Niedziela, 11 sierpnia 2013
Beskid Wyspowy
Na zachętę
&feature=youtu.be
„Jaworz, zwany też Kretówką (921 m) – najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym, położony na granicy między wsiami Kobyłczyna i Pisarzowa, część stoku o ekspozycji północno-zachodniej należy do wsi Żmiąca, zaś część stoku o północno-wschodniej do wsi Stańkowa.”
Jaworz był punktem kulminacyjnym naszej dzisiejsze wycieczki, na której było wszystko o czym „kolarz” mtb może zamarzyć. Była dobra pogoda, słonecznie ale nie upalnie jak w ostatnich dniach ( w słońcu najwyżej 30 stopni), było duże przewyższenie ( 2130 m), był słuszny szczyt ( 921m ), była masa wymagających , siłowych, terenowych podjazdów, było też trochę długich asfaltowych podjazdów, było kilka dość wymagających zjazdów, no i było doskonałe towarzystwo.
No, ale po kolei.
Jak zwykle zbiórka o 9 rano u Krysi i Adama.
Skład oprócz wyżej wymienionych: Marcin, Piotrek, Tomek, Labudu, no i ja.
No więc znowu całkiem spora grupa. Były dwie opcje Jamna albo tzw truskawkowa pętla w Beskidzie Wyspowym. Byłam rzecz jasna za tym drugim, bo nie byłam z ekipą na pierwszej wycieczce na tym szlaku, a Jamna cóż.. świetna, ale ile można jeździć po tych samych szlakach...
Marzył mi się na koniec urlopu jakiś górski szlak, no i można powiedzieć, że marzenie zostało spełnione. Może nie było takich trudności jak w Karpaczu na ten przykład:), ale dzisiejsza trasa zdecydowanie była najładniejszą i najbardziej wymagającą trasą przejechaną przeze mnie w tym roku ( nie licząc maratonu w Piwnicznej, no ale ciężko powiedzieć z wiadomych przyczyn , żeby to była ładna trasa. Gdyby była lepsza pogoda no to co innego.. widoki byłyby piękne).
Zazdrośćcie nam poznaniacy, zazdrośćcie warszawiacy, że takie mamy okolice…:)
Autem dojeżdżamy do Czchowa ( jakieś 35 km od Tarnowa) i od razu ostro w górę, bo Czchów to takie miasteczko , że jeśli chcesz się dostać do centrum ( czyli Rynku), to nie ma wyjścia – jest mocno pod górę. A potem długo asfaltem pod górę, ale podjazd nie jest jakiś specjalnie stromy, więc jadąc w rozsądnym tempie, nie męczy. Pierwsze schody zaczynają się po wjechaniu do lasu, tutaj wiadomo , trzeba walczyć z terenem. Od razu przyspieszone oddechy i jest podjazd- zjazd, podjazd - zjazd. Mocno interwałowo. Niełatwo. Po jakimś czasie pojawia się „słynny” zjazd, o którym opowiadał Adam.
Jest stromo, masa luźnych kamieni i sypkie podłoże. Nie jadę, bo założyłam sobie , że dzisiaj bez ryzykowania – jutro wracam do pracy, chciałam wrócić cało , no i w sukience:). No , a poza tym w niedzielę maraton w Wierchomli.
Drugi zjazd, też dosyć trudny, ale jednak łatwiejszy od tego pierwszego już zjeżdżam ( z jednym wypięciem i podparciem się nogą na początku zjazdu, bo niestety źle obrałam ścieżkę). Zjazdy są takie typowo górskie, z masą kamieni. Szkoda, że w bliskiej okolicy Tarnowa takich nie ma. Najbliższe z kamieniami to chyba te na Brzance.
Ale dzisiaj nie zjeżdżało mi się dobrze. Nie wiem, czy to jakaś blokada i świadomość tego, że jutro wracam do pracy, czy taki dzień… ? Miałam wrażenie jakby opony nie trzymały i bałam się puścić hamulce. Niby zjeżdżałam, ale zadowolona to specjalnie nie jestem z tego mojego zjeżdżania...
Z podjazdami lepiej, wreszcie dość dobrze mi się podjeżdża, bez takiego ogromnego zmęczenia. Jeszcze trochę mało siły na terenowych podjazdach, ale ja jestem słabym technikiem, więc muszę nadrabiać siłą i te terenowe , wymagające podjazdy męczą mnie bardzo.
No i tak jedziemy sobie przez miejscowości, które odwiedzałam pracując w Urzędzie Wojewódzkim.. Żegocina, Rozdziele, Rajbrot, Iwkowa.
Przepiękne, cudowne widoki. Jest naprawdę wyjątkowo.
Jeszcze powiat bocheński, ale po chwili wjeżdżamy w limanowski. Jest Laskowa ( to tutaj tarnowianie przyjeżdżają na narty).
I rozpoczynamy kulminacyjny punkt programu czyli podjazd na Jaworz. Adam mówi: teraz będzie tylko gra wstępna..
Zaczyna się podjazd asfaltowy, ostry, ale jedzie mi się dość dobrze, bo to asfalt. Na asfalcie naprawdę podjeżdżam już dużo lepiej niż w ub roku. Ale potem zaczyna się teren. I ten teren do łatwych nie należy. Niby szeroko, a jednak luźne kamyki na sypkim podłożu powodują, że trudno o przyczepność i trzeba mocno walczyć, żeby utrzymać się na rowerze.
Nie jest łatwo. Są momenty na tym kilkukilometrowym podjeździe, że trzeba zejść z roweru. Tzn ja schodzę, bo inni może i nie. No i niestety zaliczam dość spektakularne spotkanie z matką ziemią, na podjeździe właśnie.
I znowu jedzie za mną Marcin – on w tym roku widział chyba wszystkie moje upadki na wycieczkach.
Daje się znowu we znaki lewy pedał, który po dość długim okresie dobrego działania, znowu zaczyna szwankować. Walczę na podjeździe, ale niestety koło buksuje, rower się przechyla, a ja nie mogę się wypiąć… Znowu!!! Efekt? Upadam, a kierownicą dostaje solidnie w… szczękę.
No cóż…
Po 7 km podjazdu i przewyższeniu na tym kawałku 500 m ( sporo prawda?), docieramy na Jaworz.
Jechałam już w życiu wiele długich podjazdów i myślę, że ten należał do podjazdów z gatunku wymagających. Podjazd na Jaworzynę Krynicką, który robi się podczas maratonu w Krynicy, jest również długi ( 5 km), ale zdecydowanie technicznie łatwiejszy. Nie ma tylu luźnych kamieni i spokojnie można go wjechać, bez walki o zachowanie przyczepności.
Z Jaworza roztaczają się przepiękne widoki. Widać Rożnów, Nowy Sącz i inne szczyty. Gdzieś w oddali majaczą słabo widoczne dzisiaj Tatry.
Potem długi zjazd. Zjeżdżamy do Tęgoborzy, potem jest Łososina i już asfalt. Niby tylko asfalt, ale właściwie podjazd za podjazdem.
Mam obawy czy nie odetnie mi prądu, bo czuję lekki głód, ale dojeżdżam „ w zdrowiu” do mety.
Świetna trasa, wymagająca. Myślę, że doskonały trening przed maratonem w Wierchomli.
Jakiś czas temu kupiłam z Gazetą Krakowską mapę pt Owocowe szlaki Beskidu Wyspowego.
No i nomen omen – to była bardzo owocna jazda. Bardzo mi się podobało.
O tej Bacówce wiele słyszałam, kiedy pracowałam w UW. Tutaj bywała węgierska delegacja, zaprzyjaźnionego węgierskiego województwa. Byli zachwyceni, miejscem, górami…
Ja dzisiaj byłam tam po raz pierwszy. pjo
Jak już wspominałam odkąd szukałyśmy z Krysią Bozi dla Sufy, mamy już lekki „odchył”. Nie możemy obojętnie przejechać obok kapliczki. Dzisiaj powiedziałam do Krysi, że to się źle kiedyś skończy, bo zjazd , podjazd, jest kapliczka, obowiązkowo skręt głową w jej stronę…
Widok na Rożnów© lemuriza1972
Widok z Jaworza© lemuriza1972
Najbardziej udane zdjęcie Adama© lemuriza1972
Beskid Wyspowy i my© lemuriza1972
&feature=youtu.be
„Jaworz, zwany też Kretówką (921 m) – najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym, położony na granicy między wsiami Kobyłczyna i Pisarzowa, część stoku o ekspozycji północno-zachodniej należy do wsi Żmiąca, zaś część stoku o północno-wschodniej do wsi Stańkowa.”
Jaworz był punktem kulminacyjnym naszej dzisiejsze wycieczki, na której było wszystko o czym „kolarz” mtb może zamarzyć. Była dobra pogoda, słonecznie ale nie upalnie jak w ostatnich dniach ( w słońcu najwyżej 30 stopni), było duże przewyższenie ( 2130 m), był słuszny szczyt ( 921m ), była masa wymagających , siłowych, terenowych podjazdów, było też trochę długich asfaltowych podjazdów, było kilka dość wymagających zjazdów, no i było doskonałe towarzystwo.
No, ale po kolei.
Jak zwykle zbiórka o 9 rano u Krysi i Adama.
Skład oprócz wyżej wymienionych: Marcin, Piotrek, Tomek, Labudu, no i ja.
No więc znowu całkiem spora grupa. Były dwie opcje Jamna albo tzw truskawkowa pętla w Beskidzie Wyspowym. Byłam rzecz jasna za tym drugim, bo nie byłam z ekipą na pierwszej wycieczce na tym szlaku, a Jamna cóż.. świetna, ale ile można jeździć po tych samych szlakach...
Marzył mi się na koniec urlopu jakiś górski szlak, no i można powiedzieć, że marzenie zostało spełnione. Może nie było takich trudności jak w Karpaczu na ten przykład:), ale dzisiejsza trasa zdecydowanie była najładniejszą i najbardziej wymagającą trasą przejechaną przeze mnie w tym roku ( nie licząc maratonu w Piwnicznej, no ale ciężko powiedzieć z wiadomych przyczyn , żeby to była ładna trasa. Gdyby była lepsza pogoda no to co innego.. widoki byłyby piękne).
Zazdrośćcie nam poznaniacy, zazdrośćcie warszawiacy, że takie mamy okolice…:)
Autem dojeżdżamy do Czchowa ( jakieś 35 km od Tarnowa) i od razu ostro w górę, bo Czchów to takie miasteczko , że jeśli chcesz się dostać do centrum ( czyli Rynku), to nie ma wyjścia – jest mocno pod górę. A potem długo asfaltem pod górę, ale podjazd nie jest jakiś specjalnie stromy, więc jadąc w rozsądnym tempie, nie męczy. Pierwsze schody zaczynają się po wjechaniu do lasu, tutaj wiadomo , trzeba walczyć z terenem. Od razu przyspieszone oddechy i jest podjazd- zjazd, podjazd - zjazd. Mocno interwałowo. Niełatwo. Po jakimś czasie pojawia się „słynny” zjazd, o którym opowiadał Adam.
Jest stromo, masa luźnych kamieni i sypkie podłoże. Nie jadę, bo założyłam sobie , że dzisiaj bez ryzykowania – jutro wracam do pracy, chciałam wrócić cało , no i w sukience:). No , a poza tym w niedzielę maraton w Wierchomli.
Drugi zjazd, też dosyć trudny, ale jednak łatwiejszy od tego pierwszego już zjeżdżam ( z jednym wypięciem i podparciem się nogą na początku zjazdu, bo niestety źle obrałam ścieżkę). Zjazdy są takie typowo górskie, z masą kamieni. Szkoda, że w bliskiej okolicy Tarnowa takich nie ma. Najbliższe z kamieniami to chyba te na Brzance.
Ale dzisiaj nie zjeżdżało mi się dobrze. Nie wiem, czy to jakaś blokada i świadomość tego, że jutro wracam do pracy, czy taki dzień… ? Miałam wrażenie jakby opony nie trzymały i bałam się puścić hamulce. Niby zjeżdżałam, ale zadowolona to specjalnie nie jestem z tego mojego zjeżdżania...
Z podjazdami lepiej, wreszcie dość dobrze mi się podjeżdża, bez takiego ogromnego zmęczenia. Jeszcze trochę mało siły na terenowych podjazdach, ale ja jestem słabym technikiem, więc muszę nadrabiać siłą i te terenowe , wymagające podjazdy męczą mnie bardzo.
No i tak jedziemy sobie przez miejscowości, które odwiedzałam pracując w Urzędzie Wojewódzkim.. Żegocina, Rozdziele, Rajbrot, Iwkowa.
Przepiękne, cudowne widoki. Jest naprawdę wyjątkowo.
Jeszcze powiat bocheński, ale po chwili wjeżdżamy w limanowski. Jest Laskowa ( to tutaj tarnowianie przyjeżdżają na narty).
I rozpoczynamy kulminacyjny punkt programu czyli podjazd na Jaworz. Adam mówi: teraz będzie tylko gra wstępna..
Zaczyna się podjazd asfaltowy, ostry, ale jedzie mi się dość dobrze, bo to asfalt. Na asfalcie naprawdę podjeżdżam już dużo lepiej niż w ub roku. Ale potem zaczyna się teren. I ten teren do łatwych nie należy. Niby szeroko, a jednak luźne kamyki na sypkim podłożu powodują, że trudno o przyczepność i trzeba mocno walczyć, żeby utrzymać się na rowerze.
Nie jest łatwo. Są momenty na tym kilkukilometrowym podjeździe, że trzeba zejść z roweru. Tzn ja schodzę, bo inni może i nie. No i niestety zaliczam dość spektakularne spotkanie z matką ziemią, na podjeździe właśnie.
I znowu jedzie za mną Marcin – on w tym roku widział chyba wszystkie moje upadki na wycieczkach.
Daje się znowu we znaki lewy pedał, który po dość długim okresie dobrego działania, znowu zaczyna szwankować. Walczę na podjeździe, ale niestety koło buksuje, rower się przechyla, a ja nie mogę się wypiąć… Znowu!!! Efekt? Upadam, a kierownicą dostaje solidnie w… szczękę.
No cóż…
Po 7 km podjazdu i przewyższeniu na tym kawałku 500 m ( sporo prawda?), docieramy na Jaworz.
Jechałam już w życiu wiele długich podjazdów i myślę, że ten należał do podjazdów z gatunku wymagających. Podjazd na Jaworzynę Krynicką, który robi się podczas maratonu w Krynicy, jest również długi ( 5 km), ale zdecydowanie technicznie łatwiejszy. Nie ma tylu luźnych kamieni i spokojnie można go wjechać, bez walki o zachowanie przyczepności.
Z Jaworza roztaczają się przepiękne widoki. Widać Rożnów, Nowy Sącz i inne szczyty. Gdzieś w oddali majaczą słabo widoczne dzisiaj Tatry.
Potem długi zjazd. Zjeżdżamy do Tęgoborzy, potem jest Łososina i już asfalt. Niby tylko asfalt, ale właściwie podjazd za podjazdem.
Mam obawy czy nie odetnie mi prądu, bo czuję lekki głód, ale dojeżdżam „ w zdrowiu” do mety.
Świetna trasa, wymagająca. Myślę, że doskonały trening przed maratonem w Wierchomli.
Jakiś czas temu kupiłam z Gazetą Krakowską mapę pt Owocowe szlaki Beskidu Wyspowego.
No i nomen omen – to była bardzo owocna jazda. Bardzo mi się podobało.
Piotrek na pierwszym podjeździe© lemuriza1972
Krysia na pierwszym podjeździe© lemuriza1972
Marcin i Labudu na rynku w Czchowie© lemuriza1972
Tomek, Adam i Piotrek© lemuriza1972
Krysia i Marcin© lemuriza1972
Pierwszy widok© lemuriza1972
Końcówka jednego z bardziej wymagających zjazdów© lemuriza1972
Adam kombinuje jakby tu utrudnić:)© lemuriza1972
Były też przeszkody© lemuriza1972
Widok nr 2© lemuriza1972
Widok nr 3© lemuriza1972
O tej Bacówce wiele słyszałam, kiedy pracowałam w UW. Tutaj bywała węgierska delegacja, zaprzyjaźnionego węgierskiego województwa. Byli zachwyceni, miejscem, górami…
Ja dzisiaj byłam tam po raz pierwszy. p
Bacówka Biały Jeleń w Iwkowej© lemuriza1972
Pierwszy bufet© lemuriza1972
Jak już wspominałam odkąd szukałyśmy z Krysią Bozi dla Sufy, mamy już lekki „odchył”. Nie możemy obojętnie przejechać obok kapliczki. Dzisiaj powiedziałam do Krysi, że to się źle kiedyś skończy, bo zjazd , podjazd, jest kapliczka, obowiązkowo skręt głową w jej stronę…
Bozia dla Sufy musi być© lemuriza1972
Widok nr 4© lemuriza1972
Widok nr 5© lemuriza1972
Takie coś spotkane po drodze© lemuriza1972
Widok nr 6© lemuriza1972
Widok nr 7© lemuriza1972
Zjeżdżamy© lemuriza1972
Widok ze zjazdu do Rozdziela© lemuriza1972
Kościół w Rozdzielu© lemuriza1972
Jeździmy na "zielonym":)© lemuriza1972
Jakaś rzeka po drodze:)© lemuriza1972
Widok z podjazdu na Jaworz© lemuriza1972
Widok z Jaworza na Rożnów© lemuriza1972
Miłośnicy zielonego:)© lemuriza1972
Na Jaworzu© lemuriza1972
I jeszcze raz na Jaworzu© lemuriza1972
Ostatni raz na Jaworzu:)© lemuriza1972
Rożnów w dole© lemuriza1972
- DST 80.00km
- Teren 50.00km
- Czas 05:26
- VAVG 14.72km/h
- VMAX 70.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 2130m
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Bardzo ładne tereny byłem już kiedyś na Jaworzu tylko jechałem od góry Chełm szczytami pasma do Limanowej. Widzę że postawili tam wieże widokową wcześniej jej tam nie było. Pozdr.
GraLo - 19:54 niedziela, 11 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!