Wtorek, 6 sierpnia 2013
Wtorek MTB czyli okrężnie na Brzankę
&feature=youtu.be
To był mój pierwszy ( i mam nadzieję, że nie ostatni) wtorek MTB. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda się jakiś urlop wziąć i pojechać z Kolosem czyli Prezesem Towarzystwa Miłośników Brzanki i jego ekipą. Członkowie ekipy zmieniają się w zależności od tego czy dysponują akurat we wtorek wolnym czasem.
Kolos z podziwu godną konsekwencją co wtorek realizuje swój projekt pt. Wtorek MTB, który niemalże zawsze jest wycieczką na Brzankę.
Tak było i tym razem.
Zaczęło się „ciekawie”, bo kiedy jechałyśmy z Krysią na miejsce zbiórki jakiś bardzo nieostrożny pan wjechał w Krysię z całym impetem. Krzyczał, że jedziemy szybko ( nie jechałyśmy wg mnie), ale to oczywiście najłatwiej tak powiedzieć jak się widzi ludzi w kolarskich strojach i kaskach. On wyjechał zza dworca, z papierosem w dłonu i nie było szans żeby uniknąć tej kolizji. Na szczęście nic się nie stało, jedynie trochę stłuczone kolano Krysi. Więc można jechać dalej.
Pod sklepem Tośka ( też bikera i SOKOŁA) czekają już Kolos i Tomek. Ruszamy na Marcinkę. Na Marcince dołącza Leszek i Marcin i jedziemy .
Po drodze jeszcze jedna przerwa na ratowanie małego kociaka, który bardzo nieroztropnie jak to młode stworzenie, przysiadł na środku drogi. Zginąłby niechybnie, gdyby nie to , że Krysia go z tej drogi wzięła. Kociaków było więcej, ale cała reszta nieco bardziej rozumna, siedziała w krzakach.
No to jedziemy dalej, trasą maratonu tarnowskiego. Słoneczko przygrzewa, oj przygrzewa. Znowu mam obawy, jak wytrzymam ten upał, bo kiedy rano wyszłam z bloku to uderzyła mnie fala gorącego powietrza.
Nie jest jednak źle. Temperatura póki co w okolicach 35 stopni ( doszła do niemalże 40), ale wieje wiaterek i dużą część trasy pokonujemy lasem.
W Lesie Tuchowskim jedziemy zupełnie nieznaną mi drogą ( fajnąąąąą), którą wyjeżdżamy na czarny pieszy szlak, a z niego z powrotem do Lasu Tuchowskiego. Tam najpierw zjeżdżamy zjazdem DH ( niewątpliwe to zjazd DH, bo ma zbudowane skocznie, da się je jednak ominąć bokiem). Zjazd bardzo trudny nie jest, ale wymaga koncentracji, bo zakręty są ostre i takie… hm… no trzeba przejechać żeby zobaczyć:).
Generalnie dzisiaj było dużo dość fajnych zjazdów, tyle, ze "wysuszonych", czego nie lubię, opona traci przyczepność i trzeba uważać.
W Lesie Tuchowskim robimy pętlę i z powrotem wyjeżdżamy sobie na czarny pieszy. Potem…. Potem nie do końca pamiętam którędy jechaliśmy, ale siłą rzeczy docieramy na podjazd obok Stalbomatu czyli naszego dawnego sponsora. Przed Brzanką krótki postój na jedzenie. Martwię się trochę , bo mam już tylko pół bidonu Izo:), a podjazd na Brzankę niestety w słońcu. Niby lasem, ale droga szeroka i cienia nie ma.
Kolos mówi, że spokojnie, w schronisku sobie picie zakupię. Ot oszuści…:)))
Okazało się, że tuż po wjechaniu do lasu skręcamy w lewo i robimy spore kółko ( fajne i niełatwe podjazdy oraz zjazdy), by wyjechać w tym samym miejscu podjazdu więc jeszcze co najmniej kilometr pod górę, w słońcu.
A ja już bez picia… hm.. trochę jestem zła, bo czuję lekki kryzys i na Brzankę toczę się… bojąc się, ze nagle odetnie mnie jak w drodze na Jamną, nawet nie staram się dotrzymać tempa moim towarzyszom.
Ale już na Brzance humor mi wraca, bo robimy zakupy, pragnienie zaspokojone, ciała polane wodą, zdjęcia zrobione, jak zwykle jest wesoło ( Tomek powiedział, że grzyb mi na kolanie urósł:), ha chodziło mu o moją pamiętkę szybkiej jazdy z maratonu w Komańczy , zasypaną Dermatolem). Siedzimy dosyć długo, ale co tam. Jak wycieczka to wycieczka, nikomu specjalnie do domu się nie spieszy. Poza tym jest tak gorąco, że trzeba oszczędzać siły.
Zjeżdżamy z Brzanki trasą ostatniego maratonu tarnowskiego. Na niej jest ten dość ostry zjazd, który trzeba jechać z pupą na tylnym kole niemalże. Mówię do Krysi ( niepewna czy uda się tym razem): kiedyś zjechałam ( właśnie podczas maratonu) .. ale to było dawno. No dawno, dokładnie w 2010r.
Ale udaje się.
W ogóle dość dobrze mi się dzisiaj zjeżdża, pomimo tych znienawidzonych przeze mnie suchych zjazdów, z wyjątkiem jednego fragmentu, gdzie na zakręcie zaliczam delikatną glebę, ale bardzo niegroźną, za to śmieszną, bo but klinuje mi się pomiędzy podkową amora a linką do blokady i nie mogę go wyjąć.
Potem okazuje się, że linka urwana. Mniejsza o to, blokada i tak nie działa. Jeżdżę od dawna cały czas na odblokowanym amorze.
Powrót niemalże identycznie jak trasa maratonu z małymi modyfikacjami i uproszczeniem końcówki, ale myślę, że te wariacje na samej Brzance godnie zastąpiły tę końcówkę.
Spore przewyższenie ( Kolosowi wyszło 2000 m), świetne towarzystwo i super pogoda….. ciepło… haha. Jak to powiedziała Krysia: ktoś podkręcił ogrzewanie.
Tak na maksa podkręcił:).
Dośc dobrze mi się jechało, może dlatego, że nie forsowaliśmy mocnego tempa, a poza tym starałam się oszczędzać, bo jutro czeka mnie dość długa jazda w upale i niestety po asfalcie.
Czas przejazdu dosyć długi, ale trochę kręciłam się jeszcze po mieście, po którym jak wiadomo szybko jeździć się nie da:)
To był mój pierwszy ( i mam nadzieję, że nie ostatni) wtorek MTB. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda się jakiś urlop wziąć i pojechać z Kolosem czyli Prezesem Towarzystwa Miłośników Brzanki i jego ekipą. Członkowie ekipy zmieniają się w zależności od tego czy dysponują akurat we wtorek wolnym czasem.
Kolos z podziwu godną konsekwencją co wtorek realizuje swój projekt pt. Wtorek MTB, który niemalże zawsze jest wycieczką na Brzankę.
Tak było i tym razem.
Zaczęło się „ciekawie”, bo kiedy jechałyśmy z Krysią na miejsce zbiórki jakiś bardzo nieostrożny pan wjechał w Krysię z całym impetem. Krzyczał, że jedziemy szybko ( nie jechałyśmy wg mnie), ale to oczywiście najłatwiej tak powiedzieć jak się widzi ludzi w kolarskich strojach i kaskach. On wyjechał zza dworca, z papierosem w dłonu i nie było szans żeby uniknąć tej kolizji. Na szczęście nic się nie stało, jedynie trochę stłuczone kolano Krysi. Więc można jechać dalej.
Pod sklepem Tośka ( też bikera i SOKOŁA) czekają już Kolos i Tomek. Ruszamy na Marcinkę. Na Marcince dołącza Leszek i Marcin i jedziemy .
Po drodze jeszcze jedna przerwa na ratowanie małego kociaka, który bardzo nieroztropnie jak to młode stworzenie, przysiadł na środku drogi. Zginąłby niechybnie, gdyby nie to , że Krysia go z tej drogi wzięła. Kociaków było więcej, ale cała reszta nieco bardziej rozumna, siedziała w krzakach.
No to jedziemy dalej, trasą maratonu tarnowskiego. Słoneczko przygrzewa, oj przygrzewa. Znowu mam obawy, jak wytrzymam ten upał, bo kiedy rano wyszłam z bloku to uderzyła mnie fala gorącego powietrza.
Nie jest jednak źle. Temperatura póki co w okolicach 35 stopni ( doszła do niemalże 40), ale wieje wiaterek i dużą część trasy pokonujemy lasem.
W Lesie Tuchowskim jedziemy zupełnie nieznaną mi drogą ( fajnąąąąą), którą wyjeżdżamy na czarny pieszy szlak, a z niego z powrotem do Lasu Tuchowskiego. Tam najpierw zjeżdżamy zjazdem DH ( niewątpliwe to zjazd DH, bo ma zbudowane skocznie, da się je jednak ominąć bokiem). Zjazd bardzo trudny nie jest, ale wymaga koncentracji, bo zakręty są ostre i takie… hm… no trzeba przejechać żeby zobaczyć:).
Generalnie dzisiaj było dużo dość fajnych zjazdów, tyle, ze "wysuszonych", czego nie lubię, opona traci przyczepność i trzeba uważać.
W Lesie Tuchowskim robimy pętlę i z powrotem wyjeżdżamy sobie na czarny pieszy. Potem…. Potem nie do końca pamiętam którędy jechaliśmy, ale siłą rzeczy docieramy na podjazd obok Stalbomatu czyli naszego dawnego sponsora. Przed Brzanką krótki postój na jedzenie. Martwię się trochę , bo mam już tylko pół bidonu Izo:), a podjazd na Brzankę niestety w słońcu. Niby lasem, ale droga szeroka i cienia nie ma.
Kolos mówi, że spokojnie, w schronisku sobie picie zakupię. Ot oszuści…:)))
Okazało się, że tuż po wjechaniu do lasu skręcamy w lewo i robimy spore kółko ( fajne i niełatwe podjazdy oraz zjazdy), by wyjechać w tym samym miejscu podjazdu więc jeszcze co najmniej kilometr pod górę, w słońcu.
A ja już bez picia… hm.. trochę jestem zła, bo czuję lekki kryzys i na Brzankę toczę się… bojąc się, ze nagle odetnie mnie jak w drodze na Jamną, nawet nie staram się dotrzymać tempa moim towarzyszom.
Ale już na Brzance humor mi wraca, bo robimy zakupy, pragnienie zaspokojone, ciała polane wodą, zdjęcia zrobione, jak zwykle jest wesoło ( Tomek powiedział, że grzyb mi na kolanie urósł:), ha chodziło mu o moją pamiętkę szybkiej jazdy z maratonu w Komańczy , zasypaną Dermatolem). Siedzimy dosyć długo, ale co tam. Jak wycieczka to wycieczka, nikomu specjalnie do domu się nie spieszy. Poza tym jest tak gorąco, że trzeba oszczędzać siły.
Zjeżdżamy z Brzanki trasą ostatniego maratonu tarnowskiego. Na niej jest ten dość ostry zjazd, który trzeba jechać z pupą na tylnym kole niemalże. Mówię do Krysi ( niepewna czy uda się tym razem): kiedyś zjechałam ( właśnie podczas maratonu) .. ale to było dawno. No dawno, dokładnie w 2010r.
Ale udaje się.
W ogóle dość dobrze mi się dzisiaj zjeżdża, pomimo tych znienawidzonych przeze mnie suchych zjazdów, z wyjątkiem jednego fragmentu, gdzie na zakręcie zaliczam delikatną glebę, ale bardzo niegroźną, za to śmieszną, bo but klinuje mi się pomiędzy podkową amora a linką do blokady i nie mogę go wyjąć.
Potem okazuje się, że linka urwana. Mniejsza o to, blokada i tak nie działa. Jeżdżę od dawna cały czas na odblokowanym amorze.
Powrót niemalże identycznie jak trasa maratonu z małymi modyfikacjami i uproszczeniem końcówki, ale myślę, że te wariacje na samej Brzance godnie zastąpiły tę końcówkę.
Spore przewyższenie ( Kolosowi wyszło 2000 m), świetne towarzystwo i super pogoda….. ciepło… haha. Jak to powiedziała Krysia: ktoś podkręcił ogrzewanie.
Tak na maksa podkręcił:).
Dośc dobrze mi się jechało, może dlatego, że nie forsowaliśmy mocnego tempa, a poza tym starałam się oszczędzać, bo jutro czeka mnie dość długa jazda w upale i niestety po asfalcie.
Czas przejazdu dosyć długi, ale trochę kręciłam się jeszcze po mieście, po którym jak wiadomo szybko jeździć się nie da:)
Miejsce zbiórki pod sklepem Tośka ( też bikera)© lemuriza1972
Krysia i Tomek na Marcince© lemuriza1972
Kolos, Krysia i Tomek podjeżdżają pod przekaźnik© lemuriza1972
Krysia ratuje kociaka© lemuriza1972
Przeszkody nie do przejechania w Lesie Tuchowskim© lemuriza1972
Las Tuchowski© lemuriza1972
Na czarnym szlaki pieszym w pobliżu Tuchowa© lemuriza1972
Czarny pieszy szlak zdjęcie nr 2© lemuriza1972
Tomek i Prezes z przodu© lemuriza1972
Chwila przerwy w lesie na Brzance© lemuriza1972
Widok z Brzanki© lemuriza1972
Prezes© lemuriza1972
Picia nam na Brzance nie zabrakło:)© lemuriza1972
Skandalistki dwie:)© lemuriza1972
Zdjęcie zbiorowe na Brzance© lemuriza1972
Las na Brzance© lemuriza1972
Zdjęcie zbiorowe nr 2© lemuriza1972
Kawałek Tarnowa© lemuriza1972
- DST 86.00km
- Teren 45.00km
- Czas 05:38
- VAVG 15.27km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Większa przyjemność z bufetu na górze :) Nie mówię że trzeba się męczyć bo bufet i tak gdzieś musi być, ale moim zdaniem tak jest fajniej :P
labudu - 20:28 wtorek, 6 sierpnia 2013 | linkuj
Mirek zawsze się to tłumaczy że to lemoniada a jedyne co zimne było :P Szkoda że być nie mogłem, bo takiej ekipy na wtorku dawno nie było. No i zauważam że pojawia się problem- już któryś raz na asfalcie za Stalbomatem jest przerwa. Dawniej jeździło się bez przerwy, a teraz to już chyba 3 raz, wiem że upał ale dawniej była większa satysfakcja z takiego podjazdu, a przerwa dopiero pod Bacówka
labudu - 20:20 wtorek, 6 sierpnia 2013 | linkuj
Fajna sprawa. Trasa urozmaicona. Pit Stop na Brzance też widać urozmaicony. Nawet % są Brawo i to jaki przykład daje Prezes.
Tuannika - 19:40 wtorek, 6 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!