Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2010
Dystans całkowity: | 585.00 km (w terenie 180.00 km; 30.77%) |
Czas w ruchu: | 27:19 |
Średnia prędkość: | 19.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 8723 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 41.79 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Sobota, 17 kwietnia 2010
Nareszcie mtb:)
Trasa: Tarnów- Koszyce- Świebodzin- Słona Góra- zjazd za domem weselnym na Słonej – Radlna- czerwonym szlakiem pieszym na Marcinkę – z Marcinki do Kruka_ Skrzyszów- Wola Rzędzińska- Lipie – Tarnów
Oj…strasznie ciężko było dzisiaj po tylu dniach przerwy.
Nie miałam kompletnie ochoty jeździć i dzisiaj też jechać mi się nie chciało. Trochę na siłę wyjechałam…
Wciąż boli mnie gardło, to już chyba 5 tydzien! Dzisiaj nawet chyba ze zdwojoną intensywnością.
Nie wiem już co mam z tym zrobić.
Ta trwajaca 5 tygodni infekcja zdaje się „rozwali” mi sezon, no bo odkąd się to zaczeło to moje treningi są do niczego:)
Trudno. To nie koniec świata.
ale ciezko mi sie jeździ, kiepsko widzę start w Karpaczu.
Dzisiaj z Andżeliką, Tomkiem i Łukaszem.
Podjazd na Słoną od kościoła w świebodzinie, w koncu nie taki straszny , chociaz dosyć długi, to był dla mnie koszmar. Nogi cięzkie, dawno nie pamietam zebym tak kiepsko podjeżdzała.
Potem wjechalismy do lasu na Słonej. Bloto po kostki.. ale tam jakoś odzyskałam chęc do jazdy:)
No bo było takie prawdziwie mtb.
Po wyjeździe z lasu, na doł zjazdem za Domem Weselnym, który kiedyś był dla mnie sporym wyzwaniem. Teraz jadę, chociaż nie jest to jakas rewelacyjna prędkość.
No ale dzisiaj było bardzo mokro.
Potem szlak na Marcinkę.
Dużo terenu:), dużo błota.
Z Marcinki do Kruka, szlak do Kruka też błotny, ale fajny:)
No sama radość taka jazda w terenie w koncu!
I zjazdy i znowu te korzenie, kamienie, ta adrenalina.
I jaka piękna zieleń!!!!
Prawdziwa soczystość:)
No ale forma kiepska.
a gardło boli mnie tak ze jutrzejsza jazda zagrożona.
Nic nie pomaga, nawet antybiotyk:(
Oj…strasznie ciężko było dzisiaj po tylu dniach przerwy.
Nie miałam kompletnie ochoty jeździć i dzisiaj też jechać mi się nie chciało. Trochę na siłę wyjechałam…
Wciąż boli mnie gardło, to już chyba 5 tydzien! Dzisiaj nawet chyba ze zdwojoną intensywnością.
Nie wiem już co mam z tym zrobić.
Ta trwajaca 5 tygodni infekcja zdaje się „rozwali” mi sezon, no bo odkąd się to zaczeło to moje treningi są do niczego:)
Trudno. To nie koniec świata.
ale ciezko mi sie jeździ, kiepsko widzę start w Karpaczu.
Dzisiaj z Andżeliką, Tomkiem i Łukaszem.
Podjazd na Słoną od kościoła w świebodzinie, w koncu nie taki straszny , chociaz dosyć długi, to był dla mnie koszmar. Nogi cięzkie, dawno nie pamietam zebym tak kiepsko podjeżdzała.
Potem wjechalismy do lasu na Słonej. Bloto po kostki.. ale tam jakoś odzyskałam chęc do jazdy:)
No bo było takie prawdziwie mtb.
Po wyjeździe z lasu, na doł zjazdem za Domem Weselnym, który kiedyś był dla mnie sporym wyzwaniem. Teraz jadę, chociaż nie jest to jakas rewelacyjna prędkość.
No ale dzisiaj było bardzo mokro.
Potem szlak na Marcinkę.
Dużo terenu:), dużo błota.
Z Marcinki do Kruka, szlak do Kruka też błotny, ale fajny:)
No sama radość taka jazda w terenie w koncu!
I zjazdy i znowu te korzenie, kamienie, ta adrenalina.
I jaka piękna zieleń!!!!
Prawdziwa soczystość:)
No ale forma kiepska.
a gardło boli mnie tak ze jutrzejsza jazda zagrożona.
Nic nie pomaga, nawet antybiotyk:(
- DST 50.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:55
- VAVG 17.14km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 113 ( 60%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 1010kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 kwietnia 2010
Poniedziałek:(
nie ma ochoty na jazdę, nie ma ochoty na maraton, na pracę ( ale pracować trzeba a dzisiaj ludzie jakby ... po prostu tłumami w urzędzie).
w czasie pracy spotkanie starosty z dyrektorami i kierownikami, starosta prawie płakał, a ci co byli członkami delegacji powiatu do Katynia, opowiadali o tym co widzieli na miejscu... płakalismy prawie wszyscy.
Stąd jak wróciłam do domu pomyslałam... nie jadę na żaden rower, nie mam ochoty, nie chce mi się... teraz to jakies takie mało ważne... w obliczu tego dramatu.
ale zadzwoniła Andżelika i powiedziała ze stoją juz gotowi w ubrankach rowerowych.
No to pojechałam...
Płasko po Lasach Radłowskim a myslami przy Lesie Katyńskim.
Taka sobie jazda.. na uspokojenie.
w czasie pracy spotkanie starosty z dyrektorami i kierownikami, starosta prawie płakał, a ci co byli członkami delegacji powiatu do Katynia, opowiadali o tym co widzieli na miejscu... płakalismy prawie wszyscy.
Stąd jak wróciłam do domu pomyslałam... nie jadę na żaden rower, nie mam ochoty, nie chce mi się... teraz to jakies takie mało ważne... w obliczu tego dramatu.
ale zadzwoniła Andżelika i powiedziała ze stoją juz gotowi w ubrankach rowerowych.
No to pojechałam...
Płasko po Lasach Radłowskim a myslami przy Lesie Katyńskim.
Taka sobie jazda.. na uspokojenie.
- DST 45.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:02
- VAVG 22.13km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 kwietnia 2010
Płasko, w deszczu i powoli
hm.. cały dzien ładna pogoda a jak wskazówki zegara zblizały sie do 17 czyli godziny wyjazdu zaczeło padać.
ale wyjechalismy mimo wszystko.
Kiepsko było, powoli i bez chęci jazdy, nogi ciezkie po dwóch dniach górek, samopoczucie takie sobie, zmeczenie pracą.. jakieś zaczątki przeziebienia ( znowu!!!).Jestem juz taka zmeczona tymi lekarstwami. od 4 tygodni bez przerwy biore jakies lekarstwa!
I mozna byłoby napisać - bez historii ten wyjazd gdyby nie... ech...
Jeszcze wczoraj rozmawialismy z Tomkiem ze najbardziej spektakularne gleby i te najbardziej bolesne zalicza sie własciwie pod domem.
Tak zdarzyło mi sie w ub roku i tak zdarzyło sie.. dzisiaj.
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Wydzwoniłam na wychwalanych przeze mnie betonowych alejkach w parku w Moscicach.
Za duzo prędkość.. zapomniałam kompletnie ze jest mokro... zakręt , ostry i gleba, gleba, gleba bolesna...
kolano, łokieć, biodro... bolało!
na szczescie krótko.. bo byłam pewna ze ból to bedzie długotrwały a najgorzej bedzie jutro, ale chyba jest ok.
Jutro pierwszy maraton w Dolsku.
Nie bedzie mnie, ale za to za tydzien powinnam być w Murowanej Goslinie.
To bedzie pierwszy w życiu taki jakis płaski maraton.
Zobaczymy.
Trasa: Ostrów-Wierzchosławice-Las Radlowski-Wierzchosławice-Tarnów
ale wyjechalismy mimo wszystko.
Kiepsko było, powoli i bez chęci jazdy, nogi ciezkie po dwóch dniach górek, samopoczucie takie sobie, zmeczenie pracą.. jakieś zaczątki przeziebienia ( znowu!!!).Jestem juz taka zmeczona tymi lekarstwami. od 4 tygodni bez przerwy biore jakies lekarstwa!
I mozna byłoby napisać - bez historii ten wyjazd gdyby nie... ech...
Jeszcze wczoraj rozmawialismy z Tomkiem ze najbardziej spektakularne gleby i te najbardziej bolesne zalicza sie własciwie pod domem.
Tak zdarzyło mi sie w ub roku i tak zdarzyło sie.. dzisiaj.
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Wydzwoniłam na wychwalanych przeze mnie betonowych alejkach w parku w Moscicach.
Za duzo prędkość.. zapomniałam kompletnie ze jest mokro... zakręt , ostry i gleba, gleba, gleba bolesna...
kolano, łokieć, biodro... bolało!
na szczescie krótko.. bo byłam pewna ze ból to bedzie długotrwały a najgorzej bedzie jutro, ale chyba jest ok.
Jutro pierwszy maraton w Dolsku.
Nie bedzie mnie, ale za to za tydzien powinnam być w Murowanej Goslinie.
To bedzie pierwszy w życiu taki jakis płaski maraton.
Zobaczymy.
Trasa: Ostrów-Wierzchosławice-Las Radlowski-Wierzchosławice-Tarnów
- DST 29.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:16
- VAVG 22.89km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 kwietnia 2010
Wał
Dzisiaj w towarzystwie: Andżelika, Tomek i Łukasz vel Perfum.
Boli mnie kolano po wczorajszym blacie na Lubinkę. Nie byl to dobry pomysł.
Dzisiaj fajna, spokojna traska.
Koszyce, Zgłobice, Rzuchowa, Pleśna i do Rychwałdu na Wał , dlugim podjazdem ( tak ok 5 km chyba ma).
Nie bardzo nastromiony, dwa trudniejsze kawałki.
Nie jechalam specjalnie szybko:), ale równo i dzieki temu bez jakiegoś wielkiego zmęczenia.
Potem na Lubinkę i z Lubinki zjazdem w kierunku Dabrówki Szczepanowskiej.
Piękne widoki, piekna pogoda.
Jeden długi podjazd i kilka mniejszych.
Przyjemnie:)
ale martwi mnie to ze znowu zaczynam sie źle czuć, jakies bóle gardła itd., a przecież tak naprawde jeszcze sie dobrze nie wyleczyłam z poprzedniej choroby...
pewnie trzeba było iść do lekarza, wziąc jakiś antybiotyk...
Moze szybciej by przeszło...
Boli mnie kolano po wczorajszym blacie na Lubinkę. Nie byl to dobry pomysł.
Dzisiaj fajna, spokojna traska.
Koszyce, Zgłobice, Rzuchowa, Pleśna i do Rychwałdu na Wał , dlugim podjazdem ( tak ok 5 km chyba ma).
Nie bardzo nastromiony, dwa trudniejsze kawałki.
Nie jechalam specjalnie szybko:), ale równo i dzieki temu bez jakiegoś wielkiego zmęczenia.
Potem na Lubinkę i z Lubinki zjazdem w kierunku Dabrówki Szczepanowskiej.
Piękne widoki, piekna pogoda.
Jeden długi podjazd i kilka mniejszych.
Przyjemnie:)
ale martwi mnie to ze znowu zaczynam sie źle czuć, jakies bóle gardła itd., a przecież tak naprawde jeszcze sie dobrze nie wyleczyłam z poprzedniej choroby...
pewnie trzeba było iść do lekarza, wziąc jakiś antybiotyk...
Moze szybciej by przeszło...
- DST 40.00km
- Czas 01:52
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 kwietnia 2010
Błotna masakra:)
5 dni przerwy w treningach. Masakra:)
No ale najpierw święta.. a w Mielcu rowerka ze sobą nie miałam, a wczoraj lało cały dzien i stwierdziłam ze wobec mojej nie do konca "przeminietej" choroby nie bede ryzykować.
a poza tym.. wczoraj był taki dzień.. trochę dla mnie przełomowy.
Były pewne problemy zdrowotne.. były obawy co bedzie i czy w ogóle jeszcze w najblizszym czasie bede jeździć na rowerze...
Strach.. duzy strach.
ale wczoraj była oczekiwana wizyta u lekarza i okazało się.. ze jestem zdrowa:), ze wszystko ok, ze nie bedzie żadnego leczenia, zadnej walki, mogę dalej zyć, cieszyć się...Ulga...
Tak mi sie cisneły na usta słowa piosenki Artura Rojka ( Cisza i wiatr):
Oddech weź
Już najgorsze jest za tobą
W końcu gdzieś
Będzie lepiej, daję słowo
Nie bój się
Uwierz w siebie
Masz już wszystko
Poczuj więc że przed tobą cała przyszłość
Przecież wiesz
Że cisza i wiatr, słońce i radość
Deszcz na twych skroniach
Cóż więcej mógłbyś chcieć
Gdy czas kończy się
Nic się nie stało x2
Kolejny idzie dzień
no to wzięłam oddech i pojechałam, pomimo niezbyt fajnej pogody:)
nie bylo chetnych.. wygląda na to ze w tym roku to czeka mnie dużo samotnych treningów, jakos nikomu sie nie chce jeździć w brzydką pogodę po górach.
Pierwszy plan byl taki: na Wał, tym dlugim 6 km podjazdem.
Potem jednak pomyslałam: nie mam oświetlenia w KTMie wiec moze mnie noc zastać.
Tak wiec plan został zweryfikowany: kilka mniejszych podjazdów i głowny Lubinka od Rzuchowej z blatu i z prędkością nie mniejszą niz 12 km/h.
Na jednym z mniejszych podjazdów spotkałam pana, ktory.. sikał...
widząc mnie już z daleka krzyczał : masz kondycję.. ( zapewne zeby ukryć swoje zmieszanie).
Byłoby zapewne wieksze gdyby odkrył ze jestem kobietą. Na jego szczęscie okulary, kask, kolarskie stroje skutecznie maskuja kobiecość.
No i udało sie wjechac na Lubinkę z blatu i z prędkością mniej wiecej 14 km/h ( nie zeszłam ponizej 12).
Potem cos mnie podkusiło i stwierdzilam : a co mi tam.. ubrudze rower i tyle, trzeba spróbowac jakiegos zjazdu po blocie.
I wjechałam w las na Lubince i pojechalam z gory na dół. ech.. ta przyjemność.. ta adrenalina...
Zjazd jest prosty, ale było mokro... i rozpedziłam sie do 43 km/h co dla mnie jak na terenowy zjazd i mokro jest prędkością bardzo przyzwoitą.
w Mościcach spotkałam Mirka, ktory wybiegał sie na bieganie wałem wzdłuż Dunajca.
no to pojechałam z nim.
Jeszcze chyba 12 km. jechałam powoli ( ale Mirek to ma kondycję tak sobie przebiegl te 12 km jakdyby nigdy nic z prędkością naprawdę b. dobrą). Moja jak na rower nie była zachwycająca, ale za to jazda wałem po tych wertepach.. niezły trening siłowy.
Rower zmasakrowany po lesnym zjeździe...:)
godzine go chyba myłam.
Ale ja lubię błoto:).
Taki mały odchył od normy.
chociaż znam wielu z podobnym odchyłem.
Jutro jadę na podjazd do Rychwałdu:)
No ale najpierw święta.. a w Mielcu rowerka ze sobą nie miałam, a wczoraj lało cały dzien i stwierdziłam ze wobec mojej nie do konca "przeminietej" choroby nie bede ryzykować.
a poza tym.. wczoraj był taki dzień.. trochę dla mnie przełomowy.
Były pewne problemy zdrowotne.. były obawy co bedzie i czy w ogóle jeszcze w najblizszym czasie bede jeździć na rowerze...
Strach.. duzy strach.
ale wczoraj była oczekiwana wizyta u lekarza i okazało się.. ze jestem zdrowa:), ze wszystko ok, ze nie bedzie żadnego leczenia, zadnej walki, mogę dalej zyć, cieszyć się...Ulga...
Tak mi sie cisneły na usta słowa piosenki Artura Rojka ( Cisza i wiatr):
Oddech weź
Już najgorsze jest za tobą
W końcu gdzieś
Będzie lepiej, daję słowo
Nie bój się
Uwierz w siebie
Masz już wszystko
Poczuj więc że przed tobą cała przyszłość
Przecież wiesz
Że cisza i wiatr, słońce i radość
Deszcz na twych skroniach
Cóż więcej mógłbyś chcieć
Gdy czas kończy się
Nic się nie stało x2
Kolejny idzie dzień
no to wzięłam oddech i pojechałam, pomimo niezbyt fajnej pogody:)
nie bylo chetnych.. wygląda na to ze w tym roku to czeka mnie dużo samotnych treningów, jakos nikomu sie nie chce jeździć w brzydką pogodę po górach.
Pierwszy plan byl taki: na Wał, tym dlugim 6 km podjazdem.
Potem jednak pomyslałam: nie mam oświetlenia w KTMie wiec moze mnie noc zastać.
Tak wiec plan został zweryfikowany: kilka mniejszych podjazdów i głowny Lubinka od Rzuchowej z blatu i z prędkością nie mniejszą niz 12 km/h.
Na jednym z mniejszych podjazdów spotkałam pana, ktory.. sikał...
widząc mnie już z daleka krzyczał : masz kondycję.. ( zapewne zeby ukryć swoje zmieszanie).
Byłoby zapewne wieksze gdyby odkrył ze jestem kobietą. Na jego szczęscie okulary, kask, kolarskie stroje skutecznie maskuja kobiecość.
No i udało sie wjechac na Lubinkę z blatu i z prędkością mniej wiecej 14 km/h ( nie zeszłam ponizej 12).
Potem cos mnie podkusiło i stwierdzilam : a co mi tam.. ubrudze rower i tyle, trzeba spróbowac jakiegos zjazdu po blocie.
I wjechałam w las na Lubince i pojechalam z gory na dół. ech.. ta przyjemność.. ta adrenalina...
Zjazd jest prosty, ale było mokro... i rozpedziłam sie do 43 km/h co dla mnie jak na terenowy zjazd i mokro jest prędkością bardzo przyzwoitą.
w Mościcach spotkałam Mirka, ktory wybiegał sie na bieganie wałem wzdłuż Dunajca.
no to pojechałam z nim.
Jeszcze chyba 12 km. jechałam powoli ( ale Mirek to ma kondycję tak sobie przebiegl te 12 km jakdyby nigdy nic z prędkością naprawdę b. dobrą). Moja jak na rower nie była zachwycająca, ale za to jazda wałem po tych wertepach.. niezły trening siłowy.
Rower zmasakrowany po lesnym zjeździe...:)
godzine go chyba myłam.
Ale ja lubię błoto:).
Taki mały odchył od normy.
chociaż znam wielu z podobnym odchyłem.
Jutro jadę na podjazd do Rychwałdu:)
- DST 42.00km
- Teren 15.00km
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 6.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 1010kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 kwietnia 2010
Górki
Dzisiaj z Mirkiem.
Miałam takie mysli już żeby nie jechać ( mój diabeł antytreningowy).
ale dzien w pracy byl taki koszmarnie cięzki..
wszyscy biora urlopy, sprzatają, robią zakupy, no a u nas jak to u nas. Szans nie ma.
Przynajmniej ja nie mam. No ale nie ma co narzekać.
w kazdym bądź razie ledwie dowlokłam sie do domu.. taka byłam zmęczona,wiec trzeba było mocno sie mobilizowac zeby wyjechać na ten rowerek.
wiedziałam, ze jak już wyjadę, przejadę pierwsze km, bedzie ok.
Lekko sie dzisiaj nie jechało, zwłaszcza pod górę. Mordowałam się dość, ale trudno.. taki dzien. Nie zawsze bedzie super.
Pojechalismy niebieskim szlakiem wzdłuz Dunajca ( wał, Buczyna, potem dalej niebieskim aż do skrzyżowania w Janowicach i tam do góry, długim podjazdem ok, 6km.. ). Nie jest ciezki ten podjazd , tylko koncówka momentami dosyć stroma, ale jakos cieżko mi było.
No i z blatu jechałam.
Potem jeszcze do centrum Tarnowa i z powrotem.
Co tam górki:), jazda po mieście to jest dopiero hardcore. Dobrze, ze tak rzadko jeżdzę rowerem po mieście.
P.S dzisiaj przyszła do mnie do pracy zona jednego kolegi bikera. Ona widziała mnie raz w zyciu, w rowerowym ubranku i kasku.
Oczywiscie nie poznała mnie na korytarzu.
I mówi do mnie:
Iza , jak Ty sie zmieniłaś.. tzn jak cie widziałam to w tym kasku i w ogóle.. zupełnie inaczej wyglądasz.
Jeszcze jeden przykład na to ze ludzie, którzy znaja mnie " z roweru" nie poznają mnie w cywlinych ciuchach i na odwrót.
Kiedys jechałam na rowerze i machałam koleżance z pracy..
zero reakcji:)
Miałam takie mysli już żeby nie jechać ( mój diabeł antytreningowy).
ale dzien w pracy byl taki koszmarnie cięzki..
wszyscy biora urlopy, sprzatają, robią zakupy, no a u nas jak to u nas. Szans nie ma.
Przynajmniej ja nie mam. No ale nie ma co narzekać.
w kazdym bądź razie ledwie dowlokłam sie do domu.. taka byłam zmęczona,wiec trzeba było mocno sie mobilizowac zeby wyjechać na ten rowerek.
wiedziałam, ze jak już wyjadę, przejadę pierwsze km, bedzie ok.
Lekko sie dzisiaj nie jechało, zwłaszcza pod górę. Mordowałam się dość, ale trudno.. taki dzien. Nie zawsze bedzie super.
Pojechalismy niebieskim szlakiem wzdłuz Dunajca ( wał, Buczyna, potem dalej niebieskim aż do skrzyżowania w Janowicach i tam do góry, długim podjazdem ok, 6km.. ). Nie jest ciezki ten podjazd , tylko koncówka momentami dosyć stroma, ale jakos cieżko mi było.
No i z blatu jechałam.
Potem jeszcze do centrum Tarnowa i z powrotem.
Co tam górki:), jazda po mieście to jest dopiero hardcore. Dobrze, ze tak rzadko jeżdzę rowerem po mieście.
P.S dzisiaj przyszła do mnie do pracy zona jednego kolegi bikera. Ona widziała mnie raz w zyciu, w rowerowym ubranku i kasku.
Oczywiscie nie poznała mnie na korytarzu.
I mówi do mnie:
Iza , jak Ty sie zmieniłaś.. tzn jak cie widziałam to w tym kasku i w ogóle.. zupełnie inaczej wyglądasz.
Jeszcze jeden przykład na to ze ludzie, którzy znaja mnie " z roweru" nie poznają mnie w cywlinych ciuchach i na odwrót.
Kiedys jechałam na rowerze i machałam koleżance z pracy..
zero reakcji:)
- DST 52.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:09
- VAVG 24.19km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 158 ( 84%)
- Kalorie 1010kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze