Poniedziałek, 17 grudnia 2012
Bieganie
Stałam się szczęśliwą posiadaczką dwóch nowych, starych płyt Hey.
Napisałam "nowych, starych", bo dla mnie są nowe, ponieważ nie mam ich w swojej skromnej płytowej kolekcji, no ale tak naprawdę stare są.. bo wyszły dobrych kilka lat temu.
Mowa o "Echosystemie" i "?"
Kupiłam je głownie ze względu na dwie moje ulubione piosenki : "Byłabym: i " Gdy mnie sen zmorzy"
Ale znalazłam tam wiele innych cudnych, bardziej znanych lub w ogóle mi nie znanych.
Taki prezent świąteczny sobie zrobiłam:)
Sobie też czasem trzeba robić prezenty:).
Wczoraj podczas spaceru w Lesie Radłowskim spotkalismy Mirka, a potem Monię Brożek.
Ambitnie biegali, zresztą nie tylko oni. Ruch był jak na Krakowskiej.
No więc dzisiaj pomyślałam, że i ja coś zrobić muszę, bo siatkówka dopiero jutro.
A wyjątkowo reset był mi dzisiaj potrzebny.
Wyciągnęłam więc Alka na bieganie.
Małe opory miał, ale pobiegł.
Myślałam, ze pobiegniemy na most w Ostrowie i z powrotem , ale na skrzyżowaniu Mościckiego z Chemiczną, Alek stwierdził, że za dużo spalin i skierowaliśmy się w stronę klasztoru w Zgłobicach.
Tak więc do końca Chemiczną, potem wzdłuż Norwida, przez park i pod górkę.
Oj.. pomyślałam... czy ja dam radę dobiec tam, tak bez odpoczynku?
Nie byłam pewna. Cel taki sobie postawiłam i udało się, aczkolwiek koncówka pod górkę, to już było dla mnie męczące.
Wrócilismy marszem, bo Alek na bieg już nie dał się namówić.
Tak więc 30 minut biegu, średnie tętno 166 i jakieś pewnie 40 minut marszu ( szybko dość szliśmy).
Fajne dotlenienie się i ruch, ale prawdziwa frajda to będzie jutro.. Siatkówka.
Niestety potem będzie dwa tygodnie przerwy bo święta i Nowy Rok:(
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 grudnia 2012
Unplugged:)
Wczoraj była siatkówka.
Jak przyjechaliśmy na halę, to czekała na nas "niespodzianka". Nie było prądu. Pan dozorujący halę powiedział nam, że raczej nic z tego nie będzie.
Ale udało się ściągnąć elektryka, który awarię usunął.
No i było świetne granie.
Miałam wczoraj partnera do gry, kolegę z wydziału geodezji, który widać, że o siatkówce sporo wie i bardzo fajnie się grało.
Było trochę takiej prawdziwej siatkówki, rozgrywania itd.
Super. To jest jednak coś co tak jakoś głęboko tkwi we mnie i sprawia wiele, wiele radości.
A dzisiaj był basen w Dąbrowie Tarnowskiej. Swietnie się pływało, bo znowu mało ludzi, woda jak na "basenową" bardzo przyjemna.
I to przyjemne basenowe zmęczenie.. Lubię to.
Ale nie na facebooku:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 grudnia 2012
Pogórze Dynowskie cd
Spadł świeży śnieg...
Od razu nawet w mieście ładniej.
Kilka zdjęć jeszcze z wczorajszej wycieczki. Autorami są Alek i Mirek.





“Wszystko trwa, sam dobrze wiesz,
Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być
codziennym zdumieniem...”









Od razu nawet w mieście ładniej.
Kilka zdjęć jeszcze z wczorajszej wycieczki. Autorami są Alek i Mirek.

diamentowo© lemuriza1972

Droga do zamku© lemuriza1972

Oszroniony świat...© lemuriza1972

Na rozstaju dróg....© lemuriza1972

W stronę ruin© lemuriza1972
“Wszystko trwa, sam dobrze wiesz,
Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być
codziennym zdumieniem...”

Zdumienie© lemuriza1972

Wskale była skrytka© lemuriza1972

i w którą stronę podążać???© lemuriza1972

Olaboga© lemuriza1972

Ruiny© lemuriza1972

Ruiny okiem szpiega czyli zdjęcie zrobione przez "dziurę" w bramie© lemuriza1972

Potęga głazów...© lemuriza1972

Szczęście wędrowców© lemuriza1972

Śniegowo© lemuriza1972

Wędrówka© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 grudnia 2012
Pogórze Dynowskie czyli zamek w Odrzykoniu i Rezerwat Prządki
Zapraszam na kolejny odcinek Podróży z Izą.
Dzisiaj zawędrowaliśmy na Pogórze Dynowskie.
Mirek nie miał zbyt wiele czasu, więc zaproponował coś bliskiego i krótkiego.
W drodze byliśmy w jakieś niespełna 4 godziny.
(Pogórze Dynowskie (513.64) – mezoregion geograficzny w południowej Polsce.
Na zachodzie granicą Pogórza Dynowskiego jest Wisłok, na wschodzie San na odcinku od Trepczy (koło Sanoka) po Przemyśl, na północy droga Rzeszów – Jarosław – Przemyśl, a na południu Doły Jasielsko-Sanockie. Najwybitniejszymi szczytami są: Sucha Góra (591 m n.p.m.), Królewska Góra (554 m), Grabówka (531 m), Kiczora (516 m). W 1993 powstał Czarnorzecko-Strzyżowski Park Krajobrazowy, chroniący na 25,784 ha najcenniejsze obszary Pogórza Dynowskiego i Strzyżowskiego. Na Pogórzu istnieje również wiele rezerwatów, jak np. rezerwat Prządki. Na Pogórzu występują grądy, a w wyższych partiach buczyna karpacka, lasy jodłowo-bukowe, sosnowe, łęgi.)
Pobudka po 6 rano, więc dosyć wcześnie jak na sobotę.
Przywitał nas mroźny poranek. Jakieś 15 stopni na minusie.
Nareszcie czuć zimę.
Dzisiaj w składzie : Mirek, Alek i ja. Do Odrzykonia z Tarnowa nie jest daleko, więc już po godzinie 8 , jesteśmy na miejscu. Parkujemy auto i idziemy w kierunku ruin zamku w Odrzykoniu, którego nazwa zapewne brzmi wszystkim znajomo. Tak, tak, to właśnie z nim związana jest historia powstania „Zemsty” Aleksandra Fredry.
Mirek mówi: ale fajniiieeeee…. Wreszcie zima!!!! Ja to jednak najbardziej lubię zimę!
Alek na to: Ja to nienawidzę zimy!
Uśmiechnęłam się mówiąc: Powiedział Alek maszerując na mrozie, pod górę, po śniegu…
Wchodzimy do lasu. Po lewej stronie zbiorowa mogiła mieszkańców z okolic Odrzykonia , Korczyny, którzy w połowie XIX wieku zmarli na cholerę. Piękny las, zaśnieżone drzewa, wąska ścieżka pod górę. Po drodze pierwsze kamienie i skały.
Mirek wypatruje na nich miejsca gdzie ludzie się wspinają. Faktycznie. Przygotowane pod wspinaczkę.
W końcu docieramy do imponujących ruin zamku Kamieniec, ale teren zamknięty na cztery spusty. No to opowiadam kolegom krótką historię zamku i legendę o karlicy Kasi ( twierdzą, że sobie to wymyśliłam, ale… niech zajrzą do internetu).
Odrzykoński zamek był miejscem wydarzeń na kanwie, których powstała jedna z najlepszych polskich komedii - "Zemsta" Aleksandra Fredry. W 1828 r. poeta ożenił się z Zofią Skarbkową z Jabłonowskich, która w posagu wniosła połowę tego zamku. Przeglądając stare dokumenty znalazł on akta procesowe spierających się o mur graniczny szlachciców: Skotnickiego i Firleja. Na ich bazie powstała "Zemsta
W Odrzykoniu mieszkała niegdyś karlica Kasia. Była wykształconą szlachcianką, została więc przyjęta do dworu Kamienieckich i zamieszkała na zamku. Gdy do Odrzykonia zawitała z wizytą królowa Bona, zobaczyła Kasię i bardzo zapragnęła przyjąć ją do swego orszaku, bowiem na zachodzie mali ludzie świadczyli o dostojeństwie i splendorze dworu. Wojewoda Kamieniecki oczywiście spełnił prośbę królowej i odtąd Kasia zamieszkała na Wawelu, gdzie z woli Bony poślubiła karła Kornela. Po jakimś czasie królowa podarowała małą parę cesarzowi Karolowi V. Kasia znalazła się więc aż w Hiszpanii i choć niczego je nie brakowało to nie była szczęśliwa. Bardzo tęskniła za rodakami i piękną okolicą Odrzykonia. Niestety zmarła na obczyźnie i mimo próśb, jej ciało nie zostało raczej pochowane w Polsce.
Ponoć jednak jej postać była wielokrotnie widziana w ulubionym miejscu w zamku czyli przed kominkiem. Pierwsza zobaczyła ją Barbara Kamieniecka, gdy jeszcze do Odrzykonia nie dotarły wieści o zgonie karlicy. Zdziwiona pomyśłała, że Kasia wróciła jednak gdy podeszła bliżej postać zniknęła, domyślono się więc że był to duch karlicy. I faktycznie jakiś czas potem nadeszła informacja o śmierci Kasi...
( ze strony zamki.res.pl)
Idziemy dalej w kierunku Rezerwatu Prządki. W końcu docieramy na miejsce.
Z rezerwatem wiąże się legenda.
W kamień podobno zaklęte zostały okoliczne panny, ponieważ w ten sposób zostały ukarane, za to że prządły len w święto.
Rezerwat robi wrażenie. Przypomina nieco nasze ciężkowickie Skamieniałe Miasto, z tymże nie ma tego co w Cięzkowicach najcenniejsze czyli wodpospadu, który zimą zamienia się w piękny lodospad.
Z Prządek wędrówka w kierunku Królewskiej Góry.
Królewska Góra – szczyt na Pogórzu Dynowskim o wysokości 554 m n.p.m. pokryty lasem bukowym. Na północno-wschodnim ramieniu góry znajduje się kilkanaście sztolni, w których dawniej wydobywano piaskowiec[1
Tak sobie wędrujemy przez śniegi, lasy.
Dosyć zimno było. Pierwszy raz tej zimy trochę zmarzłam, ale wszystko w normie.
Mirek powiedział: trzeba w jakieś Tatry ruszyć.. bo to… to tylko taka rozgrzewka.
No tak.
Emocje i trudności to taka różnica jak między maratonem na pogórzu, a maratonem w górach.
I taką jeszcze mam refleksje, która nawiązuje jeszcze do „Pokłosia”, o którym myślę dość intensywnie od czasu kiedy obejrzałam.
Pasikowski spotkał się z zarzutami, że pokazał Polskę nieprawdziwą, przerysowaną. Że obraz wsi jest nieprawdziwy.
Tak, być może ten obraz do końca nie był prawdziwy , bo wieś u Pasikowskiego to była bieda, pijaństwo i rozwalające się chałupy. I tylko to.
A przecież oprócz tego jest jeszcze ta bogatsza strona wsi, bo takie wsie też bywają.
Trochę jeżdzę na rowerze i chodzę po wsiach właśnie. I niestety wiele jest miejsc takich rodem jak z filmu Pasikowskiego.
Te osoby, które uważają, że to wszystko mocno nieprawdziwe, pewnie nie ruszają się ze swoich wielkomiejskich „siedlisk”.Gdyby się ruszyły, zobaczyłyby, że są miejsca, gdzie ludzie mieszkają w chałupach, które już nadają się do skansenu.
Że na wsiach widok pijących pod sklepem mężczyzn jest na porządku dziennym.
Dzisiaj też takie obrazki widziałam.
Bo Polska ma różne odcienie i barwy.
Nie wszystko jest bardzo kolorowe.
Na koniec wycieczki podjeżdzamy jeszcze pod olbrzymi , imponujących rozmiarów hitlerowski bunkier. Mirek opowiada, że podobno do bunkra wjeżdżał cały pociąg i bywał tam Hitler a podobno również Mussolini.
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/99999999/TURYSTYKA01/799770185
I jeszcze obiad w Taurusie w Pilźnie i powrót do domu.
Pogórze Dynowskie przypomina nasze Pogórze Ciężkowickie, wszystkie te okolice Brzanki i Jamnej.
PS Przy pierwszej skale w drodze na ruiny zamku dojrzelismy przepiekne , małe zwierzątko.
Było białe , futerkowe, malutkie, jakaś nornica czy coś???
tak pomykało między skałkami, norkami, że nie sposób było zrobić zdjęcie.
Ktos ma pomysł co to mogło być?

























Dzisiaj zawędrowaliśmy na Pogórze Dynowskie.
Mirek nie miał zbyt wiele czasu, więc zaproponował coś bliskiego i krótkiego.
W drodze byliśmy w jakieś niespełna 4 godziny.
(Pogórze Dynowskie (513.64) – mezoregion geograficzny w południowej Polsce.
Na zachodzie granicą Pogórza Dynowskiego jest Wisłok, na wschodzie San na odcinku od Trepczy (koło Sanoka) po Przemyśl, na północy droga Rzeszów – Jarosław – Przemyśl, a na południu Doły Jasielsko-Sanockie. Najwybitniejszymi szczytami są: Sucha Góra (591 m n.p.m.), Królewska Góra (554 m), Grabówka (531 m), Kiczora (516 m). W 1993 powstał Czarnorzecko-Strzyżowski Park Krajobrazowy, chroniący na 25,784 ha najcenniejsze obszary Pogórza Dynowskiego i Strzyżowskiego. Na Pogórzu istnieje również wiele rezerwatów, jak np. rezerwat Prządki. Na Pogórzu występują grądy, a w wyższych partiach buczyna karpacka, lasy jodłowo-bukowe, sosnowe, łęgi.)
Pobudka po 6 rano, więc dosyć wcześnie jak na sobotę.
Przywitał nas mroźny poranek. Jakieś 15 stopni na minusie.
Nareszcie czuć zimę.
Dzisiaj w składzie : Mirek, Alek i ja. Do Odrzykonia z Tarnowa nie jest daleko, więc już po godzinie 8 , jesteśmy na miejscu. Parkujemy auto i idziemy w kierunku ruin zamku w Odrzykoniu, którego nazwa zapewne brzmi wszystkim znajomo. Tak, tak, to właśnie z nim związana jest historia powstania „Zemsty” Aleksandra Fredry.
Mirek mówi: ale fajniiieeeee…. Wreszcie zima!!!! Ja to jednak najbardziej lubię zimę!
Alek na to: Ja to nienawidzę zimy!
Uśmiechnęłam się mówiąc: Powiedział Alek maszerując na mrozie, pod górę, po śniegu…
Wchodzimy do lasu. Po lewej stronie zbiorowa mogiła mieszkańców z okolic Odrzykonia , Korczyny, którzy w połowie XIX wieku zmarli na cholerę. Piękny las, zaśnieżone drzewa, wąska ścieżka pod górę. Po drodze pierwsze kamienie i skały.
Mirek wypatruje na nich miejsca gdzie ludzie się wspinają. Faktycznie. Przygotowane pod wspinaczkę.
W końcu docieramy do imponujących ruin zamku Kamieniec, ale teren zamknięty na cztery spusty. No to opowiadam kolegom krótką historię zamku i legendę o karlicy Kasi ( twierdzą, że sobie to wymyśliłam, ale… niech zajrzą do internetu).
Odrzykoński zamek był miejscem wydarzeń na kanwie, których powstała jedna z najlepszych polskich komedii - "Zemsta" Aleksandra Fredry. W 1828 r. poeta ożenił się z Zofią Skarbkową z Jabłonowskich, która w posagu wniosła połowę tego zamku. Przeglądając stare dokumenty znalazł on akta procesowe spierających się o mur graniczny szlachciców: Skotnickiego i Firleja. Na ich bazie powstała "Zemsta
W Odrzykoniu mieszkała niegdyś karlica Kasia. Była wykształconą szlachcianką, została więc przyjęta do dworu Kamienieckich i zamieszkała na zamku. Gdy do Odrzykonia zawitała z wizytą królowa Bona, zobaczyła Kasię i bardzo zapragnęła przyjąć ją do swego orszaku, bowiem na zachodzie mali ludzie świadczyli o dostojeństwie i splendorze dworu. Wojewoda Kamieniecki oczywiście spełnił prośbę królowej i odtąd Kasia zamieszkała na Wawelu, gdzie z woli Bony poślubiła karła Kornela. Po jakimś czasie królowa podarowała małą parę cesarzowi Karolowi V. Kasia znalazła się więc aż w Hiszpanii i choć niczego je nie brakowało to nie była szczęśliwa. Bardzo tęskniła za rodakami i piękną okolicą Odrzykonia. Niestety zmarła na obczyźnie i mimo próśb, jej ciało nie zostało raczej pochowane w Polsce.
Ponoć jednak jej postać była wielokrotnie widziana w ulubionym miejscu w zamku czyli przed kominkiem. Pierwsza zobaczyła ją Barbara Kamieniecka, gdy jeszcze do Odrzykonia nie dotarły wieści o zgonie karlicy. Zdziwiona pomyśłała, że Kasia wróciła jednak gdy podeszła bliżej postać zniknęła, domyślono się więc że był to duch karlicy. I faktycznie jakiś czas potem nadeszła informacja o śmierci Kasi...
( ze strony zamki.res.pl)
Idziemy dalej w kierunku Rezerwatu Prządki. W końcu docieramy na miejsce.
Z rezerwatem wiąże się legenda.
W kamień podobno zaklęte zostały okoliczne panny, ponieważ w ten sposób zostały ukarane, za to że prządły len w święto.
Rezerwat robi wrażenie. Przypomina nieco nasze ciężkowickie Skamieniałe Miasto, z tymże nie ma tego co w Cięzkowicach najcenniejsze czyli wodpospadu, który zimą zamienia się w piękny lodospad.
Z Prządek wędrówka w kierunku Królewskiej Góry.
Królewska Góra – szczyt na Pogórzu Dynowskim o wysokości 554 m n.p.m. pokryty lasem bukowym. Na północno-wschodnim ramieniu góry znajduje się kilkanaście sztolni, w których dawniej wydobywano piaskowiec[1
Tak sobie wędrujemy przez śniegi, lasy.
Dosyć zimno było. Pierwszy raz tej zimy trochę zmarzłam, ale wszystko w normie.
Mirek powiedział: trzeba w jakieś Tatry ruszyć.. bo to… to tylko taka rozgrzewka.
No tak.
Emocje i trudności to taka różnica jak między maratonem na pogórzu, a maratonem w górach.
I taką jeszcze mam refleksje, która nawiązuje jeszcze do „Pokłosia”, o którym myślę dość intensywnie od czasu kiedy obejrzałam.
Pasikowski spotkał się z zarzutami, że pokazał Polskę nieprawdziwą, przerysowaną. Że obraz wsi jest nieprawdziwy.
Tak, być może ten obraz do końca nie był prawdziwy , bo wieś u Pasikowskiego to była bieda, pijaństwo i rozwalające się chałupy. I tylko to.
A przecież oprócz tego jest jeszcze ta bogatsza strona wsi, bo takie wsie też bywają.
Trochę jeżdzę na rowerze i chodzę po wsiach właśnie. I niestety wiele jest miejsc takich rodem jak z filmu Pasikowskiego.
Te osoby, które uważają, że to wszystko mocno nieprawdziwe, pewnie nie ruszają się ze swoich wielkomiejskich „siedlisk”.Gdyby się ruszyły, zobaczyłyby, że są miejsca, gdzie ludzie mieszkają w chałupach, które już nadają się do skansenu.
Że na wsiach widok pijących pod sklepem mężczyzn jest na porządku dziennym.
Dzisiaj też takie obrazki widziałam.
Bo Polska ma różne odcienie i barwy.
Nie wszystko jest bardzo kolorowe.
Na koniec wycieczki podjeżdzamy jeszcze pod olbrzymi , imponujących rozmiarów hitlerowski bunkier. Mirek opowiada, że podobno do bunkra wjeżdżał cały pociąg i bywał tam Hitler a podobno również Mussolini.
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/99999999/TURYSTYKA01/799770185
I jeszcze obiad w Taurusie w Pilźnie i powrót do domu.
Pogórze Dynowskie przypomina nasze Pogórze Ciężkowickie, wszystkie te okolice Brzanki i Jamnej.
PS Przy pierwszej skale w drodze na ruiny zamku dojrzelismy przepiekne , małe zwierzątko.
Było białe , futerkowe, malutkie, jakaś nornica czy coś???
tak pomykało między skałkami, norkami, że nie sposób było zrobić zdjęcie.
Ktos ma pomysł co to mogło być?

Po drodze© lemuriza1972

Poczatek szlaku w lesie© lemuriza1972

Zbiorowa mogiła zmarłych na cholerę w XIX w.© lemuriza1972

Widok w drodze na ruiny zamku© lemuriza1972

Pierwsze skały© lemuriza1972

Skała© lemuriza1972

Ruiny Zamku w Odrzykoniu© lemuriza1972

Zabytkowa chałupa© lemuriza1972

Rezerwat Prządki© lemuriza1972

Chłopaki się wspinają:)© lemuriza1972

W rezerwacie© lemuriza1972

W plenerze:)© lemuriza1972

W kierunku skał...© lemuriza1972

Moja flaga powiatowa była ze mną już w wielu miejscach:)© lemuriza1972

Śnieżnie© lemuriza1972

Śnieżnie© lemuriza1972

Przedzieranie się przez śnieg© lemuriza1972

Na Królewskiej Górze© lemuriza1972

Przez zaśnieżony las© lemuriza1972

Mirek w Rezerwacie Prządki© lemuriza1972

Niczym maczuga...© lemuriza1972

Ruiny zamku w oddali© lemuriza1972

Niebo mocno błękitne dzisiaj było...© lemuriza1972

Mirek i Alek© lemuriza1972

Moc sniegu© lemuriza1972

Bunkier© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 grudnia 2012
Basen i o jednym filmie...
Piosenka taka, bo tekst świetny, prawda?
No, ale nic dziwnego, w końcu to Hey.
Byłam wczoraj na basenie , po bardzo długiej przerwie.
Po bardzo długiej przerwie byłam również w Dąbrowie Tarnowskiej. Dlaczego tam? Bo jest duży komfort pływania. Pustki na pływalni.
Miałam cały tor dla siebie.
Świetnie było.
Myślałam, że po takiej długiej przerwie, będzie mi ciężko, ale było nadzwyczajnie fajnie.
Dosyć dużo długości basenu zrobiłam, swobodnie.
A jak wyszłam z basenu to samopoczucie było naprawdę dobre.
A do tego była dodatkowa atrakcja bo wracalismy z Krzyża do Wierzchosławic autostradą.
Ale super.
Naprawdę. Kilka minut i całe miasto objechane, a ja byłam w Mościcach bardzo szybciutko.
Wieczorem kino i film, o którym chciałabym kilka słów napisać, chociaż to blog rowerowy, a nie filmowy:)
Dlaczego?
Bo wywołał taką burzę, tyle kontrowersji…
A ja myślę sobie, ze po prostu ci którzy się na jego temat wypowiadają, to powinni po prostu iść do kina, a nie bezmyślne powtarzać to co ktoś na ten temat już powiedział, albo napisał. Bo często mam wrażenie, ze nie wiedzą o czym mówią.
Mnie film się bardzo podobał. O „Pokłosiu” mowa.
I nie rozumiem tych ataków na Pasikowskiego, Stuhra.
Że niby film antypolski.
Że zakłamanie historii , a przecież to nie jest film historyczny. Twórcy nie mieli ambicji odtwarzania historii.
"Sprzedali" nam pewną opowieść, z tłem historycznym, to prawda, zainspirowaną zapewne wydarzeniami w Jedwabnem, ale tak naprawdę to nie jest film o pogromie Żydów ( moim zdaniem). To film o bardzo trudnych międzyludzkich relacjach , jak pokazał Pasikowski, które zdarzają się również między rodzeństwem, o szukaniu prawdy, sprawiedliwości, o mierzeniu się z bolesną prawdą dotyczącą przodków.
Przypomniała mi się książka, którą kiedyś czytałam.
Książka, która zrobiła na mnie wiele wrażenie, a której długo nie chciała „puścić” cenzura.
Polecam zresztą bardzo.
Ma tytuł „ Urodzony z wiatru”. Książkę napisał krakowski dziennikarz Marek Harny.
Historia człowieka, który jest synem jednego z członków „bandy” słynnego Ognia.
Podobny motyw … zmaganie się z grzechami przodków, szukanie prawdy, ciążąca przeszłość.
Czyta się świetnie , bo jest napisana dobrze, fabuła wciąga i "ociera się" o historię.
A wracając do „Pokłosia”
Film przypomniał mi jedno wydarzenie z mojego życia.
W filmie jest taka scena, kiedy bohaterowie w nocy odkupują ludzkie szczątki.
Byłam dzieckiem. Byłam u Babci na wakacjach i bawiłysmy się z koleżanką.
Bawiłyśmy się na wielkiej pustyni ( tak my wtedy widziałyśmy to miejsce, to był ogromny teren, z którego wydobywano piasek…)
I tam, na tym terenie, bawiące się dzieci znajdowały czaszki, kości.
Pamiętam do dzisiaj jak chłopcy biegali z czaszkami osadzonymi na kijach .
Babcia mi wtedy powiedziała: tam kiedys był cmentarz żydowski. Nie chodź tam, bo cię Żydy będą w nocy straszyć…
Myślałam sobie wtedy: jak to był cmentarz, a teraz nie ma, to co się z nim stało?
Dlaczego nie ma nagrobków?
Nie mieściło mi się to w głowie.
Sprawdziłam dzisiaj.
Babcia miała rację. Tam był cmentarz, który zrównali z ziemią Niemcy w czasie okupacji.
Po filmie było spotkanie z Maciejem Stuhrem.
Elokwentny, inteligentny człowiek. Z przyjemnością słucha się tego co ma do powiedzenia.
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 grudnia 2012
Jeszcze zima....:)
To jest piosenka z płyty Kaśki Nosowskiej z piosenkami Agnieszki Osieckiej.
Bardzo, bardzo ja lubię:), tę piosenkę i całą płytę.
" Jeszcze zima, dzień się skurczył"
No właśnie, gdyby nie ten "skurczony" dzień, to o zimie nie można byłoby powiedzieć złego słowa.
Moja przyjaciółka powiedziała dzisiaj: Nienawidzę zimy! Nienawidzę!
A ja nic nie mówiłam, tylko patrzyłam przez okno, na zaśnieżoną Marcinkę i uśmiechałam się na samą myśl.. że będzie bieganie na nartach, że będzie zimowe łażenie po górach.
A jak pięknie dzisiaj w drodze do Wojnicza wyglądały zaśnieżone górki!!!
Dzisiaj siatkówka.
Było takie fajne granie..
Było nas dzisiaj zdecydowanie mniej, ale to wyszło nam chyba na dobre. Było więcej ruchu na tym boisku, więcej gry.
Kilka razy próbowałam atakować ( z różnych skutkiem, ale to taka przyjemność, po takiej przerwie).
Ogromną przyjemność sprawia mi to granie. Ogromną.
Tyle lat na boisku... Wiem, że się powtarzam, ale to były piękne czasy.
a dzisiaj zaczynam odczuwać wczorajsze bieganie:).. zakwasy:)
Jutro je "rozpływam".
Taki mam plan:).
PS
Wreszcie zamówiony czekan:), zbierałam się do tego rok.
Będę mieć w końcu swoją własną "dziabę" na zimowe wyprawy:)
Bardzo się cieszę:).
Jeszcze tylko trzeba trochę potrenować jej używanie, żeby nie było tak kiedy przy zejściu z Koziego Wierchu sunąc w dół, zamiast hamowac czekanem , trzymałam go w górze.
No , ale wtedy był to czekan Adama, a właściwie to Pana Adama:), więc bałam się zniszczyć:).
teraz będę mieć swój, więc hulaj dusza:).
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 grudnia 2012
Bieganie
Niestety jeszcze nie na nartach:(
Wczoraj kiedy obejrzałam bieg Justyny, to poczułam... jak bardzo stęskniłam się za nartami i bieganiem.
Chciałabym bardzo, żeby już były odpowiednie warunki, ale myślę, że do tego jeszcze droga daleka.
Za wysoka temperatura, za mało śniegu.
Ale bardzo mnie ciagnęło dzisiaj na zewnątrz.
Weekend zupełnie nieaktywny sportowo. Byłam w Mielcu i jedyny sportowy akcent to pójście na mecz piłkarzy ręcznych Stal Mielec-Pogoń Szczecin.
Rower odpuściłam dzisiaj, ponieważ idąc z pracy i patrząc na to co jest na chodnikach, wiedziałam, że zaraz będzie lodowisko.
Wymysliłam sobie więc bieganie, chociaż ... tez podejrzewałam, że może być cieżko.
To biorąc pod uwagę moje kolano nie do konca zapewne dobry pomysł, ale postanowiłam spróbować.
I jakoś się udało, chociaż momentami było bardzo ślisko.
Biegłam ścieżką rowerową do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Ścieżka momentami tak śliska... że na widok śladu opon to mnie mroziło.
Zresztą widziałam jedną panią na cieniutkich oponkach...
Tak więc sobie potruchtałam-poczłapałam, bo biegiem to chyba nazwać ciężko.
Tak ok 4 km.
No wiem, niewiele, ale jak na pierwszy raz to mi wystarczy.
36 minut, średnie tętno 166
spalone kalorie 360
Fajnie było:)
To zimowe powietrze.. fajne:)
Wczoraj kiedy obejrzałam bieg Justyny, to poczułam... jak bardzo stęskniłam się za nartami i bieganiem.
Chciałabym bardzo, żeby już były odpowiednie warunki, ale myślę, że do tego jeszcze droga daleka.
Za wysoka temperatura, za mało śniegu.
Ale bardzo mnie ciagnęło dzisiaj na zewnątrz.
Weekend zupełnie nieaktywny sportowo. Byłam w Mielcu i jedyny sportowy akcent to pójście na mecz piłkarzy ręcznych Stal Mielec-Pogoń Szczecin.
Rower odpuściłam dzisiaj, ponieważ idąc z pracy i patrząc na to co jest na chodnikach, wiedziałam, że zaraz będzie lodowisko.
Wymysliłam sobie więc bieganie, chociaż ... tez podejrzewałam, że może być cieżko.
To biorąc pod uwagę moje kolano nie do konca zapewne dobry pomysł, ale postanowiłam spróbować.
I jakoś się udało, chociaż momentami było bardzo ślisko.
Biegłam ścieżką rowerową do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Ścieżka momentami tak śliska... że na widok śladu opon to mnie mroziło.
Zresztą widziałam jedną panią na cieniutkich oponkach...
Tak więc sobie potruchtałam-poczłapałam, bo biegiem to chyba nazwać ciężko.
Tak ok 4 km.
No wiem, niewiele, ale jak na pierwszy raz to mi wystarczy.
36 minut, średnie tętno 166
spalone kalorie 360
Fajnie było:)
To zimowe powietrze.. fajne:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 listopada 2012
Pożegnanie?
Kolejny odcinek pt Night Riding.
Dzisiaj z Mirkiem. Tradycyjnie już Lasy Radłowskie.
Wyjątkowo ciepło jak na tę porę roku i godzinę. Księżyc fajnie oświetlał leśne ścieżki.
Dzisiaj dwa duże zwierza.. kto wie może łosie, przebiegły nam drogę świecąc mocno ślipiami:).
Mirek dojrzał w jednym ze stawów wydrę.
Trochę mokro, ale w normie.
A po rowerze byłam na "Moim rowerze", w kinie.
Polecam. Jesli ktoś jest z Tarnowa lub okolic, jutro ostatnia szansa w Millenium.
Piękna muzyka i film o CZYMŚ.
Warto obejrzeć.
Nie poszłam bynajmniej z uwagi na tytuł:).
Chociaż oczywiście dla człowieka z cyklozą to tytuł kuszący. Nawet spotkałam w kinie jednego tarnowskiego bikera:). Pozdrowienia dla Jacka K.
Dzisiaj powiedziałam do koleżanki.
Idę na mój rower dzisiaj.
A ona: nie za zimno?:)))))
Trochę się nie dogadałysmy:).
Być może ta dzisiejsza jazda to było pożegnanie z rowerem na ten rok.
Podobno snieg ma spaść.
Chyba nie będę w tym roku po sniegu jeździć, bo jak go napada, to wolę pobiegać na nartach.
Nie marznie sie tak jak na rowerze, więc w zimie narty wyraźnie wygrywają z rowerem.
No, ale zobaczymy jak to będzie.
Dzisiaj z Mirkiem. Tradycyjnie już Lasy Radłowskie.
Wyjątkowo ciepło jak na tę porę roku i godzinę. Księżyc fajnie oświetlał leśne ścieżki.
Dzisiaj dwa duże zwierza.. kto wie może łosie, przebiegły nam drogę świecąc mocno ślipiami:).
Mirek dojrzał w jednym ze stawów wydrę.
Trochę mokro, ale w normie.
A po rowerze byłam na "Moim rowerze", w kinie.
Polecam. Jesli ktoś jest z Tarnowa lub okolic, jutro ostatnia szansa w Millenium.
Piękna muzyka i film o CZYMŚ.
Warto obejrzeć.
Nie poszłam bynajmniej z uwagi na tytuł:).
Chociaż oczywiście dla człowieka z cyklozą to tytuł kuszący. Nawet spotkałam w kinie jednego tarnowskiego bikera:). Pozdrowienia dla Jacka K.
Dzisiaj powiedziałam do koleżanki.
Idę na mój rower dzisiaj.
A ona: nie za zimno?:)))))
Trochę się nie dogadałysmy:).
Być może ta dzisiejsza jazda to było pożegnanie z rowerem na ten rok.
Podobno snieg ma spaść.
Chyba nie będę w tym roku po sniegu jeździć, bo jak go napada, to wolę pobiegać na nartach.
Nie marznie sie tak jak na rowerze, więc w zimie narty wyraźnie wygrywają z rowerem.
No, ale zobaczymy jak to będzie.
- DST 33.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:46
- VAVG 18.68km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 listopada 2012
Siatkówka
To jest piosenka z nowej płyty Hey.
Bardzo dobrej płyty, ale bardzo przypominającej solowe ( ostatnie) dokonania Nosowskiej.
Czasem brakuje mi tego "ostrzejszego" Hey sprzed lat.
Jest koncert w Krakowie, chyba na początku grudnia, ale raczej nie pojadę.
Nie tym razem.
Dzisiaj siatkówka w Wojniczu.
To już pewnie stanie się tradycją, dopóki moja noga mi pozwoli.
Na razie pozwala i jest bardzo fajnie.
Mogę rozruszać inne mięśnie, jest wesoło, a dzisiaj nawet odważyłam się wyskoczyć kilka razy do ataku, czego nie staram się robić ze względu na nogę.. ale taka jakaś siła wyższa:), to była.
Fajnie było. Wracają wspomnienia, chociaż to zupełnie inne granie.. ale gdzieś tam w sercu ciągle jest ta wielka miłość do siatkówki.
Cieszy też fakt, ze tyle osób z pracy chce się poruszać, coś zrobić.
Że im sie chce , po 8 godzinach pracy, od razu , bez obiadu, prosto na halę jechać.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 listopada 2012
Zielony i czerwony czyli przez Marcinkę, do Kruka i w kierunku Woli Rzędzińskiej
Nie miałam specjalnego pomysłu na dzisiejszą trasę. Marcin B. robił objazd trasy maratonu wojnickiego. Namawiała mnie Krysia, ale… raz: dopiero tam byłam tydzień temu ( Las Milowski, Panieńska Góra- rewelacyjne miejsce), dwa: KTM poszedł na razie w odstawkę, trzeba go reanimować, a na Magnusie i starym amorze to owszem zjeżdżam, ale to już nie to samo i ryzyko dosyć duże. Zresztą nie tylko amor nie „hula” tak jak trzeba, łańcuch mocno wyciągnięty, przerzutki rozregulowane.
Dlatego jeżdżę póki co na Magnusie, dostojnie i spokojnie i z jakimiś większymi grupami nie odważę się wyruszyć, dopóki KTM-a nie doprowadzę do porządku.
Wczoraj przeglądałam tradycyjnie przewodnik i nic nie „natchnęło” mnie jakoś szczególnie. Szukałam czegoś niedługiego, bo dzień teraz taki krótki.
Rano miałam dylemat – żółty pieszy z Marcinki , w kierunku Słonej Góry,
czy też trasa łączonymi szlakami – zielony pieszy z Marcinki do Kruka i z Kruka czerwony pieszy przez Kruk , Skrzyszów i dalej w kierunku Pogórskiej Woli..
Za pierwszym przemawiały bardziej górskie widoki i Tatry z okolic Piotrkowic przy dobrej pogodzie ( ale trasa dość znana i objeżdżona), za drugim to , że czerwonego pieszego z Kruka właściwie nie znam.
Wybrałam więc to drugie.
To była chyba ostatnia wycieczka tego roku. Dwa następne weekendy mam zajęte, a potem to pewnie będzie już zima.
I to ostatnie zapewne zdjęcia z rowerowej wyprawy.
W przyszłym roku,o ile czas pozwoli , chciałabym w tygodniu bardziej skupić się na samej jeździe, poprawianiu swojej mocy, bo bardzo mi przeszkadza jej brak na podjazdach. Nie będzie wiec już tylu zdjęć .
No chyba, ze w weekendy, bo te będę chciała poświecić na wycieczki.
Także teraz zostają ewentualnie nocne jazdy w tygodniu.
Ale do rzeczy.
Dzisiaj zaczęłam identycznie jak wczoraj, czyli najpierw wałem wzdłuż Białej, potem Tarnowiec, szutrowym na Marcinkę.
Kiedy byłam na ostatniej prostej do przekaźnika, ujrzałam w oddali majaczącą sylwetkę kolarza, sądząc po zielonym ubranku był to ktoś z MPEC-u.
Niestety ja tuż przed końcowymi metrami skręciłam w lewo na zielony szlak, wiec nie dowiedziałam się kto to.
Dzisiaj popatrzyłam na licznik. Pod przekaźnik mam dokładnie 10 km od domu.
Czyli mniej niż na Lubinkę.
Dlaczego więc uparcie wole strony Lubinkowo- Wałowe?
Nie wiem. Może dlatego, że widoki ładniejsze.
A przecież okolice Marcinki są doskonałe do takiego czystego mtb. Nie ma podjazdów długich, ale technikę jest gdzie poćwiczyć.
Szlak zielony biegnie najpierw przepięknym fragmentem , gdzie widoki na Tarnów „powalają”, a potem przez las, ale jaki to jest LAS!
Nie da się tego opisać słowami, zdjęcia nie oddają tego co można tam zobaczyć.
Było też nieco ekstremalnie, kiedy chcąc się przedostać przez jakieś paryje, ledwie poradziłam sobie sama ze wejściem po błocie, a co dopiero mówić o wyciagnięciu roweru pod górę.… Dobrze, że nikt nie widział jak go wciągałam.
I wtedy usłyszałam strzały.
„ No pięknie - pomyślałam.. jeszcze jakiś myśliwy”.
Potem jeszcze przedostawanie się przez powalone drzewo…
Ale jakie to było drzewo! Mech, huby…. Aż zrobiłam mu zdjęcie.
No i mozolnie wspinanie się pod górę, co przy błocie łatwe nie jest jak wiadomo ( sporo dzisiaj było błota).
Potem zjazd. Kiedyś ten zjazd to było dla mnie coś nie do zjechania.
Dzisiaj mocno błotnisty zjeżdżałam dość spokojnie, pwenie i uśmiechałam się do siebie myśląc:
No popatrz.. zjeżdżasz go w takim błocie. Jest dobrze…
Brak pokory. Kiedy to pomyślałam , zaczął się jakis mega śliski kawałek i koło dostało poślizgu i Iza została sprowadzona na ziemię. W przenośni i dosłownie.
Dzisiaj zjeżdżanie nie było łatwe. Mokre liście i tony błota pod spodem. To było ryzyko.
Ale zjeżdżałam. I biorąc pod uwagę fakt, że jechałam na Magnusie to moje odczucia są takie, że nie było źle.
Podjeżdżanie .. gorzej. Powoli i z trudem. Walcząc z błotem.
W pewnym momencie pomyliłam drogę.
Zjechałam nie tam gdzie trzeba. Przede mną dwóch panów i małe dziecko. Widzę jak jeden z panów, wrzuca butelkę po wódce do kałuży.
No cóż.. typowo polski sposób na spędzanie czasu wolnego. Środek lasu, godz. 11.30 i picie wódki. W polu na uboczu zaparkowane auto, obok biega małe dziecko.
Żona pewnie w domu gotuje obiad…
Taka dygresja, bo mnie to dość poruszyło. Ta butelka wódki i to dziecko.
Dojechałam do Kruka, tam w dół po liściach ( tańcząc na rowerze) do pomnika.
To kolejne wyjątkowe miejsce w naszych okolicach.
(W czasie II Wojny Światowej w lesie Kruk w Skrzyszowie i na Sztorcowej Górze w Pogórskiej Woli Niemcy wymordowali tysiące ludzi. Rozstrzeliwano tam bowiem więźniów z tarnowskiego więzienia. Fakt ten społeczeństwo Gminy upamiętniło, wznosząc na miejscach tych kaźni w latach 1958-1959 pomniki ku czci pomordowanych.)
Potem zapomniałam, że w Kruku „przesiadam się” na szlak czerwony i zjechałam do Skrzyszowa. W porę się „opamiętałam” i z powrotem ( pod górę) do Kruka.
Potem przez las. Ciężko. Liście i błoto, ale fajnie. MTB… żadne tam asfalty.
Fragmenty dla mnie całkiem nowe. To cieszy najbardziej.
Dojazd do asfaltówki , przez most i mocno pod górę. A stamtąd piękne widoki. Górki.
I jeszcze zjazd w dół, a potem szlak już właściwie w całości terenowy aż do Woli Rzędzińskiej.
To niespodzianka. Spodziewałam się asfaltów, a tutaj teren, teren, teren.
W pewnym momencie tak ciężki ( błoto na polu), że ledwie jechałam.
I sarna, która w pewnej chwili przebiegła mi drogę i przystanęła. Chciałam zrobić zdjęcie, ale zanim wszystko poustawiałam w telefonie.. czmychnęła w pola.
Szkoda. Byłoby piękne zdjęcie.
I pola i lasy i mocne kręcenie.
Szlak już nizinny, wiec jak dla mnie nie taki ciekawy, ale zupełna NOWOŚĆ.
Pomyliłam się w dwóch momentach. Na szczęscie miałam przewodnik i on naprowadził mnie na właściwą drogę.
Nie wiedziałam, ze czerwonym w taki fajny , okrężny sposób można dojechać na Marcinkę.
Trzeba będzie spróbować kiedyś pojechać odwrotnie czyli Biała- Klikowa- Krzyż- Lipie- Wola- Pogórska Wola- Skrzyszów- Kruk.
Niby tylko 52 km, a zmęczyły mnie trochę. Kiedy dojechałam do Lipia, odpuściłam jazdę czerwonym do Krzyża, bo poczułam głód dosyć mocny.
Jeszcze myjka na MPECU-u, bo się Magnusowi należało w końcu.
I tak oto dobiegł końca chyba ostatni rowerowy weekend w tym roku.
Co nie znaczy, że odstawiam rower w kąt.
A tak przy okazji ( bo jechałam dzisiaj przez Zawadę).
Czy wiecie , że w Zawadzie odkryto potężne grodzisko, wchodzące przypuszczalnie w skład organizacji plemiennej Wiślan, które powstało w IX wieku, w miejscu wcześniejszego grodziska łużyckiego. Na 9 hektarowym obszarze, otoczonym wałami, w kilkudziesięciu domostwach odnaleziono tysiące fragmentów naczyń, sprzęty i ozdoby. To jeden z największych znanych grodów obronnych wczesnośredniowiecznej Polski
( za przewodnikiem Tarnów i wokół Tarnowa)










Kościół św. Stanisława Biskupa w Skrzyszowie − drewniany późnogotycki kościół zbudowany w Skrzyszowie w 1517 roku.
Świątynia powstała z fundacji Jana Amora Tarnowskiego, hetmana wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego. Budowniczym był cieśla Jan z Czchowa, na co wskazuje zachowana sygnatura na portalu.
Największy drewniany Kościół w Małopolsce. Jeden z największych w Polsce.


Dlatego jeżdżę póki co na Magnusie, dostojnie i spokojnie i z jakimiś większymi grupami nie odważę się wyruszyć, dopóki KTM-a nie doprowadzę do porządku.
Wczoraj przeglądałam tradycyjnie przewodnik i nic nie „natchnęło” mnie jakoś szczególnie. Szukałam czegoś niedługiego, bo dzień teraz taki krótki.
Rano miałam dylemat – żółty pieszy z Marcinki , w kierunku Słonej Góry,
czy też trasa łączonymi szlakami – zielony pieszy z Marcinki do Kruka i z Kruka czerwony pieszy przez Kruk , Skrzyszów i dalej w kierunku Pogórskiej Woli..
Za pierwszym przemawiały bardziej górskie widoki i Tatry z okolic Piotrkowic przy dobrej pogodzie ( ale trasa dość znana i objeżdżona), za drugim to , że czerwonego pieszego z Kruka właściwie nie znam.
Wybrałam więc to drugie.
To była chyba ostatnia wycieczka tego roku. Dwa następne weekendy mam zajęte, a potem to pewnie będzie już zima.
I to ostatnie zapewne zdjęcia z rowerowej wyprawy.
W przyszłym roku,o ile czas pozwoli , chciałabym w tygodniu bardziej skupić się na samej jeździe, poprawianiu swojej mocy, bo bardzo mi przeszkadza jej brak na podjazdach. Nie będzie wiec już tylu zdjęć .
No chyba, ze w weekendy, bo te będę chciała poświecić na wycieczki.
Także teraz zostają ewentualnie nocne jazdy w tygodniu.
Ale do rzeczy.
Dzisiaj zaczęłam identycznie jak wczoraj, czyli najpierw wałem wzdłuż Białej, potem Tarnowiec, szutrowym na Marcinkę.
Kiedy byłam na ostatniej prostej do przekaźnika, ujrzałam w oddali majaczącą sylwetkę kolarza, sądząc po zielonym ubranku był to ktoś z MPEC-u.
Niestety ja tuż przed końcowymi metrami skręciłam w lewo na zielony szlak, wiec nie dowiedziałam się kto to.
Dzisiaj popatrzyłam na licznik. Pod przekaźnik mam dokładnie 10 km od domu.
Czyli mniej niż na Lubinkę.
Dlaczego więc uparcie wole strony Lubinkowo- Wałowe?
Nie wiem. Może dlatego, że widoki ładniejsze.
A przecież okolice Marcinki są doskonałe do takiego czystego mtb. Nie ma podjazdów długich, ale technikę jest gdzie poćwiczyć.
Szlak zielony biegnie najpierw przepięknym fragmentem , gdzie widoki na Tarnów „powalają”, a potem przez las, ale jaki to jest LAS!
Nie da się tego opisać słowami, zdjęcia nie oddają tego co można tam zobaczyć.
Było też nieco ekstremalnie, kiedy chcąc się przedostać przez jakieś paryje, ledwie poradziłam sobie sama ze wejściem po błocie, a co dopiero mówić o wyciagnięciu roweru pod górę.… Dobrze, że nikt nie widział jak go wciągałam.
I wtedy usłyszałam strzały.
„ No pięknie - pomyślałam.. jeszcze jakiś myśliwy”.
Potem jeszcze przedostawanie się przez powalone drzewo…
Ale jakie to było drzewo! Mech, huby…. Aż zrobiłam mu zdjęcie.
No i mozolnie wspinanie się pod górę, co przy błocie łatwe nie jest jak wiadomo ( sporo dzisiaj było błota).
Potem zjazd. Kiedyś ten zjazd to było dla mnie coś nie do zjechania.
Dzisiaj mocno błotnisty zjeżdżałam dość spokojnie, pwenie i uśmiechałam się do siebie myśląc:
No popatrz.. zjeżdżasz go w takim błocie. Jest dobrze…
Brak pokory. Kiedy to pomyślałam , zaczął się jakis mega śliski kawałek i koło dostało poślizgu i Iza została sprowadzona na ziemię. W przenośni i dosłownie.
Dzisiaj zjeżdżanie nie było łatwe. Mokre liście i tony błota pod spodem. To było ryzyko.
Ale zjeżdżałam. I biorąc pod uwagę fakt, że jechałam na Magnusie to moje odczucia są takie, że nie było źle.
Podjeżdżanie .. gorzej. Powoli i z trudem. Walcząc z błotem.
W pewnym momencie pomyliłam drogę.
Zjechałam nie tam gdzie trzeba. Przede mną dwóch panów i małe dziecko. Widzę jak jeden z panów, wrzuca butelkę po wódce do kałuży.
No cóż.. typowo polski sposób na spędzanie czasu wolnego. Środek lasu, godz. 11.30 i picie wódki. W polu na uboczu zaparkowane auto, obok biega małe dziecko.
Żona pewnie w domu gotuje obiad…
Taka dygresja, bo mnie to dość poruszyło. Ta butelka wódki i to dziecko.
Dojechałam do Kruka, tam w dół po liściach ( tańcząc na rowerze) do pomnika.
To kolejne wyjątkowe miejsce w naszych okolicach.
(W czasie II Wojny Światowej w lesie Kruk w Skrzyszowie i na Sztorcowej Górze w Pogórskiej Woli Niemcy wymordowali tysiące ludzi. Rozstrzeliwano tam bowiem więźniów z tarnowskiego więzienia. Fakt ten społeczeństwo Gminy upamiętniło, wznosząc na miejscach tych kaźni w latach 1958-1959 pomniki ku czci pomordowanych.)
Potem zapomniałam, że w Kruku „przesiadam się” na szlak czerwony i zjechałam do Skrzyszowa. W porę się „opamiętałam” i z powrotem ( pod górę) do Kruka.
Potem przez las. Ciężko. Liście i błoto, ale fajnie. MTB… żadne tam asfalty.
Fragmenty dla mnie całkiem nowe. To cieszy najbardziej.
Dojazd do asfaltówki , przez most i mocno pod górę. A stamtąd piękne widoki. Górki.
I jeszcze zjazd w dół, a potem szlak już właściwie w całości terenowy aż do Woli Rzędzińskiej.
To niespodzianka. Spodziewałam się asfaltów, a tutaj teren, teren, teren.
W pewnym momencie tak ciężki ( błoto na polu), że ledwie jechałam.
I sarna, która w pewnej chwili przebiegła mi drogę i przystanęła. Chciałam zrobić zdjęcie, ale zanim wszystko poustawiałam w telefonie.. czmychnęła w pola.
Szkoda. Byłoby piękne zdjęcie.
I pola i lasy i mocne kręcenie.
Szlak już nizinny, wiec jak dla mnie nie taki ciekawy, ale zupełna NOWOŚĆ.
Pomyliłam się w dwóch momentach. Na szczęscie miałam przewodnik i on naprowadził mnie na właściwą drogę.
Nie wiedziałam, ze czerwonym w taki fajny , okrężny sposób można dojechać na Marcinkę.
Trzeba będzie spróbować kiedyś pojechać odwrotnie czyli Biała- Klikowa- Krzyż- Lipie- Wola- Pogórska Wola- Skrzyszów- Kruk.
Niby tylko 52 km, a zmęczyły mnie trochę. Kiedy dojechałam do Lipia, odpuściłam jazdę czerwonym do Krzyża, bo poczułam głód dosyć mocny.
Jeszcze myjka na MPECU-u, bo się Magnusowi należało w końcu.
I tak oto dobiegł końca chyba ostatni rowerowy weekend w tym roku.
Co nie znaczy, że odstawiam rower w kąt.
A tak przy okazji ( bo jechałam dzisiaj przez Zawadę).
Czy wiecie , że w Zawadzie odkryto potężne grodzisko, wchodzące przypuszczalnie w skład organizacji plemiennej Wiślan, które powstało w IX wieku, w miejscu wcześniejszego grodziska łużyckiego. Na 9 hektarowym obszarze, otoczonym wałami, w kilkudziesięciu domostwach odnaleziono tysiące fragmentów naczyń, sprzęty i ozdoby. To jeden z największych znanych grodów obronnych wczesnośredniowiecznej Polski
( za przewodnikiem Tarnów i wokół Tarnowa)

Widok na Tarnów z Marcinki© lemuriza1972

Chyża tarnowska ( na Marcince)© lemuriza1972

Zielony pieszy szlak na Marcince© lemuriza1972

Las na Marcince© lemuriza1972

Las na Marcince 2© lemuriza1972

Huby w lesie na Marcince© lemuriza1972

Zostało jeszcze trochę jesiennych barw© lemuriza1972

Pomnik w Lesie Kruk© lemuriza1972

Las Kruk© lemuriza1972

Las Kruk i pomnik w dole© lemuriza1972
Kościół św. Stanisława Biskupa w Skrzyszowie − drewniany późnogotycki kościół zbudowany w Skrzyszowie w 1517 roku.
Świątynia powstała z fundacji Jana Amora Tarnowskiego, hetmana wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego. Budowniczym był cieśla Jan z Czchowa, na co wskazuje zachowana sygnatura na portalu.
Największy drewniany Kościół w Małopolsce. Jeden z największych w Polsce.

Kościół w Skrzyszowie, w oddali© lemuriza1972

Po drodze© lemuriza1972

Robota bobra© lemuriza1972
- DST 52.00km
- Teren 27.00km
- Czas 03:24
- VAVG 15.29km/h
- VMAX 47.00km/h
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 1440kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze





