Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2011
Dystans całkowity: | 77.00 km (w terenie 1.00 km; 1.30%) |
Czas w ruchu: | 62:40 |
Średnia prędkość: | 23.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 33.50 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 10462 kcal |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 38.50 km i 3h 17m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 9 stycznia 2011
Pierwsze kilometry w tym roku:))))
Otworzyłam rano oczy... i nie wierzyłam.. słońce. A ponieważ wczoraj nieśmiało planowałam jazdę dzisiaj, to...
szybko zatem wyskoczyłam z łóżka, sniadanie, rowerowe ciuszki, jeszcze tylko pompowanie kółek, smarowanie łancucha.
Magnus w stanie straszliwym, cały zabłocony po jakiejs listopadowej pewnie jeździe. Nie było go kiedy umyć:)
Tak, tak.. tak długo nie byłam na rowerze.
Ale dzisiaj była taka temperatura, ze grzechem byłoby siedzieć w domu.
Ciepło.. myślę ze spokojnie można byłoby ze 3 h pokręcić, tyle, ze byłam ograniczona czasowo ( Tour de Ski wiadomo, jak tu nie popatrzeć na wspinaczkę na taką górę, jak to jednak określił Mirek: nuda jak w polskim filmie, wszystkie karty zostały rozdane wczoraj i tylko Johaug pięknie biegła i walczyła i można było troche emocji przeżyć patrząc na taką fighterkę).
Jak to cudownie znowu popedałowac na powietrzu!
Jak to się rózni od pedałowania w pomieszczeniu. No co ja będę Wam mówić! przecież to wiecie prawda?
Jechało się całkiem nieźle, początkowo trochę bojaźliwie bo na drogach dużo zmarzniętych kałuż i zmarzlin.
Nawet jakis pan krzyknął do mnie: nie boli sie pani po takiej drodze jechać?
Uśmiechnęłam sie i pomyślałam: prosze Pana dobrze, ze pan nie widzi jakie "drogi" są na maratonach, zwłaszcza zjazdy, wtedy pewnie by pan zaniemówił i tylko złapał sie za głowę.
Jechało się naprawdę dobrze jak na tę porę roku i stopien wytrenowania organizmu, no i jak na moje osłabienie poantybiotykowe.
Przyzwoita średnia, zwłaszcza ze sporo trasy pod wiatr.
Trasa: Tarnów: Bogumiłowice- Łetowice - Isep- Wojnicz- Dębina Z. - Łetowice - Wierzchosławice- Ostrów- Tarnów.
A wczoraj trochę cwiczonek no i oglądałam Galę Mistrzów Sportu.
przyjemnie, bo ub rok to były naprawdę wielkie sukcesy.
No i bardzo przyjemnie było zobaczyć wśród nagrodzonych Janusza Kołodzieja, tarnowianina czyli mistrza Polski na żuzlu, druzynowego mistrza świata.
Wydawał się być nieco zakłopotany:)
Maja Włoszczowska wygląda pięknie... strój jak dla nas kibiców nietypowy. Taka mała czarna, bez okularów i bez kasku:)
P.S dzisiaj jazda z nową "zabawką" czyli nowym pulsometrem. Stary padł, wiec nadeszła era nowego.
ILOŚĆ ENDORFIN PO DZISIEJSZEJ JEŹDZIE... BEZCENNA
szybko zatem wyskoczyłam z łóżka, sniadanie, rowerowe ciuszki, jeszcze tylko pompowanie kółek, smarowanie łancucha.
Magnus w stanie straszliwym, cały zabłocony po jakiejs listopadowej pewnie jeździe. Nie było go kiedy umyć:)
Tak, tak.. tak długo nie byłam na rowerze.
Ale dzisiaj była taka temperatura, ze grzechem byłoby siedzieć w domu.
Ciepło.. myślę ze spokojnie można byłoby ze 3 h pokręcić, tyle, ze byłam ograniczona czasowo ( Tour de Ski wiadomo, jak tu nie popatrzeć na wspinaczkę na taką górę, jak to jednak określił Mirek: nuda jak w polskim filmie, wszystkie karty zostały rozdane wczoraj i tylko Johaug pięknie biegła i walczyła i można było troche emocji przeżyć patrząc na taką fighterkę).
Jak to cudownie znowu popedałowac na powietrzu!
Jak to się rózni od pedałowania w pomieszczeniu. No co ja będę Wam mówić! przecież to wiecie prawda?
Jechało się całkiem nieźle, początkowo trochę bojaźliwie bo na drogach dużo zmarzniętych kałuż i zmarzlin.
Nawet jakis pan krzyknął do mnie: nie boli sie pani po takiej drodze jechać?
Uśmiechnęłam sie i pomyślałam: prosze Pana dobrze, ze pan nie widzi jakie "drogi" są na maratonach, zwłaszcza zjazdy, wtedy pewnie by pan zaniemówił i tylko złapał sie za głowę.
Jechało się naprawdę dobrze jak na tę porę roku i stopien wytrenowania organizmu, no i jak na moje osłabienie poantybiotykowe.
Przyzwoita średnia, zwłaszcza ze sporo trasy pod wiatr.
Trasa: Tarnów: Bogumiłowice- Łetowice - Isep- Wojnicz- Dębina Z. - Łetowice - Wierzchosławice- Ostrów- Tarnów.
A wczoraj trochę cwiczonek no i oglądałam Galę Mistrzów Sportu.
przyjemnie, bo ub rok to były naprawdę wielkie sukcesy.
No i bardzo przyjemnie było zobaczyć wśród nagrodzonych Janusza Kołodzieja, tarnowianina czyli mistrza Polski na żuzlu, druzynowego mistrza świata.
Wydawał się być nieco zakłopotany:)
Maja Włoszczowska wygląda pięknie... strój jak dla nas kibiców nietypowy. Taka mała czarna, bez okularów i bez kasku:)
P.S dzisiaj jazda z nową "zabawką" czyli nowym pulsometrem. Stary padł, wiec nadeszła era nowego.
ILOŚĆ ENDORFIN PO DZISIEJSZEJ JEŹDZIE... BEZCENNA
- DST 30.00km
- Czas 01:15
- VAVG 24.00km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 170 ( 90%)
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 stycznia 2011
Ćwiczonka
Trochę ćwiczeń ( brzuszki, hantle, rozciąganie, pompki).
Niestety z jutrzejszych planów nici. Może uda się za tydzien.
Ale może to i lepiej, zdążę się wyleczyć do końca, a moze i pogoda będzie lepsza.
No i moze zdążę się lepiej przygotować, bo plany mam ambitne ( tzn dla mnie są bardzo ambitne, bo dla innych to może być pestka).
No i mamy znowu wolne:)
Tak na dobry poczatek weekendu, jedna z najkrótszych być może piosenek świata, ale pewnie też jedna z najbardziej optymistycznych. Uwielbiam ją:)
I jeszcze jedna piosenka. Posłuchajcie słów. Jak jej słucham to zawsze sobie myslę… jakby opowiadał o maratonie:). Wszystkie etapy.. od wielkiej wiary, przez zwątpienie, po podnoszenie siebie samego na duchu...
Niestety z jutrzejszych planów nici. Może uda się za tydzien.
Ale może to i lepiej, zdążę się wyleczyć do końca, a moze i pogoda będzie lepsza.
No i moze zdążę się lepiej przygotować, bo plany mam ambitne ( tzn dla mnie są bardzo ambitne, bo dla innych to może być pestka).
No i mamy znowu wolne:)
Tak na dobry poczatek weekendu, jedna z najkrótszych być może piosenek świata, ale pewnie też jedna z najbardziej optymistycznych. Uwielbiam ją:)
I jeszcze jedna piosenka. Posłuchajcie słów. Jak jej słucham to zawsze sobie myslę… jakby opowiadał o maratonie:). Wszystkie etapy.. od wielkiej wiary, przez zwątpienie, po podnoszenie siebie samego na duchu...
- Czas 00:30
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 stycznia 2011
Spacer zimowy:))))
Obudziłam się wyspana, wreszcie bez żadnych dolegliwości, które od tak długiego czasu mi towarzyszą ( może wreszcie zadział antybiotyk?). Za oknem przepiękne słońce, mróz nie jakiś specjalnie dotkliwy. Pomyślałam: muszę się gdzieś ruszyć.. coś zrobić... nie chce kolejnego dnia spędzać w domu.
I postanowiłam, że po śniadaniu pójdę do Buczyny ( Buczyna to jest taki las w Zbylitowskiej Górze, pisałam o nim kiedyś. Las wyjątkowy pod względem urody, ale i ważne miejsce pod względem historycznym. Przepiekny teren - pagórki, strumyczki, stawy i cmentarz żydowski z okresu II w. św, tutaj Niemcy przywieźli ok 10 tys Zydów i zamordowali. To jest wyjątkowe miejsce dla Zydów, często je odwiedzają).
Lubię Buczynę, najczęsciej jestem tutaj jednak na rowerze.
Położona tak 5, 6 km od mojego bloku.
Tak więc poszłam. Samotnie dzisiaj, ale ja w końcu i sport uprawiam taki, że trening często odbywa się w samotności, więc ja i taką samotność chyba na swój sposób polubiłam.
Startując w zawodach mtb trzeba sie przyzwyczaić do samotności treningowej, czasem wyścigowej.
Często zdarza mi się sporą część maratonu jechać samotnie..
Często zdarza mi się wyjeżdzac na trening samotnie.
Pisałam już kiedyś o tym - to wcale nie jest złe, ma swoje dobre strony.
Lubie być czasem sam na sam ze swoimi myslami, ze swoim organizmem. Wtedy jakoś tak łatwiej skupić mi się na treningu.
Poszłam sobie powolutku, nie chciałam się forsować z wiadomych względów.
Przez Kępę Bogumiłowicką, Zbylitowską Górę do Buczyny. Właściwie tak jak prowadzi niebieski szlak rowerowy. Tak więc szłam wałem na Dunajcem ( jak tylko weszłam w tereny naddunajcowe to od razu poczułam , że jest zima. Snieg, snieg, snieg. Pięknie biało).
W Buczynie spotkałam jednego biegacza i kilku wędkarzy, a poza tym cisza, pustka, błogi spokój.
Pochodziłam sobie po lesie, czerwonym szlakiem pieszym. Swietne ukształtowanie terenu. Stawy częsciowo zamarznięte i nawet odważyłam się na jeden wejść.
Jak tylko weszłam do Lasu i popatrzylam na tę cudna przyrodę.. poczułam taki wewnętrzny spokój, radość, szczęście.
Niczego więcej w takich chwilach nie potrzeba...
Zeszło mi jakieś 2 godz 20 min, kilometrów pewnie co najmniej z 10.
Poćwiczyłam sobie też trochę w domu.
troche ćwiczeń rozciagających, bo z przerażeniem zauwazyłam ostatnio, że juz nie jest tak fajnie jak kiedyś.
Trenując siatkówkę wiadomo duzo ćwiczeń ogólnorozwojowych robiłyśmy i róznych innych, ciało wiec było "porozciagane". Teraz wiadomo.. rower.. w specyficzny sposób angazuje pewne partie mięśni.. to zupełnie inna praca mięsni.
Poza tym postanowiłam, ze trzeba troche zacząć wreszcie siły robić. ostatni dzwonek.
Tak więc pompki, hantle, brzuszki itp.
Ale dzisiaj jeszcze bardzo delikatnie.
Wreszcie jakis dobry dzień, lepiej sie czuję i z radością pójdę jutro do pracy, tym bardziej, ze pojawiła się perspektywa bardzo ciekawej soboty.
jeszcze sie trochę zastanawiam ze względu na ten antybiotyk, ale taka okazja to pewnie powtórzy sie nie wcześniej niż za rok.
Jak tak szłam do Buczyny, w oddali majaczyła na horyzoncie Lubinka. Zatęskniłam za rowerem...
ale.. tęsknie też za nartkami, a tu odwilż idzie...:(((
I postanowiłam, że po śniadaniu pójdę do Buczyny ( Buczyna to jest taki las w Zbylitowskiej Górze, pisałam o nim kiedyś. Las wyjątkowy pod względem urody, ale i ważne miejsce pod względem historycznym. Przepiekny teren - pagórki, strumyczki, stawy i cmentarz żydowski z okresu II w. św, tutaj Niemcy przywieźli ok 10 tys Zydów i zamordowali. To jest wyjątkowe miejsce dla Zydów, często je odwiedzają).
Lubię Buczynę, najczęsciej jestem tutaj jednak na rowerze.
Położona tak 5, 6 km od mojego bloku.
Tak więc poszłam. Samotnie dzisiaj, ale ja w końcu i sport uprawiam taki, że trening często odbywa się w samotności, więc ja i taką samotność chyba na swój sposób polubiłam.
Startując w zawodach mtb trzeba sie przyzwyczaić do samotności treningowej, czasem wyścigowej.
Często zdarza mi się sporą część maratonu jechać samotnie..
Często zdarza mi się wyjeżdzac na trening samotnie.
Pisałam już kiedyś o tym - to wcale nie jest złe, ma swoje dobre strony.
Lubie być czasem sam na sam ze swoimi myslami, ze swoim organizmem. Wtedy jakoś tak łatwiej skupić mi się na treningu.
Poszłam sobie powolutku, nie chciałam się forsować z wiadomych względów.
Przez Kępę Bogumiłowicką, Zbylitowską Górę do Buczyny. Właściwie tak jak prowadzi niebieski szlak rowerowy. Tak więc szłam wałem na Dunajcem ( jak tylko weszłam w tereny naddunajcowe to od razu poczułam , że jest zima. Snieg, snieg, snieg. Pięknie biało).
W Buczynie spotkałam jednego biegacza i kilku wędkarzy, a poza tym cisza, pustka, błogi spokój.
Pochodziłam sobie po lesie, czerwonym szlakiem pieszym. Swietne ukształtowanie terenu. Stawy częsciowo zamarznięte i nawet odważyłam się na jeden wejść.
Jak tylko weszłam do Lasu i popatrzylam na tę cudna przyrodę.. poczułam taki wewnętrzny spokój, radość, szczęście.
Niczego więcej w takich chwilach nie potrzeba...
Zeszło mi jakieś 2 godz 20 min, kilometrów pewnie co najmniej z 10.
Poćwiczyłam sobie też trochę w domu.
troche ćwiczeń rozciagających, bo z przerażeniem zauwazyłam ostatnio, że juz nie jest tak fajnie jak kiedyś.
Trenując siatkówkę wiadomo duzo ćwiczeń ogólnorozwojowych robiłyśmy i róznych innych, ciało wiec było "porozciagane". Teraz wiadomo.. rower.. w specyficzny sposób angazuje pewne partie mięśni.. to zupełnie inna praca mięsni.
Poza tym postanowiłam, ze trzeba troche zacząć wreszcie siły robić. ostatni dzwonek.
Tak więc pompki, hantle, brzuszki itp.
Ale dzisiaj jeszcze bardzo delikatnie.
Wreszcie jakis dobry dzień, lepiej sie czuję i z radością pójdę jutro do pracy, tym bardziej, ze pojawiła się perspektywa bardzo ciekawej soboty.
jeszcze sie trochę zastanawiam ze względu na ten antybiotyk, ale taka okazja to pewnie powtórzy sie nie wcześniej niż za rok.
Jak tak szłam do Buczyny, w oddali majaczyła na horyzoncie Lubinka. Zatęskniłam za rowerem...
ale.. tęsknie też za nartkami, a tu odwilż idzie...:(((
zima jest piękna© lemuriza1972
- Czas 02:20
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 stycznia 2011
Spinning (10) czyli mały jubileusz.
Podjęłam walkę z tym co się zagnieździło w moim gardle.
jestem "na antybiotyku". Pomimo tego poszłam na spinning, jak sie "zgadałam" z kolegą z Sokoła, to też się okazało, ze bierze antybiotki.
Z racji tego co napisałam powyżej, kręciłam sobie spokojnie i leciutko. Było to znacznie ułatwione, ponieważ dzisiaj pani prowadzącą Ta spokojna, mało dynamiczna.
Dzisiaj akurat mi to odpowiadało.
Pierwsza godzina totalny lajt, gdybym miała pulsometr to pewnie avg byłoby coś ok 130:), druga troszeczkę mocniej, ale też bez przesady.
w przerwie jedna noga, druga noga, ale na małym obciążeniu.
W ogóle to dzisiaj jechałam z niewielkim obciążeniem i jadąć marzyłam sobie o solidnym , morderczym treningu, takim po którym człowiek pada na łóżko i nie ma siły się podnieść.
Pomimo nieforsowania się.. wreszcie czuję , ze zyję.
Było mi to potrzebne, bo w pracy koncówka roku i początek nowego... ech.. jest gorąco, co tu duzo mówić, wiec odpoczęłam dzisiaj na spinningu psychicznie.
jestem "na antybiotyku". Pomimo tego poszłam na spinning, jak sie "zgadałam" z kolegą z Sokoła, to też się okazało, ze bierze antybiotki.
Z racji tego co napisałam powyżej, kręciłam sobie spokojnie i leciutko. Było to znacznie ułatwione, ponieważ dzisiaj pani prowadzącą Ta spokojna, mało dynamiczna.
Dzisiaj akurat mi to odpowiadało.
Pierwsza godzina totalny lajt, gdybym miała pulsometr to pewnie avg byłoby coś ok 130:), druga troszeczkę mocniej, ale też bez przesady.
w przerwie jedna noga, druga noga, ale na małym obciążeniu.
W ogóle to dzisiaj jechałam z niewielkim obciążeniem i jadąć marzyłam sobie o solidnym , morderczym treningu, takim po którym człowiek pada na łóżko i nie ma siły się podnieść.
Pomimo nieforsowania się.. wreszcie czuję , ze zyję.
Było mi to potrzebne, bo w pracy koncówka roku i początek nowego... ech.. jest gorąco, co tu duzo mówić, wiec odpoczęłam dzisiaj na spinningu psychicznie.
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 stycznia 2011
O sporcie w tv czyli głównie o Justynie Kowalczyk
No cóż... nogi, ręce rwą sie żeby sobie coś sportowo porobić. Rozum mówi : nie.
I musze być konsekwentna. Napisałam kiedys tam, w ub roku, ze tego tez trzeba się uczyć.. rozsądku w "sportowaniu", cierpliwości.
Wczoraj przez poł dnia powtarzałam sobie, ze będzie ok, że nie wolno mi się martwić tą powtarzającą sie chorobą, ze muszę coś zadziałać zeby było lepiej.
No i dzisiaj od razu jakos tak lepiej się czuję, co nie znaczy, ze całkiem dobrze. Jutro więc jeśli uda mi sie dostać do lekarza po pracy, to pójdę.
Lubię początek roku, bo zawsze w tv są róźne podsumowania sportowe, powtórki najfajniejszych wydarzeń.
dzisiaj ponadto był bieg Justyny w Tour de Ski :)
Zupełnie przypadkiem trafiłam w tvp sport na reportaż o Justynie Kowalczyk.
Przyznaję, że nie darzę jej az taką sympatią jak np Adama Małysza, ale sympatia to jedno a szacunek dla sportowych osiągnięć to jeszcze cos innego.
A ten dla Justyny mam ogromny.
Tylko takie sportowe osobowości jak ona, jak Małysz przechodzą do historii.
Bo wygrywaja wielokrotnie, wygrywają w wielkim stylu i imponują niesłychaną determinacją, ogromną pracą i umiejętnością podnoszenia sie po klęskach.
Powiedziała dzisiaj Justyna, coś co zrozumiałam dopiero niedawno.
Dziwne, bo przecież sport uprawiam od dawna, a ta prawda dotarła do mnie dopiero w 2009 r, po nieudanym maratonie w Krynicy.
Justyna powiedziała: porażki są potrzebne, żeby nie popełniac błędów.
Tak, jeśli ma sie dostatecznie silny charekter to porażkę przekłuje się w sukces.
Justyna jest uparta, zdeterminowana, potrafi walczyć o swoje.
Tak jak dzisiaj powiedziała: pewne cechy w zyciu codziennym są źle widziane, ale dla sportowca są niezbędne zeby osiagnąc sukces.
Po moim nieudanym maratonie w Krynicy w 2009 roku, na mecie bardzo byłam zła na siebie i przeżywałam ten swój nieudany start.
Jeden z moich znajomych, z którym miałam okazję na mecie rozmawiać, powiedział , ze za bardzo to przeżywam, ale ja wiem, że to własnie było mi potrzebne.
wygadanie się, przeanalizowanie tej porażki, po to zeby wyciagnąć wnioski.
I pomogło. Tydzien po , na maratonie w Tarnowie było juz znacznie lepiej.
Justyna powiedziała dzisiaj, że lubi czytać. I jako ulubioną pisarkę wymieniła Olgę Tokarczuk.
Jak fajnie:), mamy wspolną, ulubioną pisarkę.
oglądając to wszystko w tv, zatęskniłam za nartkami a tu mówią w tv, że odwilż bedzie do 12 stycznia.
Jak tak dalej pojdzie, to minie zima, a ja niewiele zdążę się nauczyć.
Może kiedys pojadę na urlop gdzieś, gdzie zima jest dłuzej i są piękne trasy biegowe? Byłoby fajnie. Może kiedyś:)
Może kiedyś w Polsce będzie wreszcie trasa na Puchar Swiata?
Oj, tak pojechać i zobaczyć najlepsze zawodniczki w akcji.
Zdaje się.. ze wymyslilam sobie kolejne marzenie do spełnienia.
Adama Małysza już obejrzałam na żywo, czas na Justynę.
Gdyby tak jeszcze Maja Włoszczowska znalazła trochę czasu i przyjechała na którąś edycję do GG.
Z Szafraniec juz jechałam na mega w Krynicy. "Jechałam" to za dużo powiedziane. jechałysmy na tej samej trasie. Potrzebowałam dwa razy więcej czasu niż ona żeby wymęczyć tę trasę.
Ale to mało istotne, to był zaszczyt stanąc na starcie w takim towarzystwie.
Co by nie powiedzieć.. mamy wspaniałe dziewczyny w Polsce.
Justyna, Maja, Anita Włodarczyk...
Silne , mocne , dziewczyny. Wybrały sobie trudne konkurencje, ale mają odpowiednie charaktery:)
I musze być konsekwentna. Napisałam kiedys tam, w ub roku, ze tego tez trzeba się uczyć.. rozsądku w "sportowaniu", cierpliwości.
Wczoraj przez poł dnia powtarzałam sobie, ze będzie ok, że nie wolno mi się martwić tą powtarzającą sie chorobą, ze muszę coś zadziałać zeby było lepiej.
No i dzisiaj od razu jakos tak lepiej się czuję, co nie znaczy, ze całkiem dobrze. Jutro więc jeśli uda mi sie dostać do lekarza po pracy, to pójdę.
Lubię początek roku, bo zawsze w tv są róźne podsumowania sportowe, powtórki najfajniejszych wydarzeń.
dzisiaj ponadto był bieg Justyny w Tour de Ski :)
Zupełnie przypadkiem trafiłam w tvp sport na reportaż o Justynie Kowalczyk.
Przyznaję, że nie darzę jej az taką sympatią jak np Adama Małysza, ale sympatia to jedno a szacunek dla sportowych osiągnięć to jeszcze cos innego.
A ten dla Justyny mam ogromny.
Tylko takie sportowe osobowości jak ona, jak Małysz przechodzą do historii.
Bo wygrywaja wielokrotnie, wygrywają w wielkim stylu i imponują niesłychaną determinacją, ogromną pracą i umiejętnością podnoszenia sie po klęskach.
Powiedziała dzisiaj Justyna, coś co zrozumiałam dopiero niedawno.
Dziwne, bo przecież sport uprawiam od dawna, a ta prawda dotarła do mnie dopiero w 2009 r, po nieudanym maratonie w Krynicy.
Justyna powiedziała: porażki są potrzebne, żeby nie popełniac błędów.
Tak, jeśli ma sie dostatecznie silny charekter to porażkę przekłuje się w sukces.
Justyna jest uparta, zdeterminowana, potrafi walczyć o swoje.
Tak jak dzisiaj powiedziała: pewne cechy w zyciu codziennym są źle widziane, ale dla sportowca są niezbędne zeby osiagnąc sukces.
Po moim nieudanym maratonie w Krynicy w 2009 roku, na mecie bardzo byłam zła na siebie i przeżywałam ten swój nieudany start.
Jeden z moich znajomych, z którym miałam okazję na mecie rozmawiać, powiedział , ze za bardzo to przeżywam, ale ja wiem, że to własnie było mi potrzebne.
wygadanie się, przeanalizowanie tej porażki, po to zeby wyciagnąć wnioski.
I pomogło. Tydzien po , na maratonie w Tarnowie było juz znacznie lepiej.
Justyna powiedziała dzisiaj, że lubi czytać. I jako ulubioną pisarkę wymieniła Olgę Tokarczuk.
Jak fajnie:), mamy wspolną, ulubioną pisarkę.
oglądając to wszystko w tv, zatęskniłam za nartkami a tu mówią w tv, że odwilż bedzie do 12 stycznia.
Jak tak dalej pojdzie, to minie zima, a ja niewiele zdążę się nauczyć.
Może kiedys pojadę na urlop gdzieś, gdzie zima jest dłuzej i są piękne trasy biegowe? Byłoby fajnie. Może kiedyś:)
Może kiedyś w Polsce będzie wreszcie trasa na Puchar Swiata?
Oj, tak pojechać i zobaczyć najlepsze zawodniczki w akcji.
Zdaje się.. ze wymyslilam sobie kolejne marzenie do spełnienia.
Adama Małysza już obejrzałam na żywo, czas na Justynę.
Gdyby tak jeszcze Maja Włoszczowska znalazła trochę czasu i przyjechała na którąś edycję do GG.
Z Szafraniec juz jechałam na mega w Krynicy. "Jechałam" to za dużo powiedziane. jechałysmy na tej samej trasie. Potrzebowałam dwa razy więcej czasu niż ona żeby wymęczyć tę trasę.
Ale to mało istotne, to był zaszczyt stanąc na starcie w takim towarzystwie.
Co by nie powiedzieć.. mamy wspaniałe dziewczyny w Polsce.
Justyna, Maja, Anita Włodarczyk...
Silne , mocne , dziewczyny. Wybrały sobie trudne konkurencje, ale mają odpowiednie charaktery:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 stycznia 2011
Cele na rok przyszły
No i mamy Nowy Rok.
Sama nie wiem, kiedy tak szybko i niepostrzeżenie minął rok 2010.
Tak to chyba jednak jest kiedy ma sie dużo do zrobienia i trzeba maksymalnie dobrze wykorzystywać czas, że wtedy wszystko dzieje sie bardzo szybko.
I cos chyba prawdy w tym jest, że jak mamy wiecej zajęc , to potrafimy sie lepiej zorganizować , a jak tych zajęć jest mniej to czasem czas przecieka nam przez palce.
to byl pracowity rok pod każdym względem.
w pracy i na rowerze.
Bywały momenty, ze trochę brakowało mi "oddechu", odpoczynku, ale z drugiej strony jak skonczyły się maratony , pomyslałam sobie: co teraz będzie mnie trzymać w "ryzach"?
No tak.. bo ten reżim treningowy, który sobie narzuciłam i plan startów, sprawił, ze czas miałam wypełniony maksymalnie, a cele jasno określone.
Po pracy szybciutko do domu, rower i w drogę. Zawody własciwie co 2 tydzien, czasem co tydzien,miedzy zawodami do Mielca, wiec własciwie mało czasu... na odpoczynek.
Ale... coś za coś.
Ja po prostu lubie tak zyć i dopoki zdrowie , czas i pieniądze mi pozwolą, to tak żyć będę.
Kiedy wiec skonczyły sie maratony.. troche pusto sie zrobiło. Ale to była tylko chwila, troche odpoczęłam, potem miesiąc lekkiego jeżdzenia, a potem znowu sie zaczeło... narty, ścianka, spinning i znowu.. czasu mało:).
W "Górach" są przedstawione sylwetki najlepszych polskich wspinaczy. Każdy z nich prezentuje swoje motto sportowe.
Marcin Dzieński: " Żeby coś osiągnąć, najpierw musisz sie pomęczyć".
Nic nowego.
Ja kiedy trenuję często myślę o naszych największych sportowcach, zwłaszcza o Justynie Kowalczyk, która wykonuje taką tytaniczną pracę.
Ona jest dla mnie wzorem, motywuje mnie. Podobnie jak Małysz, jak Maja Włoszczowska.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona na ten sezon, chociaż tak naprawdę to nie wiem jeszcze czy będę jeździć na maratony i na które. Ale mam nadzieję, ze będzie taka okazja.
Chciałabym przejechać górskie edycje u GG. Poprawić sie na mega , zwłaszcza tam gdzie w ub sezonie nie poszło mi rewelacyjnie. Miejsce? o miejsce lepsze w generalce i poszczegółnych wyścigach będzie pewnie trudno, ale chciałabym osiągać lepsze czasy, mniej tracić do tych najlepszych.
No i chciałabym przejechać giga w Tarnowie. Bede wiec chciała potrenować trochę dłuzsze jazdy.
No ale na dłuzsze jazdy to czas jest raczej tylko w weekend.
Co poza tym?
Moze jak czas pozwoli jakieś starty w Cyklokarpatach jako takie uzupełnienie treningu.
A na razie, na razie.. to znowu przymusowa przerwa w treningach..
wczoraj obudziłam sie z bólem gardła i katarem ( znowu!!!).
Jakos wytrzymałam w pracy, po pracy do łóżka.
Dzisiaj leżę cały dzien i myślę, ze wróciły moje przewlekłe problemy z gardłem sprzed kilku lat. A wtedy byłam własciwie cały czas chora... 3 tygodnie choroby.. tydzien przerwy i od nowa . I tak własciwie przez pół roku.
No i tak leżałam dzisiaj i obmyslałam strategię co zrobić.
Bo jeśli czegoś nie zrobię i nie znajde dobrego lekarza, który mi pomoże, to o planach na sezon 2011 mogę pewnie zapomnieć, bo nie zdołam solidnie się przygotowac do sezonu 2011.
Tak wiec plan jest taki, ze w poniedziałek muszę isc do lekarza zeby zobaczyć co mi jest, bo zbyt dobrze to nie wygląda.
Jestem dobrej myśli, że uda sie coś na to poradzić.
Musze myślec pozytywnie:), pomimo tego, ze czuję sie źle, ze znowu bede musiała zrobić przerwę w treningach.
Mirek mówi, ze jak nadchodzi choroba to znaczy , ze jest dobra forma...
Hm....tylko po co mi teraz ta forma?:)
Sama nie wiem, kiedy tak szybko i niepostrzeżenie minął rok 2010.
Tak to chyba jednak jest kiedy ma sie dużo do zrobienia i trzeba maksymalnie dobrze wykorzystywać czas, że wtedy wszystko dzieje sie bardzo szybko.
I cos chyba prawdy w tym jest, że jak mamy wiecej zajęc , to potrafimy sie lepiej zorganizować , a jak tych zajęć jest mniej to czasem czas przecieka nam przez palce.
to byl pracowity rok pod każdym względem.
w pracy i na rowerze.
Bywały momenty, ze trochę brakowało mi "oddechu", odpoczynku, ale z drugiej strony jak skonczyły się maratony , pomyslałam sobie: co teraz będzie mnie trzymać w "ryzach"?
No tak.. bo ten reżim treningowy, który sobie narzuciłam i plan startów, sprawił, ze czas miałam wypełniony maksymalnie, a cele jasno określone.
Po pracy szybciutko do domu, rower i w drogę. Zawody własciwie co 2 tydzien, czasem co tydzien,miedzy zawodami do Mielca, wiec własciwie mało czasu... na odpoczynek.
Ale... coś za coś.
Ja po prostu lubie tak zyć i dopoki zdrowie , czas i pieniądze mi pozwolą, to tak żyć będę.
Kiedy wiec skonczyły sie maratony.. troche pusto sie zrobiło. Ale to była tylko chwila, troche odpoczęłam, potem miesiąc lekkiego jeżdzenia, a potem znowu sie zaczeło... narty, ścianka, spinning i znowu.. czasu mało:).
W "Górach" są przedstawione sylwetki najlepszych polskich wspinaczy. Każdy z nich prezentuje swoje motto sportowe.
Marcin Dzieński: " Żeby coś osiągnąć, najpierw musisz sie pomęczyć".
Nic nowego.
Ja kiedy trenuję często myślę o naszych największych sportowcach, zwłaszcza o Justynie Kowalczyk, która wykonuje taką tytaniczną pracę.
Ona jest dla mnie wzorem, motywuje mnie. Podobnie jak Małysz, jak Maja Włoszczowska.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona na ten sezon, chociaż tak naprawdę to nie wiem jeszcze czy będę jeździć na maratony i na które. Ale mam nadzieję, ze będzie taka okazja.
Chciałabym przejechać górskie edycje u GG. Poprawić sie na mega , zwłaszcza tam gdzie w ub sezonie nie poszło mi rewelacyjnie. Miejsce? o miejsce lepsze w generalce i poszczegółnych wyścigach będzie pewnie trudno, ale chciałabym osiągać lepsze czasy, mniej tracić do tych najlepszych.
No i chciałabym przejechać giga w Tarnowie. Bede wiec chciała potrenować trochę dłuzsze jazdy.
No ale na dłuzsze jazdy to czas jest raczej tylko w weekend.
Co poza tym?
Moze jak czas pozwoli jakieś starty w Cyklokarpatach jako takie uzupełnienie treningu.
A na razie, na razie.. to znowu przymusowa przerwa w treningach..
wczoraj obudziłam sie z bólem gardła i katarem ( znowu!!!).
Jakos wytrzymałam w pracy, po pracy do łóżka.
Dzisiaj leżę cały dzien i myślę, ze wróciły moje przewlekłe problemy z gardłem sprzed kilku lat. A wtedy byłam własciwie cały czas chora... 3 tygodnie choroby.. tydzien przerwy i od nowa . I tak własciwie przez pół roku.
No i tak leżałam dzisiaj i obmyslałam strategię co zrobić.
Bo jeśli czegoś nie zrobię i nie znajde dobrego lekarza, który mi pomoże, to o planach na sezon 2011 mogę pewnie zapomnieć, bo nie zdołam solidnie się przygotowac do sezonu 2011.
Tak wiec plan jest taki, ze w poniedziałek muszę isc do lekarza zeby zobaczyć co mi jest, bo zbyt dobrze to nie wygląda.
Jestem dobrej myśli, że uda sie coś na to poradzić.
Musze myślec pozytywnie:), pomimo tego, ze czuję sie źle, ze znowu bede musiała zrobić przerwę w treningach.
Mirek mówi, ze jak nadchodzi choroba to znaczy , ze jest dobra forma...
Hm....tylko po co mi teraz ta forma?:)
- Aktywność Jazda na rowerze