Wtorek, 10 kwietnia 2012
Jeden podjazd
Tytuł mało cenzuralny, ale zaryzykuję.
Dlaczego akurat ta piosenka?
Bo tak.
Bo
…Czasem jestem jak kolorowy ptak
Jak ptak patrzę w dół na góry
Patrzę w dół na góry
No a czasem jestem jak jednej nocy kwiat
Jak kwiat dmucham na chmury
Dmucham na chmury…
a czasem … w głowie mam… cygański z….
Dzisiaj był jeden podjazd. Dobrze, że chociaż ten jeden, bo w ogóle bardzo walczyłam ze sobą, żeby ubrać się, wziąć rower i wyjść z domu.
Jeden podjazd.
I tyle.
I niewidzialny świat.
A tu sezon się zaczyna. W niedzielę Puchar Tarnowa. Maratony ruszają.
A Izy nie ma.
Smutno mi.
Naprawdę.
Ale się nie nadaję.
Nie dojechałabym do mety z moją obecną formą. A może bym dojechała, ale potem byłaby reanimacja na mecie.
Nieśmiało myślałam, ze może jednak jakis maraton sobie pojadę w tym roku, ale na razie nie widzę tego dobrze.
Nawet miałam już na oku dwa , w szczególnie bliskich mi miejscach i zapowiadające się bardzo ciekawie, i niedaleko od domu.
Ale ... gdybym je miała jechać teraz, to byłaby tragedia.
Może chociaż ten, który jest we wrzesniu? do września tyle czasu.
zobaczymy.
- DST 31.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:45
- VAVG 17.71km/h
- VMAX 57.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 kwietnia 2012
Lasek Lipie
Czy nie masz wrażenia że
świat nam podupadł na zdrowiu?
tu pokasłuje a w innych
kilku miejscach krwawi
pewnie przypuszczasz że Bóg
musiał o nas zapomnieć
bo jak w swej dobroci
mógłby na to przyzwolić
on jest niewinny
to wszystko przeze mnie
Bóg jest niewinny on tylko
wciąż bywa zajęty
ja jestem łajzą i kiepsko
sobie z życiem radzę
bez przerwy wydzwaniam
pod jego prywatny numer
błagając o zdrowie bogactwo
miłość i sławę jakby był
moją prywatną złotą rybką
Bardzo, bardzo na siłę wyjechałam dzisiaj… znowu.
Strasznie mnie to niepokoi…. , że tak ciężko dalej…
… ja jestem łajzą i kiepsko sobie z życiem radzę…..
Kaśka jak to pisała, musiała mieć stan podobny, jak ja teraz.
No, ale wyjechałam. To taka walka z samą sobą. Przekonywanie siebie, że to jeden ze sposobów, by w końcu wiatr rozgonił kiedyś ciemne, skłębione zasłony.
Piękna pogoda się się nam zrobiła.
Cieplutko.
Mało ambitnie dzisiaj było.
Czerwonym szlakiem pieszym do Lipia ( pierwszy raz w tym sezonie).
Ilekroć tamtędy jadę, zawsze nie mogę się nadziwić, ze taki szlak jest w środku miasta.
Coraz bardziej zielono.
I nawet pierwszą sarnę widziałam tego roku… w mieście, jakby nie było.
Lipie całe w zawilcach. Pięknie naprawdę. I co mnie bardzo zdziwiło, prawie nie ma błota.
Sucho.
Pokręciłam się po Lipiu i na chwilę lepiej się zrobiło, bo .. te korzenie, zakręty, adrenalina…
No lubię to!
Pomyslałam, że ja jednak sporo się nauczyłam przez te kilka lat, jeśli chodzi o technikę.
To jest przyjemne, tak lepiej jeździć.
Magnus dzisiaj dostał zasłużoną kąpiel. Brudny był po ostatnim jeżdzeniu po Lesie Radłowskim i wczorajszym buczynowo-naddunajcowym.
Pomyslałam: wszyscy się do świat przygotowują, sprzątają, gotują…to ja przynajmniej Magnusa na świeta umyje.
No to koniec jazdy na parę dni.
Jutro inna terapia.
Potem.. święta. Niestety.
Wolałabym żeby ich nie było.
Szczera jestem, nie będę udawać, że jest inaczej.
Nigdy nie były „fajne”, teraz będą jeszcze trudniejsze. No, ale jakoś się przeżyje.
Nic mi się nie chciało. Nawet dekoracji robić.
Bo ja zawsze staram się robić… lubię to po prostu. Tym razem jakos tak .. bez serca zrobiłam.
Zyczę Wam… Swiąt w spokoju ducha i ze spokojnymi myślami i spokojnym sercem.. no i rowerem ( jak się da), może górami, może lasami, może rzekami.. spacerami… w każdym bądż razie. Nie z telewizorem albo komputerem.

Tak trochę świątecznie....© lemuriza1972

Szlak zupełnie polny w mieście Tarnowie:)© lemuriza1972

Gdzieś tam była sarna.. ale uciekła© lemuriza1972

Gdzieś po drodze© lemuriza1972

Lipie© lemuriza1972

I znowu Lipie© lemuriza1972
- DST 31.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:50
- VAVG 16.91km/h
- VMAX 31.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 kwietnia 2012
Czekam na wiatr co rozgoni....
Wyjechałam dzisiaj na rower…
Wyjechałam rowerowi i światu niezbyt chętna. Wiedziałam jednak, że tak Trzeba, że poczuję się lepiej i na pewno nie będę żałować.
I tak jadąc pomyślałam sobie:
Czekam na taki dzień, kiedy rower nie będzie tylko Ratunkiem, ale kiedy wyjadę z Wielką, wielką ochotą.
I ten dzień kiedyś nadejdzie. To wiem.
Robię wszystko, żeby jakoś ten czas oczekiwania skrócić.
Staram się.
I kiedy tak myślałam , przypomniała mi się piosenka Maanamu.
Tak więc:
Czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony,
Wstanę wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz….
Słońca cały dzień w zasadzie nie było, ale wyszło, kiedy wychodziłam z pracy, więc tym bardziej była motywacja, do tego, żeby jednak wyjechać.
Wielkiego planu , gdzie jechać nie miałam, wyjechałam późno, więc dużego pola manewru nie było.
Pomyślałam, ze pojadę przez Buczynę, bo tam pewnie od czasu kiedy byłam tak ostatni raz , duzo bardziej się zazieleniło.
Pięknie już jest w lesie, masa zawilców i innych kwiatów.
I kiedy tak sobie zdjecia robiłam i podziwiałam przyrodę pomyślałam: no przecież Iza.. jak ty chcesz sama siebie przekonać, ze świat jest piękny, jak ci się nie bardzo z domu chce wychodzić?
Nie ma innej możliwości. Trzeba wyjść!
Dzisiaj było sporooooo błota, więc dla miłośników jazdy po błocie nadeszły wreszcie dobre czasy.
Ja się chyba do nich zaliczam, ale dzisiaj nie miałam dobrego dnia.
Oponki mam kiepskie, słabo się czyszczą i jakos tak bojażliwie nieco jechałam. Zaliczyłam nawet niegroźny upadek, kiedy to źle wybrałam sobie drogę i wpakowałam się w jakąś kałużę.
Pojechałam potem moim szutrowym podjazdem.
Tam niestety natknełam się na wielkiego i niezbyt przyjaznego psa.
Zatrzymałam się, bo naprawdę nie wydawał się jakoś dobrze do mnie nastawiony i wiedziłam, że działające na trochę mniejsze psy , mojego głośne : do domu! tym razem nie pomoże.
Na szczęscie usłyszałam wołanie: Uszaty do nogi…
I pies sobie pobiegł do czyjejś nogi, na szczęscie nie mojej.
Potem zjazd do Szczepanowic i powrót naddunajcowym.
Nie było tego dużo, ale wystarczyło, żeby poczuć się trochę lepiej.
Zdjęcia niestety nie oddają ( jak to zdjęcia) nachylenia podjazdu.
Pomyślałam sobie, że takie nietrenowanie, a takie sobie jeżdzenie, ma swoje zalety.
Mogę spokojnie, bez wyrzutów sumienia, zatrzymać sie i robić zdjęcia

Zawilce w Lesie Buczyna© lemuriza1972

I dywan z zawilców© lemuriza1972

"Jeziorko" w Buczynie© lemuriza1972

Mój podjaz ( chociaż ,że to podjazd to akurat nie widac)© lemuriza1972

W dole Dunajec, stamtąd przyjechałam© lemuriza1972

I mój podjazd raz jeszcze© lemuriza1972
- DST 29.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:37
- VAVG 17.94km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Hej po co ten płacz.... hej kobieto...
Piosenka ta, bo jest ku temu przyczyna, ale o tym za chwilkę.
Uwielbiam ją tak w ogóle i często sobie puszczam w chwilach słabości.
Dawno nie byłam na rowerze.
Nie składało się.
Pogoda dość kiepska, a i zajęcia były inne.
Dzisiaj odczułam to, że nie jeździłam kilka dni, ciężkie nogi i ciężko się pedałowało.
Do tego zimno i wiało tak, że była niezła siłówka.
Wybór padł na Las Radłowski, bo przy tym wietrze cięzko byłoby pod górę, a przy mojej dzisiejszej formie, to byłaby porażka.
Mirek miał ochotę pobiegać dzisiaj, ale napisał mi że jak go przekonam to pojedzie.
Zadał mi pytanie: czy urządzam dzisiaj polowanie na krety?
Napisałam , że jasne:)
Summa sumarum ktoś chyba nas sprzedał kretom, bo nie było ani jednego.
Takie sobie pedałowanie, jak to po płaskim, bez wielkich emocji, chociaż dzisiaj było trochę błotka, no i Magnus przestał wyglądać jak nowy.
Odkrylismy też jedną fajną nową ścieżkę.
A teraz o tym dlaczego ta piosenka.
A było tak.
Spędzałam sobie wieczór w domu, jak to często bywa w towarzystwie Radia Kraków.
No i była akurat audycja Agnieszki Barańskiej Megafon.
No i nagle padło pytanie:
Strachy na Lachy nagrały piosenkę pt Hej kobieto.
Kto był pierwszym wykonawcą wersji angolojęzycznej.
No pytanie mocno proste, więc napisałam maila.
No i wygrałam podwójne zaproszenie na koncert Strachów w Krakowie.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności koncert był w sobotę, a na sobotę akurat miałam zaplanowane spotkanie z Przyjaciółkami w Krakowie.
Pogoda nam się nie udała, zimno, deszcz na przemian ze śniegiem, tak więc dzień spędzony w kawiarniach, nalesnikarniach i takich tam, przy kawie, nalesnikach, herbacie, grzanym winie i znowu kawie…
A potem koncert w Studio.
Mój czwarty w Studio po IB, HEY i Myslovitz.
Nie jestem co prawda az taką fanką Strachów jak tych ww wymienionych, ale też lubię.
Mam nawet jedną płytę:)
Koncert bardzo, bardzo energetyczny, bo Grabaż to niezły showman.
Bardzo mi się podobało.

Kraków.. Bracka© lemuriza1972

I znowu Bracka© lemuriza1972

Robota bobra w Lesie Radłowskim© lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 13.00km
- Czas 01:39
- VAVG 19.39km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 marca 2012
Przejechałam krecika:(((
„Dróg jest tak wiele lecz nie każda z nich prowadzi do celu.
Próżno schodziłem wiele z nich i wiele czasu straciłem, wiele planów i wiele pięknych snów odprawiłem gdzieś w zapomnienie ciężko mi zasnąć gdy burzliwe myśli dręczą sumienie
Jak szukać mam dróg, i jak dotrzeć do celu ? odpowiedż chciałbym znać.
Jak szukać mam dróg, i jak dotrzeć do celu ?”
Gutek rządzi:)
A ja będę wkrótce na następnym w swoim życiu koncercie, zupełnie niespodziewanie…i ogromnie się cieszę!
I na pewno będzie krótka relacja!
A dzisiaj od samego rana miałam w planie popołudniowy rower i pagóry moje ukochane, ale jak przyszłam do domu, nagle zaczęło wiać , zachmurzyło się i pomyślałam: nie jadę…
Sumienie mnie dręczyło ogromnie i kiedy ok. 17 pokazało się słońce, ubrałam się i wyjechałam.
I tak się cieszę , że tę swoją słabość przezwyciężyłam, bo było słonecznie, ciepło i przede wszystkim były piękne widoki. No i endorfin przybyło, a ja teraz potrzebuje ich jak tlenu. Bez nich... bez tej odrobiny wytworzonej na rowerze.. nie wiem co byłoby.
Wychodząc z domu jeszcze się wahałam pomiędzy pagórami, a płaskim, ale pomyślałam: nie, nie , żadne plaskate tereny, ja muszę popatrzeć na coś ładnego.
No to obrałam kierunek Lubinka czyli tereny moje ulubione. Oczywiście najpierw niebieski naddunajcowy przez Buczynę ( a w Buczynie już las się zieleni i zawilców trochę, za parę dni las będzie cały w zawilcach, no i sucho jak nigdy tam nie było. Nigdy! Odkąd jeżdżę na rowerze, a to już ładnych parę lat… tak sucho tam nie było).
Potem mój ulubiony podjazd terenowy na Lubinkę ( tym razem było mi łatwiej bo zatrzymałam się dwa razy, żeby zrobić zdjęcia). Potem długo i mozolnie asfaltem na szczyt Lubinki . Miałam zjechac asfaltem, ale w ostatniej chwili pomyślałam: nie… przecież mogę zjechać lasem, potem do Szczepanowic i wrócić znowu moim ulubionym naddunajcowym.
Tak też zrobiłam.
Po raz pierwszy na tym szutrowym zjeździe ( gdzie w ub roku poważnie się rozbiłam), postanowiłam puścić kompletnie hamulce. I wcale nie dlatego żeby chojrakować, jaka to odważna jestem..
Ja naprawdę wciąż się ucze zjazdów i chociaż od dawna wiem, ze na takich szutrach najbezpieczniej jest po prostu puścić hamulce i dac rowerowi jechać, a on sam zazwyczaj znajduje drogę, to mimo tego wciąż strach mi każe..hamować.
A sami wiecie.. nie ma nic gorszego niż nagle przyhamować na szutrze.
Dlatego dzisiaj zebrałam się na odwagę. Doszłam do prędkości 47 km/h, co na takim zjeździe jest już jak na mnie sporo.
I było ok, nic się nie stało, rower ładnie sobie poradził.
Potem zaczał się ten stromy i niebezpieczny ( dużo nawianego piachu) asfaltowy zjazd do Szczepanowic.
No i tam przytrafiła mi się niemiła historia. Przejechałam krecika:( Poniósł smierć na miejscu.
Naprawdę się starałam go ominąć ale było dośc niebezpiecznie i wiele manewrów zrobić nie mogłam… trafił pod moje tyle koło. Wiem to na pewno, bo się odwróciłam i widziałam, ze leży i się nie rusza.
Przykro.
Te moje pagóry… jak ja lubię na nie patrzeć...
Ja wiem, wiem to ani Beskid Sadecki, ani Sudety, ani Beskid Sląski. Wszystko to wiem, w koncu wszędzie tam z rowerem byłam.
Ale myslę, ze mimo wszystko mam wiele szczęscia, ze mam te pagóry. Są piękne widoki, trudne podjazdy, trochę zjazdów.
To są moje drogi, moje ścieżki. MOJE. Znam tu każdy kamień:).
Coś w rodzaju domu...?
Kaśka N. w jednym z tekstów napisała:
" Dom to nie miejsce lecz stan. Jestem bezdomna"
No... to ja bezdomna nie czuję się własnie w moich pagórach, w górach, w Tatrach.
Czuję , że to są moje miejsca. Mój DOM>

a w Buczynie się zieleni...:)© lemuriza1972

Droga naddunajcowa© lemuriza1972

Mój ulubiony podjazd© lemuriza1972

I znowu mój ulubiony podjazd© lemuriza1972

Widok ze zjazdu, w oddali Marcinka© lemuriza1972

Zachodzi słońce nad Dunajcem© lemuriza1972
- DST 35.00km
- Teren 17.00km
- Czas 01:55
- VAVG 18.26km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 marca 2012
Małpa
Piosenka o nas…jakby nie było.
Będzie tydzień z Indios Bravos.
Dlaczego? Bo warto.
Ja dzisiaj słucham płyty koncertowej ( „On stage”). Jęsli tylko będzie koncert w Krakowie znowu, to jadę.. bez dwóch zdań.
Gutek na żywo… to jest to!
Bardzo słodko-gorzki dzień… Bardzo.
Najpierw bardzo zła wiadomość, o wypadku na motorze. Kolegi.
Tomek trzymaj się i wracaj do zdrowia!
Potem wiadomość o narodzinach bliźniaków. Naszych pierwszych wydziałowych. Świat powiększył się o dwóch facetów.
A po południu rower zdrowotnie.
Bo wciąż jest to jeżdżęnie zdrowotne i pewnie jeszcze długooooo tak będzie.
Gdyby nie on…mój Magnus…nie byłoby zbyt fajnie.
Nieważne.
No tak.. niby zdrowotne to jeżdżenie, a jednak moja wrodzona ambicja nie pozwala mi na taką totalną rekreację i … no… nie ukrywam, że jak gdzieś jadę, to staram się przycinać tak mocno jak się da ( dzisiaj na most na Ostrowie wjechałam 33 km/h, szybko poprawiłam swój poprzedni rekord:)) i staram się ( jeśli jadę w górki) szukać jak najcięższych podjazdów.
Wczoraj nawet taka mysl mi przez głowę przeszła… jaka szkoda, ze nie startuję w tym sezonie…
A może chociaż jeden, dwa maratony???
Może… zobaczymy.
Dzisiaj pojechaliśmy z Mirkiem co prawda do Lasu Radłowskiego, ale za to przez ulubione chaszcze i knieje ( naprawdę oprócz ubitych, szerokich dróg, można tam i takie prawdziwie mtbowskie ściezki znaleźć, chociaż pod górę to raczej mizernie…).
Ale za to trzeba było się nasiłować.
Wyjeżdzając z lasu, nad jednym z jeziorek Mirek zauważył dziwną rzecz ( mówił, ze to jakis grill:)) i podjechalismy zobaczyć.
„ U wlotu” do jeziorka taka sobie dziwna tablica była ostrzegająca przed żmijami i kleszczami.
A rzeczony grill okazał się koszykiem , który chyba ma zastapić gniazdo… tak się nam wydawało, ale czy rację mamy?
Nie wiem.
Zimno dzisiaj było. Zimny, silny wiatr.
I pomyśleć , ze wczoraj jeździłam na krótko.

Koszyk- gniazdo?© lemuriza1972

Tarnowskie Mazury w Lesie Radłowskim© lemuriza1972

Uwaga żmije:)© lemuriza1972
- DST 33.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:39
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 marca 2012
Słona Góra i Marcinka
Znalazłam kiedyś przypadkiem i .. spodobało mi się.
Fajna nuta, fajne słowa.
Jak bardzo żałuję, że w swojej bezmiernej głupocie, zapomniałam naładować baterię w telefonie i niestety nie dane mi było uwiecznić tego wszystkiego, co dzisiaj widziałam.
A widziałam dużo.
Zdjęcia tylko 3 i to z początku trasy, kiedy jeszcze nie było widoków zapierających dech w piersiach. Niestety. Trudno, innym razem.
Zrealizowałam plan wczorajszy, jeśli chodzi o trasę, z niewielka modyfikacją, taką bardzo spontaniczną.
No więc : Zgłobice, Rzuchowa, skręt w kierunku Świebodzina.
W Swiebodzinie podjazdem obok kościoła. Na Słoną Górę.
Bez szału mi się podjeżdzało ( jakieś 2 km asfaltem, momentami ostro), ale też nie było specjalnych kryzysów, co mnie cieszy.
A potem najlepsze co może być w mtb czyli.. teren. Czyli las. Do tego w tymże lesie podjeżdżanie, no i niespodzianka spora. Prawie sucho.
A musicie wiedzieć, że jest to las taki, gdzie rzadko bywa sucho, a już o tej porze roku to na pewno nie.
Więc jakaś dziwna ta wiosna, próżno błota szukać. Czy mnie to martwi? Specjalnie nie, bo w błocie to ja już się w życiu najeździłam, no ale jakby go gdzieś tam troszeczkę było, to bym się nie gniewała.
Cudny jest ten las, cudny szlak, gdzie momentami na młyneczku trzeba pod górę wjeżdżać. Muszę jednak przyznać, że wolę ten szlak w odwrotną stronę, bo wtedy mam zjazd pełen niespodzianek ( czyli kolein, wyrw, patyków). Ten zjazd kiedyś przyprawiał mnie o .. mdłości.
No , ale to było dawno, kiedy jeszcze nie umiałam w ogóle zjeżdżać. Zresztą na dzisiejszej trasie, było jeszcze dwa takie zjazdy, które kiedyś były dla mnie nieosiągalne.
Ale po kolei.
W lesie jakieś 3, 4 kilometry niełatwego terenu i pięknych widoków.
A potem moim ulubionym zjazdem za domem weselnym ( do Radlnej, czy Poręby Radlnej, dokładnie nie pamiętam). To jest cały czas czerwony szlak pieszy.
Oj… to był zjazd w początkach mojej „kariery” zupełnie dla mnie nieosiągalny.
Jadąc dzisiaj zastanawiałam się dlaczego?
Bo to nie jest jakiś ekstremalnie trudny zjazd, chociaż wymagający uwagi i koncentracji.
Jest dużo kolein, dużo zasadzek, ale takich naprawdę przejeżdżanych.
Myślę, że moje błędy, które popełniałam tam kiedyś zjeżdżając, polegały głownie na panikowaniu i naciskaniu hamulców w najmniej odpowiednich momentach.
A tam trzeba puścić hamulce i lecieć, kontrolując rzecz jasna prędkości, balans ciałem.. i wystarczy.
Miałam uśmiech od ucha do ucha, kiedy zjeżdżałam. Cudowne widoki na Marcinkę i Tarnów. Słońce.
Pomyślałam: taki zjazd to jest miód na moje serce.
A potem dalej czerwonym pieszym za kościołem w Radlnej w kierunku Marcinki.
Tam krótki ( jakies 3 km) szlak terenem, ale siłowy bardzo i cały czas pod górę. Nie widać tego, ale czuć w nogach.
Kiedy skonczył się teren wjechałam na Marcinkę, pomyślałam, ze za wcześnie wracać do domu.
Więc spontanicznie pojechałam sobie w dół w kierunku Lasu Trzemskiego. Tam znalazłam jakąś zupełnie nieznaną mi szutrową drogę i pojechałam. Wyjechałam w Łękawicy. Tam kawałek główną drogą aż do Skrzyszowa ( w sumie nie wiedziałam za bardzo gdzie jadę, ale pomyślałam, ze przecież gdzieś dojadę). W Skrzyszowie rzecz jasna obok Domu Strażaka skręciłam w kierunku Lasu Kruk.
No i wiadomo.. znowu na Marcinkę. No więc znowu teren, siłowo i znowu cały czas raczej pod górę
Zielonym pieszym szlakiem.
W pewnym momencie coś mnie nabrało, żeby skręcić tam gdzie w minionych latach biegła końcówka maratonu tarnowskiego.
Wiedziałam, ze cos tam jest nie tak, ze po powodzi sprzed dwóch lat szlak jest mało przejezdny, ale zaryzykowałam. Tym bardziej, że tam jest kolejny zjazd, który długo był dla mnie nieosiągalny, a kończy się przejazdem przez potok.
Hm… ja tego zjazdu, tym razem prawie nie zauważyłam.
I potok przejechałam bez żadnych problemów. Jakieś 4 lata temu, schodziłabym z roweru.
To zasługa maratonów u GG, bez wątpienia.
No niestety po przejeżdzie potoczku, okazało się, ze dalej same powalone drzewa, gałęzie, patyki. Trzeba było więc zsiąśc z Magnusa i szukać jakieś drogi.
Oj, kosztowało mnie to sporo sił. Pchałam mojego rumaka pod bardzo stromą górę. Nie pamiętam już kiedy ostatni tak musiałam ciągnąć rower za sobą. Pewnie gdzieś w górach na maratonie.Do tego przedzierałam się przez te krzaki. Nogi mam całe podrapane, ale co tam. Przygoda.
W koncu dotarłam do zielonego szlaku i już spokojnie wjechałam na Marcinkę.
A z Marcinki szutrówką w dół, którą wyjątkowo pewnie mi się zjeżdzało. Jakos tak w tym roku kompletnie strachu nie czuję przed zjeżdżaniem. Przynajmniej na razie.
Jak zjeżdzałam i widziałam Tarnów w dole, pomyślałam: szkoda… ze już jadę do domu. Taki ten świat jest piękny!
Magnus dostał w koncu to co miał obiecane, bo obietnice spełniać trzeba, czyli zasłużoną i długą kąpiel.
Wygląda po tym „liftingu” dużo młodziej i powabniej.
Serio
Trasa fajna, ale tereny przeze mnie rzadko raczej eksplorowane. Jakoś bardziej wolę ruszać w kierunku Lubinki, Wału niż Marcinki.
Dlaczego?
Wiadomo.. tam nieodłącznym elementem „górskiego” pejzażu jest Dunajec.

Rzeka Biała w Kłokowej© lemuriza1972

Marcinka i Tarnów w dole© lemuriza1972

Asfaltowy podjazd na Słoną Górę© lemuriza1972
- DST 44.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:46
- VAVG 15.90km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 marca 2012
W lesie na Lubince
Spokojny dzień, spokojna jazda , to i muzyka spokojna.
Zrobiłam sobie dzień ze Stingiem. Najpierw płyta ( mój ukochany koncert z Berlina), teraz dvd.
Piękny słoneczny, dość ciepły dzień.
Miałam właściwie już obmyśloną trasę, ale w ostatniej chwili zmieniłam ją. Tę pierwotnie dzisiejszą, zostawiam na jutro ( chyba, bo zawsze mi się może odmienić, jak to powiedziała Nosowska „ moim niezbywalnym prawem jest zmiana zdania”).
Zaczęłam więc moim ulubionym szlakiem przez Buczynę, potem wzdłuż Dunajca. Na skrzyżowaniu w Janowicach, skręciłam w lewo ( na wysokości Domu Weselnego), tam jest taki dość wymagający 2 km, asfaltowy podjazd.
Nie jest to może najtrudniejszy podjazd w okolicy, ale dosyć stromy i trzeba się nasiłować.
Wysiłek rzecz jasna rekompensują widoki, w dole Dunajec, panorama na Beskid Sadecki, a przy odrobinie szczęscia i na Tatry.
Dzisiaj niestety nie było dobrych widoków, pomimo słońca wszystko jakby za delikatną mgłą. Szkoda.
Dość dobrze mi się wjeżdzało, powoli, nie spieszyłam się, nie siłowałam ze sobą i nie było dramatów, głupich mysli pt zawracam.
Jest lepiej niż tydzien temu. Nie żeby nagle przybyło mi wiele mocy, ale jest lepiej. Czuję to.
Dojechałam do lasu na Lubince i skrzyżowania i skręciłam w lewo , w kierunku Dąbrówki Szczepanowskiej. Miałam chytry plan, chociaż biorąc pod uwagę, że byłam na Magnusie , a on taki nie do konca sprawny i opony ma wybitnie nieterenowe, plan był ambitny.
Skręciłam więc w prawo w zielony pieszy do lasu.
To jest rewelacyjny ( szkoda ze taki krótki ) szlak w lesie na Lubince. Cięzko tam jednak trafić samemu. Mnie na szczęscie pokazał go kiedyś Mirek.
Najpierw zjeżdża się dosyć długo szutrem z pieknym widokiem na Tarnów w dole, potem wjeżdża się do lasu i jest naprawdę dość wymagający , terenowy zjazd, który w połowie zamienia się w trudny ( naprawdę) podjazd.
Zjeżdzało mi się naprawde fajnie, jak na po zimie i jak na Magnusa. Nie mam żadnej blokady.
Popełniłam jeden mały błąd ( chwila zawahania niepotrzebnego), ale na szczescie bez upadku, tylko małe zatrzymanie się.
Zjechałam nawet do potoku i go przejechałam, co na Magnusie jest dla mnie sporym wyczynem.
Ale fajnie, było czuć tę zjazdową adrenalinę. Tyłek za siodełkiem, balans, wybieranie drogi. To lubię.
Nagle usłyszałam jakiś hałas. Myślę sobie: co to w środku lasu?
Potokiem jechały 4 quady.
Chłopaki coś do mnie mówili. Nie wszystko usłyszałam, bo byli w kaskach i ciężko było ich zrozumieć. Pytali czy trudno. Powiedziałam, że nie, bo przecież jakby nie było, nie z takimi szlakami miałam w życiu do czynienia.
Potem pojechałam do góry i zaczęły się schody.
Muszę przyznać ze spadłam dwa razy z roweru, bo tam jest trudny teren i stromo.
W ub roku przejechałam całość, ale na Kateemie.
Było trochę slisko i nie miałam dobrej przyczepności, ale też i siły jeszcze takiej nie ma na taki podjazd.
Tak sobie jechałam i myślałam, że to jest kwintesencja rowerowania. Podjazdy, zjazdy. Nie jazda po płaskim.
I myślałam sobie, ze ktoś kto nigdy nie zrobił na rowerze solidnego podjazdu, to nie wie naprawdę czym jest jazda na rowerze.
Ja dopiero jak popatrzę na świat ze szczytu jakiejs górki, to mam tę prawdziwą, czystą radość z jazdy na rowerze.
W lesie widziałam już trochę zawilców.
Zjechałam potem do Szczepanowic i znowu niebieskim nad Dunajcem. Tam usiadłam sobie.. w moim ulubionym miejscu , takie piękne zakole Dunajca, chyba najładnieszy znany mi fragment w poblizu Tarnowa.
Siedziałam, słuchałam szumu rzeki. Cisza i spokój.
Przypomniało mi się, jak za dawnych lat , kiedy jeszcze wiecej jeździłam na rowerze, a nie trenowałam, przyjeżdzałam nad Dunajec często. Siedziałam, słuchałam tego szumu, patrzyłam na wodę.
Tak się cieszę, ze mam go w pobliżu.
Jutro zmiana czasu, będzie można dłużej pojeździć w dzień powszedni, nie myśląc o oświetleniu/. Fajnie.
Zdjecia dzisiaj takie mało wyraźne, ale momentami słonce chowało się za chmury i było tak sobie.

Dunajec w Zgłobicach© lemuriza1972

Podjazd od Janowic, a w tle górki, niestety słabo dzisiaj widoczne© lemuriza1972

zaczyna się zielony pieszy szlak, gdzieś tam w dole Tarnów© lemuriza1972

Poczatek zjazdu, w dole Tarnów© lemuriza1972

Zjazd© lemuriza1972

Potoczek i trochę śniegu ( jeszcze)© lemuriza1972

Potoczek w lesie na Lubince© lemuriza1972

Quadowiec© lemuriza1972

Dunajec błękitny© lemuriza1972
- DST 44.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:28
- VAVG 17.84km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 marca 2012
Jeżdżę na rowerze, bo.....
Dostałam zadanie domowe ( Pan Bogdan Banaś powiedział, że skoro go publicznie chwalę, za tę sportową działalność , to muszę ponieść konsekwencję:)) - napisać coś co można byłoby zamieścić w folderze promującym Puchar Tarnowa w mtb pt: dlaczego jeżdżę na rowerze.
Tak więc chodzę sobie po domku ze szmatą i ścieram kurze, w rytm piosenek mojego ukochanego Hey i... pomyślałam: no ja na ten temat dużo pisać mogę, ale dlaczego ktoś ma czytać tylko to co ja mam do powiedzenia na ten temat.
Nie jestem jedyną bikerką w Polsce i pomyślałam: zapytam Was, to może być bardzo ciekawe, prawda?
Więc proszę wszystkich chętnych o wzięcie udziału w zabawie o odpowiedź ( w komentarzach do tego wpisu) na pytanie: jeżdzę na rowerze ,bo...
I oczywiście podpisanie się nickiem lub nazwiskiem i podanie miejscowości ( koniecznie).
No i jeszcze jedna ważna sprawa: umieszczając odpowiedź zgadzacie się , rzecz jasna na ewentualną publikację swojej odpowiedzi w folderze, ok?
Preferuję krótkie wypowiedzi.
To co mogę na Was liczyć?
Pomożecie?
Czekam
Iza, która jeździ na rowerze bo.. JEST:)
Tak więc chodzę sobie po domku ze szmatą i ścieram kurze, w rytm piosenek mojego ukochanego Hey i... pomyślałam: no ja na ten temat dużo pisać mogę, ale dlaczego ktoś ma czytać tylko to co ja mam do powiedzenia na ten temat.
Nie jestem jedyną bikerką w Polsce i pomyślałam: zapytam Was, to może być bardzo ciekawe, prawda?
Więc proszę wszystkich chętnych o wzięcie udziału w zabawie o odpowiedź ( w komentarzach do tego wpisu) na pytanie: jeżdzę na rowerze ,bo...
I oczywiście podpisanie się nickiem lub nazwiskiem i podanie miejscowości ( koniecznie).
No i jeszcze jedna ważna sprawa: umieszczając odpowiedź zgadzacie się , rzecz jasna na ewentualną publikację swojej odpowiedzi w folderze, ok?
Preferuję krótkie wypowiedzi.
To co mogę na Was liczyć?
Pomożecie?
Czekam
Iza, która jeździ na rowerze bo.. JEST:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 marca 2012
Trochę podjeżdżania
Dla wszystkich Chłopaków, ale te Dziewczyn ( Dziewczyny niech tylko w odpowiednich momentach zamienią formę męską na żeńską i też będzie).
Lubię Bukartyka, chociaż szczerze mówiąc , nie mam żadnej płyty.
„ Czasem się leci ładnie, czasem się na dupę spadnie”
No właśnie..
Jak w życiu ( oj ile razy się potłukłam) i na rowerze.. czasem na zjeździe się „leci” ładnie i bez dotykania klamek, a czasem się robi głupoty i zalicza się to co się zalicza ( jak najmniej wszystkim takich nie fajnych doznań w tym sezonie).
Stan równowagi chwiejnej staram się utrzymywac od kilku dni.
Zapewne wielka w tym zasługa mojego Przyjaciela Magnusa. Myślę, że tak. Ze jak zwykle pomaga. Zawsze coś tam tej serotoniny przybędzie , prawda?
I zaczyna się dostrzegać świat… jeszcze jakby przez mgłę, ale jednak.
Jest taka piosenka Heya „Zobaczysz”
Myślę, że w tych słowach doskonale oddany jest stan , który na pewno nie jest stanem równowagi chwiejnej, a raczej stanem głębokiej depresji ( obojętnie czy spowodowanej nieszczęśliwą miłością, jak w tej piosence, czy inną zyciową traumą). To tak się widzi,świat się tak widzi.. a raczej się go nie widzi…
A kiedy ona cię kochać przestanie, zobaczysz noc w środku dnia
Czarne niebo zamiast gwiazd, zobaczysz wszystko to samo co ja
A ziemia, zobaczysz, ziemia to nie będzie ziemia
Nie będzie Cię nosic
A ogień, zobaczysz, ogień to nie będzie ogień
Nie będziesz w nim brodzić
A woda, zobaczysz, woda to nie będzie woda
Nie będzie Cię chłodzić
A wiatr, zobaczysz, wiatr to nie będzie wiatr
Nie będzie Cię koić
A kiedy ona Cię kochać przestanie, zobaczysz obcą własną twarz
Jakie wielkie oczy ma strach, zobaczysz wszystko to samo co ja
A ziemia, zobaczysz, ziemia to nie będzie ziemia
Nie będzie Cię nosic
A ogień, zobaczysz, ogień to nie będzie ogień
Nie będziesz w nim brodzić
A woda, zobaczysz, woda to nie będzie woda
Nie będzie Cię chłodzić
A wiatr, zobaczysz, wiatr to nie będzie wiatr
Nie będzie Cię koić
A wszystkie żywioły, wszystkie będą Ci złorzeczyć
Lepiej byś przepadł bez wieści
Ale zaczynam widzieć. Świat się zieleni powoli.
W sumie dzisiaj wahałam się , gdzie jechać, bo od soboty dość intensywnie jeżdzę, więc przydałby się jakis odpoczynek, jazda totalnie lajtowa.
Tyle, ze ja się zastanawiam czy ja jeszcze tak potrafię???
Wybór padł na górki.
Chciałam zdążyć przed ciemnościami, więc wiele tego nie było. Pojechałam sobie niebieskim przez Buczynę i moim ulubionym terenowym podjazdem na Lubinkę. Miałam obawy czy dam radę, bo tam się trzeba sporo nasiłować w pewnym momencie , żeby nie spaśc z roweru.
Dałam radę i nawet nie było żadnych głupich myśli pt: zawracam…
A potem .. nie wiem co mnie nabrało… i zjechałam sobie w dół asfaltem i podjechałam naprawde mega stromy asfaltowy podjazd.
Namordowłam się i owszem, ale wreszcie poczułam coś w rodzaju radości. Tej radości z podjeżdzania. Nie potrafiłam jej z siebie wydobyć w sobotę, w niedzielę. Przyszła dzisiaj.
No i zafundowałam sobie jeszcze adrenalinkę dodtakowo, bo zjechałam sobie moim terenowym podjazdem ( ma sporo kolein i kamieni).
Hm… jak tak zamieniłam ten podjazd na zjazd.. to poczułam dlaczego tak cięzko się podjeżdza.
No to jest konkretny zjazd!
Ale było fajnie! Coraz bardziej przekonuje się , ze nie ma co się bać Magnusa na zjazdach.
Dzisiaj byłam trochę onieśmielona na początku zjazdu, a potem pomyslałam sobie: puść te klamki dziewczyno, daj temu rowerowi sobie jechac po tych koleinach, da sobie radę. Przecież on niejeden maraton przejechał i nie jeden ekstremalnie trudny zjazd.
No właśnie.
Sporo terenu, trochę podjeżdzania, piękna pogoda, zachód słońca nad Dunajcem.
Drobiazgi, ale ważne.

Gdzieś po drodze© lemuriza1972

Widoczek z góry, w dole Dunajec© lemuriza1972

Słońce zachodzi nad Dunajcem© lemuriza1972

Wyjazd z Buczyny© lemuriza1972
- DST 27.00km
- Teren 16.00km
- Czas 01:32
- VAVG 17.61km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze





