Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2012
Dystans całkowity: | 619.00 km (w terenie 233.00 km; 37.64%) |
Czas w ruchu: | 34:02 |
Średnia prędkość: | 18.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 41.27 km i 2h 16m |
Więcej statystyk |
Środa, 11 kwietnia 2012
Czerwono- zielono mi....
Idzie na burzę , idzie na deszcz.
Ten dzisiejszy wiatr cos przyniesie.
Na pewno.
Byłam zmęczona.
Żadna nowość. Od kilku miesięcy jestem .. zmęczona. Siły nie mam na nic.
Pomyslałam: nie, nie… nie pojadę dzisiaj nigdzie. Muszę odpocząć.
Ale zmobilzowała mnie jedna dziewczyna na Kellysie.
Po prostu stałysmy obok siebie na przejściu w Mościcach.
I pomyślałam : skoro ta Ruda dziewczyna jedzie sobie gdzieś.. no to ja też pojadę…
Pojechałam.
Bez planu wyraźnego, chociaż myslałam o Lubince i w jej kierunku zmierzałam.
Postanowiłam sobie trochę drogę na Lubinkę urozmaicić i wjechałam do Buczyny, a tam skreciłam na pieszy czerwony szlak.
Dziwna ta Buczyna. Nieduzy lasek, ale są miejsca, ze sporo się trzeba nasiłować , żeby podjechać pod górę.
Piękna jest Buczyna.
Piękna i krwią przesiąknięta.
Pewnie już o tym pisałam.
Niemcy spędzili do Buczyny 10 tys Żydów i zamordowali. Dzisiaj jest tam cmentarz.
Wyjechałam z Buczyny i asfaltami jechałam w kierunku Lubinki. Miałam jechać serpentynami, ale nagle i niespodziewanie ( co często mi się zdarza) , wpadł mi do głowy pomysł, żeby sobie zjechać do Szczepanowic i w górę obok kościoła wjechać pod górę do lasu, a tam dalej moim ulubionym zielonym pieszym, ale tym razem od drugiej strony.
To był świetny pomysł.
Jeśli ktoś jeszcze nie odkrył zielonego pieszego na Lubince , a mieszka w moich okolicach, to najłatwiej trafić właśnie tak jak jechałam dzisiaj.
W Szczepanowicach skręcić z głównej drogi w kierunku Kościoła i pod górę. Mozolnie aslfaltem aż do samego lasu.
A w lesie zielony szlak już Was poprowadzi.
Polecam… chyba nie ma tak blisko Tarnowa drugiego takiego terenowego szlaku ( z tak pięknymi widokami, a jednocześnie składającego się z wymagajacego zjazdu i bardzo wymagającego podjazdu).
Ogromnie dużo radości sprawił mi zjazd.
Gdybym to jeszcze jechała na Kateemie…. Hm.. to by się poszalało.
Kiedy tak cieszę się ze zjazdów, wciąż nie mogę uwierzyć, ze to ja się cieszę!
One naprawde sprawiają mi teraz wiele radości. A pomysleć, ze kiedyś było inaczej.
Z podjazdem nie było już tak dobrze, bo ani mocy takiej nie ma, ani opon nie było odpowiednich ( a było mokro). W pewnym momencie trzeba było zsiąśc z roweru. Niestety.
Odkryłam za to piękną rzecz w tymże lesie.
Niestety nie ma zdjęcia, bo baterii nie naładowałam, ale wrócę tam wkrótce i zrobię zdjęcie.
Warto było się męczyć, dla tych widoków i tej terenowej radosci.
Ja to jednak muszę jak najwiecej jeździć w teren… wtedy jakoś tak.. lepiej mi się robi.
I była jeszcze niespodzianka. Kiedy wyjechałam z lasu… to bardzo niewyraźne, ale jednak Tatry majaczyły gdzieś tam w oddali.
Lubię takie chwile…
Zatrzymałam się, popatrzyłam, westchnęłam…
Świat jest naprawde piekny. Czy nam się to podoba, czy nie, czy chcemy go oglądać czy nie, czy jest jakby za szybą, jest piekny.
A góry.. góry są po prostu najpiękniejsze.
Cieszę się, ze mam takie miejsca w pobliżu, ze chociaż z daleka, ale jednak mogę popatrzeć na Beskid Sądecki, na Tatry.
To jest bezcenne.
Zjechałam sobie w dół nad Dunajec, moim podjazdem szutrowym ulubionym i dalej już tradycyjnie niebieskim rowerowym do domu, przez Buczynę.
Tam mnie ktoś gonił! Nie wiedziałam. Dopiero na podjeździe w wjazdu do lasu, zauwazyłam, ze ktoś mi siedzi na kole. Nie wiem kto to był, ale zniknał potem…tak jakby sobie chciał udowodnić, ze jest w stanie mnie dojść, a potem spasował…
Słaba jestem. Bolą mnie nogi teraz, a przecież to było tylko 30 km . Owszem sporo podjeżdżania, ale… maratonu to raczej na chwile obecną nie przezyłabym.
W Buczynie© lemuriza1972
Na czerwonym pieszym w Buczynie© lemuriza1972
I znowu czerwony pieszy w Buczynie© lemuriza1972
Zielony pieszy w lesie na Lubince© lemuriza1972
I jeszcze zielony© lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:58
- VAVG 16.27km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 kwietnia 2012
Jeden podjazd
Tytuł mało cenzuralny, ale zaryzykuję.
Dlaczego akurat ta piosenka?
Bo tak.
Bo
…Czasem jestem jak kolorowy ptak
Jak ptak patrzę w dół na góry
Patrzę w dół na góry
No a czasem jestem jak jednej nocy kwiat
Jak kwiat dmucham na chmury
Dmucham na chmury…
a czasem … w głowie mam… cygański z….
Dzisiaj był jeden podjazd. Dobrze, że chociaż ten jeden, bo w ogóle bardzo walczyłam ze sobą, żeby ubrać się, wziąć rower i wyjść z domu.
Jeden podjazd.
I tyle.
I niewidzialny świat.
A tu sezon się zaczyna. W niedzielę Puchar Tarnowa. Maratony ruszają.
A Izy nie ma.
Smutno mi.
Naprawdę.
Ale się nie nadaję.
Nie dojechałabym do mety z moją obecną formą. A może bym dojechała, ale potem byłaby reanimacja na mecie.
Nieśmiało myślałam, ze może jednak jakis maraton sobie pojadę w tym roku, ale na razie nie widzę tego dobrze.
Nawet miałam już na oku dwa , w szczególnie bliskich mi miejscach i zapowiadające się bardzo ciekawie, i niedaleko od domu.
Ale ... gdybym je miała jechać teraz, to byłaby tragedia.
Może chociaż ten, który jest we wrzesniu? do września tyle czasu.
zobaczymy.
- DST 31.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:45
- VAVG 17.71km/h
- VMAX 57.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 kwietnia 2012
Lasek Lipie
Czy nie masz wrażenia że
świat nam podupadł na zdrowiu?
tu pokasłuje a w innych
kilku miejscach krwawi
pewnie przypuszczasz że Bóg
musiał o nas zapomnieć
bo jak w swej dobroci
mógłby na to przyzwolić
on jest niewinny
to wszystko przeze mnie
Bóg jest niewinny on tylko
wciąż bywa zajęty
ja jestem łajzą i kiepsko
sobie z życiem radzę
bez przerwy wydzwaniam
pod jego prywatny numer
błagając o zdrowie bogactwo
miłość i sławę jakby był
moją prywatną złotą rybką
Bardzo, bardzo na siłę wyjechałam dzisiaj… znowu.
Strasznie mnie to niepokoi…. , że tak ciężko dalej…
… ja jestem łajzą i kiepsko sobie z życiem radzę…..
Kaśka jak to pisała, musiała mieć stan podobny, jak ja teraz.
No, ale wyjechałam. To taka walka z samą sobą. Przekonywanie siebie, że to jeden ze sposobów, by w końcu wiatr rozgonił kiedyś ciemne, skłębione zasłony.
Piękna pogoda się się nam zrobiła.
Cieplutko.
Mało ambitnie dzisiaj było.
Czerwonym szlakiem pieszym do Lipia ( pierwszy raz w tym sezonie).
Ilekroć tamtędy jadę, zawsze nie mogę się nadziwić, ze taki szlak jest w środku miasta.
Coraz bardziej zielono.
I nawet pierwszą sarnę widziałam tego roku… w mieście, jakby nie było.
Lipie całe w zawilcach. Pięknie naprawdę. I co mnie bardzo zdziwiło, prawie nie ma błota.
Sucho.
Pokręciłam się po Lipiu i na chwilę lepiej się zrobiło, bo .. te korzenie, zakręty, adrenalina…
No lubię to!
Pomyslałam, że ja jednak sporo się nauczyłam przez te kilka lat, jeśli chodzi o technikę.
To jest przyjemne, tak lepiej jeździć.
Magnus dzisiaj dostał zasłużoną kąpiel. Brudny był po ostatnim jeżdzeniu po Lesie Radłowskim i wczorajszym buczynowo-naddunajcowym.
Pomyslałam: wszyscy się do świat przygotowują, sprzątają, gotują…to ja przynajmniej Magnusa na świeta umyje.
No to koniec jazdy na parę dni.
Jutro inna terapia.
Potem.. święta. Niestety.
Wolałabym żeby ich nie było.
Szczera jestem, nie będę udawać, że jest inaczej.
Nigdy nie były „fajne”, teraz będą jeszcze trudniejsze. No, ale jakoś się przeżyje.
Nic mi się nie chciało. Nawet dekoracji robić.
Bo ja zawsze staram się robić… lubię to po prostu. Tym razem jakos tak .. bez serca zrobiłam.
Zyczę Wam… Swiąt w spokoju ducha i ze spokojnymi myślami i spokojnym sercem.. no i rowerem ( jak się da), może górami, może lasami, może rzekami.. spacerami… w każdym bądż razie. Nie z telewizorem albo komputerem.
Tak trochę świątecznie....© lemuriza1972
Szlak zupełnie polny w mieście Tarnowie:)© lemuriza1972
Gdzieś tam była sarna.. ale uciekła© lemuriza1972
Gdzieś po drodze© lemuriza1972
Lipie© lemuriza1972
I znowu Lipie© lemuriza1972
- DST 31.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:50
- VAVG 16.91km/h
- VMAX 31.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 kwietnia 2012
Czekam na wiatr co rozgoni....
Wyjechałam dzisiaj na rower…
Wyjechałam rowerowi i światu niezbyt chętna. Wiedziałam jednak, że tak Trzeba, że poczuję się lepiej i na pewno nie będę żałować.
I tak jadąc pomyślałam sobie:
Czekam na taki dzień, kiedy rower nie będzie tylko Ratunkiem, ale kiedy wyjadę z Wielką, wielką ochotą.
I ten dzień kiedyś nadejdzie. To wiem.
Robię wszystko, żeby jakoś ten czas oczekiwania skrócić.
Staram się.
I kiedy tak myślałam , przypomniała mi się piosenka Maanamu.
Tak więc:
Czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony,
Wstanę wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz….
Słońca cały dzień w zasadzie nie było, ale wyszło, kiedy wychodziłam z pracy, więc tym bardziej była motywacja, do tego, żeby jednak wyjechać.
Wielkiego planu , gdzie jechać nie miałam, wyjechałam późno, więc dużego pola manewru nie było.
Pomyślałam, ze pojadę przez Buczynę, bo tam pewnie od czasu kiedy byłam tak ostatni raz , duzo bardziej się zazieleniło.
Pięknie już jest w lesie, masa zawilców i innych kwiatów.
I kiedy tak sobie zdjecia robiłam i podziwiałam przyrodę pomyślałam: no przecież Iza.. jak ty chcesz sama siebie przekonać, ze świat jest piękny, jak ci się nie bardzo z domu chce wychodzić?
Nie ma innej możliwości. Trzeba wyjść!
Dzisiaj było sporooooo błota, więc dla miłośników jazdy po błocie nadeszły wreszcie dobre czasy.
Ja się chyba do nich zaliczam, ale dzisiaj nie miałam dobrego dnia.
Oponki mam kiepskie, słabo się czyszczą i jakos tak bojażliwie nieco jechałam. Zaliczyłam nawet niegroźny upadek, kiedy to źle wybrałam sobie drogę i wpakowałam się w jakąś kałużę.
Pojechałam potem moim szutrowym podjazdem.
Tam niestety natknełam się na wielkiego i niezbyt przyjaznego psa.
Zatrzymałam się, bo naprawdę nie wydawał się jakoś dobrze do mnie nastawiony i wiedziłam, że działające na trochę mniejsze psy , mojego głośne : do domu! tym razem nie pomoże.
Na szczęscie usłyszałam wołanie: Uszaty do nogi…
I pies sobie pobiegł do czyjejś nogi, na szczęscie nie mojej.
Potem zjazd do Szczepanowic i powrót naddunajcowym.
Nie było tego dużo, ale wystarczyło, żeby poczuć się trochę lepiej.
Zdjęcia niestety nie oddają ( jak to zdjęcia) nachylenia podjazdu.
Pomyślałam sobie, że takie nietrenowanie, a takie sobie jeżdzenie, ma swoje zalety.
Mogę spokojnie, bez wyrzutów sumienia, zatrzymać sie i robić zdjęcia
Zawilce w Lesie Buczyna© lemuriza1972
I dywan z zawilców© lemuriza1972
"Jeziorko" w Buczynie© lemuriza1972
Mój podjaz ( chociaż ,że to podjazd to akurat nie widac)© lemuriza1972
W dole Dunajec, stamtąd przyjechałam© lemuriza1972
I mój podjazd raz jeszcze© lemuriza1972
- DST 29.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:37
- VAVG 17.94km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Hej po co ten płacz.... hej kobieto...
Piosenka ta, bo jest ku temu przyczyna, ale o tym za chwilkę.
Uwielbiam ją tak w ogóle i często sobie puszczam w chwilach słabości.
Dawno nie byłam na rowerze.
Nie składało się.
Pogoda dość kiepska, a i zajęcia były inne.
Dzisiaj odczułam to, że nie jeździłam kilka dni, ciężkie nogi i ciężko się pedałowało.
Do tego zimno i wiało tak, że była niezła siłówka.
Wybór padł na Las Radłowski, bo przy tym wietrze cięzko byłoby pod górę, a przy mojej dzisiejszej formie, to byłaby porażka.
Mirek miał ochotę pobiegać dzisiaj, ale napisał mi że jak go przekonam to pojedzie.
Zadał mi pytanie: czy urządzam dzisiaj polowanie na krety?
Napisałam , że jasne:)
Summa sumarum ktoś chyba nas sprzedał kretom, bo nie było ani jednego.
Takie sobie pedałowanie, jak to po płaskim, bez wielkich emocji, chociaż dzisiaj było trochę błotka, no i Magnus przestał wyglądać jak nowy.
Odkrylismy też jedną fajną nową ścieżkę.
A teraz o tym dlaczego ta piosenka.
A było tak.
Spędzałam sobie wieczór w domu, jak to często bywa w towarzystwie Radia Kraków.
No i była akurat audycja Agnieszki Barańskiej Megafon.
No i nagle padło pytanie:
Strachy na Lachy nagrały piosenkę pt Hej kobieto.
Kto był pierwszym wykonawcą wersji angolojęzycznej.
No pytanie mocno proste, więc napisałam maila.
No i wygrałam podwójne zaproszenie na koncert Strachów w Krakowie.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności koncert był w sobotę, a na sobotę akurat miałam zaplanowane spotkanie z Przyjaciółkami w Krakowie.
Pogoda nam się nie udała, zimno, deszcz na przemian ze śniegiem, tak więc dzień spędzony w kawiarniach, nalesnikarniach i takich tam, przy kawie, nalesnikach, herbacie, grzanym winie i znowu kawie…
A potem koncert w Studio.
Mój czwarty w Studio po IB, HEY i Myslovitz.
Nie jestem co prawda az taką fanką Strachów jak tych ww wymienionych, ale też lubię.
Mam nawet jedną płytę:)
Koncert bardzo, bardzo energetyczny, bo Grabaż to niezły showman.
Bardzo mi się podobało.
Kraków.. Bracka© lemuriza1972
I znowu Bracka© lemuriza1972
Robota bobra w Lesie Radłowskim© lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 13.00km
- Czas 01:39
- VAVG 19.39km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze