Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 655.00 km (w terenie 197.00 km; 30.08%) |
Czas w ruchu: | 39:09 |
Średnia prędkość: | 19.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 175 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (82 %) |
Suma kalorii: | 10392 kcal |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 40.94 km i 2h 18m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 14 maja 2012
" By dalej żyć"
„Na drodze krzyż zatrzymał mnie
Kazał mi żyć
Pozwolił stać
Pozwolił iść
Pozwolił mi być”
W czasach kiedy jeszcze jeździłam samochodem, w drodze do Mielca jadąc nieco grubo ponad przepisowo prędkość ( ot paradoks), lubiłam bardzo słuchać tej piosenki.
Głośność na maksa… i jechałam.
Ta piosenka ma w sobie moc.
Przynajmniej ja to tak czuję.
Czego niestety na razie nie mogę powiedzieć o sobie.
Dość „męczący” dzień w pracy, więc jakos tak niespecjalnie myślałam o tym gdzie jechać.
Myślałam początkowo o asfalcie, bo padało w weekend, a rower dopiero umyty, więc nie chciałam go ubrudzić tak szybko.
Ale zaraz po wyjeździe z domu plan zmieniłam i pojechaliśmy ( z Mirkiem) niebieskim naddunajcowym.
Mirek gnał jak szalony ( albo mnie się tak wydawało, może Mirek jechał normalnie tak jak jeździlismy dawniej, tylko to ja taka słaba jestem).
Niezależenie od tego jak jest, musiałam naprawdę się sprężać, żeby Mirek nie zniknął mi z oczu.
Jednak chyba było mocno, bo jeśli jadąc po naddunajcowym wertepach , miałam prędkość 25 km/h, no to było szybko.
Dojechaliśmy do Janowic i tam 6 km pod górę.
To był podjazd, który robiłam kiedyś z blatu. To był podjazd, gdzie kiedys ćwiczyłam silną wolę, dociskając na najbardziej cięzkich kawałkach.
Dzisiaj starałam się jechać jak najmocniej, starałam się utrzymać jako taki rytm. Niestety o blacie , mogłam zapomnieć.
Było ciężko. Lepiej nie wiedzieć jakie myśli krążyly mi po głowie.
To smutne, kiedy jest taki regres.
Ja wiem, wiem… nie ma innego sposobu.. jeśli chce jeździć lepiej, ja muszę zacząć jeździc inaczej. Jeśli chce żeby cokolwiek z tego było, muszę przestać jeździć tylko na wycieczki, muszę przynajmniej dwa razy w tygodniu zmusić się do maksymalnego wysiłku.
Dzisiaj zmusił mnie Mirek. Gdybym była sama.. chyba nie dałabym rady.
Jak wiele się we mnie zmieniło…
Wiem, że nie jestem młodsza, za 10 dni będę świętować 40 urodziny.
Na pewno nie będę jeździć już tak dobrze jak kiedyś, ale chciałabym jeździc lepiej.
Chciałabym znaleźć Izę, którą gdzieś zgubiłam.
Nie tylko tę dobrze jeżdzącą na rowerze. Kochającą maratony.
Ale też tę, która cieszyła się każdego dnia otwierajac oczy. Tę, która uwielbiała chodzic po górach, zwłaszcza zimowych Tatrach. Tę, która miała marzenia… Która kochała życie.
Nie wiem kiedy, ale liczę na to, że do mnie wróci.
Co więcej, mam wrażenie, że się już do mnie znacznie zbliżyła.
W sobotę usłyszałam Fragmę.
Byłam u siostry i akurat „dreptałam” sobie na steperze.
Wiecie co poczułam?
Zamknęłam oczy i powiedziałam do siostry:
Wiesz.. to jest piosenka z maratonów, w których jeździłam.
Wiesz.. to takie piękne uczucie.. stoisz na starcie… słyszysz tę muzykę.
I jest radość przemieszana z przedstartową tremę.
Wokół mnóstwo kolarzy, a ktoś odlicza: 10, 9, 7….. 1 START.
Tęsknię. Czasami za tym bardzo tęsknię
Kiedy skonczylismy podjazd , Mirek powiedział:
jakiejś specjalnej mocy nie widzę u koleżanki:).
Skrzywiłam się: no wiesz co.. jeszcze tak mocno nie jechałam w tym roku...
Na zjeździe z Lubinki, nie dotykałam niemalże hamulców..
Skonczył się zjazd, uśmiechnęłam się i powiedziałam do Mirka:
Mocy nie ma ale za to na zjeździe bez kompleksów:)
We wszystkim nie da się być dobrym:)
- DST 43.00km
- Teren 7.00km
- Czas 01:45
- VAVG 24.57km/h
- VMAX 50.00km/h
- HRmax 172 ( 91%)
- HRavg 152 ( 80%)
- Kalorie 783kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 maja 2012
Nowe ścieżki part 2
Zbliżają się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
Wzięło mnie na wspomnienia.
To był mój piłkarski idol przez wiele , wiele lat.
No i nie będę ukrywać, że jako mężczyzna podobał mi się ogromnie.
Paolo Maldini. Legenda AC Milan.
Moim marzeniem było kiedyś jechać na San Siro, obejrzeć mecz Milanu.
Nie zrealizowałam tego marzenia.
Może jak syn Paolo zacznie grać w Milanie, to pojadę?
Dobrze, zostawmy piłkę nożną i Maldiniego.
Dzisiaj nie miałam w sumie plany jazdy.
Piątki przeznaczam z reguły na sprzątanie, zakupy.
Pomyślałam jednak: taka piękna pogoda, szkoda jej nie wykorzystać, a do tego weekend pod względem rowerowym będzie stracony.
Więc zdecydowałam się jechać.
Plan: Marcinka i Kruk.
Gdybym ja wiedziała, ze Tomek szykuje dośc ambitną trasę jak na po południe.. pewnie bym się nie zdecydowała.
Na szczęscie.. nie wiedziałam.
Zaczelismy od wałów wzdłuż Białej, potem singielek, potem przez Tarnowiec i szutrówką na Marcinkę.
Sam podjazd pod kościółek w granicach normy. Potem jeśli chodzi o podjazdy było już gorzej.
Nie wiem co jest, ale dość rozpaczliwie na to reaguję. Po prostu smutno mi , że tak ogromnie ciężko mi się podjeżdża.
Czy to po prostu brak mocy? Być może.
Być może.. to efekt chodzenia po górach sobotniego. Mięśnie mam jeszcze zmęczone, jak naciskałam mocniej na pedały czułam jeszcze resztki zakwasów.
Ewidentnie jestem słaba. To efekt nieprzepracowanej zimy. Tego zimowego „lenistwa”
Nie mam do siebie żalu. To nie było typowe lenistwo. To było jakby poza mną.
Nie tracę nadziei, ze będzie lepiej.
Po cichu nawet planuję wyjazd z rowerem w góry. Rower do pociągu i do krynicy, czy Rytra. Zobaczymy.
Ale zanim to nastąpi muszę jeszcze pojeździć. Pojechać jeszcze raz na Brzankę, pojechać na Jamną. Po prostu zrobić dłuższe trasy.
Tomek za to złapał formę i świetnie podjeżdża.
Ale to bardzo dobrze dla mnie.
Podczas wspołnych jazd, będę mieć kogo gonić. To na pewno pomoże.
Na Marcince pojechalismy w kierunku Kruka, trasą maratonu, tyle, że rzecz jasna w odwrotną stronę.
Piękny jest ten las na Marcince.. te jary, potoczki.
To wielkie dobrodziejstwo mieć cos takiego niemalże w mieście.
No a potem były mi ścieżki już mało znane, ale bardzo fajne.
Bardzo dużo fajnego terenu, dużo fajnego zjeżdżania.
Fajna pętla, a potem powrót na Marcinkę.
Tam spotkaliśmy Dywana i Miłosza.
Dywan „od dołu” przyglądał się jednemu mega stromemu zjazdowi, który chcieli zjechac.
Od razu jakoś tak pomyślałam.. bez szans.
No ale się zastanawiali.
Powiedziałam, ze założę się , ze nie zjadą.
Miłosz się zarzekał , ze zjadą.
Tomek mu powiedział: masz dziecko.. pamiętaj.
Dywan mu odradził. Zwycięzył rozsądek.
No to pojechalismy, świetnym zjazdem po korzeniach w lesie.
Powiedziałam Tomkowi, ze jestem coraz starsza, mam coraz mniej sił do podjeżdzania, ale zjazdy mnie bardzo cieszą, wiec „na starośc” chyba się na DH przerzucę.
Swietna, dośc ambitna jak na popołudnie trasa ( sporo podjeżdżania).
Muszę na nią wrócić , jak będę w lepszej formie.
Bardzo duzo fajnego terenu, podjazdy terenowe, zjazdy, korzenie, kamienie, potoczki, zielen i zapach lasu.
Muszę tylko zacząć jeździć więcej i bardziej ambitnie, bo bardzo bym chciała wyruszyć z rowerem w góry.
ale na razie w górach bym sie zamęczyła.
A maratonu U Golonki, to nie jestem w stanie sobie w ogóle wyobrazić.
Byłabym pewnie ostatnia w mojej kategorii.
Ale ja... się nie poddam tak łatwo.
Zawalczę o tę lepszą formę. Po prostu:)
I tak poza tematem. Byłam wczoraj w kinie, na filmie „Nietykalni”
\Jesli ktoś jeszcze nie widział.. marsz do kina.
Rewelacja.
Dawno nie oglądałam takiego filmu!
Zabawny, wzruszający.
Przez 2 godziny zapomniałam o wszystkim co mnie gnębi.
Śmiałam się i śmiałam.
I pomyślałam ( bo film oparty jest na faktach): w zyciu jednak zdarzają się czasem szczęsliwe zakończenia.
Doskonały poprawiacz nastroju!
W lesie na Marcince© lemuriza1972
Widok na Tarnów z Marcinki© lemuriza1972
Zdjęcie przypadkowe:)© lemuriza1972
W lesie na Marcince© lemuriza1972
- DST 49.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:48
- VAVG 17.50km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 148 ( 78%)
- Kalorie 1300kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 maja 2012
Nowe ścieżki na Słonej
Miałam takie założenie na ten sezon rowerowy, że postaram się odkrywać nowe ścieżki w okolicy.
No bo przecież ile można jeździć w kółko te same trasy?
Nudno, prawda?
Ale jakoś do tej pory się nie składało. Albo za mało czasu, albo coś innego.
Aż do dzisiaj.
Dzisiaj spotkałam Mirka pod sklepem i namówiłam go, żeby pojechał ze mną w górki.
Zapytał „gdzie?”, powiedziałam, że jeszcze nie wiem, ze cos się wymysli.
Myślałam pierwotnie o zielonym szlaku na Lubince ( pieszym), ale potem pomyślałam, że już tam byłam w tym roku kilka razy.
No to plan szatański mi wpadł do głowy,żeby podjechać na Słoną Górę od Relaksu, asfaltem. Podjazd jest to słuszny, długi i momentami mocno nastromiony.
Mirkowi nic nie mówiłam.
Kiedy mineliśmy stację w Kłokowej , Mirek zapytał: a może tu do góry ? I wskazał mi jakiś mega podjazd asfaltowy do góry.
Zauważyłam znak: ślepa droga.
Mirek powiedział, ze owszem, ale potem chyba można wjechać w las.
No to pojechalismy.
Podjazd dośc męczący. Głowa moja nie chciała za bardzo współpracować z nogami. Mysli natrętne i wręcz nieprzyzowite: rzuć to podjeżdzanie na rowerze…
Ale z gatunku tych, które nas opuszczają zaraz po osiągnięciu szczytu.
No i rzeczywiście pojawił się las i przepiekna droga, momentami bardzo, bardzo do góry . Trzeba się było trochę nasiłować.
Jaka to radość odkryć taką nową ścieżkę leśną!
Pewnie ze 3 km terenowego, niełatwego podjazdu. Czysta radośc.
Od razu pomyślałam, ze super by się zjeżdzało.
Osiagnęlismy Słoną i zjechalismy tradycyjnie przez las.
Było trochę błota i trzeba było się na zjeździe trochę „namęczyć”.
Mirek stwierdził, ze brakuje mu zjeżdzania, ze czuje, ze jakby „zapomniał” jak się zjeżdza.
No tak.. też to mam.
Mało solidnego ternowego zjężdzania i zapominam, żeby za dużo na zjeździe nie myśleć, bo jak mi się włącza myślenie, to zapominam o naturalnych odruchach, zaczynam hamować tam gdzie nie trzeba itp.
A miałam już to dosc fajnie opanowane.
No, ale udało się dosyć fajnie zjechać.
Wrócilismy przez Nowodworze i pola, i szlakiem „wałowym” wzdłuż Białej.
Przyjemnie.
Nowy podjazd na Słonej© lemuriza1972
Na Słonej Górze© lemuriza1972
Pagórki po drodze© lemuriza1972
- DST 36.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:57
- VAVG 18.46km/h
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 832kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 maja 2012
Las Radłowski i Kryterium im. Kwiatkowskiego
Taki jakiś cięzki i spiący dzień, a do tego jakby mnie choroba brała.
Więc najpierw chwila przyglądania się zawodowym kolarzom podczas Kryterium im. Kwiatkowskiego ( jadą tak, że cięzko cokolwiek zobaczyć, znaczy tak szybko:)).
Potem trochę bardzo spokojnego kręcenia w Lesie Radłowskim ( ścieżkami Mirka).
Potem powrót na ulice Mościc i przyglądanie się kolegom w wyścigu amatorów.
Duzo fajnych rozmów ze znajomymi z naszego lokalnego rowerowego swiatka.
Jutro, o ile zdrowie mi pozwoli , będzie jakas górka.
P.S Dywan dał mi sie przejechać na swojej szosówce.
ale fajnie!
Na takim rowerze to sie musi pieknie i lekko podjeżdżać:)
Więc najpierw chwila przyglądania się zawodowym kolarzom podczas Kryterium im. Kwiatkowskiego ( jadą tak, że cięzko cokolwiek zobaczyć, znaczy tak szybko:)).
Potem trochę bardzo spokojnego kręcenia w Lesie Radłowskim ( ścieżkami Mirka).
Potem powrót na ulice Mościc i przyglądanie się kolegom w wyścigu amatorów.
Duzo fajnych rozmów ze znajomymi z naszego lokalnego rowerowego swiatka.
Jutro, o ile zdrowie mi pozwoli , będzie jakas górka.
P.S Dywan dał mi sie przejechać na swojej szosówce.
ale fajnie!
Na takim rowerze to sie musi pieknie i lekko podjeżdżać:)
Chłopaki na starcie© lemuriza1972
Chłopaki na starcie 2© lemuriza1972
Chłopaki na podium© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:40
- VAVG 18.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 maja 2012
Trzy Korony i Sokolica
Przeżyłam kilka takich pięknych chwil patrząc na góry. I to już dużo, prawda?
Zaprosiła mnie koleżanka do Nowego Sącza, a glownym punktem wyjazdu było wspólne wyjście w góry.
Chętnie się zgodziłam, bo dawno nie byłam w górach.
Na te okoliczność uruchomiłam w tym roku po raz pierwszy pulsometr.
Kiedy w piątek jechałam autobusem do Sącza, miałam okazję słyszeć ciekawą rozmowę.
Jakis mężczyzna rozmawiał z bratem przez telefon.
Byliśmy zaraz za Tarnowem, na jednej z najpiekniejszych dróg w mojej okolicy, czyli drodze wzdłuż Dunajca. Po lewej Dunajec, po prawej pagórki w zieleni.
„ A skąd ja mam wiedzieć gdzie jestem? W górach jestem”
Usmiechnełam się i pomyślałam: „ no w górach mieszkam” ( wg tego pana)
Zaraz też pomyślałam sobie co powiedziałby na ten temat Adam, dla którego góry zaczynają się dopiero w Tatrach.
Piątek to był przyjemny wieczór z winem i pstrągami z grilla.
Zastanawiałysmy się gdzie iść na drugi dzień.
Przehyba, Jaworzyna i Wierchomla czy cos innego.
Bożena miała ochotę na Trzy Korony. Zgodziłam się ochoczo, bo wstyd się przyznać, bo chociaż w okolicy Szczawnicy byłam wiele razy ( w koncu to rzut beretem od mojego Tarnowa), to na Trzech Koronach nie byłam nigdy.
Pojechałysmy więc autobusem do Krościenka i potem w górę.
Pogoda nam sprzyjała. Piękne słońce, przyjemna temparatura. Nie za gorąco, ale ciepło. Na szlaku wielkich tłumów nie było, chociaż dla mnie przyzywczajonej do pustki na zimowych, tatrzańskich trasach i tak było zbyt tłoczno.
Tempo mocno spacerowe, bo moja koleżanka nie zaprawiona w bojach.
Odpowiadało mi to.
Jak zwykle, takie rowerowe zboczenie i przyglądanie się ścieżkom pt jakby się tu podjeżdżało , jakby się zjeżdżało.
Po drodze przepiękne widoki, cudowne góry, zieleń, Tatry zaśnieżone w tle, Dunajec mój ukochany.
Trzeba czegoś więcej?
W takich chwilach.. zdecydowanie nie.
Odpoczynek na słonecznej polanie, herbatka, kanapki i przyglądanie się turystom.
W pewnym momencie zauważyłam Hindusa w bieliźnianycm podkoszulku i .. japonkach. Przyglądałam się tym jego japonkom z rozbawieniem, co chyba zauwazył, bo powiedział mi „ dzień dobry”.
Z Trzech Koron na Sokolicę i tu zaczęło się ciekawiej, bo jakies skały, odrobine trudniejsze zejścia.
Bożenka mówiła: ale tu jest ekstremalnie.
Ja się tylko uśmiechałam, bo pomyślałam: ciekawe co by powiedziała na Orlej Perci
No pewnie by nic nie powiedziała, tylko bała się tak bardzo jak ja się bałam.
Przy zejściu z Sokolicy złapał nas lekki przyjemny deszczyk ze słońcem w tle.
Po drodze zauwazyłam małego chłopca z silnie krwawiącym kolanem. Pochylał się nad nim tata, miał duzy plecak, patrzyłam co wyciagnię z plecaka. Byłam pewna, ze skoro idzie z dziećmi ma w plecaku co trzeba, żeby dziecko opatrzyć.
Ale wyjął tylko .. szmatke do czyszczenia okularów.
Zatrzymałam się, zapytałam czy potrzebuje pomocy.
Wyjęłam z plecaka gazę opatrunkową, plastry.
Pan powiedział: wszystko zaostało w aucie, nauczka , ze nawet na niewielką górę trzeba brać potrzebne rzeczy.
Tak, ja chociaż górski staż mam niewielki, już się tego nauczyłam.
Bożena powiedziała: zrobiłaś dobry uczynek… będzie ci to zapisane.
Zaśmiałam się i powiedziałam: eee… to tak nie działa…
Bo nie działa.
Gdyby dobre uczynki oznaczały dobre wydarzenia, a złe.. złe, wszystko by się ładnie równoważyło.
Ale to nie tak.
Myslę, ze za te złe zapłaciłam już z nawiązką… więc dlaczego to dobre jakos przyjść nie chce?
Wiem dlaczego.
Bo to tak jak powiedział w moim ulubionym wywiadzie prof. Wnuk-Lipiński:
Kary i nagrody spadają na nas losowo.
No właśnie.
Zeszłysmy sobie do końca szlaku i bach niespodzianka.. Dunajec… a droga do Szczawnicy, do której chciałysmy dotrzeć.. po drugiej stronie.
Jakis flisak przewoził ludzi na druga stronę, ale my postanowiłysmy iść ścieżką wzdłuż Dunajca, licząc na to, że dojdziemy do jakiegos mostu, kładki.
W drodze spotkałysmy dwóch Słowaków, którzy pytali nas czy tam dalej jest jakis hotel Sokolica.
Powiedziałysmy im, ze tam nic nie ma… tylko Dunajec.
A oni na to: no to jestesmy zagubeni…
Ja na to: my tez jestesmy zagubene…
Bo faktycznie .. okazało się, ze idąc tak jak szłysmy dojdziemy do.. krościenka.
No, a my chciałysmy do Szczawnicy.
Trzeba było więc wrócić i przepłynąć z filaskiem.
Potem spacerek wzdłuż Dunajca, piwo w Szczawnicy i powrót do Sącza.
A wieczorkiem piwo na Rynku.
No i koniec weekendu.
Poczatek szlaku na Trzy Korony© lemuriza1972
Gdzieś po drodze z Bożenką© lemuriza1972
Widoczek© lemuriza1972
Gdzieś na szlaku© lemuriza1972
Gdzieś na szlaku 2© lemuriza1972
Widoczek po drodze© lemuriza1972
Tak wygląda slimak, który pije niebieski izotonik:)© lemuriza1972
Mój ukochany Dunajec w dole© lemuriza1972
Moje ukochane Taterki© lemuriza1972
Na szczycie Trzech Koron© lemuriza1972
Góry w zieleni© lemuriza1972
Tatry i Dunajec - najlepsze połączenie:)© lemuriza1972
Patrzeć na góry.. trzeba czegoś więcej???© lemuriza1972
Po prostu piękny świat:)© lemuriza1972
Przeprawa przez Dunajec© lemuriza1972
- Czas 04:49
- Kalorie 1660kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 maja 2012
Marcinka, Słona Góra, Wał i Lubinka
Niesamowite jest to wykonanie z Możdżerem.
Powinnam sluchać tej piosenki każdego ranka i mocno sobie brać do serca.
Tak… plan był początkowo taki, że o 8 rano spotykamy się w gronie: Sławek N., Jacek Ł., Paweł Sz. na moście w Ostrowie.
Ale od razu wiedziałam, że nic z tego nie będzie.
Poszlismy w „kolarskim” gronie oglądać prawdziwych kolarzy czyli prolog wyścigu Kurierów, no i spotkanie mocno się przeciągnęło… mocno…
Grono potem się poszerzyło o kolegów i koleżanki z KSG.
Ani myslałam o wstawaniu o 7.00 rano.
Ale za to Sławek N. pomyślał, bo dostałam smsa o 6.50 czy jedziemy.
Nie pojechałam.
O 8.00 był nastepny sms, nastepny amator jazdy, chciał jechać za wcześnie ( jak dla mnie tym razem)
Wyjechałam w końcu sama o 10.30 i to był wyczyn , biorąc pod uwagę krótki sen i niestety poziom „nawadniania się” dnia poprzedniego.
Miałam plan wczesnego powrotu do domu i wjazdu rano naprawdę.. no ale .. plany planami, a zycie życiem.
Byłam trochę niepewna, czy dam radę po górkach. Nawet myslałam, że pojadę na 12 do Radłowa, tam dzisiaj ruszał etap wyścigu kurierów.
Ale pomyślałam: eeee… no i co…? Popatrzę na kolarzy… oni ruszą, a ja zostanę na tych plaskatych terenach.
No to pojechałam sobie wałem nad Białą, a potem singielkiem i terenem aż do samej Marcinki.
Na Marcinkę szuterkiem i pod przekaźnik czyli jakieś 3 km podjazdu, może trochę wiecej.
Upał.
Potem ruszyłam na pieszy czerwony szlak w kierunku Poreby Radlnej.
Hm… gdyby można było jakoś słowami oddać te obłędne wiosenne zapachy… bez, drzewa owocowe, zapach rozgrzanego powietrza… zapach czegoś nieuchwytnego …
Te polne drogi, te pagórki…
Jak to opisać? Nie potrafię.
Ale jak tak jechałam i patrzyłam na to wszystko, na te cudne widoki, jak wdychałam te zapachy, myślałam sobie, ze ta wiosna jest taka bezczelna, taka niesamowicie bezczelna z tą swoją WIOSENNOŚCIĄ.
Tak się wdziera … bezczelnie, nachalnie, pięknie…
W Porębie Radlnej pojechałam na Słoną do góry tam gdzie zwykle zjeżdzam.
No… ponad 3 km solidnego , terenowego podjeżdzania.
Lubię tak sobie czasem pojechać sama… takim zupełnie wycieczkowym tempem… Mam czas , żeby pomyśleć sobie, popatrzeć, zatrzymać się tam gdzie chce i zrobić zdjęcie.
Po wjeździe na Słoną wjechałam do lasu.
Tym razem znowu „odwrotnie”,więc więcej zjeżdzania niż podjeżdzania.
Zadzwiająco sucho było, biorąc pod uwagę wczorajszą burzę. Jedynie na końcowym zjeździe, sporo gliny i koła mi „tańcowały”
Kiedy zjechałam do Swiebodzina, zastanawiałam się co robić. Myślałam, żeby pojechać do Tuchowa, tam miał się kończyć etap wyścigu, ale nie wiedziałam o której, gdzie… Więc zrezygnowałam.
No i wybrałam, biorąc pod uwagę wariant trochę hardcorowy, bo podjazd na Wał asfaltem, czyli 5 km podjazdu w otwartym słońcu.
Ale nie było tak źle. Specjalnie się nie spieszyłam, więc dobrze zniosłam ten podjazd.
Potem pojechałam na Lubinkę, zjechałam szuterkiem i nad Dunajcem zrobiłam sobie postój.
Prawie godzinny.
Ale było przyjemnie tak posiedzieć na słoneczku, posłuchać szumu Dunajca.
Naprawdę.. nie ma chyba dla mnie lepszego odpoczynku niż rower i szum Dunajca.
No może.. jeszcze wędrówka po górkach.
Kiedy wracałam przez Buczynę poczułam taki „górski” zapach. Uwielbiam ten zapach… takiej leśnej wilgoci…
Uśmiechnęłam się do siebie, bo.. jutro ruszam w kierunku gór i już nie mogę się doczekać.
Pole rzepakowe w .. Tarnowie:)© lemuriza1972
Singielek w środku miasta:)© lemuriza1972
Widok z Marcinki© lemuriza1972
Bez na czerwonym pieszym szlaku© lemuriza1972
Pieszy czerwony z Marcinki© lemuriza1972
Pole rzepakowe po drodze na Słoną Górę© lemuriza1972
Widok na Tarnów ze Słonej Góry© lemuriza1972
Podjazd na Słoną Górę© lemuriza1972
Zjazd w lesie na Słonej Górze© lemuriza1972
Końcówka zjazdu na Słonej© lemuriza1972
Biała w okolicach Pleśnej© lemuriza1972
Pagórki i Dunajec w okolicach Dąbrówki Szczepanowskiej© lemuriza1972
Urwana droga nad Dunajcem© lemuriza1972
Amatorzy kajaków nad Dunajcem© lemuriza1972
- DST 56.00km
- Teren 18.00km
- Czas 03:07
- VAVG 17.97km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 maja 2012
Wycieczka Pierwszomajowa
Jest wiosna, świat jest naprawdę piękny .. staram się to dostrzegać, staram się to doceniać.
Doceniać to, że mogę to oglądać.
Nie jest jednak fajnie i długo pewnie nie będzie, więc proszę o wyrozumiałość, że czasem może jest za bardzo smutno.
Ja wiem, że są osoby, które nie do końca mój smutek rozumieją… a ja tym razem pozwoliłam samej sobie na smutek.
Czasem i na smutek trzeba sobie pozwolić i nie grać na siłę superbohaterki.
Tak myślę.
Tak sobie dzisiaj wstałam... Pogoda piękna. Było wiadomo , że siedzenie w domu grzechem by było, ale specjalnie też wielkiej ochoty na jazdę dzisiaj nie miałam.
Nie wiem dlaczego.. nie wiem.
Tak teraz mam jeszcze czasami. Taki letarg jeszcze czasami mnie ogarnia.
No, ale jasne, ze wyjechałam, bo w domu też bym nie usiedziała.
Dzisiaj większość trasy z Tomkiem, a końcówkę dodatkowo z Jackiem Ł . i Pawłem Sz., których spotkalismy w … okolicach Pleśnej jak pod kładką się .. nawadniali:)
Nie miałam pomysłu na dzisiejszą trasę, wiedziałam tylko, ze w ten upał nie może być tak cięzka jak ta brzankowa. Cięzko znosze jednak jazdę w upale.
Krysia namwiała mnie własnie na wspólny wyjazd na Brzankę, ale nie dałam się namówić.
Ona i Adam przygotowują się do maratonu w Złotym Stoku, więc ja bym im tylko przeszkadzała.
Nie czuję się na siłach, żeby jechać z nimi. Na razie.
Tak… tak.. to już w sobotę Złoty Stok.
Drogie koleżanki i koledzy powodzenia! Będę trzymać kciuki.
Ja w tym czasie o ile pogoda pozwoli mam nadzieję wędrować gdzieś po górach wtedy.
Wszystko się zmienia…
Iza nie szykuje się wyjazd do Złotego.
A podobno ma być znowu słynna runda xc. No, no… będzie rzeź.
Na początku trasy spotkaliśmy Aśkę czyli żonę Mirka i Michała czyli syna Mirka, na rowerach ( Mirka, chociaż Mirek zawsze mówi: że on od nich tylko pozycza rowery:)). jechali na Dwudniaki.
Pojechalismy przez Buczynę czerwonym pieszym, krótka „wspinaczka” i „wypad” na asfalt w Zbylitowskiej. Potem Błonia i zjazd do Szczepanowic, za kościołem pod górę kilometr podjazdu asfaltem.
Ciężko w tym słoncu palącym, ale dramatu nie było.
Kręciło mi się dzisiaj lepiej niż w niedzielę, ale nie było też cudownie. Powiedziałabym... przeciętnie.
W lesie na Lubince zielonym pieszym. Najpierw zjazdowe "szaleństwo", potem mozolne i ciężkie podjeżdżanie ( częściowe niestety podchodzenie – znowu w tym samym miejscu wjechałam w koleinę i STOP, a dalej za stromo żeby ruszyć).
Ktoś bardzo żłośliwy zatarasował wyjazd z lasu na tym szlaku ( może taka ochrona przed quadowcami, albo crossowcami?).
Dalej już w kierunku Wału, najpierw zjazd wąwozem, a potem znowu długo i mozolnie asfaltem pod górę.
Zatrzymalismy się w Chacie pod Wałem, bo wody nam już brakowało. Piękna to jest okolica. Siedziałam i myślałam sobie, ze planowałam tam swoją imprezę urodzinową z okazji urodzin 40.
Ale jej nie będzie..Nie będzie takiego świętowania jak planowałam.
Siedziałam , patrzyłam na świat i myślałam, ze w tej chwili niczego bardziej nie pragnę.. jak zamieszkać gdzieś na wsi.
Potem na szlak do lasu. Tam pojechalismy w kierunku działki Agnieszki w Siemiechowie i wrocilismy tą samą drogą. Fajny jest ten leśny szlak, w jedną stronę dużo fajnego zjeżdzania terenowego, w drugą stronę dużo wymagającego podjeżdzania.
A potem po raz pierwszy w tym roku Łowczów i pięknie widoki z góry, no i jazda wzdłuż Białej. Też jeszcze nie byłam tam w tym roku, a lubię tę drogę.
Koło boiska w Pleśnej skręcilismy na drogę która kiedyś była szutrowa, a teraz okazała się .. asfaltowa.
Chyba trzeba będzie pomyśleć o szosie, bo już prawie nie ma gdzie jeździć na góralu.
No i właśnie tam pod kładka spotkalismy wspomnianych wyżej panów.
Wrócilismy wszyscy razem przez Kłokową, Swiebodzin , w Nowodworzu przez pola.
W Tarnowcu Jacek pokazał mi świetną ścieżkę ( w życiu tamtędy nie jechałam).
Niesmowite.. taki singielek w mieście!
Jacek w ogóle mówił, ze odkrył, że można całe miasto objechać wkoło prawie nie dotykając asfaltu.
Pewnie chodzi o czerwony pieszy.. ktos kiedyś gdzies o tym pisał.
Wrócilismy do Mościc wałami wzdłuż Białej.
Jest naprawdę pięknie, wiosennie.
W lesie na Lubince widziałam fiołki.
Bzy kwitną.
Patki śpiewają:)
Swiat istnieje.
Przyjdzie czas, ze poczuję to mocniej. Na pewno.
W Buczynie© lemuriza1972
Marcinka w oddali z podjazdu na Lubinkę© lemuriza1972
Na mostku w lesie na Lubince© lemuriza1972
Potoczek na Lubince© lemuriza1972
Pagórki gdzieś po drodze© lemuriza1972
Tak wygląda wiosna w okolicach Tarnowa© lemuriza1972
Górki po drodze© lemuriza1972
W lesie na Wale© lemuriza1972
W lesie na Wale 2© lemuriza1972
Po drodze w Łowczowie© lemuriza1972
Jacek na wale wzdłuż Białej w Tarnowie© lemuriza1972
- DST 66.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:59
- VAVG 16.57km/h
- VMAX 49.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze