Niedziela, 5 maja 2013
Burzowo i deszczowo
Źle rozplanowałam ten 3 majowy dzień. Trochę zmyliły mnie te prognozy pogody, które przepowiadały straszne deszcze. Nie nastawiałam się więc na jakąś dłuższą wycieczkę. Pospałam dłużej. A szkoda, bo gdybym wstała rano to.. do godz. 15 była piękna słoneczna pogoda i można było sporo pojeździć.
A ja wstałam postanowiłam najpierw posprzątać mieszkanie, ugotować obiad, a dopiero potem jechać na rower.
No i kiedy zjadłam obiad zachmurzyło się i nadeszła prawdziwa wiosenna burza i ulewa.
Pomyślałam: Nic to.. kiedyś w końcu przejdzie, a do wieczora jeszcze daleko, to zdążę coś pokręcić.
I tak sobie czekałam.
O 17 uspokoiło się, niebo z jednej strony rozjaśniło, ale z drugiej…. Ha… ta ciemność niczego dobrego nie zapowiadała.
Pomyślałam , ze zaryzykuję, najwyżej zmoknę. Mało to razy na rowerze zmokłam?
No i wyjechałam. Rozsądek nakazywał jechać w stronę Lasów Radłowskich, a ja wbrew rozsądkowi pojechałam przez Białą, Klikową i czerwonym pieszym szlakiem przez Lipie.
No.. wiedziałam, że po tej ulewie na tym szlaku będzie bajoro, nad częścią Tarnowa, gdzie jest Lipie wisiały ołowiane chmury, ale..
No, ja lubię jak się nie kurzy:).
Kiedyś mój kolega Alek powiedział: nawet jakby przez miesiąc była susza, to ty i tak jakąś kałużę znajdziesz.
Coś na rzeczy jest.
Dość dobrze mi się jechało, chociaż specjalnie to nie podkręcałam tempa. Zresztą co tu podkręcać jak na czerwonym szlaku już w drodze do Krzyża, trawa nasiąknięta wodą jak gąbka, a błoto i kałuże, to była norma.
Musiałam się „spinać” żeby w ogóle na rowerze się utrzymać, bo opony tańcowały jak na lodzie.
W Klikowej spotkałam już za mostkiem na szutrówce ojca z synkiem, synek powiedział: ale szybko jedzie…
No.. warto było wyjechać dla tego komplementu:).
( ale Bogiem a prawdą to tak szybko znowu nie jechałam).
Już w drodze do Krzyża zaczęło padać, a jak dojechałam do Lipia.. lało.
Tak więc nie pokręciłam już za wiele po samym Lipiu, bo byłam przemoczona do suchej nitki, a w dodatku skądś tam dochodziły odgłosy burzy.
Na myjkę naprzeciw MPEC-u i do domu.
Ale umycie KATEMKA , to był trud daremny, bo zanim dojechałam, to już był brudny.
Na szczęście otwierają myjkę na Zbylitowskich, naprzeciwko znanej stacji diagnostycznej. Będzie blisko.
Przypomniały mi się dzisiaj błotne maratony. Kiedy zjeżdżałam w kierunku cmentarza w Krzyżu ( okulary dawno już zdjęłam , bo tak były zachlapane).. woda, błoto, piasek dostawły się do oczu..
Tak kiedyś bywało. Na błotnych maratonach. Po słynnych krakowskim SPA oczy miałam jak królik.
Mam nadzieję, że nie przypłacę tego zmoknięcia jakimś przeziębieniem.
A ja wstałam postanowiłam najpierw posprzątać mieszkanie, ugotować obiad, a dopiero potem jechać na rower.
No i kiedy zjadłam obiad zachmurzyło się i nadeszła prawdziwa wiosenna burza i ulewa.
Pomyślałam: Nic to.. kiedyś w końcu przejdzie, a do wieczora jeszcze daleko, to zdążę coś pokręcić.
I tak sobie czekałam.
O 17 uspokoiło się, niebo z jednej strony rozjaśniło, ale z drugiej…. Ha… ta ciemność niczego dobrego nie zapowiadała.
Pomyślałam , ze zaryzykuję, najwyżej zmoknę. Mało to razy na rowerze zmokłam?
No i wyjechałam. Rozsądek nakazywał jechać w stronę Lasów Radłowskich, a ja wbrew rozsądkowi pojechałam przez Białą, Klikową i czerwonym pieszym szlakiem przez Lipie.
No.. wiedziałam, że po tej ulewie na tym szlaku będzie bajoro, nad częścią Tarnowa, gdzie jest Lipie wisiały ołowiane chmury, ale..
No, ja lubię jak się nie kurzy:).
Kiedyś mój kolega Alek powiedział: nawet jakby przez miesiąc była susza, to ty i tak jakąś kałużę znajdziesz.
Coś na rzeczy jest.
Dość dobrze mi się jechało, chociaż specjalnie to nie podkręcałam tempa. Zresztą co tu podkręcać jak na czerwonym szlaku już w drodze do Krzyża, trawa nasiąknięta wodą jak gąbka, a błoto i kałuże, to była norma.
Musiałam się „spinać” żeby w ogóle na rowerze się utrzymać, bo opony tańcowały jak na lodzie.
W Klikowej spotkałam już za mostkiem na szutrówce ojca z synkiem, synek powiedział: ale szybko jedzie…
No.. warto było wyjechać dla tego komplementu:).
( ale Bogiem a prawdą to tak szybko znowu nie jechałam).
Już w drodze do Krzyża zaczęło padać, a jak dojechałam do Lipia.. lało.
Tak więc nie pokręciłam już za wiele po samym Lipiu, bo byłam przemoczona do suchej nitki, a w dodatku skądś tam dochodziły odgłosy burzy.
Na myjkę naprzeciw MPEC-u i do domu.
Ale umycie KATEMKA , to był trud daremny, bo zanim dojechałam, to już był brudny.
Na szczęście otwierają myjkę na Zbylitowskich, naprzeciwko znanej stacji diagnostycznej. Będzie blisko.
Przypomniały mi się dzisiaj błotne maratony. Kiedy zjeżdżałam w kierunku cmentarza w Krzyżu ( okulary dawno już zdjęłam , bo tak były zachlapane).. woda, błoto, piasek dostawły się do oczu..
Tak kiedyś bywało. Na błotnych maratonach. Po słynnych krakowskim SPA oczy miałam jak królik.
Mam nadzieję, że nie przypłacę tego zmoknięcia jakimś przeziębieniem.
Rzeka Biała dla odmiany© lemuriza1972
Po drodze - bardzo, bardzo żółto© lemuriza1972
Na czerwonym pieszym szlaku w kierunku Krzyża© lemuriza1972
Dalszy ciąg czerwonego szlaku pieszego© lemuriza1972
Lasek Lipie© lemuriza1972
Lipie ciąg dalszy© lemuriza1972
Tablica informacyjna w Lipiu z plakatem Pucharu Tarnowa MTB© lemuriza1972
Ubrudziliśmy się ja i Kateemek© lemuriza1972
Sadzawka w Lipiu© lemuriza1972
- DST 28.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:32
- VAVG 18.26km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Te budynki po prawej stronie zdjęcia to już Tarnów?
lukasz78 - 19:11 niedziela, 5 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!