Czwartek, 2 maja 2013
Teren wroga 2
Dzisiaj w Radiu Kraków usłyszałam rozmowę o walorach rowerowych okolic Tarnowa ( swoją drogą myślę, że my bikerzy moglibyśmy ciekawiej o tym wszystkim opowiedzieć). Pan zachwalający okolice Tarnowa powiedział: jeśli ktoś pragnie już totalnej rowerowej rekreacji to idealny jest Las Radłowski…
Pomyślałam: no tak .. Las Radłowski to rzeczywiście , ubite , szerokie drogi ( no chyba, że zna się ścieżki Mirka). Można tam siłę zrobić, ale techniki nauczyć się nie sposób.
Dzisiejsza wycieczka zweryfikowała moją tezę, ale tylko „nieznacznie”.
I tylko dlatego, że byłam z Mirkiem, bo myślę, że niewielu znajdzie się takich, którzy zapuszczą się w takie rejony Lasu, w jakich byliśmy my dzisiaj.
Mnie się bardzo podobało, bo to było kolejne odkrywanie terenu wroga czyli ziem nieznanych.
Wyjechanie dzisiaj na rower było wiele mało prawdopodobne, bo cały dzień przelotne deszcze.
Ale kiedy Mirek zgłosił akces do jazdy, to deszcz, nie-deszcz, wyjścia nie było.
Ponieważ dwa dni pod rząd było podjeżdżanie , dzisiaj stwierdziłam , że będzie LAS. Zaproponowałam ścieżki Mirka, czyli te bardziej techniczne, niewielu znane.
Ale myślałam, ze na tym skończymy. Tymczasem Mirek zafundował mi przeprawę przez potok, w który ostatnio jadąc z Alkiem wpadłam. Tym razem też ciężko było, bo przejście w butach z blokami po śliskiej desce z rowerem w ręce, to dla mnie nie lada wyczyn.
Śmiałam się nawet, ze trudniej niż na Orlej Perci.
( no żart…)
Mirek chciał mi pokazać tereny poligonu ( wczoraj otwarta tam była brama). Dzisiaj niestety była zamknięta.
Pojechaliśmy więc w chaszcze i knieje , tereny zupełnie dziewicze.
Po co? Żeby dostać się do słynnego przejścia nad autostradą. Przejścia dla zwierzaków. Pomysł bardzo mi się spodobał, bo kiedy jechaliśmy kiedyś z Tatr, Mirek opowiadał mi o tych przejściach i to mnie bardzo zainteresowało.
Trzeba było też trochę pomaszerować. Śmiałam się nawet do Mirka, że mógł mi powiedzieć, to nie brałabym roweru.
I w końcu dotarliśmy do przejścia. Robi ogromne wrażenie, jest olbrzymie. Podobno za jakiś czas będą na nim rosły krzaki, drzewa, tak aby zwierzaki nie zorientowały się, że wychodzą poza las.
Śmiałam się do Mirka, że pierwszym zwierzakiem, który przejdzie tym przejściem będzie… Szczurek.
I tutaj mieliśmy bardzo techniczny kawałek – podjazd na przejście po dość ciężkim terenie. Podobny zresztą był zjazd.
Kiedy już zjechaliśmy ze zjazdu , Mirek powiedział: no popatrz jest zwierzak, idzie…
Z nadzieją rozglądnęłam się, myśląc , ze ujrzę sarnę, dzika, a tam był….. pies.
Mały czarny pies.
A potem było szukanie właściwej drogi, przedzieranie się przez krzaki, przeprawa przez potok…
Po prostu przygoda.
No i kończąc jazdę miałam przygodę ... zderzenie z jedną młodą rowerzystką, która jechała dość niefarsobliwie i nie patrząc w ogóle na drogę , nagle skręciła centralnie we mnie , a konkretnie w moje tylne koło. Mnie delikatnie odrzuciło, ona się przewróciła.
Muszę się bez bicia przyznać, ze pierwsze co to popatrzyłam na mój hak od przerzutki, który już kiedyś ucierpiał w podobny sposób. I mam lekką traumę w związku z tym, bo wiem co było potem i jak długo miałam niesprawny rower. Popatrzyłam nie z powodów finansowych, a takich , że właściwie nie ma go gdzie kupić ....i to jest problem.
A bez tego malutkiego elementu jak wiadomo... rower można schować do piwnicy.
Zaraz się jednak zreflektowałam i podjechałam do dziewczynki, sprawdzając czy nic się jej nie stało ( na szczęście nie). Była dzielna, mówiła, że nic nie boli... chociaż musiała się potłuc lecąc na asfalt.
Chwilę z nią pogadałam, mówiąc , ze naprawdę musi uważać, bo gdyby tak jechał samochód.
No i odjechałam, bo była pod opieką taty, który był dość zakłopotany całą tą sytuacją.
Pomyślałam: no tak .. Las Radłowski to rzeczywiście , ubite , szerokie drogi ( no chyba, że zna się ścieżki Mirka). Można tam siłę zrobić, ale techniki nauczyć się nie sposób.
Dzisiejsza wycieczka zweryfikowała moją tezę, ale tylko „nieznacznie”.
I tylko dlatego, że byłam z Mirkiem, bo myślę, że niewielu znajdzie się takich, którzy zapuszczą się w takie rejony Lasu, w jakich byliśmy my dzisiaj.
Mnie się bardzo podobało, bo to było kolejne odkrywanie terenu wroga czyli ziem nieznanych.
Wyjechanie dzisiaj na rower było wiele mało prawdopodobne, bo cały dzień przelotne deszcze.
Ale kiedy Mirek zgłosił akces do jazdy, to deszcz, nie-deszcz, wyjścia nie było.
Ponieważ dwa dni pod rząd było podjeżdżanie , dzisiaj stwierdziłam , że będzie LAS. Zaproponowałam ścieżki Mirka, czyli te bardziej techniczne, niewielu znane.
Ale myślałam, ze na tym skończymy. Tymczasem Mirek zafundował mi przeprawę przez potok, w który ostatnio jadąc z Alkiem wpadłam. Tym razem też ciężko było, bo przejście w butach z blokami po śliskiej desce z rowerem w ręce, to dla mnie nie lada wyczyn.
Śmiałam się nawet, ze trudniej niż na Orlej Perci.
( no żart…)
Mirek chciał mi pokazać tereny poligonu ( wczoraj otwarta tam była brama). Dzisiaj niestety była zamknięta.
Pojechaliśmy więc w chaszcze i knieje , tereny zupełnie dziewicze.
Po co? Żeby dostać się do słynnego przejścia nad autostradą. Przejścia dla zwierzaków. Pomysł bardzo mi się spodobał, bo kiedy jechaliśmy kiedyś z Tatr, Mirek opowiadał mi o tych przejściach i to mnie bardzo zainteresowało.
Przedzieramy się prze teren wroga© lemuriza1972
Trzeba było też trochę pomaszerować. Śmiałam się nawet do Mirka, że mógł mi powiedzieć, to nie brałabym roweru.
Z buta, jak na maratonie:)© lemuriza1972
I w końcu dotarliśmy do przejścia. Robi ogromne wrażenie, jest olbrzymie. Podobno za jakiś czas będą na nim rosły krzaki, drzewa, tak aby zwierzaki nie zorientowały się, że wychodzą poza las.
Śmiałam się do Mirka, że pierwszym zwierzakiem, który przejdzie tym przejściem będzie… Szczurek.
I tutaj mieliśmy bardzo techniczny kawałek – podjazd na przejście po dość ciężkim terenie. Podobny zresztą był zjazd.
Przejście dla zwierzaków na autostradą© lemuriza1972
Przejście dla zwierzaków nad autostradą 2© lemuriza1972
Przejście dla zwierzaków nad autostradą 3© lemuriza1972
Kiedy już zjechaliśmy ze zjazdu , Mirek powiedział: no popatrz jest zwierzak, idzie…
Z nadzieją rozglądnęłam się, myśląc , ze ujrzę sarnę, dzika, a tam był….. pies.
Mały czarny pies.
Mały czarny punkcik to zwierzak na przejściu dla zwierzaków czyli pies© lemuriza1972
A potem było szukanie właściwej drogi, przedzieranie się przez krzaki, przeprawa przez potok…
Po prostu przygoda.
No i kończąc jazdę miałam przygodę ... zderzenie z jedną młodą rowerzystką, która jechała dość niefarsobliwie i nie patrząc w ogóle na drogę , nagle skręciła centralnie we mnie , a konkretnie w moje tylne koło. Mnie delikatnie odrzuciło, ona się przewróciła.
Muszę się bez bicia przyznać, ze pierwsze co to popatrzyłam na mój hak od przerzutki, który już kiedyś ucierpiał w podobny sposób. I mam lekką traumę w związku z tym, bo wiem co było potem i jak długo miałam niesprawny rower. Popatrzyłam nie z powodów finansowych, a takich , że właściwie nie ma go gdzie kupić ....i to jest problem.
A bez tego malutkiego elementu jak wiadomo... rower można schować do piwnicy.
Zaraz się jednak zreflektowałam i podjechałam do dziewczynki, sprawdzając czy nic się jej nie stało ( na szczęście nie). Była dzielna, mówiła, że nic nie boli... chociaż musiała się potłuc lecąc na asfalt.
Chwilę z nią pogadałam, mówiąc , ze naprawdę musi uważać, bo gdyby tak jechał samochód.
No i odjechałam, bo była pod opieką taty, który był dość zakłopotany całą tą sytuacją.
Kanałek przez który musieliśmy się przedostać© lemuriza1972
- DST 35.00km
- Teren 18.00km
- Czas 01:58
- VAVG 17.80km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 135.0°C
- HRmax 150 ( 79%)
- Kalorie 800kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!