Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2011
Dystans całkowity: | 153.00 km (w terenie 17.00 km; 11.11%) |
Czas w ruchu: | 39:03 |
Średnia prędkość: | 22.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 31.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 150 (79 %) |
Suma kalorii: | 14599 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 30.60 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 10 lutego 2011
Samotność krótkodystansowca czyli hurraaaa... Outdoor:)
A było to tak:) , nie było miejsc na spinning. Pomyślałam więc rano, że o ile temperatura będzie przyzwoita to pojadę na zewnątrz:).
Ale kiedy wyszłam z pracy... okazało się, że nie jest tak ciepło niestety. Siedziałam więc na przystanku , czekając na autobus i rozważając opcję pójścia na siłownie i do sauny.
Aż tu nagle zobaczyłam starszego pana na rowerze i wtedy pomyslałam:
Iza ... no nie.. wymiękasz, a tu starszy pan jedzie na rowerze, tak po prostu..
Decyzja nie mogła byc inna - jadę.
Udało mi się wyjechać z domu o 16.30, tak więc początek trasy przy zachodzącym słoncu ( nie mogłam sie oprzeć i zatrzymałam się na moście na Dunajcu żeby zrobić zdjęcie).
Jechałam pół godziny w jasnościach... przyjemnie naprawdę.
Dzisiaj jechało się zdecydowanie lepiej niż w poniedziałek.
Sama nie wiem dlaczego? Może w poniedziałek byłam jeszcze zmęczona trochę po sobocie? sama nie wiem...
Jechałam obok miejsc , gdzie buduja autostradę. Media podawały dzisiaj, ze wykonawca wycofał się z budowy odcinka Brzesko - Wierzchosławice, więc chciałam zobaczyć czy to prawda, ale na budowie ktoś tam sie jednak krzątał, wiec nie wiem o co chodzi?
A może to nie ten odcinek?
Pokręciłam się po ścieżkach wierzchosławickich i radłowskich, 5 km przejechałam nawet po terenie.
Ciepło to nie było.. zmarzły mi stopy.
Dzisiaj samotnie, dystans krótki, ale na razie ze względu na temperaturę, na wiele więcej mnie nie stać.
Po prostu zbyt cierpią moje stopy.
Super pokręcić na powietrzu i to jeszcze częsciowo w świetle dziennym.
Dzisiaj znalazłam w sieci ( przypadkiem tekst dot wyprawy pewnego rowerzysty). Taki fragment znalazłam:
Czeka mnie najtrudniejszy jak dotąd podjazd. Jest 100 m różnicy poziomów. Około 320 m npm. Pierwszy raz byłem cały mokry od wysiłku. Trzeba wiedzieć, że na południe od Tarnowa są po prostu góry. Zostałem skierowany na Zalasową. Dzisiaj miałem największą prędkość maksymalną. Ponieważ nie działa mi licznik mogę tylko powiedzieć orientacyjnie, że było to ok. 70 km/h
Ja tam nasz Góry nazywam Górkami:), ale cieszę się , ze je mam, bo lepsze takie niż żadne.
A tam gdzie ten rowerzysta rozwinął tę prędkość... ( przypuszczam ze wiem gdzie), to był mój do niedawna aktualny rekord prędkosci 69 km/h.
Wtedy to jeździłam jeszcze na rowerze crossowym i bez kasku.
Zdjęcie autorstwa MiśQa z rowerowania ( bardzo mi sie to zdjęcie podoba)
Ale kiedy wyszłam z pracy... okazało się, że nie jest tak ciepło niestety. Siedziałam więc na przystanku , czekając na autobus i rozważając opcję pójścia na siłownie i do sauny.
Aż tu nagle zobaczyłam starszego pana na rowerze i wtedy pomyslałam:
Iza ... no nie.. wymiękasz, a tu starszy pan jedzie na rowerze, tak po prostu..
Decyzja nie mogła byc inna - jadę.
Udało mi się wyjechać z domu o 16.30, tak więc początek trasy przy zachodzącym słoncu ( nie mogłam sie oprzeć i zatrzymałam się na moście na Dunajcu żeby zrobić zdjęcie).
Jechałam pół godziny w jasnościach... przyjemnie naprawdę.
Dzisiaj jechało się zdecydowanie lepiej niż w poniedziałek.
Sama nie wiem dlaczego? Może w poniedziałek byłam jeszcze zmęczona trochę po sobocie? sama nie wiem...
Jechałam obok miejsc , gdzie buduja autostradę. Media podawały dzisiaj, ze wykonawca wycofał się z budowy odcinka Brzesko - Wierzchosławice, więc chciałam zobaczyć czy to prawda, ale na budowie ktoś tam sie jednak krzątał, wiec nie wiem o co chodzi?
A może to nie ten odcinek?
Pokręciłam się po ścieżkach wierzchosławickich i radłowskich, 5 km przejechałam nawet po terenie.
Ciepło to nie było.. zmarzły mi stopy.
Dzisiaj samotnie, dystans krótki, ale na razie ze względu na temperaturę, na wiele więcej mnie nie stać.
Po prostu zbyt cierpią moje stopy.
Super pokręcić na powietrzu i to jeszcze częsciowo w świetle dziennym.
Dzisiaj znalazłam w sieci ( przypadkiem tekst dot wyprawy pewnego rowerzysty). Taki fragment znalazłam:
Czeka mnie najtrudniejszy jak dotąd podjazd. Jest 100 m różnicy poziomów. Około 320 m npm. Pierwszy raz byłem cały mokry od wysiłku. Trzeba wiedzieć, że na południe od Tarnowa są po prostu góry. Zostałem skierowany na Zalasową. Dzisiaj miałem największą prędkość maksymalną. Ponieważ nie działa mi licznik mogę tylko powiedzieć orientacyjnie, że było to ok. 70 km/h
Ja tam nasz Góry nazywam Górkami:), ale cieszę się , ze je mam, bo lepsze takie niż żadne.
A tam gdzie ten rowerzysta rozwinął tę prędkość... ( przypuszczam ze wiem gdzie), to był mój do niedawna aktualny rekord prędkosci 69 km/h.
Wtedy to jeździłam jeszcze na rowerze crossowym i bez kasku.
Zachód słońca nad Dunajcem© lemuriza1972
wierzchosławicki stawek© lemuriza1972
Zdjęcie autorstwa MiśQa z rowerowania ( bardzo mi sie to zdjęcie podoba)
Dolina Pięciu Stawów© lemuriza1972
- DST 31.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:21
- VAVG 22.96km/h
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 148 ( 78%)
- Kalorie 615kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 lutego 2011
Indoorek czyli spinning ( 21), wiosła i sauna, no i jeszcze trochę zdjęć
Dzisiaj spinning, wiosła na rozgrzewkę i sauna.
Na wiosłach 10 min , 2000 m, nieźle, avg 110, maks: 147.
Na spinningu postanowiłam zrobić siłę czyli 5 razy po 7 min na bardzo dużych obciążeniach.
Oj bolało…:), ale ma boleć, jak powiedział A. Piątek: kolarstwo to sport dla ludzi, którzy potrafią zadać sobie ból.
Potem sauna.. 15 min wygrzewania, przyjemnie, błogo, prawie zasnęłam...
troche zdjęć "podkradłam" MiśQowi z rowerowania:)
Na wiosłach 10 min , 2000 m, nieźle, avg 110, maks: 147.
Na spinningu postanowiłam zrobić siłę czyli 5 razy po 7 min na bardzo dużych obciążeniach.
Oj bolało…:), ale ma boleć, jak powiedział A. Piątek: kolarstwo to sport dla ludzi, którzy potrafią zadać sobie ból.
Potem sauna.. 15 min wygrzewania, przyjemnie, błogo, prawie zasnęłam...
troche zdjęć "podkradłam" MiśQowi z rowerowania:)
Igloo w całej okazałości© lemuriza1972
W igloo:)© lemuriza1972
Tarnów i rowerowanie© lemuriza1972
A teraz na tle Tatr© lemuriza1972
Pod górę© lemuriza1972
Wysoko© lemuriza1972
- Czas 01:56
- HRmax 162 ( 86%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 780kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 lutego 2011
Outdoor:)))
Pomyślałam dzisiaj będąc w pracy: eeee… nie dzwonię do Q10 umawiać się na spinning i tak pewnie nie ma na dzisiaj miejsc.
Pojadę sobie na rower.. normalny:)
No i pojechałam. Tak bardzo ciepło to znowu nie było. Może i z 5 stopni ciepła, ale temperatura odczuwalna jakaś niższa.
Zrobilismy krótką pętelkę przez Białą, Bobrowniki, z powrotem i znowu Biała i Klikowa, Bruk Bet, Mościce.
Pomyślałam, ze pracuje całą zimę dość ciężko, a jak przyjdzie wiosna to , trzeba będzie pracować jeszcze ciężej….
No tak.. bo dzisiaj płaska trasa po asfalcie, a wcale jakoś cudownie mi się nie jechało.
Jednak spinningowanie nijak się ma do jazdy na normalnym rowerze.
No nic.. będziemy pracować:) i dojdziemy do formy.
A teraz jeszcze kilka zdjęć z sobotniej wyprawy
Pojadę sobie na rower.. normalny:)
No i pojechałam. Tak bardzo ciepło to znowu nie było. Może i z 5 stopni ciepła, ale temperatura odczuwalna jakaś niższa.
Zrobilismy krótką pętelkę przez Białą, Bobrowniki, z powrotem i znowu Biała i Klikowa, Bruk Bet, Mościce.
Pomyślałam, ze pracuje całą zimę dość ciężko, a jak przyjdzie wiosna to , trzeba będzie pracować jeszcze ciężej….
No tak.. bo dzisiaj płaska trasa po asfalcie, a wcale jakoś cudownie mi się nie jechało.
Jednak spinningowanie nijak się ma do jazdy na normalnym rowerze.
No nic.. będziemy pracować:) i dojdziemy do formy.
A teraz jeszcze kilka zdjęć z sobotniej wyprawy
Ciężko i ciężko, ale w sercu radośnie:)© lemuriza1972
2000 m npm osiągnięte© lemuriza1972
Krysia, Andy i ja© lemuriza1972
Z Krysią© lemuriza1972
Tu sie trochę bałam:)© lemuriza1972
Ale wysoko...© lemuriza1972
trzeba było uważać...© lemuriza1972
Pod górę...© lemuriza1972
- DST 27.00km
- Czas 01:15
- VAVG 21.60km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 168 ( 89%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie 530kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 lutego 2011
Intercity winter expedition czyli Tatry 2011
Życie lubi sprawiać nam niespodzianki.
Jakoś tak chyba około jesieni powiedziałam do Mirka: Mirek ja w zasadzie nie byłam jeszcze w Tatrach.. wiesz tak pochodzić po górach.
- Nie ma sprawy – powiedział Mirek – możemy na wiosnę się umówić i jechać
( O Tatrach zimną to ja jeszcze nie śmiałam marzyć).
Jakieś 2 tygodnie temu mój kolega Sławek, podesłał mi zdjęcie kolezanki Iwony, z jakiegoś tatrzańskiego szczytu.
Westchnęłam tylko… bo to było przecież moje marzenie.
Czy mogłam się spodziewać, że marzenie spełni się tak szybko?
Budzik zadzwonił bezlitośnie o 4.10, ale ani przez chwile nie pomyślałam: nie chce mi się…
Czekała przecież przygoda, czekało… marzenie…
Nie mogłam zasnąć, wiec było pewnie ze 3 godziny snu i obawa czy wobec tego podołam trasie.
A potem jazda w kierunku Taterek w zupełnej ciemności i kiedy zaczęło się przejaśniać, a naszym oczom powoli ukazywały się majestatyczne Tatry…. to wiecie jak jest.. uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
Versus na forum rowerowania pl nazwał naszą wspólna wyprawę „ustawką”. Podjęlismy rękawice i nasza skromna Tarnowska Ekipa w składzie: Krysia, Adam,ja postanowiła „zmierzyć się” z chłopakami z Krakowa czyli Versusem, Andym, MiśQ – iem i Mikim.
Przyjechali na plac boju, czyli tuż przed wejście na drogę do Morskiego Oka.
Na początku był spacerek.. asfalcik.. leciutko pod górkę… aż tu nagle niespodzianka, idziemy do góry szlakiem , stromo pod górę w kierunku 5 stawów.
Śnieg jak wiadomo nie ułatwia zadania, ale jest ciepło.
Stromo.. tętno szaleje, męczę się i pojawiają się charakterystyczne myśli : i po co mi to?
To jest jednak tylko chwila… bo przecież wiem, ze jak tylko zobaczę góry, będę szczęsliwa.
No to idziemy, idziemy, idziemy… mijają 2 godziny i znowu skręcamy stromo pod górę.
I tak 40 min, naprawdę uwierzcie ostro pod górę.. męcząco …
W pewnym momencie trawers robi się taki wąziutki, że zaczynam się bać. Jeden błąd i lecę jak nic w dół. Jedno obsunięcie nogi i nikt mi nie pomoże, po prostu się stoczę w doł... bardzo, bardzo w doł. Adrenalina buzuje.
Za to góry… to jest po prostu bajka… Naprawdę nie ma nic piękniejszego.
Majestat gór zwala mnie z nóg naprawdę, i chociaż się odrobinę boję, chociaż jestem zmęczona po prostu idę.
Kiedy dochodzimy do schroniska zaczyna wiać wiatr. Wieje naprawdę solidnie. Chłopaki z rowerowania odkrywają przed schroniskiem prawdziwe igloo, więc wczołgujemy się przez niewielkie wejście i w środku cała nasza ekipa spozywa napoje izotoniczne. Trochę inne napoje izotoniczne:), ale przemilczymy sprawę.
Potem chwila w Dolinie 5 stawów i idziemy dalej. Robi się trudno. Adam i Krysia dzielnie torują szlak ale i tak jest trudno, nogi się zapadają w głębokim sniegu, wiatr wieje tak, ze kilka razy powala mnie niemalże.
A ja? A ja cieszę się tego potwornego wiatru bo jest po prostu odrobinę a może więcej niz odrobinę ekstremalnie.
Idziemy. Wokoło przepiękne góry, gdzieniegdzie ślady lawin, czasem zza chmur wygląda słonce.
Niby idziemy do jakiejś Doliny, ale trochę tego nie rozumiem bo jest pod górę i to momentami bardzo ostro. I snieg głeboki…
Idziemy więc powoli, oddechy przyspieszone.
Idziemy i idziemy i robi się coraz bardziej ponuro, ciemno… chyba wchodzimy w chmury, góry robią się takie jakieś złowrogie… milczące.. trochę można nawet rzecz odpychające…ale cos pcha nas wciąż do góry, chcemy zajść jak najwyżej.
Na tyle na ile to będzie możliwe tego dnia. Wyżej byłoby już niemożliwe bez raków, czekanów i przede wszystkim doświadczenia.
Wieje, szaro, buro, pusto.
I dochodzimy do wysokości 2000 m npm. Mój absolutny rekord, wiec cieszę się ogromnie.
Mój Boże.. mam 39 lat i po raz pierwszy w życiu jestem tak wysoko na własnych nogach. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie chciałam wcześniej?
Chłopaki z rowerowania zaczynają wariować trochę … ale przemilczę sprawę, żeby ich nie demaskować, bo góry to góry i lepiej z nimi nie zadzierać.
Z jednej strony z przyjemnością patrzę na ich zabawę ( lubię ludzie spontanicznych), z drugiej strony … mam obawy. Naczytałam się książek o górach i wiem co znaczy lawina, wiem co znaczy wypadek w górach i wiem, ze wobec takich gór jak Tatry trzeba mieć dużo pokory. To nie jest Jaworzyna czy Turbacz, na które wjeżdzamy na rowerach ... tu juz jest zupełnie inaczej. Tu jest inna pogoda, tu jest dużo skał, tu schodzą lawiny, tu wieje potęzny zwalający z nóg wiatr.
Nie schodzi się łatwo, snieg nadal głęboki, a wiatr wieje dalej z taką samą siłą.
Co z tego, kiedy przecież odkąd czytam książki o górach to marzę własnie o tym?
O górach wysokich, zimie, wietrze.. itd…
Krótka przerwa w schronisku i schodzimy bo jest już późno a chcemy zdążyć przez zmrokiem.
Bardzo mi ciezko. Moje niestabilne kolano nakazuje ostrożność, a tu ostro w dół i slisko. Ide powoli i ostrożnie.
Kiedy przyjeżdzam do domu okazuje się , ze okrutnie boli ale to teoretycznie zdrowe kolano, tak ze cięzko stanąc mi na nogę.
No więc idziemy w doł i w doł i tylko żal, ze to koniec… zostałabym w tych górach na dlużej.
Tam jest inny świat… zupelnie inny.
8 godzin zimowego wędrowania – mój absolutny rekord.
Emocje, wrażenie – bezcenne.
Wyprawę konczymy wspolną pizzą, a ja mam dodatkowo pyszne grzane piwo z przyprawami:)
Cieszę się, ze mielismy okazję poszwędać się w takim fajnym gronie.
Przy zielonym stoliku w pizerri padają ustalenia, że wynik ustawki jest remisowy.
Czy ja wiem Panowie? Czy ja wiem…:)
To schodzenie to mieliście ułatwione.
Cudowny, wspaniały dzień.
No i kilka zdjęć, potem będzie więcej
a teraz idę spać, bo jestem zmęczona jak po maratonie, a jutro znowu muszę wstać dość wcześnie..
Obowiązki, ale takie bardziej przyjemne. Bedzie fajny dzien z fajnymi dzieciakami:)
Jakoś tak chyba około jesieni powiedziałam do Mirka: Mirek ja w zasadzie nie byłam jeszcze w Tatrach.. wiesz tak pochodzić po górach.
- Nie ma sprawy – powiedział Mirek – możemy na wiosnę się umówić i jechać
( O Tatrach zimną to ja jeszcze nie śmiałam marzyć).
Jakieś 2 tygodnie temu mój kolega Sławek, podesłał mi zdjęcie kolezanki Iwony, z jakiegoś tatrzańskiego szczytu.
Westchnęłam tylko… bo to było przecież moje marzenie.
Czy mogłam się spodziewać, że marzenie spełni się tak szybko?
Budzik zadzwonił bezlitośnie o 4.10, ale ani przez chwile nie pomyślałam: nie chce mi się…
Czekała przecież przygoda, czekało… marzenie…
Nie mogłam zasnąć, wiec było pewnie ze 3 godziny snu i obawa czy wobec tego podołam trasie.
A potem jazda w kierunku Taterek w zupełnej ciemności i kiedy zaczęło się przejaśniać, a naszym oczom powoli ukazywały się majestatyczne Tatry…. to wiecie jak jest.. uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
Versus na forum rowerowania pl nazwał naszą wspólna wyprawę „ustawką”. Podjęlismy rękawice i nasza skromna Tarnowska Ekipa w składzie: Krysia, Adam,ja postanowiła „zmierzyć się” z chłopakami z Krakowa czyli Versusem, Andym, MiśQ – iem i Mikim.
Przyjechali na plac boju, czyli tuż przed wejście na drogę do Morskiego Oka.
Na początku był spacerek.. asfalcik.. leciutko pod górkę… aż tu nagle niespodzianka, idziemy do góry szlakiem , stromo pod górę w kierunku 5 stawów.
Śnieg jak wiadomo nie ułatwia zadania, ale jest ciepło.
Stromo.. tętno szaleje, męczę się i pojawiają się charakterystyczne myśli : i po co mi to?
To jest jednak tylko chwila… bo przecież wiem, ze jak tylko zobaczę góry, będę szczęsliwa.
No to idziemy, idziemy, idziemy… mijają 2 godziny i znowu skręcamy stromo pod górę.
I tak 40 min, naprawdę uwierzcie ostro pod górę.. męcząco …
W pewnym momencie trawers robi się taki wąziutki, że zaczynam się bać. Jeden błąd i lecę jak nic w dół. Jedno obsunięcie nogi i nikt mi nie pomoże, po prostu się stoczę w doł... bardzo, bardzo w doł. Adrenalina buzuje.
Za to góry… to jest po prostu bajka… Naprawdę nie ma nic piękniejszego.
Majestat gór zwala mnie z nóg naprawdę, i chociaż się odrobinę boję, chociaż jestem zmęczona po prostu idę.
Kiedy dochodzimy do schroniska zaczyna wiać wiatr. Wieje naprawdę solidnie. Chłopaki z rowerowania odkrywają przed schroniskiem prawdziwe igloo, więc wczołgujemy się przez niewielkie wejście i w środku cała nasza ekipa spozywa napoje izotoniczne. Trochę inne napoje izotoniczne:), ale przemilczymy sprawę.
Potem chwila w Dolinie 5 stawów i idziemy dalej. Robi się trudno. Adam i Krysia dzielnie torują szlak ale i tak jest trudno, nogi się zapadają w głębokim sniegu, wiatr wieje tak, ze kilka razy powala mnie niemalże.
A ja? A ja cieszę się tego potwornego wiatru bo jest po prostu odrobinę a może więcej niz odrobinę ekstremalnie.
Idziemy. Wokoło przepiękne góry, gdzieniegdzie ślady lawin, czasem zza chmur wygląda słonce.
Niby idziemy do jakiejś Doliny, ale trochę tego nie rozumiem bo jest pod górę i to momentami bardzo ostro. I snieg głeboki…
Idziemy więc powoli, oddechy przyspieszone.
Idziemy i idziemy i robi się coraz bardziej ponuro, ciemno… chyba wchodzimy w chmury, góry robią się takie jakieś złowrogie… milczące.. trochę można nawet rzecz odpychające…ale cos pcha nas wciąż do góry, chcemy zajść jak najwyżej.
Na tyle na ile to będzie możliwe tego dnia. Wyżej byłoby już niemożliwe bez raków, czekanów i przede wszystkim doświadczenia.
Wieje, szaro, buro, pusto.
I dochodzimy do wysokości 2000 m npm. Mój absolutny rekord, wiec cieszę się ogromnie.
Mój Boże.. mam 39 lat i po raz pierwszy w życiu jestem tak wysoko na własnych nogach. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie chciałam wcześniej?
Chłopaki z rowerowania zaczynają wariować trochę … ale przemilczę sprawę, żeby ich nie demaskować, bo góry to góry i lepiej z nimi nie zadzierać.
Z jednej strony z przyjemnością patrzę na ich zabawę ( lubię ludzie spontanicznych), z drugiej strony … mam obawy. Naczytałam się książek o górach i wiem co znaczy lawina, wiem co znaczy wypadek w górach i wiem, ze wobec takich gór jak Tatry trzeba mieć dużo pokory. To nie jest Jaworzyna czy Turbacz, na które wjeżdzamy na rowerach ... tu juz jest zupełnie inaczej. Tu jest inna pogoda, tu jest dużo skał, tu schodzą lawiny, tu wieje potęzny zwalający z nóg wiatr.
Nie schodzi się łatwo, snieg nadal głęboki, a wiatr wieje dalej z taką samą siłą.
Co z tego, kiedy przecież odkąd czytam książki o górach to marzę własnie o tym?
O górach wysokich, zimie, wietrze.. itd…
Krótka przerwa w schronisku i schodzimy bo jest już późno a chcemy zdążyć przez zmrokiem.
Bardzo mi ciezko. Moje niestabilne kolano nakazuje ostrożność, a tu ostro w dół i slisko. Ide powoli i ostrożnie.
Kiedy przyjeżdzam do domu okazuje się , ze okrutnie boli ale to teoretycznie zdrowe kolano, tak ze cięzko stanąc mi na nogę.
No więc idziemy w doł i w doł i tylko żal, ze to koniec… zostałabym w tych górach na dlużej.
Tam jest inny świat… zupelnie inny.
8 godzin zimowego wędrowania – mój absolutny rekord.
Emocje, wrażenie – bezcenne.
Wyprawę konczymy wspolną pizzą, a ja mam dodatkowo pyszne grzane piwo z przyprawami:)
Cieszę się, ze mielismy okazję poszwędać się w takim fajnym gronie.
Przy zielonym stoliku w pizerri padają ustalenia, że wynik ustawki jest remisowy.
Czy ja wiem Panowie? Czy ja wiem…:)
To schodzenie to mieliście ułatwione.
Cudowny, wspaniały dzień.
No i kilka zdjęć, potem będzie więcej
a teraz idę spać, bo jestem zmęczona jak po maratonie, a jutro znowu muszę wstać dość wcześnie..
Obowiązki, ale takie bardziej przyjemne. Bedzie fajny dzien z fajnymi dzieciakami:)
Krysia w drodze , za nią rowerowanie.pl:)© lemuriza1972
Gdzieś w Tatrach...© lemuriza1972
Andy z rowerowania a w oddali jego koledzy...© lemuriza1972
I znowu Andy robi zdjęcie© lemuriza1972
Niełatwy trawes do Doliny 5 stawów© lemuriza1972
Z Krysią po dość meczącej i dostarczającej adreanliny wspinaczce pod górę© lemuriza1972
Z Mikim z rowerowania rzecz jasna© lemuriza1972
Widoczek© lemuriza1972
Krysia w drodze , za nią rowerowanie.pl:)© lemuriza1972
- Czas 08:00
- HRmax 168 ( 89%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 3000kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 lutego 2011
Spinning ( 20) , siłownia i sauna
Dzisiaj na spinningu kompletnie przestałam słuchać Pana i zaczęłam jechać po swojemu.
We wtorek pomyslałam, ze to już luty i czas wejść na wyższe obroty.
Dzisiaj znowu było trochę siły . Zrobiłam sobie 5 serii po 7 min na dużych obciażeniach, kadencja ok 50-60
Oj czułam nożki:)
Potem jeszcze trochę wioseł ( 2000 m) , szło nieźle, aczkolwiek do rekordu z poniedziałku ( 157 wat) daleko. Dzisiaj maks to było 137 i avg 114.
No ale to było po spinningu.
a potem sauna. Dzisiaj miałam całą dla siebie. przyjemnie.
Fajnie było, coraz bardziej to mi sie podoba.
Takie rozgrzewające , przyjemne ciepło.
Miałam uczucie jakbym siedziała nad Dunajcem latem, słoneczko przygrzewało.. tylko Dunajca nie było:)
Jak tylko będzie czas, przez mój ostatni miesiąc chodzenia do Q10 , będe "odwiedzać" saunę.
Jakos tak czuje sie po niej wyjątkowo zrelaksowana.
A jak wyszłam z Klubu to... aż krzyknełam z radości - tyle śniegu napadało i zrobiło sie slicznie.
a do tego jutro mam urlop i tak bardzo sie cieszę , że sie wyśpię:), bo jestem zmęczona pracą. Czeka mnie dość intensywny weekend, wiec ten jeden dzien odpoczynku jutro przyda się
Miły wieczór:)
We wtorek pomyslałam, ze to już luty i czas wejść na wyższe obroty.
Dzisiaj znowu było trochę siły . Zrobiłam sobie 5 serii po 7 min na dużych obciażeniach, kadencja ok 50-60
Oj czułam nożki:)
Potem jeszcze trochę wioseł ( 2000 m) , szło nieźle, aczkolwiek do rekordu z poniedziałku ( 157 wat) daleko. Dzisiaj maks to było 137 i avg 114.
No ale to było po spinningu.
a potem sauna. Dzisiaj miałam całą dla siebie. przyjemnie.
Fajnie było, coraz bardziej to mi sie podoba.
Takie rozgrzewające , przyjemne ciepło.
Miałam uczucie jakbym siedziała nad Dunajcem latem, słoneczko przygrzewało.. tylko Dunajca nie było:)
Jak tylko będzie czas, przez mój ostatni miesiąc chodzenia do Q10 , będe "odwiedzać" saunę.
Jakos tak czuje sie po niej wyjątkowo zrelaksowana.
A jak wyszłam z Klubu to... aż krzyknełam z radości - tyle śniegu napadało i zrobiło sie slicznie.
a do tego jutro mam urlop i tak bardzo sie cieszę , że sie wyśpię:), bo jestem zmęczona pracą. Czeka mnie dość intensywny weekend, wiec ten jeden dzien odpoczynku jutro przyda się
Miły wieczór:)
- Czas 02:15
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 142 ( 75%)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 lutego 2011
Sting, Kamil Stoch i regeneracja
bardziej znana piosenka Stinga, ale świetne wykonanie z Berlina.
Dzisiaj kompletna regeneracja:)
Mialam trochę poćwiczyć, ale jednak odpuszczę. Jestem okropnie zmęczona ( po pracy) i lepiej odpocząć przed jutrzejszym treningiem.
Jak widać staram się uczyć odpoczywać:)
A dzisiaj wiele radości dostarczył mi ( podjrzewam, że nie tylko ja tak bardzo krzyczałam z radości) Kamil Stoch. No no no… robi się bardzo ciekawie przed mistrzostwami świata.
Ponadto odwiedziłam aptekę i zaopatrzyłam sie w glukozaminę ( staram się łykać zawsze na wiosnę) Trzeba sobie zrobić kurację przed wiosną bo te moje kolanka.. to ech.. ruina.
Z kalendarza treningowego MR:
Trening dla kolarza to nie tylko jazda na rowerze. Do dyscyplin dodatkowych można zaliczyć m.in basen, zabiegi relaksacyjne w SPA, gry zespołowe oraz inne formy aktywności fizycznej. Ciekawym spędzaniem wolnego czasu mogą być wycieczki górskie lub choćby nordic walking. Warto stosować też lekkie ćwiczenia siłowe np z użyciem ciężaru własnego ciała ( pompki, brzuszki, przysiady) Dzięki treningowi ogólnorozwojowemu mamy też mozliwość wzmocnienia mięśni stabiluzujących ( brzucha i pleców)"
Czyli wygląda na to, ze wszystko idzie w dobrym kierunku, tym bardziej, że w sobotę kolejna górska wyprawa jak wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Ale z tymi grami zespołowymi to juz bym nie przesadzała.
Co prawda np siatkówka to mój ukochany sport nr 1, ale niestety urazowy podobnie jak koszykówka.
Prawda Damian, ze z tym lepiej nie przesadzać?
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 lutego 2011
Spinning ( 19) , o Stingu i saunie:)
zakochałam się w tej piosence, zakochałam się bez pamięci, od pierwszego usłyszenia.
Coś pięknego, zwłaszcza ten początek..
Cos pięknego…i słowa tez wyjątkowe.
W ogóle zakochałam się w tej płycie, wczoraj znowu nie poszłam wcześnie spać ( ja tu trzymać się tych 8 godzin spania:), nie ma szans. Połozyłam się, zgasiłam światło , włączyłam Stinga i miałam wrażenie, że jestem w innym świecie.
Dzisiaj spinning , na nic więcej nie wystarczyło mi czasu … to znaczy nie tak… w planie było cos nowego, więc nie wystarczyło czasu na nic innego niż spinning.
Na spinningu postanowiłam zrobić sobie jakieś urozmaicenie.
Wcale nie wiem czy to dobrze, ale podczas pierwszej godziny zrobiłam sobie trzym 5 minutowe sesje z dużym obciążeniem . Naprawde nie wiem czy już tak powinnam jeździć, ale.. nudzi mi się już ten tlen i tlen:)
Podczas drugiej godziny 3 przyspieszenia po 30 sek na wysokiej kadencji.
A po spinningu.. sauna po raz pierwszy w życiu. Ciekawe doświadczenie.
Jasiek Mela napisał w książce: uważam, ze trzeba próbować nowych rzeczy bo to jedyny sposób żeby się dowiedzieć co lubimy a czego nie.
No właśnie:)
Gorąco w tej saunie, ale w jakiś tam sposób fajnie. Wytrzymałysmy 15 min.
Jutro regeneracja czyli oglądanie skoków:)
Dowiedziałam się, ze całkiem niedaleko mnie chłopaki z Sokoła biegaja na nartach, gdzieś obok hali Unii. Muszę sie tam wybrać. Na piechotę zajdę z nartami, blisko mam:)
Ja juz o tym kiedyś myslałam... ale nie wiedziałam, ze ktoś jeszcze wpadł na ten pomysł.
- Czas 01:52
- HRmax 167 ( 88%)
- HRavg 144 ( 76%)
- Kalorie 731kcal
- Aktywność Jazda na rowerze