Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2010
Dystans całkowity: | 649.00 km (w terenie 277.00 km; 42.68%) |
Czas w ruchu: | 34:20 |
Średnia prędkość: | 18.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1500 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 38.18 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
Sobota, 17 lipca 2010
nad wodę
Upału ciąg dalszy, stąd dzisiaj tylko jazda na Dwudniaki i z powrotem.
Tam Andzelika i większe grono. Grill, pływanie ( super woda). Miło.
Jutro ma być chłodniej, moze uda sie jakis trening w górkach przeprowadzić wreszcie.
W telewizji był jakiś film o zdobywaniu Everestu.
Jak zobaczyłam te raki,czekany to hm.. powróciły wspomnienia z zimy. Bardzo bym chciała jeszcze raz spróbować kiedyś takiej lodowej wspinaczki i wejsc wiecej niz w tym roku.
W ogóle koncze czytać teraz ksiązkę wspomnienia Piotra Morawskiego i jego żony.
Niesamowite sa te opowiesci o zdobywaniu najwyzszych szczytów świata.
bardzo inspirujące.
To musi być niesamowite uczucie być tam gdzie niewielu na świecie było i zobaczyć to co my mozemy zobaczyć tylko na zdjęciach i filmach.
Tam Andzelika i większe grono. Grill, pływanie ( super woda). Miło.
Jutro ma być chłodniej, moze uda sie jakis trening w górkach przeprowadzić wreszcie.
W telewizji był jakiś film o zdobywaniu Everestu.
Jak zobaczyłam te raki,czekany to hm.. powróciły wspomnienia z zimy. Bardzo bym chciała jeszcze raz spróbować kiedyś takiej lodowej wspinaczki i wejsc wiecej niz w tym roku.
W ogóle koncze czytać teraz ksiązkę wspomnienia Piotra Morawskiego i jego żony.
Niesamowite sa te opowiesci o zdobywaniu najwyzszych szczytów świata.
bardzo inspirujące.
To musi być niesamowite uczucie być tam gdzie niewielu na świecie było i zobaczyć to co my mozemy zobaczyć tylko na zdjęciach i filmach.
- DST 20.00km
- Czas 00:56
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 28.00km/h
- Temperatura 36.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 lipca 2010
I znowu plasko
tak trochę dziwnie... momentami powoli, momentami bardzo szybko.
i znowu upał.
Z Andzeliką, Tomkiem i Alkiem. Trochę po lesie, łąkach i wertepach
i znowu upał.
Z Andzeliką, Tomkiem i Alkiem. Trochę po lesie, łąkach i wertepach
Z Marcinką w tle autorstwa Tomka© lemuriza1972
Po maratonie© lemuriza1972
- DST 33.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:33
- VAVG 21.29km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 lipca 2010
Płasko
krotka jazda z Alkiem i Mirkiem po Lasach Radłowskich, wiec płasko.
Niespecjalnie szybko bo Mirek zmęczony tuż po powrocie z urlopu. No i trochę pogadalismy o maratonie i urlopie Mirka
Momentami jechałam szybciej:) tzn ponad 30 km/h. dalej upał.
Niespecjalnie szybko bo Mirek zmęczony tuż po powrocie z urlopu. No i trochę pogadalismy o maratonie i urlopie Mirka
Momentami jechałam szybciej:) tzn ponad 30 km/h. dalej upał.
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:13
- VAVG 24.66km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 lipca 2010
Górki
w potwornym upale dzisiaj wreszcie powróciłam na moje treningowe trasy, bo chyba ponad 2 tygodniach przerwy.
Od Buczyny szlakiem niebieskim wzdłuż Dunajca, terenowym podjazdem na Lubinkę ( oj grzało słoneczko, grzało, ale udało sie fajnie podjechać) i do góry na Lubinkę asfaltem, a potem do Dolinki w dół i z powrotem 3 km pod górę.
Spokojnie bo w tym upale narzucenie sobie zbyt dużego tempa chyba by mnie zabiło.
Zjazd z Lubinki asfaltem.
Dzieki spokojnemu tempu mogłam sobie dzisiaj pooglądac górki i podziwiać widoki.
Tatr niestety dzisiaj nie było widać, nie ta przejrzystość powietrza, ale i tak Dunajec z góry.. cos pięknego.
Od Buczyny szlakiem niebieskim wzdłuż Dunajca, terenowym podjazdem na Lubinkę ( oj grzało słoneczko, grzało, ale udało sie fajnie podjechać) i do góry na Lubinkę asfaltem, a potem do Dolinki w dół i z powrotem 3 km pod górę.
Spokojnie bo w tym upale narzucenie sobie zbyt dużego tempa chyba by mnie zabiło.
Zjazd z Lubinki asfaltem.
Dzieki spokojnemu tempu mogłam sobie dzisiaj pooglądac górki i podziwiać widoki.
Tatr niestety dzisiaj nie było widać, nie ta przejrzystość powietrza, ale i tak Dunajec z góry.. cos pięknego.
- DST 39.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:59
- VAVG 19.66km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 37.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 lipca 2010
Poniedziałek
taka sobie jazda bardziej miejska:), najpierw nad Dunajac ( wreszcie odpoczynek) i z powrotem. Potem do Andzeliki, potem do Krysi. Jazda miejskimi ściezkami w Tarnowie, to jest dopiero szkoła przetrwania. co tam maraton:)
- DST 21.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:15
- VAVG 16.80km/h
- Temperatura 37.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 lipca 2010
Tarnów maraton - relacja
Maraton nr 26
Eska Bike Maraton 10 lipca 2010 Tarnów
Dystans mega
Miejsce w kat3
Czas: 4 h19 min
„Tarnów Polski biegun ciepła” takim sloganem "reklamowane" jest nasze miasto.
Uczestnicy maratonu w Tarnowie mogli się o tym przekonać na własnej skórze. W przenośni i dosłownie. Kto nie posmarował się jakiś kremem z filtrem, mógł bardzo ucierpieć.
Prognoza była bezlitosna – będzie upał.
To nie jest dobra wiadomość na tarnowski maraton, bowiem częsć trasy to mocno otwarte przestrzenie, duzo podjazdów w otwartym słoncu, dużo podjazdów asfaltowych. Duża część trasy wiedzie przez polne szutrówki.
Plan na ten rok był taki żeby przejechac giga, ale co tu duzo mówić, nie było jak ani kiedy do tego giga się przygotować.
Mimo wszystko postanowiłam sprobować, chociaż wiedziałam ze łatwo nie będzie.
Po tegorocznych maratonach ( Daleszyce, Karpacz, Złoty Stok czy Strzyzów), wiedziałam już ze jestem w stanie wytrzymać na rowerze grubo ponad 5 h.
Tylko ten upał… no i wiadomość o dosć wyśrubownym limicie czasowym wjazdu na giga, popsuła mi humor. Wiedziałam, ze będzie cięzko, ale postanowiłam sprobować.
Dzien wczesniej w burze zawodów udaje nam się z Krysią „załatwić” sektory, z racji dosc wysokich miejsc w generalce u GG. To już jest coś, bo w Esce wszystkie dystanse ruszają razem, wiec obawiam się sporych korków na Marcince i potem na pierwszym niezbyt bezpiecznym zjeździe z Zawady.
Rozgrzewka z Krysią, a potem już do sektorów. W sektorze dostrzegam Paulinę.
Ruszamy. Wiem co mnie czeka – Marcinka, wiec nie żyłuję się, tym bardziej ze jeśli się uda, przede mną 82 km w pełnym słoncu.
Dojeżdzam do Pauliny i ostrzegam ją ze teraz lepiej zrzucić na młynek. Co prawda odcinek od restauracji do asfaltu da się pokonać na średniej, ale na maratonie lepiej tak nie marnować sił. Podjazd na Marcince dosc fajnie, gdzies po drodze mijam Paulinę ( ale wiadomo ze potem i tak mnie dojdzie). Czuję ze nogi dobrze pracują. 2 km podjazdu i potem zjazd asfaltem. Staram się tu dokręcac jak mogę, bo jak nie tutaj to gdzie?
Zaczyna się szutrówka i potem w lewo będzie ten trawisto-koleiniasty zjazd, jadę ostroznie bo wiem ze tu łatwo o niepotrzebna glebę na poczatku dystansu.
Słonce pali niemiłosiernie, wypadamy na asfalt, kawalek podjazdu asfaltem a potem dość techniczny podjazd , krotki, ale siłowy, udaje mi się go podjechać, wielu panów schodzi z rowerów.
Tuz przed rozjazdem na mega /giga słyszę z tyłu Andżelike jak cos krzyczy do mnie. Pojedzie prosto na mini, a ja dalej w drogę.
Skrecamy w las i jest dosyc fajny zjazd w lesie i krótka leśna sekwencja, potem kawałek szutrówki. Tutaj mija mnie Kamil. Przed Piekiełkiem bufet, ale szybciutko nalewam wodę i zmykam, Kamil zostaje.
Piekielko wiadomo… krótko ale intensywnie, bardzo terenowo pod górę. Ciężko.
Potem znowu asfalt. I to słonce ciagle i ciągle…. Ależ chce się pić.
W Murowanej było gorąco, ale teraz to przechodzi wszelkie wyobrażenia.
I w koncu jest zapowiadana przez Pawła,autora trasy, kosa .
Trasa jest zmieniona , wiec wiele fragmentow to dla mnie po prostu nieodkryte tereny.
„Kosa” jest przednia, początek podjeżdzam, ale potem kapituluje i schodzę z roweru. To kosztowałoby zbyt wiele sił, bo wszystko znowu w otwartym słoncu, a nastromienie jest spore i pełno trawy, cięzko się jedzie.
Kiedy trochę się wypłaszcza wsiadam na rower.
Jadę spokojnie i nagle jakiś chłopak zjeżdza na mój tor, ja spadam w pokrzywy i z trudem ratuje się przed upadkiem w jakiś wielki rów.
A potem wciąż góra, dół, góra , dół i to slonce.
Z niepokojem spoglądam na licznik, kilometrów przybywa niewiele, a czas nieubłagannie biegnie.
Brzanka gdzieś na 30 km, rozjazd na 42 .
Wiem, ze jeśli dojadę do Brzanki w 2 h to może się uda, jeśli nie , będzie bardzo cięzko.
Podjazd na Brzankę w nowej wersji, dośc sporo polami ( po drodze strusia ferma), potem wypadamy na asfalt i zaraz już zaczyna się teren.
Niestety podjazd na Brzankę chociaż terenowy to szeroki i drzewa nie dają cienia, są zbyt daleko od drogi. Kilka kilometrów pod górę, bardzo mozolnie, znowu w pełnym słoncu.
Na szczycie Brzanki Monia z kolegą.
Kolega mowi : to co zaraz cię widzimy drugi raz?
( druga pętla to podjazd na Brzankę po raz drugi).
Mówię: nie wiem czy zdążę..
Monia: zdązysz, zdązysz…
Ale licznik pokazuje mi nieubłaganie 2 h 09 min.
Za długo jechałam.
Staram się docisnąć, ale jest bufet, musze uzupełnic płyny..
Niestety trzeba się obsłuzyć samemu, to też zajmuje czas.
I wsiadam na rower, gnam w stronę zjazdu. Przynajmniej czesciowo go znam, wiec wiem ze trzeba uważać. Zjazd taki golonkowy bardziej. Idzie mi dobrze, ale co z tego kiedy co rusz ktos mnie blokuje.
Jakaś dziewczyna na dośc łatwym odcinku zsiada z roweru, proszę ją żeby mnie przepuściła bo się spieszę.
I mkne w dół.
Zjazd jest długi, ale nie da się rozpedzić za bardzo, bo dużo kamieni, korzeni.
Koncówka przednia.. jechalismy tędy na wiosnę, wtedy nie zjechałam ( strasznie stromo). Teraz postanawiam sprobować i udaje się, rower ciagnie niesamowicie w doł , ale jadę.Mam dwóch młodych kibiców, wiec tym przyjemniej bo patrzą z podziwem.
Czas ucieka… a tu po zjeździe znowu podjazd, za chwilę nastepny i tym razem szutrowy, znowu w pełnym sloneczku…
I nastepny asfaltowy, i znowu asfaltowy…. Zdaje się ze ciągną się bez konca.
Patrzę na licznik, jeszcze z 5 km, a ja już nie mam zbyt wiele czasu. Ale jeszcze cisnę…
Jakaś dziewczyna pyta mnie o rozjazd.. mówię: raczej nie zdążymy.
Gdzies na podjeździe mija mnie.
Wjeżdzamy w las tuchowski i widzę tabliczkę: 22 km do mety i za chwilę następną 200 m do 2 rundy.
Ale kiedy dojeżdzam do rozjazdu jest już zamknięty:(
Widzę przed sobą tę dziewczynę , tez pojechała prosto, wiec nawet nie ma co pytać.
Niestety nie udało się.
Już nie chce mi się jechać.. plan nie wykonany…
Mozolnie wspinam się w lesie tuchowskim pod górę. To jest podjazd , który zwykle robię ze średniej, teraz zrzucam na młynek i jade sobie powolutku.. bo niby gdzie mam teraz się spieszyć. Planem było giga, mega nie bardzo mnie interesuje.
I tak turlam się do mety, jedynie momentami probuje jeszcze sama siebie mobilzować i mówię do siebie: Iza pociśnij jeszcze, jeszcze trochę…
Jeszcze ze dwa fajne zjazdy, potem znowu wspinany się na Marcinkę, na szczescie wiem ze to już niedaleko.
Przed ostatnim asfaltowym podjazdem znowu widze moją towarzyszke niedoli, która nie zdązyła na giga i postanawiam ją dogonić. Jade coraz szybciej i przepuszczam atak na podjeździe, mijam ja na zakręcie po wewnetrznej. Przede mna dwóch chłopaków> Krzyczę: jadę środkiem..
Troche chyba urażeni, ktoryś mówi: a jedź sobie...
Pedałuje mocno żeby utrzymać przewagę.
Potem już zjazd w lesie na Marcince, fajny ale trzeba uważać bo duzo korzeni i zakrętów a jest dosyć ciemno. Zjazd łąką, jeszcze kilka mocnych ruchów korbą na drodze wysypanej grysem i już wypadam na asfalt.
Strażak krzyczy : w lewo, w lewo… (za chwilę krzyczy) w prawo…
Na szczescie ja jestem stąd i wiem ze w prawo. Mknę do mety, tuz przed metą, słyszę Kamila jak krzyczy: dawaj Iza dawaj…
Jestem na mecie po raz 26 w zyciu.
Ale wielkiej satysfakcji nie ma.
Humor poprawia mi się trochę kiedy dostaje smsa z wiadomością, ze w K3 jestem 3.
Trasa rzeczywiscie mocno zmieniona, fajnie by się ją jechalo, gdyby było trochę chłodniej.
Niezbyt trudna technicznie, ale interwałowa.
P.S
napisali na mtb news:
Bez wątpienia można powiedzieć, że był to jeden z najcięższych maratonów w tym sezonie. Na zawodników startujących w ESKA Bike Maraton w Tarnowie czekała wymagająca trasa i palące słońce
Ciężka trasa oraz niemiłosiernie palące słońce dyktowały warunki. Tego dnia w cieniu było 35 st., a w większości trasa prowadziła otwartymi terenami. Dlatego też tego dnia o wyniku na mecie decydowała nie tylko dyspozycja zawodnika, a bardziej dobrze przygotowane bufety na trasie
Eska Bike Maraton 10 lipca 2010 Tarnów
Dystans mega
Miejsce w kat3
Czas: 4 h19 min
„Tarnów Polski biegun ciepła” takim sloganem "reklamowane" jest nasze miasto.
Uczestnicy maratonu w Tarnowie mogli się o tym przekonać na własnej skórze. W przenośni i dosłownie. Kto nie posmarował się jakiś kremem z filtrem, mógł bardzo ucierpieć.
Prognoza była bezlitosna – będzie upał.
To nie jest dobra wiadomość na tarnowski maraton, bowiem częsć trasy to mocno otwarte przestrzenie, duzo podjazdów w otwartym słoncu, dużo podjazdów asfaltowych. Duża część trasy wiedzie przez polne szutrówki.
Plan na ten rok był taki żeby przejechac giga, ale co tu duzo mówić, nie było jak ani kiedy do tego giga się przygotować.
Mimo wszystko postanowiłam sprobować, chociaż wiedziałam ze łatwo nie będzie.
Po tegorocznych maratonach ( Daleszyce, Karpacz, Złoty Stok czy Strzyzów), wiedziałam już ze jestem w stanie wytrzymać na rowerze grubo ponad 5 h.
Tylko ten upał… no i wiadomość o dosć wyśrubownym limicie czasowym wjazdu na giga, popsuła mi humor. Wiedziałam, ze będzie cięzko, ale postanowiłam sprobować.
Dzien wczesniej w burze zawodów udaje nam się z Krysią „załatwić” sektory, z racji dosc wysokich miejsc w generalce u GG. To już jest coś, bo w Esce wszystkie dystanse ruszają razem, wiec obawiam się sporych korków na Marcince i potem na pierwszym niezbyt bezpiecznym zjeździe z Zawady.
Rozgrzewka z Krysią, a potem już do sektorów. W sektorze dostrzegam Paulinę.
Ruszamy. Wiem co mnie czeka – Marcinka, wiec nie żyłuję się, tym bardziej ze jeśli się uda, przede mną 82 km w pełnym słoncu.
Dojeżdzam do Pauliny i ostrzegam ją ze teraz lepiej zrzucić na młynek. Co prawda odcinek od restauracji do asfaltu da się pokonać na średniej, ale na maratonie lepiej tak nie marnować sił. Podjazd na Marcince dosc fajnie, gdzies po drodze mijam Paulinę ( ale wiadomo ze potem i tak mnie dojdzie). Czuję ze nogi dobrze pracują. 2 km podjazdu i potem zjazd asfaltem. Staram się tu dokręcac jak mogę, bo jak nie tutaj to gdzie?
Zaczyna się szutrówka i potem w lewo będzie ten trawisto-koleiniasty zjazd, jadę ostroznie bo wiem ze tu łatwo o niepotrzebna glebę na poczatku dystansu.
Słonce pali niemiłosiernie, wypadamy na asfalt, kawalek podjazdu asfaltem a potem dość techniczny podjazd , krotki, ale siłowy, udaje mi się go podjechać, wielu panów schodzi z rowerów.
Tuz przed rozjazdem na mega /giga słyszę z tyłu Andżelike jak cos krzyczy do mnie. Pojedzie prosto na mini, a ja dalej w drogę.
Skrecamy w las i jest dosyc fajny zjazd w lesie i krótka leśna sekwencja, potem kawałek szutrówki. Tutaj mija mnie Kamil. Przed Piekiełkiem bufet, ale szybciutko nalewam wodę i zmykam, Kamil zostaje.
Piekielko wiadomo… krótko ale intensywnie, bardzo terenowo pod górę. Ciężko.
Potem znowu asfalt. I to słonce ciagle i ciągle…. Ależ chce się pić.
W Murowanej było gorąco, ale teraz to przechodzi wszelkie wyobrażenia.
I w koncu jest zapowiadana przez Pawła,autora trasy, kosa .
Trasa jest zmieniona , wiec wiele fragmentow to dla mnie po prostu nieodkryte tereny.
„Kosa” jest przednia, początek podjeżdzam, ale potem kapituluje i schodzę z roweru. To kosztowałoby zbyt wiele sił, bo wszystko znowu w otwartym słoncu, a nastromienie jest spore i pełno trawy, cięzko się jedzie.
Kiedy trochę się wypłaszcza wsiadam na rower.
Jadę spokojnie i nagle jakiś chłopak zjeżdza na mój tor, ja spadam w pokrzywy i z trudem ratuje się przed upadkiem w jakiś wielki rów.
A potem wciąż góra, dół, góra , dół i to slonce.
Z niepokojem spoglądam na licznik, kilometrów przybywa niewiele, a czas nieubłagannie biegnie.
Brzanka gdzieś na 30 km, rozjazd na 42 .
Wiem, ze jeśli dojadę do Brzanki w 2 h to może się uda, jeśli nie , będzie bardzo cięzko.
Podjazd na Brzankę w nowej wersji, dośc sporo polami ( po drodze strusia ferma), potem wypadamy na asfalt i zaraz już zaczyna się teren.
Niestety podjazd na Brzankę chociaż terenowy to szeroki i drzewa nie dają cienia, są zbyt daleko od drogi. Kilka kilometrów pod górę, bardzo mozolnie, znowu w pełnym słoncu.
Na szczycie Brzanki Monia z kolegą.
Kolega mowi : to co zaraz cię widzimy drugi raz?
( druga pętla to podjazd na Brzankę po raz drugi).
Mówię: nie wiem czy zdążę..
Monia: zdązysz, zdązysz…
Ale licznik pokazuje mi nieubłaganie 2 h 09 min.
Za długo jechałam.
Staram się docisnąć, ale jest bufet, musze uzupełnic płyny..
Niestety trzeba się obsłuzyć samemu, to też zajmuje czas.
I wsiadam na rower, gnam w stronę zjazdu. Przynajmniej czesciowo go znam, wiec wiem ze trzeba uważać. Zjazd taki golonkowy bardziej. Idzie mi dobrze, ale co z tego kiedy co rusz ktos mnie blokuje.
Jakaś dziewczyna na dośc łatwym odcinku zsiada z roweru, proszę ją żeby mnie przepuściła bo się spieszę.
I mkne w dół.
Zjazd jest długi, ale nie da się rozpedzić za bardzo, bo dużo kamieni, korzeni.
Koncówka przednia.. jechalismy tędy na wiosnę, wtedy nie zjechałam ( strasznie stromo). Teraz postanawiam sprobować i udaje się, rower ciagnie niesamowicie w doł , ale jadę.Mam dwóch młodych kibiców, wiec tym przyjemniej bo patrzą z podziwem.
Czas ucieka… a tu po zjeździe znowu podjazd, za chwilę nastepny i tym razem szutrowy, znowu w pełnym sloneczku…
I nastepny asfaltowy, i znowu asfaltowy…. Zdaje się ze ciągną się bez konca.
Patrzę na licznik, jeszcze z 5 km, a ja już nie mam zbyt wiele czasu. Ale jeszcze cisnę…
Jakaś dziewczyna pyta mnie o rozjazd.. mówię: raczej nie zdążymy.
Gdzies na podjeździe mija mnie.
Wjeżdzamy w las tuchowski i widzę tabliczkę: 22 km do mety i za chwilę następną 200 m do 2 rundy.
Ale kiedy dojeżdzam do rozjazdu jest już zamknięty:(
Widzę przed sobą tę dziewczynę , tez pojechała prosto, wiec nawet nie ma co pytać.
Niestety nie udało się.
Już nie chce mi się jechać.. plan nie wykonany…
Mozolnie wspinam się w lesie tuchowskim pod górę. To jest podjazd , który zwykle robię ze średniej, teraz zrzucam na młynek i jade sobie powolutku.. bo niby gdzie mam teraz się spieszyć. Planem było giga, mega nie bardzo mnie interesuje.
I tak turlam się do mety, jedynie momentami probuje jeszcze sama siebie mobilzować i mówię do siebie: Iza pociśnij jeszcze, jeszcze trochę…
Jeszcze ze dwa fajne zjazdy, potem znowu wspinany się na Marcinkę, na szczescie wiem ze to już niedaleko.
Przed ostatnim asfaltowym podjazdem znowu widze moją towarzyszke niedoli, która nie zdązyła na giga i postanawiam ją dogonić. Jade coraz szybciej i przepuszczam atak na podjeździe, mijam ja na zakręcie po wewnetrznej. Przede mna dwóch chłopaków> Krzyczę: jadę środkiem..
Troche chyba urażeni, ktoryś mówi: a jedź sobie...
Pedałuje mocno żeby utrzymać przewagę.
Potem już zjazd w lesie na Marcince, fajny ale trzeba uważać bo duzo korzeni i zakrętów a jest dosyć ciemno. Zjazd łąką, jeszcze kilka mocnych ruchów korbą na drodze wysypanej grysem i już wypadam na asfalt.
Strażak krzyczy : w lewo, w lewo… (za chwilę krzyczy) w prawo…
Na szczescie ja jestem stąd i wiem ze w prawo. Mknę do mety, tuz przed metą, słyszę Kamila jak krzyczy: dawaj Iza dawaj…
Jestem na mecie po raz 26 w zyciu.
Ale wielkiej satysfakcji nie ma.
Humor poprawia mi się trochę kiedy dostaje smsa z wiadomością, ze w K3 jestem 3.
Trasa rzeczywiscie mocno zmieniona, fajnie by się ją jechalo, gdyby było trochę chłodniej.
Niezbyt trudna technicznie, ale interwałowa.
P.S
napisali na mtb news:
Bez wątpienia można powiedzieć, że był to jeden z najcięższych maratonów w tym sezonie. Na zawodników startujących w ESKA Bike Maraton w Tarnowie czekała wymagająca trasa i palące słońce
Ciężka trasa oraz niemiłosiernie palące słońce dyktowały warunki. Tego dnia w cieniu było 35 st., a w większości trasa prowadziła otwartymi terenami. Dlatego też tego dnia o wyniku na mecie decydowała nie tylko dyspozycja zawodnika, a bardziej dobrze przygotowane bufety na trasie
rozgrzewka z Krysią© lemuriza1972
i zaczynamy maraton w Tarnowie:)© lemuriza1972
zaczyna się wspinaczka na Górę św. Marcina czyli naszą Marcinkę:)© lemuriza1972
gdzieś na trasie© lemuriza1972
Było ostro pod górę, niektórzy wymiękali© lemuriza1972
Zjazd do mety© lemuriza1972
wreszcie meta© lemuriza1972
I uwieńczenie "męczarni" w upale. Na podium Eski z koleżankami z Powerade Suzuki Mtb Maraton© lemuriza1972
I chwila radości:)© lemuriza1972
W oczekiwaniu na dekorację Krysi© lemuriza1972
Już po z Andżelika ( 1 miejsce na mini), Pauliną 1 miejsce na mega i Kiszonem 7 miejsce na mega© lemuriza1972
- DST 62.00km
- Teren 48.00km
- Czas 04:19
- VAVG 14.36km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 lipca 2010
Zabrakło 5 min
tyle własnie mi zabrakło i zamkneli mi ten cholerny rozjazd.
Potem to już mi sie nawet jechać nie chciało, stąd czas na mega taki sobie.
Na otarcie łez pozostało mi 3 miejsce w kategorii na mega, ale co tu duzo mówić.. nie było mocnej konkurencji. No i mam ładny puchar i okulary:)
Jedyne rzeczy z których jestem zadowolona to to ze ładnie mi sie jechało zjazd z Brzanki, zwłaszcza ten ostatni bardzo stromy kawałek - nie był łatwy do przejechania. No i to ze na koncówce już na Marcince zmobilzowałam sie i wyprzedziłam pod górę jedną pannę.
Było cieżko przez ten upał, masa otwartych podjazdów.
a teraz zasłużony odpoczynek, bo to był mój 5 maraton tydzien po tygodniu. Chyba nie bede już startować aż do Głuszycy ( 1 sierpnia).
no może.. gorlice w Cyklokarpatach za 2 tyg. zobaczymy
P.S jeszcze jeden powód do zadowolenia - zero obrażen.
dobrze mi sie zjeżdzało, ale prawda jest taka ze oprócz zjazdu z Brzanki, wileu trudności nie było.
Trzeba było tylko bardzo uważać na koleiny na niektorych zjazdach
Potem to już mi sie nawet jechać nie chciało, stąd czas na mega taki sobie.
Na otarcie łez pozostało mi 3 miejsce w kategorii na mega, ale co tu duzo mówić.. nie było mocnej konkurencji. No i mam ładny puchar i okulary:)
Jedyne rzeczy z których jestem zadowolona to to ze ładnie mi sie jechało zjazd z Brzanki, zwłaszcza ten ostatni bardzo stromy kawałek - nie był łatwy do przejechania. No i to ze na koncówce już na Marcince zmobilzowałam sie i wyprzedziłam pod górę jedną pannę.
Było cieżko przez ten upał, masa otwartych podjazdów.
a teraz zasłużony odpoczynek, bo to był mój 5 maraton tydzien po tygodniu. Chyba nie bede już startować aż do Głuszycy ( 1 sierpnia).
no może.. gorlice w Cyklokarpatach za 2 tyg. zobaczymy
P.S jeszcze jeden powód do zadowolenia - zero obrażen.
dobrze mi sie zjeżdzało, ale prawda jest taka ze oprócz zjazdu z Brzanki, wileu trudności nie było.
Trzeba było tylko bardzo uważać na koleiny na niektorych zjazdach
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 lipca 2010
Każdy ma swój Everest
Moja próba odbędzie się jutro.
Własnie skonczyłam przygotowywać rumaka do długiej i cięzkiej drogi . Nasmarowałam co trzeba, napomowałam i szepnęłam mu: bądź gotowy jutro do drogi...
Na pewno nie będzie zimno, wręcz przeciwnie i tego najbardziej sie obawiam.
trzymajcie kciuki zeby sie udało, jesli nie powiedzie sie jutro , zaatakujemy za rok, ale zrobimy wszystko żeby już jutro mozna było powiedzieć sobie : victoria...:)
Będzie cieżko , ale ponieważ taki był plan na ten rok to nie bede rezygnować z próby zrealizowania go, chociaż przez ten upał mam wielkie obawy.
ale próbować trzeba.
Własnie skonczyłam przygotowywać rumaka do długiej i cięzkiej drogi . Nasmarowałam co trzeba, napomowałam i szepnęłam mu: bądź gotowy jutro do drogi...
Na pewno nie będzie zimno, wręcz przeciwnie i tego najbardziej sie obawiam.
trzymajcie kciuki zeby sie udało, jesli nie powiedzie sie jutro , zaatakujemy za rok, ale zrobimy wszystko żeby już jutro mozna było powiedzieć sobie : victoria...:)
Będzie cieżko , ale ponieważ taki był plan na ten rok to nie bede rezygnować z próby zrealizowania go, chociaż przez ten upał mam wielkie obawy.
ale próbować trzeba.
Murowana w piachu i kurzu:)© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 lipca 2010
Objazd trasy mini
maratonu tarnowskiego.
Pogoda fajna , jeszcze nie było za gorąco. Chciałam zobaczyć przynajmniej jak wygląda początek trasy ( bo zmieniona). niestety objazd byl w niedzielę a ja wtedy byłam w Murowanej.
Objazd w składzie: andzelika, tomek, Sławek Nosal, Alek.
Tempo spokojniutkie.
Mini już na 9 km idzie inną trasą a giga i mega skręca w las. więc niewiele sie dowiedziałam.
Generalnie muszę powiedzieć, ze moze być.. niebezpiecznie dosyc.
Pierwszy podjazd na Marcinkę z pewnościa niejednego zaskoczy ale jak jest siła i kondycja to spokojnie, bo podjazd jest brukiem a potem asfaltem. Bruk niestety w nie najlepszym stanie, a przy takim tłumie ciezko bedzie wybierać drogę.
Potem jest zjazd asfaltem, tam mozna sie rozpedzić.
Potem zjazd szutrem, a szuter jak to szuter jest zdradliwy. Prawdziwe problemy mogą pojawić się na pierwszym terenowym zjeździe Zjazd jest "delikatny" niby ale niestety ogromnie koleiniasty. Trzeba jechać bardzo ostrożnie. Andżelika wpadła dzisiaj w ogromna dziurę , mam nadzieję ze do soboty ja jakos oznaczą bo inaczej bieda bedzie, zwłaszcza dla czołówki, ktora bedzie gnać.
Jechałam w małej grupie wiec miałam komfort wybierania drogi a i tak rzucało mną i czasem ciezko było utrzymać tor jazdy. Jazda w tłumie a wtedy jeszcze bedzie zapewne tłum, moze okazać sie bardzo niebezpieczna, wiec radze dobrze uważajcie tam.
To jest pewnie gdzies ok 5, 6 km na trasie, cieżko mi powiedzieć. W kazym badz razie droga bedzie skrecac w lewo.
Potem bedzie podjazd terenowy, w pojedynkę spokojnie do zrobienia ale trzeba sie nasiłować. W tłumie zapewne bedzie schodzenie z rowerów jak bedzie za mało miejsca.
Potem niestety jest wspomnniany przeze mnie rozjazd i mini idzie sobie pod górę asfaltem.
ten dystans ma dwa niezbyt bezpieczne zjazdy, duzo kolein i błota, i zapewne dla wielu zawodników mini bedzie to problem.
Do tego jest dużo patyków, mnie dzisiaj jeden ( wielki) tak skutecznie sie wkręcił w koło ze ciezko było mi wyjąc.
wielkim utrudnieniem bedzie upał, bo trasa w duzej mierze wiedzie przez otwarte przestrzenie pola itp, słonce bedzie palić, wiec trzeba sie dobrze zaopatrzyć w płyny.
Duzo jest odcinków mocno zarosnietych trawą pod ktorą niewiadomo co sie kryje. trzeba jechać uważnie.
Zdecydowalismy z kolegą -jedziemy na giga.
sprobujemy aczkolwiek mozemy zostać pokonani przez upał z tego sobie zdaje sprawę.
82 km w takim upale moze być zabójcze, ale wyzwanie podejmiemy.
Jak sie nie uda w tym roku, sprobuje za rok.
generalnie trasa bardzo zmieniona, wiec jestem ciekawa co mnie na niej czeka.
Maraton u mnie a ja nie znam trasy:)
ciekawe prawda?
Pogoda fajna , jeszcze nie było za gorąco. Chciałam zobaczyć przynajmniej jak wygląda początek trasy ( bo zmieniona). niestety objazd byl w niedzielę a ja wtedy byłam w Murowanej.
Objazd w składzie: andzelika, tomek, Sławek Nosal, Alek.
Tempo spokojniutkie.
Mini już na 9 km idzie inną trasą a giga i mega skręca w las. więc niewiele sie dowiedziałam.
Generalnie muszę powiedzieć, ze moze być.. niebezpiecznie dosyc.
Pierwszy podjazd na Marcinkę z pewnościa niejednego zaskoczy ale jak jest siła i kondycja to spokojnie, bo podjazd jest brukiem a potem asfaltem. Bruk niestety w nie najlepszym stanie, a przy takim tłumie ciezko bedzie wybierać drogę.
Potem jest zjazd asfaltem, tam mozna sie rozpedzić.
Potem zjazd szutrem, a szuter jak to szuter jest zdradliwy. Prawdziwe problemy mogą pojawić się na pierwszym terenowym zjeździe Zjazd jest "delikatny" niby ale niestety ogromnie koleiniasty. Trzeba jechać bardzo ostrożnie. Andżelika wpadła dzisiaj w ogromna dziurę , mam nadzieję ze do soboty ja jakos oznaczą bo inaczej bieda bedzie, zwłaszcza dla czołówki, ktora bedzie gnać.
Jechałam w małej grupie wiec miałam komfort wybierania drogi a i tak rzucało mną i czasem ciezko było utrzymać tor jazdy. Jazda w tłumie a wtedy jeszcze bedzie zapewne tłum, moze okazać sie bardzo niebezpieczna, wiec radze dobrze uważajcie tam.
To jest pewnie gdzies ok 5, 6 km na trasie, cieżko mi powiedzieć. W kazym badz razie droga bedzie skrecac w lewo.
Potem bedzie podjazd terenowy, w pojedynkę spokojnie do zrobienia ale trzeba sie nasiłować. W tłumie zapewne bedzie schodzenie z rowerów jak bedzie za mało miejsca.
Potem niestety jest wspomnniany przeze mnie rozjazd i mini idzie sobie pod górę asfaltem.
ten dystans ma dwa niezbyt bezpieczne zjazdy, duzo kolein i błota, i zapewne dla wielu zawodników mini bedzie to problem.
Do tego jest dużo patyków, mnie dzisiaj jeden ( wielki) tak skutecznie sie wkręcił w koło ze ciezko było mi wyjąc.
wielkim utrudnieniem bedzie upał, bo trasa w duzej mierze wiedzie przez otwarte przestrzenie pola itp, słonce bedzie palić, wiec trzeba sie dobrze zaopatrzyć w płyny.
Duzo jest odcinków mocno zarosnietych trawą pod ktorą niewiadomo co sie kryje. trzeba jechać uważnie.
Zdecydowalismy z kolegą -jedziemy na giga.
sprobujemy aczkolwiek mozemy zostać pokonani przez upał z tego sobie zdaje sprawę.
82 km w takim upale moze być zabójcze, ale wyzwanie podejmiemy.
Jak sie nie uda w tym roku, sprobuje za rok.
generalnie trasa bardzo zmieniona, wiec jestem ciekawa co mnie na niej czeka.
Maraton u mnie a ja nie znam trasy:)
ciekawe prawda?
- DST 42.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:22
- VAVG 17.75km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 lipca 2010
Upadek:(
Jaki głupi upadek... i to na dwa dni przed maratonem w Tarnowie...
Poobijałam się konkretnie.
Pojechalismy do Lasu R drogą Królewską, tam gdzie przed 4 laty odbywałam swoje pierwsze treningi przed krakowskim Bike Maratonem.
Skrecilismy w las - tam gdzie jest taka fajna ściezynka i tam na płaskim(!!!) wpadłam nie wiem w co.. koleina, patyk, dziura jakaś...
Nie wiem, nie pamietam, wiem za amor był zablokowany, moze dlatego????
ale poleciałam zdrowo...
Efekt?
Tchu mi zabrakło bo chyba dostałam kierownicą w klatkę, cos uderzyło mnie konkretnie w nogę.. boli bardzo:( i palce u stóp też jakoś dziwnie poobijałam, że przez chwilę jechac nie mogłam.
Taka głupia sekunda i tyle szkód.
No cóż.. miejmy nadzieję ze w sobotę juz nie bedzie boleć a jesli nawet to nie przy pedałowaniu ( boli bardzo przy chodzeniu).
Przezyję, w koncu to nie moje pierwsze obrażenia.
Poobijałam się konkretnie.
Pojechalismy do Lasu R drogą Królewską, tam gdzie przed 4 laty odbywałam swoje pierwsze treningi przed krakowskim Bike Maratonem.
Skrecilismy w las - tam gdzie jest taka fajna ściezynka i tam na płaskim(!!!) wpadłam nie wiem w co.. koleina, patyk, dziura jakaś...
Nie wiem, nie pamietam, wiem za amor był zablokowany, moze dlatego????
ale poleciałam zdrowo...
Efekt?
Tchu mi zabrakło bo chyba dostałam kierownicą w klatkę, cos uderzyło mnie konkretnie w nogę.. boli bardzo:( i palce u stóp też jakoś dziwnie poobijałam, że przez chwilę jechac nie mogłam.
Taka głupia sekunda i tyle szkód.
No cóż.. miejmy nadzieję ze w sobotę juz nie bedzie boleć a jesli nawet to nie przy pedałowaniu ( boli bardzo przy chodzeniu).
Przezyję, w koncu to nie moje pierwsze obrażenia.
- DST 32.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:27
- VAVG 22.07km/h
- VMAX 37.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze