Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2014
Dystans całkowity: | 340.00 km (w terenie 141.00 km; 41.47%) |
Czas w ruchu: | 21:02 |
Średnia prędkość: | 15.93 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 34.00 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Sobota, 6 września 2014
Zmienne....
Wszystko ruchome jest i chwiejne…
Wszystko nietrwałe jest i zmienne…
Jakby dopiero niedawno sezon wyścigowy się zaczynał, a powoli zbliża się do końca. Jutro zakończymy starty w Cyklokarpatach. Dla mnie to nie będzie jeszcze KONIEC, ale będzie to zamknięcie tegorocznych cyklokarpackich startów. W zimie nieśmiało myślałam również o generalce w Cyklo, potem po ciężkich dla mnie pierwszych startach myślałam, że raczej nie, a jednak jakoś tak siłą rozpędu generalka zrobiona i to z nadwyżką. Jutrzejszy wyścig będzie wyjątkowy. Nie dość ,że ostatni, to jeszcze przyjdzie mi walczyć o jak najlepsze miejsce w generalce. Mam 4, ale tego raczej nie utrzymam jeśli dziewczyny, które mi „zagrażają” skończą jutro wyścig.
Ale to mniej ważne (chociaż wiadomo, chciałabym żeby miejsce było jak najlepsze). Ważne, że jutro będzie gomolowy „zjazd”. Prawie trzydzieści osób z Gomoli pojawi się na starcie (zwykle w Cyklo jeździmy w czwórkę), a do tego będziemy mieć jeszcze kibiców z szeregów GTA. Liczę na to, że będzie niezła zabawa.
Dzisiaj na myjkę, potem przygotowanie roweru. On raczej gotowy, ja mniej. To był bardzo ciężki tydzień, jakoś ciężko byłoby mi myśleć o wyścigu. Zobaczymy jak to będzie. Nie poddam się bez walki, to na pewno.
Wszystko ruchome jest i chwiejne...
Lato powoli zamienia się w jesień, co niespecjalnie mi przeszkadza, bo jesień lubię, zwłaszcza jak jest na zewnątrz tak pięknie jak dzisiaj. Lubię jesienne zapachy, jesienne krajobrazy i jesienne kwiaty.
Na przykład takie:
Ulubione moje jesienne © lemuriza1972
A tutaj kompozycja © lemuriza1972
I jeszcze z innej perspektywy © lemuriza1972
Jesień ma swoje dobre strony. Będzie więcej czasu na np. czytanie…:), słuchanie muzyki.
A Indios Bravos zaczną sezon koncertowy w klubach. Nie mogę się doczekać!
A na razie słucham koncertu IB z Przystanku Woodstock. Bajka....
Wszystko nietrwałe jest i zmienne…
Jakby dopiero niedawno sezon wyścigowy się zaczynał, a powoli zbliża się do końca. Jutro zakończymy starty w Cyklokarpatach. Dla mnie to nie będzie jeszcze KONIEC, ale będzie to zamknięcie tegorocznych cyklokarpackich startów. W zimie nieśmiało myślałam również o generalce w Cyklo, potem po ciężkich dla mnie pierwszych startach myślałam, że raczej nie, a jednak jakoś tak siłą rozpędu generalka zrobiona i to z nadwyżką. Jutrzejszy wyścig będzie wyjątkowy. Nie dość ,że ostatni, to jeszcze przyjdzie mi walczyć o jak najlepsze miejsce w generalce. Mam 4, ale tego raczej nie utrzymam jeśli dziewczyny, które mi „zagrażają” skończą jutro wyścig.
Ale to mniej ważne (chociaż wiadomo, chciałabym żeby miejsce było jak najlepsze). Ważne, że jutro będzie gomolowy „zjazd”. Prawie trzydzieści osób z Gomoli pojawi się na starcie (zwykle w Cyklo jeździmy w czwórkę), a do tego będziemy mieć jeszcze kibiców z szeregów GTA. Liczę na to, że będzie niezła zabawa.
Dzisiaj na myjkę, potem przygotowanie roweru. On raczej gotowy, ja mniej. To był bardzo ciężki tydzień, jakoś ciężko byłoby mi myśleć o wyścigu. Zobaczymy jak to będzie. Nie poddam się bez walki, to na pewno.
Wszystko ruchome jest i chwiejne...
Lato powoli zamienia się w jesień, co niespecjalnie mi przeszkadza, bo jesień lubię, zwłaszcza jak jest na zewnątrz tak pięknie jak dzisiaj. Lubię jesienne zapachy, jesienne krajobrazy i jesienne kwiaty.
Na przykład takie:
Ulubione moje jesienne © lemuriza1972
A tutaj kompozycja © lemuriza1972
I jeszcze z innej perspektywy © lemuriza1972
Jesień ma swoje dobre strony. Będzie więcej czasu na np. czytanie…:), słuchanie muzyki.
A Indios Bravos zaczną sezon koncertowy w klubach. Nie mogę się doczekać!
A na razie słucham koncertu IB z Przystanku Woodstock. Bajka....
- DST 7.00km
- Czas 00:20
- VAVG 21.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 września 2014
Młaki, komary i pokrzywy
Właściwie to nie wiem po co Pani Krystyna zabrała mnie dzisiaj ze sobą.
Stawałam okoniem mówiąc najoględniej.
Jak ona chciała jechać w prawo, ja skręcałam w lewo i odbijając się od siebie cudem uniknęłyśmy kraksy. Jak ona chciała skręcić za Domem Ludowym w Błoniu, to ja skręciłam przed Domem, a potem jeszcze zachciało mi się terenowego zjazdu do Doliny Izy, którego skutki w postaci mrowienia na nogach, pewnie podobnie jak i ja, Pani Krystyna odczuwa do teraz, a może i do jutra odczuwać będzie.
Pierwszy podjazd na Lubinkę (od Pit Stopu, który pozostał już tylko wspomnieniem) przeżyłam ciężko. Kołatanie serca, oddech nierówny, nogi zmęczone i myśli: ja się już do tego nie nadaje…..Ot myśli z gatunku samobójczych. W sumie nic dziwnego, że się pojawiły. Od maratonu w Sanoku, zero solidnego jeżdżenia. Nie było jeżdżenia w niedzielę, więc "formy" nie udało się utrzymać:).
Miało być sielsko, malowniczo, z zapachami malin, zachodzącym słońcem itp. Zaczęło się nieźle, bo piękną jabłonkę znalazłyśmy po drodze, a obok i maliny były.
Jak ona chciała jechać w prawo, ja skręcałam w lewo i odbijając się od siebie cudem uniknęłyśmy kraksy. Jak ona chciała skręcić za Domem Ludowym w Błoniu, to ja skręciłam przed Domem, a potem jeszcze zachciało mi się terenowego zjazdu do Doliny Izy, którego skutki w postaci mrowienia na nogach, pewnie podobnie jak i ja, Pani Krystyna odczuwa do teraz, a może i do jutra odczuwać będzie.
Pierwszy podjazd na Lubinkę (od Pit Stopu, który pozostał już tylko wspomnieniem) przeżyłam ciężko. Kołatanie serca, oddech nierówny, nogi zmęczone i myśli: ja się już do tego nie nadaje…..Ot myśli z gatunku samobójczych. W sumie nic dziwnego, że się pojawiły. Od maratonu w Sanoku, zero solidnego jeżdżenia. Nie było jeżdżenia w niedzielę, więc "formy" nie udało się utrzymać:).
Miało być sielsko, malowniczo, z zapachami malin, zachodzącym słońcem itp. Zaczęło się nieźle, bo piękną jabłonkę znalazłyśmy po drodze, a obok i maliny były.
Pani Krystyna wspierająca polskich sadowników
Apple Lady © lemuriza1972
Były to jednak złego miłe początki, bo potem były już tylko młaki, komary i pokrzywy czyli szkoła przetrwania w Dolinie Izy.
Nie bardzo mogłyśmy trafić na drugi zjazd Pana Adama (jechałyśmy tam tylko raz). Jakaś pani stała na podwórku, Krysia powiedziała: Może zapytamy ją gdzie jest ten zjazd do Doliny Izy?
Oczami wyobraźni zobaczyłam szeroko otwarte oczy pani i pytanie: Niby dokąd??? Doliny Izy? Tutaj nic takiego nie ma!
Trafiłyśmy jednak bez pomocy miejscowych. Było ślisko, mokro, co rusz potoczki i wtedy poczułam, że żyję i że lubię jeździć na rowerze:).
Było terenowo, było niełatwo, a Dolina Izy to Dolina Izy, ma swój niepowtarzalny klimat. Do tego klimatu dodać należy rozliczne młaki, w które co rusz wjeżdżałyśmy,wchodziłyśmy, do tego dodać należy komary-mutanty, które gryzą w tym roku tak, że ukąszenia mam jak po ugryzieniu pluskwy niemalże. Do tego klimatu też doszedł szlak pokrzywowy, który niespodziewanie wyłonił się po wyjechaniu z sekwencji potoczkowej.
Pani Krystyna jechała przede mną i kiedy usłyszałam wrzaski, nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Po chwili już wiedziałam. Nigdy tak długo nie przyszło mi jechać przez pokrzywy. To było prawdziwie pokrzywowe pole. Jakby nie patrzeć bezcenna składnica dóbr wszelkich przede wszystkim żelaza. Taka to jest Dolina Izy, piękna i bogata w różne dobra.
Kiedy dotarłyśmy do jakiej takiej cywilizacji czyli do serca Doliny, naszym oczom ukazał się krajobraz jak po bitwie. Zwózka drewna jakaś tam była i jest hm… mało ciekawie.
Do góry szutrem pojechałyśmy, gdzieś około połowy podjazdu doszły nas dźwięki dziwne. Coś jakby dzik? Nie był to dzik, ani Dzik co mleko lubi, było to Labudu, a raczej jego hamulce. Dalej więc już w trójkę.
Zdecydowaliśmy się na zjazd Staszka, który był dość suchy i zdecydowanie łatwiejszy dzisiaj niż zjazd do Doliny. Brakowało nam Staszka i jego hulajnogi, bez niego ten zjazd nie jest taki sam. Emocje też nie te.
A potem do góry do żółtego szlaku, pod górę, zjazd do Lubinki i zjazd szutrowy lasem na Lubince.
Co tam komary, pokrzywy i młaki… Fajnie było. Ot co.
Szkoda tylko, że tak szybko robi się ciemno. Mało czasu na jazdę. Ale od niedzieli będę mieć nową lampkę, kto wie może stworzy mi nowe możliwości?
Nasze maszyny w młace © lemuriza1972
Zjazd w Dolinie © lemuriza1972
Przez potoczki © lemuriza1972
Pani Krystyna w oddali © lemuriza1972
Labudu i Pani Krystyna © lemuriza1972
- DST 49.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:58
- VAVG 16.52km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 września 2014
NUDA:)
Gutek w Chorzowie, w ubiegłą niedzielę. Planowałam tam być, ale tym razem nie wyszło. Trochę szkoda, bo nigdy nie słyszałam na żywo jak śpiewa ten utwór.
Ale może jeszcze kiedyś…
Na moście w Ostrowie zatrąbił na nas kierowca TIRA. Krysia: ale co jest? Czyżby Gomola jechała? (niezorientowanym muszę wyjaśnić, że GOMOLA TRANS to firma transportowa). Nie był to TIR GOMOLOWY a jakiś z Białej Podlaskiej.
Stwierdziłyśmy jednak, że pewnie TIROWCY się przyjaźnią, a my z tymi napisami na strojach też jesteśmy znajomymi znajomych TIROWCÓW z GOMOLI. A znajomych dobrze mieć w różnych kręgach. Dajmy na to jakby się gdzieś rower zepsuł, to może można byłoby liczyć na transport, prawda?
Jakoś specjalnie nie chcę nam się już jeździć. Nie będę udawać, że się chce. Wakacje były bardzo intensywne, niemalże co tydzień start, toteż jest pewien stopień znużenia. Jeszcze niecałe dwa tygodnie i będzie wolne (mam nadzieję, no bo jak dajmy na to coś się nie uda w Piwnicznej, to trzeba będzie z wolnym czekać aż do października). Miejmy nadzieję, że się wszystko uda. No więc nie bardzo nam się chciało "wspinać" po górach, a właściwie mnie się nie chciało (bo Pani Krystyna zdała się na mnie). Pojechałyśmy więc do Żabna i z powrotem - moimi ścieżkami. Jeśli chodzi o trasę to płasko i nudno, ale cóż.. my chyba czasem lubimy nudę:).
Nie było źle. Pogadałyśmy trochę, powalczyłyśmy z wiatrem, a ambitniej może w czwartek pojeździmy. A potem będzie już finałowa cyklokarpatowa DUKLA i najazd GOMOLI. Będzie się działo:).
Zapraszamy do DUKLI!
Ostatnio Pani Krystyna pojawia się pod moim blokiem w gomolowym stroju dość często. Nie będę ukrywać, że w związku z tym podejrzewam, że może budzić niepokój u niektórych mieszkańców Mościc. Bo kiedy tak idą krokiem nie do końca sprężystym ze sklepu i widzą dwie, a jeździła przecież jedna w niebiesko-pomarańczowo- białym stroju.. to co mogą myśleć?
Na moście w Ostrowie zatrąbił na nas kierowca TIRA. Krysia: ale co jest? Czyżby Gomola jechała? (niezorientowanym muszę wyjaśnić, że GOMOLA TRANS to firma transportowa). Nie był to TIR GOMOLOWY a jakiś z Białej Podlaskiej.
Stwierdziłyśmy jednak, że pewnie TIROWCY się przyjaźnią, a my z tymi napisami na strojach też jesteśmy znajomymi znajomych TIROWCÓW z GOMOLI. A znajomych dobrze mieć w różnych kręgach. Dajmy na to jakby się gdzieś rower zepsuł, to może można byłoby liczyć na transport, prawda?
Jakoś specjalnie nie chcę nam się już jeździć. Nie będę udawać, że się chce. Wakacje były bardzo intensywne, niemalże co tydzień start, toteż jest pewien stopień znużenia. Jeszcze niecałe dwa tygodnie i będzie wolne (mam nadzieję, no bo jak dajmy na to coś się nie uda w Piwnicznej, to trzeba będzie z wolnym czekać aż do października). Miejmy nadzieję, że się wszystko uda. No więc nie bardzo nam się chciało "wspinać" po górach, a właściwie mnie się nie chciało (bo Pani Krystyna zdała się na mnie). Pojechałyśmy więc do Żabna i z powrotem - moimi ścieżkami. Jeśli chodzi o trasę to płasko i nudno, ale cóż.. my chyba czasem lubimy nudę:).
Nie było źle. Pogadałyśmy trochę, powalczyłyśmy z wiatrem, a ambitniej może w czwartek pojeździmy. A potem będzie już finałowa cyklokarpatowa DUKLA i najazd GOMOLI. Będzie się działo:).
Zapraszamy do DUKLI!
- DST 42.00km
- Czas 01:47
- VAVG 23.55km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 września 2014
Łazienki
„… ale są takie łazienki na świecie, na które rzucisz okiem i wiesz, że wolisz śmierdzieć. Tam nawet mycie zębów jest heroizmem”
Jacek Hugo-Bader „Dzienniki Kołymskie” (polecam bardzo gorąco, pasjonująca lektura, nieprawdopodobne ludzkie historie opowiedziane w charakterystyczny dla tego autora sposób).
Byliście w takich łazienkach? Bo ja byłam. Jak przeczytałam to zdanie, to przypomniałam sobie słynny nocleg u Pana Czesia w Murowanej Goślinie. Tam było tak brudno, że owszem heroizmem się wykazałam i zęby umyłam, ale pod prysznic nie weszłam. Po maratonie, czarna od piasków Wielkopolski wraz z Monią Podos myłam się pod kranem na zewnątrz budynku.
I znowu długa przerwa od roweru. Tak wyszło. Byłam w Mielcu, miałam jechać rowerem, ale jak to często bywa plany planami a życie życiem. Dzisiaj też miałam plan dłuższej jazdy, ale kiedy miałam wychodzić, zaczęło padać. Cierpliwie czekałam i o 18.10 wyruszyłam. Ale to było już późno. Szybko się robi ciemno, więc szybka rundka po Lesie Radłowskim i powrót do domu, bo dochodziły mnie odgłosy burzy, a czarne chmury snuły się po niebie. Udało się jednak przemknąć bezdeszczowo.
- DST 32.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:20
- VAVG 24.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze