Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 98.00 km (w terenie 36.00 km; 36.73%) |
Czas w ruchu: | 07:48 |
Średnia prędkość: | 12.56 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 24.50 km i 1h 57m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 19 stycznia 2014
Run, run, run
To był dziwny dzień. Założenie było takie żeby się wyspać ( zwłaszcza, że koncert Hey skończył się po 1 w nocy). Udało się. Znaczy wyspać się.
I tak sobie dzień płynął … na przemian sport w tv i czytanie. Lenistwo totalne. Nawet obiadu nie musiałam gotować, bo został z wczoraj:).
Na meczu piłkarzy ręcznych, w drugiej połowie, bardzo zmęczona nie wiem czym…:). Usnęłam.
Na szczęście udało mi się obudzić na 5 minut przed końcem i obejrzałam bardzo fascynującą końcówkę.
Zmęczyło mnie jednak to lenistwo. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, że dzień tak przeciekł między palcami, ubrałam się i poszłam biegać.
Najpierw wstąpiłam na pocztę, żeby wrzucić do skrzynki kartkę.
Nie zapomnijcie: we wtorek imieniny Agnieszki.
Na pewno jakąś znacie.
A potem Chemiczną i wzdłuż Czerwonej pod „Biedronkę”. Nie był to dobry wybór, bo wdychanie tych spalin w bieganiu mi nie pomogło.
Ale jakoś mimo wszystko dałam radę. 42 minuty biegania i powrót do domu z uśmiechem na ustach, że coś się zrobiło.
Dotarła do mnie zamówiona książka ( nowa książka Pawła Huelle, który jest jednym z moich ulubionych pisarzy).
Popatrzcie jaka piękna okładka.
Okładka taka:) © lemuriza1972
Bynajmniej nie ze względu na okładkę ją kupiłam. Jest Huelle jednym z najlepszym współczesnych polskich pisarzy ( pomimo tego, że jeszcze żyje:). Tutaj wyjaśniam: jeden z moich znajomych kupuje książki tylko tych pisarzy, którzy już nie żyją). Jest Huelle tym gatunkiem pisarzy, którzy piszą rzadko, ale jak już coś napiszą, to to jest COŚ. Więc warto poczytać. Polecam. Z wywiadu z Wiesławem Myśliwskim ( wywiad J. Sobolewskiej w świątecznej Polityce): „ Masowe bestsellery powstają w odpowiedzi na precyzyjnie wymierzone oczekiwania czytelników. - To nic trudnego napisać dzisiaj powieść. Standardy są dostępne w każdym sklepie, w miarę inteligentny człowiek jest w stanie wg tych standardów napisać książkę. Tylko ja, jako czytelnik, nie byłbym w stanie przeczytać takiej książki. Jeśli czytam książkę, to muszę doświadczać czegoś w rodzaju radości poznawczej. Musi mi ta książka dostarczać czegoś , czego nie wiem, a nie przekonywać do czegoś do czego jestem już przekonany. Szkoda czasu na takie książki. Kiedy natomiast piszę, doznaję udręki poznawczej i to są rzeczy uzupełniające się, Nie umiałbym pisać łatwych książek, według pospolitych standardów . Toteż doświadczam zwykle tego, jak nie umiem pisać, jak mnie każde słowo parzy, i to właśnie pobudza moją wyobraźnię, to wyzwala twórczą energię. Inaczej nie byłoby po co pisać, gdyby pisanie nie poszerzało granic moich własnych uczuć i myśli, a było jedynie wyrobnictwem piśmienniczym. Czasem nawet wydaje mi się, że z każdą książką staję się innym człowiekiem”.
Popatrzcie jaka piękna okładka.
Okładka taka:) © lemuriza1972
Bynajmniej nie ze względu na okładkę ją kupiłam. Jest Huelle jednym z najlepszym współczesnych polskich pisarzy ( pomimo tego, że jeszcze żyje:). Tutaj wyjaśniam: jeden z moich znajomych kupuje książki tylko tych pisarzy, którzy już nie żyją). Jest Huelle tym gatunkiem pisarzy, którzy piszą rzadko, ale jak już coś napiszą, to to jest COŚ. Więc warto poczytać. Polecam. Z wywiadu z Wiesławem Myśliwskim ( wywiad J. Sobolewskiej w świątecznej Polityce): „ Masowe bestsellery powstają w odpowiedzi na precyzyjnie wymierzone oczekiwania czytelników. - To nic trudnego napisać dzisiaj powieść. Standardy są dostępne w każdym sklepie, w miarę inteligentny człowiek jest w stanie wg tych standardów napisać książkę. Tylko ja, jako czytelnik, nie byłbym w stanie przeczytać takiej książki. Jeśli czytam książkę, to muszę doświadczać czegoś w rodzaju radości poznawczej. Musi mi ta książka dostarczać czegoś , czego nie wiem, a nie przekonywać do czegoś do czego jestem już przekonany. Szkoda czasu na takie książki. Kiedy natomiast piszę, doznaję udręki poznawczej i to są rzeczy uzupełniające się, Nie umiałbym pisać łatwych książek, według pospolitych standardów . Toteż doświadczam zwykle tego, jak nie umiem pisać, jak mnie każde słowo parzy, i to właśnie pobudza moją wyobraźnię, to wyzwala twórczą energię. Inaczej nie byłoby po co pisać, gdyby pisanie nie poszerzało granic moich własnych uczuć i myśli, a było jedynie wyrobnictwem piśmienniczym. Czasem nawet wydaje mi się, że z każdą książką staję się innym człowiekiem”.
- Aktywność Bieganie
Sobota, 18 stycznia 2014
" Nie mów..."
Piosenka taka… na temat…
Bo właśnie wróciłam z kina ( „Pod mocnym aniołem”).
Kiedy dowiedziałam się, że Smarzowski kręci film wg tej akurat książki Pilcha, pomyślałam: dobrze.. na ten film pójdzie wiele osób… dobrze, że to zobaczą… że zobaczą jak wygląda alkoholizm, niejako od środka, może będą jakieś refleksje, może chociaż w jakieś tam części „zrozumieją” jak to jest.
No cóż.. po dzisiejszym seansie myślę sobie… że chyba to nic nie dało…
Sądząc po rekcjach publiczności i wybuchach śmiechu w momentach kiedy na ekranie nie było wg mnie śmiesznych scen… no to trzeba domniemywać, że niewiele zrozumiano.
Chyba, ze trafiłam na taki seans? Z taką publicznością…
Film jest porażający, przerażający.
I niestety bardzo prawdziwy. I tyle na ten temat, bo temat jest zbyt ciężki.
A dzisiaj była wybitnie rowerowa pogoda, pomimo tego niestety nie udało mi się wyjechać z powodu różnych okoliczności mało sprzyjających . Żałowałam.
Więc tylko ćwiczenia domowe, bo chociaż planowałam bieganie, to i z biegania nic nie wyszło.
A na koniec filmik taki cudny, który podesłał mi Tomek.
Jak oglądam, to czuję ten strach, który odczuwałam kiedy byłam na Orlej.
Może jestem tchórzem, ale bardzo się bałam. Naprawdę , tam bałam się potwornie.
PS
taki komenatrz znalzłam w na FILM WEBIE.
Jak widać niestety, to nie tylko "przypadłość" widzów na moim seansie:
"Film jak to u Smarzowskiego. Po oglądnięciu kilku scen bola oczy, a oddech choć przyśpieszony, to
grzęźnie w piersiach. Czujesz sie jak walniety obuchem. Niby nic nowego u Smarzowskiego ale
działa. Jego umiejętność pokazywania ludzkiego upodlenia jest wybitna. Wiele w niej naturalizmu i
brzydoty. Ale to dzięki nim przekaz choć sięgający po drastyczne środki jest wiarygodny. Siedziałem
wbity w fotel. Niestety rechot obecnych na sali idiotów. Wykrywający sie z ich gardel, np. Podczas
sceny gwałtu lub pobicia żony podczas kolacji wigilijnej powodował ze szybko trzeźwialem.
Najsmutniejsze jest jednak chyba to ze po zapaleniu sie świateł na sali, patrząc w stronę
rechoczacych idiotów, widziałem twarze kreatur z filmów Smarzowskiego i to na żywo."
I tylko z ostatnim zdaniem nie do końca się zgadzam.
Nie nazwałabym bohaterów Smarzowskiego "kreaturami", pomimo, że wiele zła wyrządzali.
Alkoholizm jest chorobą, a część jego bohaterów, desperacko, rozpaczliwie, próbowała z tej choroby wyjść
PS
taki komenatrz znalzłam w na FILM WEBIE.
Jak widać niestety, to nie tylko "przypadłość" widzów na moim seansie:
"Film jak to u Smarzowskiego. Po oglądnięciu kilku scen bola oczy, a oddech choć przyśpieszony, to
grzęźnie w piersiach. Czujesz sie jak walniety obuchem. Niby nic nowego u Smarzowskiego ale
działa. Jego umiejętność pokazywania ludzkiego upodlenia jest wybitna. Wiele w niej naturalizmu i
brzydoty. Ale to dzięki nim przekaz choć sięgający po drastyczne środki jest wiarygodny. Siedziałem
wbity w fotel. Niestety rechot obecnych na sali idiotów. Wykrywający sie z ich gardel, np. Podczas
sceny gwałtu lub pobicia żony podczas kolacji wigilijnej powodował ze szybko trzeźwialem.
Najsmutniejsze jest jednak chyba to ze po zapaleniu sie świateł na sali, patrząc w stronę
rechoczacych idiotów, widziałem twarze kreatur z filmów Smarzowskiego i to na żywo."
I tylko z ostatnim zdaniem nie do końca się zgadzam.
Nie nazwałabym bohaterów Smarzowskiego "kreaturami", pomimo, że wiele zła wyrządzali.
Alkoholizm jest chorobą, a część jego bohaterów, desperacko, rozpaczliwie, próbowała z tej choroby wyjść
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 stycznia 2014
Basen
Piosenka dzisiaj taka z kilku przyczyn.
Pierwsza przyczyna taka, że ona „dobra” jest na ten dzień, tydzień, a może nawet miesiąc.
Czas taki trochę zwariowany, to i o wariowanie nietrudno. I czasem można sobie refren pośpiewać. Jest energetyczny, czyż nie?
Dwa, to to, że dotarły do mnie nareszcie zamówione dwie płyty solowe Kaśki. Ostatnie, których mi brakowało jeśli chodzi o jej solową karierę ( Puk, puk i UnisexBlues). Będę słuchać dzisiaj:) . „Era Retuszera” to piosenka z tej drugiej płyty.
No i ostatnia przyczyna: DZISIAJ O GODZ. 00.10 w telewizji polskiej W CYKLU MADE IN POLSKA KONCERT HEY. Nie przegapcie, bo to na pewno będzie widowisko. Będą głownie piosenki z dwóch ostatnich płyt, ale może też i coś starego zagrają. Dwie ostatnie płyty to już nie jest to Hey, które pamiętają wszyscy, te płyty bardziej wpisują się w to co Kaśka robi ostatnio solowo, ale myślę, że mimo wszystko warto obejrzeć. Mało takiej dobrej muzyki mamy w mediach.
Hm… zmęczenie osiągnęło apogeum i marzyłam tylko o tym żeby zwyczajnie odpocząć. Żadne tam treningi.. I nawet groźny wzrok Agnieszki spoglądającej na mnie z lodówki ( wciąż tam jest) , nie robił na mnie Żadnego , ale to żadnego wrażenia. Krysia napisała mi, żebym jednak jechała na basen, ze zrobimy sobie trening w stylu Staszka czyli jacuzzi, zjeżdżalnia , sauna. No to dałam się przekonać. Sauny nie było, bo okazało się, ze trzeba się zapisać na godzinę, jacuzzi nie było, bo wciąż ktoś się w nim moczył. Ale za to popełzałyśmy nieco po basenie z wodą ciepłą i bąbelkową, a także zaliczyłyśmy spektakularne zjazdy na zjeżdżalni ( dawno tego nie robiłam). Myślę nawet, ze można było to wprowadzić jako stały element treningu i zacząć mierzyć czasy:).
A jeśli chodzi o trening właściwy, to dałam sobie dzisiaj przyzwolenie na pełną regenerację. Zupełnie pełną i przepłynęłam jedynie 45 basenów ( 37 minut). Dawno tak mało nie przepłynęłam, ale.. nie miałam wielkich wyrzutów sumienia. Myślę, ze Agnieszka też mi wybaczy. Czasem trzeba po prostu odpocząć.
Dwa, to to, że dotarły do mnie nareszcie zamówione dwie płyty solowe Kaśki. Ostatnie, których mi brakowało jeśli chodzi o jej solową karierę ( Puk, puk i UnisexBlues). Będę słuchać dzisiaj:) . „Era Retuszera” to piosenka z tej drugiej płyty.
No i ostatnia przyczyna: DZISIAJ O GODZ. 00.10 w telewizji polskiej W CYKLU MADE IN POLSKA KONCERT HEY. Nie przegapcie, bo to na pewno będzie widowisko. Będą głownie piosenki z dwóch ostatnich płyt, ale może też i coś starego zagrają. Dwie ostatnie płyty to już nie jest to Hey, które pamiętają wszyscy, te płyty bardziej wpisują się w to co Kaśka robi ostatnio solowo, ale myślę, że mimo wszystko warto obejrzeć. Mało takiej dobrej muzyki mamy w mediach.
Hm… zmęczenie osiągnęło apogeum i marzyłam tylko o tym żeby zwyczajnie odpocząć. Żadne tam treningi.. I nawet groźny wzrok Agnieszki spoglądającej na mnie z lodówki ( wciąż tam jest) , nie robił na mnie Żadnego , ale to żadnego wrażenia. Krysia napisała mi, żebym jednak jechała na basen, ze zrobimy sobie trening w stylu Staszka czyli jacuzzi, zjeżdżalnia , sauna. No to dałam się przekonać. Sauny nie było, bo okazało się, ze trzeba się zapisać na godzinę, jacuzzi nie było, bo wciąż ktoś się w nim moczył. Ale za to popełzałyśmy nieco po basenie z wodą ciepłą i bąbelkową, a także zaliczyłyśmy spektakularne zjazdy na zjeżdżalni ( dawno tego nie robiłam). Myślę nawet, ze można było to wprowadzić jako stały element treningu i zacząć mierzyć czasy:).
A jeśli chodzi o trening właściwy, to dałam sobie dzisiaj przyzwolenie na pełną regenerację. Zupełnie pełną i przepłynęłam jedynie 45 basenów ( 37 minut). Dawno tak mało nie przepłynęłam, ale.. nie miałam wielkich wyrzutów sumienia. Myślę, ze Agnieszka też mi wybaczy. Czasem trzeba po prostu odpocząć.
- Aktywność Pływanie
Środa, 15 stycznia 2014
Lubię to:)
Oficjalny teledysk „pokazał” się, to go prezentuję , bo bardzo fajny jest ( Gutek nie lubi podobno grać w teledyskach, no ale ten jest taki "inny". Jak widać Gutek lubi prasować:)) No i w ogóle ta piosenka to jedna z najbardziej pozytywnych, energetycznych piosenek ostatnich lat. Warto posłuchać, warto polubić.
No i warto COŚ lubić, nie tylko na facebooku.
Basen dzisiaj. Jakoś ciężko mi było na początku. Przytykało mnie, ale generalnie ostatnio jest mi ciężko jeśli chodzi o sport, bo nie jestem w dobrej formie fizycznej. Muszę się bardzo mobilizować, żeby jakoś się „zmusić” do tego wysiłku, do wyjścia z domu. Ktoś by zapytał, to po co się zmuszać? Właśnie po to, że wiem , ze kiedy już będzie po, będzie znaczenie lepiej. Endorfiny po prostu. Lubię to:) Tak więc początek ciężko, ale potem jakoś poszło i 55 minut 70 basenów.
Basen dzisiaj. Jakoś ciężko mi było na początku. Przytykało mnie, ale generalnie ostatnio jest mi ciężko jeśli chodzi o sport, bo nie jestem w dobrej formie fizycznej. Muszę się bardzo mobilizować, żeby jakoś się „zmusić” do tego wysiłku, do wyjścia z domu. Ktoś by zapytał, to po co się zmuszać? Właśnie po to, że wiem , ze kiedy już będzie po, będzie znaczenie lepiej. Endorfiny po prostu. Lubię to:) Tak więc początek ciężko, ale potem jakoś poszło i 55 minut 70 basenów.
- Aktywność Pływanie
Wtorek, 14 stycznia 2014
Bieganie
Przed tą piosenką na koncercie , na którym miałam przyjemność być, Piotr Banach powiedział coś w tym stylu:
Jeśli słuchacie słów tej piosenki, od razu nasuwa się myśl, że piosenka jest o parze. Ona i ona ( Gutek dodał wtedy, albo „On i on” lub „Ona i ona”…. Tak – powiedział Banach.. generalnie kojarzy się z seksem.
A nie o to nam chodziło.. chodziło nam o to, ze wszyscy lubimy robić takie rzeczy, które niekoniecznie muszą się podobać innym, Gutek na ten przykład lubi sobie coś zapalić…
No i dlatego daliśmy tej piosence tytuł.. „ O czymkolwiek”
No właśnie…
Oj, nie chciało się dzisiaj nie chciało, wychylać nosa z ciepłego domu. No, ale wiadomo.. weszłam do kuchni, a tam Agnieszka grozi mi palcem, no to się ubrałam, słuchawki na uszy ( akurat Paulina Bisztyga w Radiu Kraków prezentowała bardzo fajną folkową muzykę, dużo lepiej się biega słuchając takiej muzyki) i pobiegłam. Tym razem w przeciwną stronę. Pomyślałam, że to nudne tak biegać ciągle do Ostrowa i pobiegłam w stronę Zakładów Mechanicznych , nową drogą. 40 min. Trochę ciężkie nogi, zapewne po niedzielnych górach.
Oj, nie chciało się dzisiaj nie chciało, wychylać nosa z ciepłego domu. No, ale wiadomo.. weszłam do kuchni, a tam Agnieszka grozi mi palcem, no to się ubrałam, słuchawki na uszy ( akurat Paulina Bisztyga w Radiu Kraków prezentowała bardzo fajną folkową muzykę, dużo lepiej się biega słuchając takiej muzyki) i pobiegłam. Tym razem w przeciwną stronę. Pomyślałam, że to nudne tak biegać ciągle do Ostrowa i pobiegłam w stronę Zakładów Mechanicznych , nową drogą. 40 min. Trochę ciężkie nogi, zapewne po niedzielnych górach.
- Aktywność Bieganie
Poniedziałek, 13 stycznia 2014
O kulturalnych miejscach:)
Jeśli myślicie, że w naszym mieście nie ma kultury, to bardzo się mylicie.
Nie tak dawno Miejska Galeria BWA dostała Supermarkę Radia Kraków, są dwa kina i teatr i Tarnowskie Centrum Kultury i Mościcka Fundacja Kultury. Pomimo tych wszystkich instytucji, o których napisałam powyżej, dla mnie najbardziej „kulturalnym” miejscem w Tarnowie okazało się niedawno.. wc moich znajomych.
Nie uwierzycie, ale ujrzałam na półce tamże.. kilka książek. Zaciekawiona sięgnęłam po nie i co się okazało? Seneka, Pascal, Nietzsche… Niewiarygodne ? A jednak. Niewiarygodne, bo w wielu domach książek nie ma. Nie ma wcale. Ze smutkiem przyglądam się czasem mieszkaniom, gdzie nie ma ani jednej książki, a są za to wielkie telewizory na pół ściany. A jeśli już są książki, to stanowią tylko dekorację. Ot jakaś kolekcja jakiejś gazety… Stoją więc sobie, nietknięte. A tu nagle taka niespodzianka. Pożyczyłam „ Myśli” Seneki i czytam i rozważam:).
I kilkoma myślami na pewno się podzielę, bo warto. Dzisiaj trochę luzu sportowego- nawet Agnieszka mnie nie przestraszyła. Wzrokiem omijałam lodówkę:). Trochę poćwiczyłam i to tyle, jutro się zmobilizuję.
No to Seneka na dziś. „Przerabiam” rozdział pt GNIEW „ Zemsta jest wyznaniem cierpienia. Nie jest wielki duch, którego ugnie krzywda. Ten, kto cię obraził, albo słabszy od ciebie, jeśli słabszy, oszczędź go, jeśli silniejszy, oszczędź siebie”
„ Nie spuszczamy oczu z cudzych błędów, a własne chowamy za plecami”
„ Jeśli chcemy być sprawiedliwymi sędziami wszystkich spraw, to bądźmy przede wszystkim przekonani, że nikt z nas nie jest bez winy”
PS Jest taki fajny rysunek Mleczki. Facet siedzi przed tv i woła żonę: „Chodź, mówią o nas w telewizji… W ubiegłym roku 62% Polaków nie przeczytało ani jednej książki.”
A szkoda, że nie, bo to fajna przygoda. Tak samo fajna jak rower, góry… Zachęcam, polecam, jestem bardzo ZA.
Nie uwierzycie, ale ujrzałam na półce tamże.. kilka książek. Zaciekawiona sięgnęłam po nie i co się okazało? Seneka, Pascal, Nietzsche… Niewiarygodne ? A jednak. Niewiarygodne, bo w wielu domach książek nie ma. Nie ma wcale. Ze smutkiem przyglądam się czasem mieszkaniom, gdzie nie ma ani jednej książki, a są za to wielkie telewizory na pół ściany. A jeśli już są książki, to stanowią tylko dekorację. Ot jakaś kolekcja jakiejś gazety… Stoją więc sobie, nietknięte. A tu nagle taka niespodzianka. Pożyczyłam „ Myśli” Seneki i czytam i rozważam:).
I kilkoma myślami na pewno się podzielę, bo warto. Dzisiaj trochę luzu sportowego- nawet Agnieszka mnie nie przestraszyła. Wzrokiem omijałam lodówkę:). Trochę poćwiczyłam i to tyle, jutro się zmobilizuję.
No to Seneka na dziś. „Przerabiam” rozdział pt GNIEW „ Zemsta jest wyznaniem cierpienia. Nie jest wielki duch, którego ugnie krzywda. Ten, kto cię obraził, albo słabszy od ciebie, jeśli słabszy, oszczędź go, jeśli silniejszy, oszczędź siebie”
„ Nie spuszczamy oczu z cudzych błędów, a własne chowamy za plecami”
„ Jeśli chcemy być sprawiedliwymi sędziami wszystkich spraw, to bądźmy przede wszystkim przekonani, że nikt z nas nie jest bez winy”
PS Jest taki fajny rysunek Mleczki. Facet siedzi przed tv i woła żonę: „Chodź, mówią o nas w telewizji… W ubiegłym roku 62% Polaków nie przeczytało ani jednej książki.”
A szkoda, że nie, bo to fajna przygoda. Tak samo fajna jak rower, góry… Zachęcam, polecam, jestem bardzo ZA.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 stycznia 2014
Szpilki na Giewoncie 2
O szpilkach na Giewoncie part one ( oczywiście jeśli ktoś ma ochotę), można przeczytać tutaj:
http://lemuriza1972.bikestats.pl/444952,Szpilki-n...
Dzisiaj Giewont zimą, przytrafił mi się po raz drugi. „Przytrafił” to jest chyba dobre słowo, bo jakoś szczerze mówiąc nie miałam wielkiej ochoty na wyjazd dzisiaj. Cały tydzień był bardzo ciężki i marzyłam o wyspaniu się i takiej pełnej regeneracji przed nadchodzącym kolejnym tygodniem . Marzyłam o dniu z książką i herbatą ( żeby było śmieszniej czytam teraz książkę „zimową”, którą ujrzałam na zdjęciu na fejsbuku u.. królowej naszej zimowej, czyli Justyny Kowalczyk – Dziecko śniegu .. taki tytuł ma książka). No, ale .. słowo się rzekło. Godzina 3.50 budzi mnie okropny wiatr. Mam dzwonić do Krysi.. co ona na to…. Ale jakoś się powstrzymuję.. myślę: nie będę pękać.. Leżę , słucham wiatru, wstaje o 4.40 , piję kawę, ubieram się i w drogę. Dzisiaj będzie duża grupa, więc jedziemy na dwa auta. JA z Mirkiem, Tomkiem i Staszkiem. Na autostradzie doganiamy Krysię, z którą jadą: Adam, Kiszon i Marcin. W Zakopanem czekają na nas : Darek Wierzbicki i kolega Adam czyli reprezentacja „Ślunska”. Jedziemy do Kuźnic, a tam chwila wahania gdzie idziemy . Są dwie opcje : Giewont i Czerwone Wierchy i.. Granaty. Głosowanie. Bardzo dziwne głosowanie. Jeszcze nie widziałam, żeby trzy głosy na tak ( Giewont) decydowały. Trzy na Giewont, dwa na Granaty, reszta nie wiadomo na co.. ot brak zdecydowania. No to kierunek Giewont. Pogoda najlepsza nie jest. Zaczyna padać śnieg, widoczność dość kiepska, tym razem górek nie pooglądamy. To jest najładniejsze zdjęcie Giewontu z dzisiaj. Niestety nie z trasy a z kalendarza, który wisi u mnie w kuchni.
Giewont:) © lemuriza1972
Drugie w kolejności zdjęcie dzisiejsze, to to z Gomolątkiem. Co też ono z nami ma… Wichura, zimno, śnieg… a ono musi z nami… Tak , to już jest jak się przyjdzie na świat w nieco patologicznej rodzinie… która zamiast zajadać niedzielny rosół, włóczy
się nie wiadomo gdzie.
Gomolątko na szczycie © lemuriza1972
Jak już wspomniałam dzisiaj słuszna grupa: Mirek, Tomek, Staszek, Krysia, Adam,Mateusz vel Kiszon, Marcin, Darek, Adam II i ja.
Przygotowania do drogi © lemuriza1972 Zaczynamy od Kuźnic . Na razie jest spokojnie i cieplutko.
Od Kuźnic © lemuriza1972 Ale trochę rozgrzać się trzeba mimo wszystko.
Chwila przerwy na .. herbatę © lemuriza1972 A potem jest coraz wyżej, coraz ciężej i coraz zimniej.
Na pierwszym planie Tomek © lemuriza1972 A gdzieś tam majaczy nasz cel… zaczynam się już trochę ociągać, więc reszta grupy w przodzie jak widać.
Giewont © lemuriza1972
Wkrótce niepokojąco zaczynają mi marznąć dłonie, im wyżej tym wieje mocniejszy wiatr, nawet nie chcę mi się myśleć o tym, żeby stanąć i wyjąć drugie rękawiczki, bo chwila postoju i.. jest brrrr.. zimno. I to był błąd, trzeba było jednak wyciągnąć. Palce u rąk bolą coraz bardziej, sama nie wiem jak wchodzę na ten Giewont, bo paluchy już bardzo przemarznięte, a tu jeszcze trzeba trzymać się łańcuchów. Jest bardzo ślisko, ale my rzecz jasna mamy raki, więc nie ma aż takich wielkich kłopotów. Niemniej jednak z Giewontu schodzi mi się bardzo źle. Ten mój „kulas” jednak mnie bardzo ogranicza. Gdyby było więcej śniegu pewnie byłoby łatwiej. Paluchy szczypią… i wołają „ pomocy”, zimny wiatr.. tak bardzo „rani” mi twarz… że zastanawiam się jak ja wytrzymam wędrówkę przez Czerwone Wierchy jeszcze. Mirek mówi: wiesz, co, jak już jesteś taka zmarznięta, to chyba nie ma sensu żebyś szła na Czerwone, bo może być źle. Tam będzie bardzo, bardzo wiało. I myślę sobie: chyba ma rację. Byłam tam już nie raz. Tę trasę zimą przy podobnej pogodzie przeszłam, nie ma co sobie na siłę udowadniać jakim się jest strasznie dzielnym. Tym bardziej, ze widoki zerowe, więc dzisiaj jest to tylko wędrówka, dla wędrówki. Zmęczenia , treningu może, a nie nasycenia się widokami. Jak się później okazuje, Mirkowi zależało żeby być wcześniej w domu, więc schodzi razem ze mną. Decyduje się zejść również Tomek, który jest też już solidnie przemarznięty i pewnie jeszcze nie przyzwyczajony do takich wędrówek zimowych, bo po Tatrach chodził dotychczas latem, jesienią czy wiosną. No to sobie idziemy i jak nigdy się cieszę, że podjęłam taką decyzję. Idziemy sobie wolniutko i spokojnie, jest coraz cieplej, czasem tylko wiatr doskwiera. Rozmawiamy sobie i jest fajnie. Docieramy do schroniska na Hali Kondratowej i tam wreszcie mogę się napić herbaty i skorzystać z wc. A potem już zejście do Kuźnic i obiad ( pyszna zupa czosnkowa i pizza plus grzane piwo). Pomimo tego, ze sama wyprawa nie dostarczyła mi dzisiaj wielu przyjemności, to w drodze powrotnej było fajnie. Miałam okazję sobie dłużej pogadać z Tomkiem i Mirkiem. Myślę, ze to była słuszna decyzja, bo opuszki palców z przemarznięcia bolą mnie teraz bardzo, boli też kolano i gdybym poszła na te Czerwone, byłoby teraz gorzej pewnie. Znacznie gorzej. Być może to zimno było dzisiaj tak odczuwalne, ponieważ zimy nie ma i nie jesteśmy do warunków zimowych przyzwyczajeni? A może ten wiatr był dzisiaj taki dotkliwy, taki bardzo zimny…? Jak odczułam go dzisiaj bardzoooooooo…. Jak sobie przypomnę jak mi „wbijał się” w twarz… brrrrrr…… Musiałam momentami zatrzymywać się i odwracać. No cóż.. nie wszystko zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. A może to po prostu moje nastawienie do tego wyjazdu, spowodowało, że tak to wszystko odczułam? Zdjęć mało ( bo nie miałam odwagi wyjmować telefonu i narażać palców na marznięcie), a poza tym jak już wcześniej wspomniałam , widoczność kiepska , więc nie było sensu zdjęć robić. W drodze jakoś tak ok 5 godzin chyba i 12 km ( te km to dane od Tomka). Niewiele, no ale cóż... to i tak więcej pewnie niż mój mój trening od poniedziałku do czwartku.
Z Mirkiem © lemuriza1972
Z Tomkiem © lemuriza1972
I jeszcze raz z Tomkiem © lemuriza1972
Dzisiaj Giewont zimą, przytrafił mi się po raz drugi. „Przytrafił” to jest chyba dobre słowo, bo jakoś szczerze mówiąc nie miałam wielkiej ochoty na wyjazd dzisiaj. Cały tydzień był bardzo ciężki i marzyłam o wyspaniu się i takiej pełnej regeneracji przed nadchodzącym kolejnym tygodniem . Marzyłam o dniu z książką i herbatą ( żeby było śmieszniej czytam teraz książkę „zimową”, którą ujrzałam na zdjęciu na fejsbuku u.. królowej naszej zimowej, czyli Justyny Kowalczyk – Dziecko śniegu .. taki tytuł ma książka). No, ale .. słowo się rzekło. Godzina 3.50 budzi mnie okropny wiatr. Mam dzwonić do Krysi.. co ona na to…. Ale jakoś się powstrzymuję.. myślę: nie będę pękać.. Leżę , słucham wiatru, wstaje o 4.40 , piję kawę, ubieram się i w drogę. Dzisiaj będzie duża grupa, więc jedziemy na dwa auta. JA z Mirkiem, Tomkiem i Staszkiem. Na autostradzie doganiamy Krysię, z którą jadą: Adam, Kiszon i Marcin. W Zakopanem czekają na nas : Darek Wierzbicki i kolega Adam czyli reprezentacja „Ślunska”. Jedziemy do Kuźnic, a tam chwila wahania gdzie idziemy . Są dwie opcje : Giewont i Czerwone Wierchy i.. Granaty. Głosowanie. Bardzo dziwne głosowanie. Jeszcze nie widziałam, żeby trzy głosy na tak ( Giewont) decydowały. Trzy na Giewont, dwa na Granaty, reszta nie wiadomo na co.. ot brak zdecydowania. No to kierunek Giewont. Pogoda najlepsza nie jest. Zaczyna padać śnieg, widoczność dość kiepska, tym razem górek nie pooglądamy. To jest najładniejsze zdjęcie Giewontu z dzisiaj. Niestety nie z trasy a z kalendarza, który wisi u mnie w kuchni.
Giewont:) © lemuriza1972
Drugie w kolejności zdjęcie dzisiejsze, to to z Gomolątkiem. Co też ono z nami ma… Wichura, zimno, śnieg… a ono musi z nami… Tak , to już jest jak się przyjdzie na świat w nieco patologicznej rodzinie… która zamiast zajadać niedzielny rosół, włóczy
się nie wiadomo gdzie.
Gomolątko na szczycie © lemuriza1972
Jak już wspomniałam dzisiaj słuszna grupa: Mirek, Tomek, Staszek, Krysia, Adam,Mateusz vel Kiszon, Marcin, Darek, Adam II i ja.
Przygotowania do drogi © lemuriza1972 Zaczynamy od Kuźnic . Na razie jest spokojnie i cieplutko.
Od Kuźnic © lemuriza1972 Ale trochę rozgrzać się trzeba mimo wszystko.
Chwila przerwy na .. herbatę © lemuriza1972 A potem jest coraz wyżej, coraz ciężej i coraz zimniej.
Na pierwszym planie Tomek © lemuriza1972 A gdzieś tam majaczy nasz cel… zaczynam się już trochę ociągać, więc reszta grupy w przodzie jak widać.
Giewont © lemuriza1972
Wkrótce niepokojąco zaczynają mi marznąć dłonie, im wyżej tym wieje mocniejszy wiatr, nawet nie chcę mi się myśleć o tym, żeby stanąć i wyjąć drugie rękawiczki, bo chwila postoju i.. jest brrrr.. zimno. I to był błąd, trzeba było jednak wyciągnąć. Palce u rąk bolą coraz bardziej, sama nie wiem jak wchodzę na ten Giewont, bo paluchy już bardzo przemarznięte, a tu jeszcze trzeba trzymać się łańcuchów. Jest bardzo ślisko, ale my rzecz jasna mamy raki, więc nie ma aż takich wielkich kłopotów. Niemniej jednak z Giewontu schodzi mi się bardzo źle. Ten mój „kulas” jednak mnie bardzo ogranicza. Gdyby było więcej śniegu pewnie byłoby łatwiej. Paluchy szczypią… i wołają „ pomocy”, zimny wiatr.. tak bardzo „rani” mi twarz… że zastanawiam się jak ja wytrzymam wędrówkę przez Czerwone Wierchy jeszcze. Mirek mówi: wiesz, co, jak już jesteś taka zmarznięta, to chyba nie ma sensu żebyś szła na Czerwone, bo może być źle. Tam będzie bardzo, bardzo wiało. I myślę sobie: chyba ma rację. Byłam tam już nie raz. Tę trasę zimą przy podobnej pogodzie przeszłam, nie ma co sobie na siłę udowadniać jakim się jest strasznie dzielnym. Tym bardziej, ze widoki zerowe, więc dzisiaj jest to tylko wędrówka, dla wędrówki. Zmęczenia , treningu może, a nie nasycenia się widokami. Jak się później okazuje, Mirkowi zależało żeby być wcześniej w domu, więc schodzi razem ze mną. Decyduje się zejść również Tomek, który jest też już solidnie przemarznięty i pewnie jeszcze nie przyzwyczajony do takich wędrówek zimowych, bo po Tatrach chodził dotychczas latem, jesienią czy wiosną. No to sobie idziemy i jak nigdy się cieszę, że podjęłam taką decyzję. Idziemy sobie wolniutko i spokojnie, jest coraz cieplej, czasem tylko wiatr doskwiera. Rozmawiamy sobie i jest fajnie. Docieramy do schroniska na Hali Kondratowej i tam wreszcie mogę się napić herbaty i skorzystać z wc. A potem już zejście do Kuźnic i obiad ( pyszna zupa czosnkowa i pizza plus grzane piwo). Pomimo tego, ze sama wyprawa nie dostarczyła mi dzisiaj wielu przyjemności, to w drodze powrotnej było fajnie. Miałam okazję sobie dłużej pogadać z Tomkiem i Mirkiem. Myślę, ze to była słuszna decyzja, bo opuszki palców z przemarznięcia bolą mnie teraz bardzo, boli też kolano i gdybym poszła na te Czerwone, byłoby teraz gorzej pewnie. Znacznie gorzej. Być może to zimno było dzisiaj tak odczuwalne, ponieważ zimy nie ma i nie jesteśmy do warunków zimowych przyzwyczajeni? A może ten wiatr był dzisiaj taki dotkliwy, taki bardzo zimny…? Jak odczułam go dzisiaj bardzoooooooo…. Jak sobie przypomnę jak mi „wbijał się” w twarz… brrrrrr…… Musiałam momentami zatrzymywać się i odwracać. No cóż.. nie wszystko zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. A może to po prostu moje nastawienie do tego wyjazdu, spowodowało, że tak to wszystko odczułam? Zdjęć mało ( bo nie miałam odwagi wyjmować telefonu i narażać palców na marznięcie), a poza tym jak już wcześniej wspomniałam , widoczność kiepska , więc nie było sensu zdjęć robić. W drodze jakoś tak ok 5 godzin chyba i 12 km ( te km to dane od Tomka). Niewiele, no ale cóż... to i tak więcej pewnie niż mój mój trening od poniedziałku do czwartku.
Z Mirkiem © lemuriza1972
Z Tomkiem © lemuriza1972
I jeszcze raz z Tomkiem © lemuriza1972
- Aktywność Wędrówka
Czwartek, 9 stycznia 2014
Bieganie
Mam tę płytę. Fajna jest.
A piosenka dzisiaj taka , bo kończę czytać książkę o Trójce i mi się przypomniała
Poszłam dzisiaj biegać. Nie było to mądre zbyt, ponieważ bolały mnie nieco kolana.
Bolały już wczoraj podczas pływania, co mnie dość zaniepokoiło , bo taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca.
No, ale poszłam biegać, bo coś zrobić trzeba było. Agnieszka mi przecież nie odpuszcza. Zadomowiła się w mojej kuchni, a że czasem do niej wchodzić muszę, a nawet czasem coś wyciągam z lodówki, to i wzroku Agnieszki ominąć nie sposób.
A teraz fragment audycji pt Instrukcja Obsługi Człowieka z audycji ( Trójkowej rzecz jasna) Grażyny Dobroń
„ Co może zdarzyć się w życiu człowieka?
Paraliż lub udar po umyciu głowy, udar telefoniczny – 50 minut rozmowy z lekko pochyloną głową, przyduszona tętnica, energiczne dmuchanie nosa może spowodować ślepotę i infekcję – proszę się nie śmiać, brak sympatii do urzędników, właściwie zwany awersją, to jest tak zwana fobia finansowa, stringi z powodu grubych szwów – a są takie modele- oskarża się o wywoływanie chemicznych infekcji, a biustonosz push-up jest niestety odpowiedzialny za kłopoty z oddychaniem i bóle kręgosłupa. Ale to naprawdę jeszcze nie koniec. Mogą spotkać państwa hot-dogowe bóle głowy. Okazuje się też, że wino lepiej pić z gwinta niż z kryształowych kieliszków ze szkła ołowiowego , zwłaszcza białe wino wytrąca najwięcej ołowiu spośród przebadanych płynów. Udział w karaoke może być szkodliwy – forsowny śpiew może niszczyć głos, zwiększyć ryzyko głuchoty – a krwotok w oczach po tańcu pogo to całkiem realne zagrożenie. …. A na stare lat grozi nam choroba pt demencja szczękowa – udowdniono związek między sztuczną szczęką a obumiereniem komórek mózgowych w płacie skroniowym. To wszystko zrobili lekarze , a nie my. I można z tego powodu ogromnie śmiać i cieszyć”
- DST 7.00km
- Czas 00:42
- VAVG 6:00km/h
- Aktywność Bieganie
Środa, 8 stycznia 2014
Basen
Jak widać już nawet w USA wiedzą , co jest w tym sezonie modne.
Wiadomo co. My z Panią Krystyną, wiemy już to od kilku miesięcy.
Nie wiem tylko dlaczego ta american girl wygląda jak MIŚ KOALA? Czy dziewczyny tak tam wyglądają?:)
Nowe trendy © lemuriza1972
Dzisiaj, kiedy jechaliśmy na basen zadzwonił do mnie Dyrektor Sportowy GTA:), z bardzo ważną, niecierpiącą zwłoki sprawą. Na koniec rozmowy powiedział: dobra, konczę już nie przeszkadzam, trenuj, bo Agnieszka patrzy. Oj Aga, Aga.. nie znasz litości i jeszcze Dyrektora na mnie "nasyłasz":).
A dzisiaj był basen. Jakoś kiepsko mi się pływało. Może to efekt zmęczenia po pracy. 70 długości - 57 minut. Nie najgorzej, ale i też bez szału:)
" Dobranoc kochany dzienniczku, chyba już nic więcej dzisiaj nie napiszę":)
Nowe trendy © lemuriza1972
Dzisiaj, kiedy jechaliśmy na basen zadzwonił do mnie Dyrektor Sportowy GTA:), z bardzo ważną, niecierpiącą zwłoki sprawą. Na koniec rozmowy powiedział: dobra, konczę już nie przeszkadzam, trenuj, bo Agnieszka patrzy. Oj Aga, Aga.. nie znasz litości i jeszcze Dyrektora na mnie "nasyłasz":).
A dzisiaj był basen. Jakoś kiepsko mi się pływało. Może to efekt zmęczenia po pracy. 70 długości - 57 minut. Nie najgorzej, ale i też bez szału:)
" Dobranoc kochany dzienniczku, chyba już nic więcej dzisiaj nie napiszę":)
- Aktywność Pływanie
Wtorek, 7 stycznia 2014
Domowo
Miało być bieganie, ale z przyczyn , że tak powiem niezależnych ode mnie, nic z tego nie wyszło ( nawet spojrzenie Agi Sobczak nie pomogło). Siła wyższa.
Więc tylko trochę ćwiczeń domowych, delikatnych.
No, ale ja sobie odbiję. Może już jutro.
Wojciech Mann. Z pamiętnika doktora Wyciora ( M. Gutowski: Trójka z dżemem. Palce lizać. Biografia pewnego radia).
„ Wtorek. Bardzo silnie uderzyłem się w twarz butlą tlenową. Nigdy by do tego nie doszło, gdybym nie zrobił omyłkowo zastrzyku ze spirytusu. Przypuszczam, że spirytus podrzucił mi pielęgniarz Gniady ze zemsty za to, że zamiast od bólu głowy dałem mu na przeczyszczenie. Kiedy go czyściło, zrobiłem mu trepanację i napchałem do głowy gazet. Myślałem, że bredzę. Dobranoc kochany dzienniczku. Chyba już w tym tygodniu nic nie napiszę”.
No właśnie
- Aktywność Jazda na rowerze