Niedziela, 23 czerwca 2013
Niedzielna jazda i film o Tomku Kowalskim:)
Obudziłam się dzisiaj w świecie zachmurzonym. Ze zdumieniem przecierałam oczy, bo przecież ostatnie dni to było słońce, słońce, słońce i potworne upały.
Była zaplanowana dzisiaj jakaś dłuższa niedzielna trasa.
Zrobiłam sobie kawę , zaczęłam pić i nagle.. okropnie zaczął boleć mnie brzuch. Okropnie. Myślę sobie: no to po jeździe…
No, ale , że jestem przyzwyczajona do różnych sytuacji trudnych i nie mam w zwyczaju ot tak po prostu odpuszczać. Usiadłam, pomyślałam: „Iza, zrobisz sobie miętę, zjesz lekkie śniadanko i przejdzie. Musi przejść.”
Przeszło.
No to w drogę. Wyszłam z domu.. jakoś ciemno, ale myślę, okulary mam z takimi szybkami czerwonymi, więc pewnie nie jest tak źle. Kiedy dojeżdżałam do Krysi i Adama zaczęło kropić. Kiedy dojechałam – lunęło.
Przyjechał Piotrek. Miał być jeszcze Marcin ( ale mu coś wypadło) i Bracia Labudu ( nie przyjechali – żałujcie chłopaki!!!).
Leje, odgłosy burzy, więc czekamy, rozmawiamy. Oglądam sobie „galerię” zdjęć na ścianach biura Pana Adama. Wspinaczkowe zdjęcia z młodości, to jest to!
Po jakiejś godzinie deszcz przestał padać, trochę się przejaśniło. Co prawda mimo wszystko stan nieba optymizmem nie napawał, ale wyruszyliśmy.
Zaczęło się od tego, że Pan Adam strząsnął z gałęzi wprost na mnie sporą ilość wody ( mówi, ze chciał przejechać i odgarniał gałęzie, ale mu nie wierzę:)). Także już na Okulickiego byłam zmoczona, a raczej umoczona, bo stało się to już stałym elementem tejże wycieczki i trzeba było na Pana Adama uważać, bo wyraźnie sprawiało mu to sporo radości:).
No to sobie pojechaliśmy. Najpierw Lubinka. Jakoś tak fajnie się ją podjechało. Można powiedzieć bezboleśnie. Może to dzień taki, albo po prostu towarzystwo, bo wjeżdżając rozmawialiśmy, no i tak jakoś nie wiadomo kiedy się wjechało.
Potem był Wał jak to powiedziała Krysia , drogą pierwszego gatunku ( tak to chyba było). Kto jeździ na Wał od skrzyżowania na Lubince, to wie, ze jest tam jedna taka ścianka. No niełatwa.
Adam rzucił hasło: robimy zawody , kto wjedzie z blatu?
Dobre sobie. Dla mnie nierealne. Kiedyś wjechałam ze średniej ( ale to dawno było). Adam mówi: no to ze średniej.
Nawet na to przystaje, ale mam już wrzucony młynek i jakoś nie mogę przerzucić na średnią. Mówię do Krysi: na szczęście mi nie weszła średnia…:)
No byłoby ciężko, ale może kiedyś znowu spróbuję, chociaż.. nie wiem czy warto dla tej satysfakcji, którą już przecież osiągnęłam kiedyś, maltretować kolana moje, nie do końca przecież zdrowe i młode.
Jedziemy dalej. Jurasówka. Z Jurasówki zjeżdżamy na żółty pieszy szlak w kierunku Jamnej. Kiedyś tam jechałam z Krysią, kiedy jechałyśmy na naszą kobiecą wyprawę na Jamną. To była nasza wspólna pierwsza jazda.
Fajny kawałek, nawet bardzo fajny, najpierw podjazd łąką z pięknymi widokami, a potem świetny leśny fragment z super zjazdem. Dzisiaj wyjątkowo trudniejszym, bo bardzo, bardzo mokrym. W ogóle wszystkie dzisiejsze terenowe kawałki, nieliczne co prawda, były świetne. Mocno mokre i błotniste . Lubię jak się trzeba bardziej postarać żeby zjechać…
Oj.. znowu nie wierzę, że ja to piszę. No, ale tak jest.
Potem jest bardzo ciężki kawałek pod górę łąką. Też jechałyśmy tamtędy kiedyś z Krysią, bo go zapamiętałam. I już jesteśmy bliżej Jamnej, a tam robimy zwrot w kierunku Policht.
Jest sporo podjeżdżania. Rzecz jasna nie tak wiele, jak podczas ostatniej niedzieli, ale mimo wszystko myślę, że było dużo przewyższenia. Czuję to teraz w nogach.
Nawet dość fajnie mi się podjeżdżało. Może dlatego, ze dużo podjazdów było asfaltowych, a wiadomo jak nie ma trudności technicznych, to jest dużo łatwiej. Ale mimo wszystko jestem zadowolona. Osłabłam nieco na końcówce kiedy jechaliśmy czarnym szlakiem rowerowym przez las z Siemiechowa w kierunku Wału. No, ale tam jest zawsze dość ciężko, a dzisiaj było wyjątkowo ciężko. Dużo błota, dużo wody, trzeba było walczyć o przyczepność.
Fajna trasa.. terenowe kawałki naprawdę świetne zarówno zjazdy jak i podjazdy.
Kiedy otwierałam drzwi do domu przechodzący pan powiedział:
O jakiś konkretny rajd był.
Uśmiechnęłam się, mówiąc: czasem tak bywa.
Ale pomyślałam: przecież rower już mam czysty ( byłam na myjce), a ja sama aż taka brudna nie jestem.
Kiedy popatrzyłam w domu w lustro to wiedziałam już o co mu chodziło.
Cóż nie wyglądałam jak kobieta… znowu.
Albo inaczej .. wyglądałam jak kobieta, ale w… salonie SPA.
Coż poradzę, że takie salony SPA , to ja lubię najbardziej:).
A na koniec wspominany już film o Tomku Kowalskim. Krysia go znalazła w internecie. Mnie kompletnie zauroczył.
Ciekawy człowiek, bardzo ciekawy. Jego dziewczyna, znajomi, rodzice też. Uderzyło mnie w tym filmie nie tylko jego poczucie humoru, pomysły i osiągnięcia, ale przede wszystkim to , w jaki sposób mówili o nim przyjaciele , rodzice.
Z uśmiechem na ustach. Jakby gdzieś wyjechał i miał niedługo wrócić. Po prostu.
Polecam. Warto poświęcić 40 minut czasu na ten film. Każdy pasjonat, obojętnie czego, myślę doceni przesłanie tego filmu.
Bo dla mnie jest jasne. Życie bez pasji, nawet jeśli trzeba zapłacić najwyższą cenę, jest naprawdę ubogie.
I bardzo podoba mi się to co w ostatnich swoich zdaniach, powiedziała dziewczyna Tomka.
Że ona wie, że wchodząc na Broad Peak, był po prostu bardzo szczęśliwy. A w końcu o szczęście w życiu chodzi. Nawet jeśli trwa krótko.
Podaję linka, trzeba wpisać hasło pocoloco.
Miłego oglądanie i czekam na wrażenia.
na to zdjęcie nalegał Pan Adam. Jak ktoś ma dobry wzrok i wypatrzy napis na tablicy, będzie wiedział dlaczego:)
Była zaplanowana dzisiaj jakaś dłuższa niedzielna trasa.
Zrobiłam sobie kawę , zaczęłam pić i nagle.. okropnie zaczął boleć mnie brzuch. Okropnie. Myślę sobie: no to po jeździe…
No, ale , że jestem przyzwyczajona do różnych sytuacji trudnych i nie mam w zwyczaju ot tak po prostu odpuszczać. Usiadłam, pomyślałam: „Iza, zrobisz sobie miętę, zjesz lekkie śniadanko i przejdzie. Musi przejść.”
Przeszło.
No to w drogę. Wyszłam z domu.. jakoś ciemno, ale myślę, okulary mam z takimi szybkami czerwonymi, więc pewnie nie jest tak źle. Kiedy dojeżdżałam do Krysi i Adama zaczęło kropić. Kiedy dojechałam – lunęło.
Przyjechał Piotrek. Miał być jeszcze Marcin ( ale mu coś wypadło) i Bracia Labudu ( nie przyjechali – żałujcie chłopaki!!!).
Leje, odgłosy burzy, więc czekamy, rozmawiamy. Oglądam sobie „galerię” zdjęć na ścianach biura Pana Adama. Wspinaczkowe zdjęcia z młodości, to jest to!
Po jakiejś godzinie deszcz przestał padać, trochę się przejaśniło. Co prawda mimo wszystko stan nieba optymizmem nie napawał, ale wyruszyliśmy.
Zaczęło się od tego, że Pan Adam strząsnął z gałęzi wprost na mnie sporą ilość wody ( mówi, ze chciał przejechać i odgarniał gałęzie, ale mu nie wierzę:)). Także już na Okulickiego byłam zmoczona, a raczej umoczona, bo stało się to już stałym elementem tejże wycieczki i trzeba było na Pana Adama uważać, bo wyraźnie sprawiało mu to sporo radości:).
No to sobie pojechaliśmy. Najpierw Lubinka. Jakoś tak fajnie się ją podjechało. Można powiedzieć bezboleśnie. Może to dzień taki, albo po prostu towarzystwo, bo wjeżdżając rozmawialiśmy, no i tak jakoś nie wiadomo kiedy się wjechało.
Potem był Wał jak to powiedziała Krysia , drogą pierwszego gatunku ( tak to chyba było). Kto jeździ na Wał od skrzyżowania na Lubince, to wie, ze jest tam jedna taka ścianka. No niełatwa.
Adam rzucił hasło: robimy zawody , kto wjedzie z blatu?
Dobre sobie. Dla mnie nierealne. Kiedyś wjechałam ze średniej ( ale to dawno było). Adam mówi: no to ze średniej.
Nawet na to przystaje, ale mam już wrzucony młynek i jakoś nie mogę przerzucić na średnią. Mówię do Krysi: na szczęście mi nie weszła średnia…:)
No byłoby ciężko, ale może kiedyś znowu spróbuję, chociaż.. nie wiem czy warto dla tej satysfakcji, którą już przecież osiągnęłam kiedyś, maltretować kolana moje, nie do końca przecież zdrowe i młode.
Jedziemy dalej. Jurasówka. Z Jurasówki zjeżdżamy na żółty pieszy szlak w kierunku Jamnej. Kiedyś tam jechałam z Krysią, kiedy jechałyśmy na naszą kobiecą wyprawę na Jamną. To była nasza wspólna pierwsza jazda.
Fajny kawałek, nawet bardzo fajny, najpierw podjazd łąką z pięknymi widokami, a potem świetny leśny fragment z super zjazdem. Dzisiaj wyjątkowo trudniejszym, bo bardzo, bardzo mokrym. W ogóle wszystkie dzisiejsze terenowe kawałki, nieliczne co prawda, były świetne. Mocno mokre i błotniste . Lubię jak się trzeba bardziej postarać żeby zjechać…
Oj.. znowu nie wierzę, że ja to piszę. No, ale tak jest.
Potem jest bardzo ciężki kawałek pod górę łąką. Też jechałyśmy tamtędy kiedyś z Krysią, bo go zapamiętałam. I już jesteśmy bliżej Jamnej, a tam robimy zwrot w kierunku Policht.
Jest sporo podjeżdżania. Rzecz jasna nie tak wiele, jak podczas ostatniej niedzieli, ale mimo wszystko myślę, że było dużo przewyższenia. Czuję to teraz w nogach.
Nawet dość fajnie mi się podjeżdżało. Może dlatego, ze dużo podjazdów było asfaltowych, a wiadomo jak nie ma trudności technicznych, to jest dużo łatwiej. Ale mimo wszystko jestem zadowolona. Osłabłam nieco na końcówce kiedy jechaliśmy czarnym szlakiem rowerowym przez las z Siemiechowa w kierunku Wału. No, ale tam jest zawsze dość ciężko, a dzisiaj było wyjątkowo ciężko. Dużo błota, dużo wody, trzeba było walczyć o przyczepność.
Fajna trasa.. terenowe kawałki naprawdę świetne zarówno zjazdy jak i podjazdy.
Kiedy otwierałam drzwi do domu przechodzący pan powiedział:
O jakiś konkretny rajd był.
Uśmiechnęłam się, mówiąc: czasem tak bywa.
Ale pomyślałam: przecież rower już mam czysty ( byłam na myjce), a ja sama aż taka brudna nie jestem.
Kiedy popatrzyłam w domu w lustro to wiedziałam już o co mu chodziło.
Cóż nie wyglądałam jak kobieta… znowu.
Albo inaczej .. wyglądałam jak kobieta, ale w… salonie SPA.
Coż poradzę, że takie salony SPA , to ja lubię najbardziej:).
A na koniec wspominany już film o Tomku Kowalskim. Krysia go znalazła w internecie. Mnie kompletnie zauroczył.
Ciekawy człowiek, bardzo ciekawy. Jego dziewczyna, znajomi, rodzice też. Uderzyło mnie w tym filmie nie tylko jego poczucie humoru, pomysły i osiągnięcia, ale przede wszystkim to , w jaki sposób mówili o nim przyjaciele , rodzice.
Z uśmiechem na ustach. Jakby gdzieś wyjechał i miał niedługo wrócić. Po prostu.
Polecam. Warto poświęcić 40 minut czasu na ten film. Każdy pasjonat, obojętnie czego, myślę doceni przesłanie tego filmu.
Bo dla mnie jest jasne. Życie bez pasji, nawet jeśli trzeba zapłacić najwyższą cenę, jest naprawdę ubogie.
I bardzo podoba mi się to co w ostatnich swoich zdaniach, powiedziała dziewczyna Tomka.
Że ona wie, że wchodząc na Broad Peak, był po prostu bardzo szczęśliwy. A w końcu o szczęście w życiu chodzi. Nawet jeśli trwa krótko.
Podaję linka, trzeba wpisać hasło pocoloco.
Miłego oglądanie i czekam na wrażenia.
Początek trasy© lemuriza1972
W drodze© lemuriza1972
Piotrek i Adam na Lubince© lemuriza1972
Krysia i Piotrek na Lubince© lemuriza1972
Pani Kierowniczka:)© lemuriza1972
Żółty pieszy szlak w kierunku Jamnej© lemuriza1972
Widoczek po drodze© lemuriza1972
W drodze na szczyt Wału© lemuriza1972
na to zdjęcie nalegał Pan Adam. Jak ktoś ma dobry wzrok i wypatrzy napis na tablicy, będzie wiedział dlaczego:)
Takie tam© lemuriza1972
Pan Adam i widoki:)© lemuriza1972
Leśny kawałek© lemuriza1972
Gdzieś tam po drodze na czarnym szlaku rowerowym© lemuriza1972
- DST 69.00km
- Teren 20.00km
- Czas 04:00
- VAVG 17.25km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 1500kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jeszcze mam nadzieję będzie okazja i poznam te tajemne szlaki :) Z kondycją to jeśli chodzi o takie długie wleczenie się to nie ma tragedii. Problem pojawia się gdy trzeba dać przez dłuższy czas w palnik.
W lesie kałuże utrzymują się długo, a przy nich mżawka to jest nic, więc wiadomo że byle kropla Was nie odstrasza, ale mimo wszystko w tę burzę koło 9 to trochę nie bardzo jeździć labudu - 18:52 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
W lesie kałuże utrzymują się długo, a przy nich mżawka to jest nic, więc wiadomo że byle kropla Was nie odstrasza, ale mimo wszystko w tę burzę koło 9 to trochę nie bardzo jeździć labudu - 18:52 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
Popatrzyłem z Krakowskiej w ulicę, widziałem na podwórku tego brązowego chyba Nissana, rowerów nie widziałem. Nie dzwoniłem bo nie chciałem głowy zawracać, a taki deszcz to nikt normalny na rower nie jeździ :P Widać nie poznałem jeszcze do końca zasad tych wycieczek, ale na przyszłość będę pamiętał :)
Jeszcze jeden warunek-jak się ma skuwacz albo spinke do łańcucha przy sobie, tak na wszelki wypadek :P Sam pewnie bym nie podjechał tego z blatu, z resztą szkoda napędu i kolan, teraz się staram bardziej kadencyjnie jeździć bo z kondycją u mnie porażka jest ;/ labudu - 18:37 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
Jeszcze jeden warunek-jak się ma skuwacz albo spinke do łańcucha przy sobie, tak na wszelki wypadek :P Sam pewnie bym nie podjechał tego z blatu, z resztą szkoda napędu i kolan, teraz się staram bardziej kadencyjnie jeździć bo z kondycją u mnie porażka jest ;/ labudu - 18:37 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
Yyyy ten wpis jest dla mnie zaskoczeniem. O ile Krzysiek już wczoraj mówił że nie jedzie to ja wybrałem się na 9 pod Mytnika. Kropiło bo kropiło, na Krakowskiej rozglądałem się za tatą Olka ale pusto było, gdy byłem na moście na Białej to już konkretnie padało. Podjechałem pod Mytnika, wszędzie pusto więc przypominając sobie gadanie o niszczeniu sprzętu pomyślałem logicznie że wycieczka odwołana czyli powrót. Siedziałem nawet dłuższą chwilę na przystanku obok Biedronki bo mocno padało... Nie wiem, może zegarek mi spóźnia o kilka minut a byłem na styk, szkoda ;/
A tą ściankę to można bez problemu z blatu pokonać-jeżeli ktoś ma Srama XX1 :P labudu - 18:17 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
A tą ściankę to można bez problemu z blatu pokonać-jeżeli ktoś ma Srama XX1 :P labudu - 18:17 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!