Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 1049.00 km (w terenie 196.00 km; 18.68%) |
Czas w ruchu: | 49:20 |
Średnia prędkość: | 21.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 162 (86 %) |
Suma kalorii: | 18979 kcal |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 49.95 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Piątek, 8 kwietnia 2011
No to jedziemy na pierwszy maraton
Uśmiecham się do siebie pisząc te słowa.
Usmiech taki trochę przez łzy.
Dawno nie miałam tak złego dnia jak dzisiaj.
Pękło coś. Nagromadziło się tyle problemów…
A jeszcze 3 tygodnie temu miałam jakąś podwójną dawkę energii, gdyby to wtedy był maraton…
A jutro jadę i od kilku godzin robię wszystko żeby wyrzucić z siebie te toksyczne myśli..
Trochę złych rzeczy mnie dzisiaj spotkało.
Zasłużenie niezasłużenie? Nie ma co zadawać sobie takich pytań.
Ale jak zwykle w takich chwilach mogłam liczyć na znajomych, przyjaciół.
Kuba napisał: weekend będzie Twój!
Ja sobie siedziałam … myśli miałam niewesołe.. otworzyłam pocztę, a tam mail od Mirka, jedno krótkie zdanie:
No to trzymaj się . Mała:)
Usmiechnęłam się.
Skąd wiedział, ze akurat w tym momencie potrzebne mi wsparcie?
Może przyjaciele takie rzeczy wyczuwają.
Napisałam, ze problemy, ze dlaczego teraz???
Mirek napisał: wyrestuj mózg, problemy zostaw w Tarnowie. Zajmiesz się nimi jak wrócisz.
Ciesz się maratonem.
Tak, tak tak zrobię, muszę.
I wiem,ze jak wrócę łatwiej będzie się z nimi zmierzyć, bo będzie we mnie moc pomaratonowej energii prawda?
Więc jadę. Rano jeszcze musze zrobiś krótki trening stymulujący:) Kuba „ nakazał”, więc muszę wstać wcześnie…
I ufam, ze wróci do mnie już jutro uśmiech, taki jak na zdjeciach.
Więcej.. jestem pewna, że tak będzie.
Kuba napisał: daj z siebie wszystko, odpoczywać będziesz na mecie i w aucie:)
tak zrobię.
I dla pewności przeczytałam sobie raz jeszcze artykuł o pewności siebie w sporcie i wspinaczkową litanię, którą przerobiłam na rowerową:
1. Kocham jeździć na rowerze
2. Jestem zaangażowany w stanie się najlepszym kolarzem jakim mogę być.
3. Myślę i mówię pozytywnie.
4. Moja koncentracja i pobudzenie są 100%, kiedy trenuję
5. Kiedy jeżdzę na rowerze jestem swoim najlepszym sprzymierzeńcem.
6. Osiagnę sukces, jeśli będę skupiony na tym, żeby jechać jak najlepiej, a nie na tym, zeby przejechac, albo nie przejechać wyścigu.
7. Walczę tym mocniej , im większa jest presja.
8. Staram się zawsze najmnocniej, bez względu na rezulalty.
9. Jeśli dam z siebie wszystko, będę zwycięzcą
Usmiech taki trochę przez łzy.
Dawno nie miałam tak złego dnia jak dzisiaj.
Pękło coś. Nagromadziło się tyle problemów…
A jeszcze 3 tygodnie temu miałam jakąś podwójną dawkę energii, gdyby to wtedy był maraton…
A jutro jadę i od kilku godzin robię wszystko żeby wyrzucić z siebie te toksyczne myśli..
Trochę złych rzeczy mnie dzisiaj spotkało.
Zasłużenie niezasłużenie? Nie ma co zadawać sobie takich pytań.
Ale jak zwykle w takich chwilach mogłam liczyć na znajomych, przyjaciół.
Kuba napisał: weekend będzie Twój!
Ja sobie siedziałam … myśli miałam niewesołe.. otworzyłam pocztę, a tam mail od Mirka, jedno krótkie zdanie:
No to trzymaj się . Mała:)
Usmiechnęłam się.
Skąd wiedział, ze akurat w tym momencie potrzebne mi wsparcie?
Może przyjaciele takie rzeczy wyczuwają.
Napisałam, ze problemy, ze dlaczego teraz???
Mirek napisał: wyrestuj mózg, problemy zostaw w Tarnowie. Zajmiesz się nimi jak wrócisz.
Ciesz się maratonem.
Tak, tak tak zrobię, muszę.
I wiem,ze jak wrócę łatwiej będzie się z nimi zmierzyć, bo będzie we mnie moc pomaratonowej energii prawda?
Więc jadę. Rano jeszcze musze zrobiś krótki trening stymulujący:) Kuba „ nakazał”, więc muszę wstać wcześnie…
I ufam, ze wróci do mnie już jutro uśmiech, taki jak na zdjeciach.
Więcej.. jestem pewna, że tak będzie.
Kuba napisał: daj z siebie wszystko, odpoczywać będziesz na mecie i w aucie:)
tak zrobię.
I dla pewności przeczytałam sobie raz jeszcze artykuł o pewności siebie w sporcie i wspinaczkową litanię, którą przerobiłam na rowerową:
1. Kocham jeździć na rowerze
2. Jestem zaangażowany w stanie się najlepszym kolarzem jakim mogę być.
3. Myślę i mówię pozytywnie.
4. Moja koncentracja i pobudzenie są 100%, kiedy trenuję
5. Kiedy jeżdzę na rowerze jestem swoim najlepszym sprzymierzeńcem.
6. Osiagnę sukces, jeśli będę skupiony na tym, żeby jechać jak najlepiej, a nie na tym, zeby przejechac, albo nie przejechać wyścigu.
7. Walczę tym mocniej , im większa jest presja.
8. Staram się zawsze najmnocniej, bez względu na rezulalty.
9. Jeśli dam z siebie wszystko, będę zwycięzcą
I o czym ja tak myślę???© lemuriza1972
Wesoła ekipa:)© lemuriza1972
Wesoła ekipa 2© lemuriza1972
Ile uśmiechów...© lemuriza1972
Mój piękny KTM:)© lemuriza1972
Piękna para czyli A&T© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 kwietnia 2011
Regeneracja przedmaratonowa
&feature=related
Przepiękna piosenka ( i znowu dzięki Radiu Kraków ją odkryłam)
„ Tam na dole zostało wszystko to co Cię meczy,
patrząc z góry wokoło ,świat wydaje się lepszy”
Czy to nie jest tak?
Właśnie tak.
Zamieszczam z dedykacją dla wszystkich kochających góry. A tutaj chyba nie ma takich, którzy nie kochają.
Pracowity dzień dzisiaj.
Rano na myjkę, do serwisu, potem domowe roboty.
Po południu prawdziwie regeneracyjna jazda z Andżeliką, Tomkiem, Renią i Siergiejem.
Tak wolno to ja dawno nie jechałam:). Pewnie z 6 lat temu…jak się zaczynała moja jazda na rowerze. Zresztą to widać po średnim tętnie. Ale fajnie było:) , to była prawdziwa regeneracja.
Nie przeszkodziło mi to zaliczyć upadek na naddunajcowych wertepach ( nie wiem jak to się stało!!!!). No były spore, suche koleiny. Jakoś tak….
Obciach:)
Ogólnie kręci się fajnie, oby taki stan utrzymał się do niedzieli.
Ogólnie to miało być 1, 5 h tej regeneracji, ale rano jeszcze do serwisu i z. No i wyszło znacznie więcej. No ale za to bardzo, bardzo spokojniutko:)
Przepiękna piosenka ( i znowu dzięki Radiu Kraków ją odkryłam)
„ Tam na dole zostało wszystko to co Cię meczy,
patrząc z góry wokoło ,świat wydaje się lepszy”
Czy to nie jest tak?
Właśnie tak.
Zamieszczam z dedykacją dla wszystkich kochających góry. A tutaj chyba nie ma takich, którzy nie kochają.
Pracowity dzień dzisiaj.
Rano na myjkę, do serwisu, potem domowe roboty.
Po południu prawdziwie regeneracyjna jazda z Andżeliką, Tomkiem, Renią i Siergiejem.
Tak wolno to ja dawno nie jechałam:). Pewnie z 6 lat temu…jak się zaczynała moja jazda na rowerze. Zresztą to widać po średnim tętnie. Ale fajnie było:) , to była prawdziwa regeneracja.
Nie przeszkodziło mi to zaliczyć upadek na naddunajcowych wertepach ( nie wiem jak to się stało!!!!). No były spore, suche koleiny. Jakoś tak….
Obciach:)
Ogólnie kręci się fajnie, oby taki stan utrzymał się do niedzieli.
Ogólnie to miało być 1, 5 h tej regeneracji, ale rano jeszcze do serwisu i z. No i wyszło znacznie więcej. No ale za to bardzo, bardzo spokojniutko:)
Mój nowy bidon:)© lemuriza1972
Siergiej, Renia, ja i Andżelika:)© lemuriza1972
z maszynami:)© lemuriza1972
- DST 44.00km
- Teren 7.00km
- Czas 02:40
- VAVG 16.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 158 ( 84%)
- HRavg 120 ( 63%)
- Kalorie 645kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 kwietnia 2011
3 dni do wyścigu:)))
Piosenka dla wszystkich moich kolegów, którzy będę się ścigać ze mną w niedzielę, albo w następnych edycjach.
Powodzenia wszystkim!
( dziewczynom również rzecz jasna)
Zaglądnełam dzisiaj na zgloszenia na Murowaną… ojojoj.. rywalki mam zacne. Niektóre przeniosły się z giga, niektóre całkiem nowe twarze więc nie wiem czego się spodziewać. Nie będzie łatwo o dobre miejsce, ale będę walczyć. To jedno wiem. Tanio skóry nie sprzedam.
Jechało mi się wczoraj kiepsko.
Kuba napisał wczoraj: odpuść jutro.
Pomyślałam: ma rację..
Napisał jednocześnie, że koniecznie muszę zrobić jeden mocny trening w tym tygodniu. Zaplanowałam go na czwartek.
Ale dzisiaj wracając z pracy pomyslałam: no nie… przecież czuję się dobrze. Wezme Kateemka, pojadę do Buczyny, pokręcę sobie spokojnie po pagórkach w lesie.
Konsultacja z Kubą rzecz jasna.
Kuba pisze: lepiej zrób dzisiaj mocny trening jak się dobrze czujesz, a jutro rege…
Ja: ale dzisiaj nie zdążę 2 h, dopiero gotuje obiad…
Ale zaraz pojawiła się myśl: a może jednak spróbuję….
Obiad konczył się gotować, zjadłam , przebrałam się i o 17 byłam gotowa.
I znowu duzy wiatr. Pierwsze kilometry niełatwe.
No i plan
5 x 1 min sprint, 4 min. Przerwy między seriami, a potem 3 x 10 min tempa , przerwy 10 min reszta wytrzymałość tlenowa , i wiadomo rogrzewka ( 15 min zrobiłam).
Wraz z upływem czasu było coraz, coraz lepiej.
Gdzieś na trasie jakaś dziewczyna krzykneła do mnie: dasz radę…
Pomyślałam: to jest dobry znak…bardzo dobry.
Jechało się coraz lepiej. Może nie rewelacyjnie, ale dobrze.
Pod koniec jazdy odkryłam świetne miejsce w lesie, było pagórki i .. piach… Pomyślałam: o przyda się taki trening przed Murowaną.
Pod koniec jazdy minął mnie jakiś biker. Jechał jezdnia , ja scieżką, więc z góry bylam skazana na wolniejszą jazdę. Poza tym już byłam na etapie schłodzenia. W pierwszej chwili pomyslałam: jedź sobie..ja mam swój trening.
Ale potem.. pomyslałam sobie.. no nie, tak nie może być.
Odjechał mi sporo, sporo. Włączyłam „piąty bieg” i dawaj. Pod górkę .. rzuciłam na szalę wszystkie swoje sily ( wybacz Kuba, ale ja myslę ze to przyda się jednak przed Murowana, takie psychiczne wzmocnienie, chciałam sprawdzić na ile mnie stać). On chyba trochę zwolnił, bo nie spodziewał się pewnie pościgu, albo osłabł.
No i dopadłam go:), wtedy spostrzegłam ze jedzie na slickach i chyba dużych kołach. Pomyślałam: ach to tak:)
Powiedziałam: cześć i odjechałam.
Po treningu poszłam do sklepu ( po piwo, ale bezalkoholowe):), a tam z radia płynie sobie melodia: Pokonam siebie...
Pomyślałam: kolejny dobry znak...
Tak więc za 3 dni start.
Mam nie do konca dobre dni. Dużo problemów w pracy i poza, ale staram się to wszystko wyrzucić z głowy i koncentrować się na starcie, bo naprawdę dośc cieżko pracowałam przez całą zimę, a ostatnie dwa tygodnie to już bezwzględne podporządkowanie się rowerowi.
Trochę dzisiaj mnie częśc optymizmu opuściła jak zobaczyłam te mocne rywalki, ale potem pomyślałam: jestem przygotowana, jak dam z siebie wszystko, będzie dużo punktów, a miejsce…? Będzie jakie będzie, powinno być najlepsze na jakie mnie na chwilę obecną stać.
Jedno wiem – jestem przygotowana jak chyba nigdy, zmotywowana jak nigdy, cieszę się z tego maratonu jak nigdy.
Teraz wszystko w moich nóżkach, ale przede wszystkim w mojej głowie.
Więc raz jeszcze przeczytam ten fajny artykuł z magazynu Góry , który kiedyś cytowałam Wam tutaj. O pewności siebie w sporcie.
Nie wolno mi zapomnieć, że cięzko pracowałam, ze jakaś tam forma chyba jest, że stać mnie na dobrą jazdę , tylko to przede wszystkim ja muszę w to uwierzyć.
a jutro jeszcze jadę z Kateemkiem do serwisu, niech chłopaki jeszcze rzucą na niego okiem, zeby mi jakiejś niespodzianki nie sprawił.
- DST 54.00km
- Teren 6.00km
- Czas 02:10
- VAVG 24.92km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 148 ( 78%)
- Kalorie 926kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 kwietnia 2011
Regeneracja
&feature=related
mądre słowa.
31 maja nowa płyta:)))
a piosenka ze specjalną dedykacją dla wszystkich moich znajomych, osób mi bliskich, które przezywają własnie trudne chwile.
Tak jakos się składa, ze u wielu bliskich mi osób sa takie mniej lub bardziej trudne chwile.
Nie do konca wyszła mi ta regeneracja. Miało być spokojnie i niby było, ale był moment że uciekałysmy przed deszczem ( jechałam z Andżeliką) i trzeba było przycisnąć.
Poza tym duzy wiatr, wiec trzeba było się siłować.
Do tego nogi cięzkie dzisiaj.
Nie duzo więc przyjemności z jazdy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nagadałam się przynajmniej z Andżeliką.
Samopoczucie .. powiedzmy.. 4:)
Miejmy nadzieję, ze jutro będzie lepiej.
mądre słowa.
31 maja nowa płyta:)))
a piosenka ze specjalną dedykacją dla wszystkich moich znajomych, osób mi bliskich, które przezywają własnie trudne chwile.
Tak jakos się składa, ze u wielu bliskich mi osób sa takie mniej lub bardziej trudne chwile.
Nie do konca wyszła mi ta regeneracja. Miało być spokojnie i niby było, ale był moment że uciekałysmy przed deszczem ( jechałam z Andżeliką) i trzeba było przycisnąć.
Poza tym duzy wiatr, wiec trzeba było się siłować.
Do tego nogi cięzkie dzisiaj.
Nie duzo więc przyjemności z jazdy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nagadałam się przynajmniej z Andżeliką.
Samopoczucie .. powiedzmy.. 4:)
Miejmy nadzieję, ze jutro będzie lepiej.
- DST 33.00km
- Czas 01:31
- VAVG 21.76km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 155 ( 82%)
- HRavg 144 ( 76%)
- Kalorie 663kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 kwietnia 2011
Ostatnia niedziela czyli Tarnów- Mielec, Mielec- Tarnów
Piosenka z płyty, którą sobie "podarowałam" wczoraj. Płyta ma tytuł " Być kobietą". Takie tam stare przeboje.. Alicja Majewska, Danuta Błażejczyk, Ewa Bem, Halina Frąckowiak i inne wspaniałe panie.
A w tej piosence Anny Jantar... do kogo ona śpiewa ? do Boga?
ostatnia niedziela.. przed zawodami:)
A było tak... w nocy zły sen.." jadę na rowerze, nagle patrzę , a ja nie mam koła, przerzutka urwana".
To zapewne efekt tego co zdarzyło sie wczoraj tzn zmieniając koło ( zmieniałam koło przednie gdzie mam załozonego pythonka, żeby sie nie mordować na asfalcie) z przerażeniem zauważyłam, ze koło jest nie do konca dokręcone.
A ja przecież tyle szybkich zjazdów robiłam ot choćby wczoraj.
Mało tego.. dzisiaj wynosząc rower... poczułam,że tylne sie "telepie"... też było odkręcone.
Co jest grane??? przecież ja bardzo dokładnie zawsze sprawdzam stan umocowania kół, bo już raz jechałam na niedokręconym i o mało nie skonczyło sie źle...
No... historia jak z filmu... jakby ktoś mi celowo je odkręcił:). Można byłoby tak pomyśleć.
Wczoraj dość solidny zjazd z osuwiska... czy aż tak mogły sie zaciski poluzować?
Nie sądzę.
No więc z lekkimi obawami wyruszyłam do Mielca ( przez ten sen)
Jechało się cięzko. Niestety nogi odczuły wczorajszy trening i chyba glikogenu.. niet. Męczyłam się i już w drodze do Mielca wiedziałam, ze to nie byl dobry pomysł.
No ale w planie i tak miałam trening 3 godzinny. Tyle, ze dzisiaj przekroczyłam go o 2 godziny. Oczywiście w porozumieniu z Kubą, który powiedział, ze owszem, ale mam nie jechać na czas, tylko spokojnie. Tak też jechałam, stąd czas dramatyczny. W zyciu tak długo do Mielca nie jechałam. Na usprawiedliwienie swoje mogę napisać, ze okrutny, bezlitosny wiatr wiał - ależ go wyzywałam! Nie ośmieliłabym sie zacytować:)
No ale jakoś dojechałam do Mielca i kiedy znalazłam sie na moście, nagle usłyszałam jakiś szum na oponie. Zaniepokoiło mnie to mocno, więc zatrzymałam się i zaczełam oglądać oponę.
No tak.. w oponie tkwiło szkło, ktore ją przecięło.
" O matko, jak ja wrócę" pomyślałam, "dętka pewnie przebita, a ja mam tylko jeden zapas"
Obserwowałam więc rower przez całe 5 godzin pobytu u siostry. Nic się nie działo. Z lekkimi jednak obawami wyruszyłam w drogę powrotną. Jechało sie zdecydowanie lepiej niż rano ( może dlatego ze rano - wyjechałam o 7. 40 było zimno), a po południu cieplutko.
Mirek opowiedział mi co mówił jego trener.
" Są trzy grupy zawodników. Jedni to lenie i nigdy nie trzymają się planu, drudzy to tacy co przesadzają i trenują znacznie więcej niz mają w planie, a trzeci to ci co trzymają się planu. I własnie ci wygrywają".
No.. staram się trzymać planu, więc zobaczymy, zobaczymy...
Przeczytałam dzisiaj wywiad z Olgą Krzyżanowską ( o jej ojcu słynnym generale).
Cytat:
" Pisał do mnie, że człowiek jest wart tyle , na ile jest w stanie się zdobyć, a to jest uzależnione od niego samego.
Największa trudność życiowa polega na tym, ażeby w życiu znaleźć samego siebie, w absolutnym uniezależnieniu się od warunków. I samego siebie trzeba znaleźć nie w pozycji leżąco- stękającej, lecz zawsze tylko wyprostowanej i zdolnej do powstania nawet po największym upadku. Nawet wtedy gdy człowiek jest starty na proszek - musi zawsze w nim coś pozostać, coś co powinno go zregenerować"
Przekonywał mnie, że ważne jest, by człowiek umiał uniezależnić się od klęski i powiedzieć sobie, że będzie trwał nadal i nie pozwoli sobie na taki luksus jak zbankrutowanie".
Mądre prawda?
To była moja pierwsza setka w tym sezonie.
To było bardzo pracowite dwa tygodnie i bardzo pracowita zima, zobaczymy jakie będą efekty. Już za tydzien zobaczymy.
Nie mogę się doczekać.
a dzisiaj spaliłam tyle kalorii, ze zjadłam całą czekoladę:)
Podobno dzięki niej wydzielają sie endorfiny.
mam nadzieję, przyda mi się dzisiaj. Taki to był sobie dzień...
Samopoczucie podczas jazdy i w ogóle ( trochę rodzinnych problemów) na 3.
Ale jutro będzie lepiej, będzie nowy dzień:)))i musi byc lepiej.
- DST 112.00km
- Czas 04:56
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 2082kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 kwietnia 2011
Lubinka razy 6 i Dolina Izy:)
Plan na dzisiaj:
TR 25-30 min, niskie strefy
Podjazdy 5-7 x 5-6 min, ostatnie 30 sek na maksa, jazda terenowa 30-40 min + WT 30 min „ 15 min cool down
Trening nie dłuższy niż 3,5 – 4 godz.
Przepiękna pogoda, więc wyruszyłam z wielką ochotą. Zresztą dzisiaj podjazdy, a to jest to co lubię najbardziej, raz ze chyba zdecydowanie więcej endorfin wydziela się podczas podjeżdzania, dwa, że mogę się napatrzeć na górki i wziąć od nich trochę energii.
Zanim dojechałam na Lubinkę już musiałam zrobić kilka mniejszych podjazdów.
No a potem się zaczęło:) Popatrzyłam w górę na Lubinkę, na samochody na szczycie i pomyślałam: Jezu.. 6 razy mam tam wjechać..
Ale zaraz pomyslałam: kobieto.. to tylko Lubinka, nie takie podjazdy robiłaś.
Pierwszy podjazd tak sobie, oddech mocno przyspieszony, drugi już zdecydowanie lepszy, ale to co zrobiłam podczas piątego przeszło moje oczekiwania.
Zjeżdzając z czwartego podjazdu spotkałam pod drodze dwóch chłopaków na rowerach, chłopaki „po cywilu”, ale podjeżdzali dziarsko. Zjechałam jeszcze jakieś 500 metrów w dół, a potem w górę.
Minęłam chłopaków w tempie naprawdę bardzo dobrym i starałam się takie samo utrzymać przez cały podjazd. W pewnym momencie na którejś z serpetyn odwróciłam się i zobaczyłam w dole chłopaków. Gonili mnie!
Mieli pecha, trafili na mój naprawdę dobry dzień.
Podjechałam do konca i zaczęłam zjeżdzać.. Chłopaków nie ma.. Myslałam, że może zjechali gdzieś w bok, ale nagle patrzę.. chłopaki siedzą gdzieś na poboczu, rowery rzucone…
No wcale się nie dziwię…może pierwszy raz wjeżdzali, a do tego zapewne narzucili sobie zbyt duże tempo. Pamietam mój pierwszy raz na Lubince… byłam wykonczona.
Podjechałam jeszcze raz i na szczycie znowu spotkałam chłopaków.. jeden miał ściagnięte spodnie ( co on robił????) . Jak mnie zobaczył szybko spodnie ubierał.
Mogę tylko podjerzewać co się stało… bo jechał w dżinsach.
Spotkałam chłopaków potem raz jeszcze, na jednym z cmentarzy wojennych.
Zrobiłam Lubinkę 6 razy.. gdyby mi ktoś powiedział kiedyś…
Zrobiłam naprawdę w dobrym tempie, a jedne z podjazdów zakonczyłam z prędkością 18 km/h.
Niebywałe. W ub roku utrzymanie 14 km/h to był sukces.
Po Lubince pojechałam sobie do mojej doliny czyli Doliny Izy.
To jest endorfinowa dolina.
Odkryłam ją 3 lata temu, w paskudnym dla mnie okresie, kiedy żyć się nie chciało.
Wtedy na jedną małą chwilę uczyniła mnie szczęśliwą.
Dzisiaj jak do niej wjechałam śmiałam się z radości. Cisza, niesamowite piękne tego lasu, śpiewające ptaki, zawilce, las zieleniejący się powoli.
Najpierw 3 km zjazd, niby z pozoru prosty, ale… to tylko pozory, masa luźnych kamieni, piach. Trzeba uważać.
Gadałam sobie sama ze sobą , zjeżdzając…” Dziecinko nie hamuj, nie hamuj, puść klamki”
Sami wiecie czym grozi hamowanie na luźnych kamieniach…
A potem z powrotem pod górę, czyli 3 km podjazdu.
Bajka.
A potem już w dół, asfaltem z pieknymi widokami, słoncem, błękitem nieba.
Pomyślałam: jaka jestem szczęsliwa.. tak nieprawdopobnie szczęsliwa, pomimo tego ze gdzieś tam czają się różne problemy i niedogoności…
Co z tego, kiedy swiat jest taki cudny!
Nie sposób słowami tych widoków opisać.
Tak się zapatrzyłam, że zgubiłam drogę i wjechałam na osuwisko w Dabrówce Szczpanowskiej. Zafunndowałam sobie dodatkową adreanlinę.
To był dopiero zjazd!
Dwóch panów z ciekawością przyglądało się moim poczynaniom.. nie mogłam dac plamy,.
Miałam ochote powiedzieć: spokojnie panowie, ja jeżdzę u GG, dam radę, nie takie rzeczy widziałam…
Ale przecież i tak nie wiedzieliby o co chodzi:)
A potem już do domku szlakiem nad Dunajcem i przez Buczynę, która cała jest w zawilcach…
Nic tylko chodzić na spacery.. ech:)
Samopoczucie: 6
Jutro czeka mnie bardzo długa i trochę nudna jazda. No ale i tak trzeba. Poza tym są też w życiu jakies obowiązki prawda?
Stuknęło mi dzisiaj 1000 km w tym roku. Może to nie jest wiele, ale myślałam, ze nie dociągnę do 1000 jak będę startować w Murowanej.
( za Wkipedią)
Niektóre bodźce, powodujące wydzielanie endorfin, to:
* poczucie zagrożenia (zjawisko analgezji spowodowanej stresem)[potrzebne źródło]
* śmiech a nawet myślenie o śmiechu[2]
* wysiłek fizyczny (chociaż niektórzy naukowcy twierdzą, iż to udział w rywalizacji sportowej ma na to znaczący wpływ); przypuszcza się, że przedłużony intensywny wysiłek powoduje wzmożone wydzielanie endorfin, objawiające się euforią biegacza
* niedotlenienie - Na tej drodze istnieje hipoteza działania euforyzującego alkoholu na organizm poprzez zwiększone powinowactwo tej substancji do tlenu (patrz również: euforia biegacza)
* niektóre (głównie pikantne) przyprawy, np. papryka chili (u szczurów)[3]
* w niektórych przypadkach akupunktura[3][4]
* czekolada[5]
* efekt placebo[3]
* seks[potrzebne źródło]
* zakochanie
TR 25-30 min, niskie strefy
Podjazdy 5-7 x 5-6 min, ostatnie 30 sek na maksa, jazda terenowa 30-40 min + WT 30 min „ 15 min cool down
Trening nie dłuższy niż 3,5 – 4 godz.
Przepiękna pogoda, więc wyruszyłam z wielką ochotą. Zresztą dzisiaj podjazdy, a to jest to co lubię najbardziej, raz ze chyba zdecydowanie więcej endorfin wydziela się podczas podjeżdzania, dwa, że mogę się napatrzeć na górki i wziąć od nich trochę energii.
Zanim dojechałam na Lubinkę już musiałam zrobić kilka mniejszych podjazdów.
No a potem się zaczęło:) Popatrzyłam w górę na Lubinkę, na samochody na szczycie i pomyślałam: Jezu.. 6 razy mam tam wjechać..
Ale zaraz pomyslałam: kobieto.. to tylko Lubinka, nie takie podjazdy robiłaś.
Pierwszy podjazd tak sobie, oddech mocno przyspieszony, drugi już zdecydowanie lepszy, ale to co zrobiłam podczas piątego przeszło moje oczekiwania.
Zjeżdzając z czwartego podjazdu spotkałam pod drodze dwóch chłopaków na rowerach, chłopaki „po cywilu”, ale podjeżdzali dziarsko. Zjechałam jeszcze jakieś 500 metrów w dół, a potem w górę.
Minęłam chłopaków w tempie naprawdę bardzo dobrym i starałam się takie samo utrzymać przez cały podjazd. W pewnym momencie na którejś z serpetyn odwróciłam się i zobaczyłam w dole chłopaków. Gonili mnie!
Mieli pecha, trafili na mój naprawdę dobry dzień.
Podjechałam do konca i zaczęłam zjeżdzać.. Chłopaków nie ma.. Myslałam, że może zjechali gdzieś w bok, ale nagle patrzę.. chłopaki siedzą gdzieś na poboczu, rowery rzucone…
No wcale się nie dziwię…może pierwszy raz wjeżdzali, a do tego zapewne narzucili sobie zbyt duże tempo. Pamietam mój pierwszy raz na Lubince… byłam wykonczona.
Podjechałam jeszcze raz i na szczycie znowu spotkałam chłopaków.. jeden miał ściagnięte spodnie ( co on robił????) . Jak mnie zobaczył szybko spodnie ubierał.
Mogę tylko podjerzewać co się stało… bo jechał w dżinsach.
Spotkałam chłopaków potem raz jeszcze, na jednym z cmentarzy wojennych.
Zrobiłam Lubinkę 6 razy.. gdyby mi ktoś powiedział kiedyś…
Zrobiłam naprawdę w dobrym tempie, a jedne z podjazdów zakonczyłam z prędkością 18 km/h.
Niebywałe. W ub roku utrzymanie 14 km/h to był sukces.
Po Lubince pojechałam sobie do mojej doliny czyli Doliny Izy.
To jest endorfinowa dolina.
Odkryłam ją 3 lata temu, w paskudnym dla mnie okresie, kiedy żyć się nie chciało.
Wtedy na jedną małą chwilę uczyniła mnie szczęśliwą.
Dzisiaj jak do niej wjechałam śmiałam się z radości. Cisza, niesamowite piękne tego lasu, śpiewające ptaki, zawilce, las zieleniejący się powoli.
Najpierw 3 km zjazd, niby z pozoru prosty, ale… to tylko pozory, masa luźnych kamieni, piach. Trzeba uważać.
Gadałam sobie sama ze sobą , zjeżdzając…” Dziecinko nie hamuj, nie hamuj, puść klamki”
Sami wiecie czym grozi hamowanie na luźnych kamieniach…
A potem z powrotem pod górę, czyli 3 km podjazdu.
Bajka.
A potem już w dół, asfaltem z pieknymi widokami, słoncem, błękitem nieba.
Pomyślałam: jaka jestem szczęsliwa.. tak nieprawdopobnie szczęsliwa, pomimo tego ze gdzieś tam czają się różne problemy i niedogoności…
Co z tego, kiedy swiat jest taki cudny!
Nie sposób słowami tych widoków opisać.
Tak się zapatrzyłam, że zgubiłam drogę i wjechałam na osuwisko w Dabrówce Szczpanowskiej. Zafunndowałam sobie dodatkową adreanlinę.
To był dopiero zjazd!
Dwóch panów z ciekawością przyglądało się moim poczynaniom.. nie mogłam dac plamy,.
Miałam ochote powiedzieć: spokojnie panowie, ja jeżdzę u GG, dam radę, nie takie rzeczy widziałam…
Ale przecież i tak nie wiedzieliby o co chodzi:)
A potem już do domku szlakiem nad Dunajcem i przez Buczynę, która cała jest w zawilcach…
Nic tylko chodzić na spacery.. ech:)
Samopoczucie: 6
Jutro czeka mnie bardzo długa i trochę nudna jazda. No ale i tak trzeba. Poza tym są też w życiu jakies obowiązki prawda?
Stuknęło mi dzisiaj 1000 km w tym roku. Może to nie jest wiele, ale myślałam, ze nie dociągnę do 1000 jak będę startować w Murowanej.
( za Wkipedią)
Niektóre bodźce, powodujące wydzielanie endorfin, to:
* poczucie zagrożenia (zjawisko analgezji spowodowanej stresem)[potrzebne źródło]
* śmiech a nawet myślenie o śmiechu[2]
* wysiłek fizyczny (chociaż niektórzy naukowcy twierdzą, iż to udział w rywalizacji sportowej ma na to znaczący wpływ); przypuszcza się, że przedłużony intensywny wysiłek powoduje wzmożone wydzielanie endorfin, objawiające się euforią biegacza
* niedotlenienie - Na tej drodze istnieje hipoteza działania euforyzującego alkoholu na organizm poprzez zwiększone powinowactwo tej substancji do tlenu (patrz również: euforia biegacza)
* niektóre (głównie pikantne) przyprawy, np. papryka chili (u szczurów)[3]
* w niektórych przypadkach akupunktura[3][4]
* czekolada[5]
* efekt placebo[3]
* seks[potrzebne źródło]
* zakochanie
Bajka w mojej dolinie© lemuriza1972
Resztki śniegu na wyciągu na Lubince i dom mojego kolegi Irka:)© lemuriza1972
Dolina Izy:)© lemuriza1972
Las Buczyna© lemuriza1972
osuwisko w Dąbrówce Szczepanowskiej© lemuriza1972
Jak w Sudetach:)© lemuriza1972
- DST 64.00km
- Teren 10.00km
- Czas 03:10
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 147 ( 78%)
- Kalorie 1412kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze