Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2009
Dystans całkowity: | 591.00 km (w terenie 223.00 km; 37.73%) |
Czas w ruchu: | 28:59 |
Średnia prędkość: | 20.08 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 34.76 km i 1h 48m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 17 września 2009
Czwartek dwa dni do finałowej rozgrywki u Golonki
Było bardzo spokojnie, relaksacyjnie, przedwyścigowo.
Z Mirkiem i Alkiem.
Więcej sobie pogadalismy niz pojeździlismy.
I znowu niestety płasko ( Lasy).
Dzisiaj zdecydowanie lepiej mi sie jechało niz wczoraj. jednak wczorajszy brak sił , chęci do jazdy musiał być spowodowany całą tą sytuacją w pracy, która po prostu wyssała ze mnie całą energię.
Mirek zapytał dzisiaj: jak forma przed Istebną?
Hm:) sama chciałabym wiedzieć.
Dosyć słabo jeździłam od maratonu krakowskiego.
Jakoś tak.. nie wiem już sama co sie działo, nie pamietam, ale okoliczności byly niesprzyjające.
No ale cos tam jeździłam, a moze taki własnie "odpoczynek" dobrze mi zrobił?
Cóż.. zobaczymy w sobotę.
Bardzo zależy mi na tym wyścigu.
Chciałabym utrzymać swoje miejsce w dziesiątce w generalce na mega, a moze i sie poprawić.
Łatwo nie będzie, bo to jest znowu trudny, prawdziwie górski maraton.
jeszcze wczoraj bylam zniechęcona, ale dzisiaj już sie cieszę:)
Już czuję.. ten zew krwi:).
Juz "słyszę" Fragmę... już chciałabym stać na starcie...
Mam sektor III, więc bedzie trochę łatwiej na starcie.
jedziemy jutro z Kamilem i Jackiem.
Marcin, Paweł, Adrian i Krystyna w sobotę rano.
Mieliśmy zostać na sobotnią noc.. ale wyszło jak wyszło.
szkoda.
Chciałabym zebysmy wrócili z tarczą. Ja i Magnus.
Bo to chyba nasz ostatni maraton w takim składzie.
No chyba ze kiedyś zabiorę jeszcze Magnusa na jakis mniej ważny maraton.
Cóz.. po intensywnych trzech latach, przejechaniu kilkunastu tysiecy km, należy mu sie odpoczynek od wyscigów.
a na wyścigi juz czeka KTM.
Niech czeka, odbiorę go w przyszłym tygodniu.
Na razie jestem ja i Magnus.
I mam nadzieję, ze osiagniemy nasz cel.
Bedziemy walczyć. Nie poddamy sie na pewno.
Z Mirkiem i Alkiem.
Więcej sobie pogadalismy niz pojeździlismy.
I znowu niestety płasko ( Lasy).
Dzisiaj zdecydowanie lepiej mi sie jechało niz wczoraj. jednak wczorajszy brak sił , chęci do jazdy musiał być spowodowany całą tą sytuacją w pracy, która po prostu wyssała ze mnie całą energię.
Mirek zapytał dzisiaj: jak forma przed Istebną?
Hm:) sama chciałabym wiedzieć.
Dosyć słabo jeździłam od maratonu krakowskiego.
Jakoś tak.. nie wiem już sama co sie działo, nie pamietam, ale okoliczności byly niesprzyjające.
No ale cos tam jeździłam, a moze taki własnie "odpoczynek" dobrze mi zrobił?
Cóż.. zobaczymy w sobotę.
Bardzo zależy mi na tym wyścigu.
Chciałabym utrzymać swoje miejsce w dziesiątce w generalce na mega, a moze i sie poprawić.
Łatwo nie będzie, bo to jest znowu trudny, prawdziwie górski maraton.
jeszcze wczoraj bylam zniechęcona, ale dzisiaj już sie cieszę:)
Już czuję.. ten zew krwi:).
Juz "słyszę" Fragmę... już chciałabym stać na starcie...
Mam sektor III, więc bedzie trochę łatwiej na starcie.
jedziemy jutro z Kamilem i Jackiem.
Marcin, Paweł, Adrian i Krystyna w sobotę rano.
Mieliśmy zostać na sobotnią noc.. ale wyszło jak wyszło.
szkoda.
Chciałabym zebysmy wrócili z tarczą. Ja i Magnus.
Bo to chyba nasz ostatni maraton w takim składzie.
No chyba ze kiedyś zabiorę jeszcze Magnusa na jakis mniej ważny maraton.
Cóz.. po intensywnych trzech latach, przejechaniu kilkunastu tysiecy km, należy mu sie odpoczynek od wyscigów.
a na wyścigi juz czeka KTM.
Niech czeka, odbiorę go w przyszłym tygodniu.
Na razie jestem ja i Magnus.
I mam nadzieję, ze osiagniemy nasz cel.
Bedziemy walczyć. Nie poddamy sie na pewno.
- DST 30.00km
- Teren 17.00km
- Czas 01:19
- VAVG 22.78km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 września 2009
Sroda
Bez historii.
Bez ochoty do jazdy.
Jazdę to ja miałam dzisiaj w pracy, i to taką .. jaka mi sie nigdy nie przytrafiła.
To było pól godziny, ktore chyba odebralo mi kilka lat zycia.
Najważniejsze jednak, ze dobrze sie skonczylo.
Energia jednak gdzieś odpłynęła.. wsiadłam na rower zeby za duzo nie myśleć.. ale ani sil ani ochoty nie było.
Stąd byle jakie jeżdzenie, byle jaka średnia.
jedyny pozytek to taki ze trochę pooddychałam swiezym, leśnym powietrzem.
Bez ochoty do jazdy.
Jazdę to ja miałam dzisiaj w pracy, i to taką .. jaka mi sie nigdy nie przytrafiła.
To było pól godziny, ktore chyba odebralo mi kilka lat zycia.
Najważniejsze jednak, ze dobrze sie skonczylo.
Energia jednak gdzieś odpłynęła.. wsiadłam na rower zeby za duzo nie myśleć.. ale ani sil ani ochoty nie było.
Stąd byle jakie jeżdzenie, byle jaka średnia.
jedyny pozytek to taki ze trochę pooddychałam swiezym, leśnym powietrzem.
- DST 37.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:43
- VAVG 21.55km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 września 2009
Wtorek
Po czterech dniach przerwy znowu na rowerze.
Po długich miesiącach.. na rowerze sama.
Nie pamietam kiedy ostatni raz sama byłam w górkach:)
ale dzisiaj... tak wyszło.
W sumie.. czasem dobrze jest pojeździć samemu.Dawniej to nawet bardzo lubiłam.
Nie "cisnęłam" zbyt mocno, bo to chyba bez sensu na parę dni przed zawodami.
Pojechałam sobie niebieskim szlakiem przez Buczynę, potem wzdłuż Dunajca ( uwielbiam ten szlak) do Dabrowki Szczepanowskiej.
W Dabrowce w lewo terenowym podjazdem na Lubinkę ( tym który w ub roku pokazała mi Krysia). Uwielbiam ten podjazd bo niedość ze terenowy, to dosyć stromy, a do tego dosyć techniczny. Jest taki kawałek , ze trzeba sie mocno napracować zeby utrzymać sie na rowerze. Nie zawsze mi sie udawalo.
Wczoraj się udalo:)
Widoki z góry przecudne. Dunajec w dole. Niepowtarzalne.
Potem juz asfaltem wspięlam sie na szczyt Lubinki, najpierw obok szkoly w Dabrowce Sz., potem wzdłuż lasu, potem przez las.
Postanowiłam zaliczyć sobie przynajmniej jeden zjazd terenowy. Miałam dylemat - pieszym szlakiem z Wału, czy też zjazdem ktory kiedys pokazał mi Mirek.
Ponieważ czasu było niewiele ( ciemno sie robi szybko niestety), pojechalam zjazdem Mirka.
Szybko, pewnie:), byłam z tego zjeżdzania swojego zadowolona.
I znowu niepowtarzalne widoki z góry, zakole Dunajca.. Bajka.
Dla takich chwil sie żyje. Szczeście, radośc, spelnienie:)
Wyjechalam na drodze wzdluż Dunajca ( niebieski szlak) i powrót znowu ulubionym niebieskim wzdłuz Dunajca, a potem przez Buczynę.
Forma.. taka sobie, trochę sie meczyłam pod gorę.
Jechałam spokojnie, bez szarpania
Zobaczymy co to bedzie w tej Istebnej.
Po długich miesiącach.. na rowerze sama.
Nie pamietam kiedy ostatni raz sama byłam w górkach:)
ale dzisiaj... tak wyszło.
W sumie.. czasem dobrze jest pojeździć samemu.Dawniej to nawet bardzo lubiłam.
Nie "cisnęłam" zbyt mocno, bo to chyba bez sensu na parę dni przed zawodami.
Pojechałam sobie niebieskim szlakiem przez Buczynę, potem wzdłuż Dunajca ( uwielbiam ten szlak) do Dabrowki Szczepanowskiej.
W Dabrowce w lewo terenowym podjazdem na Lubinkę ( tym który w ub roku pokazała mi Krysia). Uwielbiam ten podjazd bo niedość ze terenowy, to dosyć stromy, a do tego dosyć techniczny. Jest taki kawałek , ze trzeba sie mocno napracować zeby utrzymać sie na rowerze. Nie zawsze mi sie udawalo.
Wczoraj się udalo:)
Widoki z góry przecudne. Dunajec w dole. Niepowtarzalne.
Potem juz asfaltem wspięlam sie na szczyt Lubinki, najpierw obok szkoly w Dabrowce Sz., potem wzdłuż lasu, potem przez las.
Postanowiłam zaliczyć sobie przynajmniej jeden zjazd terenowy. Miałam dylemat - pieszym szlakiem z Wału, czy też zjazdem ktory kiedys pokazał mi Mirek.
Ponieważ czasu było niewiele ( ciemno sie robi szybko niestety), pojechalam zjazdem Mirka.
Szybko, pewnie:), byłam z tego zjeżdzania swojego zadowolona.
I znowu niepowtarzalne widoki z góry, zakole Dunajca.. Bajka.
Dla takich chwil sie żyje. Szczeście, radośc, spelnienie:)
Wyjechalam na drodze wzdluż Dunajca ( niebieski szlak) i powrót znowu ulubionym niebieskim wzdłuz Dunajca, a potem przez Buczynę.
Forma.. taka sobie, trochę sie meczyłam pod gorę.
Jechałam spokojnie, bez szarpania
Zobaczymy co to bedzie w tej Istebnej.
- DST 42.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:57
- VAVG 21.54km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 września 2009
Czwartek
Kupiłam nowy licznik, stary nie do odratowania, a ja bez licznika ( kiedy nie wiem z jaką prędkoscią jadę) już chyba jeździć nie potrafię.
Mocno to nadszarpneło mój budżet w tym miesiącu, ale trudno.Damy radę, ja i budżet:)
Dzisiaj dziwna jazda... najpierw zorientowałam sie juz bedąc prawie w Moscicach ( wracając z pracy), ze nie mam telefonu.
Wiec wpadłam do domu, przebrałam sie , rower i do pracy.
W przeciągu pół godziny objechalam tam i z powrotem do i z Starostwa.
A korki na miescie takie, ze blogoslawiłam mojego Magnusa, jak sobie pomykalam miedzy autami.
Potem Las radlowski z Mirkiem i Alkiem.
Mialy być dzisiaj gory, ale coż..
Tak sobie średnio, ale byly momenty ze przycisnełam mocniej, tak nawet do 35, 36 km/h w lesie.
Teraz będzie najprawdpodbniej 3 dni przerwy o zgrozo. Jutro trochę sparw do załatwienia, w sobotę wesele, w niedzielę odpoczynek po.
Mocno to nadszarpneło mój budżet w tym miesiącu, ale trudno.Damy radę, ja i budżet:)
Dzisiaj dziwna jazda... najpierw zorientowałam sie juz bedąc prawie w Moscicach ( wracając z pracy), ze nie mam telefonu.
Wiec wpadłam do domu, przebrałam sie , rower i do pracy.
W przeciągu pół godziny objechalam tam i z powrotem do i z Starostwa.
A korki na miescie takie, ze blogoslawiłam mojego Magnusa, jak sobie pomykalam miedzy autami.
Potem Las radlowski z Mirkiem i Alkiem.
Mialy być dzisiaj gory, ale coż..
Tak sobie średnio, ale byly momenty ze przycisnełam mocniej, tak nawet do 35, 36 km/h w lesie.
Teraz będzie najprawdpodbniej 3 dni przerwy o zgrozo. Jutro trochę sparw do załatwienia, w sobotę wesele, w niedzielę odpoczynek po.
- DST 41.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:41
- VAVG 24.36km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 września 2009
Sroda
"Ja się nie skarże na swój los..."
a jednak się poskarżę..
Ja nie wiem... dlaczego tak sie dzieje... ale od dłuższego a nawet bardzo wyjątkowo długiego czasu niewiele sie układa tak jak powinno i wciąż sa jakieś schody.
Jestem wyjątkowo wiktymna.
No bo.. nie ma miesiąca zeby cos sie w tym moim rowerku sie nie psuło, albo zeby nie przydarzała sie jakaś inna zyciowa mniejsza lub wieksza katastrofa..
Dajmy na to .. na przykład.. wprowadziłam sie do nowego, czystego, wyremontowanego mieszkania.. Tak sie cieszyłam, nowe ,świeże itd.
Zadlużyłam sie zeby je kupić:) .
I co? nie mineły 2 miesiące a moje panele zaczęły przypominac harmonijkę.
wiem ze to nie koniec świata, ale podłogę trzeba kłasć na nowo, a to i pieniądze i kłopot dla mnie.. kobiety, co sie na tym nie zna.
A dzisiaj padł mi licznik...
Dead, totalny dead.
Kupiłam go 29 maja 2009r.
I już nie zyje.
To sie tylko mnie moze przytrafić.
Wydałam w tym miesiącu 400 zł na częsci rowerowe... więc...
No ale dobra, ale trudno jakoś to trzeba przetrawić.
Dzisiaj pojechalismy z Alkiem kupowac okulary do jakiegoś sklepu w centrum.
Po drodze spotkalismy Andzelikę, Tomka i Łukasza.
Razem pojechaliśmy do Mirka Bieniasza, a potem do Lipia i czerwonym pieszym do Krzyża, Klikowej, potem Biała i Mościce.
Tempo od Lipia bylo dosyć mocne, bo wczesniej to wiadomo jak sie jedzie przez miasto.
Mirek organizuje 22 września masę krytyczną.
Dobra, zacząl sie mecz piłkarzy, trzeba biec przed tv.
" a może będzie dobrze, a moze będzie dobrze...
Byloby dobrze..."
( Indios Bravos - bardzo fajny zespół)
a jednak się poskarżę..
Ja nie wiem... dlaczego tak sie dzieje... ale od dłuższego a nawet bardzo wyjątkowo długiego czasu niewiele sie układa tak jak powinno i wciąż sa jakieś schody.
Jestem wyjątkowo wiktymna.
No bo.. nie ma miesiąca zeby cos sie w tym moim rowerku sie nie psuło, albo zeby nie przydarzała sie jakaś inna zyciowa mniejsza lub wieksza katastrofa..
Dajmy na to .. na przykład.. wprowadziłam sie do nowego, czystego, wyremontowanego mieszkania.. Tak sie cieszyłam, nowe ,świeże itd.
Zadlużyłam sie zeby je kupić:) .
I co? nie mineły 2 miesiące a moje panele zaczęły przypominac harmonijkę.
wiem ze to nie koniec świata, ale podłogę trzeba kłasć na nowo, a to i pieniądze i kłopot dla mnie.. kobiety, co sie na tym nie zna.
A dzisiaj padł mi licznik...
Dead, totalny dead.
Kupiłam go 29 maja 2009r.
I już nie zyje.
To sie tylko mnie moze przytrafić.
Wydałam w tym miesiącu 400 zł na częsci rowerowe... więc...
No ale dobra, ale trudno jakoś to trzeba przetrawić.
Dzisiaj pojechalismy z Alkiem kupowac okulary do jakiegoś sklepu w centrum.
Po drodze spotkalismy Andzelikę, Tomka i Łukasza.
Razem pojechaliśmy do Mirka Bieniasza, a potem do Lipia i czerwonym pieszym do Krzyża, Klikowej, potem Biała i Mościce.
Tempo od Lipia bylo dosyć mocne, bo wczesniej to wiadomo jak sie jedzie przez miasto.
Mirek organizuje 22 września masę krytyczną.
Dobra, zacząl sie mecz piłkarzy, trzeba biec przed tv.
" a może będzie dobrze, a moze będzie dobrze...
Byloby dobrze..."
( Indios Bravos - bardzo fajny zespół)
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:30
- VAVG 20.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 września 2009
Wtorek
"Obrastam w siłę , bronię się, nie złoszczę się, nie złoszczę się"
Niby nie:), jak tak cięzko wjeżdza się koncówkę Słonej Góry...
Zlosić się nie złoszczę, ale w siłę to ja juz nie obrastam.
Forma chyba zniżkuje..
Z Mirkiem.
Moscice -Lubinka od Rzuchowej, Pleśna, Słona Gora od Relaksu, zjazd znowu gdzieś w okolice Pleśnej - Koszyce - Moscice.
Asfalt stąd "cierpię" trochę na Buldogach, ale nie chce mi sie ich zmieniać.
Wiem, wiem szkoda ich ale nawet nie bardzo miałam czas od maratonu w Krakowie na zmianę.
Wciaz w biegu. W pracy.. masakra, nie mogę nadążyć z papierami:), wolnego weekendu to dawno nie miałam.. tak po prostu żeby odpoczać.
Czasu coraz mniej, bo dzień coraz krotszy.
Lubinka z blatu, juz nawet inaczej nie probuje wjeżdzać, bo wychodzę z założenia , ze jak sie coś raz udało osiągnąć to już nie wolno schodzić poniżej pewnego pulapu:).
jechalam ok 16 km /h
Tak mocno chyba jeszcze na Lubinkę nie wjeżdzałam. I nawet nie bylam jakos specjalnie mocno zmęczona.
a pomysleć , ze jak wjechalam pierwszy raz parę lat temu... to chyba z 10 min musiałam odpoczywac :)
Jak wszystko sie zmienia.
Na zjeździe do Plesnej , pewnie pobilibyśmy tegoroczne rekordy predkości ( moj: 68, 5 km/h), ale jakas pani jadąca autem bardzo sie bała i strasznie hamowała , jadąc tuz przed nami. Jak stwierdzil Mirek: popsula nam zabawę.
Potem Słona Gora od Relaksu.
I też.. skoro jak już raz udalo sie wjechać na średniej tarczy to.. nie pozwalam sobie na słabość i daję ze średniej.
ale było cięzko:)
W takich chwilach to ja zaczynam wątpić czy jest sens jeżdzenia na maratony:), czy nie jestem po prostu zbyt slaba.
Potem postanowilsmy wjechać w nieznaną ścieżkę do lasu.. i dojechalismy.. do jakiegoś domu. Więc w tyl zwrot. Moze i dobrze bo niespodziewanie zaliczyliśmy nadporogramowo jeszcze jeden podjazd terenowy:)
A potem byly już elementy rajdu ekstremalnego, wędrówka z rowerami przez jakis jar.Fajniiieee..... Przygoda.
Wedrowalismy.. niewiadomo gdzie.
ale trafiliśmy w koncu do cywilizacji czyli... "jesteśmy uratowani":)
Chyba juz jestem zmeczona.. chyba juz marzę o czysto wycieczkowej jeździe.O wolnym tempie ( w miarę wolnym:)), o rozgladaniu się po gorkach, o wdychaniu zapachów jesieni, o Jamnej w kolorach jesieni i Brzance.. w kolorach jesieni.
Moze uda sie jeszcze gdzieś w góry na wycieczke pojechać. Bo jeszcze nie bylam w tym roku:(
istebna i odpoczywam:).
Moze jeszcze pojadę do Jasła na Cyklo, ale jeśli nawet to tak na .. pożegnanie sezonu, spokojnie.
Chociaż jak znam siebie... na nic bedą postanowienia o lajtowej jeździe...
Bedzie walka, wiec sama nie wiem czy jechac czy nie, bo naprawde juz czuję zmeczenie. W koncu to już 8 maratonów w tym roku.
Pierwszy moj taki intensywny maratonowy rok.
Bo to jest jak w piosence Indios Bravos:
na początku jest najłatwiej
gdy się w pełni sił i wiary
byka chwyta się za rogi
z życiem bierze się za bary
potem jest niestety trudniej
siły mniejsze, marna wiara
już się nie gna tak do przodu
wciąż się jednak człowiek stara
jak to dalej będzie nie wiem
jestem gdzieś w połowie drogi
jeszcze chce mi się wędrować
lecz już trochę bolą nogi
Niby nie:), jak tak cięzko wjeżdza się koncówkę Słonej Góry...
Zlosić się nie złoszczę, ale w siłę to ja juz nie obrastam.
Forma chyba zniżkuje..
Z Mirkiem.
Moscice -Lubinka od Rzuchowej, Pleśna, Słona Gora od Relaksu, zjazd znowu gdzieś w okolice Pleśnej - Koszyce - Moscice.
Asfalt stąd "cierpię" trochę na Buldogach, ale nie chce mi sie ich zmieniać.
Wiem, wiem szkoda ich ale nawet nie bardzo miałam czas od maratonu w Krakowie na zmianę.
Wciaz w biegu. W pracy.. masakra, nie mogę nadążyć z papierami:), wolnego weekendu to dawno nie miałam.. tak po prostu żeby odpoczać.
Czasu coraz mniej, bo dzień coraz krotszy.
Lubinka z blatu, juz nawet inaczej nie probuje wjeżdzać, bo wychodzę z założenia , ze jak sie coś raz udało osiągnąć to już nie wolno schodzić poniżej pewnego pulapu:).
jechalam ok 16 km /h
Tak mocno chyba jeszcze na Lubinkę nie wjeżdzałam. I nawet nie bylam jakos specjalnie mocno zmęczona.
a pomysleć , ze jak wjechalam pierwszy raz parę lat temu... to chyba z 10 min musiałam odpoczywac :)
Jak wszystko sie zmienia.
Na zjeździe do Plesnej , pewnie pobilibyśmy tegoroczne rekordy predkości ( moj: 68, 5 km/h), ale jakas pani jadąca autem bardzo sie bała i strasznie hamowała , jadąc tuz przed nami. Jak stwierdzil Mirek: popsula nam zabawę.
Potem Słona Gora od Relaksu.
I też.. skoro jak już raz udalo sie wjechać na średniej tarczy to.. nie pozwalam sobie na słabość i daję ze średniej.
ale było cięzko:)
W takich chwilach to ja zaczynam wątpić czy jest sens jeżdzenia na maratony:), czy nie jestem po prostu zbyt slaba.
Potem postanowilsmy wjechać w nieznaną ścieżkę do lasu.. i dojechalismy.. do jakiegoś domu. Więc w tyl zwrot. Moze i dobrze bo niespodziewanie zaliczyliśmy nadporogramowo jeszcze jeden podjazd terenowy:)
A potem byly już elementy rajdu ekstremalnego, wędrówka z rowerami przez jakis jar.Fajniiieee..... Przygoda.
Wedrowalismy.. niewiadomo gdzie.
ale trafiliśmy w koncu do cywilizacji czyli... "jesteśmy uratowani":)
Chyba juz jestem zmeczona.. chyba juz marzę o czysto wycieczkowej jeździe.O wolnym tempie ( w miarę wolnym:)), o rozgladaniu się po gorkach, o wdychaniu zapachów jesieni, o Jamnej w kolorach jesieni i Brzance.. w kolorach jesieni.
Moze uda sie jeszcze gdzieś w góry na wycieczke pojechać. Bo jeszcze nie bylam w tym roku:(
istebna i odpoczywam:).
Moze jeszcze pojadę do Jasła na Cyklo, ale jeśli nawet to tak na .. pożegnanie sezonu, spokojnie.
Chociaż jak znam siebie... na nic bedą postanowienia o lajtowej jeździe...
Bedzie walka, wiec sama nie wiem czy jechac czy nie, bo naprawde juz czuję zmeczenie. W koncu to już 8 maratonów w tym roku.
Pierwszy moj taki intensywny maratonowy rok.
Bo to jest jak w piosence Indios Bravos:
na początku jest najłatwiej
gdy się w pełni sił i wiary
byka chwyta się za rogi
z życiem bierze się za bary
potem jest niestety trudniej
siły mniejsze, marna wiara
już się nie gna tak do przodu
wciąż się jednak człowiek stara
jak to dalej będzie nie wiem
jestem gdzieś w połowie drogi
jeszcze chce mi się wędrować
lecz już trochę bolą nogi
- DST 30.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:30
- VAVG 20.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 września 2009
Poniedziałek
Po dwóch dniach przerwy miał być solidny trening a nic z tego nie wyszło.
Znowuuuu....:((((
Lajtowo przejechane kilometry chyba tylko po to zeby trochę rozruszać kości i poddychać na powietrzu.
Mościce-Biała- Bobrowniki-gdzies na Dunjacem niezbadane ścieżki, Mościce i Tarnów- Centrum ( wizyta u kolezanki) plus powrót.Zmarzłam wracając po 21.00. Jakie zimne te wieczory!
Nędza.
Jutro obiecuję sobie i magnusowi solidny wycisk. Istebna tuz tuż, a w weekend znowu bede miec przerwę przymusową ( wesele).
Właściwie całkiem niedawno podjełam decyzję o zakupie nowego roweru...
Ale ostatnie dni.. jakos o tym zapomniałam, chociaz już sie prawie ugadałam z MirkiemB. ( moze rower jeszcze stoi? nie wiem)...
Ale... i tak bym go nie wzieła, tego nowego... do Istebnej.
Moj kochany Magnus, moj wysłuzony trzylatek...
jechałam maraton w krakowie i pomyslałam: to już Twoj ostatni maraton, stary:)
I smutno mi sie zrobiło i żal mojego magnusa.
I pomyślałam dzisiaj: pojedziesz ze mną do Istebnej, pojedziesz na ten ostatni akord u Golonki, jesli mamy osiągnąć cel - to osiągniemy go wspolnie.
zaczynaliśmy ten sezon razem ( i chociaż róznie bywalo, psułeś się kochany, oj psułeś, ale na zawodach nigdy mnie nie zawiodłeś), to i skonczymy ten sezon razem.
Z tarczą albo na tarczy, ale razem.
decyzja zapadła i ja ufam, ja wiem, ze Magnus mi sie odwdzięczy.
Ktoś mu przecież nadał ładne imię:), nie bez powodu.
Znowuuuu....:((((
Lajtowo przejechane kilometry chyba tylko po to zeby trochę rozruszać kości i poddychać na powietrzu.
Mościce-Biała- Bobrowniki-gdzies na Dunjacem niezbadane ścieżki, Mościce i Tarnów- Centrum ( wizyta u kolezanki) plus powrót.Zmarzłam wracając po 21.00. Jakie zimne te wieczory!
Nędza.
Jutro obiecuję sobie i magnusowi solidny wycisk. Istebna tuz tuż, a w weekend znowu bede miec przerwę przymusową ( wesele).
Właściwie całkiem niedawno podjełam decyzję o zakupie nowego roweru...
Ale ostatnie dni.. jakos o tym zapomniałam, chociaz już sie prawie ugadałam z MirkiemB. ( moze rower jeszcze stoi? nie wiem)...
Ale... i tak bym go nie wzieła, tego nowego... do Istebnej.
Moj kochany Magnus, moj wysłuzony trzylatek...
jechałam maraton w krakowie i pomyslałam: to już Twoj ostatni maraton, stary:)
I smutno mi sie zrobiło i żal mojego magnusa.
I pomyślałam dzisiaj: pojedziesz ze mną do Istebnej, pojedziesz na ten ostatni akord u Golonki, jesli mamy osiągnąć cel - to osiągniemy go wspolnie.
zaczynaliśmy ten sezon razem ( i chociaż róznie bywalo, psułeś się kochany, oj psułeś, ale na zawodach nigdy mnie nie zawiodłeś), to i skonczymy ten sezon razem.
Z tarczą albo na tarczy, ale razem.
decyzja zapadła i ja ufam, ja wiem, ze Magnus mi sie odwdzięczy.
Ktoś mu przecież nadał ładne imię:), nie bez powodu.
- DST 33.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:36
- VAVG 20.62km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 września 2009
Piatek weekendowo
Zupełnie weekendowo lajtowo.
I płasko.
Ostrów- Gosławicie- Rudka-Niwka- Wierzchosławice-Dwudniaki-Las Radłowski- Wierzchosławicie -Tarnów.
Dawno nie jechałam tak spokojnie, zupełnie.. hm.. wycieczkowo z taka mizerną średnia?
Teraz dwa dni przerwy od roweru, bo jade do Mielca, bez rowerka.
A w rowerze znowu cos "pyka", ależ to irytujace.
Prawdopodobnie coś w pedałach, bo w korbie to już nie ma co.
I płasko.
Ostrów- Gosławicie- Rudka-Niwka- Wierzchosławice-Dwudniaki-Las Radłowski- Wierzchosławicie -Tarnów.
Dawno nie jechałam tak spokojnie, zupełnie.. hm.. wycieczkowo z taka mizerną średnia?
Teraz dwa dni przerwy od roweru, bo jade do Mielca, bez rowerka.
A w rowerze znowu cos "pyka", ależ to irytujace.
Prawdopodobnie coś w pedałach, bo w korbie to już nie ma co.
- DST 34.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:33
- VAVG 21.94km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 września 2009
Sroda
Z Mirkiem i Alkiem.
Błonie, Zgłobice, Dąbrówka Szczepanowska, Janowice, Lubinka - Tarnów.
Trochę gorek.
Dosyć mocno, ale męczyłam sie dzisiaj pod górę.
Noga nie podawała:(
Błonie, Zgłobice, Dąbrówka Szczepanowska, Janowice, Lubinka - Tarnów.
Trochę gorek.
Dosyć mocno, ale męczyłam sie dzisiaj pod górę.
Noga nie podawała:(
- DST 41.00km
- Czas 01:27
- VAVG 28.28km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 września 2009
Wtorek
Z Mirkiem.
Płasko. Niezbyt szybko:), dosyć spokojnie, własciwie cały czas rozmawiliśmy o maratonie i takich tam rowerowych sprawach:)
Płasko. Niezbyt szybko:), dosyć spokojnie, własciwie cały czas rozmawiliśmy o maratonie i takich tam rowerowych sprawach:)
- DST 32.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:17
- VAVG 24.94km/h
- Aktywność Jazda na rowerze