Czwartek, 27 czerwca 2013
Czwartek MTB
Mój nowy team, do którego będę aplikować:). Nie wiem czy dziewczyny mnie przyjmą, bo co prawda tak jak one jeżdżą na rowerach, to ja akurat potrafię, ale już ze śpiewaniem… hm.. może być niemały problem.
Ale teamowe stroje mi leżą, gustowne bluzeczki, niemniej gustowne kapelusze, a buciczki....:) W końcu będę wyglądać jak kobieta.
Przysłał mi to Rafał z Toskanii na zachętę w przygotowaniach do maratonu.
Ha… czyli, że rozumiem mam się przygotowywać .. śpiewająco?
Będę się starać.
Opis linka
A dzisiaj zbiórka przed Biedronką o 17. 30. Krysia, Labudu, Marcin. Ma dojechać Pan Adam jeszcze, ale już prosto na Marcinkę. No to jedziemy. Na Marcinkę szutrem. Staram się podjechać szybko, żeby zdążyć zrobić zdjęcia i kiedy się odwracam widzę, że za Labudu, Krysią i Marcinem ktoś jedzie.
Pan Adam goniący. No to jedziemy dalej.
Kilkaset metrów przed kościółkiem jadę sobie równo z Adamem i Adam mówi:
Prawie jak w „Seksmisji”
To znaczy? – pytam
- Kobieta mnie bije…
No ale za chwilę Adam włącza piąty bieg i odjeżdża mi na dobre kilka metrów. Jadę prawie ile sił w nogach ( prawie, bo jednak tak do końca to chyba mi się nie chcę), ale nie daję mu rady.
Potem jedziemy sobie niebieskim pieszym tak jak już jeździłam – Las Trzemeski, Las Tuchowski, w Tuchowski podjazdem, który odkryliśmy z Alkiem, a potem przesiadka na czarny pieszy. Tam Adam pokazuje fajny warinat zjazdowy. Jest trochę Kambodży, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Za to w lesie fajnie się zjeżdża.
No nie wszystkim… Marcin notuje drugi tego dnia upadek.
Tak sobie pomyślałam, ze ten fakt odnotuję… a co…:). O swoich upadkach piszę, potem się mówi na mieście, że Iza się ciągle przewraca, a prawda jest taka kochani, ze niemalże wszyscy się gdzieś tam przewracacie tylko się nie przyznajecie:).
Marcin się nie pogniewa, prawda? Sam się z siebie śmiał. Na szczęście upadki niegrożne i chyba nie poturbował się bardzo. Lekko skrzywiona kierownica.
Z Tuchowa do Piotrkowic czarnym szlakiem rowerowym. No i tam zaczyna się wyścig.
Chłopaki sobie odjeżdżają, a my z tyłu mamy ubaw.
Mówię do Krysi: popatrz… zaczyna się wyścig. Patrz, patrz… Labudu i Marcin z przodu, Adam się zbiera… patrz.. pójdzie środkiem… nie jednak z lewej. Jest… jest z przodu… Labudu się wkurzył… co to ma być! Adam jedzie… pewnie już jest na skraju wytrzymałości, ale się trzyma… Marcin odpuścił.. Labudu idzie…
Oj szkoda, że nie mam kamerki na kasku.
Potem podjazd obok kościoła, dość długi mozolny na Słoną Górę. Ze Słonej zjazd bardzo fajnym zjazdem zwanym zjazdem Kolosa.
Fajnyyyyyy…….
Trochę podjeżdżania było, ale nie tak wiele… a może to moje nogi już się przyzwyczaiły?
Wciąż nie wiem jak to jest z tą moją formą…
Jak podjeżdżam do góry, to czasem czuję się zmęczona. Myślę wtedy… ej do niczego… o jakim maratonie w Piwnicznej myślisz…
Chyba mam problem „ z głową” , bo fizycznie to wcale chyba nie jest tak najgorzej.
Za bardzo przed Piwniczną nie będzie jak się popróbować z jakąś ciężką trasą, bo w tym tygodniu Rajd Sokołów, a za tydzień nie będę mieć wolnego weekendu.
Ale teamowe stroje mi leżą, gustowne bluzeczki, niemniej gustowne kapelusze, a buciczki....:) W końcu będę wyglądać jak kobieta.
Przysłał mi to Rafał z Toskanii na zachętę w przygotowaniach do maratonu.
Ha… czyli, że rozumiem mam się przygotowywać .. śpiewająco?
Będę się starać.
Opis linka
A dzisiaj zbiórka przed Biedronką o 17. 30. Krysia, Labudu, Marcin. Ma dojechać Pan Adam jeszcze, ale już prosto na Marcinkę. No to jedziemy. Na Marcinkę szutrem. Staram się podjechać szybko, żeby zdążyć zrobić zdjęcia i kiedy się odwracam widzę, że za Labudu, Krysią i Marcinem ktoś jedzie.
Pan Adam goniący. No to jedziemy dalej.
Kilkaset metrów przed kościółkiem jadę sobie równo z Adamem i Adam mówi:
Prawie jak w „Seksmisji”
To znaczy? – pytam
- Kobieta mnie bije…
No ale za chwilę Adam włącza piąty bieg i odjeżdża mi na dobre kilka metrów. Jadę prawie ile sił w nogach ( prawie, bo jednak tak do końca to chyba mi się nie chcę), ale nie daję mu rady.
Potem jedziemy sobie niebieskim pieszym tak jak już jeździłam – Las Trzemeski, Las Tuchowski, w Tuchowski podjazdem, który odkryliśmy z Alkiem, a potem przesiadka na czarny pieszy. Tam Adam pokazuje fajny warinat zjazdowy. Jest trochę Kambodży, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Za to w lesie fajnie się zjeżdża.
No nie wszystkim… Marcin notuje drugi tego dnia upadek.
Tak sobie pomyślałam, ze ten fakt odnotuję… a co…:). O swoich upadkach piszę, potem się mówi na mieście, że Iza się ciągle przewraca, a prawda jest taka kochani, ze niemalże wszyscy się gdzieś tam przewracacie tylko się nie przyznajecie:).
Marcin się nie pogniewa, prawda? Sam się z siebie śmiał. Na szczęście upadki niegrożne i chyba nie poturbował się bardzo. Lekko skrzywiona kierownica.
Z Tuchowa do Piotrkowic czarnym szlakiem rowerowym. No i tam zaczyna się wyścig.
Chłopaki sobie odjeżdżają, a my z tyłu mamy ubaw.
Mówię do Krysi: popatrz… zaczyna się wyścig. Patrz, patrz… Labudu i Marcin z przodu, Adam się zbiera… patrz.. pójdzie środkiem… nie jednak z lewej. Jest… jest z przodu… Labudu się wkurzył… co to ma być! Adam jedzie… pewnie już jest na skraju wytrzymałości, ale się trzyma… Marcin odpuścił.. Labudu idzie…
Oj szkoda, że nie mam kamerki na kasku.
Potem podjazd obok kościoła, dość długi mozolny na Słoną Górę. Ze Słonej zjazd bardzo fajnym zjazdem zwanym zjazdem Kolosa.
Fajnyyyyyy…….
Trochę podjeżdżania było, ale nie tak wiele… a może to moje nogi już się przyzwyczaiły?
Wciąż nie wiem jak to jest z tą moją formą…
Jak podjeżdżam do góry, to czasem czuję się zmęczona. Myślę wtedy… ej do niczego… o jakim maratonie w Piwnicznej myślisz…
Chyba mam problem „ z głową” , bo fizycznie to wcale chyba nie jest tak najgorzej.
Za bardzo przed Piwniczną nie będzie jak się popróbować z jakąś ciężką trasą, bo w tym tygodniu Rajd Sokołów, a za tydzień nie będę mieć wolnego weekendu.
Podjazd na Marcinkę© lemuriza1972
Podjazd w Lesie Tuchowskim© lemuriza1972
Krysia i Marcin wyjeżdżają z Lasu Tuchowskiego© lemuriza1972
Adam nam odjeżdża© lemuriza1972
Labudu na tle pagórków:)© lemuriza1972
"Jedziesz Adam, jedziesz...."© lemuriza1972
Krysia, Labudu i Marcin© lemuriza1972
Marcin uprawia aerobik:)© lemuriza1972
Marcin prostuje kierownicę© lemuriza1972
- DST 57.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:00
- VAVG 19.00km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 117kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!