Poniedziałek, 1 lipca 2013
Poniedziałkowo:)
Na początek mała zagadka.
Co to za miejsce?
O ile na drugim zdjęciu miejsce dla niektórych będzie pewnie rozpoznawalne ( aczkolwiek nieznacznie się zmieniło, od czasu kiedy byłam tam ostatni raz. Jak widać teraz można sobie zrobić przejazd przez rzeczkę. Do niedawna było to niemożliwe), o tyle myślę miejsce na pierwszym zdjęciu niewielu jest znane. Bardziej chyba znają go biegacze, bo jak to powiedział Alek: to nie jest miejsce do jeżdżenia na rowerze! Fakt, w niektórych miejscach przejechanie mtbowskiej ścieżki Mirka staje się pewnym wyzwaniem, ale bez przesady… dla roweru górskiego to jest spokojnie do przejechania. Trochę chęci i wysiłku. No i trzeba odrzucić strach przed kleszczami i łosiami:), bo to tam kiedyś spotkałam łosie.
Już wiadomo???
Tak, to właśnie miejsca w Lesie Radłowskim. Bo w tym pozornie łatwym technicznie Lesie można znaleźć takie miejsca, że można nieźle poćwiczyć. Trzeba tylko wiedzieć gdzie.
Mam wielką ochotę zaproponować tę ścieżkę na Jesienny Rajd Sokołów, ale obawiam się, że nie wszyscy byliby zadowoleni.
A uważam, że świetnie się nadaje… trochę zakrętów, trochę korzeni, trochę trudności i nawet jest podjazd ( albo zjazd zależy jak się jedzie) po korzeniach.
Czasu dzisiaj było mało. Będzie problem z tym czasem w najbliższych tygodniach. No nic .. byle do upragnionego, zasłużonego urlopu.
Tak więc dzisiaj postawiłam na Las Radłowski, ale w tej wersji hard, czyli mtbowskie ścieżki Mirka. Zaproponowałam jazdę Alkowi, jako znanemu w Tarnowie miłośnikowi Lasu. Ja to nawet myślę, że ten Las powinien nosić jego imię:).
Alek siły ma jak tur i niejednego młodziaka wziąłby pod górę, bez problemu, a jednak gór nie lubi.
Gór na rowerze. O tyle , to dziwne jest dla mnie i zagadkowe, że góry jako takie ( w formie chodzenia po nich) lubi bardzo.
Ale cóż.. świat dzisiaj tak wygląda, że różne preferencje ludzie mają.
Jedni unikają gór, drudzy błota, inni jeszcze błoto lubią, a jeszcze inni zamiast odpoczywać w niedzielę to jadą na harówkę z Panem Adamem:).
Tak to już świat skonstruowany.
No to sobie pokręciliśmy po naszym Lesie pobliskim. Błota dużo nie było, spodziewałam się mokrości, błota , ale spokojnie…
Nawet zadziwiająco dobrze mi się jechało, jak na po dwóch dniach intensywnej jazdy, chociaż… No właśnie…. Pojechaliśmy na myjkę na Zbylitowskich i powiedziałam po umyciu rowerów:
Mało tych kilometrów.. może jeszcze kawałek się przejedziemy?
No i o dziwo Alek górek nie lubiący, rzucił hasło: to robimy sprint pod górę ( Zbylitowską Górę).
Westchnęłam ciężko, bo gdzie mnie tam do sprintów pod górę.. No, ale się starałam. Naprawdę się starałam. Alek odjechał mi w mgnieniu oka… ledwie go dostrzec mogłam. Oj, jak to działa na psychikę.. i nie pomaga sobie tłumaczenie: to facet, wyjątkowo silny facet….
Starałam się jak mogłam i myślałam, że ducha wyzionę, a i tak prędkość oscylowała ( na końcowym fragmencie podjazdu) wokół 19,20 km/h.
Kiedyś na tę górkę wjeżdżałam znacznie szybciej. Może to jeszcze brak sił, w końcu mało tego porządnego jeżdżenia wciąż ( późno wiosna przyszła i wiadomo jak było), a może nieuchronny porządek świata daje znać o sobie, czyli jak to Alek mawia choroba zwana PESELICĄ?:).
Być może. Być może.. jeśli tak, to cóż.. z pokorą trzeba ten fakt przyjąć do wiadomości i cieszyć się tym, że pomimo 41 lat to jeszcze jestem w stanie przejechać ciężką trasę.
Bo jestem. To wiem.
Jutro chłopaki jadą w Tatry. Miałam jechać z nimi, ale nie jadę.
Nie mogę iść na urlop. Cóż życie… Bardzo żałuję.
A na zakończenie jeszcze kilka zdjęć z wczorajszego rajdu i wznosząc toast sokiem z buraków:) ( pijcie sok z buraków, to tajemna broń Marcina B.) , życzę wszystkim pogody na treningi, tej na zewnątrz i pogody ducha, bo ona najważniejsza, bez niej to nic się nie zrobi.
Taki cytat dzisiaj znalazłam:
„ Życie jest interesujące i zabawne pod warunkiem, że nie próbuje się być szczęśliwym”
( Leszek Kołakowski)
Więc nic na siłę….:).
I obejrzyjcie jak fajnie się bawią tarnowscy bikerzy:
( zdjęcia z galerii Krzyśka Łuczkowca)
Co to za miejsce?
O ile na drugim zdjęciu miejsce dla niektórych będzie pewnie rozpoznawalne ( aczkolwiek nieznacznie się zmieniło, od czasu kiedy byłam tam ostatni raz. Jak widać teraz można sobie zrobić przejazd przez rzeczkę. Do niedawna było to niemożliwe), o tyle myślę miejsce na pierwszym zdjęciu niewielu jest znane. Bardziej chyba znają go biegacze, bo jak to powiedział Alek: to nie jest miejsce do jeżdżenia na rowerze! Fakt, w niektórych miejscach przejechanie mtbowskiej ścieżki Mirka staje się pewnym wyzwaniem, ale bez przesady… dla roweru górskiego to jest spokojnie do przejechania. Trochę chęci i wysiłku. No i trzeba odrzucić strach przed kleszczami i łosiami:), bo to tam kiedyś spotkałam łosie.
Już wiadomo???
Nasza tajemna ścieżka© lemuriza1972
I rzeczka do przejazdu się znajdzie© lemuriza1972
Tak, to właśnie miejsca w Lesie Radłowskim. Bo w tym pozornie łatwym technicznie Lesie można znaleźć takie miejsca, że można nieźle poćwiczyć. Trzeba tylko wiedzieć gdzie.
Mam wielką ochotę zaproponować tę ścieżkę na Jesienny Rajd Sokołów, ale obawiam się, że nie wszyscy byliby zadowoleni.
A uważam, że świetnie się nadaje… trochę zakrętów, trochę korzeni, trochę trudności i nawet jest podjazd ( albo zjazd zależy jak się jedzie) po korzeniach.
Czasu dzisiaj było mało. Będzie problem z tym czasem w najbliższych tygodniach. No nic .. byle do upragnionego, zasłużonego urlopu.
Tak więc dzisiaj postawiłam na Las Radłowski, ale w tej wersji hard, czyli mtbowskie ścieżki Mirka. Zaproponowałam jazdę Alkowi, jako znanemu w Tarnowie miłośnikowi Lasu. Ja to nawet myślę, że ten Las powinien nosić jego imię:).
Alek siły ma jak tur i niejednego młodziaka wziąłby pod górę, bez problemu, a jednak gór nie lubi.
Gór na rowerze. O tyle , to dziwne jest dla mnie i zagadkowe, że góry jako takie ( w formie chodzenia po nich) lubi bardzo.
Ale cóż.. świat dzisiaj tak wygląda, że różne preferencje ludzie mają.
Jedni unikają gór, drudzy błota, inni jeszcze błoto lubią, a jeszcze inni zamiast odpoczywać w niedzielę to jadą na harówkę z Panem Adamem:).
Tak to już świat skonstruowany.
No to sobie pokręciliśmy po naszym Lesie pobliskim. Błota dużo nie było, spodziewałam się mokrości, błota , ale spokojnie…
Nawet zadziwiająco dobrze mi się jechało, jak na po dwóch dniach intensywnej jazdy, chociaż… No właśnie…. Pojechaliśmy na myjkę na Zbylitowskich i powiedziałam po umyciu rowerów:
Mało tych kilometrów.. może jeszcze kawałek się przejedziemy?
No i o dziwo Alek górek nie lubiący, rzucił hasło: to robimy sprint pod górę ( Zbylitowską Górę).
Westchnęłam ciężko, bo gdzie mnie tam do sprintów pod górę.. No, ale się starałam. Naprawdę się starałam. Alek odjechał mi w mgnieniu oka… ledwie go dostrzec mogłam. Oj, jak to działa na psychikę.. i nie pomaga sobie tłumaczenie: to facet, wyjątkowo silny facet….
Starałam się jak mogłam i myślałam, że ducha wyzionę, a i tak prędkość oscylowała ( na końcowym fragmencie podjazdu) wokół 19,20 km/h.
Kiedyś na tę górkę wjeżdżałam znacznie szybciej. Może to jeszcze brak sił, w końcu mało tego porządnego jeżdżenia wciąż ( późno wiosna przyszła i wiadomo jak było), a może nieuchronny porządek świata daje znać o sobie, czyli jak to Alek mawia choroba zwana PESELICĄ?:).
Być może. Być może.. jeśli tak, to cóż.. z pokorą trzeba ten fakt przyjąć do wiadomości i cieszyć się tym, że pomimo 41 lat to jeszcze jestem w stanie przejechać ciężką trasę.
Bo jestem. To wiem.
Jutro chłopaki jadą w Tatry. Miałam jechać z nimi, ale nie jadę.
Nie mogę iść na urlop. Cóż życie… Bardzo żałuję.
A na zakończenie jeszcze kilka zdjęć z wczorajszego rajdu i wznosząc toast sokiem z buraków:) ( pijcie sok z buraków, to tajemna broń Marcina B.) , życzę wszystkim pogody na treningi, tej na zewnątrz i pogody ducha, bo ona najważniejsza, bez niej to nic się nie zrobi.
Taki cytat dzisiaj znalazłam:
„ Życie jest interesujące i zabawne pod warunkiem, że nie próbuje się być szczęśliwym”
( Leszek Kołakowski)
Więc nic na siłę….:).
I obejrzyjcie jak fajnie się bawią tarnowscy bikerzy:
( zdjęcia z galerii Krzyśka Łuczkowca)
Zbiórka na tarnowskim Rynku© lemuriza1972
Pan doktor od kolan na przodzie:)© lemuriza1972
Czaję się za plecami:)© lemuriza1972
"Wyścig" trwa© lemuriza1972
Znalazł się i podjazd:)© lemuriza1972
Znalazł się i bardzo błotnisty podjazd© lemuriza1972
I błotnisty zjazd:)© lemuriza1972
Była też Kambodża:)© lemuriza1972
I fajny podjazd łąką© lemuriza1972
Z kolegą z Wojnicza kończymy podjeżdżać na Marcinkę© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:24
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 130 ( 69%)
- Kalorie 500kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!