Środa, 15 stycznia 2014
Lubię to:)
Oficjalny teledysk „pokazał” się, to go prezentuję , bo bardzo fajny jest ( Gutek nie lubi podobno grać w teledyskach, no ale ten jest taki "inny". Jak widać Gutek lubi prasować:)) No i w ogóle ta piosenka to jedna z najbardziej pozytywnych, energetycznych piosenek ostatnich lat. Warto posłuchać, warto polubić.
No i warto COŚ lubić, nie tylko na facebooku.
Basen dzisiaj. Jakoś ciężko mi było na początku. Przytykało mnie, ale generalnie ostatnio jest mi ciężko jeśli chodzi o sport, bo nie jestem w dobrej formie fizycznej. Muszę się bardzo mobilizować, żeby jakoś się „zmusić” do tego wysiłku, do wyjścia z domu. Ktoś by zapytał, to po co się zmuszać? Właśnie po to, że wiem , ze kiedy już będzie po, będzie znaczenie lepiej. Endorfiny po prostu. Lubię to:) Tak więc początek ciężko, ale potem jakoś poszło i 55 minut 70 basenów.
Basen dzisiaj. Jakoś ciężko mi było na początku. Przytykało mnie, ale generalnie ostatnio jest mi ciężko jeśli chodzi o sport, bo nie jestem w dobrej formie fizycznej. Muszę się bardzo mobilizować, żeby jakoś się „zmusić” do tego wysiłku, do wyjścia z domu. Ktoś by zapytał, to po co się zmuszać? Właśnie po to, że wiem , ze kiedy już będzie po, będzie znaczenie lepiej. Endorfiny po prostu. Lubię to:) Tak więc początek ciężko, ale potem jakoś poszło i 55 minut 70 basenów.
- Aktywność Pływanie
Wtorek, 14 stycznia 2014
Bieganie
Przed tą piosenką na koncercie , na którym miałam przyjemność być, Piotr Banach powiedział coś w tym stylu:
Jeśli słuchacie słów tej piosenki, od razu nasuwa się myśl, że piosenka jest o parze. Ona i ona ( Gutek dodał wtedy, albo „On i on” lub „Ona i ona”…. Tak – powiedział Banach.. generalnie kojarzy się z seksem.
A nie o to nam chodziło.. chodziło nam o to, ze wszyscy lubimy robić takie rzeczy, które niekoniecznie muszą się podobać innym, Gutek na ten przykład lubi sobie coś zapalić…
No i dlatego daliśmy tej piosence tytuł.. „ O czymkolwiek”
No właśnie…
Oj, nie chciało się dzisiaj nie chciało, wychylać nosa z ciepłego domu. No, ale wiadomo.. weszłam do kuchni, a tam Agnieszka grozi mi palcem, no to się ubrałam, słuchawki na uszy ( akurat Paulina Bisztyga w Radiu Kraków prezentowała bardzo fajną folkową muzykę, dużo lepiej się biega słuchając takiej muzyki) i pobiegłam. Tym razem w przeciwną stronę. Pomyślałam, że to nudne tak biegać ciągle do Ostrowa i pobiegłam w stronę Zakładów Mechanicznych , nową drogą. 40 min. Trochę ciężkie nogi, zapewne po niedzielnych górach.
Oj, nie chciało się dzisiaj nie chciało, wychylać nosa z ciepłego domu. No, ale wiadomo.. weszłam do kuchni, a tam Agnieszka grozi mi palcem, no to się ubrałam, słuchawki na uszy ( akurat Paulina Bisztyga w Radiu Kraków prezentowała bardzo fajną folkową muzykę, dużo lepiej się biega słuchając takiej muzyki) i pobiegłam. Tym razem w przeciwną stronę. Pomyślałam, że to nudne tak biegać ciągle do Ostrowa i pobiegłam w stronę Zakładów Mechanicznych , nową drogą. 40 min. Trochę ciężkie nogi, zapewne po niedzielnych górach.
- Aktywność Bieganie
Poniedziałek, 13 stycznia 2014
O kulturalnych miejscach:)
Jeśli myślicie, że w naszym mieście nie ma kultury, to bardzo się mylicie.
Nie tak dawno Miejska Galeria BWA dostała Supermarkę Radia Kraków, są dwa kina i teatr i Tarnowskie Centrum Kultury i Mościcka Fundacja Kultury. Pomimo tych wszystkich instytucji, o których napisałam powyżej, dla mnie najbardziej „kulturalnym” miejscem w Tarnowie okazało się niedawno.. wc moich znajomych.
Nie uwierzycie, ale ujrzałam na półce tamże.. kilka książek. Zaciekawiona sięgnęłam po nie i co się okazało? Seneka, Pascal, Nietzsche… Niewiarygodne ? A jednak. Niewiarygodne, bo w wielu domach książek nie ma. Nie ma wcale. Ze smutkiem przyglądam się czasem mieszkaniom, gdzie nie ma ani jednej książki, a są za to wielkie telewizory na pół ściany. A jeśli już są książki, to stanowią tylko dekorację. Ot jakaś kolekcja jakiejś gazety… Stoją więc sobie, nietknięte. A tu nagle taka niespodzianka. Pożyczyłam „ Myśli” Seneki i czytam i rozważam:).
I kilkoma myślami na pewno się podzielę, bo warto. Dzisiaj trochę luzu sportowego- nawet Agnieszka mnie nie przestraszyła. Wzrokiem omijałam lodówkę:). Trochę poćwiczyłam i to tyle, jutro się zmobilizuję.
No to Seneka na dziś. „Przerabiam” rozdział pt GNIEW „ Zemsta jest wyznaniem cierpienia. Nie jest wielki duch, którego ugnie krzywda. Ten, kto cię obraził, albo słabszy od ciebie, jeśli słabszy, oszczędź go, jeśli silniejszy, oszczędź siebie”
„ Nie spuszczamy oczu z cudzych błędów, a własne chowamy za plecami”
„ Jeśli chcemy być sprawiedliwymi sędziami wszystkich spraw, to bądźmy przede wszystkim przekonani, że nikt z nas nie jest bez winy”
PS Jest taki fajny rysunek Mleczki. Facet siedzi przed tv i woła żonę: „Chodź, mówią o nas w telewizji… W ubiegłym roku 62% Polaków nie przeczytało ani jednej książki.”
A szkoda, że nie, bo to fajna przygoda. Tak samo fajna jak rower, góry… Zachęcam, polecam, jestem bardzo ZA.
Nie uwierzycie, ale ujrzałam na półce tamże.. kilka książek. Zaciekawiona sięgnęłam po nie i co się okazało? Seneka, Pascal, Nietzsche… Niewiarygodne ? A jednak. Niewiarygodne, bo w wielu domach książek nie ma. Nie ma wcale. Ze smutkiem przyglądam się czasem mieszkaniom, gdzie nie ma ani jednej książki, a są za to wielkie telewizory na pół ściany. A jeśli już są książki, to stanowią tylko dekorację. Ot jakaś kolekcja jakiejś gazety… Stoją więc sobie, nietknięte. A tu nagle taka niespodzianka. Pożyczyłam „ Myśli” Seneki i czytam i rozważam:).
I kilkoma myślami na pewno się podzielę, bo warto. Dzisiaj trochę luzu sportowego- nawet Agnieszka mnie nie przestraszyła. Wzrokiem omijałam lodówkę:). Trochę poćwiczyłam i to tyle, jutro się zmobilizuję.
No to Seneka na dziś. „Przerabiam” rozdział pt GNIEW „ Zemsta jest wyznaniem cierpienia. Nie jest wielki duch, którego ugnie krzywda. Ten, kto cię obraził, albo słabszy od ciebie, jeśli słabszy, oszczędź go, jeśli silniejszy, oszczędź siebie”
„ Nie spuszczamy oczu z cudzych błędów, a własne chowamy za plecami”
„ Jeśli chcemy być sprawiedliwymi sędziami wszystkich spraw, to bądźmy przede wszystkim przekonani, że nikt z nas nie jest bez winy”
PS Jest taki fajny rysunek Mleczki. Facet siedzi przed tv i woła żonę: „Chodź, mówią o nas w telewizji… W ubiegłym roku 62% Polaków nie przeczytało ani jednej książki.”
A szkoda, że nie, bo to fajna przygoda. Tak samo fajna jak rower, góry… Zachęcam, polecam, jestem bardzo ZA.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 stycznia 2014
Szpilki na Giewoncie 2
O szpilkach na Giewoncie part one ( oczywiście jeśli ktoś ma ochotę), można przeczytać tutaj:
http://lemuriza1972.bikestats.pl/444952,Szpilki-n...
Dzisiaj Giewont zimą, przytrafił mi się po raz drugi. „Przytrafił” to jest chyba dobre słowo, bo jakoś szczerze mówiąc nie miałam wielkiej ochoty na wyjazd dzisiaj. Cały tydzień był bardzo ciężki i marzyłam o wyspaniu się i takiej pełnej regeneracji przed nadchodzącym kolejnym tygodniem . Marzyłam o dniu z książką i herbatą ( żeby było śmieszniej czytam teraz książkę „zimową”, którą ujrzałam na zdjęciu na fejsbuku u.. królowej naszej zimowej, czyli Justyny Kowalczyk – Dziecko śniegu .. taki tytuł ma książka). No, ale .. słowo się rzekło. Godzina 3.50 budzi mnie okropny wiatr. Mam dzwonić do Krysi.. co ona na to…. Ale jakoś się powstrzymuję.. myślę: nie będę pękać.. Leżę , słucham wiatru, wstaje o 4.40 , piję kawę, ubieram się i w drogę. Dzisiaj będzie duża grupa, więc jedziemy na dwa auta. JA z Mirkiem, Tomkiem i Staszkiem. Na autostradzie doganiamy Krysię, z którą jadą: Adam, Kiszon i Marcin. W Zakopanem czekają na nas : Darek Wierzbicki i kolega Adam czyli reprezentacja „Ślunska”. Jedziemy do Kuźnic, a tam chwila wahania gdzie idziemy . Są dwie opcje : Giewont i Czerwone Wierchy i.. Granaty. Głosowanie. Bardzo dziwne głosowanie. Jeszcze nie widziałam, żeby trzy głosy na tak ( Giewont) decydowały. Trzy na Giewont, dwa na Granaty, reszta nie wiadomo na co.. ot brak zdecydowania. No to kierunek Giewont. Pogoda najlepsza nie jest. Zaczyna padać śnieg, widoczność dość kiepska, tym razem górek nie pooglądamy. To jest najładniejsze zdjęcie Giewontu z dzisiaj. Niestety nie z trasy a z kalendarza, który wisi u mnie w kuchni.

Giewont:) © lemuriza1972
Drugie w kolejności zdjęcie dzisiejsze, to to z Gomolątkiem. Co też ono z nami ma… Wichura, zimno, śnieg… a ono musi z nami… Tak , to już jest jak się przyjdzie na świat w nieco patologicznej rodzinie… która zamiast zajadać niedzielny rosół, włóczy
się nie wiadomo gdzie.
Gomolątko na szczycie © lemuriza1972
Jak już wspomniałam dzisiaj słuszna grupa: Mirek, Tomek, Staszek, Krysia, Adam,Mateusz vel Kiszon, Marcin, Darek, Adam II i ja.
Przygotowania do drogi © lemuriza1972 Zaczynamy od Kuźnic . Na razie jest spokojnie i cieplutko.

Od Kuźnic © lemuriza1972 Ale trochę rozgrzać się trzeba mimo wszystko.

Chwila przerwy na .. herbatę © lemuriza1972 A potem jest coraz wyżej, coraz ciężej i coraz zimniej.

Na pierwszym planie Tomek © lemuriza1972 A gdzieś tam majaczy nasz cel… zaczynam się już trochę ociągać, więc reszta grupy w przodzie jak widać.

Giewont © lemuriza1972
Wkrótce niepokojąco zaczynają mi marznąć dłonie, im wyżej tym wieje mocniejszy wiatr, nawet nie chcę mi się myśleć o tym, żeby stanąć i wyjąć drugie rękawiczki, bo chwila postoju i.. jest brrrr.. zimno. I to był błąd, trzeba było jednak wyciągnąć. Palce u rąk bolą coraz bardziej, sama nie wiem jak wchodzę na ten Giewont, bo paluchy już bardzo przemarznięte, a tu jeszcze trzeba trzymać się łańcuchów. Jest bardzo ślisko, ale my rzecz jasna mamy raki, więc nie ma aż takich wielkich kłopotów. Niemniej jednak z Giewontu schodzi mi się bardzo źle. Ten mój „kulas” jednak mnie bardzo ogranicza. Gdyby było więcej śniegu pewnie byłoby łatwiej. Paluchy szczypią… i wołają „ pomocy”, zimny wiatr.. tak bardzo „rani” mi twarz… że zastanawiam się jak ja wytrzymam wędrówkę przez Czerwone Wierchy jeszcze. Mirek mówi: wiesz, co, jak już jesteś taka zmarznięta, to chyba nie ma sensu żebyś szła na Czerwone, bo może być źle. Tam będzie bardzo, bardzo wiało. I myślę sobie: chyba ma rację. Byłam tam już nie raz. Tę trasę zimą przy podobnej pogodzie przeszłam, nie ma co sobie na siłę udowadniać jakim się jest strasznie dzielnym. Tym bardziej, ze widoki zerowe, więc dzisiaj jest to tylko wędrówka, dla wędrówki. Zmęczenia , treningu może, a nie nasycenia się widokami. Jak się później okazuje, Mirkowi zależało żeby być wcześniej w domu, więc schodzi razem ze mną. Decyduje się zejść również Tomek, który jest też już solidnie przemarznięty i pewnie jeszcze nie przyzwyczajony do takich wędrówek zimowych, bo po Tatrach chodził dotychczas latem, jesienią czy wiosną. No to sobie idziemy i jak nigdy się cieszę, że podjęłam taką decyzję. Idziemy sobie wolniutko i spokojnie, jest coraz cieplej, czasem tylko wiatr doskwiera. Rozmawiamy sobie i jest fajnie. Docieramy do schroniska na Hali Kondratowej i tam wreszcie mogę się napić herbaty i skorzystać z wc. A potem już zejście do Kuźnic i obiad ( pyszna zupa czosnkowa i pizza plus grzane piwo). Pomimo tego, ze sama wyprawa nie dostarczyła mi dzisiaj wielu przyjemności, to w drodze powrotnej było fajnie. Miałam okazję sobie dłużej pogadać z Tomkiem i Mirkiem. Myślę, ze to była słuszna decyzja, bo opuszki palców z przemarznięcia bolą mnie teraz bardzo, boli też kolano i gdybym poszła na te Czerwone, byłoby teraz gorzej pewnie. Znacznie gorzej. Być może to zimno było dzisiaj tak odczuwalne, ponieważ zimy nie ma i nie jesteśmy do warunków zimowych przyzwyczajeni? A może ten wiatr był dzisiaj taki dotkliwy, taki bardzo zimny…? Jak odczułam go dzisiaj bardzoooooooo…. Jak sobie przypomnę jak mi „wbijał się” w twarz… brrrrrr…… Musiałam momentami zatrzymywać się i odwracać. No cóż.. nie wszystko zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. A może to po prostu moje nastawienie do tego wyjazdu, spowodowało, że tak to wszystko odczułam? Zdjęć mało ( bo nie miałam odwagi wyjmować telefonu i narażać palców na marznięcie), a poza tym jak już wcześniej wspomniałam , widoczność kiepska , więc nie było sensu zdjęć robić. W drodze jakoś tak ok 5 godzin chyba i 12 km ( te km to dane od Tomka). Niewiele, no ale cóż... to i tak więcej pewnie niż mój mój trening od poniedziałku do czwartku.
Z Mirkiem © lemuriza1972
Z Tomkiem © lemuriza1972
I jeszcze raz z Tomkiem © lemuriza1972
Dzisiaj Giewont zimą, przytrafił mi się po raz drugi. „Przytrafił” to jest chyba dobre słowo, bo jakoś szczerze mówiąc nie miałam wielkiej ochoty na wyjazd dzisiaj. Cały tydzień był bardzo ciężki i marzyłam o wyspaniu się i takiej pełnej regeneracji przed nadchodzącym kolejnym tygodniem . Marzyłam o dniu z książką i herbatą ( żeby było śmieszniej czytam teraz książkę „zimową”, którą ujrzałam na zdjęciu na fejsbuku u.. królowej naszej zimowej, czyli Justyny Kowalczyk – Dziecko śniegu .. taki tytuł ma książka). No, ale .. słowo się rzekło. Godzina 3.50 budzi mnie okropny wiatr. Mam dzwonić do Krysi.. co ona na to…. Ale jakoś się powstrzymuję.. myślę: nie będę pękać.. Leżę , słucham wiatru, wstaje o 4.40 , piję kawę, ubieram się i w drogę. Dzisiaj będzie duża grupa, więc jedziemy na dwa auta. JA z Mirkiem, Tomkiem i Staszkiem. Na autostradzie doganiamy Krysię, z którą jadą: Adam, Kiszon i Marcin. W Zakopanem czekają na nas : Darek Wierzbicki i kolega Adam czyli reprezentacja „Ślunska”. Jedziemy do Kuźnic, a tam chwila wahania gdzie idziemy . Są dwie opcje : Giewont i Czerwone Wierchy i.. Granaty. Głosowanie. Bardzo dziwne głosowanie. Jeszcze nie widziałam, żeby trzy głosy na tak ( Giewont) decydowały. Trzy na Giewont, dwa na Granaty, reszta nie wiadomo na co.. ot brak zdecydowania. No to kierunek Giewont. Pogoda najlepsza nie jest. Zaczyna padać śnieg, widoczność dość kiepska, tym razem górek nie pooglądamy. To jest najładniejsze zdjęcie Giewontu z dzisiaj. Niestety nie z trasy a z kalendarza, który wisi u mnie w kuchni.

Giewont:) © lemuriza1972
Drugie w kolejności zdjęcie dzisiejsze, to to z Gomolątkiem. Co też ono z nami ma… Wichura, zimno, śnieg… a ono musi z nami… Tak , to już jest jak się przyjdzie na świat w nieco patologicznej rodzinie… która zamiast zajadać niedzielny rosół, włóczy
się nie wiadomo gdzie.

Gomolątko na szczycie © lemuriza1972
Jak już wspomniałam dzisiaj słuszna grupa: Mirek, Tomek, Staszek, Krysia, Adam,Mateusz vel Kiszon, Marcin, Darek, Adam II i ja.

Przygotowania do drogi © lemuriza1972 Zaczynamy od Kuźnic . Na razie jest spokojnie i cieplutko.

Od Kuźnic © lemuriza1972 Ale trochę rozgrzać się trzeba mimo wszystko.

Chwila przerwy na .. herbatę © lemuriza1972 A potem jest coraz wyżej, coraz ciężej i coraz zimniej.

Na pierwszym planie Tomek © lemuriza1972 A gdzieś tam majaczy nasz cel… zaczynam się już trochę ociągać, więc reszta grupy w przodzie jak widać.

Giewont © lemuriza1972
Wkrótce niepokojąco zaczynają mi marznąć dłonie, im wyżej tym wieje mocniejszy wiatr, nawet nie chcę mi się myśleć o tym, żeby stanąć i wyjąć drugie rękawiczki, bo chwila postoju i.. jest brrrr.. zimno. I to był błąd, trzeba było jednak wyciągnąć. Palce u rąk bolą coraz bardziej, sama nie wiem jak wchodzę na ten Giewont, bo paluchy już bardzo przemarznięte, a tu jeszcze trzeba trzymać się łańcuchów. Jest bardzo ślisko, ale my rzecz jasna mamy raki, więc nie ma aż takich wielkich kłopotów. Niemniej jednak z Giewontu schodzi mi się bardzo źle. Ten mój „kulas” jednak mnie bardzo ogranicza. Gdyby było więcej śniegu pewnie byłoby łatwiej. Paluchy szczypią… i wołają „ pomocy”, zimny wiatr.. tak bardzo „rani” mi twarz… że zastanawiam się jak ja wytrzymam wędrówkę przez Czerwone Wierchy jeszcze. Mirek mówi: wiesz, co, jak już jesteś taka zmarznięta, to chyba nie ma sensu żebyś szła na Czerwone, bo może być źle. Tam będzie bardzo, bardzo wiało. I myślę sobie: chyba ma rację. Byłam tam już nie raz. Tę trasę zimą przy podobnej pogodzie przeszłam, nie ma co sobie na siłę udowadniać jakim się jest strasznie dzielnym. Tym bardziej, ze widoki zerowe, więc dzisiaj jest to tylko wędrówka, dla wędrówki. Zmęczenia , treningu może, a nie nasycenia się widokami. Jak się później okazuje, Mirkowi zależało żeby być wcześniej w domu, więc schodzi razem ze mną. Decyduje się zejść również Tomek, który jest też już solidnie przemarznięty i pewnie jeszcze nie przyzwyczajony do takich wędrówek zimowych, bo po Tatrach chodził dotychczas latem, jesienią czy wiosną. No to sobie idziemy i jak nigdy się cieszę, że podjęłam taką decyzję. Idziemy sobie wolniutko i spokojnie, jest coraz cieplej, czasem tylko wiatr doskwiera. Rozmawiamy sobie i jest fajnie. Docieramy do schroniska na Hali Kondratowej i tam wreszcie mogę się napić herbaty i skorzystać z wc. A potem już zejście do Kuźnic i obiad ( pyszna zupa czosnkowa i pizza plus grzane piwo). Pomimo tego, ze sama wyprawa nie dostarczyła mi dzisiaj wielu przyjemności, to w drodze powrotnej było fajnie. Miałam okazję sobie dłużej pogadać z Tomkiem i Mirkiem. Myślę, ze to była słuszna decyzja, bo opuszki palców z przemarznięcia bolą mnie teraz bardzo, boli też kolano i gdybym poszła na te Czerwone, byłoby teraz gorzej pewnie. Znacznie gorzej. Być może to zimno było dzisiaj tak odczuwalne, ponieważ zimy nie ma i nie jesteśmy do warunków zimowych przyzwyczajeni? A może ten wiatr był dzisiaj taki dotkliwy, taki bardzo zimny…? Jak odczułam go dzisiaj bardzoooooooo…. Jak sobie przypomnę jak mi „wbijał się” w twarz… brrrrrr…… Musiałam momentami zatrzymywać się i odwracać. No cóż.. nie wszystko zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. A może to po prostu moje nastawienie do tego wyjazdu, spowodowało, że tak to wszystko odczułam? Zdjęć mało ( bo nie miałam odwagi wyjmować telefonu i narażać palców na marznięcie), a poza tym jak już wcześniej wspomniałam , widoczność kiepska , więc nie było sensu zdjęć robić. W drodze jakoś tak ok 5 godzin chyba i 12 km ( te km to dane od Tomka). Niewiele, no ale cóż... to i tak więcej pewnie niż mój mój trening od poniedziałku do czwartku.

Z Mirkiem © lemuriza1972

Z Tomkiem © lemuriza1972

I jeszcze raz z Tomkiem © lemuriza1972
- Aktywność Wędrówka
Czwartek, 9 stycznia 2014
Bieganie
Mam tę płytę. Fajna jest.
A piosenka dzisiaj taka , bo kończę czytać książkę o Trójce i mi się przypomniała
Poszłam dzisiaj biegać. Nie było to mądre zbyt, ponieważ bolały mnie nieco kolana.
Bolały już wczoraj podczas pływania, co mnie dość zaniepokoiło , bo taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca.
No, ale poszłam biegać, bo coś zrobić trzeba było. Agnieszka mi przecież nie odpuszcza. Zadomowiła się w mojej kuchni, a że czasem do niej wchodzić muszę, a nawet czasem coś wyciągam z lodówki, to i wzroku Agnieszki ominąć nie sposób.
A teraz fragment audycji pt Instrukcja Obsługi Człowieka z audycji ( Trójkowej rzecz jasna) Grażyny Dobroń
„ Co może zdarzyć się w życiu człowieka?
Paraliż lub udar po umyciu głowy, udar telefoniczny – 50 minut rozmowy z lekko pochyloną głową, przyduszona tętnica, energiczne dmuchanie nosa może spowodować ślepotę i infekcję – proszę się nie śmiać, brak sympatii do urzędników, właściwie zwany awersją, to jest tak zwana fobia finansowa, stringi z powodu grubych szwów – a są takie modele- oskarża się o wywoływanie chemicznych infekcji, a biustonosz push-up jest niestety odpowiedzialny za kłopoty z oddychaniem i bóle kręgosłupa. Ale to naprawdę jeszcze nie koniec. Mogą spotkać państwa hot-dogowe bóle głowy. Okazuje się też, że wino lepiej pić z gwinta niż z kryształowych kieliszków ze szkła ołowiowego , zwłaszcza białe wino wytrąca najwięcej ołowiu spośród przebadanych płynów. Udział w karaoke może być szkodliwy – forsowny śpiew może niszczyć głos, zwiększyć ryzyko głuchoty – a krwotok w oczach po tańcu pogo to całkiem realne zagrożenie. …. A na stare lat grozi nam choroba pt demencja szczękowa – udowdniono związek między sztuczną szczęką a obumiereniem komórek mózgowych w płacie skroniowym. To wszystko zrobili lekarze , a nie my. I można z tego powodu ogromnie śmiać i cieszyć”
- DST 7.00km
- Czas 00:42
- VAVG 6:00km/h
- Aktywność Bieganie
Środa, 8 stycznia 2014
Basen
Jak widać już nawet w USA wiedzą , co jest w tym sezonie modne.
Wiadomo co. My z Panią Krystyną, wiemy już to od kilku miesięcy.
Nie wiem tylko dlaczego ta american girl wygląda jak MIŚ KOALA? Czy dziewczyny tak tam wyglądają?:)

Nowe trendy © lemuriza1972
Dzisiaj, kiedy jechaliśmy na basen zadzwonił do mnie Dyrektor Sportowy GTA:), z bardzo ważną, niecierpiącą zwłoki sprawą. Na koniec rozmowy powiedział: dobra, konczę już nie przeszkadzam, trenuj, bo Agnieszka patrzy. Oj Aga, Aga.. nie znasz litości i jeszcze Dyrektora na mnie "nasyłasz":).
A dzisiaj był basen. Jakoś kiepsko mi się pływało. Może to efekt zmęczenia po pracy. 70 długości - 57 minut. Nie najgorzej, ale i też bez szału:)
" Dobranoc kochany dzienniczku, chyba już nic więcej dzisiaj nie napiszę":)

Nowe trendy © lemuriza1972
Dzisiaj, kiedy jechaliśmy na basen zadzwonił do mnie Dyrektor Sportowy GTA:), z bardzo ważną, niecierpiącą zwłoki sprawą. Na koniec rozmowy powiedział: dobra, konczę już nie przeszkadzam, trenuj, bo Agnieszka patrzy. Oj Aga, Aga.. nie znasz litości i jeszcze Dyrektora na mnie "nasyłasz":).
A dzisiaj był basen. Jakoś kiepsko mi się pływało. Może to efekt zmęczenia po pracy. 70 długości - 57 minut. Nie najgorzej, ale i też bez szału:)
" Dobranoc kochany dzienniczku, chyba już nic więcej dzisiaj nie napiszę":)
- Aktywność Pływanie
Wtorek, 7 stycznia 2014
Domowo
Miało być bieganie, ale z przyczyn , że tak powiem niezależnych ode mnie, nic z tego nie wyszło ( nawet spojrzenie Agi Sobczak nie pomogło). Siła wyższa.
Więc tylko trochę ćwiczeń domowych, delikatnych.
No, ale ja sobie odbiję. Może już jutro.
Wojciech Mann. Z pamiętnika doktora Wyciora ( M. Gutowski: Trójka z dżemem. Palce lizać. Biografia pewnego radia).
„ Wtorek. Bardzo silnie uderzyłem się w twarz butlą tlenową. Nigdy by do tego nie doszło, gdybym nie zrobił omyłkowo zastrzyku ze spirytusu. Przypuszczam, że spirytus podrzucił mi pielęgniarz Gniady ze zemsty za to, że zamiast od bólu głowy dałem mu na przeczyszczenie. Kiedy go czyściło, zrobiłem mu trepanację i napchałem do głowy gazet. Myślałem, że bredzę. Dobranoc kochany dzienniczku. Chyba już w tym tygodniu nic nie napiszę”.
No właśnie
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 stycznia 2014
A jednak rower
Bardzo dobry tekst, prawda? Obudziłam się rano i napisałam do Pani Krystyny, że z nimi nie jadę. Że może później, że zobaczę... a jak nie to sobie pobiegam później. Leżałam w łóżku, kończąc kolejną książkę Kai Malanowskiej ( "Imigracje" - polecam), ciesząc się dniem wolnym. Z daleka omijałam kuchnię, gdzie jak jak wiadomo zamieszkała Agnieszka Sobczak. Bałam się jej spojrzeć prosto w oczy, dopóki jakichś planów treningowych, konkretnych na ten dzień nie będę mieć.
W Radiu Kraków mówią prawdę. Powiedzieli, wczoraj, że rano zanikające opady, a potem się rozpogodzi. I tak było. Znowu wysoka jak na tę porę roku temperatura ( ok 10 stopni) i słońce. Przyjemnie. No to wiadomo, trzeba było wyciągnąć rower i wyruszyć. Zwłaszcza, że Agnieszka już od dawna zapewne była "w drodze". Dzisiaj w towarzystwie Tomka ( nie Agnieszka, ale ja). Pokręciliśmy się po okolicach wierzchosławickich, a potem trochę po Lesie Radłowskim. Było sympatycznie. A teraz nadejdzie zima. Nie mówili tego w Radiu Kraków, ale ja tak coś czuję. Dlatego umyłam rower. Żeby nie stał brudny przez całą zimę.
- DST 38.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:44
- VAVG 21.92km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 stycznia 2014
Cud
Wczoraj w telewizji pokazano kolejny koncert z cyklu Made in Polska. O godz. 00.30.
I to był mój ukochany Indios Bravos.
I chociaż oglądałam już ten koncert dwa razy, to wczoraj obejrzałam znowu, bo oglądała go moja znajoma i na gorąco pisałyśmy smsy, dzieląc się wrażeniami. Chciałam wiedzieć, jak odbiera Indios Bravos.
Chciałam wiedzieć, bo wybieramy się wspólnie na koncert.
A jeśli ktoś były zainteresowany, to koncert można obejrzeć na YT. Ja gorąco polecam, bo jest po prostu świetny.
A wczoraj zdarzył się cud. Wiele tutaj pisałam, kilka lat temu o książce Olgi i Piotra Morawskich „ Od początku do końca”. Moim zdaniem cudownej książce, dzięki której człowiek ma wiarę, że czasem zdarza się miłość zupełnie nieprawdopodobna, że spotyka się dwoje ludzi.. ciekawych świata, inteligentnych, z pasjami, oczytanych, którzy mają dużo życia w życiu. Którzy się wspierają w tym co robią, wspierają w życiu codziennym, troszczą o siebie. A przy tym w tej książce jest wiele o górach. Jest wiele pięknych zdjęć. To była dla mnie ważna książka ( tym bardziej, że to był prezent od przyjaciółki). Kiedyś komuś ją pożyczyłam. I pomimo tego, że wielokrotnie prosiłam o zwrot, nigdy jej nie odzyskałam. Było mi bardzo żal, bo to jedna z moich najbardziej ulubionych książek. Chciałam ją więc sobie „odkupić”. Niestety ku mojej „rozpaczy” dostępne było jedynie wydanie kieszonkowe. Bez zdjęć ( a ta książka bez zdjęć traci połowę swojej wartości). Nigdzie jej nie było. Szukałam dwa lata. I oto wczoraj, w mojej przydomowej księgarni zerknęłam sobie na półkę z książkami podróżniczymi i .. zobaczyłam JĄ. Nie mogłam uwierzyć, ponieważ jej dalej nie ma. W księgarniach , w sieci. Więc skąd się tam wzięła? Może leżała już długo, a ja po prostu do najbliższej księgarni nie zajrzałam? A może panie z księgarni znalazły ją w jakiejś hurtowni? Nie wiem. Nieważne. Jest. Znowu ją czytam, przeglądam, uśmiecham się czytając.
A dzisiaj sobie odpoczęłam nieco od sportu i tylko trochę poćwiczyłam w domu. Stwierdziłam, że potrzebny mi jeden dzień odpoczynku.
A na koniec fragment wyżej wspomnianej książki: „ Wierzę, że życie jest po to, żeby mieć marzenia. Wierzę, , że warto spróbować tych marzeń dotknąć , że warto spróbować zamienić marzenia w cele, i że cały czas warto marzyć dalej. Marzyłam o życiu ciekawym, marzyłam o życiu w podróży, marzyłam o domu, dzieciach, wielkim stole i wspólnym czasie razem, marzyłam o wielkiej miłości, a przede wszystkim marzyłam o wolności. Tylko czym jest wolność? Czym jest wolność w związku, w rodzinie, w życiu takim jak mieliśmy razem? Wolność to chyba zgoda na to, żeby jechał, i to wsparcie na odległość, napisane w sms-ach i powiedziane w szybkich słowach przez telefon, przez telefon satelitarny. Wolność to moje poczucie, że jak ja bym chciała jechać do Meksyku – sadzić kaktusy, to on by powiedział – Jedź- bo to ważne, żeby marzenia zamieniać w cele i marzyć dalej”. Tylko, że ja nigdy nie pojechałam do Meksyku. Zawsze byłam obok, byłam wsparciem i oparciem. I on dla mnie w tym moim życiu – bardziej przyziemnym, bo w domu, w pracy, w samochodzie – był wielkim wsparciem. Jego wyjazdy to była moja wolność, to było to na co ja się nigdy nie odważyłam, ale miałam wystarczająco dużo odwagi, żeby jego wspierać. Zatem ta moja wolność z drugiej ręki, to były jego wyjazdy. Moje ciekawe życie, też z drugiej ręki, to były wyjazdy, pokazy slajdów. Nawet myślałam przez jakiś czas, ze to moje wyjazdy, moje życie i moja wolność. Marzenia , miłość, wolność są tym w co wierzę. I tego nauczę moich synów. Wierzę też, że część moich marzeń zamieni się w cele. Wiem też, znajdę swoją drogę, wiem, że gdzieś jest, a ja mam odwagę , żeby nią pójść”. I znalazła. W świecie bez Piotra , niestety już bez, pisze książki, wychowuje synów. Mądra i dzielna kobieta.
A wczoraj zdarzył się cud. Wiele tutaj pisałam, kilka lat temu o książce Olgi i Piotra Morawskich „ Od początku do końca”. Moim zdaniem cudownej książce, dzięki której człowiek ma wiarę, że czasem zdarza się miłość zupełnie nieprawdopodobna, że spotyka się dwoje ludzi.. ciekawych świata, inteligentnych, z pasjami, oczytanych, którzy mają dużo życia w życiu. Którzy się wspierają w tym co robią, wspierają w życiu codziennym, troszczą o siebie. A przy tym w tej książce jest wiele o górach. Jest wiele pięknych zdjęć. To była dla mnie ważna książka ( tym bardziej, że to był prezent od przyjaciółki). Kiedyś komuś ją pożyczyłam. I pomimo tego, że wielokrotnie prosiłam o zwrot, nigdy jej nie odzyskałam. Było mi bardzo żal, bo to jedna z moich najbardziej ulubionych książek. Chciałam ją więc sobie „odkupić”. Niestety ku mojej „rozpaczy” dostępne było jedynie wydanie kieszonkowe. Bez zdjęć ( a ta książka bez zdjęć traci połowę swojej wartości). Nigdzie jej nie było. Szukałam dwa lata. I oto wczoraj, w mojej przydomowej księgarni zerknęłam sobie na półkę z książkami podróżniczymi i .. zobaczyłam JĄ. Nie mogłam uwierzyć, ponieważ jej dalej nie ma. W księgarniach , w sieci. Więc skąd się tam wzięła? Może leżała już długo, a ja po prostu do najbliższej księgarni nie zajrzałam? A może panie z księgarni znalazły ją w jakiejś hurtowni? Nie wiem. Nieważne. Jest. Znowu ją czytam, przeglądam, uśmiecham się czytając.
A dzisiaj sobie odpoczęłam nieco od sportu i tylko trochę poćwiczyłam w domu. Stwierdziłam, że potrzebny mi jeden dzień odpoczynku.
A na koniec fragment wyżej wspomnianej książki: „ Wierzę, że życie jest po to, żeby mieć marzenia. Wierzę, , że warto spróbować tych marzeń dotknąć , że warto spróbować zamienić marzenia w cele, i że cały czas warto marzyć dalej. Marzyłam o życiu ciekawym, marzyłam o życiu w podróży, marzyłam o domu, dzieciach, wielkim stole i wspólnym czasie razem, marzyłam o wielkiej miłości, a przede wszystkim marzyłam o wolności. Tylko czym jest wolność? Czym jest wolność w związku, w rodzinie, w życiu takim jak mieliśmy razem? Wolność to chyba zgoda na to, żeby jechał, i to wsparcie na odległość, napisane w sms-ach i powiedziane w szybkich słowach przez telefon, przez telefon satelitarny. Wolność to moje poczucie, że jak ja bym chciała jechać do Meksyku – sadzić kaktusy, to on by powiedział – Jedź- bo to ważne, żeby marzenia zamieniać w cele i marzyć dalej”. Tylko, że ja nigdy nie pojechałam do Meksyku. Zawsze byłam obok, byłam wsparciem i oparciem. I on dla mnie w tym moim życiu – bardziej przyziemnym, bo w domu, w pracy, w samochodzie – był wielkim wsparciem. Jego wyjazdy to była moja wolność, to było to na co ja się nigdy nie odważyłam, ale miałam wystarczająco dużo odwagi, żeby jego wspierać. Zatem ta moja wolność z drugiej ręki, to były jego wyjazdy. Moje ciekawe życie, też z drugiej ręki, to były wyjazdy, pokazy slajdów. Nawet myślałam przez jakiś czas, ze to moje wyjazdy, moje życie i moja wolność. Marzenia , miłość, wolność są tym w co wierzę. I tego nauczę moich synów. Wierzę też, że część moich marzeń zamieni się w cele. Wiem też, znajdę swoją drogę, wiem, że gdzieś jest, a ja mam odwagę , żeby nią pójść”. I znalazła. W świecie bez Piotra , niestety już bez, pisze książki, wychowuje synów. Mądra i dzielna kobieta.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 stycznia 2014
" Baby, ach te baby" czyli babska wyprawa
Weekend i piękna sobota.
Były różnego typu dylematy pt rower czy bieganie, ale.. przypomniałam sobie kartkę, którą wczoraj widziałam na basenie.
Ktoś wyraźnie mnie prosił. Nie wiem kto, ale jakieś wyraźne powody miał, żeby mnie prosić. Może potrafił przewidywać przyszłość i wiedział, że np. skręcę nogę jak pójdę biegać? Nie wiem.. ale postanowiłam się jednak dostosować.
A kartka wyglądała tak:

Prośba © lemuriza1972
Wybrałam więc rower. Tym bardziej, że kiedy sprzątałam kuchnię, cały czas z lodówki „spozierała” na mnie Aga Sobczak. Co było robić.. trzeba było się zebrać i jechać. Zanim pojechałam, wysłałam smsa do Pani Krystyny:
„ Jadę na rower, tak ok 12. Jedziesz? Wiesz, Aga Sobczak na pewno dziś trenuje:)” Szybko otrzymałam odpowiedź, krótką i rzeczową: „Namówiłaś mnie”.
Dzisiaj w nocy pomyślałam, co by to było jakby tak całą lodówkę obwiesić drużyną gomolową… to dopiero byłaby motywacja. Tyle, że ja nie mam takiej dużej lodówki…
No to pojechałyśmy na naszą babską wyprawę. Jeden kolega napisał mi dzisiaj :" faceci to dranie. Kobiety zdecydowanie powinny wiązać się z kobietami.":). Czy wiązać to nie wiem… ale na rower pojechać od czasu na czasu w wyłącznie swoim towarzystwie, to na pewno. Było bardzo sympatycznie, rozrywkowo. Pobrylowałyśmy po Lesie Radłowskim. Pani Krystyna powiedziała: "Dobrze, że mnie wyciągnęłaś… bo pewnie bym się zabrała za gotowanie obiadu". Haha… no cóż… moja „działalność” chyba nie do końca wpisuje się w politykę prorodzinną wobec tego, ale cóż… Na razie Adam jeszcze jest spokojny i żadnych pogróżek nie było, to może jednak jakiś ten obiad tam był jednak.
A w lesie sporo osób uprawiających sport. Dużo ludzi z kijkami, jakieś tam rowery też były ( rzecz jasna z właścicielami) i nawet dwie Panie na rolkach , takie 50+. Fajnie! Pogoda zdecydowanie wiosenna, chociaż nieco chłodniej niż w ub sobotę. Ponieważ zaliczyłyśmy pierwsze kilometry w tym roku, to i pierwsze zdjęcia musiały być obowiązkowo.
Pierwsze "rowerowe" zdjęcie roku, a raczej zdjęcie z .. rowerem:) © lemuriza1972

Ciekawą Bozię znalazłyśmy po drodze © lemuriza1972

Pani Krystyna na swoim nowym-starym rowerze © lemuriza1972

Pani Iza na swoim starym rowerze © lemuriza1972
A na koniec pieśń, którą podesłała mi Pani Krystyna. Sufa wysłuchaj do samego końca.. pod koniec jest coś co na pewno Ci się spodoba.

Prośba © lemuriza1972
Wybrałam więc rower. Tym bardziej, że kiedy sprzątałam kuchnię, cały czas z lodówki „spozierała” na mnie Aga Sobczak. Co było robić.. trzeba było się zebrać i jechać. Zanim pojechałam, wysłałam smsa do Pani Krystyny:
„ Jadę na rower, tak ok 12. Jedziesz? Wiesz, Aga Sobczak na pewno dziś trenuje:)” Szybko otrzymałam odpowiedź, krótką i rzeczową: „Namówiłaś mnie”.
Dzisiaj w nocy pomyślałam, co by to było jakby tak całą lodówkę obwiesić drużyną gomolową… to dopiero byłaby motywacja. Tyle, że ja nie mam takiej dużej lodówki…
No to pojechałyśmy na naszą babską wyprawę. Jeden kolega napisał mi dzisiaj :" faceci to dranie. Kobiety zdecydowanie powinny wiązać się z kobietami.":). Czy wiązać to nie wiem… ale na rower pojechać od czasu na czasu w wyłącznie swoim towarzystwie, to na pewno. Było bardzo sympatycznie, rozrywkowo. Pobrylowałyśmy po Lesie Radłowskim. Pani Krystyna powiedziała: "Dobrze, że mnie wyciągnęłaś… bo pewnie bym się zabrała za gotowanie obiadu". Haha… no cóż… moja „działalność” chyba nie do końca wpisuje się w politykę prorodzinną wobec tego, ale cóż… Na razie Adam jeszcze jest spokojny i żadnych pogróżek nie było, to może jednak jakiś ten obiad tam był jednak.
A w lesie sporo osób uprawiających sport. Dużo ludzi z kijkami, jakieś tam rowery też były ( rzecz jasna z właścicielami) i nawet dwie Panie na rolkach , takie 50+. Fajnie! Pogoda zdecydowanie wiosenna, chociaż nieco chłodniej niż w ub sobotę. Ponieważ zaliczyłyśmy pierwsze kilometry w tym roku, to i pierwsze zdjęcia musiały być obowiązkowo.

Pierwsze "rowerowe" zdjęcie roku, a raczej zdjęcie z .. rowerem:) © lemuriza1972

Ciekawą Bozię znalazłyśmy po drodze © lemuriza1972

Pani Krystyna na swoim nowym-starym rowerze © lemuriza1972

Pani Iza na swoim starym rowerze © lemuriza1972
A na koniec pieśń, którą podesłała mi Pani Krystyna. Sufa wysłuchaj do samego końca.. pod koniec jest coś co na pewno Ci się spodoba.
- DST 38.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:52
- VAVG 20.36km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze