Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2016
Dystans całkowity: | 633.00 km (w terenie 125.00 km; 19.75%) |
Czas w ruchu: | 30:44 |
Średnia prędkość: | 19.00 km/h |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 45.21 km i 2h 21m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 8 maja 2016
Weekend
To był dobry weekend.
Zaczęło się od soboty i wyjazdu do Lusławic, na koncert.
Lusławice to taka wieś w pobliżu Tarnowa, kiedyś mocny ośrodek ariański, dzisiaj miejsce gdzie mieszka Krzysztof Penderecki (wspaniały piękny dwór) i gdzie udało mu się stworzyć zupełnie niesamowite Europejskie Centrum Muzyki, z jedną z lepszych sal koncertowych w Polsce. Koncert w takim miejscu, to jest to (świetna akustyka).
Do Lusławic pojechałyśmy przez Lubinkę, bo chciałam pokazać Bożenie, mojej koleżance z Nowego Sącza, nasze tereny rowerowe. Była zachwycona, powiedziała, że nie spodziewała się, ze tutaj są takie górki, że myślała, ze góry to tylko dla Sącza są zarezerwowane:).
Koncert był koncertem charytatywnym, na rzec budowy hospicjum Via Spei w Tarnowie. Grzegorz Turnau, Dorota Miśkiewicz, Świetni muzycy plus orkiestra kameralna. Uczta. Coś niebywałego. Nie potrafię o tym napisać tak, żeby oddać te wszystkie emocje.
Dzisiejszy dzień przywitał nas deszczem. Wydawało się, że będzie zupełnie „podły” i domowy, ale ok 16 pokazało się słońce. Wyjechałyśmy z Panią Krystyną i to była dobra decyzja. Gdzieś tam w oddali pojawiały się czarne chmury, jakieś tam ryzyko było, ale Krysia powiedziała: a bo to raz zmokłyśmy? No fakt. Zaczełyśmy od zdjęcia, które wysłałyśmy urodzinowo naszemu koledze, b. dyrektorowi sportowemu GTA, Marcinowi.
A potem było mozolne wspinanie się na Marcinkę od Pit Stopu. Gdzieś w połowie Lubinki spotkałyśmy Labudu. Zjeżdżał z góry i oganiał się od psa. Zawrócił z nami. Na psy znalazłam tego dnia skuteczny sposób. Po prostu szczekam głośniej niż one:). Świetnie się sprawdza. Uciekają.
Potem zjechałyśmy do Doliny Izy, już bez Dawida, bo on nie dość, że na szosówce, to jeszcze spieszył się na żużel. W Dolinie tak mokro, że zwykły twardy, szutrowy zjazd zrobił się mocno niebezpieczny. Podjeżdżało się też ciężko. Oj nie mam siły…
A potem pojechałyśmy w kierunku Uroczyska w Janowicach. Kiedy dojechałyśmy do rozjazdu, Krysia powiedziała: a może tam.. co tam jest? Powiedziałam, że nie wiem, ale możemy spróbować, tyle, że pewnie pozbawimy się fajnych widoków. Po chwili… Krysia powiedziała: tak.. pozbawiłyśmy się pięknych widoków…
Widok był nieziemski. Dunajec, górki… Zdjęcia tego nie oddają. Przepiękny zjazd częściowo asfaltowy, zamieniający się w terenowy. Bajka po prostu. Dobry dzień, fajne jeżdżenie. Przyjemność.
Podczas koncertu © Iza
Urodzinowe życzenia dla Marcina:) © Iza
Z Dawidem © Iza
Romantyczka © Iza
Odkrycie © Iza
Odkrycie 2 © Iza
Odkrycie 3 © Iza
Widoczek © Iza
Widoczek 2 © Iza
Zaczęło się od soboty i wyjazdu do Lusławic, na koncert.
Lusławice to taka wieś w pobliżu Tarnowa, kiedyś mocny ośrodek ariański, dzisiaj miejsce gdzie mieszka Krzysztof Penderecki (wspaniały piękny dwór) i gdzie udało mu się stworzyć zupełnie niesamowite Europejskie Centrum Muzyki, z jedną z lepszych sal koncertowych w Polsce. Koncert w takim miejscu, to jest to (świetna akustyka).
Do Lusławic pojechałyśmy przez Lubinkę, bo chciałam pokazać Bożenie, mojej koleżance z Nowego Sącza, nasze tereny rowerowe. Była zachwycona, powiedziała, że nie spodziewała się, ze tutaj są takie górki, że myślała, ze góry to tylko dla Sącza są zarezerwowane:).
Koncert był koncertem charytatywnym, na rzec budowy hospicjum Via Spei w Tarnowie. Grzegorz Turnau, Dorota Miśkiewicz, Świetni muzycy plus orkiestra kameralna. Uczta. Coś niebywałego. Nie potrafię o tym napisać tak, żeby oddać te wszystkie emocje.
Dzisiejszy dzień przywitał nas deszczem. Wydawało się, że będzie zupełnie „podły” i domowy, ale ok 16 pokazało się słońce. Wyjechałyśmy z Panią Krystyną i to była dobra decyzja. Gdzieś tam w oddali pojawiały się czarne chmury, jakieś tam ryzyko było, ale Krysia powiedziała: a bo to raz zmokłyśmy? No fakt. Zaczełyśmy od zdjęcia, które wysłałyśmy urodzinowo naszemu koledze, b. dyrektorowi sportowemu GTA, Marcinowi.
A potem było mozolne wspinanie się na Marcinkę od Pit Stopu. Gdzieś w połowie Lubinki spotkałyśmy Labudu. Zjeżdżał z góry i oganiał się od psa. Zawrócił z nami. Na psy znalazłam tego dnia skuteczny sposób. Po prostu szczekam głośniej niż one:). Świetnie się sprawdza. Uciekają.
Potem zjechałyśmy do Doliny Izy, już bez Dawida, bo on nie dość, że na szosówce, to jeszcze spieszył się na żużel. W Dolinie tak mokro, że zwykły twardy, szutrowy zjazd zrobił się mocno niebezpieczny. Podjeżdżało się też ciężko. Oj nie mam siły…
A potem pojechałyśmy w kierunku Uroczyska w Janowicach. Kiedy dojechałyśmy do rozjazdu, Krysia powiedziała: a może tam.. co tam jest? Powiedziałam, że nie wiem, ale możemy spróbować, tyle, że pewnie pozbawimy się fajnych widoków. Po chwili… Krysia powiedziała: tak.. pozbawiłyśmy się pięknych widoków…
Widok był nieziemski. Dunajec, górki… Zdjęcia tego nie oddają. Przepiękny zjazd częściowo asfaltowy, zamieniający się w terenowy. Bajka po prostu. Dobry dzień, fajne jeżdżenie. Przyjemność.
Podczas koncertu © Iza
Urodzinowe życzenia dla Marcina:) © Iza
Z Dawidem © Iza
Romantyczka © Iza
Odkrycie © Iza
Odkrycie 2 © Iza
Odkrycie 3 © Iza
Widoczek © Iza
Widoczek 2 © Iza
- DST 45.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:35
- VAVG 17.42km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 maja 2016
Błysk
" Pojedźmy do lasu, do gór,
z Tobą wszędzie mi po drodze,
syjamsko Cię czuję i lgnę, i czuję i lgnę, i czuję i lgnę..."
Magnus wiosenny © Iza
W lesie © Iza
Rzepak nad autostradą © Iza
z Tobą wszędzie mi po drodze,
syjamsko Cię czuję i lgnę, i czuję i lgnę, i czuję i lgnę..."
Taki piękny tekst.
Kto mógł go napisać?
Kaśka napisała. Bo Kaśka jeśli już coś pisze to jest … błysk, olśnienie. Tekst pochodzi z nowej płyty pt Błysk. Jest świetna. Polecam.
Tak sobie myślałam jadąc, że doskonale te słowa pasują do sytuacji. Mogłabym tak śpiewać do Magnusa. Z uwagi na to, że nie trenuję, nie ścigam się, nie myślę o rywalizacji, codzienne (a raczej co drugi lub trzeci dzień) jeżdżenie ma inny wymiar. Zupełnie inny, niż ostatnimi laty. Bo jakoś to tak jest, że nawet jeśli dzień jest z gatunku „podłych”, nawet jeśli człowiek jest mocno zmęczony, zniechęcony, przytłoczony różnymi sprawami i generalnie mało mu się aktualnie w życiu i chce i właściwie myśli, że życie trudne jest, że może i trochę ma go dość, to… kiedy wjedzie do lasu, kiedy otoczy się zielenią, zapachami, odgłosami lasu… to myśl przychodzi taka: „Że życie jest fajne, że mocno chce się żyć, dla takich chwil właśnie – jak ta”.
I jest takie obezwładniające uczucie radości, przyjemności z życia.
Mało czasu więc tylko trochę lasu, plus po drodze trochę zbierania pędów sosny, bo najwyższy czas, żeby zrobić sok. W drodze powrotnej zahaczyłam o tereny naddunajcowe, bo tam mam taki krzak bzu dziki, więc sobie zrywam. Powrót naddunajcoweymi wertepami.
Zaczęły się maratony. Czy mi żal? Tak.. trochę tak. Zwłaszcza spotkań z drużyną, nie samych wyścigów. Do wyścigowania nie tęsknię. Zresztą na chwilę obecną.. przejechanie maratonu graniczyłoby z cudem. Za mało jeżdżenia.
Tak sobie myślałam jadąc, że doskonale te słowa pasują do sytuacji. Mogłabym tak śpiewać do Magnusa. Z uwagi na to, że nie trenuję, nie ścigam się, nie myślę o rywalizacji, codzienne (a raczej co drugi lub trzeci dzień) jeżdżenie ma inny wymiar. Zupełnie inny, niż ostatnimi laty. Bo jakoś to tak jest, że nawet jeśli dzień jest z gatunku „podłych”, nawet jeśli człowiek jest mocno zmęczony, zniechęcony, przytłoczony różnymi sprawami i generalnie mało mu się aktualnie w życiu i chce i właściwie myśli, że życie trudne jest, że może i trochę ma go dość, to… kiedy wjedzie do lasu, kiedy otoczy się zielenią, zapachami, odgłosami lasu… to myśl przychodzi taka: „Że życie jest fajne, że mocno chce się żyć, dla takich chwil właśnie – jak ta”.
I jest takie obezwładniające uczucie radości, przyjemności z życia.
Mało czasu więc tylko trochę lasu, plus po drodze trochę zbierania pędów sosny, bo najwyższy czas, żeby zrobić sok. W drodze powrotnej zahaczyłam o tereny naddunajcowe, bo tam mam taki krzak bzu dziki, więc sobie zrywam. Powrót naddunajcoweymi wertepami.
Zaczęły się maratony. Czy mi żal? Tak.. trochę tak. Zwłaszcza spotkań z drużyną, nie samych wyścigów. Do wyścigowania nie tęsknię. Zresztą na chwilę obecną.. przejechanie maratonu graniczyłoby z cudem. Za mało jeżdżenia.
Magnus wiosenny © Iza
W lesie © Iza
Rzepak nad autostradą © Iza
- DST 35.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:30
- VAVG 23.33km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2016
Jazda mielecka nr 2
W poniedziałek jazda nr 2, nie mniej udana niż ta niedzielna.
Aga powiedziała: Iza, wywiozła nas gdzieś do Rzeszowa.
No niezupełnie do Rzeszowa, ale zapuściliśmy się w nowe rejony lasu i odkryliśmy fajny zielony pieszy szlak. Muszę tam kiedyś wrócić, bo nie przejechaliśmy go całego (zabrakło czasu, trzeba było wracać do domu).
Piękna pogoda, piękny las i fajne towarzystwo.
Aga na ścieżce © Iza
Razem © Iza
Razem 2 © Iza
Moja zawodniczka © Iza
W oddali © Iza
W oddali 2 © Iza
Na zielonym szlaku © Iza
I znowu razem © Iza
Aga na ścieżce © Iza
Razem © Iza
Razem 2 © Iza
Moja zawodniczka © Iza
W oddali © Iza
W oddali 2 © Iza
Na zielonym szlaku © Iza
I znowu razem © Iza
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2016
Jazda mielecka
Pojechałam rowerem do Mielca m.in. po to żeby pojeździć trochę z siostrą.
Doświadczenie było to ciekawe, bo wiadomo inaczej jeździ się z kims kto na rowerze jeździ mniej (czyt. wolniej). Nie przeszkadzało mi to jednak bynajmniej, wręcz przeciwnie. Do tego cieszę się, że mogłyśmy tak fajnie razem spędzić czas. Aga była bardzo dzielna, przejechała swoje pierwsze 30 km w życiu, w tym 18 w terenie, i to momentami niełatwym.
Doświadczenie było ciekawe, ponieważ siostra ma nowy rower i uczyłam ją zmieniać przerzutki (bo jak się komuś wydaje, że w mieleckim lesie jest płasko to się myli). Denerwowała się.
Przypomniało mi się, jak sama się denerwowałam kiedy kupiłam Magnusa i sporo czasu zeszło zanim wszystko opanowałam. Zrobiliśmy sobie też ze szwagrem zawody wjazdu na jedną stromą i piaszczystą górkę (byłam pewna, że nie da się na nią wjechać). Szwagier ma dużo siły, ale.. nie dał rady, a ja tak. Bo to tak jest… pomyślałam tego dnia, że jednak jazda na góralu w terenie, kiedy na podjeździe są przeszkody, wymaga trochę doświadczenia, techniki i jakieś wiedzy. Przez te lata jazdy czegoś tam udało mi się nauczyć, chociaż braków jest wciąż dużo i technikiem jestem marnym, ale jednak lepszym od Wojtka:).
Znaleźliśmy w lesie świetny singiel (nie spodziewałam się, że w lesie mieleckim takie fajne miejsce jest). Generalnie doszłam do wniosku, że ten las jest dużo lepszy niż np. nasz Radłowski. Radłowski totalnie płaski, a tutaj masa niespodzianek i podłoże zróżnicowane (momentami dużo piachu, korzeni), więc tak łatwo się nie jeździ. Fajnie było.
A w tle mieleckie wydmy © Iza
Doświadczenie było to ciekawe, bo wiadomo inaczej jeździ się z kims kto na rowerze jeździ mniej (czyt. wolniej). Nie przeszkadzało mi to jednak bynajmniej, wręcz przeciwnie. Do tego cieszę się, że mogłyśmy tak fajnie razem spędzić czas. Aga była bardzo dzielna, przejechała swoje pierwsze 30 km w życiu, w tym 18 w terenie, i to momentami niełatwym.
Doświadczenie było ciekawe, ponieważ siostra ma nowy rower i uczyłam ją zmieniać przerzutki (bo jak się komuś wydaje, że w mieleckim lesie jest płasko to się myli). Denerwowała się.
Przypomniało mi się, jak sama się denerwowałam kiedy kupiłam Magnusa i sporo czasu zeszło zanim wszystko opanowałam. Zrobiliśmy sobie też ze szwagrem zawody wjazdu na jedną stromą i piaszczystą górkę (byłam pewna, że nie da się na nią wjechać). Szwagier ma dużo siły, ale.. nie dał rady, a ja tak. Bo to tak jest… pomyślałam tego dnia, że jednak jazda na góralu w terenie, kiedy na podjeździe są przeszkody, wymaga trochę doświadczenia, techniki i jakieś wiedzy. Przez te lata jazdy czegoś tam udało mi się nauczyć, chociaż braków jest wciąż dużo i technikiem jestem marnym, ale jednak lepszym od Wojtka:).
Znaleźliśmy w lesie świetny singiel (nie spodziewałam się, że w lesie mieleckim takie fajne miejsce jest). Generalnie doszłam do wniosku, że ten las jest dużo lepszy niż np. nasz Radłowski. Radłowski totalnie płaski, a tutaj masa niespodzianek i podłoże zróżnicowane (momentami dużo piachu, korzeni), więc tak łatwo się nie jeździ. Fajnie było.
Aga na szlaku © Iza
Aga na singielku © Iza
Mieleckie wydmy © Iza
Aga odpoczywa © Iza
Aga odjeżdża © Iza
W lesie © Iza
Tablica w mieleckim lesie © Iza
Z Agą © Iza
Z Agą 2 © Iza
- DST 31.00km
- Teren 18.00km
- Czas 02:03
- VAVG 15.12km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2016
Mielec- Tarnów
Powrót z majowego, długiego weekendu, podczas którego pojeździłyśmy z siostrą na rowerach.
Dzisiaj było lepiej, ale też nie rewelacyjnie. Im jestem starsza tym plecak bardziej ciąży, naturalna kolej rzeczy, można powiedzieć. I zauważam, że ta droga z Mielca, nie jest taka zupełnie płaska (a kiedyś taka płaska mi się wydawała, no ale tak to jest jak się ma więcej sił). No zupełnie nie jest. No bo jeśli się z jakiegoś miejsca zjeżdża tak 35, 40 km/h, bez pedałowania, to jadąc w drugą stronę tak płasko nie jest, prawda? A jest kilka takich miejsc w trakcie tej trasy i wtedy plecak bardzo „przeszkadza”.
Dzisiaj był jeszcze cięższy niż w piątek, bo zrobiłam trochę zakupów.
Pogoda za to przyjemna. Temperatura kolarska.
Polskie klimaty w drodze powrotnej © Iza
Dzisiaj było lepiej, ale też nie rewelacyjnie. Im jestem starsza tym plecak bardziej ciąży, naturalna kolej rzeczy, można powiedzieć. I zauważam, że ta droga z Mielca, nie jest taka zupełnie płaska (a kiedyś taka płaska mi się wydawała, no ale tak to jest jak się ma więcej sił). No zupełnie nie jest. No bo jeśli się z jakiegoś miejsca zjeżdża tak 35, 40 km/h, bez pedałowania, to jadąc w drugą stronę tak płasko nie jest, prawda? A jest kilka takich miejsc w trakcie tej trasy i wtedy plecak bardzo „przeszkadza”.
Dzisiaj był jeszcze cięższy niż w piątek, bo zrobiłam trochę zakupów.
Pogoda za to przyjemna. Temperatura kolarska.
Polskie klimaty cz. 2 © Iza
- DST 55.00km
- Czas 02:22
- VAVG 23.24km/h
- Aktywność Jazda na rowerze