że miastem Wojnicz był już w 1278 roku.
Pewne jest , że status taki otrzymał podczas pamiętnej wizyty Bolesława Wstydliwego w 1239r., który oczekiwał tam na swoją świeżo poślubioną per procura żonę króla węgierskiego – Kingę.
I tak.. sobie myślę, ze gdzie nie pojadę to te historie się splatają… Panieńska Góra i broniące się żony.. Szczepanów i biskup Stanisław , który stanął w ich obronie ( podobno) i przypłacił to życiem.
Pieniny i Pieniński zamek, w którym przebywała Kinga, Wojnicz, w którym na Kingę czekał Bolesław.
Ale wróćmy do rowerowego szlaku.
W Wielkiej Wsi, obok sklepu jest drogowskaz z napisem „Do Krzyża Millenijnego”, tam trzeba skręcić i podążać niebieskim szlakiem pieszym.
O podjeździe już kiedyś pisałam. Nie jest łatwy. Kilometr jazdy pod górę po terenie, w dwóch miejscach dla mnie nie do przejechania. Spadam z roweru , zbyt mało sił. Koło traci przyczepność.
Ale podjazd klimatyczny, po drodze droga krzyżowa i rzeczywiście taki trochę krynicki klimat. Dojeżdżamy do skrzyżowania ze szlakiem czarnym pieszym.
Szczyt góry z ruinami zamku, jest nieco wyżej, na wprost. My skręcamy w prawo.
A na szczycie ruiny zamku Trzewlin, o którym już kiedyś pisałam. I legendę o żonach broniących się przed mężami na szczycie góry „opowiadałam”. Przypomnę jednak raz jeszcze.
Sama Panieńska Góra ma 311 m npm, więc stosunkowo niewiele, ale uwierzcie na słowo, pomimo niewielkiej wysokości - podjazd słuszny, mtbowski, przynoszący wiele radości.
Historię o Panieńskiej Górze rozsławił w 1832r. w „Dzienniku Podróży do Tatrów” Seweryn Goszczyński.
I podobno nazwa WOJNICZ, jest związana z tą legendą, bo jak już wspominałam wojowie powracający z wyprawy na RUŚ, dowiedziawszy się o niewierności żon, czym prędzej z wyprawy powrócili. Żony „ukryły się” na Panieńskiej Górze, budując ponoć nawet szańce. Nie obroniły się.
Można więc sobie podejść ( bo podjechać raczej tam trudno) na szczyt góry, obejrzeć resztki ruin i krzyż Millenijny.
( Zamek Trzewlin pochodzi z XVI w. Wzniesienie zamku przypisuje się kasztelanowi czchowskiemu Andrzejowi Rawiczowi, herbu Półkozic. Mury zamku zostały rozebrane po wojnach szwedzkich przez wojnickich mieszczan),
My jedziemy dalej, czarnym szlakiem pieszym.
Rezerwat na Panieńskiej Górze został utworzony głownie w celu ochrony storczyka.
Na razie storczyków jeszcze nie widziałam, ale wybiorę się tam za jakieś dwa tygodnie. Mam nadzieję, że już będą.
Fajna droga przez las. Za szlabanem, gdzie jest piękne miejsce widokowe z którego robiłam zdjęcia i tutaj prezentowałam , zatrzymujemy się. Na działce, gdzie stoi przyczepka, są tym razem właściciele.
Zapraszają nas do środka, bo twierdzą, że zdecydowanie lepszy widok. Pan śmieje się, że na razie nie pobiera opłat. Gratulujemy Państwu wspaniałej działki ( mieć taką , z takim widokiem na góry i Dunajec.. marzenie!). No i dalej czarnym szlakiem pieszym. Wyjeżdzamy z lasu i jedziemy cały czas pilnując szlaku. Piękne widoki, cisza.
Sławek mówi: jak tu chicho, pusto…
No właśnie. Oto walory tej okolicy.
Po ponownym wjeździe do lasu trzeba bardzo uważać. Kiedy zaczyna się podjazd czymś w rodzaju wąwozu, trzeba dobrze patrzeć. Są dwie opcje jedna w lewo, druga w prawo. Wydaje się, ze ta w prawo jest tą właściwą ( i tą jedziemy). A nie jest. Ta druga w prawo jest mocno zarośnięta drzewami i szlak na drzewie niezauważalny prawie.
Tak więc wjeżdżamy mozolnie do góry i kiedy wyjeżdżamy na skraj lasu i widzę jakiś dom, wiem, ze coś nie tak. Wracamy, odnajdujemy właściwą drogę i czarnym szlakiem docieramy do Lasu Milowskiego ( Wolnica), gdzie jest wiata. Tu zapada decyzja, ze nie jedziemy do Melsztyna. Do Melsztyna trzeba jechać szlakiem niebieskim pieszym ( są w którymś miejscu w lesie drogowskazy), skręca się zdaje się w lewo od drogi przy wiacie. My jedziemy też niebieskim, ale w odwrotną stronę czyli w kierunku Jaworska. Chwilę prosto, potem w prawo. Świetna droga przez las, po wyjeździe z lasu wspaniałe widoki na góry. Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków i kierujemy się w prawo na zielony szlak pieszy w kierunku Wojnicza. Szlak pieszy zielony początkowo prowadzi przez las, potem przez pola, łąki, z fajnymi widokami. Dociera się nim do samego Wojnicza.
Dla tych, którzy nie będę mogli objechać trasy 3 maja, polecam taką trasę jak jechałam dzisiaj, bo chociaż nie pokrywa się w całości rzecz jasna z trasą maratonu, pozwala dać jakieś wyobrażenie, o terenie wroga.
Można rzecz jasna , nie mając zbyt wiele czasu, wjechać na samą Panieńską , pokręcić po niej i zjechać z powrotem do Wielkiej Wsi ( zjazd z Panieńskiej też jest fajny).
Ważne żeby trzymać się szlaków pieszych: niebieskiego, czarnego i zielonego.
Polecam.
A wracając dzisiaj przez ISEP ujrzeliśmy taki widok.
Skojarzyło mi się z uwielbianą w dzieciństwie książką o pewnej dzielnej rudej i piegowatej dziewczynce o imieniu Pippi.
Sami powiedźcie… no jak nic Willa Śmiesznotka , koń, zwierzaki.
Swoją drogą te trzy owce na ganku wyglądały nieziemsko.
A poza tym dzisiaj widziane jeszcze 3 sarny. Jedna przemierzała Panieńską, a dwie spotkaliśmy w zasadzie już w Tarnowie.
Z tak bliska sarny jeszcze nie widziałam, była 2 metry ode mnie.
Jechaliśmy w tempie mocno turystycznym, bo jak wspomniałam, ja byłam dzisiaj jakaś bezsilna, a Sławek po ciężkim treningu biegowo- rowerowym.
Zdjęć niewiele, ponieważ prawie się nie zatrzymywaliśmy.
I znowu wiał dość mocny wiatr, więc niełatwo się jechało.
Tak sobie myślę, że cały kwiecień wieje. Chyba tylko jeden dzień kiedy jechałam w kwietniu, nie wiało.
A dzisiaj pierwsze majowe kilometry i zrobiłam sobie takie małe podsumowanie, bo Sławek zwrócił mi uwagę, ze sporo wyjechałam tych kilometrów w kwietniu.
No i faktycznie, biorąc pod uwagę, ze w pierwszy tydzień kwietnia nie było jeszcze sprzyjającej pogody i nie jeździłam to faktycznie.. dość sporo.
Czy to zaprocentuje?
Nie wiem. Zobaczymy.
Dzisiaj mocy nie czułam.
Dlaczego? Ktoś kiedyś to tłumaczył. Nie pamiętam.
Ja myślę, że to trochę tak, że chociaż te tereny są blisko Tarnowa, to tarnowskim kolarzom mtb są bardzo mało znane. Jakoś tak chyba przyjęło jeździć się w stronę Marcinki, Brzanki, Wału, Lubinki, względnie Jamnej, a „terenów wroga” nikt nie docenia… bo nie zna.
Czas więc je poznać. Już o nich pisałam we wpisach o Panieńskiej Górze, Lesie Milowskim. Kto czyta czasem co piszę, być możę pamięta.
Mam nadzieję, że po wojnickim maratonie 12 maja, kolarze z okolic będą tutaj chętnie zaglądać, bo naprawdę warto. Ja na razie znam niewiele ścieżek, bo poruszam się po szlakach oznakowanych i nie zapuszczam się w nieznane, żeby się nie zgubić. Jestem jednak pewna, że w tych terenach tkwi wielki potencjał.
Sam las na Panieńskiej Górze urzeka klimatem i niełatwym podjazdem od strony Wielkiej Wsi ( niebieski szlak pieszy). Trzeba się natrudzić.
Mój dzisiejszy towarzysz, kiedy go zapytałam: i jak ci się podoba?
Powiedział: takie krynickie klimaty…
No niewątpliwie.
Zapraszam więc do przeczytania krótkiej relacji z terenu wroga, przyda się jak znalazł przed wojnickim maratonem.
Plan był taki, żeby Sławkowi Nosalowi pokazać teren wroga, bo nigdy tu nie był, a wybiera się na wojnicki maraton. Jako, że 3 maja kiedy Marcin B planuje objazd trasy , Sławka nie będzie w Tarnowie, obiecałam mu pokazać trochę wojnickiej okolicy dzisiaj.
Kiedy wstałam rano, bardzo źle się czułam ( teraz kiedy siedzę przed komputerem, myślę, że musiała dopaść mnie w nocy migrena, bo bardzo mnie boli głowa i jestem słaba, jak po ataku migreny). Rozważałam nawet opcję niejechania dzisiaj, ale w końcu zdecydowałam, że pojadę z ewentualną opcją skrócenia trasy, jeśli będę się źle czuć.
Pogoda dzisiaj nas nie rozpieściła, pochmurno i 12 stopni ( wyjeżdżaliśmy o 9 rano), ale w sumie zgodnie stwierdziliśmy, że temperatura jest ok, bo jak podjeżdżaliśmy pod Panieńską Górę , to było nam już gorąco.
Początek przez Buczynę ( wszystkie drogi prowadzą do Buczyny haha), most w Zgłobicach ( Sławek stwierdził, że po raz pierwszy jedzie tędy na rowerze), a potem boczne drogi ( Łukanowice i ISep) i wyjeżdżamy w Wielkiej Wsi.
Mamy już więc gminę Wojnicz, niedocenioną przez tarnowskich kolarzy jak już pisałam wcześniej, a z dużym potencjałem .
Wojnicz … „ Od wieków trwa wojnicki gród na skrzyżowaniu czterech dróg” – tak zaczyna się hymn Wojnicza.
Tutaj krzyżował się trakt wschodni na Ruś z południowym na Węgry. Wojnicz zasłynął jako jeden z ważniejszych grodów kasztelańskich w Małopolsce, a sam kasztelan wojnicki był kasztelanem większym tzw krzesłowym, zasiadającym bezpośrednio za swym wojewodą.
Osada podobno sięga IX wieku. Już jako znacząca osada, Wojnicz został przyłączony wraz z resztą państwa Wiślan do państwa Bolesława Chrobrego.
Źródła historyczne podają , że miastem Wojnicz był już w 1278 roku.
Pewne jest , że status taki otrzymał podczas pamiętnej wizyty Bolesława Wstydliwego w 1239r., który oczekiwał tam na swoją świeżo poślubioną per procura żonę króla węgierskiego – Kingę.
I tak.. sobie myślę, ze gdzie nie pojadę to te historie się splatają… Panieńska Góra i broniące się żony.. Szczepanów i biskup Stanisław , który stanął w ich obronie ( podobno) i przypłacił to życiem.
Pieniny i Pieniński zamek, w którym przebywała Kinga, Wojnicz, w którym na Kingę czekał Bolesław.
Ale wróćmy do rowerowego szlaku.
W Wielkiej Wsi, obok sklepu jest drogowskaz z napisem „Do Krzyża Millenijnego”, tam trzeba skręcić i podążać niebieskim szlakiem pieszym.
O podjeździe już kiedyś pisałam. Nie jest łatwy. Kilometr jazdy pod górę po terenie, w dwóch miejscach dla mnie nie do przejechania. Spadam z roweru , zbyt mało sił. Koło traci przyczepność.
Ale podjazd klimatyczny, po drodze droga krzyżowa i rzeczywiście taki trochę krynicki klimat. Dojeżdżamy do skrzyżowania ze szlakiem czarnym pieszym.
Szczyt góry z ruinami zamku, jest nieco wyżej, na wprost. My skręcamy w prawo.
A na szczycie ruiny zamku Trzewlin, o którym już kiedyś pisałam. I legendę o żonach broniących się przed mężami na szczycie góry „opowiadałam”. Przypomnę jednak raz jeszcze.
Sama Panieńska Góra ma 311 m npm, więc stosunkowo niewiele, ale uwierzcie na słowo, pomimo niewielkiej wysokości - podjazd słuszny, mtbowski, przynoszący wiele radości.
Historię o Panieńskiej Górze rozsławił w 1832r. w „Dzienniku Podróży do Tatrów” Seweryn Goszczyński.
I podobno nazwa WOJNICZ, jest związana z tą legendą, bo jak już wspominałam wojowie powracający z wyprawy na RUŚ, dowiedziawszy się o niewierności żon, czym prędzej z wyprawy powrócili. Żony „ukryły się” na Panieńskiej Górze, budując ponoć nawet szańce. Nie obroniły się.
Można więc sobie podejść ( bo podjechać raczej tam trudno) na szczyt góry, obejrzeć resztki ruin i krzyż Millenijny.
( Zamek Trzewlin pochodzi z XVI w. Wzniesienie zamku przypisuje się kasztelanowi czchowskiemu Andrzejowi Rawiczowi, herbu Półkozic. Mury zamku zostały rozebrane po wojnach szwedzkich przez wojnickich mieszczan),
My jedziemy dalej, czarnym szlakiem pieszym.
Panieńska Góra© lemuriza1972
Rezerwat na Panieńskiej Górze został utworzony głownie w celu ochrony storczyka.
Na razie storczyków jeszcze nie widziałam, ale wybiorę się tam za jakieś dwa tygodnie. Mam nadzieję, że już będą.
Fajna droga przez las. Za szlabanem, gdzie jest piękne miejsce widokowe z którego robiłam zdjęcia i tutaj prezentowałam , zatrzymujemy się. Na działce, gdzie stoi przyczepka, są tym razem właściciele.
Zapraszają nas do środka, bo twierdzą, że zdecydowanie lepszy widok. Pan śmieje się, że na razie nie pobiera opłat. Gratulujemy Państwu wspaniałej działki ( mieć taką , z takim widokiem na góry i Dunajec.. marzenie!). No i dalej czarnym szlakiem pieszym. Wyjeżdzamy z lasu i jedziemy cały czas pilnując szlaku. Piękne widoki, cisza.
Sławek mówi: jak tu chicho, pusto…
No właśnie. Oto walory tej okolicy.
Na czarnym pieszym szlaku© lemuriza1972
Droga przez Las Milowski© lemuriza1972
Po ponownym wjeździe do lasu trzeba bardzo uważać. Kiedy zaczyna się podjazd czymś w rodzaju wąwozu, trzeba dobrze patrzeć. Są dwie opcje jedna w lewo, druga w prawo. Wydaje się, ze ta w prawo jest tą właściwą ( i tą jedziemy). A nie jest. Ta druga w prawo jest mocno zarośnięta drzewami i szlak na drzewie niezauważalny prawie.
Widoki po drodze© lemuriza1972
Tak więc wjeżdżamy mozolnie do góry i kiedy wyjeżdżamy na skraj lasu i widzę jakiś dom, wiem, ze coś nie tak. Wracamy, odnajdujemy właściwą drogę i czarnym szlakiem docieramy do Lasu Milowskiego ( Wolnica), gdzie jest wiata. Tu zapada decyzja, ze nie jedziemy do Melsztyna. Do Melsztyna trzeba jechać szlakiem niebieskim pieszym ( są w którymś miejscu w lesie drogowskazy), skręca się zdaje się w lewo od drogi przy wiacie. My jedziemy też niebieskim, ale w odwrotną stronę czyli w kierunku Jaworska. Chwilę prosto, potem w prawo. Świetna droga przez las, po wyjeździe z lasu wspaniałe widoki na góry. Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków i kierujemy się w prawo na zielony szlak pieszy w kierunku Wojnicza. Szlak pieszy zielony początkowo prowadzi przez las, potem przez pola, łąki, z fajnymi widokami. Dociera się nim do samego Wojnicza.
Dla tych, którzy nie będę mogli objechać trasy 3 maja, polecam taką trasę jak jechałam dzisiaj, bo chociaż nie pokrywa się w całości rzecz jasna z trasą maratonu, pozwala dać jakieś wyobrażenie, o terenie wroga.
Można rzecz jasna , nie mając zbyt wiele czasu, wjechać na samą Panieńską , pokręcić po niej i zjechać z powrotem do Wielkiej Wsi ( zjazd z Panieńskiej też jest fajny).
Ważne żeby trzymać się szlaków pieszych: niebieskiego, czarnego i zielonego.
Polecam.
A wracając dzisiaj przez ISEP ujrzeliśmy taki widok.
Willa Śmiesznotka , koń i owce© lemuriza1972
Skojarzyło mi się z uwielbianą w dzieciństwie książką o pewnej dzielnej rudej i piegowatej dziewczynce o imieniu Pippi.
Sami powiedźcie… no jak nic Willa Śmiesznotka , koń, zwierzaki.
Swoją drogą te trzy owce na ganku wyglądały nieziemsko.
A poza tym dzisiaj widziane jeszcze 3 sarny. Jedna przemierzała Panieńską, a dwie spotkaliśmy w zasadzie już w Tarnowie.
Z tak bliska sarny jeszcze nie widziałam, była 2 metry ode mnie.
Jechaliśmy w tempie mocno turystycznym, bo jak wspomniałam, ja byłam dzisiaj jakaś bezsilna, a Sławek po ciężkim treningu biegowo- rowerowym.
Zdjęć niewiele, ponieważ prawie się nie zatrzymywaliśmy.
I znowu wiał dość mocny wiatr, więc niełatwo się jechało.
Tak sobie myślę, że cały kwiecień wieje. Chyba tylko jeden dzień kiedy jechałam w kwietniu, nie wiało.
A dzisiaj pierwsze majowe kilometry i zrobiłam sobie takie małe podsumowanie, bo Sławek zwrócił mi uwagę, ze sporo wyjechałam tych kilometrów w kwietniu.
No i faktycznie, biorąc pod uwagę, ze w pierwszy tydzień kwietnia nie było jeszcze sprzyjającej pogody i nie jeździłam to faktycznie.. dość sporo.
Czy to zaprocentuje?
Nie wiem. Zobaczymy.
Dzisiaj mocy nie czułam.
- DST 49.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:49
- VAVG 17.40km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jak zobaczyłem konia przy wejściu do domu, to natychmiast przypomniała się mi Pipi ale w wersji filmowej i telewizyjnej z 1969 roku. U nas był wyświetlany w niedzielne przedpołudnie po teleranku, w latach 70.
Gargamelowy styl domu nawet pasuje. Szkoda tylko, że koń nie jest w biały w czarne kropki :-) oelka - 10:40 piątek, 3 maja 2013 | linkuj
Gargamelowy styl domu nawet pasuje. Szkoda tylko, że koń nie jest w biały w czarne kropki :-) oelka - 10:40 piątek, 3 maja 2013 | linkuj
Dzięki Iza za objazd sam pewnie bym się nie zapuścił w tereny wogóle przezemnie nieznane
Po raz pierwszy byłem w tych rejonach (aż głupio bo tak blisko), szkoda że nie mieliśmy tracka maratonu http://connect.garmin.com/activity/302246156
może uda mi się jeszcze to przejechać w środku przyszłego tygodnia
Pozdrawiam slavobiker - 09:46 czwartek, 2 maja 2013 | linkuj
Po raz pierwszy byłem w tych rejonach (aż głupio bo tak blisko), szkoda że nie mieliśmy tracka maratonu http://connect.garmin.com/activity/302246156
może uda mi się jeszcze to przejechać w środku przyszłego tygodnia
Pozdrawiam slavobiker - 09:46 czwartek, 2 maja 2013 | linkuj
Z tymi terenami wroga to wszyscy myślą że jacyś wrogowie, że Wojnicz to wróg, albo tak jak Iza piszesz że mało znane, a tutaj chodzi o to że po Staszek się za dużo w Settlersy, Heroes czy inne gry strategiczne nagrał a w nich tereny przeciwników były na mapie niewidoczne i się je odkrywało. A gdy Wtorek MTB na jesień zawitał w okolicach Wojnicza to była straszna mgła i Staszkowi się przypomniało że odkrywają niewidoczne tereny jak w grze czyli tereny wroga, a później każdy się zastanawiał o co z tym chodzi, pytali no i tak już zostało :)
labudu - 20:12 środa, 1 maja 2013 | linkuj
Jak zobaczyłem tytuł, to myślałem, że chodzi o jakieś lokalne animozje :) Macie w Tarnowie animozje z jakimś miastem?
lukasz78 - 17:21 środa, 1 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!