Wtorek, 16 lipca 2013
Golgota, Wał, Lubinka
Polecam obejrzenie filmu. Koniecznie. Esencja kolarstwa górskiego.
I jestem dumna, że moja koleżanka Krysia ukończyła ten wyścig i to nie raz.
KTM reanimowany. Trwało to 4 godziny. Zadania podjął się Tomek, któremu jestem niezmiernie wdzięczna, że tak się zajął moim rowerem.
Trzeba było wymienić klocki, linki, wyczyścić niemalże wszystko. Jak po każdym takim wyścigu.
Myślałam , że dzisiaj nie będzie czasu na jazdę, ale jednak udało się. Nie wystarczyło czasu na 3 godzinny trening ( bo tak sobie założyłam, że dwa razy w tygodniu powinnam taki zrobić), ale niewiele krócej jechałam.
Ja i KTM dawno błota nie widzieliśmy, tak więc pojechaliśmy przez Buczynę i nad Dunajcem.
A cóż tam takie błotko, w obliczu tego co spotkało nas w sobotę? Cóż takie kałuże nad Dunajcem z ciepłą wodą przy wysokiej temperaturze.
Sama radość.
Plan był ambitny – zaczynamy od Golgoty.
W drodze na Golgotę na niebieskim naddunajcowym minął mnie jakiś szosowiec. Jak na szosowca jednak nie jechał chyba zbyt szybko, bo utrzymywałam 20 m dystans.
Pomyślałam, że skoro nie jedzie szybko jak na szosowca, niewykluczone, że na górce w Dąbrówce Szczepanowskiej dojdę i minę go.
I tak się stało. Jakoś tak wyjątkowo dobrze i bezboleśnie mi się podjechało tę górkę, minęłam go i ja skręciłam na Golgotę, on pojechał dalej.
Golgota.. cóż..
Pokazał mi ją Mirek, kiedy wybierałam się na maraton do Istebnej i powiedział: jeśli to podjedziesz, do przejedziesz Istebną.
Hm… żaden wyznacznik jednak, bo to tylko jeden podjazd, a w Istebnej podobnych jest dwa ( a jeden jest znacznie gorszy, nigdy go nie podjechałam w całości), a miedzy nimi cała masa innych, z którymi trzeba dać sobie radę. Plus niełatwe zjazdy rzecz jasna.
Ale wtedy się zawzięłam, rzecz jasna podjechałam.
Golgota powoduje, że przez chwilę odechciewa się jazdy na rowerze, pot leje się ciurkiem, nogi pedałować nie chcą, głowa wysyła sygnały: zatrzymaj się, odpocznij.
Ma dwa trudne momenty: początek i ściankę przed lasem.
Ale spokojnie da się wjechać.
Jest jednak prawie 2 km drogą kolarskiego cierpienia.
Z Golgoty na Lubinkę i ze szczytu Lubinki zjazd wąwozem, a potem znowu mozolnie pod górę w kierunku Wału.
Tam sobie „powiariowałam” i pokręciłam się dużo w górę, w dół, w górę, w dół, bo zadanie na dzisiaj to było docierać klocki.
A potem zjechałam tą samą drogą , którą podjechałam, wyjechałam na główną drogę na Lubince i do domu.
Zakwasy już odpuściły, trochę boli tylko poobdzierana noga, ale generalnie ok, nogi mnie nie bolały.
Tyle, że nie wjeżdzałam jakoś specjalnie szybko.
Widoki, zapachy, Dunajec w dole. Bezcenne.
W Błoniu spotkałam Kiszona i Adę Jarczyk. Miło było się zobaczyć. Trochę powspominaliśmy dawne maratonowe czasy.
Powoli odpuszcza pomaratonowa euforia ( uwielbiam ten stan). Myślę, że to jednak z przyczyn dla których jeździmy maratony.
Ten stan euforii, który trzyma przynajmniej dwa dni po maratonie.
Ale szykujemy się do następnego maratonu, więc miejmy nadzieję, że znowu zostanie dostarczona masa endorfin.
A na koniec umyłam Kateemka, bo skoro Tomek tak się wczoraj starał, to szkoda niweczyć ten trud.
No a ubrudził mi się dzisiaj znowu…
Tarnowskie okolice© lemuriza1972
Tarnowskie okolice 2© lemuriza1972
- DST 48.00km
- Teren 8.00km
- Czas 02:36
- VAVG 18.46km/h
- HRmax 170 ( 90%)
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Chyba czas na szosę, dobry trening można zrobić do górskich maratonów a daje naprawdę mnóstwo przyjemności:)
GraLo - 20:40 wtorek, 16 lipca 2013 | linkuj
GraLo - 20:40 wtorek, 16 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!