lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Wtorek, 6 lipca 2010

Wtorek

Taka sobie jazda z zaskoczenia. Nie miałam dzisiaj w planie nic, bo zanosiło sie na deszcz i to duzy, ale ponieważ do 18.00 sie nie rozpadało to wyjechalismy.
w drodze złapał nas lekki deszcz.
Jazda po płaskim i asfalcie. Bogumiłowice- Mikołajowice - Wojnicz i z powrotem do domu.
Przyjemna, płaska petla.
Trochę przeszkadzał wiatr, ale momentami było szybko
  • DST 30.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 26.47km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Poniedziałek, 5 lipca 2010

Maraton z blatu czyli Murowana

Maraton nr 25

Suzuki Powerade Marathon Murowana Goslina 4 lipca 2010

Dlaczego zdecydowałam się jechac na ten będący ( koledzy z Poznania – przepraszam) zaprzeczeniem mtb maraton?
Bo chciałam zobaczyć jak to jest ścigać się po płaskim, bo chcialam zobaczyć na co mnie stać na takiej trasie, jak szybko uda się pojechać.
Tuz przed maratonem doszedł jeszcze jeden powód: chciałam oderwać się od złych myśli.. które niestety krązyły.
Tydzien poprzedzający maraton był dla mnie bardzo trudny. Mało jadłam, mało spałam, problemy, duze problemy, zero treningu. Rower zszedł całkowicie na drugi plan.
Ale zdcydowałam się pojechać.
Forma psychiczna fatalna: przez całą drogę do Murowanej łzy pod powiekami, forma fizyczna – wielka niewiadoma.
Nocleg w gospodarstwie agroturystycznym Pana Czesia ( co za porażka, ile brudu !) tylko mnie pogrązył. Marzyłam już o tym żeby wrócić do domu.
Rano rozmawiam z Andżeliką. Płaczę rozmawiając, a ona mówi: Iza, nie jedź, jesteś zdekoncentrowana. Jeszcze cos się stanie..
Mówię : nie ma gdzie, jest płasko.
Jadę na start, ale żadnej chęci jazdy, żadnej motywacji, rezygnacja już na starcie.
Słońce pali niemiłosiernie, jest upał.
Mam pozyczone od Mirka kółka ( szersze , bezdętkowe Pythony), wiec w ogole nie wiem jak mi się będzie jechać. Nie było czasu ich wypróbować.
Na szczęscie mam sektor III, wiec nie musze się spieszyć na start i z tego wszystkiego o mało się nie spóźniam. Wchodze tuż przed zamknięciem sektorów.
Stoję z Monią i Mateuszem.
Start odbywa się niespodziewanie. Nie ma muzyki jak to zwykle u GG, nie słychac odliczania. Ruszamy wiec nieprzygotowani.
Krótki asfaltowy odcinek, gdzie można mknąć, a potem zaczyna się wielka piaskownica.
Na forum GG ktoś napisał: największa kuweta Wielkopolski.
I to jest bardzo trafne spostrzeżenie.
Pierwszy bardzo piaszczysty odcinek, trzeba pedałowac mocno żeby przez ten niewyobrażalny dla mnie piach w ogóle się przedostać. Niestety ktoś przede mną nie daje rady, muszę się zatrzymać… w takim piachu nie ma szans szybko ruszyć.
Więc biorę rower, szybko biegnę i wchodzę w las ( lewą stroną) tam da się jechać.
Strasznie goraco, strasznie płasko, strasznie szybko.
Myslę sobie: jak ja to wytrzymam? Jak wytrzymam w tym piachu i upale takie tempo.
Wjeżdzamy w las i wznoszą się tumany kurzu. Piach dostaje się wszędzie.. najwiecej mam go w oczach. Co za koszmar! Nie ma czym oddychać.
Ale staram się jechać na tyle szybko, na ile mogę.
Trasa cały czas płaska.. i cały czas pełna tego cholernego piachu.
Jak widzę za kolejnym zakrętem tony piachu robi mi się naprawdę niedobrze.
Ale nie jest tak źle ze mną – jakoś daje radę w tym piachu.owszem kilka razy muszę się zatrzymać bo jest źle, ale generalnie nie spodziewałabym się po sobie, ze tak w piachu sobie poradzę.
Niestety zaraz na początku jazdy tak ok. 5 km zupełnie mi się jej odechciewa.
Diabeł kusi.. zawróć.. póki jest jeszcze blisko do Murowanej… przecież nie dasz rady w tym upale , piachu i kurzu…nie jesteś w formie, nie jadłaś… cały tydzien prawie, zabraknie ci sił.
Ale zaraz też są inne mysli: taki kawał Polski przejechałaś żeby się tak poddać????
Więc mówię Diabłowi zdecydowane „Nie” i jadę dalej.
Im dalej tym cięzej. Piach wydaje się nie konczyć, słonce grzeje coraz mocniej. Piasek dostaje mi się do butów… palce u nóg bolą…Chce się pić, a własciwie nie ma kiedy wyciągnąc bidonu.
Prędkosci może nie dla mnie rekordowe, po Lesie Radłowskim potrafię jeździć znaczenie szybciej, ale to nie jest Las Radłowski z ubitymi drogami to jest jakaś pieprzona pustynia.
W któryms momencie dojeżdza do mnie jakaś dziewczyna. Patrzy niepokojąco na mój numer i mówi: jesteś z trójki?
Kiwam głową ale chyba nie słyszy.
Pyta: jesteś z kat. K3?
Mowię: tak…
Ona: a to jedź sobie….
No dobre sobie myślę… niezłe podjeście do rywalizacji.. jak już z innej kategorii to można odpuścić.
Dociskam mocniej i mijam ją. W konsewkencji jednak minie mnie potem gdzieś w momencie kiedy zakopuje się w piachu. Ona radzi sobie lepiej.
Co jeszcze pamietam z tego maratonu?
Jakąś dziewczynę która mówi mi, ze dobrze jadę.
Patrzę na nią zdziwiona bo ja wiem ŻE JADE ŹLE, ze stać mnie na zdecydowanie wiecej, ze po prostu odpusciłam psychicznie bo przytloczyło mnie zycie niestety i nie potrafiłam przed startem problemów wyrzucić z głowy.
Wiem ze jade na 60 , może 70 % mozliwości. Na mecie patrząc na czas wiem ze powinien być o jakies 15 min lepszy….
Wiem, ze przegrałam ten maraton w głowie. Nogi dałyby radę, ale głowa powiedziała im: nie.
Wiem, ze były momenty, kiedy po prostu mi się nie chciało..zwyczajnie nie chciało mocniej cisnąć.
Co jeszcze zapamietam?
Jakiegos chłopaka , który mijąc mnie powiedział: warto było gonić żeby zobaczyć takie zgrabne nogi…
Usmiechnęlam się, bo pomyslalam : chłopcze , mam krzywe nogi, zbyt duże łydki, a moje nogi są w siniakach i bliznach.
Zapamietam Arka Susia z Bydgoszczy, który dublował mnie jadąc giga i powiedział, ze Iza idzie jak szatan przez piach ( a ja ledwie pedałowałam, bo to była już koncówka).i krzyknełam do niego coś na temat tego piachu ( bardzo brzydko).
No i zapamietam Górę Dziewiczą jedyny fragment tego maratonu, który warto pamietać.
Techniczne rundki xc, kilka podjazdów i ciekawe zjazdy, gdzie można było zweryfikować swoje umiejetnosci zjazdowe ( udało mi się zjechać w tym piachu i to był jedyny moment kiedy byłam na trasie z siebie zadowolona).
Dojechałam do mety, jakoś dojechałam, chociaż kiedy mój licznik pokazał 68 km ( tyle miała liczyć trasa) a na dzrzewie ujrzałam napis: 5 km do mety , to przeklinałam GG.
Na mecie spotkałam Monię. Patrzę a ona ma całą twarz czarną. Pytam czy gdzieś wyglebiła, ale ona mówi: popatrz wszyscy tak wyglądamy.
Rzeczywiście wszyscy mają czarne twarze, czarne ręce, czarne nogi.
Zupełnie jakbyśmy pracowali w kopalni.
Jeszcze jedno: licznik pokazał mi 75 km, było chyba ok. 73, a ja zjadłam tylko 2 żele. Po prostu przez to tempo ( które u mnie wyraźnie siadło pod koniec) nie było kiedy jeść.
Pić musiałam chociaż też było trudno, ale w takim upale niepicie to byłaby śmierć.
Do gospodarstwa Pana Czesia ( 4 km od Murowanej) wracalismy w tempie 10 km /h.
Jak po drodze gdzieś na poboczu widzielismy piach zaraz rozlegało się głośne:
Błeeeee… piach.
Dlugo nie mogłam się go pozbyć z oczu. Pomogły dopiero krople.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Konkurencja była mała na tym wyścigu i udało mi się zając 6 m, a tym samym wskoczyłam na 6 m w generalce i utrzymałam sektor na Gluszycę.
Ale.. jest to „ale” bo wiem ze miejsce powinno być co najmniej 4. Myślę ze spokojnie było mnie na nie stać.
Koledzy z Poznania składam Wam szczere wyrazy wspołczucia naprawdę i błogosławię Tarnów:), to ze nie mam tu piachu i mam spore pagóry i jest gdzie jeździć.
Mam nadzieję ze się nie obrazicie, ale do Murowanej chyba już nigdy nie wrócę.
Ten piach mnie psychicznie pokonał, nie czuję radości z jazdy w takich warunkach.
  • DST 73.00km
  • Teren 68.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 20.76km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)
Poniedziałek, 5 lipca 2010

rozjazd

dałam sie namówić na lajtową jazdkę.
w sumie... chyba wczoraj rzeczywiście marnie pojechałam bo nie czuję zmeczenia takiego jak zwykle , zadnego bólu nóg itp.
Lajtowa, krótka jazda z przerwą nad Dunajcem.
Jak dobrze było zobaczyć kałuże i trochę błota:)
  • DST 27.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 21.04km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Poniedziałek, 5 lipca 2010

Piach...

"Nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielbłądy nie chcą dalej iść
Czołgać się już dłużej nie mam siły, o, jak bardzo, bardzo chce się pić
Nasza karawana w piach się wciska, tonie w niej jak stutonowa łódź
I tylko piach, piach.. suchy piach"
i własciwie to wystarczyłoby za komentarz do opisu maratonu w Murowanej Goślinie.

Bo w zasadzie tyle z niego pamietam... wszechorgarniajacy piach, który wciskał sie dosłownie wszędzie, a najbardziej w oczy ( długo jeszcze po maratonie za pomoca kropli do oczu musiałam się go pozbywać).
Piach przez który w wiekszości przypadków, ku mojemu zdziwieniu udawało mi się jednak przedostawać.
No i słonce, bo był ogromny upał.
75 km piachu, kurzu, słonca.
I jedyna ciekawa sekwencja, rundki xc po Dziewiczej Górze, gdzie mozna było zobaczyć czy potrafi sie podjeżdzac i zjeżdzac w piachu czy też nie.
Udawało mi sie i to jedyny powód do zadowolenia z tej jazdy jak dla mnie.
Poza tym odpuściłam sobie ten maraton psychicznie zanim stanęłam na starcie.
Takie były okoliczności, ze rozważałam nawet niewystartowanie tuż przed samym startem, ze rozważałam zejście z trasy po przejechaniu pierwszych 5 km, ze pojechałam moze na 60% swoich mozliwości. Ze mój czas powinien być co najmniej 15 min lepszy, ale zbyt często na trasie po prostu niestety odpuszczałam...
Zwyczajnie nie chciało mi się.. niestety.
Ale miałeś rację Maks - maraton pomógł.
jechałam do Murowanej w katastrofalnej formie psychicznej, a wracam w dużo lepszej.
Pomimo jazdy kiepskiej, wysiłek spowodował ze mózg poprodukował sobie :) trochę hormonów szcześcia.
Poza tym podreperowałam sobie zdobycze punktowe, dzieki dosc słabej konkurencji byłam 6 ( wiec była dekoracja pewnie pierwsza i ostatnia w tym sezonie), wskoczyłam na 6 miejsce w generalce, co dla mnie jest sukcesem i gdyby to miejsce udało sie utrzymać byłoby pięknie.
Wracając ( jaka długa i mecząca podróz 8 h jazdy!!!) usłyszałam w radiu jak Anita Lipnicka śpiewa:
"Moje oczy są wciąż zielone,
w moim oknie wciąż kwitnie nadzieja"
I tego sie będe trzymać.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Sobota, 3 lipca 2010

No to jadę...

Gdzieś pod Poznań, na zupełnie dziwny maraton.. płaski podobno.
Nie mam wcale ochoty, ani siły ani chęci...
Bez serc, bez ducha... tak jadę.
Ale muszę bo inaczej ten weekend byłby koszmarnie trudny.
Wyniku dobrego pewnie nie bedzie, ale naprawdę najmniej mi na tym zależy.
Liczę tylko na to, ze rower po raz kolejny pomoże mi pozbierać sie w zyciu.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Czwartek, 1 lipca 2010

w poszukiwaniu spokoju

wyjechałam dzisiaj na siłę.. tylko po to zeby nie siedzieć w domu, zeby chociaż na chwilę zapomnieć, odgonić czarne myśli ale nie udało się. Nie tym razem.
Kiepsko widzę ten start w Murowanej i własciwie to wcale bym nie jechała, ale siedzenie w domu i myślenie.. wiem na niewiele się zda.
wiec pojadę, a wynik.. to bedzie najmniej ważne w tym momencie.
  • DST 22.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 25.88km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
Wtorek, 29 czerwca 2010

Nad rzekę

miał być dzisiaj trening, ale... cóż znowu problemy, ktore mnie przerastają chwilowo i jakos.. czarno.
Wiec namówiona przez Andżelikę wzięlam wieczorem rower i pojechalismy nad Dunajec.
Tak po prostu dla poratowania psychiki.. popatrzeć na wodę, na przyrodę.
Kiepsko widzę swój start w Murowanej przez to wszystko co sie dzieje.. ale mam nadzieję ze mimo wszystko uda mi sie wystartować i jakoś pojechać.
Bardzo bym chciała..
Jakoś to już tak jest w tym sezonie, że przed kazdym startem coś sie dzieje, ale..
ja sie nie poddam ani na wyścigu ani w zyciu.
Mam nadzieję , że i tym razem jakoś sobie poradzę.
jestem zahartowana.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Poniedziałek, 28 czerwca 2010

Strzyzów relacja

Maraton nr 24
Cyklokarapty
Strzyżów 27 czerwca 2010
Dystans : giga
75 km
1800 przewyższenia
czas jazdy:5 h 25 min
miejsce open 41/42
kobiety: 3

Od jakiegoś czasu poczułam, że brakuje mi jakiegoś nowego wyzwania.
Ze w Poweradzie przejechalam już tyle trudnych maratonów mega , naprawdę trudnych w górach, że… każdy kolejny sprawiał jakby mnie radości..
Brakowało mi coraz bardziej tego poczucia .. spełnienia.
Czulam, ze wkradła się jakas rutyna.
Akurat był wolny termin, wiec postanowiłam się wybrać na Cyklokarpaty.
Zaczęła kiełkować myśl o dystansie giga już w czasie powrotu z Miedzygórza.
Namawiał mnie Mirek, namawiała Krysia. Twierdzili , że to mnie zmotywuje, podbuduje psychicznie.
Ale się bałam, że mogę nie dać rady. Popatrzyłam na czasy z ub roku i stwierdziłam, że łatwo mi nie będzie.
Cały tydzien psychicznie nastawiałam się na to giga.
Przed startem dowiedziałam się od Piotrka Bricha, że jest limit czasu – 3 h 20 min mam być na rozjeździe na giga.
Zmartwiłam się bo to oznaczało, że nie mogę jechać od startu spokojnie. Ze nie mogę się oszczędzać, musze iśc na maksa, żeby zdążyć.
Spotkałam Piotrka Rodingera, powiedział: w ub roku tutaj dziekowałem Bogu ze nie wybrałem giga. Wiesz na co się porywasz?
Powiedział to Piotrek - dobry kolarz w końcu.
Zasiał niepokój, ale mimo wszystko postanowiłam spróbować.
Na stracie spotykam Justynę Frączek – zaszczyt jechać w takim towarzystwie. Chwilę rozmawiamy.
I pierwsza wtopa.. nie sprawdziłam licznika i tuż przed startem okazało się – nie działa.
Jak bez licznika dotrzec na ten rozjazd?
Szybka pomoc Tomka.. pomógł, ale na starcie bylam na szarym końcu. Okazało się, że będzie to miało wpływ w jakim miejscu stawki jadę i będzie stwarzać problemy.
Jakie? Ludzie tarasujący ścięzki, zjeżdzający bardzo asekuracyjnie. Wtedy kiedy się spieszyłam nie było jak wyprzedzać.
Na początku startu jazda przez tunel. Nieporozumienie.
Zero światła… nie widzę przed kim jade, po czym jadę, boję się ze najadę na tego tuż przede mną. Widać było tylko niewyraźne odblaski z kasków poprzedników.
A potem pierwsze podjazdy. Nawet nieźle.
Po jakis 15 min orientuje się ze nie wykasowałam czasu jazdy z licznika i nie wiem ile tak naprawde jadę.
Zaowocuje to potem tym, że co rusz pytam ludzi jaki mają czas na liczniku albo „gmyram” przy swoim patrząc która jest godzina.
Uświadamiam sobie ze wyjechalismy jakieś 10 min później, wiec czas mi się skróci o te cenne 10 min.
Gnam ile sił w nogach z niepokojem obserwując licznik – ile przejechałam, ile czasu mi zostało. Rozjazd ma być na 45 km.
Trasa interwałowa, w lesie sporo błota, zjazdy sliskie, ale nawet mi leżą, w koncu zaprawiłam się na Poweradzie.
W ktoryms momencie na podjeździe dojeżdza do mnie Monika Brożek i długo jedziemy razem. Raz ona przede mną, raz ja za nią.
Na zjazdach często nie mamy jak wyprzedzać – przed nami maruderzy.. jakos bojący się tych zjazdów.
Na podjazdach też troche maruderów. Gdzieś w głębokim lesie podjazd , panowie przed nami jadą wolno, gryzą muchy, komary.
Jadę za Monią i mówię: Monia pospiesz panów.
Monia mowi: Panowie szybciej, muchy nas zjedzą.
Słyszymy: panowie… róbcie miejsce Włoszczowska z Szafraniec jadą.
Kpina, ironia czy urazona męska duma?
Ładnie mijamy panów bokiem, ładnie to nam technicznie wychodzi i już można jechać dalej.
Na tym odcinku sporo błota.
Generalnie duzo odcinków w słoncu, słonce przygrzewa, łatwo nie jest. Czasem jakieś rzeczki do przejechania.
Walczę z czasem. W głowie mam jedno: przejechac giga. Taki jest cel, musze go osiągnąć.
Przyspieszam tam gdzie mogę, asfalty wykorzystuje i staram się jechac jak mogę najszybciej.
Bufet. Mam do rozjazdu jakieś 20 min. Pytam: za ile ten rozjazd?
Jakieś 2 km.. słyszę..
Hm… 2 km, ale te 2 km to długi szutrowy podjazd.
Robię co mogę.
Tuz przed wyjazdem z lasu: spotykam pana, z którym rozmawiałam wczesniej. Wie ze się spiesze. Mówi:
Masz 7 min.
Zdążę nie zdążę. Jade pod górę asfaltem.
Widzę strażaka, pytam: na giga to którędy?
Pokazuje ścieżkę skrecająca w las. Zjeżdzam.
Usmiecham się sama do siebie: zdązyłaś, naprawdę zdązyłaś!
Jaka radość!
I chwila dekoncentracji… z tej radości chyba.
Spadam z roweru na blotnistym zjęździe.
Szybko się podnoszę.. ale.. niestety mostek od kierownicy mocno skrzywiony, kierę mam przekrzywioną tak o 30 %. Dramat. Staję próbuję coś zrobić. Nie idzie. Nic a nic.
Płakać mi się chce.
Czyli będę musiała się poddać. Tak przecież nie da rady jechać.
Mam dwa wyjścia: albo wrócic do góry i tam szukać pomocy albo jechać w dół lasem do jakiejs cywlizacji i prosić o pomoc.
Za mną nikt nie jedzie. Nikt nie pomoze.
Przeciez nie mogę się poddać. Wybieram wariant drugi. Dobrych kilka km zjeżdzam z ta krzywą kierą po tym blocie, trochę podjezdzam, wiadomo w jakim tempie.
W koncu widzę strażaków na zakręcie. Pomagają.
Można jechac dalej.
Ale dalsza jazda to już takie turlanie się…odpuszczam trochę bo wiem ze nikogo przede mną, za mną.
Niepotrzebnie, to bardzo pogorszyło mój czas, chociaz wiadomo ze miejsca nie zmieniło.
Staje nawet, wyciągam żele, jem.
Żele jakieś nie halo, bo boli mnie brzuch, ale powtarzam sobie: przetrwam, musze skonczyć to giga.
Robię drugi raz niełatwą pętlę i kiedy jestem przed bufetem już wiem, ze teraz już jeden długi podjazd, a potem zostanie jakieś 11 km do mety.
Wiec powolutku wspinam się do góry.
Jest w koncu asfalt i po chwili znowu zjazd do lasu, ale przyjemnie,cały czas w dół.
Potem jeszcze jeden stromy podjazd i mam asfalt a na nim napis: do mety już niedaleko.
Uśmiecham się, widze w dole Strzyzów, potem jeszcze przejazd przez ruszającą się kładkę i już do mety, do mety do mety.
Dojeżdzam. Dawno nie czuje takiego poczucia spełnienia, łęzka kręci się w oku.
Czas nierewelacyjny ale jestem zadowolona, że nie spękałam psychicznie, ze nie zjechałam na mega.
Byłam mocno na to giga zmotywowana, nie dopuszczałam do siebie mysli że mogłabym nie przejechać.
Miałam w głowie tylko jedno: przejechać to giga.
Tak naprawdę chociaż to moje 3 giga w zyciu, chyba nie mogę powiedzieć ze przejechałam giga.
Bo to takie bardziej golonkowe mega, tylko z dłuzszym dystansem.
Może kiedys jak przejadę giga u GG będę sobie mogła powiedzieć: zostałam gigasem:)
Może kiedyś..
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)
Niedziela, 27 czerwca 2010

Udało się

plan: giga w Strzyżowie.
Cały tydzien nastawiania się psychicznego i masa wątpliwości dzisiaj, kiedy niektóre osoby pytały mnie: czy wiem na co sie porywam?
No nie wiedziałam ale spróbowałam mimo wszystko.
I udało się.
łatwo nie było bo byl limit czasu do wjazdu na giga i od startu własciwie walczyłam z tym czasem i nie było za bardzo jak sie oszczedzać.
Kiedy wjechałam na rozjazd byłam tak szczesliwa ze zdązyłam, że troche sie zdekoncentrowałam. Głupi błąd na sliskim, błotnym zjeździe i leżę...
niestety kierownica mocno skrzywiona, wiec jakies dobre 6 km zjezdzałam z taką krzywą i podjeżdzałam tez ( dosyć ekstremalne przezycie), zwłaszcza ze akurat w tym lesie sporo błota było.
Pomógł strażak, trochę naprostował i pojechałam dalej, ale juz na totalnym luzie, wiec czas nie zbyt dobry.
Jechało na giga 3 kobiety _ Justyna Frączek, Ewelina Szybiak ( 14 w szosowej czasówce w MP), wiec szans nie miałam żadnych.
generalnie ten dystans to takie golonkowe mega ( tylko łatwiejsze technicznie) , no i z większą ilością km ( 76 miałam na liczniku, przewyższenia 1800).
Reszta jutro:)
jest "jutro": dzisiaj widzę po czasie jak bardzo zleszczyłam po wjeździe na giga i jak słaby czas osiągnęłam.
Do momentu rozjazdu średnia była dobra.Nawet b. dobra. Potem ten upadek , skrzywiona kierownica, jazda w tempie.. hm.. slimaczym.. i już odpuszczenie psychiczne.
Teraz to mi trochę szkoda. Nawet bardzo szkoda.
ale .. jest cel na nastepne giga- poprawić czas.
  • DST 75.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:26
  • VAVG 13.80km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
Piątek, 25 czerwca 2010

Płasko

Po dwóch dniach przerwy znowu na rowerze.
Na dwa dni przed maratonem raczej nie chciałam bardzo sie zyłować, wiec było średnio szybko:)
Krótka trasa Mościce-Biała-Bobrowniki- Łeg T. - Żabno - Radłów- Niwka-Rudka-Gosławice-Ostrów-Moscice.
Jutro "wycieczka" do Kowa i spotkanie z dziewczynami:).
Niedziela - Strzyzów - Cyklokarpaty- plan mam ambitny co z tego wyjdzie.. zobaczymy
  • DST 40.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 26.97km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl