lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Środa, 21 marca 2012

Jeździmy dalej




Kaśka raz jeszcze, a potem będzie już coś innego, bo się nam Kaśka znudzi.
Chociaż czy to możliwe?
Swietny jest ten tekst , prawda?

Gdy współzamieszkujący znów
W konkubentki oczach spadł
Na dna den dno najgłębsze

Olśnienia dość nagłego błysk
Umysł jej spowolniały
Wprawił w ruch niszczycielski

Od kuchni gdzie dochodził żur
Szczędząc słów bytowi z kanapy
Poszła w świat konkubentka

Z piersią dumnie wypiętą
Lekkim krokiem po szczęście
Szczęście, lecz nie w duecie

Strumień iskier
W niebo szedł
Gdy w zdumieniu
Spalał się.

Znalazłam dzisiaj świetny wywiad z Nosowską.
To jest bardzo mądra kobieta. Perła po prostu na tym naszym rynku muzycznym.

Kasia Nosowska: Muzyka na pewno wpływa na moją wrażliwość. Wystarczy, że włączam Radiohead - budzi się we mnie najdelikatniejsza Kasia. Ciszy potrzebuję, żeby zrobić codzienny bilans. Posłuchać siebie, zapytać: co się dzieje? Dlaczego jesteś podminowana? Obrażona?
Smutek czy radość?

Kasia Nosowska: Mam smutne DNA. Zresztą nie sposób być wiecznie radosnym. Przygnębienie pozwala mi dostrzec, jaką jestem szczęściarą. Mam fajną pracę, supersyna, dobry związek i zdrowie. Dostałam aż nadto, drżę, że ktoś wystawi mi za to rachunek.

Też tak mam… jak jest za dobrze, to robię się podejrzliwa, że coś tu nie gra… coś się stanie.
To nie jest pesymizm, to … doświadczenie, bo w życiu tak już zwykle bywa.
Kaśka pisze, ze potrzebuje ciszy.
Pomyślałam: a ja niespecjalnie za ciszą przepadam. Może dlatego, ze mieszkam sama.. więc cisza czasem przewierca uszy. Wiec pierwsze co robię przychodząc do domu, to włączam radio albo płytę.
Ale tak czasem ciszy potrzebuję i ciszy szukam i ciszę doceniam.
Lubię ciszę w górach i lubię ciszę naddunajcową.
Lubię też samotne sam na sam ze sobą, podczas jazdy na rowerze.
Jeszcze jedno zdanie Kaśki. Bardzo ją za to cenię.
„Kompromis, którego nie popełnię?
Kasia Nosowska: Związany ze sztuką. Nie zgodziłabym się nadwątlić przekazu, by był lekkostrawny i np. lepiej się sprzedawał”

To tyle o Kaśce, a teraz o DZISIAJ.
Właściwie dzisiaj miałam zamiar zrobić sobie przerwę i pozałatwiać rózne sprawy niezałatwione i zepchnięte w kąt podświadomości:).
Ale Mirek napisał, ze dzisiaj wreszcie wybiera się na rower, wiec pomyslałam: no to ja też.
Jako , że Mirek po dwumiesięcznej przerwie, nie chciał jechać w górki. Pojechalismy więc do Lasu Radłowskiego, przedzierając się przez budowy autostrady ( są teraz prawie wszędzie).
W sumie szału z tą naszą jazdą nie było, w dodatku cały czas gadałam ( tak na marginesie, czytam teraz taką ksiązkę Teresy Torańskiej „ Są”. Dzisiaj akurat czytałam wywiad z Nowakiem- Jeziorańskim. On opisywał swój pobyt w Tyńcu, w klasztorze.
Weszłam na stronę, rzeczywiscie można wynająć pokój – jak w hotelu. Pomyślałam też.. może przydałoby mi się pobyć w takim miejscu. Zaraz jednak była refleksja, czy ja z moim wrodzonym gadulstwem wytrzymałabym w tej ciszy????).
Wracając do jazdy.. nie było też dramatycznie. Ot jak na moją obecną formę i marzec, to myslę, ze nie tak źle.
Nawet pobiłam swój tegoroczny rekord prędkości w podjeździe na most w Ostrowie ( jest tam delikatnie pod górę) - 30 km/h.
Najlepszy wynik mój to chyba 36:), ale spokojnie... będzie i 36:).
  • DST 30.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:22
  • VAVG 21.95km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Wtorek, 20 marca 2012

Wertepy





Spójrz jak szczupleje
Topi się bałwan i tors
Spójrz jak wylewa się
Z koryta Wisła, wprost na wał
Spójrz jak zielone
Kapie z wszystkich drzew
Spójrz jak przetacza krew natura
Z zimy wstaje świat

Patrz na purpurą
Spryskane płatki róż
Patrz jak unosi wiatr
Połyskujący w słońcu kurz
Spójrz na ten strojny w jaskrawych rabat
Dywan - plac
Spójrz na podlotki co
Rozdają wianki tu i tam
Tu i tam... tu i tam...


Taka piosenka na ten pierwszy dzień wiosny.
Wiosny, którą z całych sił staram się dostrzec, ale ciężko… bardzo ciężko.
Tak się nieśmiało do siebie uśmiechamy, bez wielkiego zaufania.
Może czas zrobi swoje?
Tylko wtedy, to już pewnie z latem przyjdzie się witać.
Dzisiaj bez wielkiej ochoty wyszłam z Magnusem, ale wiedziałam, że MUSZĘ.
Tak sobie obiecałam – bez względu na pogodę, chęci konsekwentnie tę terapię prowadzić będę.
Miały być górki, ale zrezygnowałam, bo noc dobra nie była, spałam niewiele, więc czułam zmęczenie po pracy, a i wietrzysko duże znowu dzisiaj.
Miałam wiec zamiar jechać do Lasu Radłowskiego, ale.. w Gosławicach spotkała mnie niespodzianka – droga zamknięta ( aj ta autostrada, coraz więcej dróg w okolicy pozamykanych!).
No to zawróciłam w stronę Komorowa i na dobre mi to wyszło, bo trafiłam w koncu nad Dunajec, a tam… wertepy, koleiny, patyki, kamienie, wilcze doły. Czyli to co lubimy.
Ale jazda!
Zaczęłam się usmiechać i pomyślałam – no własnie Iza… trzeba ruszyć wiecej w teren, bo wtedy czujesz, że jeździsz na rowerze.
Jak się tak człowiek musi nasiłować żeby przez te rózne przeszkody przejechać, jak tak pobalansować trochę ciałem.. jak jest trochę adrenaliny… to jest zupełnie inaczej , niż jak się tak mknie po asfalcie ( chociaż to też lubię).
Było bardzo sucho jak na tereny naddunajcowe. Rzadko kiedy jest tam aż tak sucho.



Zachód słońca nad Białą © lemuriza1972
  • DST 27.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 20.51km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)
Poniedziałek, 19 marca 2012

Przedawkowanie rzeczywistości





"…bliskim mów, gdyby pytali, że chwilowo zmieniałam adres, że w niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości”

Mistrzostwo świata, te słowa, prawda?

Wymieniłam dzisiaj maile z moją koleżanką. Dziewczyna jest w trudnej życiowej sytuacji. Naprawdę.
Jest lepiej, jest gdzieś w połowie , może 2/3 drogi do SPOKOJU, ale jeszcze trochę przed nią. Napisała, że jej mąż myślał, że sobie z tym szybciej poradzi.
Pomyslałam: na miłość boską.. dlaczego ludziom wydaje się, że wychodzenie z różnych życiowych tarapatów, traum to taka prosta sprawa?
Dlaczego wydaje im się, ze od razu powinno się ZAPOMNIEĆ i usmiechać od ucha do ucha, że jeżeli tak nie potrafimy, to coś z nami nie tak?
Przecież to dochodzenie do SPOKOJU, to nie jest bieg na 100 metrów, to jest cholerny maraton!
I pomyślałam sobie.. ona już połowę przebiegła i dobrze! Ja dopiero zaczynam. Jestem na początku dystansu.
I to będzie maraton bardziej na orientację. Nie będzie strzałek, które mnie poprowadzą do mety, muszę sama znależć drogę.
Nie znam ani profilu trasy, ani sumy przewyższeń.
Jedna wielka niewiadoma .
Dam radę?
Nie wiem. Dzisiaj stoję na starcie z jedną nogą za linią… bardzo niepewna, bez sił i motywacji, ale chyba zrobiłam dzisiaj ten pierwszy krok.
To nie pierwszy mój taki maraton, mam trochę doświadczenia. Może to pomoże, ale pewności nie mam i boję się.
Nie bardzo mi się chciało dzisiaj wyjeżdzać na rower. Nie było już tak cieplutko jak wczoraj i było bardzo, bardzo wietrzenie.
Ale zmusiłam się.
Wybrałam trasę płaską, chociaż wahałam się.. chciałam popróbować się z górkami. W sumie dobrze jednak, ze nie pojechałam w górki, bo przy tym wietrze byłoby mi bardzo, bardzo ciężko.
Wyjeżdzając pomyślałam: ok Iza, nie przygotowujesz się do maratonów, ale zmuś się do wysiłku.
Po co? Dlatego, że lubię. Po prostu lubię sportowo się zmęczyć.
I jeszcze po to, żeby sobie udowodnić, że potrafię się jeszcze do czegoś zmusić, zmobilizować. Ze jeszcze nie jest tak źle.
Że leczę się z silnego przedawkowania rzeczywistości.
Ja wiem.. wiem.. że rower to tylko pół środek… że nie wyleczy mnie w 100%, wiem.
Ale na pewno nie zaszkodzi. Na pewno nie.
No to zmusiłam się do jazdy tak mocnej na jaką na obecny czas mnie stać.
Naprawdę zrobiłam wszystko, żeby jechać jak najszybciej.
Nie było mi łatwo, bo wiatr znacznie utrudniał zadanie, ale się starałam. Daleko mi do moich rekordowych osiągnięc z tą dzisiejszą średnią, ale przecież będzie chyba kiedyś lepiej, prawda?
A jutro może posiłujemy się z górkami.



Bolą mnie nogi, a to znaczy, że chyba rzeczywiście było mocno ( jak na moja obecną formę rzecz jasna).
No i dzisiaj udało mi się jeszcze ugotować pyszną zupę ogórkową:)
A i w pracy załatwiłam dwie ważne sprawy.
Taki niezły bilans jak na jeden dzień.

Zachód słońca nad Dunajcem © lemuriza1972



Dunajec wczorajszy © lemuriza1972


Dunajec wczorajszy II © lemuriza1972
  • DST 28.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 22.70km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Niedziela, 18 marca 2012

Do Melsztyna

&feature=related

Znalazłam przypadkiem , a nie znałam. Bardzo mi się spodobało.

I znowu obudziło mnie słońce, spać nie dało.
Wołało do siebie.
Tyle, że mnie ostatnio tak ciężko się wstaje. To walka codzienna, stanąć dniu naprzeciw.
Ale wstałam.
Andżelika zapytała: jedziemy na rower?
Powiedziałam: jedziemy Andżeliko, chociaż uwierz, nie mam wielkiej ochoty…
( tak.. tak.. tak właśnie czuję i nie o rower chodzi, że go niby nie lubię, czy lubić przestałam, ale teraz wszystko jest trudne, po prostu trudne).
Ale muszę, bo to mnie przybliży do jakiejś normalności, taką mama nadzieję. Nie tracę jej. Mimo wszystko.
Andżelika miała ochotę na górki, ale Tomek nie bardzo chciał, więc wybrałam wersję pośrednią, czyli drogę wzdłuż Dunajca, w kierunku do Zakliczyna, która generalnie płaska, ale ma kilka krótkich podjazdów. Do tego postanowiłam, że wjedziemy sobie w teren , czyli moim ulubionym niebieskim szlakiem przez Buczynę i wzdłuż Dunajca, który nieodmiennie w takie słoneczne dni pokazuje swoją śliczną barwę. I co tu dużo mówić zachwyca… Przynajmniej mnie, niezmiennie, wciąż, do końca życia zapewne:).
W terenie sucho, oprócz kilku miejsc w Buczynie, gdzie trochę błotka, ale tam zawsze przecież tak jest. Nawet jak lato upalne. To są mocno zacienione miejsca i tam podłoże nigdy nie wysycha.
Po terenie pedałuje mi się jeszcze ciężko, ale myślę sobie tak, ze jeżdzę teraz na Magnusie, który cięzki jest, nieserwisowany długo, a poza tym chyba dodatkowo na nim kilogram zaschłego błota, więc to swoje robi:).
Więc jak już odbiorę Kateemka z serwisu, to na pewno będę czuć kolosalną różnicę. Przyda mi się to jeżdżenie na Magnusie.
Czekam niecierpliwie na Kateemka, bo wtedy wyruszę na terenowe zjazdy poczuć adrenalinę, zobaczyć czy nie ma pozimowej blokady ( ale chyba nie ma, bo na asfalcie zjeżdzam pewnie, prawie nie hamując).
Wiało dzisiaj trochę, więc do Zakliczyna jechało się dość ciężko.
Dojechaliśmy do Zakliczyna i postanowiliśmy pojechać jeszcze dalej ( na Czchów nie było czasu, sił i zapasów jedzenia), więc dojechaliśmy do Melsztyna. Tam chwilę posiedzieliśmy nad Dunajcem.
Hm.. taka wycieczka, tempo znowu wycieczkowe. Dziwne to dla mnie, bo ostatnie lata to były treningi i trochę nieswojo się z tym czuję, ale to będzie taki właśnie rok. WYCIECZKOWY.
Iza z Izy- maratonki, zamieniła się w Izę wycieczkowiczkę.
Co potem? Czas pokaże…
No bo…to wiem, że będę trochę tęsknić za ściganiem. I myślę, że jeszcze wrócę. Kiedyś.
Skąd wiem?
Wiem:)
W drodze powrotnej zobaczyłam z naprzeciwka mknącego kolarza i pomyślałam: ooo… ktoś na treningu ( i wtedy własnie pomyslałam… "a my tak się ślimaczymy, trochę szkoda").
Ten ktoś był w ubranku teamowym Bieniasz Team. Pomyslałam: przecież nie Mirek, to nie jego treningowe rewiry.
To był Kiszon, na szosówce.
Jak nas zobaczył zawrócił i jechaliśmy dalej razem.
On pewnie musiał zmniejszyć prędkość o 50%, ale nas zmobilizował do nieco mocniejszej jazdy. Tyle, że ja szybko poczułam ssanie w żołądku i pomyślałam: o niedobrze… będzie zaraz odcinka prądu, a tu jeszcze dwie góreczki..
Ale jakoś przezwycięzyłam ten kryzys i dojechałam do domu.
Dzisiaj to były pierwsze 3 godziny spędzone w tym roku na rowerze.
Było dzisiaj nieznacznie lepiej, trochę bardziej się mobilizowałam pod górę. No , ale szału to dalej nie ma.
Może jakoś powoli…




Odpoczynek © lemuriza1972


Melsztyn © lemuriza1972


Trzmiel atakuje Andżelikę © lemuriza1972



Najpiękniejszy z najpiękniejszych © lemuriza1972
  • DST 61.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Sobota, 17 marca 2012

Wycieczka po górkach






Dwa tygodnie minęło od czasu, kiedy byłam ostatni raz na rowerze.
Dwa tygodnie nic nierobienia sportowo, dwa tygodnie zmagań innych, ale też z samą sobą.
Obudziło mnie słońce, w innych okolicznościach, wstałabym z uśmiechem od ucha do ucha i z radością myslałabym o rowerze.
Nie dziś.
Ale pojechałam z nadzieją, że trochę pomoże.
Wjeżdżając pod Lubinkę , myślałam, że się rozpłaczę. Było jeszcze gorzej niż poprzednim razem.
Cięzkie nogi, cięzki oddech, żadnej chęci do walki z górką i samą sobą.
Miałam ( znowu) ochotę zawrócić.
Potem pomyślałam sobie: Kobieto, czego wymagasz od swojego organizmu. Nic nie robiłaś prawie całą zimę, poza tymi kilkoma wypadami na nartki, kiepsko śpisz od 3 miesiecy, kiepsko jesz, wciąż organizm nafaszerowany jakimiś lekami, wiec czego wymaagasz?
Nie masz żadnego sportowego celu przed sobą, więc jak zmusic głowę, żeby „nakazała: temu organizmowi dać z siebie coś?

No właśnie.
Potem jednak pomyślałam: spokojnie, nie trenuję, nie przygotowuję się do niczego, ale jakoś powolutku, systematczynie dojdę do siebie. Popracuję i będzie lepiej.
Bo to strasznie przykre, jak się odczuwa taki regres. Jak się jeździ gorzej niż załózmy 5 lat temu.
Organizm niby starszy, ale to jeszcze niczego nie tłumaczy.
Zatrzymalismy się na Lubince, tam jeszcze trochę sniegu,więc się z nim posiłowaliśmy.
Potem zjechalismy do Janowic, kawałek wzdłuż Dunajca i znowu do góry, w kierunku Winnicy. Cięzki , dosyć długi podjazd, ale z pięknymi widokami,
Jakiś mężczyzna siedział przy drodze i pił piwo. Zapytał:
Jakoś to czujecie?
( chyba w sensie, ze cięzko)
Usmiechnęłam się i powiedziałam: jeszcze jak…
W lesie na Lubince zrobilismy krótki przystanek, Andżelika chciała posiedzieć na słoncu, wiec usiedlismy przy rowie, co było niebezpieczne, bo każdy przejeżdzający obok nas kierowca rozproszony był ( troje dziwaków w kaskach siedzi w lesie), a nieopodal było skrzyżowanie.
Andżelika powiedziała nawet: zaraz tu będzie jakiś wypadek.
Zjechalismy lasem. Pierwszy mój terenowy zjazd w tym roku i to jeszcze na Magnusie, ale jakoś poszło.
Bałam się trochę bo to przecież tam w ub roku tak bardzo się porozbiłam.
A potem już do domu.
Było troche podjeżdżania, co czuję w nogach, chociaż tempo prawdziwe wycieczkowe.
no ale w takiej formie, cóż innego... Ciagle mam w pamieci ub wiosnę.. jak ja wtedy jeździłam, jaką czułam ochotę, jakiego miałam powera.

Nic z tego nie zostało, tylko moje rowery.
Dzisiaj udało mi się pobić reord predkości tegoroczny czyli 54 km na zjeździe z Lubinki. Nie dotykałam klamek prawie w ogóle.
Na zjeżdzie ternowym 42 było, jak popatrzyłam na licznik to pomyślałam .. no jak w coś teraz wjadę, i zaliczę dzwona na tych kamieniach, wesoło nie będzie.
Pogoda przepiękna, prawdziwie wiosenna.
A ja dalej.. świata nie widzę. Ani słonce, ani widoki, ani rower… nic nie powoduje lepszego nastroju.
Zgroza.

„ a może będzie dobrze, byłoby dobrze”




Lubinka jeszcze odrobinę zimowa © lemuriza1972





Ja walczę © lemuriza1972


Tomek walczy © lemuriza1972



Dunajec © lemuriza1972


Odpoczynek w rowie © lemuriza1972
  • DST 46.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 17.69km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
Niedziela, 4 marca 2012

"Płaska" niedziela

Dunajec © lemuriza1972


Dunajec miał dzisiaj taką barwę, ze musiałam sie zatrzymać i zrobić zdjęcie (zdjęcie zrobione z mostu w Ostrowie, to już te tereny, gdzie Dunajec płynie przez "plaskate" tereny. No , ale i tak piękny jest, prawda?).
A ja dzisiaj.. bez wielkiej ochoty wyszłam z Magnusem. Wahałam się długo, bo kusiły mnie transmisje sportowe ( najpierw skoki, potem biegi). Ugotowałam zupę, obejrzałam trochę skoków i jednak pojechałam, bo słońce świeciło i pomyślałam, że jeśli nie pojadę, bedzie mi zwyczajnie ... żal.
Dzień będzie zmarnowany.
Bo co to za dzień przed telewizorem, prawda?
Dzisiaj było zimniej. Zmarzły mi stopy, ale też nie ubrałam dzisiaj ochraniaczy, bo wydawało mi się, że jest taaakieee słonce i będzie ciepło. Tak ciepło, to nie było.
Pojechałam po płaskim, bo czasu było niewiele ( chciałam obejrzeć zmagania Kowalczyk - diabelski ten zakręt na stadion, już widzę siebie tam:)). No więc w kierunku Dwudniaków, kawałek lasem i z powrotem.
W lesie umiarkowanie mokro.
Kręciło mi się ciężko, nogi zapewne pamietały, jeszcze wczorajsze górki.
jestem jednak zasmucona, że tak ciężko mi się jeździ, chociaż przecież powinnam sie tego spodziewać.
Jeszcze bardziej smuci mnie to, że żadne widoki, lasy, jeziora, górki nie działają obecnie na mnie.
Chciałabym "dotknąć" tego świata, a nie mogę.. wciąż jest zbyt daleko.
Ot co.
Trzeba czekać aż będzie lepiej i tyle.
  • DST 30.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 21.69km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)
Sobota, 3 marca 2012

Górki po raz pierwszy tego roku

A na Lubince jeszcze zima:) © lemuriza1972



Gdzieś tam po drodze wzdłuż Dunajca © lemuriza1972


Dunajec pozimowy © lemuriza1972



Pojawiło się dzisiaj słońce.
Jakby chciało mi powiedzieć: dość tego lenistwa, marazmu, letargu. Czas pojeździć porządniej.
Trochę się z nim „sprzeczałam”, bo wcale nie miałam przekonania czy na porządne ( tzn po górkach jeżdżenie) mam ochotę i siłę.
To była wojna słońca z wiatrem.
Słońce jakby chciało powiedzieć: nie jest zimno, warto ruszyć się gdzieś i popatrzeć na jakiś inny świat.
Wiatr: będzie ci cieżko, będą opory, a ty chcesz jeszcze pod górę.

Słońce wygrało.
Postawiłam na Lubinkę.
Skoro w ogóle od niej zaczynałam swoje „górskie” jeżdżenie , to i sezon trzeba od niej zacząć.
W ubiegłym roku też tak zaczynałam. Od Lubinki.
Pojechałam przez Zbylitowską Górę ( pierwszy delikatny podjazd i już wiedziałam: lekko nie będzie), Zgłobice, Błonie.
Kilka mniejszych podjazdów. Ból nóg. Nie czuję mocy żadnej, ale niby skąd ją mam czuć, jak zima była jaka była.
I Lubinka.
Lubinka, którą jestem już w stanie z blatu wjechać. Ale rzecz jasna , nie o tej porze roku.
Ojej, jak było mi cięzko…. Jak nogi nie pracowały fajnie, jak sapałam jak lokomotywa, a serce jakos mało regularnie biło , tętno wysokie ( muszę pulsaka wreszcie uruchomić, żeby sprawdzić co to się dzieje).
Kiedy prędkość zeszła mi do 9 km/h, zrobiło mi się smutno. Nie pamietam kiedy tak wolno wjeżdzałam na Lubinkę. Po prostu nie pamietam…
I przypomniałam sobie kiedy w ub roku na wiosnę, byłam w stanie podczas jednego treningu zrobić Lubinkę 6 razy i to jeszcze z mocną koncówką, w dobrym tempie…
Cóż…
,ale wjechałam.
Może trzeba na to tak popatrzeć? Dobrze, ze w ogóle wjechałam, bo kusiło mnie żeby zawrócić i sobie zjechać. Zdezerterować.
Zjeżdżając z Lubinki nie dotykałam hamulców. Pomyślałam, ze i tak prawie nie mam klocków, to spróbuję nie hamować.
Zimno było na zjeździe. Przewiało mnie.
Na Lubince jeszcze trochę narciarzy. Jutro mają być zawody o Puchar Starosty. I nawet ma być kategoria samorządowców.
Szkoda, ze nie zjeżdzam. Chyba musze podpowiedzieć staroście, żeby zawody na rowerach zrobił. Wtedy miałabym pole do popisu.
Spotkałam 3 bikerów, w ciągu całej jazdy. Trochę mało jak na tę ładną pogodę, ale może ludzie są na nartach?
Spora grupa tarnowskich kolarzy pojechała na Bieg Piastów. Usłyszałam wczoraj w wiadomościach sportowych, ze w biegu na 10 km nalepszy z Polaków a 3 open był Norbert Kuczera z Sokoła Tarnów. Brawo!
Norbert podobno brał udział w amatorskim podbieganiu pod Alpe Cermis i nawet Petrę Majdic wyprzedził.
Zjechałam z Lubinki i wróciłam wzdłuż Dunajca.
Dunajec płynie jak płynął, góreczki stoją, jak stały, a ja jakbym wciąż przez szybę to oglądała.
Tak bym chciała , żeby to już wreszcie minęło…
Żeby była taka codzienna radość z drobiazgów. Muszę być jednak cierpliwa. Nie da się tak od razu, chociażby się bardzo chciało.
Podobnie jak z formą.
Wiem, ze za jakiś czas będzie się lepiej wjeżdzało. Wiem.
Dzisiaj też wiatr utrudniał zadanie, ale pomimo tego.. słabo było i tyle. Nie ma się co czarować. Wolno, cięzko.. czas dramatyczny dość.
A nogi jak mnie bolą…:)
  • DST 43.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Piątek, 2 marca 2012

Siłownia . Desperacja i hańba.



Jest boska, prawda?:)

„Siłownia. Desperacja i hańba”, to jest tytuł artykułu z Wysokich Obcasów Ekstra. Autorką jest Aleksandra Sobczak.
Rzecz jest o kobietach.
Ale tych, co to nie boją się wysiłku i kawałek mięśnia , tu i ówdzie mają.
Ciekawy, artykuł, ciekawe zdjęcia. Na tym największym.. Marit Bjoergen. Jej mięsnie zobaczyła cała Europa .
Nie spodobały się. Cóż.
Fakt, trochę tego za dużo jak na kobietę. To prawda, ale jej wybór.
Spadła lawina internetowych komentarzy:
„Idealna dziewczyna dla geja”
Zapytała mnie ostatnio inna kobieta, jaki mam stosunek do mojego ciała ( w sensie takim, ze wiadomo jak się sport uprawia, to mięśnie tu i ówdzie wykształcą się).
Powiedziałam… że.. mam dobry stosunek, bo od zawsze sport uprawiałam i nie zastanawiałam się nad takim rzeczami, jak to ze będę mieć większe łydki niż inne panie, albo siniaki czy blizny.
To jakaś tam cena, którą się płaci, za przyjemność z uprawiania sportu.
Nie rozczulałam się nigdy nad swoimi rozbitymi kolanami ( wtedy kiedy grałam w siatkówkę i potem kiedy zaczęłam rowerować).
Mięśnie? Lubię swoje mięśnie. Mogę?
Mogę, a jak ktoś ich nie lubi... jego sprawa.
Ale wróćmy do artykułu.
Autorka pisze:
„Eteryczne, miękkie i malutkie. Słodkie i niewinne. Jeśli taka nie jesteś – przynajmniej udawaj”.
I dalej:
„Tak czy siak, umięsnione kobiety zawsze były kulturowym tabu – u mężczyzn budziły niepokój, czasem oswajany śmiechem”
I dalej cytat z jakiejś amerykanskiej publikacji:
„ Jest cos głęboko zasmucającego w dumnej, pewnej siebie, muskularnej kobiecie. Wysyła ona sprzeczne informacje. Ryzykuje że zostanie uznana za dziwną i niebezpieczną. U mężczyzn wywołuje zakłopotanie , a nawet otwartą wrogość”

"Zeby tego uniknąć, trzeba zawczasu zniechęcic kobietę do sportu. Dziewczyna może tańczyć, spacerować, ale po co jej siłownia?
- przekonywał mnie wujek i niejeden kolega.
Po co właściwie dziewczęta od lat narażają się na taki dyshonor? Na to pytanie odpowiedź znalazłam w dyskusji trenerów na stronie wysokieobcasy.pl/.
Jeden z nich ( nazwisko z litości pominę), stwierdził tam: „Kobieta w pakerni, to desperatka, która szuka męża”. No i wszystko jasne.
I dalej:
„ Jeśli chcesz, żeby również tacy chłopcy cię szanowali, ale podejrzewasz, ze jesteś od nich silniejsza, nie przyznawaj się do tego. Nawet gdy masz biceps ze stali, niech biedacy taszczą twoje walizki, a ty paraduj przed nimi w szpilkach. I w sukience z zakrytymi ramionami”:)))

I co Wy na to?
Ja to chyba też jednak myślę stereotypami , bo na siłownię chodziłam z czystej przyjemnosci, a nie w akcie desperacji… zresztą ostatnią rzeczą, która przyszłaby mi do głowy, to szukać męża własnie tam, bo jakoś większośc stałych bywalców siłowni… zdecydowanie nie w moim typie:). Co za dużo to nie zdrowo. Np takie karczycho...:)
I dlatego też, teraz pomacham sobie hantelkami, ale w domu, u siebie. Tak dla bezpieczenstwa swojego, żeby mnie nikt nie uznał za desperatkę.
No i pozdrawiam wszystkie pakerki.
Niech moc będzie z Wami.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)
Środa, 29 lutego 2012

Rzeź




Kaśka znowu. Nie bez przyczyny, ale o tym zaraz szerzej.
Czy nie jest genialna?


„Cóż jedną matką jaką znasz
Jest nadzieja... głupią matkę masz
Jeśli wiesz co chcę powiedzieć...”

Dosadna i szczera. Czemu nie potrafimy takimi być? Bardzo często, nie potrafimy?
Uczę się. Od dłuższego czasu się uczę. Z różnym skutkiem. Nie zawsze jest dobrze.
Siergiej jak posłucha , to mi znowu powie:
Musisz zacząć słuchać jakieś normalnej muzyki, a nie znowu będziesz wklejac jakieś piosenki o tym jakie to życie jest pojeb…

A cóż ja poradzę na to, że jakoś te piosenki o tym życiu nie do końca fajnym są lepsze, bardziej prawdziwe? Jakoś bardziej zapadają w pamięc.
Dobrze, dość tej pseudofilozofii.
Właśnie Polska gra z Portugalią. Nie powiem.. ten stadion robi wrazenie , prawda?
Euro będzie w Polsce, a ja dziecko piłkarza, kibic od dawien dawna, będę w tv oglądać. Jak większość polskich kibiców.

Rower był dzisiaj.
W poniedziałek spadł śnieg, a w środę śnieg stopniał.
No to Iza pomyślała: skoro stopniał, skoro świeci słonce, to bez względu na wszystko ( a dzień był cięzki, oj cięzki) trzeba ruszyć pupę i coś ze sobą zrobić.
No to wyjechałam. Cudownie, bo za dnia.
Spokojnie i relaksacyjnie w kierunku Dwudniaków.. które jeszcze skute lodem i jacyś wędkarze na środku… No.. podziwiam odwagę… bo słonce świeciło dzisiaj i ten lód nie do końca taki pewny chyba był.
Wjechałam do lasu… w lesie trochę mokro, ale w granicach normy.
Jestem bardzo słaba fizycznie.. Bardzo.
Fakt, ze dzisiaj też wiało, ale tempo, w którym jechałam… no dramatyczne.
Na usprawiedliwienie może to , że niewiele spałam w nocy i własciwie z punktu widzenia zdrowia, lepiej byłoby się połozyć po powrocie z pracy.
Zmusiłam się jednak do wyjscia, bo wiedziałam , ze z tego spania popołudniowego i tak nic nie wyjdzie i wcale nie odpocznę. A poza tym jutro nie będę mieć czasu na rower.
Nad stawami na Dwudniakach zachodziło słonce… Las stoi jak stał, a ja tak patrzę na to wszystko trochę jakby bez mojego udziału się działo.
Czas taki… „ jeśli wiesz co chce powiedzieć…”:)

A jutro chłopaki z Sokoła i nie tylko, na bieg Piastów wyruszają, więc POWODZENIA DLA WSZYSTKICH!
Byłam w kinie . I napiszę Wam o tym. Niby nic nadzwyczajnego w tym, że byłam w kinie, prawda? ale film jak dla mnie nadzwyczajny.
I polecam.
„Rzeź” Polańskiego na podstawie sztuki „ Bóg mordu”
Dwóch chłopców się bije ( nic w tym nadzywczajnego, ja pamietam też miałam raz „ustawkę” z kolegą z klasy we wczesnej podstawówce. Na szczęście Mama sie nie dowiedziała):) i rodzice spotkają się potem żeby obgadać sprawę.
Maniery, układnośc, kultura, „ą” i „ę”….
Pozory, fasady..
Powolne opadanie masek…
Piękne.
Przerażające, ale pięknie pokazane.
Dialogi.. majstersztyk. Aktorzy ( zwłaszcza panie) cud!
Eskalacja…niesamowita.
Wychodzą prawdziwe natury i nagle okazuje się , ze cała ta codzienność, to nic tylko udawanie, poza .
Nic nowego, tyle razy już o tym było, prawda?
Ale w tym filmie tak.. ostro pokazane. Tak genialnie.
Śmiałam się i śmiałam, a potem pomyslałam: z samej siebie się śmiejesz idiotko.
Bo też „gram” czasami…
Kiedy ktos niszczy albo gubi np. moją ulubioną ksiązkę, dlaczego nie potrafię powiedzieć: ale jestem zła! Wściekła,to była moja ulubiona ksiązka.!!!
Czemu mówię: nic się nie stało.. i nieśmiało się uśmiecham.
Kaśka potrafi zaśpiewać, ze „ nadzieja, matka głupia, jedyna jaką mam”
Tak mi się spodobały te dialogi, że pobiegłam do księgarni w poszukiwaniu ksiązki i.. znalazłam.
I jeszcze raz sobie to „przerobiłam”. Warto.
Do kina kochani!
  • DST 30.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 19.15km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Niedziela, 26 lutego 2012

Mój Przyjaciel Magnus

Patrząc na góry © lemuriza1972


Wczoraj przeglądając mój komputer, znalazłam to zdjęcie.
Zostało zrobione jesienią, w październiku 2011, podczas wyjazdu teamowego Bikeholików na Słowację.
Stałam wtedy zapatrzona na zimowe już Tatry, a przede mną była zima w przenośni i dosłownie.
Bo zimę miałam naprzeciwko siebie … piękny Siwy Wierch pokryty śniegiem, ale też liczyłam na to, że czeka mnie zima pełna zimowych wędrówek po górach.
I pomyślałam dzisiaj pijąc kawę w mojej kuchni i spoglądając na to co za oknem ( czyli brak śniegu)… że NIC TEJ ZIMY NIE BYŁO TAK JAK MIAŁO BYĆ.
Absolutnie nic.
No może oprócz kilku „wypadów” na biegówki i jednego wyjścia w Tatry.
Ale to wyjście też nie było takie jak miało być… bo chociaż pogoda dopisała, to ja nie potrafiłam się na góry otworzyć tak całkowicie.
A potem ciągle zagrożenie lawinowe… i zagrożenie lawinowe i wypadki w górach..
Oczywiście w Tatrach śnieg będzie jeszcze pewnie jakieś dwa miesiące.. oczywiście.
Może jeszcze dotrę tam zimą… Nie wiem.
O ile będę potrafiła znowu się na nie otworzyć, bo inaczej to nie ma najmniejszego sensu.
Śnieg w Tarnowie stopniał w ciągu kilku dni, oczywiście na górkach i pagórkach cos tam jeszcze jest, ale w mieście .. NIC. Jak to smutno wygląda… powyłaziły wszystkie „brudy”.. krajobraz jak po bitwie.
Pomyślałam: ot snieg tak pięknie przykrywa ten cały brud, a potem to wszystko wyłazi .. całkiem jak problemy spychane w podświadomość, potem dopadają nas ze zdwojoną siłą… albo śmieci zamiecione pod dywan:). Wystarczy podnieść dywan i co??? Piękna katastrofa!
Ciekawe co zostało z trasy na Marcince…?
Andżelika z Tomkiem dzisiaj pojechali na narciarski obóz do Krynicy. Zazdroszczę im.
Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło.
Śnieg stopniał, więc można było bez obaw ( bo ostatnio było b. ślisko), wyciągnąć Przyjaciela Magnusa i wyjechać w świat.
Mój Przyjaciel Magnus… żal było na niego patrzeć.
Po ostatnich „wybrykach” w styczniu w lesie, cały w zaschniętym błocie… Obraz nędzy i rozpaczy. Dopompowałam koła, nasmarowałam łancuch i obiecałam mu solennie, że jak tylko zrobi się ciepło, będzie miał najdłuższą kąpiel świata, a potem pojedziemy do serwisu, bo przecież potrzebne mu nowe linki, klocki i takie tam.
Dzisiaj było ciepło, jakieś 4 stopnie, ale za to wiatr… okropny. Po prostu okropny.
Momentami dawał mi w kość tak, jakby chciał mi dać do zrozumienia, gdzie jest moje miejsce ( w domu, z drutami, albo szydełkiem, lub pilotem w ręce:)).
Nóżki.. cóż słabiutkie, ale co się dziwić, kiedy się prawie nic nie robi całą zimę.
Bo cóż to jest te kilka wyjść na basen, trochę ćwiczeń w domu, kilka jazd na rowerze i trochę biegania na nartach. Cóż to jest w porównaniu solidnie przepracowanych ostatnich 3 zim?
Nic.
Ale nieważne.
Teraz wszystko jest inaczej i tak na razie być musi.
Jadąc zobaczyłam dziewczynę. Nie widziałam jej twarzy, ale zauważyłam, że niosła gitarę. Pomyślałam:
Ma pasję….
Ale szła tak jakoś ciężko, smutnie….
Pomyślałam: coś ją gryzie, jest pasja, ale jest też gdzieś jakiś problem…
Zdumiewające… jak to widać, nawet po tym jak człowiek .. idzie.
Jechałam powoli.
Wychodząc z domu, usłyszałam jak w radiu Pani straszy opadami sniegu. Pomyślałam sobie: zgłupiała czy co? Przecież jest ciepło.
No… Pani miała rację. Podczas jazdy kilka razy dopadła mnie taka śnieżyca, że hej.
I cóż, że dopadła:). Najważniejsze, że byłam na rowerze. Po raz pierwszy od listopada ( wtedy ostatni raz jechałam w świetle dziennym) "za dnia".
W ogóle dzien był rowerowy, bo w końcu dokończyłam oporządzanie KTM-a czyli wyczyściłam wszystko co byłam w stanie.
I przypomniało mi sie jak jeden z moich rowerowych kolegów z niekłamanym zachwytem i zazdrością w głosie powiedział:
Fantastyczniiieeeeee........
Ja: ale co?
On: tak sobie móc przy rowerze w domu robić, a nie w zimnym garażu.
No cóż..
Życie:)
  • DST 30.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 21.18km/h
  • VMAX 26.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl