lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Piątek, 3 grudnia 2010

Ścianka

Dzisiaj drugie wyjście na ściankę.
Czy będą następne? Nie wiem. Andżelika powiedziała, że teraz jak zaczną się narty, to będzie jeździć na narty ...
A bez partnerki, to nawet nie mam coś się tam wybierać. Ludzie jednak chodzą parami, żeby można było się nawzajem asekurować, ale to osobny temat.
Byłoby mi żal ogromnie, bo lubię tę walkę z wysokością i.. samą sobą. To jest fajna zabawa i daje mi wiele radości.
I chciałabym się nauczyć jak najwięcej dla samej siebie ( no i może po to żeby spróbować kiedyś w skałkach)
Wyczynowcem żadnym nie będę. Wiadomo mam 39 lat ( prawie) i na sukcesy w jakimkolwiek sporcie to już raczej za późno.
Ja po prostu sportem się bawię, jestem amatorem i mam z tego masę radości, bo uważam , że to jedna z tych dziedzin życia, która nie tylko daje tę masę radości, ale jeszcze wydatnie poprawia nasze samopoczucie, nie mówiąc już o tak zwanych efektach ubocznych ( jak ja to nazywam) czyli sylwetce.
Dzisiaj poświęciłyśmy sporo czasu na naukę asekuracji.
Nie bardzo miał kto nam pomóc, więc Andżelika, która już kiedys się uczyła, postanowiła mnie asekurować. Miałam obawy, ale też nie bardzo był wybór, bo inaczej , to stalybysmy i patrzyłybysmy jak wchodzą inni. Więc schowałam strach do kieszeni i postanowiłam jej zaufać.
No i zaczełam wchodzić na ścianę, coś tam jej nie poszło ( slyszałam jej rozmowę z którymś chłopaków, który powiedział: nie tak...) i złapałam taką blokadę, że ... myślałam, ze nie ruszę do góry.
No ale jednak ruszyłam i doszłam do konca, a potem nawet zeszłam. Będąc u góry, spojrzałam w dół i.. to jest zupełnie niepotrzebne, bo tam u góry jest się naprawdę b. wysoko i lepiej tego nie wiedzieć:). Nie mieć świadomości.
Drugie wejście było juz naprawde dobre. Sprawnie i szybko, dużo , dużo lepiej niż w ub tygodniu. Nie bałam się, myślałam o tym, żeby się długo nie zastanawiac nad kolejnym ruchem. Podnosiłam wysoko nogi. Wejście i zejście. Zejścia też są fajne, trudne i to też taka walka z przełamywaniem własnego strachu.
Potem ja zaczęłam sie uczyć asekuracji i... kiepsko mi szło...
No .. naprawdę. Trener na sucho pokazywał mi chwyty liny i to bylo trochę bez sensu, bo ja nie wiedziałam po co ja je wykonuję. Dopiero jak już zaczęłysmy ćwiczyć z Andżelika z linami , to było trochę lepiej, ale i tak wysoko nie pozowliłam jej wchodzić bo się bałam.
Potem jakiś chłopak zaoferował nam, że nas będzie asekurował i poszłysmy na trudniejsze drogi.
Tradycyjnie.. do połowy i ani rusz dalej. Po prostu ścianka już nie jest pionowa, trzeba więcej odwagi, więcej techniki, wisi się na ręce, ręka już boli, trzeba wykonać cos jakby skok, zeby dosięgnąć tego chwytu. I znowu chłopak, który nas asekurował zwracał nam uwagę, że za dużo "robimy" rękami, a że zapominamy o nogach. I jak powiedziałam mu, że po prostu brakuje mi siły, to się zaśmiał i powiedział: siła jest, prawie wbiegałaś teraz na tą ściankę. Nogi i technika i to wszystko.
Ciężko... może kiedyś się uda.
Jedno odpadnięcie zaliczyłam , poslizgnęłam się ( noga) nie złapałam chwytu i huśtawka na linie.
Ale... ale miałam mnostwo radości, chociaż za wiele nie pochodziłysmy.
No i coraz bardziej mi sie to podoba.
Świetny sport.
I tak jeszcze przy okazji ( ale to nie do Ciebie skarpie, bo my juz sobie wyjaśnilismy co mielismy wyjaśnić). Chciałam te kilka zdań napisać ponieważ dzisiaj znowu usłyszałam, że moje sportowanie nie jest rozumiane - jeśli tak to mogę nazwać.
Tzn...że za dużo, itd., że robiąc tyle rzeczy w niczym nie będę dobra.
I dlatego chciałam napisać te kilka słów, do wszystkich, którzy może czytają mojego bloga i może też chcieliby zapytać w przyszłości takie pytanie, dlaczego tyle różnych rzeczy probuję a nie skupiam się na jednym. Więc odpowiadam i w razie czego będę odsyłać do tego wpisu, bo przyznam, ze trochę sił mi już brakuje na to tłumaczenie się z moich poczynań.
Nie skupiam się na jednym ( w zimie, bo wiosną i latem raczej pozostaje przy rowerze), bo mam 39 lat i nie będę już super sportowcem i zadnego wielkiego sukcesu nie osiągnę.
Kiedy miałam naście lat wyczynowo trenowałam siatkówke i to było ponad wszystko i temu poświęcałam swój czas.
Teraz.. sport jest dla mnie zabawą. Chce mieć z niego radość, a jesli przy okazji jazdy w maratonach pojawi sie jakiś lepszy wynik , no to będę sie cieszyć.
Nie jest to jednak mój cel nadrzędny - sportowy wynik.
Chociaz nie ukrywam, ze chce sie poprawiać i jeździć lepiej ( nie ma w tym chyba nic nadzwyczajnego), ale ... bez wielkiego ciśnienia, bo przecież nie jadę na olimpiadę.
Dlaczego ścianka?
Bo od kiedy przeczytałam "Okrutny szczyt" zafascynował mnie świat gór, wspinaczki, himalaistów itd. Chciałam zobaczyć jak to jest. Z tej własnie fascynacji wzięła się ścianka.
Dlaczego kupiłam narty biegowe? Bo na zjazdowych jeżdzić nie moge ( kolano), nad czym ubolewam bo Andżelika z Tomkiem jeżdżą i masa ich znajomych i byłoby fajnie razem pojeździć. Chciałam sobie jakos umilić zimę, znależć jakis zimowy sport, który by sprawił, że na zimę czekałabym równie niecierpliwie jak na wiosnę. I dlatego narty biegowe.
Dlaczego poszłam na spinning? z ciekawości , potrzeby poruszania się, spotkania ze znajomymi, zmobilzowania się do pedałowania na stacjonarnym ( no chciałabym przez zimę cos popedałować po prostu żeby zachować kondycję , żeby nie przytyć, a na zewnątrz zimno, a mnie tak bardzo marzną stopy, że po prostu przestaje to być przyjemne).
To wszystko sprawia mi wiele RADOŚCI i to, że nie będę świetna w żadnej z tych dyscyplin naprawdę mi nie przeszkadza.
Uwielbiam ten stan sportowego zmęczenia, te buzujące po wysiłku hormony szczęścia.
Lubię NOWE, lubię poznawać nowy rodzaj radości... więc próbuję innych niż rower rzeczy.
Czy to takie złe?
Ludzie przecież robią różne rzeczy ...
Nikt nie cierpi na tym. Nie zostają w domu dzieci, mąż, nie zaniedbuję rodziny, nie zabieram jej swojego czasu.
Sport jest moją pasją, autentyczną pasją, a nie uleganiu modom, bo akurat modne są biegówki, czy koledzy kupują szosę to ja sobie też kupię...
Nigdy nie myślałam w ten sposób.
Kiedyś znalazłam na jakims forum poświęconym wspinaczce taki cytat, który nawet sobie zapisałam, bo bardzo mi się spodobał i myślę, że można go odnieść do każdego sportu:
" NAJLEPSZYM WSPINACZEM JEST TEN, KTO CZERPIE Z TEGO NAJWIĘCEJ RADOŚCI"

Na ściance dzisiaj:) © lemuriza1972


Andżelika u samej góry © lemuriza1972


W górę, w górę:) © lemuriza1972


Andżelika atakuje trudniejszą drogę © lemuriza1972
  • Czas 01:00
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)
Czwartek, 2 grudnia 2010

Zimowa Marcinka

Dzisiaj było bardzo, bardzo zimowo.
Najpierw wracając w z pracy, tuż pod samym domem wycięłam bardzo malowniczego orła, a że byłam w krótkiej sukience, to musiało z boku to wygladać ogromnie ciekawie.
No i.. stukłam cudne, czerwone doniczki po które poszłam specjalnie do Rossmana.
A wieczorem pierwsza zimowa wyprawa na najwyższy szczyt w mieście czyli Marcinkę. W starym składzie czyli Mirek, Alek i ja.
Uwielbiam to zimowe łażenie i dlatego ubolewam, że czasu na to pewnie będzie trochę mniej, skoro chce chodzić na ściankę i na spinning i czasem pobiegać na nartach.
W mieście śnieg trochę dzisiaj topniał, ale na Marcince jak to na Marcince zaspy ogromne.
Temperatura przyjemna 5 stopni poniżej zera, a ponieważ dużo chodzenia pod górę, więc zimna nie czuło się w ogóle.
Mirek jak to Mirek wybierał najbardziej nieprzetarte szlaki, wąwozy, krzaki itp.
Podśpiewywał sobie z radości po nosem i powiedział, że coraz bardziej przekonuje się do tego, że zima to najfajaniejsza pora roku.
Momentami było naprawdę ciężko, bardzo pod górę i bardzo stromo, także trzeba było na czworakach się wspinać.
Smiać mi się chciało, bo w pewnym momencie czołgalismy się dosłownie i powiedziałam do Mirka: gdyby nas ktoś zobaczył…
A Mirek na to: no… dyrektor z poważnej firmy…
Ja: no… ja tez w poważnej firmie pracuję…
Mirek: niepoważni ludzie z poważnych firm.
Były wiec zaspy , było przełażenie przez wąwozy, był nawet taki moment , ze Mirek przechodzil po drzewie nad wąwozem ( ja się nie odwazyłam i poszlam dołem).
Przepiękny jest las na Marcince w zimie, nocą. Szkoda, że nie mam takiego aparatu żeby zrobić zdjęcia.
To jest fajny siłowy trening, nogi muszą się napracować żeby przez te zaspy się przedostawać.
Chłopaki są mocni, wiec momentami jak zostawałam z tyłu, musiałam podbiegać.
Mirek zapytał nas czy oglądaliśmy film „ Gułag”.
Powiedział, że tam dwóch gości uciekło z gułagu i wzięli ze sobą takiego słabeusza…
Jeden z tych ucieknierów zapytał drugiego: a po co go bierzemy? Jest taki słaby… będzie tylko opoźniał…
- Jak to po co? Będziemy mieć konserwę….
No i Mirek zadał pytanie: a kto z nas jest najsłabszy?
Odpowiedziałam: no ja..
Mirek: no własnie i dlatego cie wzielismy ze sobą.
I tak dostałam na ten wieczór ksywę „ jedzonko”.
Muszę jednak przyznać, ze chłopaki nie wybrali najlepiej, no wiele tego jedzonka nie ma.
A na Marcince są już tory do nart zrobione i w sobotę rano jedziemy pobiegać.
Piękna, cudowna zima, a ja myślę, że chyba z moją kondycją nie najgorzej. Pamietam jak 2 lata temu poszłam z chłopakami pierwszy raz… strasznie się męczyłam. Teraz jakby dużo, dużo mniej.
Było jakieś 1,5 godzinki intensywnego chodzenia.
  • Czas 01:30
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Wtorek, 30 listopada 2010

Zima zimna:))) i jeszcze o tym dlaczego się "miotam"

" jest zima to musi być zimno":)
Wczoraj jak się obudziłam i wyjrzałam przez okno,usmiechnęłam sie sama do siebie.
"na całej połaci śnieg"...
Fakt.. droga do pracy była ciężka, autobus się spóźnił, trochę zmarzłam, ale co tam.. kiedy tak pięknie.
Zewsząd słyszałam narzekania.. bo zimno, bo zaspy... i pomyslałam: nie łatwiej byłoby inaczej na tę zimę spojrzeć i polubić ją? Mnie się udało, a przecież jeszcze niedawno narzekałam tak samo.
Troche wysiłku, trochę wychodzenia na przeciwko zimie i udało się ją polubić.
Dzisiaj zimowa , wieczorna wędrówka po Lesie Radłowskim. Lubię to łażenie, to przepychanie się przez zaspy... od razu sobie myślę jak to musi być w górach...
I cisza nocna leśna i ta ciemność...
Jak zgasilismy latarkę, jak przestaliśmy mówić.. niesamowite naprawdę...
I ta biel śniegu.
Połazilismy z 1,5 h, przez większą część trasy po nieprzetartym szlaku.
Taka sobie zimowa ekstaza:). Przyjemny mróz, śnieg...:) bajka.
Ktoś napisał tu wczoraj w komentarzu do mojego wpisu, ze sie miotam, że to nic dobrego nie wróży.
Hm... ja to miotanie nazywam, moze trochę patetycznie, ale tak własnie nazywam - poszukiwaniem.. poszukiwaniem swoich dróg do szczęścia. Być może nie wszystkie są właściwie. Być może...
Ale to ja poniosę konsekwencje, jesli się mylę.
Odnajduję radość w robieniu wielu rzeczy, odnajduję radość w poszukiwaniu NOWEGO.
Nie z nudy, nie z potrzeby zapełnienia czasu. Z zupełnie innej przyczyny, ale o tym przy okazji odpowiedzi na inne pytanie.
Będą znowu szczere wynurzenia, które tak bardzo kłują w oczy ( wobec tego nie do konca rozumiem potrzebę ich czytania).
Jaki jest mój cel nadrzędny ? - takie zadano mi pytanie.
a co mi tam.. odpowiem, narażając się pewnie znowu na jakieś niefajne komenatarze.
Mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem.
Taki jest mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem, odnajdywać jego jasne strony.
Cieszę się, ze potrafię.
Nie przyszło mi to łatwo. Kiedys może byłam taka jak większość. Nie widziałam aż tak wyraźnie jasnych stron życia. Te ciemne zupełnie zasłaniały mi te jasne.
To, że dzisiaj jest inaczej, jest konsekwencją po pierwsze tego, że moja zdrowotna przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. No tak...patrząc na bliską mi bardzo chorą osobę, wiem, ze ze mną może być tak samo.
Za rok, za miesiąc, za 10 lat.
Więc muszę wykorzystywać dobrze każdy dzień. I staram się to robić.
Po drugie to jest konsekwencja wielu różnych doświadczeń i mojej pracy nad samą sobą. Ciężkiej pracy.
Tak więc "miotam się".
Lubię rower , lubię chodzić po górach, lubię często wychodzić z domu, lubię zaszyć się z książką w kącie, fascynuje mnie wspinaczka, czasem może pojdę na basen, pochodze sobie na spinning, połażę po lesie, pojadę na jakiś koncert, będę jeździć na maratony, lubię patrzeć na świat i pisać o swoich emocjach , które się z tym wiążą.
Póki czas , finanse, a przede wszystkim zdrowie mi na to pozwolą, będę to robić.
I będę z tego mojego "miotania się" czerpać masę radości.
Po prostu będę sie cieszyć życiem. Każdego dnia.
Dobrej nocy dla wszystkich i dobrego, następnego dnia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
Poniedziałek, 29 listopada 2010

Spinning

W ub roku kolega przysłał mi linka do filmiku z zajęć , które prowadzi jego koleżanka w Opolu.
Kręciłam wtedy w domu na stacjonarnym i pomyslałam: jaka szkoda, ze u nas nie ma czegoś takiego...
zupełnie inaczej wyglądałaby zima.
No i otworzyli parę miesięcy temu nowy fitness club w Tarnowie ze spinningiem własnie.
Nie musze tłumaczyć co to jest, wszyscy wiedzą zapewne.
Poszłam zobaczyć co i jak z wielką ciekawością, bo w życiu nie byłam w żadnym fitness clubie.
Wrażenia dobre.
45 min ostrej jazdy. Intensywnego kręcenia. Pot lał się ze mnie ciurkiem. Były momenty, że miałam dość, ale.. mimo wszystko juz po , miałam wrazenie , ze to jednak za krótko.
Owszem dla "zwykłych" ludzi to ok, ale dla nas przygotowujących się do sezonu, to jednak chyba zdecydowanie za krótko.
Ale zawsze można zostać na drugą godzinę, albo skorzystać z siłowni, tam też są rowery , no i inne przyrządy.
Klub bardzo przyjemny, rzec mozna ekskluzywny. Pani prowadząca przyjemna.
Myslę, ze sie skusze i chyba kupie karnet, bo na myśl o kolejnej zimie i kręceniu w domu robi mi się trochę słabo.
Przy muzyce, w towarzystwie zawsze łatwiej.
Dodatkowo kusi mnie silownia, mogłabym sobie ręcę poćwiczyć pod kątem ścianki.
  • Czas 00:45
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(12)
Niedziela, 28 listopada 2010

Pierwszy spacer w zimowej scenerii

No i nadeszła zima.
W sumie to cieszę się, bo im więcej napada, tym większa szansa, że wypróbuję moje narty.
Bardzo, bardzo na to czekam.
A dzisiaj był pierwszy zimowy spacer, taki dwugodzinny, ścieżkami mościckimi i naddunajcowymi.
Jutro podobno ma napadać...
Oj będzie się działo:)
na razie śniegu jeszcze nie ma aż tak dużo
Dunajec w scenerii zimowej © lemuriza1972

Przeczytałam w jednej z gazet recenzje ksiązki Zadie Smith.
Zadie Smith to jak być może niektórzy z Was wiedzą, bardzo utalentowana młoda brytyjska pisarka, autorka m.in słynnych "Białych zębów" ( polecam jej książki).
Cytat z Zadie
"Czasem myślę, że pisze się głownie po to, żeby przeżyć te niesamowite cztery i pół godziny po napisaniu ostatniego słowa. Ostatnim razem otworzyłam butelkę dobrego sancerre i wypiłam na stojąco prosto z butelki, potem położyłam się na betonowych płytkach chodnika w ogródku za domem i długo płakałam. Był słoneczny, jesienny dzień i wszędzie leżały jabłka przejrzałe i śmierdzące".
Czyli to tak jest z każdą pasją...
Nas wszystkich bez względu na to co robimy łączy to samo.
To samo uczucie spłenienia kiedy robimy to co kochamy, kiedy osiągamy jakis swój cel.
Poczucie spełnienia.
I nie jest ważne co robimy. Czy piszemy, jeździmy na rowerze, na nartach, malujemy, spiewamy.
Po prostu łączy nas SZCZĘŚCIE.. EKSTAZA.
Oburzyłam się więc kiedy w tej samej gazecie ( Wysokie Obcasy Extra - swoja drogą polecam, bo dużo ciekawych artykułów), przeczytałam wywiad pani Aleksandry Klich z prof Tadeuszem Sławkiem.
Pani Aleksandra mówi:
nie wierzę, że w świecie w którym szczytem doznań jest wystep w "Mam talent", jest mozliwa ekstaza.

Jak to Pani Aleksandro? Wystarczy zaglądnąć na takie portale jak ten, a dowie się Pani , że jest masa ludzi, którzy przeżywają dzięki swoim pasjom dużo chwil szczęścia
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Piątek, 26 listopada 2010

Wspinaczka

No i nadszedł ten dzień:)
Wreszcie wyruszyliśmy na ściankę: Andżelika, Dywan i ja.
Nie bez pewnych obaw … wszak od mojej ostatniej i pierwszej zarazem wizyty na ściance mineło już sporo mięsięcy.
Znowu trzeba było pokonywać ten lęk i pierwsze obawy.
Dywan jak zobaczył ściankę to zapytał: taka duża?
No duża, duża:)
Było fajnie, chociaż nie czuję się tak szczęśliwa jak po tej pierwszej wizycie.
Coś było ze mną dzisiaj nie tak. Miałam kłopoty z myśleniem na ścianie, miałam kłopoty z nogami. Wtedy , te parę mięsięcy temu wchodziłam zdecydowanie lepiej. Nie bałam się wysoko podnościć nóg, jakoś tak przechodziłam te drogi z większą lekkością.
Dzisiaj co prawda już nie trzęsą mi się ręce jak za pierwszym razem ( mięśnie przedramion jednak czuję), ale mam niedosyt z powodu mojej słabej dyspozycji.
Pierwsze wejście, w miarę ok., ale nie bez problemów . Droga nie najtrudniejsza.
Potem przeszliśmu na te trudniejsze…
Wow.. to było wyzwanie.
Udało mi się tak jedną rzecz wykonać fajnie ( podnieść nogę naprawdę wysoko), ale niestety… odpadłam od ściany. Pierwszy raz. Złapał mnie chyba skurcz, albo naciagnęłam mięsien ( bo mnie boli) i noga nie utrzymała ciężaru.
Ale to chyba moja wina, odkąd przestałam jeździć maratony , w ogole nie łykam magnezu.
Nie nie czułam mocy dzisiaj.
Potwierdziło się to co myslałam, że tu nie tyle ważne są ręce co nogi. Tak powiedział instruktor. Powiedział żeby nie traktować tego siłowo, ze najwazniejsze jest szybkie wejście bo nie traci się sił i że najważniejsze są nogi, bo jeśli nie wesprzemy się na nodze, nie wyprostujemy jej, to nie dosiegniemy ręką chwytu. Popełnialismy podstawowy błąd – za dużo wchodzenia na zgiętych nogach.
Ok., to prawda. Poprzednim razem wiecej pracowałam nogami i lepiej mi to szło.
Zdecydowanie.
Dzisiaj jakbym miała jakąś psychiczną blokadę, bałam się o moją chorą nogę. Po prostu mam wątpliwości czy w momencie takiego wyprostu utrzyma ciężar.
Jak się tak siedzi na dole, to to wszystko wygląda tak prosto, podnieśc nogę, dosięgnąc chwytu ręką…
Ale tam na górze… to kosztuje tyle wysiłku i walki ze strachem… bo kiedy się tak wisi.. chwyt jest wysoko i wiadomo , że trzeba podnieśc wysoko nogę i skoordynować to z złapaniem chwytu dłonią… to naprawdę towarzyszy nam strach, wystarczy, że noga nie udżwignię cięzaru, albo się poślizgnie, wtedy dłon o milimetry mija chwyt, obsuwa się i.. lecimy.
Odpadłam ze ściany… może i dobrze, bo to nie jest straszne. To ułamek sekundy i nic się nie dzieje. Wtedy nie czułam strachu. Teraz nie będę się już bać w takim momentach, tylko będę próbować. Odpadnę raz, drugi za trzecim może się uda.
Bardzo mi się to podoba, ale to trudny sport.
Dywan jak zrobił trudniejsza drogę ( wszedł prawie do konca) powiedział: nie myslałam, ze aż tak się zmęczę…
No… bo to tak jest.
Szło mu bardzo dobrze. Podobnie jak i Andzęlice, tylko ja dzisiaj dałam ciała.
Wchodzilismy łatwiejszą drogę 2 razy pod rząd i raz schodziliśmy. Ten drugi raz na koncówce myslałam, ze nie dam rady. Z zejściem miałam już ogromne problemy. Czułam duże zmęczenie, naprawdę duże.
Ale będę próbować dalej, chociaż po dzisiaj skały jawią mi się jako coś nierealnego…
Ale… o wielu rzeczach w życiu tak myślałam, więc bez walki się nie poddam i będę próbować.
Trzeba tylko potrenować.
Instruktor pokazał nam fajne ćwiczenie na nogi.
Krótka fotorelacja




Walka z trudniejszą drogą © lemuriza1972


Jeszcze się trzymam © lemuriza1972


odpadam... © lemuriza1972


tym razem sie nie udało © lemuriza1972



Andżelika © lemuriza1972


Dywan i Andżelika © lemuriza1972
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Czwartek, 25 listopada 2010

Jak przegapiłam pierwszy śnieg ...

Dzisiaj rano spoglądając przez okno w pracy , spostrzegłam na dachach śnieg.
- Renia – powiedziałam do mojej koleżanki – śnieg padał!!!
- No… wczoraj wieczorem – powiedziała Renia.
- Jak to? Jak to wczoraj wieczorem????
Sama nie wiem, jak mogłam przegapić śnieg, snieg na który w tym roku wyjątkowo czekam.
Czekam bo już cieszę się na zimowe wędrówki, na bieganie na nartach, a kto wie może i jak w ub roku wspinaczkę po lodospadzie w Ciężkowicach?
Zrobiło się zimno i będzie mniej roweru. Spróbuję jeszcze jeździć od czasu do czasu , ale moje stopy zbyt cierpią na mrozie.
Miejmy nadzieję, że będzie snieg, będzie można biegać na nartach, poza tym chciałabym raz w tygodniu chodzić na ściankę no i.. w poniedziałek idziemy spróbować spinningu, jak mi się spodoba chciałabym kupić karnet i chodzić w miarę regularnie.
Zobaczymy.
A póki co.. no to jak nigdy cieszę się z nadchodzącej zimy i po prostu już cieszę się na tę radość, którą da mi ścianka i narty.
Wczoraj oglądałam „Niepokonanych” . Był wywiad z Mecem. Powiedział, że w czasach komuny Tadeusz Drozda miał takie powiedzenie: budzę się z ciekawości…
Fajne prawda?
Budzić się z ciekawości co przyniesie następny dzień.
Znalazłam taki cytat w książce Anny Kamieńskiej:
„ Powszedni dzień trzeba przeżywać tak, żeby nie zostawiał w nas osadu przeciętności, aby nie zaćmić blasku bijącego od wnętrza, który jest największym darem jaki tu można otrzymać”
A na koniec trochę muzyki z dedykacją dla wszystkich ludzi mających pasje takie o jakich śpiewa Gutek.
Takich, które być może życiu nadają sens.
I niech każdy w zamiast słowa „reggae” wstawi sobie to co dla niego jest tym CZYMŚ

Reggae... Reggae jest w sercu mym
Reggae... Reggae jest dla mnie tym
Reggae... Czym dla żagla jest wiatr
Poprzez skały i sztormy żeglujemy przez świat
Reggae... Reggae kompasem mym
Reggae... Reggae płonie stąd dym
Reggae... Dobrze zna drogę tą
Prosto z Kingston do KC tam, gdzie stoi mój dom

Tak więc dla wszystkich posiadających pasje mniejsze lub większe ze specjalnym pozdrowieniem dla jednej fajnej dziewczyny, która ma nazwisko tak niezwykłe, ze Gutek z IB i każdy inny muzyk byłby zachwycony



Fajne prawda?
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Środa, 24 listopada 2010

Marzenia...się spełniają

Trochę ćwiczeń domowych, ale to tak naprawdę nieważne..
Ważne jest to, że od dzisiaj mam w domu COŚ. Coś o czym długo i nieśmiało myślałam, a dzisiaj nabrało realnych kształtów.
Nie jestem krezusem, więc spełnianie marzeń, które w jakis tam sposób uzależnione sa od pieniędzy, zawsze wiąże się dla mnie z mniejszym lub większym wysiłkiem.
Ale może i dzięki temu radość jest większa.
Kiedyś już o tym pisałam.
To było tak.
Kilka dobrych lat temu przeczytalam w Wysokich Obcasach list kobiety zachwalającej narty biegowe.
Nie bardzo wiedziałam czym to się je, jak wygląda. Myslałam tylko, że jakaś taka namiastka sportów zimowych bo pewnie nijak się ma do pędzenia w dół po stoku.
Ale kobieta z listu była bardzo przekonywująca. Przekonywująca do tego stopnia, że pomyslałam: można byłoby kiedyś spróbować…
A potem zaczęła biegać Justyna, a potem poznałam mojego kolegę Mirka, a Mirek ma narty.
Pozwolił mi spróbować na swoich… Spodobało mi się, zaczęłam nieśmiało myśleć o tym ze może kupić by sobie…
I w koncu podjęłam decyzję.
No i …są.
Stoją sobie w domu: narty, buty, kijki.
A ja? Ja cieszę się jak dziecko. Dawno tak się nie cieszyłam z zakupów.
To nie są jakies super wypas narty. Marka decathlonowa, ale na razie na pewno mi wystarczy.
Zresztą nie mam parcia na jakis super sprzęt, chciałabym po prostu dobrze się.. bawić. Mieć radość z tego biegania.
I mam nadzieję, ze szybko spadnie śnieg i że moje kolano wytrzyma to obciążenie.
Tak spełniło się moje kolejne marzenie i naprawdę jestem ogromnie szczęsliwa.
Co dalej?
Cóż… dalej to chciałabym kiedyś po treningu na ściance spróbować w skałach, a potem jak finanse pozwolą .. mozę kiedyś szosówka? Ją też sobie wiele lat temu obiecałam i kiedyś .. kiedys spełnie i to marzenie. Może to potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ale kiedyś…
Na pewno nadejdzie taki dzień, ze napiszę: mam szosowkę. Mocno w to wierzę.
A teraz trochę się pochwalę

Moje nowe trzewiczki:))))) © lemuriza1972


Moje pierwsze narty:) © lemuriza1972


a tu takie sobie zdjęcie… tuż po siódmej rano słonce tak pięknie oświetliło dachy tarnowskiego starego miasta ( widocznego z mojego okna w pracy), ze musiałam zrobić zdjecie
Tarnów w porannym słońcu © lemuriza1972
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)
Wtorek, 23 listopada 2010

Jeżdżenie nocne

Dzisiaj wieczorem .
Tempo niezbyt mocne, bo wiało tak, że ciężko było pedałować.
No i więcej gadalismy z Mirkiem o górach, wspinaczce i itp niz skupialismy się na jeździe.
Dzisiaj było dosyć zimno i w dodatku mokro. Trochę zmarzły mi nogi, bo pokrowce przemoczone, skarpety przemoczone.
Ale najważniejsze jest, ze mozna było troche kości rozruszać.
  • DST 30.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 21.18km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Niedziela, 21 listopada 2010

Rowerowanie przez duże R

Tyle muśnięć szczęścia dzisiejszego dnia…
Zacznę od tego, że się wyspałam:) i obudziło mnie piękne słońce.
To był cudowny listopadowy dzień. W ogóle to strasznie nas rozpieścił ten listopad. Czy pamiętacie taki piękny listopad? Ja nie. To mój pierwszy w życiu taki cudny listopad.
Zaryzykowałam dzisiaj i pojechałam w górki. Co prawda wiele tych górek nie było, ale tak dawno nie jeździłam po górach, że miałam obawy jak sobie dam radę. W dodatku na Magnusie z wytłuczonym amorem , oponami nie na teren…
Ale pojechałam i opłaciło się. Widoki wynagrodziły mi wszelkie trudy. No i jak dobrze było znowu poczuć to zmęczenie, ten przyspieszony oddech na podjazdach, pieczenie w łydkach, ten pęd na zjazdach. Jak ja dawno nie zjeżdżałam w terenie!!!
Jak fajnie było pobujać się po błocie, pobalansować trochę, wykorzystać technikę i to czego się nauczyłam w trakcie tego sezonu.
Rower… rower jest taki wielce ok, bo… daje możliwość podziwiania świata:)))
Pojechałam na Marcinkę, podjazdem szutrowym, łatwo nie było bo moje oponki szutru się nie trzymają, ale dałam radę. Czyli 3 km podjazdu, a potem wjazd w czerwony pieszy szlak. Lubię go , chociaż rzadko tam bywam, ale fajny teren, fajny wąwóz, niestety obecnie częściowo nieprzejezdny ( można jednak objechać górą), z uwagi na .. zarośnięcie krzaczorami i takimi tam innymi…
Jakie cudne miejsce… jakie lasy ze zróżnicowanym poziomem, jakieś wąwozy, jary. Cud.
I trawa zielona jak wiosną.
Zjechałam do Poręby Radlnej i potem Świebodzin, Woźniczna.. górki, pagórki, widoki… Potem kawałek podjazdu na Lubinkę i skręt na dół do Szczepanowic. Tam skręciłam w niebieski szlak rowerowy nad Dunajec, trochę ryzykując, bo nie wiedziałam czy przejezdny.
Jestem chyba człowiekiem słabej wiary, bo pamiętam jak po powodzi zniszczony był i ja wtedy napisałam: chyba już nie uda się odtworzyć tego szlaku.
A szlak drodzy bikerzy z okolic niemalże całkowicie przejezdny. Jest jeszcze tylko jeden fragment gdzie trzeba rower przenieść.
Śmieszne.. jechałam tam i akurat szli jacyś spacerowicze. Ledwie tam przeszli , a jak dojeżdzałam to jeden z nich powiedział: no rowerem to tu nie bardzo….
Pomyślałam: proszę pana… i ja i mój rower nie takie rzeczy widzieliśmy.
I myknęłam przez ten rów z rowerem na ramieniu chyba szybciej niż oni bez roweru:)
Bo to właśnie jest maratonowe doświadczenie u Grzegorza G.
Dunajec miał dzisiaj tak nieprawdopodobną barwę, ze musiałam się zatrzymać i zrobić zdjęcie, bo to było coś nieziemskiego.
Wróciłam do domu tak pozytywnie naładowana:)
Poszłam głosować, bo uważam, ze to nasz obowiązek, że nie po to ktos kiedyś ryzykował zyciem o wolną Polskę i prawo do demokratycznych wyborów, żebyśmy to mieli gdzieś.
Pomimo tego, że dzieje się jak się dzieje w naszej polityce i że wszyscy mamy już chyba tego troche dosyć. Tych sporów, waśni...
Ja pewnie jestem idealistką, ale wciąż wierzę, ze wśród tych kandydatów są i tacy, którym zależy na naszej małej ojczyźnie, ze mają jakąś misję.
Może dlatego wierzę, bo sama mam poczucie misji i staram się moją pracę w urzędzie wykonywać tak , żeby ludzie wychodzący z urzędu mieli poczucie , że się ich traktuje dobrze i poważnie.
Wracając „ z wyborów” zobaczyłam cudny księżyc. Księżyc w pełni.
A potem zobaczyłam go z okna w kuchni i zrobiłam fotkę.
Przed chwilą dzwoniła Andżelika i umówiłysmy się na piątek na ściankę.
Całkiem dużo muśnięć jak na jeden dzień prawda?
Ktoś kto oznaczył szlak nad Dunajcem kolorem niebieskim musiał to robić w taki dzień jak dzisiaj, w taki kiedy woda ma barwę lazurową.
Był piekny... naprawdę nieziemsko piękny


Dunajec nasz najpięknieszy z niebieskiego szlaku rowerowego widoczny © lemuriza1972


Był dzisiaj taki nieprawdopodobnie błękitny... cud natury.. Dunajec © lemuriza1972


Wyremontowany dworzec tarnowski.. jest naprawdę piękny © lemuriza1972


Pełnia księżyca z okna mojej kuchni © lemuriza1972
  • DST 40.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 20.51km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl