Sobota, 13 września 2014
The end
To już jest koniec.
Koniec maratonowego sezonu 2014r.
Zaliczyłam drugą generalkę w tym sezonie i chociaż wystarczyło do niej tylko 4 maratony, a nie jak w Cyklokaraptach 6, to jest dla mnie dużo bardziej wartościowa, bo po prostu maratony w MTB MArathon były zdecydowanie trudniejsze niż te w CYKLO.
Tylko Stronie Śląskie odbiegło nieco poziomem od tras w Złotym, Karpaczu i Piwnicznej.
13 maratonów w 3 cyklach (bo była jeszcze Wisła w Bike Maratonie).
Niezależnie do wyników w poszczególnych wyścigach (bo one imponujące nie są), to uważam, że przejechanie tych 13 maratonów w mojej obecnej formie i zrobienie dwóch generalek to już jest COŚ.
Jestem szczęśliwa, dawno nie dojeżdżałam do mety taka uradowana, bo dzisiejszy maraton ze sporą ilością błota i prawie 2 tys metrów przewyższenia na 50 km łatwy nie był.
Jechałam 5 godzin. To jest dla mnie naprawde spory wysiłek.
Cieszę się bardzo, że sie udało.
Gratuluję wszystkim, którzy mieli odwagę zmierzyć się z tą trasą, zwłaszcza tym z dystansu giga. Szczególne gratulacje dla Pani Krystyny.
Na dystansie mega (w kategorii w której zostałam skalsyfikowana czyli w K3) maraton ukończyło tylko 9 kobiet. Byłam wśród tych, które ukończyły przedostania, ale to naprawdę nie ma w tej chwili dla mnie znaczenia.
Jestem szczęśliwa, już trochę poświętowaliśmy z Krysią i Adamem, a jutro część dalsza świętowania.
I jeszcze taka mała refleksja.
Najlpeszą moją inwestycją tego sezonu był zakup FOXA. Dziękuję Tomkowi za pomoc wyborze, zakupie, zamontowaniu.
Jedziło mi się na zjazdach dużo pewniej, FOX dawał radę tam, gdzie Reba nie poradziłaby sobie.
Nie zaliczałam upadków (co w ub sezonach zdarzało się dość często).
Opłaciło się wydać sporo pieniędzy, żeby lepiej zjeżdżać i mieć z tego więcej radości.
Podjazdy to inna bajka, bo nie miałam w tym roku siły żeby pokonywać je tak jak kiedyś.
Ale pomimo tego jestem BARDZO ZADOWOLONA.
NAJWIĘKSZĄ WARTOŚCIĄ TEGO SEZONU JEST JEDNAK DLA MNIE BYCIE CZŁONKIEM GOMOLA TRANS AIRCO.
DZIĘKUJĘ WAM BARDZO KOLEŻANKI I KOLEDZY, ŻE DALIŚCIE MI SZANSĘ BYĆ CZĘŚCIĄ TAKIEGO CUDOWNEGO TEAMU!
ALE O TYM JESZCZE BĘDĘ PISAĆ.
W ISTEBNEJ POJAWIĘ SIĘ JUŻ TYLKO W ROLI KIBICA, ALE BĘDĘ TAM, ŻEBY ŚWIĘTOWAĆ ZAKOŃCZENIE SEZONU.
Koniec maratonowego sezonu 2014r.
Zaliczyłam drugą generalkę w tym sezonie i chociaż wystarczyło do niej tylko 4 maratony, a nie jak w Cyklokaraptach 6, to jest dla mnie dużo bardziej wartościowa, bo po prostu maratony w MTB MArathon były zdecydowanie trudniejsze niż te w CYKLO.
Tylko Stronie Śląskie odbiegło nieco poziomem od tras w Złotym, Karpaczu i Piwnicznej.
13 maratonów w 3 cyklach (bo była jeszcze Wisła w Bike Maratonie).
Niezależnie do wyników w poszczególnych wyścigach (bo one imponujące nie są), to uważam, że przejechanie tych 13 maratonów w mojej obecnej formie i zrobienie dwóch generalek to już jest COŚ.
Jestem szczęśliwa, dawno nie dojeżdżałam do mety taka uradowana, bo dzisiejszy maraton ze sporą ilością błota i prawie 2 tys metrów przewyższenia na 50 km łatwy nie był.
Jechałam 5 godzin. To jest dla mnie naprawde spory wysiłek.
Cieszę się bardzo, że sie udało.
Gratuluję wszystkim, którzy mieli odwagę zmierzyć się z tą trasą, zwłaszcza tym z dystansu giga. Szczególne gratulacje dla Pani Krystyny.
Na dystansie mega (w kategorii w której zostałam skalsyfikowana czyli w K3) maraton ukończyło tylko 9 kobiet. Byłam wśród tych, które ukończyły przedostania, ale to naprawdę nie ma w tej chwili dla mnie znaczenia.
Jestem szczęśliwa, już trochę poświętowaliśmy z Krysią i Adamem, a jutro część dalsza świętowania.
I jeszcze taka mała refleksja.
Najlpeszą moją inwestycją tego sezonu był zakup FOXA. Dziękuję Tomkowi za pomoc wyborze, zakupie, zamontowaniu.
Jedziło mi się na zjazdach dużo pewniej, FOX dawał radę tam, gdzie Reba nie poradziłaby sobie.
Nie zaliczałam upadków (co w ub sezonach zdarzało się dość często).
Opłaciło się wydać sporo pieniędzy, żeby lepiej zjeżdżać i mieć z tego więcej radości.
Podjazdy to inna bajka, bo nie miałam w tym roku siły żeby pokonywać je tak jak kiedyś.
Ale pomimo tego jestem BARDZO ZADOWOLONA.
NAJWIĘKSZĄ WARTOŚCIĄ TEGO SEZONU JEST JEDNAK DLA MNIE BYCIE CZŁONKIEM GOMOLA TRANS AIRCO.
DZIĘKUJĘ WAM BARDZO KOLEŻANKI I KOLEDZY, ŻE DALIŚCIE MI SZANSĘ BYĆ CZĘŚCIĄ TAKIEGO CUDOWNEGO TEAMU!
ALE O TYM JESZCZE BĘDĘ PISAĆ.
W ISTEBNEJ POJAWIĘ SIĘ JUŻ TYLKO W ROLI KIBICA, ALE BĘDĘ TAM, ŻEBY ŚWIĘTOWAĆ ZAKOŃCZENIE SEZONU.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 września 2014
LAS
Jutro ma znowu padać, więc dzisiaj była ostatnia szansa pokręcić przed Piwniczną.
Pętla po Lesie Radłowskim. Bez większej historii.
A że w Dukli było fajnie, to jeszcze kilka zdjęć.
Przez góry i lasy © lemuriza1972
Babiniec © lemuriza1972
To już jest koniec © lemuriza1972
Zacna widownia © lemuriza1972
" Wypiła mi całego szampana!!!":) © lemuriza1972
Z Dziewczynami © lemuriza1972
Przez góry i lasy © lemuriza1972
Babiniec © lemuriza1972
To już jest koniec © lemuriza1972
Zacna widownia © lemuriza1972
" Wypiła mi całego szampana!!!":) © lemuriza1972
Z Dziewczynami © lemuriza1972
- DST 35.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:25
- VAVG 24.71km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 września 2014
DUKLA FOTORELACJA
I co ja Wam będę pisać?
Żadne słowa nie oddadzą atmosfery tamtego dnia. Gdybym umiała śpiewać (przynajmniej tak jak Sufa), to bym zaśpiewała: Tak się bawi, tak się bawi GOMOLA!
Raz jeszcze dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za ten cudny dzień w Dukli. A resztę niech dopowiedzą zdjęcia.
Jest moc w drużynie:) © lemuriza1972
Przed startem © lemuriza1972
Prawie wszyscy startujący w DUKLI © lemuriza1972
Zbiorczo © lemuriza1972
Przygotowania © lemuriza1972
Pod teamowym namiotem © lemuriza1972
Chwila rozmowy © lemuriza1972
Przed maratonem © lemuriza1972
Ruszamy © lemuriza1972
Na mecie © lemuriza1972
Zaczynamy zabawę © lemuriza1972
Z Gomolami:) © lemuriza1972
Trochę nas było © lemuriza1972
Wyczekiwanie © lemuriza1972
Mirkowi smakowało:) © lemuriza1972
Czekamy na dekorację © lemuriza1972
KTM zmęczony © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
Miałam najlepsze towarzystwo:) © lemuriza1972
Z dziewczynami na podium © lemuriza1972
I zapadła ciemność © lemuriza1972
Wszyscy wstrzymali oddech - da radę czy nie? © lemuriza1972
Szampańska zabawa by GTA © lemuriza1972
Dekoracja klasyfikacji generalnej © lemuriza1972
Kąpiel w szampanie © lemuriza1972
Po kąpieli w szampanie wygląda się właśnie tak © lemuriza1972
Sufa demonstruje przydatność buffa © lemuriza1972
Można i tak © lemuriza1972
Marcin na podium © lemuriza1972
Żadne słowa nie oddadzą atmosfery tamtego dnia. Gdybym umiała śpiewać (przynajmniej tak jak Sufa), to bym zaśpiewała: Tak się bawi, tak się bawi GOMOLA!
Raz jeszcze dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za ten cudny dzień w Dukli. A resztę niech dopowiedzą zdjęcia.
Jest moc w drużynie:) © lemuriza1972
Przed startem © lemuriza1972
Prawie wszyscy startujący w DUKLI © lemuriza1972
Zbiorczo © lemuriza1972
Przygotowania © lemuriza1972
Pod teamowym namiotem © lemuriza1972
Chwila rozmowy © lemuriza1972
Przed maratonem © lemuriza1972
Ruszamy © lemuriza1972
Na mecie © lemuriza1972
Zaczynamy zabawę © lemuriza1972
Z Gomolami:) © lemuriza1972
Trochę nas było © lemuriza1972
Wyczekiwanie © lemuriza1972
Mirkowi smakowało:) © lemuriza1972
Czekamy na dekorację © lemuriza1972
KTM zmęczony © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
Miałam najlepsze towarzystwo:) © lemuriza1972
Z dziewczynami na podium © lemuriza1972
I zapadła ciemność © lemuriza1972
Wszyscy wstrzymali oddech - da radę czy nie? © lemuriza1972
Szampańska zabawa by GTA © lemuriza1972
Dekoracja klasyfikacji generalnej © lemuriza1972
Kąpiel w szampanie © lemuriza1972
Po kąpieli w szampanie wygląda się właśnie tak © lemuriza1972
Sufa demonstruje przydatność buffa © lemuriza1972
Można i tak © lemuriza1972
Marcin na podium © lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 września 2014
Cyklokarpaty DUKLA -finał
To był wyjątkowy maraton.
Zwykle w Cyklokarpatach jeździmy we czwórkę (Krysia, Andrzej, Marcin i ja). „Gościnnie” w Sanoku był też Sławek Bartnik i w Polańczyku Filip Kuźniak.
Tym razem pojawiła się mocna grupa pod wezwaniem GTA. I chociaż kilka osób miało pecha (awarie: Jacek Gil, Marcin, Sławek Bartnik), to pozwoliło nam to zająć 3 miejsce w klasyfikacji drużynowej podczas tej edycji. Pokazuje to, że mocna z nas grupa (a przecież była nas tylko połowa z tej grupy). Wynik sportowy wynikiem sportowym, ale po raz kolejny przekonałam się, że mam to szczęście i ten honor być członkiem nie tylko najliczniejszej amatorskiej drużyny kolarskiej w Polsce, ale i wspaniale zorganizowanej, sympatycznej, wesołej:), bardzo zgranej. Jednym słowem NAJ.
Zwykle w Cyklokarpatach jeździmy we czwórkę (Krysia, Andrzej, Marcin i ja). „Gościnnie” w Sanoku był też Sławek Bartnik i w Polańczyku Filip Kuźniak.
Tym razem pojawiła się mocna grupa pod wezwaniem GTA. I chociaż kilka osób miało pecha (awarie: Jacek Gil, Marcin, Sławek Bartnik), to pozwoliło nam to zająć 3 miejsce w klasyfikacji drużynowej podczas tej edycji. Pokazuje to, że mocna z nas grupa (a przecież była nas tylko połowa z tej grupy). Wynik sportowy wynikiem sportowym, ale po raz kolejny przekonałam się, że mam to szczęście i ten honor być członkiem nie tylko najliczniejszej amatorskiej drużyny kolarskiej w Polsce, ale i wspaniale zorganizowanej, sympatycznej, wesołej:), bardzo zgranej. Jednym słowem NAJ.
Maraton nr 54 Dukla Cyklokarpaty
Miejsce: kategoria 5/9
Kobiety open 9/15
Czas: 4 h 14 min
Dystans: 59 km
Do tego wyścigu przygotowaliśmy się szczególnie. Chcieliśmy zaakcentować nasz start podczas tej edycji. Krysia upiekła kilka pysznych ciast, które były poczęstunkiem nie tylko dla naszej grupy, ale i dla naszych przyjaciół z Cyklokarpat, ze szczególnym uwzględnieniem organizatorów, fotografów i wszystkich, którzy w jakiś sposób przyczynili się do powodzenia całego cyklu. W tym też celu sobotnie popołudnie spędziłyśmy z Krysią na przygotowywaniu paczek, które wyglądały tak:
Prezenty dla przyjaciół:) © lemuriza1972
No i my z prezentami © lemuriza1972
Specjalną paczkę dostała zaprzyjaźniona drużyna, od której zaczęła się akcja pt STREFA ZRZUTU na Cyklokarapatach. Szkoda, że nie docenili trudu Krysi i nie poczęstowali się tylko paczkę oddali komu innemu (tak słyszałyśmy). Na szczęście KTOŚ INNY skorzystał. Smakowało.
Paczka dla zaprzyjaźnionego teamu © lemuriza1972
Prucek dostał też zdjęcie, które przygotował Marcin,a które zaprezentowałam w poprzednim wpisie.
Z powyższych powodów niektórym to się nie do końca spodobało (chyba, ze to miał być żart) i nazwano nas niezbyt ładnie. Trochę nie rozumiem – cóż złego jest w woli sprawienia innym przyjemności i w ten sposób złożeniu podziękowań za cały sezon?
Ale przejdźmy do rzeczy. Był to ostatni wyścig w Cyklokarpatach w tym roku. Wiedziałam, że będzie mi ciężko, bo ostatni tydzień psychicznie mnie dość wyczerpał, na trenowanie też ostatnio nie było ani siły ani czasu zbyt wiele.
Chciałam jednak powalczyć o jak najlepszą pozycję w generalce. 4 miejsca nie utrzymałam, ale to było raczej przesądzone jeśli Gośka Budzyńska ukończyłaby ten wyścig. Musiałabym z nią znacznie wygrać, a do tej pory udało mi sie to tylko raz i nieznacznie. Zakończyłam na 5 w kategorii i na 8 wśród kobiet open. Na podsumowania przyjdzie czas po sezonie, a on zakończył się dla mnie w Cyklokarpatach, ale nie w MTB Marathonie u GG. Czeka nas jeszcze Piwniczna już w sobotę.
Dukla przywitała nas słoneczną pogodą. Powitania z Gomolami, które przyjechały do nas ze Śląska, z Wisły i z Krakowa. Miło. Wszystkim pięknie dziękujemy, że przyjechali z tak daleka, czym sprawili nam masę radości.
Na rozgrzewkę nie było czasu, bo powitania, roznoszenie podarunków, zdjęcie teamowe zbiorcze.
Była 10.40 kiedy ruszyliśmy z Sufą na mini rozgrzewkę. Jeden podjazd i to wszystko. No i już wiedziałam, że nogi znowu takie niemrawe (jak przed Komańczą) i że będzie ciężko. Postanowiłam jednak za dużo o tym nie myśleć, tylko starać się robić swoje.
Potem powędrowaliśmy do sektora. Miło było widzieć tyle GOMOLI na starcie.
Na starcie dopingują nas Marcin, nasz dyrektor sportowy z żoną Kasią i córkami. Jest też nasz Prezes Darek, który co prawda nie startował, ale przyjechał wesprzeć nas duchowo. Fajnie się startuje jak się słyszy taki doping. Pomimo tego dopisngu szybki start, ogromnie mnie zmęczył. Tysiąc złych myśli, pomimo tego, że Sufa co chwilę pokrzykuje do mnie, że... bez złych myśli Iza, myśl pozytwnie. Jakoś ciężko było o to tego dnia.
Sufa też pokrzykiwał na i do innych. Niestety nie wiedział, że niektórzy to Słowacy i nie bardzo rozumieli jego „Nie mam hamulców” itp. Generalnie umilał mi tę maratonową drogę śpiewając, recytując wiersze, krzycząc „Widziałem orła cień”, wydając z siebie dźwięki, które wydają pojazdy uprzywilejowane, tudzież zagadując moje przeciwniczki.
Jedną nawet straszył konsekwencjami za wyrzucenie skórki od banana. Kiedy powiedziała, że to się przecież rozłoży, podobno jej powiedział, że nieprawda, bo to ma jakiś inny skład, jakieś inne bakterie, bo to produkt nie z Polski i wcale się nie rozłoży. Kazał jej wrócić po skórkę. Nie posłuchała.
Proponował mi też modlitwę wspólną, kiedy na długim asfaltowym podjeździe ujrzeliśmy kapliczkę. Szkoda tylko, że nie bardzo miałam siłę na rozmowy z nim (zresztą cały czas powtarzał: Ty nic nie mów, ty jedź, ja będę gadał).
Kiedy zaczęły się pierwsze błotne fragmenty, już wiadomo było, że łatwo nie będzie. Ot znowu błoto z gatunku gliniastych, wysysające siły i oblepiające opony. Na zjazdach ok , udawało mi się kontrolować rower, cały czas w myślach powtarzałam sobie: nie naciskaj przedniego hamulca. Działało (tylko dwie drobne wywrotki, jedna właściwie nie na zjeździe, a druga po przejechaniu poprzecznej belki, na którą wjechałam trochę źle i owszem przejechałam ją , ale z rozpędu wpadłam w wielką gałąź leżącą na ścieżce i było delikatne lądowanie, bo gałąź przytrzymała rower).
Na tym pierwszym błotnistym fragmencie zobaczyłam Jacka Gila, który wracał do mety. Powiedział, że coś z łożyskami. Za chwilę szła Agnieszka. Myślałam, że coś się stało, ale Agnieszka po prostu się wycofała. Pewnie już jest zmęczona sezonem, sporo wyścigów przejechała. Pomyślałam: no to pięknie… dwie Gomole mniej na trasie.
Przed sobą na podjeździe zobaczyłam Gośkę Budzyńską. Szła, hamulce jej dziwnie piszczały. Mnie udało się akurat tam jechać i wyprzedziłam ją. Zaczął się zjazd i wiedziałam, że to jest moja szansa. Gdzieś po drodze zagubił się Sufa. Agnieszka zapytała mnie: gdzie mi się zgubił Sufa? Powiedziałam, że właśnie nie wiem i martwię się czy aby coś się nie stało. Sufa odnalazł się na bufecie, dojechał, mówiąc, że zerwał łańcuch.
Na tym bufecie był również Romek i dalej jechaliśmy razem. Panowie dopingowali mnie jak mogli, na niewiele to jednak się zdało (chociaż ich towarzystwo było bardzo miłe ), bo tego dnia bardzo ciężko mi się jechało. Dużo podjazdów podchodziłam, bo nie miałam już siły kręcić w tym gliniastym błocie. Za bufetem wyprzedziła mnie Gośka i mocno pojechała do przodu. Asfalt to nie jest to co lubię na maratonach, a było go całkiem sporo. Jeśli mam szansę coś nadrobić, to tylko wtedy jak są jakieś bardziej technicznie zjazdy. A takich było chyba tylko dwa.
Piękne beskidoniskie widoki. Piękna pogoda. Nawet chyba za bardzo upalnie momentami było, ale lepsze to niż deszcz. Niestety złapała mnie kolka, kolejny raz w tym roku. Jechało się więc fatalnie. W którymś momencie Sufa zapytał mnie : jak tam? Powiedziałam, że ok, kolka przeszła. Powiedział więc, że mi pośpiewa. Byli więc „Czterej pancerni”, piosenka o komarze. Powiedziałam, że kolka wraca, Sufa na to: ok… to już nie śpiewam: powiem wiersz.
No i zaczął recytować: Litwo ojczyzno moja, no ale wiek robi swoje i w pamięci Sufy niewiele zostało poza pierwszym wersem:). Asfaltowy bardzo długi podjazd robimy w czwórkę z kolegą ze Strzyżowa. Męczę się tam okrutnie. Gdzieś po drodze stoi Prezes z żoną Mirka Wójcika. Dopingują. Miło.
Do mety coraz bliżej, a ja coraz bardziej zmęczona, a tutaj podjazdy w lesie, wysysające siły. Część musze podchodzić. Wyprzedza mnie kolega ze Strzyżowa, mówiąc: baterie się skończyły? Nawet nie mam siły odpowiadać, uśmiecham się tylko.
Gdzieś tam w lesie wyprzedza mnie Paulina z JMP, ona jedzie, ja idę. Za chwilę słyszę za sobą kobiecy głos. Idzie Danka. Myślę: o nie, no nie mogę dać się wyprzedzić kilka kilometrów przed metą Dance z którą jeszcze nigdy nie przegrałam.
Wsiadam na rower i wyprzedzam Paulinę. Na moje szczęście zaczyna się nie do końca łatwy zjazd. Jadę najszybciej jak mogę, trochę chyba szarżując. Sufa gdzieś tam zostaje, Romek mi odjechał. Wyjeżdżam na łąkę, widzę Romka, na asfalcie dojeżdżam do niego mówiąc: teraz ciśniemy, bo stracę dzisiejsze 5 miejsce.
Jedziemy szybko. Nagle odzyskuje siły, a jednak oddech rywalki na plecach dopinguje. Jadę najmocniej jak mogę. Romek się odwraca, mówi: spokojnie, nikogo za nami nie ma. Skręcamy w prawo i wiem, że już blisko mety, delikatnie asfaltem pod górę, jadę co sił w nogach, przede mną mam kolegę ze Strzyżowa, mówi: no proszę… Wyprzedzam i pędzę do mety.
Jesteśmy na mecie, dziękujemy sobie z Romkiem, za chwilę Sufa (pomagał koleżance, która urwała łańcuch – Paulina z JMP).
Autor trasy z Dukli dziękuje nam za strefy zrzutu, chwali pomysł.
Trasa niestety zdecydowanie mniej mtb niż w ub roku. Ubiegłoroczna była dużo fajniejsza. Mało technicznych kawałków. Właściwie chyba tylko dwa fajniejsze zjazdy, gdzie trzeba było zachować dużą koncentrację. Dużo przejazdów przez potoki, które do końca bezpieczne nie były (śliskie płyty). Ale mnie one nie przeszkadzały, udało się pokonać je bezpiecznie.
No i już po maratonie, a potem zaczyna się fiesta, która trwa długo. To w końcu zakończenie sezonu, jest więc dekoracja klasyfikacji generalnej. Bardzo miło jest świętować w takim teamowym towarzystwie, nawet „kąpiel” w szampanie pozostanie na długo w naszej pamięci. Mnie się „dostało” na podium, oberwałam solidnie (taka niespodzianka od drużyny).
Specjalnie gratulacje należą się Pani Krystynie. Jako jedyna kobieta, w tym cyklu decydowała się na przejeżdżanie wyścigów na dystansie giga. Moja drużyna jest z niej dumna, ale myślę, że powinni być dumni wszyscy kolarze z Tarnowa i okolic. W każdym bądź razie ja jestem bardzo dumna i bardzo doceniam jej wysiłek.
Z tego świętowania będzie osobna galeria, ale to w terminie późniejszym. Na pewno ją zaprezentuję.
Przygotowania © lemuriza1972
Z powyższych powodów niektórym to się nie do końca spodobało (chyba, ze to miał być żart) i nazwano nas niezbyt ładnie. Trochę nie rozumiem – cóż złego jest w woli sprawienia innym przyjemności i w ten sposób złożeniu podziękowań za cały sezon?
Ale przejdźmy do rzeczy. Był to ostatni wyścig w Cyklokarpatach w tym roku. Wiedziałam, że będzie mi ciężko, bo ostatni tydzień psychicznie mnie dość wyczerpał, na trenowanie też ostatnio nie było ani siły ani czasu zbyt wiele.
Chciałam jednak powalczyć o jak najlepszą pozycję w generalce. 4 miejsca nie utrzymałam, ale to było raczej przesądzone jeśli Gośka Budzyńska ukończyłaby ten wyścig. Musiałabym z nią znacznie wygrać, a do tej pory udało mi sie to tylko raz i nieznacznie. Zakończyłam na 5 w kategorii i na 8 wśród kobiet open. Na podsumowania przyjdzie czas po sezonie, a on zakończył się dla mnie w Cyklokarpatach, ale nie w MTB Marathonie u GG. Czeka nas jeszcze Piwniczna już w sobotę.
Dukla przywitała nas słoneczną pogodą. Powitania z Gomolami, które przyjechały do nas ze Śląska, z Wisły i z Krakowa. Miło. Wszystkim pięknie dziękujemy, że przyjechali z tak daleka, czym sprawili nam masę radości.
Na rozgrzewkę nie było czasu, bo powitania, roznoszenie podarunków, zdjęcie teamowe zbiorcze.
Była 10.40 kiedy ruszyliśmy z Sufą na mini rozgrzewkę. Jeden podjazd i to wszystko. No i już wiedziałam, że nogi znowu takie niemrawe (jak przed Komańczą) i że będzie ciężko. Postanowiłam jednak za dużo o tym nie myśleć, tylko starać się robić swoje.
Potem powędrowaliśmy do sektora. Miło było widzieć tyle GOMOLI na starcie.
Na starcie dopingują nas Marcin, nasz dyrektor sportowy z żoną Kasią i córkami. Jest też nasz Prezes Darek, który co prawda nie startował, ale przyjechał wesprzeć nas duchowo. Fajnie się startuje jak się słyszy taki doping. Pomimo tego dopisngu szybki start, ogromnie mnie zmęczył. Tysiąc złych myśli, pomimo tego, że Sufa co chwilę pokrzykuje do mnie, że... bez złych myśli Iza, myśl pozytwnie. Jakoś ciężko było o to tego dnia.
Sufa też pokrzykiwał na i do innych. Niestety nie wiedział, że niektórzy to Słowacy i nie bardzo rozumieli jego „Nie mam hamulców” itp. Generalnie umilał mi tę maratonową drogę śpiewając, recytując wiersze, krzycząc „Widziałem orła cień”, wydając z siebie dźwięki, które wydają pojazdy uprzywilejowane, tudzież zagadując moje przeciwniczki.
Jedną nawet straszył konsekwencjami za wyrzucenie skórki od banana. Kiedy powiedziała, że to się przecież rozłoży, podobno jej powiedział, że nieprawda, bo to ma jakiś inny skład, jakieś inne bakterie, bo to produkt nie z Polski i wcale się nie rozłoży. Kazał jej wrócić po skórkę. Nie posłuchała.
Proponował mi też modlitwę wspólną, kiedy na długim asfaltowym podjeździe ujrzeliśmy kapliczkę. Szkoda tylko, że nie bardzo miałam siłę na rozmowy z nim (zresztą cały czas powtarzał: Ty nic nie mów, ty jedź, ja będę gadał).
Kiedy zaczęły się pierwsze błotne fragmenty, już wiadomo było, że łatwo nie będzie. Ot znowu błoto z gatunku gliniastych, wysysające siły i oblepiające opony. Na zjazdach ok , udawało mi się kontrolować rower, cały czas w myślach powtarzałam sobie: nie naciskaj przedniego hamulca. Działało (tylko dwie drobne wywrotki, jedna właściwie nie na zjeździe, a druga po przejechaniu poprzecznej belki, na którą wjechałam trochę źle i owszem przejechałam ją , ale z rozpędu wpadłam w wielką gałąź leżącą na ścieżce i było delikatne lądowanie, bo gałąź przytrzymała rower).
Na tym pierwszym błotnistym fragmencie zobaczyłam Jacka Gila, który wracał do mety. Powiedział, że coś z łożyskami. Za chwilę szła Agnieszka. Myślałam, że coś się stało, ale Agnieszka po prostu się wycofała. Pewnie już jest zmęczona sezonem, sporo wyścigów przejechała. Pomyślałam: no to pięknie… dwie Gomole mniej na trasie.
Przed sobą na podjeździe zobaczyłam Gośkę Budzyńską. Szła, hamulce jej dziwnie piszczały. Mnie udało się akurat tam jechać i wyprzedziłam ją. Zaczął się zjazd i wiedziałam, że to jest moja szansa. Gdzieś po drodze zagubił się Sufa. Agnieszka zapytała mnie: gdzie mi się zgubił Sufa? Powiedziałam, że właśnie nie wiem i martwię się czy aby coś się nie stało. Sufa odnalazł się na bufecie, dojechał, mówiąc, że zerwał łańcuch.
Na tym bufecie był również Romek i dalej jechaliśmy razem. Panowie dopingowali mnie jak mogli, na niewiele to jednak się zdało (chociaż ich towarzystwo było bardzo miłe ), bo tego dnia bardzo ciężko mi się jechało. Dużo podjazdów podchodziłam, bo nie miałam już siły kręcić w tym gliniastym błocie. Za bufetem wyprzedziła mnie Gośka i mocno pojechała do przodu. Asfalt to nie jest to co lubię na maratonach, a było go całkiem sporo. Jeśli mam szansę coś nadrobić, to tylko wtedy jak są jakieś bardziej technicznie zjazdy. A takich było chyba tylko dwa.
Piękne beskidoniskie widoki. Piękna pogoda. Nawet chyba za bardzo upalnie momentami było, ale lepsze to niż deszcz. Niestety złapała mnie kolka, kolejny raz w tym roku. Jechało się więc fatalnie. W którymś momencie Sufa zapytał mnie : jak tam? Powiedziałam, że ok, kolka przeszła. Powiedział więc, że mi pośpiewa. Byli więc „Czterej pancerni”, piosenka o komarze. Powiedziałam, że kolka wraca, Sufa na to: ok… to już nie śpiewam: powiem wiersz.
No i zaczął recytować: Litwo ojczyzno moja, no ale wiek robi swoje i w pamięci Sufy niewiele zostało poza pierwszym wersem:). Asfaltowy bardzo długi podjazd robimy w czwórkę z kolegą ze Strzyżowa. Męczę się tam okrutnie. Gdzieś po drodze stoi Prezes z żoną Mirka Wójcika. Dopingują. Miło.
Do mety coraz bliżej, a ja coraz bardziej zmęczona, a tutaj podjazdy w lesie, wysysające siły. Część musze podchodzić. Wyprzedza mnie kolega ze Strzyżowa, mówiąc: baterie się skończyły? Nawet nie mam siły odpowiadać, uśmiecham się tylko.
Gdzieś tam w lesie wyprzedza mnie Paulina z JMP, ona jedzie, ja idę. Za chwilę słyszę za sobą kobiecy głos. Idzie Danka. Myślę: o nie, no nie mogę dać się wyprzedzić kilka kilometrów przed metą Dance z którą jeszcze nigdy nie przegrałam.
Wsiadam na rower i wyprzedzam Paulinę. Na moje szczęście zaczyna się nie do końca łatwy zjazd. Jadę najszybciej jak mogę, trochę chyba szarżując. Sufa gdzieś tam zostaje, Romek mi odjechał. Wyjeżdżam na łąkę, widzę Romka, na asfalcie dojeżdżam do niego mówiąc: teraz ciśniemy, bo stracę dzisiejsze 5 miejsce.
Jedziemy szybko. Nagle odzyskuje siły, a jednak oddech rywalki na plecach dopinguje. Jadę najmocniej jak mogę. Romek się odwraca, mówi: spokojnie, nikogo za nami nie ma. Skręcamy w prawo i wiem, że już blisko mety, delikatnie asfaltem pod górę, jadę co sił w nogach, przede mną mam kolegę ze Strzyżowa, mówi: no proszę… Wyprzedzam i pędzę do mety.
Jesteśmy na mecie, dziękujemy sobie z Romkiem, za chwilę Sufa (pomagał koleżance, która urwała łańcuch – Paulina z JMP).
Autor trasy z Dukli dziękuje nam za strefy zrzutu, chwali pomysł.
Trasa niestety zdecydowanie mniej mtb niż w ub roku. Ubiegłoroczna była dużo fajniejsza. Mało technicznych kawałków. Właściwie chyba tylko dwa fajniejsze zjazdy, gdzie trzeba było zachować dużą koncentrację. Dużo przejazdów przez potoki, które do końca bezpieczne nie były (śliskie płyty). Ale mnie one nie przeszkadzały, udało się pokonać je bezpiecznie.
No i już po maratonie, a potem zaczyna się fiesta, która trwa długo. To w końcu zakończenie sezonu, jest więc dekoracja klasyfikacji generalnej. Bardzo miło jest świętować w takim teamowym towarzystwie, nawet „kąpiel” w szampanie pozostanie na długo w naszej pamięci. Mnie się „dostało” na podium, oberwałam solidnie (taka niespodzianka od drużyny).
Specjalnie gratulacje należą się Pani Krystynie. Jako jedyna kobieta, w tym cyklu decydowała się na przejeżdżanie wyścigów na dystansie giga. Moja drużyna jest z niej dumna, ale myślę, że powinni być dumni wszyscy kolarze z Tarnowa i okolic. W każdym bądź razie ja jestem bardzo dumna i bardzo doceniam jej wysiłek.
Z tego świętowania będzie osobna galeria, ale to w terminie późniejszym. Na pewno ją zaprezentuję.
Przed maratonem pod teamowym namiotem © lemuriza1972
Patrycja i Dominika © lemuriza1972
Gdzieś tam na zjeździe © lemuriza1972
Rosną następcy © lemuriza1972
Pan Sufa © lemuriza1972
Na trasie © lemuriza1972
W obiektywie Basi © lemuriza1972
Jedziemy © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
Dekoracja © lemuriza1972
- DST 59.00km
- Teren 40.00km
- Czas 04:14
- VAVG 13.94km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 września 2014
To już jest koniec
I już po.
Cyklokarpaty na ten rok zakończone. Niestety to był mój najsłabszy tegoroczny występ na Cyklo, pomimo tego, że starałam się nie poddawać. Jechało się jednak ciężko. Miejsce w generalce 5. Realnie patrząc w obecnej formie, a raczej przy jej braku, na więcej mnie nie było stać. Cieszę się jednak, że "objechałam" w tym cyklu 8 wyścigów.
Dzisiaj za to piękny wynik drużynowy – miejsce 3. Fajne gomolowe spotkanie. Było nas dużo.
Drużynowo zakończyliśmy generalkę na miejscu 11, co biorąc pod uwagę fakt, że większość sezonu jeździliśmy we czwórkę ( Krysia, Marcin, Andrzej i ja), uważam jest dobrym wynikiem. A takie niespodzianki przygotowaliśmy na dzisiejsze zakńczenie sezonu w Cyklokarpatach.
Cyklokarpaty na ten rok zakończone. Niestety to był mój najsłabszy tegoroczny występ na Cyklo, pomimo tego, że starałam się nie poddawać. Jechało się jednak ciężko. Miejsce w generalce 5. Realnie patrząc w obecnej formie, a raczej przy jej braku, na więcej mnie nie było stać. Cieszę się jednak, że "objechałam" w tym cyklu 8 wyścigów.
Dzisiaj za to piękny wynik drużynowy – miejsce 3. Fajne gomolowe spotkanie. Było nas dużo.
Drużynowo zakończyliśmy generalkę na miejscu 11, co biorąc pod uwagę fakt, że większość sezonu jeździliśmy we czwórkę ( Krysia, Marcin, Andrzej i ja), uważam jest dobrym wynikiem. A takie niespodzianki przygotowaliśmy na dzisiejsze zakńczenie sezonu w Cyklokarpatach.
.
Niespodzianki:) dla przyjaciół z Cyklokarpat © lemuriza1972
To były własnoręcznie upieczone przez Panią Krystynę ciasta i własnoręcznie przez nas zapakowane:)
A zdjęcie dostał Prucek, fajnie oprawione. Autorem jest Marcin.
Niespodzianka dla Prucka:) © lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 września 2014
Zmienne....
Wszystko ruchome jest i chwiejne…
Wszystko nietrwałe jest i zmienne…
Jakby dopiero niedawno sezon wyścigowy się zaczynał, a powoli zbliża się do końca. Jutro zakończymy starty w Cyklokarpatach. Dla mnie to nie będzie jeszcze KONIEC, ale będzie to zamknięcie tegorocznych cyklokarpackich startów. W zimie nieśmiało myślałam również o generalce w Cyklo, potem po ciężkich dla mnie pierwszych startach myślałam, że raczej nie, a jednak jakoś tak siłą rozpędu generalka zrobiona i to z nadwyżką. Jutrzejszy wyścig będzie wyjątkowy. Nie dość ,że ostatni, to jeszcze przyjdzie mi walczyć o jak najlepsze miejsce w generalce. Mam 4, ale tego raczej nie utrzymam jeśli dziewczyny, które mi „zagrażają” skończą jutro wyścig.
Ale to mniej ważne (chociaż wiadomo, chciałabym żeby miejsce było jak najlepsze). Ważne, że jutro będzie gomolowy „zjazd”. Prawie trzydzieści osób z Gomoli pojawi się na starcie (zwykle w Cyklo jeździmy w czwórkę), a do tego będziemy mieć jeszcze kibiców z szeregów GTA. Liczę na to, że będzie niezła zabawa.
Dzisiaj na myjkę, potem przygotowanie roweru. On raczej gotowy, ja mniej. To był bardzo ciężki tydzień, jakoś ciężko byłoby mi myśleć o wyścigu. Zobaczymy jak to będzie. Nie poddam się bez walki, to na pewno.
Wszystko ruchome jest i chwiejne...
Lato powoli zamienia się w jesień, co niespecjalnie mi przeszkadza, bo jesień lubię, zwłaszcza jak jest na zewnątrz tak pięknie jak dzisiaj. Lubię jesienne zapachy, jesienne krajobrazy i jesienne kwiaty.
Na przykład takie:
Ulubione moje jesienne © lemuriza1972
A tutaj kompozycja © lemuriza1972
I jeszcze z innej perspektywy © lemuriza1972
Jesień ma swoje dobre strony. Będzie więcej czasu na np. czytanie…:), słuchanie muzyki.
A Indios Bravos zaczną sezon koncertowy w klubach. Nie mogę się doczekać!
A na razie słucham koncertu IB z Przystanku Woodstock. Bajka....
Wszystko nietrwałe jest i zmienne…
Jakby dopiero niedawno sezon wyścigowy się zaczynał, a powoli zbliża się do końca. Jutro zakończymy starty w Cyklokarpatach. Dla mnie to nie będzie jeszcze KONIEC, ale będzie to zamknięcie tegorocznych cyklokarpackich startów. W zimie nieśmiało myślałam również o generalce w Cyklo, potem po ciężkich dla mnie pierwszych startach myślałam, że raczej nie, a jednak jakoś tak siłą rozpędu generalka zrobiona i to z nadwyżką. Jutrzejszy wyścig będzie wyjątkowy. Nie dość ,że ostatni, to jeszcze przyjdzie mi walczyć o jak najlepsze miejsce w generalce. Mam 4, ale tego raczej nie utrzymam jeśli dziewczyny, które mi „zagrażają” skończą jutro wyścig.
Ale to mniej ważne (chociaż wiadomo, chciałabym żeby miejsce było jak najlepsze). Ważne, że jutro będzie gomolowy „zjazd”. Prawie trzydzieści osób z Gomoli pojawi się na starcie (zwykle w Cyklo jeździmy w czwórkę), a do tego będziemy mieć jeszcze kibiców z szeregów GTA. Liczę na to, że będzie niezła zabawa.
Dzisiaj na myjkę, potem przygotowanie roweru. On raczej gotowy, ja mniej. To był bardzo ciężki tydzień, jakoś ciężko byłoby mi myśleć o wyścigu. Zobaczymy jak to będzie. Nie poddam się bez walki, to na pewno.
Wszystko ruchome jest i chwiejne...
Lato powoli zamienia się w jesień, co niespecjalnie mi przeszkadza, bo jesień lubię, zwłaszcza jak jest na zewnątrz tak pięknie jak dzisiaj. Lubię jesienne zapachy, jesienne krajobrazy i jesienne kwiaty.
Na przykład takie:
Ulubione moje jesienne © lemuriza1972
A tutaj kompozycja © lemuriza1972
I jeszcze z innej perspektywy © lemuriza1972
Jesień ma swoje dobre strony. Będzie więcej czasu na np. czytanie…:), słuchanie muzyki.
A Indios Bravos zaczną sezon koncertowy w klubach. Nie mogę się doczekać!
A na razie słucham koncertu IB z Przystanku Woodstock. Bajka....
- DST 7.00km
- Czas 00:20
- VAVG 21.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 września 2014
Młaki, komary i pokrzywy
Właściwie to nie wiem po co Pani Krystyna zabrała mnie dzisiaj ze sobą.
Stawałam okoniem mówiąc najoględniej.
Jak ona chciała jechać w prawo, ja skręcałam w lewo i odbijając się od siebie cudem uniknęłyśmy kraksy. Jak ona chciała skręcić za Domem Ludowym w Błoniu, to ja skręciłam przed Domem, a potem jeszcze zachciało mi się terenowego zjazdu do Doliny Izy, którego skutki w postaci mrowienia na nogach, pewnie podobnie jak i ja, Pani Krystyna odczuwa do teraz, a może i do jutra odczuwać będzie.
Pierwszy podjazd na Lubinkę (od Pit Stopu, który pozostał już tylko wspomnieniem) przeżyłam ciężko. Kołatanie serca, oddech nierówny, nogi zmęczone i myśli: ja się już do tego nie nadaje…..Ot myśli z gatunku samobójczych. W sumie nic dziwnego, że się pojawiły. Od maratonu w Sanoku, zero solidnego jeżdżenia. Nie było jeżdżenia w niedzielę, więc "formy" nie udało się utrzymać:).
Miało być sielsko, malowniczo, z zapachami malin, zachodzącym słońcem itp. Zaczęło się nieźle, bo piękną jabłonkę znalazłyśmy po drodze, a obok i maliny były.
Jak ona chciała jechać w prawo, ja skręcałam w lewo i odbijając się od siebie cudem uniknęłyśmy kraksy. Jak ona chciała skręcić za Domem Ludowym w Błoniu, to ja skręciłam przed Domem, a potem jeszcze zachciało mi się terenowego zjazdu do Doliny Izy, którego skutki w postaci mrowienia na nogach, pewnie podobnie jak i ja, Pani Krystyna odczuwa do teraz, a może i do jutra odczuwać będzie.
Pierwszy podjazd na Lubinkę (od Pit Stopu, który pozostał już tylko wspomnieniem) przeżyłam ciężko. Kołatanie serca, oddech nierówny, nogi zmęczone i myśli: ja się już do tego nie nadaje…..Ot myśli z gatunku samobójczych. W sumie nic dziwnego, że się pojawiły. Od maratonu w Sanoku, zero solidnego jeżdżenia. Nie było jeżdżenia w niedzielę, więc "formy" nie udało się utrzymać:).
Miało być sielsko, malowniczo, z zapachami malin, zachodzącym słońcem itp. Zaczęło się nieźle, bo piękną jabłonkę znalazłyśmy po drodze, a obok i maliny były.
Pani Krystyna wspierająca polskich sadowników
Apple Lady © lemuriza1972
Były to jednak złego miłe początki, bo potem były już tylko młaki, komary i pokrzywy czyli szkoła przetrwania w Dolinie Izy.
Nie bardzo mogłyśmy trafić na drugi zjazd Pana Adama (jechałyśmy tam tylko raz). Jakaś pani stała na podwórku, Krysia powiedziała: Może zapytamy ją gdzie jest ten zjazd do Doliny Izy?
Oczami wyobraźni zobaczyłam szeroko otwarte oczy pani i pytanie: Niby dokąd??? Doliny Izy? Tutaj nic takiego nie ma!
Trafiłyśmy jednak bez pomocy miejscowych. Było ślisko, mokro, co rusz potoczki i wtedy poczułam, że żyję i że lubię jeździć na rowerze:).
Było terenowo, było niełatwo, a Dolina Izy to Dolina Izy, ma swój niepowtarzalny klimat. Do tego klimatu dodać należy rozliczne młaki, w które co rusz wjeżdżałyśmy,wchodziłyśmy, do tego dodać należy komary-mutanty, które gryzą w tym roku tak, że ukąszenia mam jak po ugryzieniu pluskwy niemalże. Do tego klimatu też doszedł szlak pokrzywowy, który niespodziewanie wyłonił się po wyjechaniu z sekwencji potoczkowej.
Pani Krystyna jechała przede mną i kiedy usłyszałam wrzaski, nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Po chwili już wiedziałam. Nigdy tak długo nie przyszło mi jechać przez pokrzywy. To było prawdziwie pokrzywowe pole. Jakby nie patrzeć bezcenna składnica dóbr wszelkich przede wszystkim żelaza. Taka to jest Dolina Izy, piękna i bogata w różne dobra.
Kiedy dotarłyśmy do jakiej takiej cywilizacji czyli do serca Doliny, naszym oczom ukazał się krajobraz jak po bitwie. Zwózka drewna jakaś tam była i jest hm… mało ciekawie.
Do góry szutrem pojechałyśmy, gdzieś około połowy podjazdu doszły nas dźwięki dziwne. Coś jakby dzik? Nie był to dzik, ani Dzik co mleko lubi, było to Labudu, a raczej jego hamulce. Dalej więc już w trójkę.
Zdecydowaliśmy się na zjazd Staszka, który był dość suchy i zdecydowanie łatwiejszy dzisiaj niż zjazd do Doliny. Brakowało nam Staszka i jego hulajnogi, bez niego ten zjazd nie jest taki sam. Emocje też nie te.
A potem do góry do żółtego szlaku, pod górę, zjazd do Lubinki i zjazd szutrowy lasem na Lubince.
Co tam komary, pokrzywy i młaki… Fajnie było. Ot co.
Szkoda tylko, że tak szybko robi się ciemno. Mało czasu na jazdę. Ale od niedzieli będę mieć nową lampkę, kto wie może stworzy mi nowe możliwości?
Nasze maszyny w młace © lemuriza1972
Zjazd w Dolinie © lemuriza1972
Przez potoczki © lemuriza1972
Pani Krystyna w oddali © lemuriza1972
Labudu i Pani Krystyna © lemuriza1972
- DST 49.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:58
- VAVG 16.52km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 września 2014
NUDA:)
Gutek w Chorzowie, w ubiegłą niedzielę. Planowałam tam być, ale tym razem nie wyszło. Trochę szkoda, bo nigdy nie słyszałam na żywo jak śpiewa ten utwór.
Ale może jeszcze kiedyś…
Na moście w Ostrowie zatrąbił na nas kierowca TIRA. Krysia: ale co jest? Czyżby Gomola jechała? (niezorientowanym muszę wyjaśnić, że GOMOLA TRANS to firma transportowa). Nie był to TIR GOMOLOWY a jakiś z Białej Podlaskiej.
Stwierdziłyśmy jednak, że pewnie TIROWCY się przyjaźnią, a my z tymi napisami na strojach też jesteśmy znajomymi znajomych TIROWCÓW z GOMOLI. A znajomych dobrze mieć w różnych kręgach. Dajmy na to jakby się gdzieś rower zepsuł, to może można byłoby liczyć na transport, prawda?
Jakoś specjalnie nie chcę nam się już jeździć. Nie będę udawać, że się chce. Wakacje były bardzo intensywne, niemalże co tydzień start, toteż jest pewien stopień znużenia. Jeszcze niecałe dwa tygodnie i będzie wolne (mam nadzieję, no bo jak dajmy na to coś się nie uda w Piwnicznej, to trzeba będzie z wolnym czekać aż do października). Miejmy nadzieję, że się wszystko uda. No więc nie bardzo nam się chciało "wspinać" po górach, a właściwie mnie się nie chciało (bo Pani Krystyna zdała się na mnie). Pojechałyśmy więc do Żabna i z powrotem - moimi ścieżkami. Jeśli chodzi o trasę to płasko i nudno, ale cóż.. my chyba czasem lubimy nudę:).
Nie było źle. Pogadałyśmy trochę, powalczyłyśmy z wiatrem, a ambitniej może w czwartek pojeździmy. A potem będzie już finałowa cyklokarpatowa DUKLA i najazd GOMOLI. Będzie się działo:).
Zapraszamy do DUKLI!
Ostatnio Pani Krystyna pojawia się pod moim blokiem w gomolowym stroju dość często. Nie będę ukrywać, że w związku z tym podejrzewam, że może budzić niepokój u niektórych mieszkańców Mościc. Bo kiedy tak idą krokiem nie do końca sprężystym ze sklepu i widzą dwie, a jeździła przecież jedna w niebiesko-pomarańczowo- białym stroju.. to co mogą myśleć?
Na moście w Ostrowie zatrąbił na nas kierowca TIRA. Krysia: ale co jest? Czyżby Gomola jechała? (niezorientowanym muszę wyjaśnić, że GOMOLA TRANS to firma transportowa). Nie był to TIR GOMOLOWY a jakiś z Białej Podlaskiej.
Stwierdziłyśmy jednak, że pewnie TIROWCY się przyjaźnią, a my z tymi napisami na strojach też jesteśmy znajomymi znajomych TIROWCÓW z GOMOLI. A znajomych dobrze mieć w różnych kręgach. Dajmy na to jakby się gdzieś rower zepsuł, to może można byłoby liczyć na transport, prawda?
Jakoś specjalnie nie chcę nam się już jeździć. Nie będę udawać, że się chce. Wakacje były bardzo intensywne, niemalże co tydzień start, toteż jest pewien stopień znużenia. Jeszcze niecałe dwa tygodnie i będzie wolne (mam nadzieję, no bo jak dajmy na to coś się nie uda w Piwnicznej, to trzeba będzie z wolnym czekać aż do października). Miejmy nadzieję, że się wszystko uda. No więc nie bardzo nam się chciało "wspinać" po górach, a właściwie mnie się nie chciało (bo Pani Krystyna zdała się na mnie). Pojechałyśmy więc do Żabna i z powrotem - moimi ścieżkami. Jeśli chodzi o trasę to płasko i nudno, ale cóż.. my chyba czasem lubimy nudę:).
Nie było źle. Pogadałyśmy trochę, powalczyłyśmy z wiatrem, a ambitniej może w czwartek pojeździmy. A potem będzie już finałowa cyklokarpatowa DUKLA i najazd GOMOLI. Będzie się działo:).
Zapraszamy do DUKLI!
- DST 42.00km
- Czas 01:47
- VAVG 23.55km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 września 2014
Łazienki
„… ale są takie łazienki na świecie, na które rzucisz okiem i wiesz, że wolisz śmierdzieć. Tam nawet mycie zębów jest heroizmem”
Jacek Hugo-Bader „Dzienniki Kołymskie” (polecam bardzo gorąco, pasjonująca lektura, nieprawdopodobne ludzkie historie opowiedziane w charakterystyczny dla tego autora sposób).
Byliście w takich łazienkach? Bo ja byłam. Jak przeczytałam to zdanie, to przypomniałam sobie słynny nocleg u Pana Czesia w Murowanej Goślinie. Tam było tak brudno, że owszem heroizmem się wykazałam i zęby umyłam, ale pod prysznic nie weszłam. Po maratonie, czarna od piasków Wielkopolski wraz z Monią Podos myłam się pod kranem na zewnątrz budynku.
I znowu długa przerwa od roweru. Tak wyszło. Byłam w Mielcu, miałam jechać rowerem, ale jak to często bywa plany planami a życie życiem. Dzisiaj też miałam plan dłuższej jazdy, ale kiedy miałam wychodzić, zaczęło padać. Cierpliwie czekałam i o 18.10 wyruszyłam. Ale to było już późno. Szybko się robi ciemno, więc szybka rundka po Lesie Radłowskim i powrót do domu, bo dochodziły mnie odgłosy burzy, a czarne chmury snuły się po niebie. Udało się jednak przemknąć bezdeszczowo.
- DST 32.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:20
- VAVG 24.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 sierpnia 2014
Opowieści dziwnej treści
Nadszedł koniec pory deszczowej. Czas więc było na jazdę.
Dużo opowieści dzisiaj było podczas jazdy. Nie zdradzę treści wszystkich. Nie mogę!
Właściwie opowiem tylko jedną. Pani Krystyna opowiadała jak to w jej łazience zamieszkał pająk. Okazała się dla niego łaskawa i pozwoliła mu pomieszkać dłużej. Pająk jednak przegiął, bo po jakimś czasie okazało się, że rozmnożył się i lokatorów było w łazience więcej. Tego rozmnożenia pająków Pani Krystyna już nie zdzierżyła i los pajęczej rodziny … z rodziną Maciaszków już raczej spleciony nie jest. Nie pytajcie mnie jednak co stało się z pająkami. Nie powiem!
Żeby uprzedzić ewentualne pytania, zaznaczam : na naszej trasie nie było żadnego zielska, ani też wina rumuńskiego, mleka również nie piliśmy. Były tylko maliny. Nie były sfermentowane.
Dzisiaj w składzie: Krzysiek Labudu, Pani Krystyna i ja pojechaliśmy na giga. Tzn dwa razy pętlę na Trzy Kopce. Na początku naszej drogi pojawił się target. Kiedy go wreszcie doszliśmy .. skręcił na… mini…. Bywa. Niektórzy tak mają:).
Przyjemna jazda, raczej spokojna, chociaż parę razy troszkę sobie „docisnęłam”. Generalnie to chciałam wypróbować Magnusa z wymienionymi częściami (tarcze z przodu, kaseta, łańcuch, kółka do przerzutek, nareszcie!!!). Jakże się cieszę, że wreszcie mogłam na nim pojeździć, stał biedny i zapuszczony, nieużywany.
Oprócz pętli przez Trzy Kopce zrobiliśmy jeszcze jeden dość długi podjazd z Pleśnej na Lubinkę. Tam roznosił zapach malin.. zniewalający zapach. Jak się okazało, znaleźliśmy się na malinowym szlaku. Krótko muszę stwierdzić, że było bardzo sympatycznie.
Reasumując jednak stwierdziłyśmy z Panią Krystyną, że trochę już się nam nie chce (podjeżdżać np.). No.. fakt jest faktem. Czas odpocząć i porobić w życiu inne rzeczy. No, ale jeszcze jest robota do wykonania. Zakończenie Cyklo i generalka u GG.
Na koniec dzisiejszej jazdy krótkie posiedzenie z Krysią i Adamem. Rozbawił nas Adam bardzo mówiąc coś w tym stylu: Trzeba zrobić w niedzielę porządną jazdę, żeby utrzymać formę do Dukli.
Na słowa „utrzymać formę” wybuchnęliśmy śmiechem (wszyscy). Ale jak tak sobie myślę… to w sumie nie ma się z czego śmiać...
Dużo opowieści dzisiaj było podczas jazdy. Nie zdradzę treści wszystkich. Nie mogę!
Właściwie opowiem tylko jedną. Pani Krystyna opowiadała jak to w jej łazience zamieszkał pająk. Okazała się dla niego łaskawa i pozwoliła mu pomieszkać dłużej. Pająk jednak przegiął, bo po jakimś czasie okazało się, że rozmnożył się i lokatorów było w łazience więcej. Tego rozmnożenia pająków Pani Krystyna już nie zdzierżyła i los pajęczej rodziny … z rodziną Maciaszków już raczej spleciony nie jest. Nie pytajcie mnie jednak co stało się z pająkami. Nie powiem!
Żeby uprzedzić ewentualne pytania, zaznaczam : na naszej trasie nie było żadnego zielska, ani też wina rumuńskiego, mleka również nie piliśmy. Były tylko maliny. Nie były sfermentowane.
Dzisiaj w składzie: Krzysiek Labudu, Pani Krystyna i ja pojechaliśmy na giga. Tzn dwa razy pętlę na Trzy Kopce. Na początku naszej drogi pojawił się target. Kiedy go wreszcie doszliśmy .. skręcił na… mini…. Bywa. Niektórzy tak mają:).
Przyjemna jazda, raczej spokojna, chociaż parę razy troszkę sobie „docisnęłam”. Generalnie to chciałam wypróbować Magnusa z wymienionymi częściami (tarcze z przodu, kaseta, łańcuch, kółka do przerzutek, nareszcie!!!). Jakże się cieszę, że wreszcie mogłam na nim pojeździć, stał biedny i zapuszczony, nieużywany.
Oprócz pętli przez Trzy Kopce zrobiliśmy jeszcze jeden dość długi podjazd z Pleśnej na Lubinkę. Tam roznosił zapach malin.. zniewalający zapach. Jak się okazało, znaleźliśmy się na malinowym szlaku. Krótko muszę stwierdzić, że było bardzo sympatycznie.
Reasumując jednak stwierdziłyśmy z Panią Krystyną, że trochę już się nam nie chce (podjeżdżać np.). No.. fakt jest faktem. Czas odpocząć i porobić w życiu inne rzeczy. No, ale jeszcze jest robota do wykonania. Zakończenie Cyklo i generalka u GG.
Na koniec dzisiejszej jazdy krótkie posiedzenie z Krysią i Adamem. Rozbawił nas Adam bardzo mówiąc coś w tym stylu: Trzeba zrobić w niedzielę porządną jazdę, żeby utrzymać formę do Dukli.
Na słowa „utrzymać formę” wybuchnęliśmy śmiechem (wszyscy). Ale jak tak sobie myślę… to w sumie nie ma się z czego śmiać...
Przez Trzy Kopce © lemuriza1972
Krzysiek na podjeździe na Lubinkę © lemuriza1972
Pani Krystyna na podjeździe na Lubinkę © lemuriza1972
Na malinowym szlaku © lemuriza1972
Zbiory © lemuriza1972
- DST 58.00km
- Czas 02:35
- VAVG 22.45km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze