Sobota, 8 czerwca 2013
Jurasówka, Gromnik, Siedliska, Lichwin
&feature=youtu.be
Miałam być dzisiaj na maratonie w Strzyżowie. Decyzję o starcie w tym maratonie podjęłam już po Wojniczu. Pomyślałam, że jest dostatecznie dużo czasu, żeby się do tego maratonu przygotować. No, ale się nie przygotowałam, przeszkodziły różne okoliczności, w tym pogoda, która w ostatnim czasie jednak nie sprzyjała treningowi.
To był trudny z wielu względów , tydzień. Bardzo. Dużo nerwów, stresu i trochę zdrowotnych kłopotów. Mój organizm chyba tak zareagował po sobotnim przemoknięciu. Nie ma mu się co dziwić. Dramatu nie było, myślę, że i tak dzielnie to zniósł. Ale jednak były drobne problemy.
Mimo wszystko jeszcze wczoraj myślałam, że pojadę. Byłam nawet spakowana, rower przygotowałam. Ale wieczór był dość dramatyczny ( trochę zaszwankowało zdrowie), a tuż przed 23 otrzymałam wiadomość. Bardzo złą wiadomość. I maraton zszedł na plan dalszy..
Bo jak to przeczytałam w ostatnio czytanej przeze mnie książce:
„ Życie to nie kino familijne”. No niestety…
Nie pojechałam.
Nie dałabym rady wyłączyć myślenia.
Ale dzień był ładny, wreszcie słoneczny, ciepły więc pomyślałam, że nie mogę go zmarnować. Życie jest zbyt krótkie.Sił ani ochoty zbyt wielkiej nie było na jazdę, ale wyjechałam, tak trochę na siłę, bo wiedziałam, że siedzenie w domu nic nie da i będę żałować zmarnowanego dnia.
Nie miałam specjalnego planu, gdzie pojechać. Początkowo myślałam, że pojadę w kierunku Tuchowa, ale w końcu zdecydowałam się na Jurasówkę.
Wzięłam Magnusa, z zamiarem jazdy tylko i wyłącznie po asfalcie, bo jakoś dzisiaj nie miałam siły na taplanie się w błocie i mycie roweru potem.
Tak więc najpierw przez Zbylitowską Górę, Błonie, Szczepanowice, Dąbrówkę Szczepanowską, Janowice i w górę na Jurasówkę.
To jest długi , asfaltowy podjazd ( prawie 4 km) i czuje się go w nogach. Nie podjeżdżało mi się dzisiaj zbyt dobrze, więc decyzja o niejechaniu na maraton była słuszna. Ale mimo wszystko cały dzień było mi żal, że mnie tam nie ma. Trud tego podjazdu wynagradzają widoki na górze.
Na szczycie , przy wyciągu, zatrzymałam się na chwilę, nakręciłam krótki filmik. Miałam jechać na Wał i potem raczej już do domu, ale jakoś tak skręciłam w inną, nieznaną mi drogę. Podejrzewałam, ze wyjadę gdzieś w okolicach Gromnika. Wyjechałam na drogę prowadzącą z Zakliczyna do Gromnika, w Siemiechowie. Krótki kawałek główną drogą. Tuż przed rondem w Gromniku zauważyłam drewniany kościół, więc zatrzymałam się, żeby go obejrzeć.
Potem główną drogą Tarnów- Krynica w kierunku Siedlisk, bo pomyślałam, że pojadę zielonym szlakiem rowerem do Lichwina ( tym którym wracałam kiedyś z Brzanki). Pod drodze w Siedliskach zauważyłam mały cmentarz wojenny – ale za to jaki piękny! Jeszcze takiego w naszych okolicach nie widziałam. Nagrobki drewniane.
Wstąpiłam na cmentarz Głowa Cukru. Niestety, drzewa mają już dużo liści i nie widać go z dołu, z drogi, a trawska zarosły cały cmentarz. No, ale widoki z góry przepiękne.
Potem już Lichwin, przesiadka na czarny szlak rowerowy i powrót do domu przez Rychwałd, Rzuchową, Zgłobice, Koszyce.
Takie mocno turystyczne tempo, ale na nic więcej dzisiaj nie było mnie stać. W sumie sporo podjeżdżania, chociaż nie tak sporo jak na wycieczkach z Krysią i Adamem.
Na zdjęciach widać moją słabość do polnych kwiatów.
To mam po Mamie, zawsze robiła przepiękne bukiety.
Miałam być dzisiaj na maratonie w Strzyżowie. Decyzję o starcie w tym maratonie podjęłam już po Wojniczu. Pomyślałam, że jest dostatecznie dużo czasu, żeby się do tego maratonu przygotować. No, ale się nie przygotowałam, przeszkodziły różne okoliczności, w tym pogoda, która w ostatnim czasie jednak nie sprzyjała treningowi.
To był trudny z wielu względów , tydzień. Bardzo. Dużo nerwów, stresu i trochę zdrowotnych kłopotów. Mój organizm chyba tak zareagował po sobotnim przemoknięciu. Nie ma mu się co dziwić. Dramatu nie było, myślę, że i tak dzielnie to zniósł. Ale jednak były drobne problemy.
Mimo wszystko jeszcze wczoraj myślałam, że pojadę. Byłam nawet spakowana, rower przygotowałam. Ale wieczór był dość dramatyczny ( trochę zaszwankowało zdrowie), a tuż przed 23 otrzymałam wiadomość. Bardzo złą wiadomość. I maraton zszedł na plan dalszy..
Bo jak to przeczytałam w ostatnio czytanej przeze mnie książce:
„ Życie to nie kino familijne”. No niestety…
Nie pojechałam.
Nie dałabym rady wyłączyć myślenia.
Ale dzień był ładny, wreszcie słoneczny, ciepły więc pomyślałam, że nie mogę go zmarnować. Życie jest zbyt krótkie.Sił ani ochoty zbyt wielkiej nie było na jazdę, ale wyjechałam, tak trochę na siłę, bo wiedziałam, że siedzenie w domu nic nie da i będę żałować zmarnowanego dnia.
Nie miałam specjalnego planu, gdzie pojechać. Początkowo myślałam, że pojadę w kierunku Tuchowa, ale w końcu zdecydowałam się na Jurasówkę.
Wzięłam Magnusa, z zamiarem jazdy tylko i wyłącznie po asfalcie, bo jakoś dzisiaj nie miałam siły na taplanie się w błocie i mycie roweru potem.
Tak więc najpierw przez Zbylitowską Górę, Błonie, Szczepanowice, Dąbrówkę Szczepanowską, Janowice i w górę na Jurasówkę.
To jest długi , asfaltowy podjazd ( prawie 4 km) i czuje się go w nogach. Nie podjeżdżało mi się dzisiaj zbyt dobrze, więc decyzja o niejechaniu na maraton była słuszna. Ale mimo wszystko cały dzień było mi żal, że mnie tam nie ma. Trud tego podjazdu wynagradzają widoki na górze.
Na szczycie , przy wyciągu, zatrzymałam się na chwilę, nakręciłam krótki filmik. Miałam jechać na Wał i potem raczej już do domu, ale jakoś tak skręciłam w inną, nieznaną mi drogę. Podejrzewałam, ze wyjadę gdzieś w okolicach Gromnika. Wyjechałam na drogę prowadzącą z Zakliczyna do Gromnika, w Siemiechowie. Krótki kawałek główną drogą. Tuż przed rondem w Gromniku zauważyłam drewniany kościół, więc zatrzymałam się, żeby go obejrzeć.
Potem główną drogą Tarnów- Krynica w kierunku Siedlisk, bo pomyślałam, że pojadę zielonym szlakiem rowerem do Lichwina ( tym którym wracałam kiedyś z Brzanki). Pod drodze w Siedliskach zauważyłam mały cmentarz wojenny – ale za to jaki piękny! Jeszcze takiego w naszych okolicach nie widziałam. Nagrobki drewniane.
Wstąpiłam na cmentarz Głowa Cukru. Niestety, drzewa mają już dużo liści i nie widać go z dołu, z drogi, a trawska zarosły cały cmentarz. No, ale widoki z góry przepiękne.
Potem już Lichwin, przesiadka na czarny szlak rowerowy i powrót do domu przez Rychwałd, Rzuchową, Zgłobice, Koszyce.
Takie mocno turystyczne tempo, ale na nic więcej dzisiaj nie było mnie stać. W sumie sporo podjeżdżania, chociaż nie tak sporo jak na wycieczkach z Krysią i Adamem.
Na zdjęciach widać moją słabość do polnych kwiatów.
To mam po Mamie, zawsze robiła przepiękne bukiety.
Kwiat polny czerwcowy:)© lemuriza1972
Pole makowe naddunajcowe© lemuriza1972
Widok z Jurasówki© lemuriza1972
Polne kwiaty, a w tle górki w okolicach Siemiechowa© lemuriza1972
Kościół św. Marcina w Gromniku© lemuriza1972
Kościół w Gromniku© lemuriza1972
Nagrobki przy Kościele w Gromniku© lemuriza1972
Cmentarz z I wojny światowej w Siedliskach© lemuriza1972
Widoczek w Lichwinie© lemuriza1972
Widok z cm. Głowa Cukru© lemuriza1972
Pomnik na Cm. Głowa Cukru© lemuriza1972
Widok z cmentarza 2© lemuriza1972
- DST 68.00km
- Czas 03:30
- VAVG 19.43km/h
- VMAX 48.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 1400kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!